Co dalej?

Zakładałam tego bloga w ramach terapii, bo walka o dziecko przedłużała się, a ja płakałam z bezsilności po kątach albo w autobusie pełnym ludzi.

Dziś nie płaczę z tego powodu wcale. Dziś zazdroszczę sobie sytuacji, w jakiej byłam rok temu. Bardzo bym chciała być tylko po nieudanych inseminacjach.

Co dalej?…

Nie mam jajowodów.

To nowa sytuacja, nie mierzyłam planów na taki przypadek. Już nigdy nie zadję w ciążę naturalnie. Już nie ma możliwości, że zwolnimy, wyluzujemy, pojedziemy na urlop i uda się spontanicznie.

Podchodzę do tego dość spokojnie, w dużej mierze przez pokorę. Ból, strach, których teraz doświadczyłam, uczą pokory. Ból i strach są większe niż nadzieje. Przesłoniły mi wszystko, sprawiły, że wszystko inne stało się obojętne. Może któregoś dnia przyjdzie rozpacz z powodu utraty jajowodów, może nigdy. Jest mi smutno, ale przeszłam nad tym do porządku dziennego. To była operacja ratująca życie i koszt jajowodów w tym wypadku nie wydaje się wygórowany.

Co dalej?…

Dalej albo in vitro albo adopcja. Bez jajowodów można przeprowadzać in vitro, jajniki, nawet okrojone jak moje (podczas operacji odcięto zapalone części jajników), nadal są zdolne wytwarzać komórki jajowe, da się je pobrać przez punkcję. Nie podejdę do kolejnej stymulacji do in vitro, bo odżywię wówczas endometriozę, która zje mnie do końca.

Ale mam zarodki. Za kilka miesięcy podejdziemy do transferu. Mam przed sobą kilka prób.

Po wykorzystaniu tych prób zamknę bloga. Bo albo się uda i krótki blog o bezpłodności nie będzie mi już potrzebny. Albo się nie uda i zajmę się adopcją, a nie leczeniem bezpłodności.

0 komentarzy

  1. Wierzę, że masz ogromną szansę w związku z dużą ilością zarodków i to blastusi- wiadomo, że one się łatwiej „zahaczają” 😉 jesteś tak dzielną osobą, że czytając twoje wpisy upewniam się z każdą chwilą, że ci się uda. Jeśli nie z in vitro- adoptujesz, będziesz cudowną mamą i jeszcze podarujesz jakiemuś dzieciaczkowi lepszy los. Tak czy tak- będziesz mamą! I to najlepszą, bo walczysz o to dziecko i będzie ono kochane jak nikt na świecie! Najważniejsze, że się nie poddajesz. Podziwiam cię i często tu zaglądam, odkąd jestem w ciąży (też z in vitro) czuję potrzebę dzielenia się tym, że warto walczyć!

  2. Kochana mimo smutnego tematu bloga czuje ze masz w sobie jeszcze sile i wiare ze to wszystko sie uda 🙂 A ja wierze razem z toba i bede caly ten czas trzymala za ciebie kciuki!! Wiadomo ze nowe sytuacje czesto zmieniaja cale nasze zycie … Kochana trzymaj sie dzielnie!!
    A tak z innej beczki bo ja sie nie orientuje powiedz mi stymulacje do in vitro powoduje ze endo atakuje bardziej? To co podaja jakos karmi endo? czy jak to dziala bo ja zielona w tym jestem.
    Sciskam kochana i jakby co to jestem!!

    1. Stymulacja do in vitro okazała się u mnie pożywką do endo. Wychodowałam wówczas na podawanych hormonach dwie pokaźne torbiele endometrialne, właśnie te, które musiałam usunąć w marcu.
      Ale to indywidualna kwestia, bo zobacz jak pisze niżej Iwona, u niej po stymulacji nie pojawiły się żadne torbiele.
      Na pewno nie jest tak, że zawsze stymulacja=torbiele. U mnie tak zadziałało. Nie bierz tego jako regułę.

  3. witam mojeje znajomej juz w wielu nastoletnim usnieto jajniki oba , wiec nie zabezpieczali sie z partnerem i tu ciach zaszła w ciaże jakiś cud nie wiem ale wszyscy byli zdziwieni wiec trzymam kciuki . Ja tez walcze z endometrioza i bedzie in vitro

    1. To rzeczywiście cud, że zaszła w ciążę bez jajników… 🙂 ja tam się nie znam… Ale strzelam, że jednak jakiś kawałek jajnika jej został… Albo adoptowali zarodek i się nie przyznali 😉 no bo jednak inaczej to się po mojemu nie da. Tak czy siak, cieszę się, że im się udało 🙂
      Trzymam kciuki za Twoje in vitro! Daj znać!

      1. Sorry, ale nie wierzę w ciążę bez jajników ;] to po prostu nierealne. Może miała usuniętą część jajników, a jak wiadomo nawet ocalony fragment jajnika może działać prawidłowo.
        Myślę, że nie do konca wiedziała co zostało usunięte podczas operacji.

  4. Wiem że ostro to brzmi ale skończ rozpaczać!Wcale nie jest tak żle.Póki co endo zatrzymane.Masz 2 jajniki i macicę i wszystko da sie spokojnie ułożyć tylko troche czasu na to trzeba.W takiej sytuacji jakiej jesteś spokojnie da sie przeprowdzić i stymulacje i transfery.A co mają powiedzieć kobiety,którym tak jak mi został tylko 1 jajnik i to tak samo okrojony i pozszywany?Przeszłam naprawdę silną stymulacje do ivf i nawet 05,mm torbiel nie wyrósł i udało si uzyskać 10 jajczek.Nie załamuj się i nie poddawaj bo wcale ni jest tak żle.Wiem,że strata boli,ciężko się oswoić ale trzba iść dalej i działać póki czas.Nie daj się zołzie rozpaczy,kopnij ją w du… i zdrowiej bo maluszki czekają na Ciebie w klinice.

    1. Mnie się wydaje, że właśnie jakoś strasznie nie rozpaczam. Zdrowieję, mam plan, nie biję głową w mur. Wiem, że są kobiety, które mają gorzej, choć trudno równać się do czyjegoś cierpienia, do czyjejś gorszej sytuacji, każdy mierzy siebie swoją miarą 🙂
      Nie poddaję się 🙂

  5. Cieszę się zatem że się nie załamujesz,jesteś bardzo silną kobietą i tak wiele już przeszłaś.Teraz już musi być tylko dobrze,głęboko w to wierzę że zostaniesz szczęśliwą mamą.W końcu w życiu tak jest,że najpierw pada deszcz a póżniej wychodzi słońce.Życze Ci abyś z każdym dniem była zdrowsza,silniejsza i coraz bliżej upragnionego transfru.

  6. Hej, przeczytałam po trosze od początku do końca.
    Trzymam kciuki za Was, macie swoje mrozaczki, niech się uda, wykorzystajcie wszystkie szanse. Ja osobiście jestem przeciwko in vitro, tak jak kiedyś pisałaś- mrozaczki to DZIECI- ludzie, fajnie jakbyście dali szansę wszystkim. Trzymam kciuki!
    U nas podobna historia, bez endo, ale niepłodność raczej konkretna. Do adopcji jeszcze nie dojrzeliśmy, in vitro nie dla nas. Zobaczymy co czas przyniesie, chociaż bezsilność bywa straszna…
    Podoba mi się u Ciebie, bo jest normalnie, wiesz? Nie ma oczekiwania na słodkiego różowego bobasa, jest tak po prostu!
    Pozdrawiam, zdrówka!

    1. Cześć, Elm 🙂
      Oczywiście, że damy szanse wszystkim Mrozaczkom. Na pewno nie skażemy ich na ciekły azot po kres świata. Sprawą, którą pomoże nam rozwiązać bieg czasu, jest czy zrobimy sami wszystkie transfery czy pomożemy bezpłodnej parze, która nie może mieć własnych zarodków. Ale to sprawa nie na dziś i na długo jeszcze nie.
      Elm, bardzo sobie cenię Twoje zdanie na temat in vitro, w którym nie ma osądu. To nie jest popularna umiejętność mówić co się myśli bez oceniania innych.
      Bezsilność to jedno z imion bezpłodności. Życzę Ci z całego serca, żebyś nie musiała odmieniać tych imion przez kolejne przypadki. Trzymam kciuki za dobre decyzje albo za niespodziewany happy end 🙂
      Powodzenia i obyśmy się czytały w innych okolicznościach 🙂

      1. To nie do końca tak 😉 Do kryształu mi daleko!
        Bardziej działa to tak, że staram się nie osądzać Ciebie, chociaż samego działania nie popieram. Rozumiesz co mam na myśli?
        A tak w ogóle jest „popyt” ma takie mrozaczki? Rzeczywiście realnie można ocenić, że ktoś będzie ich na 100% poszukiwał?
        Właśnie to zawieszenie w azocie mnie przeraża, ot co!

        1. Właśnie dlatego cenię to co piszesz, nie osądzasz.
          Z tego co wiem, dużo par czeka na mrozaczki, na możliwość adopcji zarodka. A „rodzicom” takim jak my trudno rozstać sie ze swoimi zarodkami i żyć ze świadomością, że gdzieś tam w kraju, a może w tym samym mieście, może żyć ich syn/córka.

  7. Dzisiaj natrafiłam na Twojego bloga i przeczytałam go całego. Wiele przeszłaś. Niepłodność jest chorobą, która potrafi zawładnąć naszym życiem, owija nas sobie wokół palca. To choroba duszy i ciała. Wiem, że jest Ci ciężko. Ale nadal możesz żyć nadzieją – jest jeszcze in vitro. I pomyśl, jakie to szczęście, ze macie swoje mrozaczki! Ja sama do in vitro nie podejdę (chociaż może jeszcze kiedyś zmienię zdanie – nie zarzekam się), ale wiem, że dla wielu osób to jedyna szansa. Trzymam kciuki za Wasze szczęście!

    1. Witaj Ewa. No tak, w sytuacji, w której nie mam jajowodów, zostaje nam in vitro bądź adopcja, szanse obu oceniam na realne 🙂 Nie pamiętam chwil, w których straciłam nadzieję, choć pewnie były takie i ich ślad został na blogu…
      Trzymam kciuki także za Ciebie, Ewa, jakąkolwiek wybierzesz drogę!

    1. Hej, Ewelina! rany na mnie goją się jak na psie, czuję się bardzo dobrze i chodzę całkiem wyprostowana. miejsca po szwach ciągną, mam opuchnięty brzuch, ale nie oczekiwałam, że będzie inaczej, rozchodzę to. Rozleniwiłam się za to jak dziadowski bicz 🙂 🙂 im więcej mam wolnego czasu tym mniej piszę na blogu… 🙂 zbieram się na jakiś wpis o hobby i tak od kilku dni… Pozdrawiam ciepło!

      1. Super ze wszystko sie goi 🙂 Skad ja znam to rozlewnienie dokladnie wiem co masz na mysli 🙂 Daj sobie czas na to lenistwo kazda z nas potrzebuje takiego czasu 🙂 Pozdrawiam 🙂

        1. Ewa, ja miałam brzuch rozcięty nie po to, żeby usunąć jajowody, ale zrobić porządek ze wszystkim. Jeśli lekarz powiedział Ci, że będziesz miała laparoskopię, na pewno tak będzie. Trzymaj się ciepło.

  8. Witaj. Trzymam mocno za Ciebie kciuki! Mam nadzieję że prędzej czy później zostaniesz mamą słodkiego brzdąca. Ja mam za sobą walkę z niepłodnością, 5 inseminacji, HSG i laparoskopię, po tym wszystkim okazało się, że mam prawie drożny jeden jajowód. Moja walka trwała 7 lat, w końcu pogodziłam się, że nie zostanę mamą, tylko czasem tęsknym wzrokiem patrzyłam na kobiety w ciąży. Obecnie jestem w piątym miesiącu ciąży, moja ciąża to dla mnie mega niespodzianka, zaszłam naturalnie, bez wspomagania teraz z niecierpliwością czekam na mojego synka. Wiem, że u Ciebie takie rozwiązanie jest niemożliwe, dlatego będę mocno trzymać kciuki za in vitro!!!

    1. Twoje 7 lat do dużo – dużo pustych, smutnych dni, musiałaś wiele przejść. Tym bardziej się cieszę, że udało się naturalnie! Trzymaj za mnie kciuki, bo wierzę, że się uda. I powodzenia!

  9. Wiem co przechodzisz mnie życie nauczyło pokory odarlo z godności i wstydu. Straciłam szescioro dzieci w ciągu 10 lat. Usłyszałam setki rozmijajaych się diagnoz, łącznie z tą, ze nigdy nie będę miała dzieci, wylałam morze łez, przeszłam wiele bolesnym badań i zabiegów, nie poddałam się i teraz obok mnie leży maleńka istotka, której nie dawali ani jednej szansy ze będzie żyła. Maleńka kruszynka jest z in vitro i Bogu dziękuję, ze dałam radę. Będę trzymała za Ciebie kciuki, bo droga gdzie walczy się o dziecko jest piekielnie trudna i ciężka. Pozdrawiam

    1. Monika, strasznie mi przykro z powodu Twojej straty – nie wyobrażam sobie, przez co Ty musiałaś przejść. I jaka to radość, gdy w końcu po latach walki u Twojego boku pojawia się mały człowiek… 🙂

  10. Witaj! Ja moją walkę o dziecko przegrałam, po prostu się poddałam, nie miałam już siły aby temu wszystkiemu stawić czoło 🙁 Po kilkuletnich badaniach, chodzenia od lekarza do lekarza, wydania masy pieniędzy skończyło się na in vitro.Na teście pokazały się dwie kreseczki ale nie na długo.W 5 tygodniu zaczęłam krwawić i wszystko się skończyło.Wtedy się poddałam. Nie mogłam patrzeć na szwagierkę i kuzynkę w ciąży jak dumnie krążyły niedaleko mojego domu, na matki z wózkami które mijałam na drodze.Straszne to było i nie chciałabym już nigdy wrócić tego czasu.Czułam się nie potrzebna, bezwartościowa, pełna zła i goryczy.Nienawidziłam z kimkolwiek o tym rozmawiać.Wszystkim źle życzyłam, sobie też. Aż w końcu przyszedł taki dzień że adoptowaliśmy z mężem dwoje najwspanialszych dzieci na świecie!!! Dziewczynkę i chłopczyka – rodzeństwo.Nie zamieniłabym ich na nic w świecie.Kocham ich jak własne ale często myślę o moim Aniołku.Wieżę, że to On mi pomógł.Umarł w tym samym dniu co mój syn się urodził więc coś w tym musi być.Nie bój się adopcji!!! Nie łatwo przez nią przejść ale warto było!!! Szkolenia dużo mnie nauczyły i pozwoliły inaczej spojrzeć na cały proces adopcyjny.Teraz jestem szczęśliwą mamą dwójki moich Łobuzów.Przeszły mi te wszystkie złe myśli, ale czasami mi smutno i przykro że ciąży nigdy nie „posmakuję”. Nie raz się już popłakałam i nie raz się jeszcze popłaczę.Teraz cały świat kręci się wokół dzieci!!!!Mam tylko nadzieję, żeby moje dzieciaki kiedyś mnie zrozumiały i kochały tak jak teraz mnie kochają.Trzyma za Ciebie kciuki i życzę powodzenia 😀

    1. W moim pojmowaniu świata, nie przegrałaś tej walki. Adopcja jest kolejnym etapem – Tobie sie udało. Rozumiem wszystko przez co przechodziłaś, utrata poczucia własnej wartości, niechęć do młodych szęśliwych matek, to, ze źle życzyłaś wszystkim. U mnie chyba najgorsza złość już sie wypaliła, ale kto wie, czy to jeszcze nie wylezie na wierzch… Oby nie – zmniejsza się wtedy krąg i tak przetrzebionych już znajomych.
      Cieszę się, że napisałaś o adopcji, o szczęściu z adoptowanymi dziećmi – to nie tylko mnie tutaj podnosi na duchu 🙂

  11. Dzisiaj tutaj trafiłam po raz pierwszy i przeczytałam większość. I powiem tak: „Cuda się zdarzają”. Bardzo dobrze rozumiem o czym piszesz. O endometriozie dowiedziałam się gdy pojawiły się problemy z zajściem w ciążę. Moje comiesięczne „chodzenie po ścianach” z bólu (4-5 ketonali na dobę przez pierwsze 4 dni miesiączki, żeby jakoś funkcjonować) nie wzbudzało podejrzeń u mojego już byłego lekarza. Zawsze słyszałam: „po pierwszej ciąży minie”. Skończyło się laparoskopią, usunięciem torbieli, częściowo jajnika… Lekarze nie dawali mi szans na naturalne zajście w ciążę… A jednak się udało 🙂 Oczywiście ciąża o początku przebiegała z dużymi komplikacjami, przeleżałam prawie całą, na szczęście trafiłam na wspaniałego lekarza. Nasza córcia urodziła się w styczniu, co prawda 2 miesiące za wcześnie i strasznie malutka (tylko 1300 g), ale jest cudownym, zdrowym dzieciątkiem 🙂 Mimo endometriozy udało się. Życzę powodzenia i głowa do góry. Cuda się zdarzają 🙂

  12. jak ja słyszę te komentarze ludzi dookoła w stylu „wyluzujcie, wyjedzcie gdzieś, moi znajomi tak zrobili i im się udało” nie da się wyluzować po kilku latach starań, po prostu się nie da a wszystkim łatwo jest mówić bo nie wiedzą jak to psychicznie wykańcza.

    1. Paradoks sytuacji polega na tym, że właśnie równo od miesiąca my już możemy wyluzować. Zero napinki. Nieodwracalnie. Może w końcu seks będzie tylko dla przyjemności.

  13. Myślę, że adopcja nie jest złym rozwiązaniem-ale do tego trzeba dojrzeć-dziecko to nie zabawka dla zaspokajania własnych potrzeb. Nie będzie doskonałe, będzie mieć prawo do własnego zdania i do własnych błędów. Tak samo jak nasze własne-z tym, że…
    Człowiek tak naprawdę nie wie jaką ma siłę dopóki nie przyjdzie mu jej wypróbować. Wiesz, że masz jeszcze szansę-także nie łam się-to w niczym nie pomoże. Skup się na dochodzeniu do zdrowia, na radościach dnia codziennego- będzie dobrze.

  14. Hej, ja jestem po 2 inseminacjach i 1 in vitro nieudanym. Chwilowo nie mam sił walczyć dalej. Niby wszystko ok, ale słabe jajniki, produkują mało. Jak słyszę komentarze o wyluzowaniu albo wspaniałej adopcji to podnosi mi się ciśnienie i to na maksa. Jestem wściekła za to , że ktoś ośmiela się w tej sytuacji mówić mi co robić… A gdy patrzę na inne ciężarne kobiety to też czuje żal pomieszany z zazdrością i złością. Myślę, że powoli trzeba się będzie pogodzić z tym, że zostaniemy z mężem sami. Tyle lat i bólu…

    1. Bardzo mi miło, że mężczyzna chciał poczytać babskie smuty, przemyślenia albo wpisy bezmyślne. Mam nadzieję, że nie było strasznie.
      Zastanawiam się czasem – a propos niezdrowej ciekawości – czy nie jest wręcz odwrotnie – czy blogując w ten sposób nie mam niezdrowego ekshibicjonizmu… Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *