smak macierzyństwa

Cały czas wysysam z podniebienia delikatny słodkawy smak. Nie mam pojęcia, skąd on się tam wziął. Jedyne racjonalne wytłumaczenie jest takie, że podobną delikatną słodycz ma mleko, którym karmię Synka, czasem próbuję je ustami, czy nie za gorące, nie za zimne. Tylko że ten smak nie mija po obiedzie, po kawie, po myciu zębów. To przyjemne.

Nie karmię Synka piersią. Przytulam go do swojej nagiej skóry. Nie zna bliskości piersi, nie interesuje go w ogóle ten niewielki fragment mojego ciała, nie potrafimy zbudować tak więzi. Wymyśliłam inną drogę do niego. Daję mu do ssania swój palec.

– Ale jak to, możesz go czymś zarazić – mówi przerażona koleżanka, adopcyjna matka z moim stażem.

– Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o tym, że niektóre matki adopcyjne biorą hormony, żeby karmić piersią? Sama chciałaś tak zrobić, a boisz się dziecku palec dać?  – pytam.

– Ale przecież zarazisz go próchnicą – koleżanka jest przerażona i chyba trochę obrzydzona.

– On nie ma zębów – śmieję się. – Oluś nie może na mnie reagować jak na coś złego, obcego, tak fizjologicznie. Musi jakoś przyswoić moją florę bakteryjną, a ja muszę nauczyć się jego flory. Jak mam to zrobić inaczej? Poza tym zaraz i tak mu wsadzisz palucha do buzi, żeby sprawdzić, czy mu zęby rosną…

Dla nas obojga to bardzo miłe chwile. Synek bierze moją otwartą dłoń w swoje małe rączki. Przygląda się przez chwilę, namierza cel, po czym wkłada sobie upatrzony palec w te bezzębne dziąsła i międli, przesuwa na prawo i lewo.

Czy czuje wtedy z podniebienia taki cukier, jak ja przez cały dzień?

74 komentarze

  1. Dawno się nie odzywałam..
    Droga Izo, jesteś mamą i to Ty wiesz, co jest dla Twojego synka i dla Was najlepsze. Więź można tworzyć na wiele sposobów. A to, że komuś innemu nie pasuje, jak wychowujesz swojego synka..? To już jego zmartwienie, a nie Twoje.. Ja przez długi czas na drzemki kładłam córeczkę na swojej piersi i spałyśmy tak razem. Jeszcze do niedawna L. usypiała tylko na rękach (na szczęście ja mogłam siedzieć na kanapie, a nie chodzić 🙂 Dopiero niedawno córeczka sama (a ma 21 miesięcy) zrezygnowała z takiego sposobu na zasypianie. Zaczęła schodzić z rąk i kłaść się za łóżku. A ja obok niej.
    Ze wzruszeniem czytam Twoje posty, Izo – całe są przepełnione miłością!
    Czerp z Waszej bliskości, ile się da – dzieci tak szybko rosną 🙂

  2. Palec w buzi obrzydliwy? Oj tam, oj tam. Koleżanka wspomni te słowa, kiedy zacznie się etap pakowania wszystkiego do buzi. Pet chwycony na spacerze i w ułamku sekundy trafiający do konsumpcji pozwala uzyskać inne spojrzenie na kwestię tak niewinne jak palec mamy w buzi 😉

    Iza, ja urodziłam troje dzieci i żadnego nie było mi dane karmić piersią. Chociaż przyczyny po obu ciążach były różne, to efekt ten sam. Moje dzieci odchowalam na mm, ale nie czuję się z tego powodu gorszą mamą, czy też nie oceniam naszej więzi na mniej „zwięzłą”.

    A próchnicą to prędzej się zarazi dając coś do jedzenia na swojej łyżeczce. Ale trzeba tę próchnicę jeszcze mieć;)

    Iza, tak sobie nieśmiało pomyślałam, że może mogłybyśmy zorganizować jakieś spotkanie może w lato, jak Ariadna podrośnie i nabierze sił? Jakiś park warszawski, kocyki, my i nasze maluchy?

  3. To przepiękne. A więź… Buduje się na różne sposoby. Każdy ma swój najlepszy. Ja obserwuję jak więź buduje z Igą Emek. Wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim (20tyg) i odebraniu urlopu wypovzynkowego (6tyg), karmię piersią, emek nie, usypiałam Ige przy piersi, on nie miał jak. Bardzo chciał pójść na urlop rodzicielski, chciał być z Iga te kolejne 32 tygodnie. Byłam przerażona, Jak ona – Iga, bezbutelkowa, bezsmoczkowa, tylko na piersi, usypiana zawsze tylko przeze mnie, Jak zostanie z Tatą na 6 godz codziennie. Zniosła to lepiej niż ja, laktacja się dostosowala, oni mają swoje sposoby na jedzenie i spanie, a więź jaka między nimi powstała jest bezcenna, obserwowanie jej również. Ty masz najlepsza intuicję, co jest najlepsze dla Waszego Dziecka. Budujcie więź po swojemu, a koleżanka niech się martwi o swoje Dziecko 🙂 szkoda czasu na strachy. Uściski!

    1. Wiesz Ania,
      odejmując aspekt karmienia piersią – patrzę z taką samą fascynacją na więź, jaka powstała między synkiem a moim mężem. Zupełnie inaczej się bawią, inaczej usypiają, ale Oluś jest wpatrzony równo w tatę jak i we mnie i świetnie rozumie, że jesteśmy zupełnie różni.
      Wracając do mojej koleżanki – ja nie mam żadnych strachów. Nawet do przesady pozwalam małemu na dużo „niehigienicznych” rzeczy i na razie dobrze na tym wychodzimy, ma dobrą odporność.

  4. Ja karmię piersią, ku uciesze córeczki i własnej, ale i tak pakuję jej do ust swoje palce. Bolą ją dziąsła i lubi sobie z całej siły gryźć owe palce (jeśli można gryźć dziąsłami… w każdym razie zaciskać z całych sił), a ja zdecydowanie, zdecydowanie wolę to niż przygryzanie piersi (auć!). Widzę, że to przynosi malutkiej ulgę.
    Jasne, myję ręce częściej niż kiedykolwiek, ale też bez przesady, po przyjściu z dworu, przewijaniu i korzystaniu z toalety (to akurat się nie zmieniło ;-). Tyle.
    Nie ma sensu być nadmiernym higienistą, po co? A pomysł, że palce mamy są dla dziecka obrzydliwe, jest dla mnie nie do przyjęcia.

  5. Popieram- palce mamy obrzydliwe? Nierozsądne są argumenty tej koleżanki, w zasadzie są żadne. Obrzydliwe np. jest przeżuwanie pokarmu i dawanie go dziecku na łyżeczce (serio widziałam coś takiego i mnie aż cofnęło).
    Oluś ma coś innego- Ty masz słodki smak, a on ma Twój zapach- jedyny i niepowtarzalny 🙂
    Wężon- co u Was dziewczyny?

    1. Ja widziałam kiedyś jak babcia przeżuwała rybę, pluła na łyżeczkę i podawała dziecku. Sama byłam dzieckiem, tyle że już starszym i nawet wtedy wydawało mi się to skrajnie obrzydliwe 🙂
      Dodam, że babcia była intensywnie paląca.
      Iza, palec nie jest obrzydliwy. Tak jak pisze Kas, czekają Cię (Was) o wiele obrzydliwsze rzeczy 🙂 Pet u Kas wygrywa, ale mój syn rzucił się ostatnio na kawałek bułki (?) znaleziony pod lodówką w Lidlu. jakiś taki wymiętolony, nadjedzony. Na szczęście byłam szybsza i zdążyłam kopnąć bułkę dalej 😉

      1. Uwierz mi, pet nie jest najgorszą rzeczą, chociaz przyznaję, jest u nas w top 3. Na razie. Nie wątpię, że moje córki jeszcze mnie w tym aspekcie zaskoczą niejednokrotnie 😉

  6. Izuś gratulacje!!! Zostalaś oficjalnie poddana propagandzie kp hahaha To nic, że urodziłaś z serducha, a masz babo! Wiem, to moja wioskowa psychologia… Ale… Jej sie nie udało kp… Wiec dziecko nie pójdzie na Harward i takie tam, hahaha to sobie chociaż poprawi humor, że Tobie też nie i jeszcze próbujesz coś na to poradzić… To masz zarazo hahaha. Względem wyjaśnień pierworodny prawoe wcale kp, ekipa mieszanie. Nacisk na kp ogromny, jak nie karmisz cycem jesteś złą matką, dziecku obniżysz poziom intelegencji, woęzi nie uzyskasz… Kurcze pierworodny jakoś wybrakowany, bo wcale nie spełnia tej definicji… Iza, czy Twoj Oluś też teraz poluje na Twoje palce? Boje się jak mój pełznie do mnie z otwartą buzią

    1. Po prostu niezwykle trudno znaleźć się „po bezpiecznej stronie”. Nie karmisz piersią? Zgroza (to, co napisałaś). Ale karmisz piersią? A fe, dlaczego tyle razy, tak długo, czy to mleko a nie woda, to dziecko jest głodne, czy to higieniczne, zamęczysz się, a kiedy kotlecik itp. itd. Nie dogodzisz. Kobiety kobietom gotują ten los…

  7. Co do bakterii na palcu, to żyjecie w tym samy środowisku i macie podobny zestaw ustrojstwa. Tym bym się nie martwił. Gorzej jest dziecku całkowicie zabrać bakterie, niż mu je dostarczać dodatkowo w palcu 😉

  8. Cudowny wpis zmuszajacy mnie do zameldowania sie w kregu „obrzydliwych“ matek u mnie byl oprocz palca tez i cyc a pozniej tysiace innych rzeczy. Na pierwszym miejscu zostanie jednak sliczna, rozowa jeszcze ruszajaca sie dzdzownica

  9. Nie mam czasu , jak zwykle , ale czytam , zazdroszczę, ze mam tak daleko i nie przyjdę z kocykiem i rozczulam się za każdym razem <3
    Ja nie wiem skąd w Ludziach tyle strachów o bakterie , wirusy i inne dziadostwa 😛 Agacie średnio raz dzienne wyciągam z buzi karmę psią , bo jest szybsza ode mnie w biegu do miski , a ostatnio jak jej się wydaję że nie widzę , siada na przeciwko Psa , otwiera buzie i czeka na "buziaczki" , a Sanchez jak prawdziwy Labrador po całości , nawet o migdałki chyba zahacza …. ;/ a Ja nie zawsze zdążę dobiec żeby przerwać te ich "pieszczoty " 😀

  10. Ehhh, ale dzieciowo się tu porobiło 😉
    Coraz częściej myślę, że jestem tym wyjątkiem potwierdzającym regułę, czyli stwierdzenie Wężona, że „każde invitro w końcu się udaje”.
    Kolejny transfer (7) w piątek.
    Jestem już bez złudzeń, oczekiwań, po prostu muszę podejść do tych czekających 5 zarodków.
    I nawet się ucieszyłam, że podadzą 2, bo będzie szybciej z głowy.
    Pokładałam spore nadzieje w immunologii, ale jakoś się rozwiały…

      1. Zouza, mam wrażenie, że wykryć nieprawidłowości jest łatwo, dalej gorzej. Mam zły profil cytokin, poprawił się po cytostatykach, ale transfer i tak się nie udał. Teraz mam próbować z Accofilem. Wkurzyło mnie, że raz to raz to, a może jeszcze szczepienia zróbmy…
        Te ostatnie do mnie już w ogóle nie przemawiają.
        Immunologia to chyba ciągle ląd nieodkryty i każdy lekarz mówi co innego.

  11. Gaju, od kiedy przeczytałam w artykule o kobiecie,której się udał 17transfer,też podzielam zdanie Wezon, choć pewnie nie każdy do tego dotrwa że względów psychicznych,finansowych i zdrowotnych.Ja naturalnie nie mam problemów z płodnością -dwa razy bez większych problemów zaszłam w ciążę i rodziłam dzieci,a jednak w in vitro udało się za 4 transferem (teraz zaczęłam 24tc),a to był 2-gi transfer po przebadaniu PGS ,gdzie szanse statystycznie wzrastają z 33 do ok 60%,takze nie każdy transfer się udaje i nie oznacza to,że nigdy się nie uda.Poki są siły,zdrowie i finanse -trzeba próbować.Powodzenia!

  12. Dawno mnie nie było…Dziś między karmieniami mojej prawie dwumiesiecznej Oli przpomniałam sobie o Twoim blogu. Mówię w myślach, na pewno już zadzwonił ten dlugowyczekany telefon i proszę czytam o Olusiu Waszym wyczekanym synku <3 Tak strasznie się cieszę i gratuluję Wam serdecznie 🙂
    U nas Ola przyszła na świat o miesiąc za szybko, a dokładnie 06.03…początki były trudne podejrzewałam nawet depresję, płakałam, tesknilam za poprzednim życiem gdzie byliśmy tylko my i nasz pies i życie bez zobowiązań…zadawałam sobie pytanie po co mi to było? że nie nadaje się na matkę i chyba dlatego nie mogłam zajść w ciążę. Za chwilę płakałam, ze złości ze mam takie myśli, tyle lat walki, a mi teraz odwala co ze mnie za matka 🙁 Na szczęście mąż rozumiał mój stan i bardzo mnie wspierał zajmował się mała kiedy ja byłam w rozsypce, i jednocześnie pomógł się pozbierac. Na szczęście z tygodnia na tydzień było lepiej, musiałam dojrzeć do bycia mama, uczyłyśmy się siebie na wzajem, z każdym dniem jesteśmy sobie bliższe z każdym dniem kocham ja bardziej…także jak u Taty Olusia tak i u mnie nie było od razu wybuchu wielkiej miłości, bliskosci choć córcia biologiczna i wydawało by się, że to naturalne, jednak u nas też był potrzebny czas…

    1. Margom, czuję każde Twoje słowo. Tak mało się mówi o baby blues…. ja przez około dwa tyg po porodzie codziennie popołudniu płakałam. Nie miałam powodu, z bopku patrzyłam na siebie i wiedziałam, że ten cholerny płacz, duszący wręcz, zamieniający się w łkanie jest poza mną. Była też złość, że tyle walczyłam, tyle czekałam, mam piękną, zdrową córkę i płaczę. Wsparcia było dużo mniej. To był mega trudny czas. Do tej pory mam tak, że zabawki z pozytywkami, których w tamtym czasie używaliśmy, tzn puszczaliśmy Idze, budzą we mnie tak negatywne emocje, że nie mogę ich teraz słuchać, nie chcę ich słyszeć. Jak emek zaczyna nucić kołysankę, którą w tamtym czasie często nucił, proszę, by przestał. Także baby blues i depresja po porodowa są chyba częstsze niż nam się wydaje, ale mało kto o tym mówi, bo przecież to taki piękny czas i mamy prawo tylko do radości.

  13. Gaja pewnie żadne pocieszenie, ale ja już po 8 transferach… większość zakończona ciążami biochemicznymi. Aż i tylko. Głowa ma powoli dość, ciało chyba też, szczególnie, że nikt nie ma pomysłu na powód tej sytuacji. I tak się bijemy z myślami – próbować znowu czy już odpuścić.
    Ale zawsze baaaardzo mocno trzymam kciuki za walczących, więc za Was też zaciśnięte.

  14. Dziewczyny melduję się z dobrymi wiadomościami.
    Wygląda na to, że zaraz wychodzimy (tfu, tfu).

    Szykujemy się. Szczepienia zrobione, jutro jeszcze okulistka i w czwartek możemy iść.

    Na razie serce zachowuje się OK, kardiolog chce ją widzieć za miesiąc.
    Onkolog ze względu na naczyniaka też.
    Chirurg z przełykiem też. Ale Ariadna radzi sobie wyjątkowo dobrze. Jak bardzo zdrowe dziecko. Je jak smok, nie krztusi się, nie ulewa, brzuszek nie boli. Oby tak dalej.

    A my w domu jesteśmy rozkosznie niegotowi. 🙂

    1. No i nie wychodzimy jutro, może w niedzielę.
      Spadła hemoglobina trochę. Dla zdrowego dziecka byłaby jeszcze do przyjęcia. Ze względu na wadę jednak musi być idealna i będą toczyć w piątek lub sobotę. I doba obserwacji.
      A w weekend wyskoczy coś nowego.

      1. My z Mia wychodziliśmy 3 razy, wszystko gotowe, szczepienia wypis w książeczce ale właśnie morfologia nie była ok. Najgorszy był telefon ze szpitala ze córka nie wychodzi 🙁
        Finał był taki ze w poniedziałek, zamiast piątku nas wypuścili. Trzymam kciuki za Ariadne!

      2. 🙁 A właśnie weszłam napisać Ci coś o jutrze. No nic, może „lepiej” tak, niz wyjść i zaraz musieć wrócić. Moja Sonia też miała niską hemoglobinę i w czd zamiast transfuzji zalecili nam zastrzyki z Epo (To ten steryd, którym się pompowali kolarze). Mega jej po tym skoczyły wskaźniki.

          1. O kurde, rzeczywiście. Od 10.5 już norma jest. Przynajmniej w tych „naszych” jednostkach tak było. Ale to trochę dziwne, że chcą przekraczać krew przy tak niewielkim odchyleniu od normy.

          2. No właśnie powiedzieli, że zdrowe by spokojnie wyszło, ale tu chcą ją wspomóc.
            Dobrze się czuje, widać, że nie potrzebuje toczenia, ale yak na wszelki wypadek.

      3. Doskonale pamiętam tę frustrację, też na 3 pobyty w czd 2 razy cofali nam wypis. Raz zwrócili mnie praktycznie z korytarza, jak szłam z torbami już. Ludziom się wydaje, co za różnica te dwa dni w jedną czy w drugą stronę. Ale to tak nie działa:/

          1. Tak mi smutno, jak Cię czytam. Tyle stycznych z naszą historią, wszystko wraca… najpierw ta pępowina, potem operacja, wada serca, nawet to cofnięcie wypisu. Ech, Wężon, oby po ciężkim początku potem było już jak z Laurą. A jak ona w ogóle???

  15. I ja trzymam kciuki za Ciebie Gaju! Gdy wchodzę na bloga to szukam zawsze od Ciebie wiadomości. Masz jeszcze 5 nadziei…Dobrze je mieć . Nie stoisz w miejscu, próbujesz i to się liczy. Trzymaj się Kochana!!!

    1. Dziewczyny, dzięki za tyle miłych słów.
      Mam dziś lekkie wrażenia de ja vu, bo równo rok temu w weekend majowy miałam pierwszy „katowicki” transfer.
      Szykujemy się do rozmowy z teściami nt. OA, i obawiam się tej rozmowy. A raczej tego, czego nie usłyszę na głos… To bardzo fajni ludzie, ale jak tu się nie czuć winną całej sytuacji?

  16. Izu – jak fajnie się czyta Twoje macierzyńskie wpisy!
    Ja bym trochę wzięła w obronę koleżankę, bo i tez mama ado, wiec przewrażliwiona nieco 😉 a dodatkowo – przekaz o tzw chorobach brudnych rąk jest dość silny już od przedszkola (ja akurat się z tym trochę zgadzam z moja lekarką ) -No i wady zgryzu potencjalnie, bo jednak układ buźki dziecka jest inny przy ssaniu piersi niż przy palcu. Ale… jeśli nie za dużo, to pewne nic się nie stanie.
    Uściski!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *