Mam na imię Agata i niebawem skończę 28 lat. Prawie 3 lata temu zostałam szczęśliwą żoną wspaniałego człowieka. Bardzo się kochamy, ale niestety – jak do tej pory nie możemy doczekać się potomstwa. W ciągu dwóch lat małżeństwa zrobiliśmy szereg badań: monitoring cyklu, hormony płciowe i tarczycy, badanie nasienia u męża, AMH a nawet badanie drożności jajowodów. Wszystko w normie…pozostało czekać. Stres był ogromny, zwłaszcza u mnie… Ciągły smutek i żal. Kłótnie, permanentny dół… Ciągłe rozmowy i pytania bez odpowiedzi, które doprowadzały mojego cierpliwego małżonka do szału… Aż przyszedł dzień, w którym pierwszy raz w życiu zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Dzika euforia, a jednak dalej stres i niedowierzanie, czy wszystko będzie w porządku… 6 tydzień ciąży. B-HCG przed wizytą u ginekologa. W porównaniu do wyników sprzed kilku dni, zbyt niskie… Internet. I już wiem co będzie dalej… Najgorsza noc w moim życiu. Od deski do deski przeryczana… Następnego dnia słowa pani doktor „Ciąża nie rozwija się prawidłowo”. Na ekranie monitora zobaczyłam tylko mały pęcherzyk, bez akcji serduszka… „Głowa do góry, szlaki macie przetarte” – mówi pani doktor. Jest bardzo miła, delikatna a jednak nie możemy powstrzymać się od płaczu. Powiedziała, że najlepiej byłoby, gdyby organizm sam sobie z tym poradził bez interwencji w szpitalu. Czekam na poronienie w zaciszu domu…co oczywiście następuje. Przez kilka dni leżę na łóżku i nie wiem co się ze mną dzieje, zapadam się coraz głębiej w czarną dziurę, rozpacz… Mąż jest przy mnie, dba o to żebym jadła… Po tygodniu zwolnienia wracam do pracy i próbuję normalnie żyć, ale ciągle gorszych dni jest więcej niż lepszych… Po Nowym Roku podejmuję mocne postanowienie poprawy i tym razem udaje mi się stanąć na nogi. Staram się nie myśleć o ciąży, chociaż ciągle jeżdżę do mojej pani doktor wyleczyć nadżerkę, która była już od kilku lat, a po poronieniu zaczęła mocno krwawić… Po wyleczeniu nadżerki pani doktor chce jeszcze poobserwować mój cykl i akurat ten okazuje się być bezowulacyjny. Cykle, które zawsze były jak w zegarku, nagle się rozregulowują. Pada podejrzenie PCOS i dostaję kolejny cios. Kolejne badania nie potwierdzają jednak diagnozy. Tarczyca w normie ale wynik testu z metoklopramidem wykazuje hiperprolaktynemię. Jesteśmy w domu? Nie wiem…jakoś ciężko mi uwierzyć że mała tabletka Bromergonu sprawi że nagle będę w ciąży… Nowy cykl. W 13 dniu pęcherzyk ma 22 mm, endometrium ok, pani doktor decyduje o podaniu Ovitrelle. Naturalne starania. Nogi w górze 30 minut po stosunku, bo może nasienie za krótko do tej pory przebywało w pochwie…i czekamy. Staram się w ogóle o tym nie myśleć ale momentami jest ciężko…
Minęło już tyle czasu a ja ciągle nie znam odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego jestem bezpłodna?”. Nie wiem jak z tym żyć…z tym że mogę nigdy nie być mamą. Nie wiedzieć czym jest ciąża, poród… Jak to jest obserwować własne dziecko i zastanawiać się w czym podobne jest do Ciebie a w czym do partnera… To okrutne, że nie mogę stworzyć rodziny z człowiekiem, którego bardzo kocham… Moje życie polega na strachu, niemocy, a w dodatku obserwowaniu dookoła siebie szczęśliwych par w ciąży…coś, co nigdy mnie nie spotka. Co mnie nie dotyczy.
Tak bardzo rozpaczliwie potrzebuję jakiejkolwiek nadziei…
Czytałam poprzednie wpisy, bo dawno nie byłam na blogu, kiedy wyskoczył ten. Czuję całą sobą każde słowo. Przechodziłam przez to. Przez AMH, badanie drożności, mimo, że robiłam je tyle lat temu, pamiętam zimno korytarza, na którym czekałam na swoją kolej, znaki zapytania w oczach dziewczyny, która wyszła z badania, siadła obok mnie i mówiła, że jeden jajowód ma niedrożny, pytała, czy wiem co to znaczy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Byłam na początku tej trudnej drogi. Zapatrzona w lekarza, który miał być genialny, a zrobił mi sporo krzywdy, co wiem od niedawna, z perspektywy czasu. Dziś właśnie rozmawiając z jedną z nas na komunikatorze (ściskam Cię), pisała,m o tym, że jak przychodzi kwiecień, każdy kwiecień, to ja czuję ból nadziei z kwietnia sprzed dwóch lat. Wtedy spędziłam tydzień nad Biebrzą, bliżej było stamtąd do Białegostoku, gdzie przechodziłam pierwszą procedurę. Pamiętam tę wielką nadzieję i jej ból, potem szpital, ktoś mnie postawił na skraju życia i śmierci, okropne OHSS, po któym mam ślad – bliznę po dziurze w brzuchu, która miała mi wtedy uratować życie. Pamiętam, jak na moment lekko drgnęła beta, każdy lekarz przy moim łóżku mówił, że tak silny OHSS to dobry znak… i pamiętam pusty korytarz w weekend majowy, wypisywano mnie ze szpitala, na krześle czekałam jeszcze na ostateczny wynik bety. Pielęgniarki, chyba czekały w takim samym napięciu jak ja, już go znały, nie chciały mi powiedzieć, kazały czekać na lekarza. Ale ja też już go znałam… czekałam na potwierdzenie. Slyszałam chwilę wcześniej dochodzące z ich pokoju smutne „ooooo szkoda”.
Droga trudna, bolesna, bardzo bolesna, ale… dziś wychodzę do pracy o 7:10, a wcześniej całuję moją śpiącą Igusię. 06.09.2017 przyszła na świat. Udało się, udaje się! Nadzieja czasami boli, ale daje dużo światła, czego i Tobie życzę!!!! Ściskam :*
No i masz mnie…. popłakałam się Mała Aniu.
Mnie też tu dawno nie było… wiele z nas ma podobne historie, Wasza okrutna … tragiczna , tak wiele zależy od tych z tytułem Dr. . to oni są często Panami życia
bądź śmierci. Powierzamy im to co najcenniejsze.
Nasz los też doświadczył.. było ciężko i doskonalę czuję Twoją skórę Agata . W jednej chwili to wszystko wróciło, ból , rozpacz , tysiące pytań . Dlaczego serduszko mojej Kulki przestało bić… długo nie mogłam się pozbierać, powrót do pracy , łzy w drodze do i z. Tak wkurzało mnie szczęście innych. Przetrwałam dzięki mojemu M, to on był moim wsparciem , to on każdego dnia kiedy pomimo słońca ja widziałam chmury, uświadamiał mnie w przekonaniu, że to nie koniec, że trzeba zebrać d…. w troki i działać. To był lipiec. W grudniu podeszliśmy do 2 transferu…. i tu jest happy end piękny , zdrowy Antoś , u Was Iga, Marysia u Malibuuuu ( nigdy nie wiem ile tych uuuu 🙂 ha ha).
Trzeba wierzyć , że marzenia się spełniają. Powodzenia.
Cześć Agata. Wszystkie wiemy, co czujesz i jak jest Ci ciężko. Jak jest Wam źle. Jak żal i ból rozrywa Ci serce. Ale nie trać nadziei! Możesz być matką, nie jesteś bezpłodna, borykacie się z niepłodnością, którą się leczy. A jeśli się nie uda, to pamiętaj, do macierzyństwa prowadzi wiele dróg. Życzę Ci, żebyście wybrali tę dla Was najwłaściwszą. Powodzenia.
Agato, jak piszą Dziewczyny problem dotyczy wielu z nas. Wiele nieudanych transferów, bezowocnych naturalnych starań, dramatów z powodu zatrzymanych bić serduszek.
1 kwietnia 2016 był dla mnie takim dramatem, a 5 październik 2017 dniem w którym urodziło się zdrowe wyczekane dziecię (po trzech procedurach i 7 transferach) Także cycki do przodu i jak mawia nasza mentor Wężon- z czasem wszystkim sie udaje!!!
Hej dziewczyny! To miłe że ktoś odpisał na mój post… Wszystkie Wasze słowa działają na mnie kojąco… Powiedzcie, bo macie większe doświadczenie… Kiedy po Ovitrelle mogę zrobić badanie hcg z krwi? Zastrzyk miałam w 13 dc, dziś jest 24. Wczoraj w pracy czułam dziwne kłucie w prawej pachwinie (owulacja była z tej strony). W pierwszej ciąży podobny ból obudził mnie w nocy i jak sądzę była to implantacja bo już kolejnego dnia miałam pozytywny test ciążowy… Ponieważ dosyć intensywnie staraliśmy się w tym miesiącu, nieśmiało pozwalam sobie na myślenie że może tym razem się udało… Ale nie chcę robić sobie złudnych nadziei…
Kochana. Ja bym poczekala jeszcze z 2 dni z sikaczem. Aby zastrzyk nie dawał mylne drugiej kreseczki. Tak bezpieczniej.
Dawaj na post Izy i w komentarze. Tam na bieżąco będziemy Ci pomagac
Robiłam dzisiaj wieczorem sikacza ale oczywiście wynik negatywny… Czyli po Ovitrelle nie ma śladu… Jutro rano idę na krew. Nie wytrzymam już ;//
Nie poszłam na krew…stwierdziłam że nie ma co się spieszyć. Pisząc to siedzę w łazience i beczę… Właśnie zauważyłam delikatne plamienie… Jak zwykle. Przychodzi z początkiem okresu. Dziękuję. Do widzenia.
Witaj.
Czytając to widzę dokladnie siebie. Jakieś 5 lat temu zaczęłam walkę o dziecko. I powiem Wam jak ważne jest trafić na dobrego specjalistę. Ja przerabialam dziesiątki lekarzy, którzy błądzili po omacku. Zrobiłam wszystkie możliwe badania. Aż trafiłam na tego lekarza, który postawił poprawną diagnozę. Obustronne wodniaki jajowodow. Operacja w kwietniu, a pod koniec lipca upragniona ciąża.
Jestem mama 2latki i obecnie jestem w 12tyg ciąży.
Wiem przez co przychodzisz, ale naprawdę nie poddawaj się. Wierzę, że pewnego dnia zostaniesz cudowna mama małego szkraba. Tego życzę Ci z całego serca.
Skąd ja to znam; i mimo, że u nas nigdy nie doszło do zapłodnienia- nigdy nie bylam w ciąży ani nigdy nie poroniłam, to dziewczyno chce Ci powiedzieć- głowa do góry- uwierz mi, u nas też sytuacja była beznadziejna, staramy się z mężem od 5 lat i od tych pięciu lat, mimo że zrobiliśmy na prawdę bardzo wiele, stoimy w miejscu, choć nie do końca- coś ruszyło- nie będę opisywać całej mojej historii- można poczytać na moim blogu- ale w skrócie powiem tak, 2 hsg dały wynik- niedrożność jajowodów, laparoskopia diagnostyczna- dała diagnozę obustronna niedrożność- lekarze mówili, ze zostaje tylko in vitro; moje małżeństwo wisiało wtedy na baardzo cienkiej niteczce, myślalam, że już po nim…
Ostatnio się okazało, jak miałam robione 4 w moim życiu hsg, że wyszła obustronna drożność- cuda się zdarzają i wiem to po sobie, że nie warto się załamywać i poddawać- nie jestem jeszcze w ciąży, bo starania dopiero od przyszłego cyklu, ale wierze, że wszystko się uda i u Ciebie też będzie dobrze, tylko nie można się poddawać; jeśli jesteś osobą wierzącą polecam Ci modlitwę do św. Rity- od spraw beznadziejnych i św. Gerarda- ja codziennie się do nich zwracam i wierze, że mnie nie opuszczą…