Pora przedstawić nasze Mrozaczki.
Mamy ich pięcioro i na zdjęciu liczą sobie 5 dni. Przy pewnym wysiłku można by je dostrzec gołym okiem, bo mogą mieć nawet ok 0,2 mm.
Aktualnie śpią – czekają na nas zamrożone w ciekłym azocie.
Kiedy na nie patrzę, zmienia mi się światopogląd. Uważam się za osobę tolerancyjną i każdemu oddaję jego prawo do wolności i decydowania o sobie. Zaczynam jednak trochę rozumieć przeciwników aborcji… Nasze zarodki są – przesadnie to zabrzmi – trochę już dzieciaczkami. W stadium blastocysty zdeterminowana jest już płeć, wygląd, a nawet charakterek po mamusi… To nie są przypadkowe komórki… 🙂
Aż kusi, aby nadać im imiona…
„Uważam się za osobę tolerancyjną i każdemu oddaję jego prawo do wolności i decydowania o sobie.” Tylko jak takie małe istoty mają wyrazić swoją wolę? Ach, no przecież ich nikt nie pyta, kiedy myśli o własnej wolności.
Miałam wprawdzie na myśli wolę rodziców decydujących o być-albo-nie-być zarodków, bo też nie zapytałam moich czy godzą się na bycie zamrożonymi… Jak miałabym to zrobić 🙁 Ale zrobię wszystko, aby dać im godne życie. O to mi chodzi, kiedy piszę, że trudno mi sobie wyobrazić unicestwienie takich zarodków.
Oczywiście. Twoja wypowiedź we wpisie jest zrozumiała i dla mnie pozytywna. Chciałem tylko wskazać (niekoniecznie Tobie), że zwolennicy aborcji na życzenie nie traktują rozpoczętego już życia jak istoty ludzkiej, którą przecież zarodek jest.
Pozdrawiam.
Izuś masz naprwdę pięknę i silne zarodki!Tylko najzdrowsze i najmocniejsze dotrawają do stadium blastocysty.Gratulacj!widać,że aż rwą się do życia!Napewno teraz już wszystko się uda-wierzę w Ciebie :*
Nie miałam pojęcia, że przez stymulację jajników może dojść do czegoś takiego 🙁
Mam nadzieję, że z każdym dniem będziesz się czuła lepiej 🙂
pozdrawiam ciepło
Czuję się już bardzo dobrze, pozostała we mnie jedyna czysta radość oczekiwania na transfer i dla tej radości warto było przechodzić to wszystko 🙂
Wracaj szybko do zdrowia.Niech czas Ci się nie dłuży bo czekanie potrafi być okropne.
Dzięki Basiu 🙂 niepłodność to ciągle czekanie, teraz przynajmniej czekam na coś konkretnego. Przepraszam, na kogoś… 🙂
Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia i udany transfer. Sama jestem przed drugą inseminacją i od półtora roku dobrze wiem co to czekanie i czkanie, a potem znowu czekanie… Tak więc ściskam gorąco i kibicuje, bo sama mogę niedługo podążać tą drogą…
Dzięki Maja. Trzymam kciuki za Twoją inseminację i żeby Twoja czekanie na niej się skończyło 🙂
Witaj,
Natrafiłam dziś na Twój blog i przeczytałam każdy wpis od deski do deski.
Też się staramy o małe-wielskie szczęście, właśnie mija pełny rok. Co prawda nie mamy postawionej jakiejś konkretnej diagnozy ale leczymy (a właściwie jak na razie badamy się) w klinice leczenia niepłodności więc to trochę jak diagnoza o niepłodności – tylko jeszcze nie do końca wiadomo czym spowodowaną.
Wiele uczuć o których tu piszesz towarzyszy i mi, czytam niektóre Twoje zdania tak jakby ktoś wyjął je z mojej głowy.
Najbardziej zaskoczyło mnie, że pisałaś w poprzednim poscie o Dostinexie leku-killerze. Ja go biorę w dawce 1/4 tabl. raz na tydzień już chyba z pół roku i pierwsze słyszę aby ten lek miał jakieś killerskie działanie. Mam lekko podwyższony poziom prolaktyny po obciążeniu i wlasnie Dostinex mi ją zbija…
Witaj. Nieprecyzyjnie się wyraziłam w sprawie działania Dostinexu. On leczy, co do tego nie mam wątpliwości. Mówiąc o nim killer, miałam na myśli to, że kręci się po nim w głowie i często zdarzają się omdlenia. Skomentowałam jedynie działanie niepożądane, którego doświadczyłam. Ale to raczej nie po 1/4 dawki, poza tym po kilku tabletkach organizm się przyzwyczaja.
Magda, zgadzam się z Tobą, pójście do kliniki bezpłodności to przyznanie się samemu przed sobą, że jest jakiś problem i nazwanie tego po imieniu może być bolesne. Ale dobrze, że sprawdzacie co się dzieje. Czytałaś wpis o przesadnym optymiście, który wypiera z głowy całe zło i z tego powodu u lekarza może pojawić się kilka lat za późno? Mam jednak nadzieję, że nic złego u Was nie znajdą i zamiast na kolejną wizytę wyjedziecie na bezstresowy urlop… Ten może pomóc niegorzej niż lekarz… Powodzenia i trzymam kciuki!
Piszesz o uczuciach, które też Ci towarzyszą. Kiedy zaczynałam pisać ten blog, myślałam, że nikt mnie nigdy nie zrozumie. Dzięki blogowi poznałam dużo osób, które borykają się z tym samym problemem. Jest nas więcej. Oby było nas jak najmniej…