Nasza historia to 4,5 roku starań, ja mam już dziś 35 lat, M.jest 3 lata
starszy.
Przyczyny niepowodzeń żadnej. Półtora roku temu wyszło
hashimoto (ale z prawidłowymi wynikami tarczycy), 3 miesiące później
zaskoczyło naturalnie. Ale jakoś dziwnie rosła beta, było podejrzenie
cp, koniec konców samo popłynęło, obyło się bez oczyszczania w szpitalu.
Jesteśmy po 6 IUI, żadna nie przyniosła nawet cienia sukcesu. W końcu
ivf. Bóg mi chyba chciał pokazać dobitnie, że w naszym przypadku to nie
tędy droga, bo po stymulowaniu (faktem jest, że z powodu wysokiego amh
było ryzyko hiperki) niezbyt dużą dawką menopuru wyhodowałam (uwaga!)
jeden pęcherzyk. Tyle co naturalnie, bez żadnych wspomagaczy. No tak czy
inaczej w 2 dobie był transfer, również nieudany. Odpuściliśmy.
W zeszłym roku poszłam na studia podyplomowe-logopedia, zeby zabić czas, żeby zająć głowę. I na tych studiach dowiedziałam się takich rzeczy, że wiem, że nie podejdziemy do kolejnego zabiegu. Może w naszym przypadku akurat brak dziecka to ta lepsza opcja, tego nie wiemy, ale tego się trzymam, bo trzeba sobie jakoś tłumaczyć. I jakoś w głębi serca czuję, że na zawsze pozostaniemy tylko ja i M.
Fajnie się czyta
podoba mi się