badania przed in vitro. kompletowałam je dwa miesiące.
mogliśmy zrobić to in vitro w lipcu. ale ja się wystraszyłam. tak, wystraszyłam się.
w 13 sekund znalazłam sto powodów, żeby poczekać do sierpnia, powodów niepodważalnych, jak np. wyjazd na kilka dni w góry na urlop. potem przyszedł sierpień i się okazało, że nie możemy wykonać zabiegu – bo skończyły się na ten kwartał miejsca w rządowym programie dofinansowania in vitro.
byłam na siebie tak wściekła, tak rozczarowana, nie wiem co bardziej. oczami wyobraźni widziałam, jak mąż ode mnie odchodzi z żalu i ja od siebie odejdę.. ale on nie odszedł, przeskoczył swój smutek, swój zawód i powiedział mi „robimy w życiu pewne wybory, a potem ponosimy ich konsekwencje„.
niosę te konsekwencje zatem, cały czas. podczas wycieczki na rowerze, podczas nerwowego dnia w pracy. podczas kolejnej upokarzającej wizyty u lekarza, kiedy słyszę, że przychodzę i żebram o jakieś badania. wszystko dlatego, że stchórzyłam. nie uniosłam decyzji, co do której myślałam, że marzę o niej dniami i nocami.
wrzesień. wrzesień musimy przeczekać „na pusto” i starać się dostać do programu w październiku.
i teraz… i dziś… okres mi się spóźnia o 3 dni. 3 dni to bardzo mało, mieści się w granicach chwiejnej normy. ale poza pewne granice to spóźnienie wykracza. w tym miesiącu miałam owulację, którą bardzo wyraźnie rozpoznałam. to była bardzo oczywista, rozkrzyczana owulacja. i to było 17 dni temu.
wczoraj poszłam do łazienki pogrzebać po szafkach, bo gdzieś z dawnych czasów zakurzył się tam test ciążowy. poszłam go poszukać, sprawdzić, czy jest, żeby może go zrobić. wtedy do łazienki przydreptał mój mąż. bo się za mną stęsknił, po prostu chciał pobyć ze mną.
– co robisz? – zapytał
– jaaa? a nieee, nic, sprzątam – zaczęłam pośpiesznie upychać do szafy rzeczy, które zdążyłam wyjąć. spadła pianka do włosów, uderzyła w kafelki. – nic – parsknęłam ze złością, bo zmieszanie najłatwiej było mi schować pod złością – sprzątam ten cholerny bałagan. co chcesz?
mąż wycofał się bez słowa, skulony, już mu cała tęsknota minęła. boże, jak mi było głupio. ale nie chciałam mu się przyznawać, że sama mam iskierki nadziei. że znalazłam ten test. po co ma mu być przykro. wszystkie testy wychodzą tak samo.
ale chyba nie wytrzymam. chyba zrobię ten test choćby po to, żeby mnie nie zabijały wyrzuty sumienia po zapaleniu papierosa. chyba…
Ojej !! ale trzymam kciuki za te iskierki !! Daj znać jak tylko się czegoś dowiesz !! Oby było tak jak w tej historii którą ci wczoraj opowiadałam 🙂