Ciemnogród. Ale nawet w ciemnogrodzie każdy ma prawo głosu.
Wczoraj pojawiła się informacja częściowo podsumowująca rządowy programu refundacji in vitro. Z programu urodziło się już ponad 200 dzieci. Szczęście rodziców jest niepoliczalne.
Tymczasem niektórzy (tu kobieta, ale nawet ciemnogród trzeba szanować, więc zamazuję personalia) pod informacją o sukcesie programu, stawiają sprawę tak: „a to oznacza, że zmarło około 2,3tys dzieci – taką cenę się płaci… mordercy!”
Czuję misję. Przemyślałam to już sobie wzdłuż i wszerz. Nie wiem, jak życie mi zweryfikuje to postanowienie, ale nie mam zamiaru robić tajemnicy z tego, że dziecko jest z in vitro. Jestem dumna, że się udało. Jestem dumna z postępu nauki, z tego, że ludzkość, która czasem nawala (np. nie zdołała wytępić komarów… 🙂 ), potrafi tworzyć dobrodziejstwo i korzystać z tego. Ludzie nie mają wstydu mówić, że jestem mordercą. To czego, kogo ja mam się wstydzić? Ich?
Jest taka presja społeczna, że in vitro, to coś złego. In vitro się ukrywa. Wszystkie tutaj jesteśmy anonimowe (nooo, ja też…, ale blog to takie trochę rozbieranie się do majtek…). Wiem tylko o jednej, w miarę bliskiej znajomej, powiedzmy, że ma na imię Ewa, która urodziła z in vitro (wiem w ścisłym sekrecie, przypadkiem, nie od niej), nikt więcej spośród znajomych się nie ujawnił. Akurat Ewa świetnie wie z czym się borykam i jak walczę – i nigdy mi się nie przyznała do swojego in vitro, nie wsparła „radą z autopsji”. Do tego stopnia robi się w Polsce z tego wstydliwą tajemnicę.
Ewa nabrała wody w usta, ja nabiorę wody w usta. A potem dziewczyny, mając do wyboru macierzyństwo lub jego brak, gryzą się, bo przeciwnicy są głośniejsi… Dlatego mam zamiar o tym mówić otwarcie. Wesprzeć osoby, którym przeszkadza krytyka ciemnogrodu.
Oby starczyło mi sił… 🙂
***
Tymczasem Kropek chyba rośnie, jeśli wskaźnikiem są moje rosnące cycki, to rośnie na pewno. Plamienie prawie zupełnie ustało, jest praktycznie niezauważalne.
Zadzwonił tata, przeprosił. Wszystko się jakoś układa!
Ludzie poprostu nie rozumieją jednej podstawowej kwestii, ze my nie wybrałyśmy in vitro bo chciałyśmy, tylko nie było wyboru bo nic innego nie pomagało. Tacy wlasnie ludzie powinni byc skazani na in vitro i ciekawe co by wtedy mówili na ten temat.
~Emilia, tak jak napisałaś, nie tylko nie rozumieją, że to nie nasz wybór, ale także tego, że takich „morderstw” dopuszcza się sama natura, a nie człowiek.
Wczesne poronienia niezagnieżdżonego zarodka mogą sie zdarzyć po stosunku u każdej kobiety, a kobiety nawet o tym nie wiedzą. Widać to dopiero „na szkiełku”.
Dokładnie. To całe „zabijanie” stworzył kościół i wbija to niektórym do głowy. Tylko ze wg kościoła to tez samo zmarnowane nasienie jest zabijaniem, pomimo ze nie połączyło sie z komórka jajowa wiec każda antykoncepcja jest zła.
Dodam ze pewna bardzo dobra pani ginekolog powiedziała mojej koleżance, ktora tez jest w ciazy po in vitro ze jeszcze nie widziała dziecka po in vitro z poważnymi wadami bo wybierane sa najlepsze komórki jajowe i nasienie. Wiec pewnie bardzo rzadko to sie zdarza.
Cała polska widziała – 'dzieciątko prof. Chazana’.
Tak piszesz jakby chore dzieci sie nie rodziły z naturalnego poczęcia tylko z in vitro.
Nieszczęście innych zawsze może przydarzyć się Tobie, więc lepiej nie wojuj tą bronią.
Ciemnogród bez dwóch zdań.
nie wiem czy to kwestia braku edukacji, czy ogólnej tępoty?
bardzo jestem ciekawa jak wypowiadałyby się te same osoby w sytuacji, gdyby to właśnie im nie zostało już nic innego do wypróbowania oprócz IVF, gdyby to była przysłowiowa „ostatnia deska ratunku”…
jak dobrze się krzyczy, szkaluje i pluje jadem gdy dana sytuacja bezpośrednio nas nie dotyczy…
osobiście nie wiem czy mówiłabym o ivf, gdybym je przeszła…
w pracy ani wśród prawdziwych znajomych nikt nie wie, że leczę się w klinice leczenia niepłodności..
zadziwiające, że taki maleńki Okruszek od samego początku swojego istnienia potrafi tak dogłębnie je zaznaczyć choćby wyrzutem hormonów w Mamusiny cyc :))
zdrówka i spokoju dla Was 🙂
Nazywanie kogoś mordercą dla zasady jest przegięciem, a w takim właśnie duchu został napisany tamten komentarz – krzyk, oskarżenia, czysty fanatyzm, żadnego wyjaśnienia filozofii życiowej, czy zasady moralnej, czy religijnej.
Moje stanowisko jest takie, że w samej metodzie nie byłoby nic złego, gdyby nie nadprodukcja embrionów, których potem nikt nie chce. Co z nimi będzie? Jeśli rodzice wykorzystają „cały pakiet”, to nikt nie ma prawa nazywać ich w taki sposób. Ale jeżeli produkują ilość taką, o której wiadomo, że nie chcą tyle dzieci, ale robią to na zapas „żeby chociaż dziesiąte wyszło”, to jak to nazwać? Trzeba brać odpowiedzialność za to, co się robi. I nie zwalać na „naturę”, że skoro ona, to ja też mogę, bo czy mogę zabić dziecko, skoro inne umierają naturalnie w wyniku śmiertelnej choroby?
Powtarzam. Nie ma nic złego w samej metodzie, ale w odrzucaniu niepotrzebnych embrionów. Trzeba dać szansę każdemu, bo to jedyna szansa.
Problem jest w tym ze czesto „produkuje” sie za mało embrionów i okazuje sie ze żadne nie przetwalo do transferu albo np tylko jeden a wiadomo, ze nie każdemu sie udaje za pierwszym razem. Potem przechodzić znow przez cała procedurę nie jest łatwo ani dla organizmu i psychiki. Niestety nie ma złotego środka. Zazwyczaj jak sie czyta to zostaje tylko kilka embrionów. A i tak nie wszystkie sie przymią, jest chyba tylko 30% na to. Wiec czasem potrzeba 5-10 jajeczek zeby mieć z tego dwoje dzieci. Niestety.
Dodam jeszcze ze mam znajoma ktorej pobrali bardzo duzo jajeczek bo chyba cos koło 18, ale w trakcie naturalnej selekcji czyli zapładniania ich sie zostało tylko 2 wiec chyba nie duzo?
Samo pobieranie to nie wszystko, jeszcze długa droga przed nimi.
No ale to przecież nie jest odpowiedź, bo skąd się biorą całe masy zarodków, po które nikt już nie chce wrócić, bo nie zakładał wykarmienia tak dużej ilości dzieci? Może u jednych tak jest, jak piszesz, ale inni mają łatwiejszy przebieg i nie chcą więcej zwłaszcza, że dla nich to tylko materiał genetyczny, a nie gotowy, chcący się rozwijać embrion ludzki.
Planując in vitro powinniśmy mieć przemyślane, co z niewykorzystanymi zarodkami. Nie wyobrażam sobie, żeby Mrozaczki, które nam pozostały, spędziły wieczność zamrożone. Jedyne wyjście, które widzę (widzimy oboje z mężem), jeśli nie będę chciała/mogła mieć piątki dzieci, to oddanie Mrozaczków do adopcji parze, która nie może mieć własnych zarodków.
To nie przychodzi łatwo, to jest kolejna cena, jaką się płaci za in vitro.
Wiem i sam nie miałbym moralnych oporów, żeby takie zarodki adoptować. Czy samemu oddać? Chyba miałbym dylemat. Ale z tego, co widziałem gdzieś w telewizji, to podaż dużo bardziej przerasta popyt 🙁
Powiem na moim przykładzie, zaszłam za pierwszym razem (17 tydz), ogolnie pobrali 10 jajeczek ale wiadomo wszystkie nie wytrwaly. W każdym razie mam 5 blastocyst zamrożonych plus jedna w brzuszku. Zastanawiam sie co zrobie ale nie chce ich niszczyć. Myśle ze jesli z ta ciaza bedzie ok, mam taka oczywiście nadzieje, to potem weźmiemy jednego mrozaczka, jest 30% ze sie przyjmie, wiec nawet jesli zdecydujemy sie na 3 czy 4 dzieci to nie znaczy ze sie wszystkie „zaczepia”. Moze byc tak ze bede chciała 3 a bedzie mi dane z nich wszystkich mieć tylko 1 lub 2. Ale jak co to tez myśle ze mogłabym oddac do adopcji.
W każdym razie to zalezy jak sie podchodzi do tego, bo nie dla wszystkich embriony to dzieci. Dla mnie większa zbrodnia jest aborcja dziecka ktore ma juz rece i nogi. Nie mowię ze embrion dla mnie osobiście nie jest dzieckiem, Sama nie wiem co o tym myślec.
Inny przykład:
Moja kol miała 5 embrionów, ze względu na to ze wszystkie były „słabe” podali jej od razu 2, nie udało sie. Potem rozmrozili 3, jeden nie przeżył rozmnażania, podali jej 2 i nie zaszła. Wiec rożnie to bywa, niby miała 5 a nic z tego. Wiec myśle ze to temat trudny bo tak naprawde nie wiemy ile ich bedzie i ile sie „zadomowi” w brzuszku wiec trudno przemyśleć wczesniej co zrobimy z ich duza ilością gdy problem moze byc całkiem odwrotny.
Emilia to Ty masz tyle pięknych zarodków mimo, że podchodziłaś do stymulacji z 3-4 torbielami endo? Czytając Twoją historię i krótkiego. bloga zastanawiam się czy moje niepowodzenia z rozpadającymi się komórkami to może nie wina endometriozy….
Moze wiek ma znaczenie bo jestem zaraz przed 30. A moze ze rezerwa jajnikowa dobra? Chyba chodzi o jakość bardziej bo to ze 6 przetrwało z 10 to jest dobra liczba, podobno zazwyczaj zostaje mniej jesli licząc procentowo. No wszystkie osiągnęły stadium blastocysty to tez dobrze o nich świadczy. Chyba tez zalezy jakich lekow używają do stymulacji bo nie kazdy dobrze reaguje na kazde. Ja miałam buserelin i gonal, długi protokol. No i nie w Pl ale refundowany.
Ja trochę starsza jestem, mam 34 lata a AMH jak na jeden jajnik, to chyba nie tak źle, bo 1,9. Mi się wydaje, że to wina może moich licznych operacji. Ostatnio jak byłam u lekarza to mi powiedział, że jak Pani ma zajść w ciąże jak było tyle ingerencji na jajnikach…
Ja za 1 razem miałam 4 komórki i tylko jedna się zachowała,ale wtedy była blastocysta a za 2 razem 5 komórek i tylko jeden zarodek 2 dniowy. Zobaczymy jak to będzie za 3 razem, tylko oby był 3 raz:)
Ile wyszło się całe invitro ?
~mija, za same leki do stymulacji zapłaciłam ok. 3 000 tys. zł.
Następnie przed i po transferze zazwyczaj bierze się leki wspomagające (m.in. progesteron), ale liczba i czas brania leków zależą od Twoich wyników, u mnie to będzie kosztowało pewnie kilkaset zł, nie wiem, bo nadal biorę te leki (m.in. drogi Lutinus).
Program rządowy objął resztę kosztów, czyli wizyty, punkcję i transfer (kriotransfer).
Za jakąś tam nadprogramową wizytę raz czy dwa zapłaciłam, nie pamiętam już dokładnie kiedy i ile.
Na tę chwilę na samo in vitro wydałam ok. 3 500 – 4 000 zł.
No poruszyłaś temat, który po części jest powodem dlaczego ja otwarłam mojego bloga.
Pomijam już, że ja to już jestem szczególny przypadek i „Ci tam na dole” na pewno szykują dla mnie ruszt. Bo ja jestem taka zła i okropna, że robię to „ochydbe” IVF żeby mieć zdrowe dziecko. Nie no w głowie się nie mieści.
Najbardziej co mnie męczy w tej kwestii, to właśnie takie napiętnowanie społeczne i brak akceptacji dla tej formy leczenia. Kobieta, która się na nie decyduje zaczyna z jakimś przeświadczeniem, że robi coś złego, zabronionego. Także nie dość że sama procedura nie jest prosta, to jeszcze ta presja społeczeństwa. Gdzie człowiek nie spojrzy, czy to wiadomości, czy internet, wszędzie krzyczy „to zło! mordercy” itd.
Widzę jednak pozytywną zmianę od kiedy weszła w życie ustawa ministerialna. Kobiety coraz głośniej o tym mówią i coraz częściej decydują się na takie rozwiązanie.
Jedynie żal mi tych, którzy są zagorzałymi katolikami a dzieci nie mają. Dla nich podjęcie tej decyzji jest jeszcze trudniejsze. Bo to już prawie wykluczenie z ich wiary.
Cieszę się, że mieszkam w kraju w którym religia nie ma żadnego znaczenia. Tutaj prawie wszyscy wiedzą, co robię aby być w ciąży. Nie potrafię tylko publicznie (czyli na fb) przyznać się do moich starań. Niestety mam wśród znajomych zagorzałych fanatyków i przeciwników in vitro. Nie mam teraz siły na walkę z nimi. Poczekam aż będę mieć namacalny dowód mojej walki o zdrowe dziecko. Wtedy dowiedzą się wszyscy.
Czuję podobne emocje do Ciebie… moje dziecko będzie wiedziało, że jest z in vitro. Ja jestem dumna, że włożyliśmy z mężem tyle wysiłku w walkę o nasze dziecko, nigdy nie pozwolę się zaszczuć. Moja teściowa zasugerowała mi na początku, że u nich w rodzinie nikt nie wie, że jesteśmy po in vitro i lepiej, żeby tak zostało. Powiedziałam jej, że jeśli ona się tego wstydzi to jej problem. I powiedziałam o in vitro. Wszystkim. Całej ich rodzinie. Mojej. Wiedzą u mnie w pracy, a jestem nauczycielką, więc cała wielka szkoła przeżywała i przeżywa to razem ze mną. Nawet ksiądz przyszedł do mnie mówiąc, że się o nas modli. Mdli mnie, kiedy czytam opinie pseudo obrońców życia. Oczywiście, że wolałabym zajść w ciążę w trakcie romantycznej nocy z mężem, a nie rozkraczona na fotelu ginekologicznym, z brzuchem opuchniętym od zastrzyków. Wspominać z mężem tę noc, zamiast siedzenia nad kartką papieru z wyliczeniem, skąd wziąć te 15 tysięcy. Wiesz, gdzie tkwi problem? „Oni” nie muszą nas rozumieć… po co zastanawiać się, co przeżywamy, najlepiej nas przekreślić, zgnoić, wyzwać od morderców. Ostatnio na fb przeczytałam komentarz koleżanki (dotyczył historii dziecka porzuconego z surogatką w Tajlandii przez parę z Australii) o treści „to jest właśnie kwintesencja in vitro”. Nie wytrzymałam, odpowiedziałam jej. Do końca życia będziemy się z tym borykać, to cena decyzji o in vitro. Będziemy słuchać o dodatkowej bruździe na twarzy i się wściekać. Ale będziemy mieć przy sobie nasze dzieciaki, które będziemy kochać najbardziej na świecie. I to jest najważniejsze.
Dla mnie jestescie bohaterkami, nie wiem ,czy ja miałabym dosyć siły żeby tak walczyć jak WY , upadać i mieć siłę wstać i zaczynać od nowa, chociaz wiatr wieje w twarz aż zatyka ! Bez sensu przejmować się takimi ludźmi, trzeba umieć stanąć po drugiej stronie i wtedy wygłaszać mądrości. Macie dla kogo żyć, a kto wie co jeszcze czeka te niesamowite „obrończynie zycia „, los bywa okrutny…
Po której stronie?
Jak to po której? Kobiet , które zrobią wszystko , żeby zostać matkami…..wydaje nam się , że po to zostałyśmy stworzone ?
Ktoś kto nie spotkał się z trudem zajścia w ciążę nie powinien krytykować tych , którzy życie poświęcają walce.
My przeszliśmy długą drogę i chociaż nie znam Twojej historii, przypuszczam że dużo bardziej wyboistą. Ale uwierz, nie zdecydowalibyśmy się na tę metodę, gdyby miała oznaczać pozostawienie zarodków na pastwę losu. A może właśnie też dlatego, że tyle przeżyliśmy…
Nie możesz pisać , że Twoja historia była bardziej wyboista, bo nie znasz mojej. Czytałam Twoja historię i płakałam , tak już mam wzruszam się i współczuję, wyobraź sobie , że cały czas gdzieś z tyłu głowy mam słowa ..o stracie .Córka moja urodziła sie w 95 r. i wiem jak wtedy było ..Ale już nie chcę z Tobą pisać … życie Cię chyba zmieniło, jesteś :w skorupie” nie wiem , czy złośliwy….
Napisałem, że przypuszczam, bo nie znam Twojej. Jedni swoją opowiadają, bo np. już nie wytrzymują z nią sami. Inni nie opowiadają wcale. Nie znalazłem podobnej historii do mojej, chociaż znam inne, bardziej tragiczne.
Ale wracając do tematu, po prostu bym się nie zdecydował…
Pozdrawiam.
To jest właśnie internet. Każdy może pisać co mu się żywnie podoba, często bez zastanowienia, bez refleksji, bez empatii.
Nie przejmuj się tym. Ja ostatnio ostatnio dowiedziałam się o śmierci znajomego. Tak się składa, że śmierć ta była opisywana w kilku artykułach. I niestety zaczęłam czytać komentarze. Co w nich było? Opinie niepoparte niczym, krzywdzące, bolesne.
Nie będę przecież odpisywać kilkuset osobom, że to był fantastyczny, inteligentny człowiek, że nikt nie zasługuje na śmierć. Że każdy czasami robi coś bezmyślnie, każdy popełnia w życiu błędy, ale dopóki nie kończą się tragicznie to czasami nawet ich nie zauważamy. Albo szybko zapominamy. I że nie wiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby napisać „mi go nie żal”.
Zamknęłam te strony i wspominam go ciepło. A tym, którzy takie rzeczy piszą po prostu współczuję, bo chyba zatracili gdzieś człowieczeństwo.
Podobnie jest z in vitro. Wystarczy być choć odrobinę człowiekiem, żeby zrozumieć ból i cierpienie jakie towarzyszą niepłodności. I chyba trzeba żyć na innej planecie – w miejscu bez ludzi, bez empatii, współczucia i problemów, żeby widzieć w in vitro tylko i wyłącznie morderstwa. Nie każdy musi korzystać z tej metody, nie każdy musi ją popierać. Ale wypadałoby, przez szacunek dla cierpienia i przede wszystkim przez szacunek dla żyjących dzieci z in vitro, powstrzymać się od tych najbardziej kategorycznych stwierdzeń.
Tak więc nie przejmuj się. Nie wojuj ze wszystkimi, ale bądź pewna swojej racji 🙂
Tak tylko rzutem na taśmę, bo za dwoje jeszcze nie jem, ale spać mi się chce za dwoje: Kasia, bardzo mi przykro z powodu Twojego znajomego, kondolencje. A zarzutem morderstwa w świetle szczęścia, które się dzieje, aż tak bardzo przejmować się nie mogę. Oby dzieciaczki po in vitro nie cierpiały z powodu zacofanego napiętnowania…
Ja to juz nawet nie mam slow do tych opini o in vitro!! Najbardziej mnie denerwuje ze najwiecej do powiedzenia maja ludzie ktorym sie udalo za tak zwanym pierwszym strzalem. Nigdy nie poczuli bolu nieplodnosci, nigdy nie musieli stawac przed wyborami a maja tak wiele do powiedzenia i wierza ze we wszystkim maja racje. Przeraza mnie to ze uwazaja nas za gorszych a nie probuja nawet pomyslec co oni by zrobili… a w czym my niby jestesmy gorsi, w czym to dziecko jest gorsze? chcialabym zeby nastal dzien kiedy nie bedzie trzeba ukrywac ze ma sie dziecko z in vitro. Jak wiesz mam endo i nie ukrywam tego i mowie glosno ze moze byc ciezko … Kuzyn M i jego zona starali sie 12 lat i podeszli do in vitro rozmawialismy o tym z bratem M. a on jakos tak sie wypowiedzial cos w stylu dziecko z naturalnego poczecia jest najlepsze wtedy to byly poczatki moje z nieplodnoscia i zalalam sie lzami i odeszlam od laptopa… bylo mi przykro ze wypowiada takie rzeczy teraz z biegiem czasu nie chce mi sie juz o tym myslec… zawsze beda ludzie przeciwni a ja nie bede na sile zmieniac ich zdania… wazne ze my mamy szanse na nasz cud 🙂
sorry musze dopisac bo powiedzialam mojemu M o tym poscie ale sie zbulwersowal powiedzial ze mam napisac tej pani od komentarza ze niech pomysli ze srednio mezczyzna masturbuje sie jakies 5 razy w tygodniu i wiele razy jest uprawiany sex w zabezpieczeniu i co powie o tych dzieciach ktore wtedy umieraja hahaha myslalam ze pekne 🙂
Pozdrawiam szanownego małżonka 🙂
U mnie to było jakoś inaczej.Znam 2 kobiety,które też podchodziły do ivf i były dla mnie skarbnicą wiedzy.Niestety z naszym Polskim zacofaniem codziennie mam styczność i przeraża mnie fakt zacofania naszego społeczeństwa.O zgrozo!mam ochotę wołać!
Natomiast,już dawno ktoś poruszył kwestie,czy powiedzieć córce w przyszłości,że pojawiła się na świecie dzięki metodzie in vitro.Oczywiście,że tak!To żadne zło a wręcz przeciwnie!Ja również jestem dumna z tego że udało się za 1 razem,że pokonałam wszystkie trudności a najważniejsze własną psychikę i strach.Podzielam Twoje zdanie,jestem dumna,że przeszłam procedurę ivf i przeszłam bym ją jeszcze 100razy aby poczuć to,co teraz.Wszystko dla maleństwa
Ja też nie kryję się z tym, że podchodziłam już 2 razy do in vitro. Powoli jednak zaprzestaje informowania ludzi o tym fakcie. Zauważyłam, że moi znajomi niechcą gadać na ten temat, jak zaczynam mówić to starają się od razu zmieniać temat. Nie zdają sobie sprawy ile to nas kosztuje. Ostatnim razem chodziłam na zastrzyki do przychodni, bo miałam domięśniowe i pielęgniarka powiedziała mi, że mnie podziwia że jeszcze się nie poddałam i tyle przechodzę, żeby mieć dzidziusia. Wtedy nie patrzyłam na to od tej strony ale z czasem widzę, że faktycznie trzeba mieć w sobie wielką siłę, żeby upaść i znowu się podnieść. Po tych 2 podejściach tej siły jest coraz mniej ale nadal się nie poddaje mimo, że może tak się stać, że nie będę mieć szansy podejścia do 3 próby. Na sylwestra zwierzyłam się takiej koleżance z in vitro to usłyszałam, że to niedobre, żebym poszła do spowiedzi i Bóg mi wybaczy. Jak spytałam dlaczego, co ja robię złego. Oczywiście ona nie miała bladego pojęcia o in vitro tylko wiedziała, że to złe bo Kościół tak mówi. Teraz po tych 2 nie udanych próbach ciągle słyszę, że powinnam przestać, że tyle dzieci jest do adopcji a mówią to osoby, które maja minimum dwójkę. Ja pragnę mieć swoje dziecko i będę walczyć do końca. Słyszę też ciagle, że to, że nie ma dzieci to wcale nie taka tragedia, że inni mają gorzej. I najlepsze , że mówi to osoba , która sama ma 5 dzieci. Nigdy nie zrozumie cię ten. który nie przeszedł tego co my. I jeszcze maja czelność mówić, że to morderstwo…
Ja tez zawsze uważałam ze bede walczyć do konca. Nawet nie liczylam ze uda sie pierwsze ivf. Wiedziałam ze bede robic ich wiele bo tez czytałam o takich parach ktorym sie udaje ze 5 czy 8 razem. I pomimo ze nie beda refundowane te kolejne razy to wiedziałam ze pieniądze sie na to znajda zawsze, najwyżej pożyczone. Ma sie cel i sie do niego daży za wszelka cenę.
Hej, w zwiazku z tym, ze chyba sie strasznie „zgapilam”, a nie wiem, czy czytasz komentarze do wczesniejszych wpisow – ogromna buzka i ogromne gratulacje!!! 🙂 Sa takie pary, ktorym po 100-kroc sie nalezy. I Wy do nich nalezycie. 🙂
A co do podejscia do In Vitro – ze mnie zadna Polka Walczaca nie jest i nie bedzie, chyba charakter mam zanadto ukladny.. ale zdaje sobie sprawe z tego, ze tylko dzieki kobietom, ktore o tym glosno mowia, jest szansa na to, ze podejscie spoleczenstwa do In Vitro bedzie sie zmieniac. Potrzeba na to, wydaje mi sie, jeszcze duzo czasu, ale tylko dzieki temu dzieci invitrowe beda kiedys same o tym glosno mowic..
U mnie nie jest to absolutnie temat tabu, mimo tego, ze i tu skrajnosci w opiniach nie brakuje. Ja nie mowie o tym otwarcie z dwoch powodow – przede wszystkim najzwyczajniej nie chwale sie nikomu tym, ze sie staramy.. po 6 latach i tak nikt o to sie nie pyta. A po drugie – rodzice meza naleza niestety do tych prawicowych skrajnosci, i raczej z naszych decyzji nie byliby dumni. A wiem, ze chocbysmy nie wiem jak bardzo sie starali, ich opinii nie zmienimy. Wiec latwiej jest nam nie chwalic sie..
t.vik poruszyl kwestie najbardziej – przynajmniej dla mnie – kontrowersyjna.. niewykorzystane zarodki. Mnie osobiscie, choc nie uwazam sie za osobe prosta, nie byloby latwo o tym rozmawiac, z nikim.. poniewaz mna sama targaja rozne sprzeczne emocje i chyba nie do konca jestem przekonana do swoich wlasnych decyzji. Poza tym zyje z przeswiadczeniem, ze kiedys przyjdzie mi – emocjonalnie – za te decyzje zaplacic. Na oddanie swoich zarodkow do adopcji, ze wielu przyczyn, nie bylabym w stanie sie zgodzic. I nie znaczy to ze z alternatywa jest mi lepiej..
Ogolnie – ciemnogrod w Polsce szybko sie nie skonczy, ale jak najbardziej zgadzam sie z tym, ze nalezy z nim walczyc. Prawda tez jest, ze mlodsze pokolenia – wychowowane w czasach, kiedy In Vitro jest nie tylko mozliwe, nie tylko na wokandzie, ale tez staje sie coraz bardziej akceptowalne i powszechne – te pokolenia beda ksztaltowac pozytwne podejscie do calego procesu w przyszlosci..
Buzka, odpoczywaj i dbaj o siebie. :*)
~Kasia, czytam wszytskie komentarze bardzo uważnie i wiem, że wcale się nie zagapiłaś, byłam z Tobą, u Ciebie, na Twoim blogu… Smuciłam się z Tobą… I tym bardziej ważne są dla mnie Twoje gratulacje, dzięki!
Chwilo nie angażuję się w nerwowe sprawy. Odpoczywam i cieszę się każdego dnia, kiedy sie budzę 🙂 I zaglądam do Ciebie.
Witaj 🙂 Czytam Twojego bloga już od dłuższego czasu, ale dopiero dziś zostawię po sobie ślad 🙂 Trzymam kciuki za Was, aby wszystko się udało i abyście byli dumnymi rodzicami zdrowego dzieciaczka 🙂 Nieważne, czy jest to zapłodnienie „normalne”, in vitro, czy jeszcze inne – ważne, że pragniecie tego dziecka i będziecie dla Niego cudownymi rodzicami 🙂 Należymy do wolnych ludzi i każdy z nas niech żyje tak, jak chce – i nikomu nic do tego 🙂 Oceniać jest zawsze bardzo łatwo, trudniej człowieka zrozumieć. No nic, życzę Wam powodzenia i czekam na dobre wiadomości, pozdrawiam serdecznie 🙂
Witaj Aga. Dzięki bardzo za ten dobry ślad Twojej obecności 🙂
A mi popłynęły łzy na myśl ze Tobie się udało – nie wiem czy mnie pamiętasz z bloga – ja nadal próbuje i powiedziałam sobie ze jak Tobie się uda to mi tez …
Natalia, Tęskniłam za Tobą. Pamiętam Cię i brakowało mi Ciebie bardzo tutaj. Martwiłam się, że już nie wrócisz, po tym jak Cię wypłoszyłam wiesz czym…
Oczywiście, że Ci się uda. Musi. Wierzę w Ciebie nie mniej niż w siebie 🙂
Zobacz jakie życie jest przewrotne, na pierwszą myśl Ty miałaś niejako „gorzej” niż ja. Wydawało się, że moje problemy to przy Twoich pikuś i zobacz Ty jesteś w ciąży a ja po badaniu błony śluzowej ( wyniki ok ) przygotowuję się do kolejnej inseminacji i naprawdę jestem szczęśliwa, że Tobie się udało. Myślę o Tobie często i kibicuję z całego serca…
Natalia, Twój kłopot to żaden pikuś, raczej wielki pies, którego trzeba odpowiednio podejść i wyminąć… Wierzę, że Ci się uda. Tak bardzo Ci tego życzę… 🙂 Dzięki za wsparcie. Ja to teraz jak na skrzydłach… 🙂 przesyłam energię gdzie trzeba!
Jak tam u Ciebie? Wszystko dobrze? Trochę strach jak tak długo sie nie piszesz. 🙂 Juz sie przyzwyczaiłam do regularnych updates. 🙂 U mnie znowu lipa. Czwarta iui nie wyszła. :(( Nie wiem czy jest sens próbować dalej. A juz myślałam ze moze sie udało, bo okres spóźnił mi sie o 3 dni, ale test negatywny. Pewnie dlatego ze owulacja była pózniej w tym cyklu – 16dc zamiast 13-14dc jak zwykle. Do d**y te inseminacje.
Jeśli masz siły i lekarz widzi szansę – próbuj dalej – ja niedługo podchodzę do czwartej….
Masz założenie ile prób chcesz podjąć zanim przejdziesz do IVF? Czy na razie w ogóle tego nie rozważasz? Jakoś słysząc historie sukcesów IVF co raz bardziej skłaniam sie ku tej drodze, bo zaczynam wątpić w skuteczność iui. Staramy sie juz 2 lata ( z przerwami na moje zmiany pracy) w tym 4 iui i nic. 🙁 Mieliśmy ustalone, ze podejdziemy do 6 iui, a potem IVF. Nie wiem jednak to dobry plan. Mam 33 lata i co raz mniej siły na to wszystko. :((( Gdzie sie leczysz? Pytam, bo w gąszczu rozmyślań pojawia sie tez pomysł zmiany lekarza…
U nas na razie nie ma takiego tematu bo u mnie jest problem Hashimoto, niby wyregulowanie ( sprawdzanie jajowodów ) potem 3 inseminacje – 2 – ga udana ( sprawdzone po Becie ) ale szybko się skończyła – po tym miałam dość wszystkiego, musiałam odetchnąć, poza tym gin zaproponowała sprawdzenie tej błony – bo jak zaszłam w ciążę to miała podejrzenia, że się nie zagnieżdża. Ale musiałam się pozbierać psychicznie. odczekałam około pół roku, i poszłam na zabieg ( 3 tygodnie temu ), wynik ok – błona była prawidłowa. Moja gin każe podejść do kolejnej inseminacji – przygotowuję się psychicznie, bo o ile jestem wstanie przejść całe faszerowanie lekami, o tyle bardzo boję się kolejnej porażki… ale podejdę, możliwe, ze już we wrześniu… A potem będę się zastanawiać co dalej. Bardzo ufam mojej lekarce i dlatego się na to wszystko decyzuję. Pocieszam się, że TSH wreszcie idelane ( 1,3 ) i dlatego mam małą nadzieję…. Leczę się w Medart.
U mnie tez hashimoto. 🙂 Chociaż TSH wyregulowane na ok 1 juz od ponad pół roku. Do tego mam niskie AMH, ale tym lekarz każe mi sie nie przejmować bo jestem jeszcze młoda. Podejdą pewnie jeszcze do kolejnej inseminacji i zrobię przerwę na przemyślenia – akurat zbiegnie sie to z dłuższym moim urlopem, wiec u tak w październiku nie mogłabym zrobić żadnego zabiegu. Mogę spytać ile masz lat? Lekarze wszyscy zapewniają ze jestem jeszcze młoda ( z perspektywy ciąży :)), ale ja czyje E ten czas juz strasNie szybko umyka. 🙁
Ja mam 35 lat i mam 6 – letnią córkę( zaszłam wtedy w 3 miesiące ) – moim zdaniem właśnie to Hashimoto bardzo dużo miesza.. trudniej jest zajść – to pewne – ja jestem najlepszym przykładem. Ale warto próbować. Jeśli Ty masz tsh – 1 to idealnie, próbuj i nie poddawaj się! A wiek… moim zdaniem dla mnie to ostatni dzwonek….
~Misia, masz dobre te złe przeczucia. Milczę niestety ze strachu. Zbieram się, żeby to napisać, nie wiem jak… Inseminacje – cóż, komuś się udaje przecież, mnie się nie udało z IUI, ale komuś musi, inaczej by ich nie robili. Jeśli czujesz się jeszcze na siłach, masz plan… może się go trzymaj? Szczególnie, jak potem widze piszesz z Natalią, jesteś jeszcze młoda – in vitro zdążysz zrobić, jeśli będziesz chciała.
Iza – mam nadzieje ze nie dzieje sie to co gdzieś wkradlo mi sie w tył głowy i nie chce stamtąd wyjść aż nie będzie jakiś dobrych wieści od Ciebie… Twój sukces daje nam wszystkim ogromna nadzieje i pcha do przodu w staraniach.
Mi jesteś potrzebna. Mów głośno. 🙂
Jesli to pomoże przynajmniej jednej osobie, Tobie, to jest wystarczająco dobry powód… 🙂
Mam już synka po udanym ICSI, właśnie skończył roczek a już za 4 dni kolejny już transfer, tym razem crio i tak też trafiłam na Twojego bloga, szukając właśnie info o kriotransferach. Oczywiście, tak jak każda kobieta, która ma za sobą procedurę In vitro wiem o nich absolutnie wszystko. Nie mogę się doczekać pewnie dlatego tak grzebię… U mnie wiedzą rodzice, dwie bardzo bliskie przyjaciółki i ciotka. Rodzeństwo nie wie, bo bratowa jest świętsza od papierza, a szwagier to po prostu kawał ch* przepraszam, taka prawda. Nawet rodzice tak uważają. Generalnie musimy się kryć. Nie jest to przyjemne ani komfortowe. Wolałabym móc otwarcie o tym mówić, ale jak się pracuje w miejscu ze świętym w nazwie i wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich to inaczej się nie da. Niestety. Trzymajcie kciuki za sobotę a ja czytam dalej 🙂
Hej Agata. In vitro ciągle obiciążone jest syndromem zła – nie rozumiem tego. Nigdy nie zrozumiem. Ale czasem dla świetego spokoju też nie mówię już nic, bo oprócz tego, że chcę pomagać, chcę też normalnie żyć.
Powodzenia i do zobaczenia w nowszych postach 🙂