Kroitransfer in vitro od A do Z

Tak skutecznie wyłączyłam emocje, że nadal jadę na tym jałowym biegu. To dobry moment, żeby opisać transfer in vitro poradnikowo. Na łzy radości lub smutku przyjdzie jeszcze czas.

Tymczasem na zachętę: tak wygląda Okruszek, który może jeszcze pływa w moim brzuchu. To 5-ciodniowa blastocysta klasy 4AA.

Ale do rzeczy: od momentu wykrycia owulacji przez test lekarze zakładają, że owulacja wystąpi w ciągu 2 dni. Licząc od 2 dnia plus wiek zarodka ustalają termin transferu. W praktyce wygląda to tak: test owulacyjny wyszedł pozytywnie w sobotę. Zamrożone zarodki mają  5 dni. Lekarka liczyła czas owulacji jako poniedziałek. Dodała 5 dni. Zaprosiła na transfer w kolejną sobotę.
– Nie za późno? – zmartwiłam się?  – Owulacja mogła się zacząć w niedzielę – mówię lekarce.
– Zawsze tak robimy – powiedziała.
No skoro tak…

Od dnia owulacji przyjmuję lutinus (2×1) i luteinę (2×1), przy czym na początku miałam wziąć wieczorem tylko jeden lutinus, potem wszystko jw.

Żadnych wizyt w międzyczasie. Trochę się dziwiłam, że tak bardzo można ufać testom. Ale ufam lekarce. Mam z nią kontakt telefoniczny. W poniedziałek owulacja, we wtorek zleciła rozmrożenie zarodka na sobotę.

Sobota rano. Pucuję chatę. Sprzątam jak szalona, na kolankach i w firankach. Przypomina mi się przy odkamienianiu zalewu kuchennego – na ulotce z kliniki napisali, żeby zadzwonić przed 10. rano zapytać czy zarodek rozmraża się prawidłowo, bo jeśli nie, odwołujemy kriotransfer. Dzwonię. Pani mówi, że dzwonię za wcześnie, bo zarodek zaczyna się rozmrażać 2 godziny przed zabiegiem, czyli nasz o 11.20, w razie czego zadzwonią. Aha. Ok, to sprzątam dalej, dwie godziny przed kriotransferem jesteśmy już praktycznie w drodze, bo przy okazji chciałam kupić hamaki rodzicom i teściom w popularnym dyskoncie (hamaki-fotele, są boskie), w którym zawsze trochę kolejka, bo każdy tu robi zakupy, ale nie każdy się przyznaje. I nie chciałam się spóźnić. Nikt nie dzwoni. Ok.

Do transferu należy mieć lekko wypełniony pęcherz. Co to znaczy lekko wypełniony? Przerabiałam już to przy inseminacjach, zawsze miałam kłopot z trafieniem w to 'lekko’. Generalnie sikam na żądanie i pęcherz mam chyba organicznie lekko wypełniony. Jechaliśmy w afrykański upał. Podczas 30 minut w aucie spociły mi się nawet uda.

45 minut przed transferem wypiłam 0,5 litra wody. Ale ponieważ było gorąco i wypociłam wiele płynów, uznałam, że to za mało i wypiłam kolejne pół litra.

Godzina transferu. Lekarka prosi do gabinetu. Bada mnie. Wszystko w porządku. Mówi, że mam dość mocno wypełniony pęcherz, że mogę odsikać trochę. Boję się, że jak zacznę, już nie przestanę, więc twardo odpowiadam, że wytrzymam (a uczyła mama, zastanów się dwa razy, nim odpowiesz… ) .

No to przechodzimy do innego gabinetu. Weryfikacja, czy ja to ja, po peselu. Mąż cały czas ze mną oczywiście. Siadam na fotelu. Lekarka wkłada wziernik (o jezu, trzeba się było wysikać te trochę…), asystentka pomaga – steruje obrazem USG przez powłoki brzuszne. Lekarka wkłada cewnik, podaje zarodek…

Chwila moment, nawet się nie obejrzałam, i jest! Widzimy jaśniejszą kropkę, która, siku mi się chce, rozgląda się zaspana po ściance macicy… Naprawdę tak dobrze to widać? – dziwię się.
– To trochę sztuczka, zarodek jest między pęcherzykami powietrza, dzięki temu pani go widzi i my także wiemy gdzie jest.

I po wszystkim. Lekarka życzy powodzenia. Każe leżeć 10 minut. Posiedzieć sobie, zaraz się zleję, jeszcze pół godziny na korytarzu. I jechać do domu. To było najdłuższe 10 minut w całej tej historii. Mocz naciskał mi na mózg i pojawił się chyba drobny wytrzeszcz oczu, bo w końcu pielęgniarka się zlitowała i pozwoliła mi wstać z fotela, wpuściła do chyba służbowej toalety.

Sam transfer – bezboleśnie, gładko, nieodczuwalnie praktycznie. Tyle przygotowań, zastrzyków, badań, tabletek, kolejek, łez nawet. A transfer niepozorny, cichy, nieodczuwalny.

Lekarka namówiła mnie na zwolnienie lekarskie. Opierałam się trochę, ale po chwili już słabiutko. A niech tam… Na uszycie czeka bluzka z krótkim prawym i długim lewym rękawem .

Zakładałam, że będę żyła normlanie, nie zacznę tej historii od zwolnienia i bycia księżniczką, ale może rzeczywiście trzeba troszkę wspomóc ten Okruszek…

Teraz 2 tygodnie zwolnienia. 2 tygodnie po owulacji mam zrobić test. Przez ten czas kituję w siebie luteinę, lutinus i estrofem. Zalecenia: Nie dźwigam. Nie przegrzewam się. Nie biegam. Nie jeżdżę na moim ukochanym rowerze. Nie piję w afrykański upał sangrii i nie puszczam w niebo chmur z dymu papierosa. Nie przeklinam przy zarodku. Hmmm… To bardzo długie dwa tygodnie.

0 komentarzy

  1. Życzę Ci gorąco powodzenia! I na pocieszenie: mój mrożaczkowy synek (ze „zwykłego” trzydniowego zarodka) ma teraz 5 miesięcy, zaczyna jeść warzywa i owoce, i jest naprawdę przecudny 🙂
    To się w końcu udaje. Choć czekanie bardzo boli.
    Trzymam kciuki.

    1. … Przeczytałam, trochę, nie wszystko, Twój blog. Zrobiło mi się bardzo smutno, w tamtych chwilach. Oszczędziłaś mi pozostałych historii prawdziwych. Jesteś silną kobietą, pewnie słyszałaś to wiele razy

  2. Miałam dokładnie to samo z piciem przed transferem. I mimo że zdecydowałam się na propozycję „lekkiego odsikania”, to widocznie źle obliczyłam swoje możliwości. Te 10 minut na łóżku po wszystkim, to było najdłuższe 10 minut mojego życia 😉 . Były mikołajki 2013, za oknem szalał orkan Xawery i wszystko wydawało się takie nierealne, a teraz… + 33 stopnie, 9 miesiąc ciąży. Wierzę z całego serca, że będzie dobrze 🙂 trzymam kciuki za piękny zarodek!

  3. O temacie umiarkowanie pelnego pecherza zdecydowanie jest na blogach invitrowek za malo. 😉 Z sikaniem mialam tak samo za pierwszym razem, i to mimo tego, ze czesciowo „odsikalam” przed transferem.. jeszcze jak pielegniarka niemilosiernie mietosila mi podbrzusze glowica do usg, to myslalam, ze ja ugryze, ale minelo bardzo szybko w chwili, kiedy zobaczylam „spadajaca gwiazde” – nasza blastocyste.. w tym momencie po prostu sie poplakalam..

    Piekna blastusia. 🙂 Zycze spokojnego oczekiwania.. 🙂

    PS. jaka jest roznica miedzy lutinusem i luteina? na pierwszy rzut oka wydawaloby sie, ze to to samo, ale zakladam, ze jednak nie. 🙂

  4. Wow! Jaka piękna blastusia 🙂 Niech da równie piekną betkę za dwa tygodnie 🙂
    U mnie mimo testów potwierdziłam owu jeszcze u ginekologa i wtedy był ustalony transfer. Jak to jest z lutinusem/luteiną po owulacji i po krio? Ja nie miałam nic przepisane przez ten okres, nawet po krio bym nic nie dostała (ostatecznie lekarka przepisała 2×1 po 100mg luteinę). Mówili mi, że jak na cyklu naturalnym, to nie trzeba… A wszędzie gdzie czytam, to raczej dziewczyny biorą… Muszę się wypytać przy kolejnej wizycie w klinice.
    O historiach z lekko pełnym pęcherzem zdążyłam się już naczytać, toteż sama wypiłam tak mało, że aż się zastanawiałam, czy wystarczy…
    Czekam na info za 2 tygodnie i trzymam kciuki!

    1. Kochana, chciałam napisać to u Ciebie na blogu, ale coś mnie wywala. Na razie to ja czekam na info co u Ciebie, mocno ściskam kciuki! Jesteś dzielna, że wyczekałaś ten czas.
      Luteina, lutinus – i cała reszta innych leków, chyba wiele zależy od lekarza. U mnie na cyklu naturalnym przepisali. Może lekarz uznał, że brać prochy to mniejsze zło?
      Różnicy między luteiną i lutinosem nie ma, oba pomagają wytworzyć ciałko żółte i zagniezdzic się zarodkowi. Po co biorę dwa na raz? Bo tak kazali…
      Nieistotne teraz. Trzymam kciuki za jutrzejsze być albo nie być, pamiętaj, że bez względu na wynik świat idzie do przodu.

      1. Kochana! A ja trzymam kciuki za Ciebie 🙂
        Je też jechałam na owulacyjnym, stąd się zastanawiałam nad różnymi zaleceniami. Popytam, jutro wizyta w N.
        A ja jeszcze czekam. Jak pewnie już wiesz z mojego bloga, wczorajsza beta coś tam jednak pokazała. Zrobiłam badanie dzisiaj. Tak bardzo chcę wierzyć, że Kropek walczy, by jednak zostać. A jednocześnie wizja poprzedniej cb wisi gdzieś tam w tyle głowy.
        No nic, leżę dalej. I czekam na wieści, że u Ciebie wszystko w dobrym kierunku idzie 🙂

        1. Droga Równoważna. Cały czas myślę o Tobie. Brak złych wiadomości to dobra wiadomość… Mam nadzieję. Jestem tuż za Tobą, Twój wynik jest także dla mnie bardzo ważny…

  5. Równoważnia – nie za 2 tygodnie, tylko już za tydzień. Tak wynika z postu. Jeśli się mylę, to wyprowadźcie mnie z błędu.
    Trzymajcie się zdrowo kolorowo 🙂

  6. Kasia podobno Lutinus to taka lepsza luteina, mniej podrażnia, nie ma skutków ubocznych. Ma za to powalającą cenę… Ja przez pierwsze 2 miesiące ciąży byłam na lutinusie, potem na trochę na luteinę przeszłam, nie widziałam różnicy…

    1. Lutinus jest strasznie drogi. I, uwaga, najtańszy można dostać w Warszawie, a właściwie pod Piasecznem, apteka przy Novum. Tam płacę 110 zł. To połowa ceny innych aptek.

  7. Przy Racławickiej w aptece przy Invimedzie mają taką „promocję”, że drugie opakowanie jest gratis, za pierwsze płaci się ok 190 zł. To i tak nieźle, bo jak kiedyś się rozpędziłam z receptą do osiedlowej apteki, to pani mi powiedziała, że 500 zł opakowanie!

  8. Witaj. Czytuję Twój blog już od długiego czasu i z całego serca życzę Ci aby te wszystkie trudy i smutki, które przeszłaś zaowocowały upragnionym maluszkiem.
    Ja jestem w trakcie przygotowania do in vitro. Boję się ale nie chcę rezygnować z marzeń.
    Pozdrawiam i trzymam kciuki 🙂

  9. Witaj. Na początku czytałam blogi niepłodnościowe tak spomiędzy – nie szykowałam się do in vitro, miałam nadzieję na naturalną ciążę. Ale ponieważ długo nie przychodziła, a też mam różne problemy (nieregularne cykle, owulacje w kratkę, przedwczesny poród przez przegrodę macicy itp.), to wciągałam się w ten świat. W tym roku miałam trzy histeroskopie mające usunąć zrosty w macicy. W końcu się udało, ale się okazało, że jajowody też zarosły i oba są niedrożne.
    Wczoraj byłam na pierwszej wizycie, żeby podejść do rządowego programu, w Invimedzie.
    Oficjalnie dołączam do grona invitrówek.
    Trzymam kciuki, żeby Twój transfer okazał się szczęśliwy.

    1. Wężon, witaj w gronie invitrówek 🙂 Szkoda, że musiałaś wstąpić do naszego grona, ale tu są bardzo fajne dziewczyny. Mam nadzieję, że nie będziesz z nami musiała długo zabawić… :/
      Udało Ci się usunąć te zrosty? A co dalej z tą przegrodą? Ja mam dwurożność macicy, jeszcze nie wiadomo co z tym dalej będzie.

      1. Dzięki, Kas. Jestem po, na razie nie mam pytań, tylko czekam. Ale bardzo Ci dziękuję, jak będę miała pytania, napiszę 🙂 PS. ja podchodziłam w Novum, ale procedura musi byc taka sama wszędzie chyba.

        1. Hej, pisałam to do Wężon 😉 wiem, że Ty się leczysz w Novum. Kiedy przeczytałam, że Wężon podchodzi w Invimedzie, pomyślałam, że zawsze fajnie mieć kogoś, kto przechodził przez to samo w tym samym miejscu w celu rozwiania wątpliwości, czy wsparcia.

          1. Aaa, tak 🙂 Mało czytelne to jest u mnie po zalogowaniu do bloga. Na pewno jest tu więcej takich dziewczyn jak Wężon, które mają pytania. Ja nadal czekam na miesiączkę, na wszelki wypadek kupiłam już test ciążowy… Nadzieja matką czy ja matką… 🙂

          2. Ja miałam podawany zarodek 48 godzinny. W 8. dniu po transferze test wyszedł negatywny, a w 11. była już druga kreska. Nie mogłam doczekać się tej bety i testowałam sama. Ty miałaś dużego blastusia, więc szanse, że test coś pokaże są spore. Ale nie namawiam, bo wiem, jak okropnie się czułam, kiedy zobaczyłam na pierwszym teście jedną kreskę. Wystarczyło poczekać, żeby sobie odjąć tego stresu.

  10. Ja wczoraj w Novum mialam puncje, wiec dzisiaj z niecierpliwoscia czekam na tel z lab… Generalnie zabieg jako jedyna przeszłam z wielkim bólem i złym samopoczuciem, ale mam nadzieje, że nie będzie przeciewskazan do jutrzejszego tranferu… Cieszę się, że znalałam Twojego bloga, jest mi troche lżej czytając z wyprzedeniem co mnie czeka :)) Więc dziękuję 😉 Gratuluje Maluszka i trzymam kciuki za zdrówko i dobre samopoczucie :))

  11. Mi pobrali 7jajeczek z tego zrobiło się pięć az w końcu jeden 4aa lekarz kazał leżeć 10minut dałam radę 5min.Tak mi się chciało ze nie mogłam wytrzymać!martwię się ze leżała za krótko!czy mogło mi coś wylecieć przy sikaniu?bardzo się martwię?!!!!jakieś słowa otuchy?

  12. Moja historia trochę podobna do waszych, po ślubie z mężem zaczęliśmy starać sie o dzidziusia. Mijały miesiące, znajomi co wizyta to kolejna ciąża , a my nic.. Postanowiliśmy pójść do lekarza, zbył, przepisał Duphaston i nakazał brać kwas foliowy. Minęły kolejne 6 miesięcy, i nadal nic. Rozpoczęliśmy wizyty u zdecydowanie wykwalifikowanych lekarzy pod katem niepłodności, po serii badań okazało sie że mój maż jest bezpłodny a jedyna możliwość posiadania potomstwa to in vitro. Przepłakalismy kilka nocy, chęć posiadania potomka zwyciężyła, zaczęliśmy procedurę in vitro. Myśleliśmy, że skoro naturalnie nie możemy począć dziecka to in vitro nam w tym szybko pomoże.. I tu po raz kolejny los nam przetarł nosa. W czerwcu było pierwsze podejście, była stymulacji, była punkcja i nastąpiła hiperstymulacja 6 dnia po transferze, mdlałam, wymiotowałam, okropne bóle brzucha.. Myślałam, że umrę… Transfer odwołany, do kiedy? Aż jajniki powrócą do normalnych wymiarów.. Czyli nie wiem kiedy.. Wiem, że zniosę wszystko ale los nie rozpieszcza. Chce myślec pozytywnie, ale nie umiem. Wiem tylko że czeka na mnie 5 mrozaczków :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *