Pożegnanie
Zniknęła tak, jak się pojawiła. Przyszła. Poszła. Towarzyszyła mi przez połowę mojego macierzyństwa. Odwaliła za mnie kawał roboty. To dzięki niej synek zaczął wstawać na nóżki, gdy tak bardzo zależało mu, żeby ją ugryźć w ogon i nie sięgał z podłogi na kanapę. To przy niej zaczął raczkować, goniąc ją …