pranie

Godzę się na naszą niepłodność.
Godzę się z myślą, że jesteśmy supernowa – rozpędzeni w wielkim wybuchu spektakularnie znikniemy sami od siebie, skończymy się, ładnie pożyjemy i basta.

supernowa

Żegnam myśli, co by było gdyby, chowam je z poronionym, straconymi, niedorowiniętym albo wyczerpanym z głodu, oderwanym od kosmówki  dzieckiem-niedzieckiem.

I nagle takie małe rzeczy się dzieją. Sprzątam pranie. Składam w prostokąty, nienapisane listy, koszulki męża, wciskam nos. One pachną mężem, mimo, że wlałam niemiecki super płyn do zmiękczania, one nadal pachną mężem. On tak bardzo jest, tak bardzo chce być, ja chcę, żeby był. Wychodzi poza swoje ciało, na ubrania, na pokój, na ogród, jest nawet, gdy go nie ma, jest i będzie, tak bardzo chcę, żeby był jeszcze raz, o jeden raz dłużej, więcej, żebym, zamykając oczy, wiedziała, że będzie dalej, nieskończenie.

Z tym, że  ja to jego koniec – nie potrafię się pogodzić.

Ktoś dzwoni, mówi, ja muszę mówić, robić, spycham szybko myśli w głowie, porządkuję je, bach, bach, wiem, co powinnam myśleć i na gwizdek potrafię myśleć tak, jak trzeba. Ordnung!

A potem składam pranie i wszystko mi się wali. Wszystko muszę zacząć od nowa. Do kolejnego prania muszę odbudować cały ten świat.

525 komentarzy

  1. Tak dobrze, że masz Jego… razem lepiej, raźniej, łatwiej…
    ale znam ten żal, ten wyrzut, że mógł trafić lepiej… to czasem niszczy mnie od środka…
    walczę z tym, ale bywa różnie.
    Iza, nie wiem dlaczego, nie wiem po kiego ch…. – ale ciągle sobie wmawiam, że to wszystko musi mieć jakiś sens…
    dbaj o siebie, o Niego, o Was…
    przytulam wirtualnie bardzo mocno :***

    1. Ewelka, ogólnie rzecz biorąc uważam się za dość pogodną osobę. I w miarę możliwości pogodzoną z wszelkimi możliwymi scenariuszami. Ale myślę, ba, jestem pewna, że jeśli się nie uda, jakiś żal pozostanie na zawsze, bez względu na to. jak bardzo to akceptuję.

  2. Nie obwiniaj się, Iza (choć wiem, że niełatwo). Nie wybrałaś sobie tej niepłodności, nie prosiłaś o nią, niczym nie zasłużyłaś. To po prostu CHOROBA – nie napiszę, że”jak każda inna”, ale może czasami lepiej byloby właśnie tak ją postrzegać…

  3. Iza kiedyś napisałam coś podobnego, a Ty mi odpisałaś co miało dal mnie taki sens – niego to ja jestem najważniejsza i że on bez mnie żyć nie będzie potrafił.
    Pamiętaj o tym, jeśli mu było by źle to by odszedł a on jest przy do Tobie i razem prowadzicie tą nierówną walkę o spełnienie marzenia 😉

  4. A u mnie wczorajsza wizyta króciutka, tyko usg.
    11 dc endometrium 7,50, pęcherzyk dominujący 14 mm.
    Oczywiście zapomniała o testach owulacyjnych, więc dzisiaj był pierwszy i wyszły dwie kreski, ta druga tylko troszkę jaśniejsza.
    Następna wizyta w czwartek, mam nadzieję że będzie wszystko dobrze.

  5. Dziewczyny mam pytanie,zazwyczaj(ale nie zawsze)mam 29 dniowe cykle i Z kazal mi sie zglosic 11dc na wizyte,ale w tym misiacu wypadl mi 28 dniowy cykl,i czy w takim razie zglosic sie 10 dnia? tzn tak juz zrobilam,ale kurcze mojego doktorka nie ma w tym tygodniu w ktorym mam sie pojawic i zapisalam sie do innego…i pytanie moje brzmi tak mniej wiecej jestescie w stanie powiedziec kiedy bedzie IUI,W ktorym dniu? to zalezy niby od pechola,ale boje sie ze Z nie wroci ,piatek to 11dc sobota 12dc niedziela 13dc a poniedzialek 14dc i wtedy wraca Z

    1. Sza no i dobrze idź 10 dc, zobaczysz jak jest pęcherzyk, endometrium itd. Tak na zdrowy rozsądek, to owulacja przy 28 cyklu wypada 14 dc, a 29 15 dc, więc twój dr już wróci. Co do iui to zależy jak robią u ciebie w klinice czy na pękniętym, czy przed ?

  6. kochana istotko… najpiekniejszy wpis jaki czytalam… przeniknal mnie na wylot moze dlatego ze ja tez „szaleje” za swoim mezem…chcialam ci tylko odpowiedziec co mysle o „rzekomym” poswieceniu twojego meza… ludzie tkwia w milosci czesto po cos albo za cos… czesto przyczyna sa niestety dzieci… czesto mezczyzna wybiera kobiete patrzac na nia glownie jak na rodzicielke i matke swoich dzieci i za to ja glownie kocha… nie mozna ich winic bo biologia nas tak stworzyla…czesto facet stawia kobiecie warunek typu „urodzisz mi dziecko” bo ona ma sluzyc jako narzedzie do wydania jego potomkow… wiem ze upraszczam ze dzieci przeciez tez rodza sie z milosci… ale sama wiesz ze pary ktore maja dzieci bardzo czesto sie gubią wzajemnie i gdyby zniknal temat dzieci oni tez by znikneli… nie mowie ze to regula ale tak sie czesto zdarza… wy kochacie sie czysta miłością, ktora nie wymaga, ktora nie potrzebuje dowodow na ziemi, ktora nie potrzebuje nowych tematow do rozmow i kogos trzeciego do kochania na wypadek dgyby wasze kochanie osłablo… wasza milosc to inny poziom… kiedys przeczytalam cos co mi utkwilo: mezczyznie prawdziwe szczescie moze dac tylko zakochana kobieta☺ moi rodzice rozwiedli sie po prawie 25 latach malzenstwa… zawsze myslalam ze sa super para…ale byli razem dla mnie mojego brata i siostry zebysmy mieli pelny dom i czekali az wszyscy dorosniemy… to jest kochana Izo nieszczęście dla mezczyzny i kobiety… uwierz ze tuzin dzieci nie uszczesliwi mezczyzny ktory bedzie zyl tak jak np. moi rodzicie bez milosci! bo mezczyznie i kobiecie potrzebna jest przede wszystkim milosc partnera a dopiero w dopelnieniu dziecka… popatrz na adama i ewe byli w taju tylko we dwoje☺☺☺sciskam cie mocno

    1. Oczekująca, to co napisałaś jest bardzo mądre. Podoba mi się i leci prosto autostradą na podatny grunt, do samego środka. Przykro mi, że masz takie doświadczenie z własnego zycia, ale to Twoja siła, że wyniosłaś z tego własną mądrość. I chwała Ci, ze się nią dzielisz.

        1. kochane dziewczynki☺ u mnie duzo zmian otworzylam firme o ktorej dlugo marzylam i na razie powoli ja rozkrecam, do tego zmienilam adres zamieszkania bo przeprowadzilam sie do nowego domu… duzo zmian i malo czasu ale nadal was czytam i kibicuje… w sprawie nieplodnosci tez troche zmian.. chodze od pol roku do lekarza medycyny niekonwencjonalnej i stosuje sie bardzo rygorystycznie od pol roku… zrobilam to bo stwierdzilam ze moj organizm dostal nie zly wycisk podczas in vitro i po… o dziwo czuje sie naprawde inaczej wszystko mi sie poprzestawialo i teraz widze i czuje co to znaczy zdrowy czlowiek…lekarz twierdzi ze juz nie widzi przeciwskazan do naturalnego zajscia w ciaze ze moj organizm wszedl w rownowage energetyczna itp. ale szczerze nawet o tym juz nie mysle ale za to energii mam tyle ze moglabym gory przenosic☺ sciskam was mocnoi czyt caly czas☺

          1. Oczekująca, bardzo pozytywne wiadomości, bije od Twoich słów z jednej strony ta energia do działania a z drugiej ogromny spokój/harmonia. Tylko pozazdrościć 🙂 podziwiam…
            Piszesz, że o ciąży już nie myślisz…Ale to, że czytasz bloga Izy to świadczy o Twojej otwartości co do tego tematu 🙂 i to chyba wystarczy. Mało kto tak potrafi – być otwartym, a nie być więźniem tego tematu.

          2. Asiu, uwielbiam Cie czytać…jesteś niesamowita i czekam na twojego bloga… Wiadomo, że myślenie o ciąży nie da się wyłączyć całkowicie i ja też tego nie potrafię zrobić do zera -nie będę oszukiwać siebie i was, a przede wszystkim biologii i instynktu… ale przestałam liczyć, myśleć, planować, szukać objawów… chociaż w tamtym miesiącu dałam się wkręcić,ale podstępem bo akurat przed okresem miałam wirusa jelitowego hehehe wiadomo że pewnie do menopauzy będę mieć miesiące że nadzieja będzie mnie „atakować” no cóż lubię adrenalinę w życiu to mam heheh
            każdy w życiu ma słabsze dni a ja „niepłodna” co by się nie działo każdy nastrój i złe dni podciągałam zawsze do niepłodności jako głównej przyczyny-taki mechanizm obronny przyjęłam od 4 lat…
            zauważyłam tez że silna potrzeba dziecka to też trochę była u mnie ucieczka przed życiem, nadzieja na zmianę i na to że los „odwali za mnie robotę” żeby było mi lepiej w życiu i nie musiała z nim nic więcej robić-lenistwo!!!…myślałam że jak zostanę mamą to nie będę musiała nic więcej ze swoim życiem robić bo to mi wystarczy.. już dziś wiem że gdybym została mamą wcześniej przez te 4 lata starań byłabym dziś nieszczęśliwa!!!… nawet podczas ciąży nie pajałam szczęściem tak jak myślałam że będę i oczywiście zwalałam na hormony ciążowe!!!
            bo żeby być szczęśliwym w życiu trzeba tego poszukać w środku, poczuć to bez względu na czynniki zewnętrzne i to moje maleństwo mnie nauczyło.. dało mi lekcję życia chociaż było 3 miesiące ze mną… mój najważniejszy nauczyciel w życiu to moje nienarodzone dziecko… jeśli swoje szczęście uzależnimy od innego człowieka, od posiadania dziecka to nigdy szczęścia nie osiągniemy…zawsze będzie ulotne i nieosiągalne!!! a ja zakochałam się w życiu na nowo w wieku 31 lat!
            Asiu a co u Ciebie? Jak mąż i dzieciaczki?

          3. 100% trafności w tym co piszesz! I o wyłączeniu myślenia o ciąży, o ucieczce przed życiem, o lenistwie jakże błogim…, i o szczęściu- pięknie, krótko i niesamowicie celnie.

            Ja niestety wiedząc w sumie o tym co napisałaś szczególnie o ucieczce przed życiem i lenistwie nie mogę się z tego wyzwolić bo jest mi tak „dobrze” – dlatego tak podziwiam Twoją przemianę, założenie firmy i działanie etc.

            Pytasz co u mnie? Ogólnie więc wszystko dobrze się układa. A w szczegółach wychodzimy jeszcze z krztuścca, wszystkie dzieci były po kolei chore na to dziadostwo, jeszcze pokasłują trochę i wymiotują, ale już rzadko, teraz mąż się zaraził, ale przechodzi lajtowo na szczęście- więc się właśnie lenimy w domu. Mamy własną firmę, więc mąż nie musi mówić nikomu, że go nie będzie i nie potrzebujemy zwolnień od lekarza żeby się lenić.

  7. A ja ostatnio zastanawiam się po co to wszystko… może to, że nie jest nam dane być rodzicami, tak naprawdę jest ok. Może powinnyśmy te wszystkie pieniądze wydać na szalone wakacje i pożyć trochę pełna piersią… Już mam dość comiesięcznego zbierania się, walki, wysiłku. Niech mi już ktoś powie że to koniec. Nie chcę niszczyć swojego udanego związku przez gonitwę za niemożliwym… najgorsze że nie potrafię odpuścić, dopóki tli się nadzieja.
    Iza, cieszmy się tym co mamy. Myślę że wiele matek marzy o takim mężu jak Twój, czy mój…

    1. Syrenka, dodam więcej, bardzo lubię supernowe. Jak mam taka być, to będę.

      napisałaś „Niech mi już ktoś powie że to koniec”. Oj, jak to dobrze znane uczucie: nie chcę już walczyć, nie mam siły, wiem, że trzeba, ale nie mogę ruszyć nawet palcem, a wiem, że powinnam, niech ktoś powie, że już nie muszę, niech ktoś to ze mnie zdejmie…

      Wydaje mi się, że w takich chwilach trzeba odpocząć, Syrenko. Czas działa na naszą niekorzyść. Ale ciężar odpowiedzialności za podejmowanie walki co miesiąc też może okazać się cichym killerem…

      1. To jest paradoks. Z jednej strony ja po siedmiu latach coraz częściej czuję, że mam dość. Chciałabym odpocząć, uwolnić się od tego kołowrotka emocji.

        Z drugiej… Natrafiłam ostatnio na filmik jakiejś pary starającej się o dziecko, która była na podobnym etapie i zaczęła się modlić, żeby Bóg zabrał od nich to pragnienie, bo jest zbyt ciężkie do udźwignięcia. Strasznie mi to w głowie siedzi. Myślę sobie o ile moje życie byłoby łatwiejsze, gdybym tak bardzo tego nie chciała… Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie sformułowania takiej prośby. Nie mam już siły, ale nie chcę nawet myśleć o podjęciu decyzji o zakończeniu trudów starań. Taka pułapka…

        1. I mi takie mysli krążą po głowie.
          Nawet juz je napisałam. I wypowiedzialam.

          Zeby przestac chciec.
          Ale widze po sobie, ze poki mozna, to czlowiek walczy. Szuka otwarych drzwi, uchylonego okna…

          Bo moze w koncu sie uda…

  8. To od zawsze powtarzal mi moj M. , zwlaszcza w stanach kryzysu staraniowego, po stratach ciaz, gdy rozpaczalam, lalam łzy, zalamywalam rece po kolejnych miesiacach bezowocnych staran lub gdy kolejne badania wychodzily źle – ze MY dwoje jestesmy najwazniejsi. Tu i teraz. I zebym nie podporzadkowywala mojego calego zycia dazeniu do czegos co moze sie nigdy nie spelni. I czerpala z tego co mamy garsciami. A mamy tak bardzo duzo przeciez. I zebym nie zapominala, ze dzieci nie sa gwarantem szczescia, choc teraz, gdy tak bardzo ich pragniemy, jestesmy o tym przekonani. Ze posiadanie dziecka uszczesliwi nas juz w pełni, a wcale przeciez tak byc nie musi.
    Dwojka chorych dzieci w mojej najblizszej rodzinie to prawdziwy dramat.
    Czy rodzice tych dzieci sa szczesliwi…pewnie w jakims stopniu tak, ale na pewno nie tak wyobrazali sobie wymarzone macierzynstwo.
    Itd itd, przypadki mozna by mnozyc.
    Zycie jest najwyzsza wartoscia sama w sobie. Nawet to bez dzieci. Tego nauczyl mnie moj M. powtarzajac mi to setki razy.

  9. Witam,śledzę Twój blog od niedawna, trafiłam na niego przypadkiem,gdy szukałam jakiejś informacji i nadzieji po stratach ciąż.Jesteś niesamowita i podziwiam Cię za Twoją wolę walki.Ja też mam dni kiedy nie mam już na to sił i zaczynam zastanawiać się gdzie w tym wszystkim sens ale później i tak pojawia się ta iskierka nadzieji, że może kiedyś w końcu się uda i to jest silniejsze od wszystkich innych myśli.Ja straciłam 3 ciąże,jestem też po 3 nieudanych IUI,nasza walka trwa już 5 lat ale ciągle walczę,bo głęboko wierzę,że w końcu będzie mi dane zostać mamą.Czego i Wam dziewczyny życzę z całego serca!Nie można się poddać.

    1. Claudia, badałaś sobie zespół antyfosolipidowy i mutację mthfr? Ostatnio bardzo dużo czytam różnych opracowań naukowych i w temacie poronień ciągle się to pojawia. Wczoraj trafiłam na wykład natemat tarczycy, hashimoto itp i była mowa o wit K2, to nie jest ta sama witamina, która odpowiada za krzepliwość krwi, w poprzednim wątku dotyczącym suplementacji była o tym mowa.

      1. Tak ~Mała Ania mam mutacje mthfr 🙁 o której dowiedzialam się po ostatniej stracie jak na własną rękę zrobiłam wszystkie badania.Podejrzewam też że mam coś z immunologia.Też dużo czytam,przekopuje neta wzdłuż i wszerz bo już nie ufam lekarzom bo nikt nigdy mi nie zlecił tych badań niestety,dopiero jak wzięłam los w swoje ręce to zaczęły wychodzić problemy a wcześniej niby wszystko ok było a ciąze obumieraly.pozdrawiam ciepło

        1. Witam w klubie:) ja też badanie mutacji zrobiłam sobie sama… czytając coraz więcej, poznajać jaki wpływ ma ona na ciążę i dziecko, wystraszyłam się. I co? I mam. A sprawdzałaś ten zespół antyfosfolipidowy? Hashimoto? Jak chcesz to pisz na priv, może wymienimy się wiedzą:) Izo, czy możesz podać nam nasze maile?

          1. Tak wszystko sprawdzałam.Hashi nie mam ale biorę euthyrox na zbicie tsh do 1 bo mam koło 2.Na szczęście nie mam zespołu antyfosfolipidowego ale mutacja mthfr i tak może powodować zakrzepy:(,w ostatniej ciąży byłam na clexane ale i tak dzidziuś nie dał rady.Myślę że przez to ze nie wchłania się u mnie kwas foliowy przez mutacje,dlatego dziecko się nie rozwija.Biorę teraz specjalne formy kwasu foliowego i wit b6 i b12 oraz aspiryne.Możesz pisać na maila Verness@interia.pl chętnie posłucham twojej historii :*

        2. Witam w tym popierdolonym klubie mutaków :/
          Dziś dowiedziałam się że mam mutację genu MTHFR.
          Ryczę od kilku godzin. Myslałam że przebadałam już wszystko, a tu taki zong. Na dodatek jak zadzwoniłam do kliniki z pytaniem czy do genetyka potrzebuję skierowania od lekarza pierwszego kontaktu, kazali konsultować się z moją lekarką… bo możliwe że wizyta startowa wogóle nie będzie miała sensu.

          1. Akuk… klub mutaków:) witaj. Ja nie mam siły płakać, bo ostatnio, co nie zrobię jakieś badania to wychodzą pozytywne… czekam teraz na wyniki ANA i też pewnie wszystko będzie do dupy… ktoś ostatnio na fb grupie dotyczącej jednego z moich zaburzeń napisał: „widzę, że dostałaś od Boga pakiet all inclusive”. Śmiejąc się przez łzy pomyślałam, kurdę Bóg mnie kocha. Niedoczynność, hashimoto, insulnooporność, hipoglikemia reaktywna, hiperinsulinizm, pco, przeciwciała przeciwjądrowe i przeciwplemnikowe… i królowa wszystkiego niepłodność. Ale nie ma wyjścia, trzeba walczyć dalej. W UK jest lab genetyczne, które robi cały panel badań genet i później jeśli się chce, można mieć konsultacje, pracuje tam Polak. Jeśli byś była zainteresowana to daj znać. Sama się zastanawiam, czy nie zainwestować kasy, której już nie mam, na to badanie.

    2. hej Claudia , jesteś weteranką… Bardzo mi przykro z powodu Twoich strat. Ale pękam z dumy, jak widzę, jakie silne są kobiety. Twoja energia i głęboka wiara w powodzenie bardzo się tu przyda, jest zaraźliwa 🙂

      1. Kochana Izo tak nas to życie doświadcza choć nie wiem dlaczego:(i kiedy czytałam Twoje wpisy to łzy spływaja mi po policzkach.Nadzieja umiera ostatnia i trzeba ją mieć,nie możemy się poddać.Wierzę, że skoro dane nam było choć raz zobaczyć nasze serduszka to one do nas wrócą,nie chce i nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej.Wszystkie moje aniołki kocham całym sercem i myślę o nich co dzień.Nie wiem co przyniesie los i co mnie jeszcze czeka ale bede walczyć.Cieszę się ogromnie,że trafiłam na Twojego bloga-nikt oprócz nas tutaj nie jest w stanie zrozumieć tego przez co przechodzimy.:*

  10. Izo, jesteś tak silna, ale jesteś tylko człowiekiem, który dźwiga ogromny problem na karku. Masz gorsze dni – wypłacz to, wykrzycz, cokolwiek zrób aby emocje z Ciebie zeszły. Dziewczyny dużo mądrych słów już napisały, nie będę się powtarzać. Teraz nad Tobą/Wami są chmury, ale za chwile znów wyjdzie słońce -wiem to ja, Ty i Wy dziewczyny… bo tak jest u nas zawsze… chwile słabości, załamania, depresje, chęć rzucenia tego wszystkiego w cholerę, odpuszczenia… a potem znów przychodzi ta siła walki bo takie już jesteśmy – MEGA silne dzięki temu co i ile przeżyłyśmy! I za każdym razem się podniesiemy i pójdziemy na bój z losem walczyć o upragnione szczęście! Nie inaczej.
    Masz najlepszego męża a mąż najlepszą Ciebie 🙂 Wasze doświadczenia i wspólne przejścia są największym dowodem Waszej wzajemnej miłości.
    Ja też uważam, że męża mam wspaniałego i lepiej bym trafić nie mogła i wiecie co? Czasem myślę, że lepiej mieć takie problemy, ale się kochać, wspierać i dążyć do celu niż mieć gromadkę dzieci a być nieszczęśliwą u boku faceta, który nie szanuje żony, nie obchodzą go dzieci i jest zapyziałym gburem za którego trzeba się wstydzić przy każdej możliwej okazji 😉
    Izo, Twoje słońce wyjdzie lada chwila 🙂 Wasza miłość jest kwintesencją samą w sobie 🙂 I tak jak nie upada Wasza walka o szczęście tak i nie upadnie Wasza miłość. A Twoje myśli, które teraz Cię nachodzą są zupełnie normalne w takiej sytuacji, ale już mi tu szybciutko je odganiaj 😉 Głowa do góry, walczymy do upadłego! 🙂

    1. Melduję, Abc, że po gorszym dniu nadchodzi lepszy. Rano zawsze jest lepiej! 🙂 Ale to co wczoraj, nie poszło na darmo, bo mamy okazję powychwalać swoich mężów 🙂

  11. Iza, jesteś bardzo silną i dzielną kobietą. Masz wspaniałego męża, który na pewno bardzo mocno Cię kocha i nie obwinia o nic. U nas problem pojawił się po drugiej stronie-nigdy nie obwiniałam męża ani nie miałam do niego pretensji itp. Bardzo mocno Go kocham. Trzymam za Ciebie kciuki.

  12. Podobno obwiniamy się, bo łatwiej jest unieść winę za brak dzieci niż pogodzić się że są sprawy na które nie mamy wpływu. Podobno… Myślę że psycholog który to wymyślił był kretynem. Ale nie o tym chciałam Ci napisać.
    Tylko o dwóch innych sprawach.

    1) Też się obwiniam. I Jego. Zależnie od dnia, pory roku, nastroju.
    Kiedyś mieszkaliśmy daleko stąd. Potem wróciliśmy w Jego rodzinne strony. Kogo spotkaliśmy? Jego dwie byłe. Oczywiście obie dzieciate.
    Każdego dnia gdy spotykał je przypadkiem na ulicy, w sklepie, coś załatwiając – czułam jak rozpadam się na kawałki. Jak coś co misternie budowałam przez lata po prostu się rozpada. One urodziły dzieci. Któraś z nich mogłaby być teraz Jego żoną. Zamiast mnie.
    Tyle że… czy On byłby dzisiaj szczesliwy? Czy byłby tą osobą którą jest teraz? Chodziłby nadal w glanach i robił zawodowo to co kocha? Czy któraś z nich pozwoliłaby Mu na podróże? Czy miałby taką możliwość?
    Może miałby dziś dwoje nastolatków, które uważałyby Go za frajera. Może musiałby wbijać się codziennie w garnitur, którego nienawidzi. Może musiałby co niedzielę meldowac się u teściów czy na innych spędach rodzinnych, których boi się jak ognia…
    Może przegywając swoje rodzicielstwo, wygraliśmy siebie… swoje życie… Takie jak chcemy a nie takie „jak wyszło”.

    2) Oglądałam niedawno serial „Z pamietnika położnej”. Na podstawie wspomnień angielskiej położnej. Akcja dzieje się latach 50. Jedna z bohaterek, także położna, wychodzi za mąż. Czekają z mężem bardzo na dziecko. Niestety, okazuje się że w wyniku gruźlicy ma zrosty i w ciąże nie zajdzie. Jej dramat… cały świat sie jej załamał. Pamiętam scenę jak leży w łóżku i płacze. Znajome aż do bólu… prawda?
    Ale…..autorka wspomnień już nie żyje. Zapewne ta bohaterka zmagająca się niepłodnością także. Dzieci którym pomagały przyjść na świat… są już po sześćdziesiątce.
    To rozwala. Takie myślenie o przemijaniu.
    Ale znowu nie o tym chciałam….
    Tylko o mojej przyjaciółce. Ona zajmuje się rzeczami, których nie ogarniam. M.in. opowiada mi o planowaniu przed-urodzeniowym. Że podobno dusza musi wszystkiego doświadczyć. I złego i dobrego. I opiekować się i być zaopiekowaną. I doznać szczęścia i bólu. I tym że złe rzeczy też planujemy, bo są po coś. Myślę czasem o tym. I o tym jak spokojne jest mimo wszystko moje życie. Dużo odpoczynku, czasu na relaks, hobby, dla siebie… dla nas. I wyobrażam sobie, że w poprzednim życiu była matką ósemki… albo dziesiątki. I miałam ich serdecznie dość wszystkich. Podcierania tyłków, gotowania pieluch. I od razu mi lepiej. Chciałabym przeżyć to życie najlepiej jak się da, mimo wszystko. A co będzie w następnym… zobaczymy 🙂

    1. Uśmiechnęłam się pod nosem Akuk,czytając to,co napisałaś. Jakiś czas temu rozmawiałam z pewną panią, która zajmuje się numerologia. Mówiła mi o tym,co napisałaś odnośnie dusz. Powiedziała, że w poprzednim wcieleniu zginęłam w wypadku samochodowym jako 9 letnie dziecko. Mówiła, że nie mam karmy 🙂 że nie mam co „odpracowywać” teraz na ziemi. O ciąży tez wspomniała i to daje nadzieję. Może złudną? Nigdy nie wierzyłam w takie „wróżenie”, spotkanie było przypadkowe. Ale kto wie… teoria o duszach przemawia do mnie.

    2. akuk. jesteś niesamowicie szczera. wobec siebie – bezlitośnie szczera. rzadko spotykana cecha, Twoja wspaniała dojrzałość.
      i jesteś rozbrajająco zabawna 🙂 tez się uśmiałam z dziesieciu podcierania tyłków. dotąd niezbyt zajmowałam się moim poprzednim wcieleniem (za wyjątkiem tezy, że zmarłam śmiercią tragiczną od piłki do koszykówki, bo dziś, kiedy taka leci w moim kierunku, zasłaniam głowę, pała z w-f), ale to co piszesz o bogatym macierzyństwie jest przeciekawą teorią wyjaśniającą, dlaczego w tym zyciu odpoczywamy od dzieci.
      Wychodzi mi z równania, i nie chce wyjśc inaczej, że jedno z moich dziesieciu dzieci w poprzednim wcieleniu skróciło moje matczyne męki za pomocą piłki od koszykówki…

  13. Ach jakże aktualny temat dla mnie po ostatnich wydarzeniach.
    Tak, obwiniam się. Tylko siebie bo to po mojej stronie leży problem.Tez ciągle powtarzam mojemu M że z tamtą byłoby Ci lepiej, znajdź sobie kogoś innego. A On z uporem: ale czy Ty nie rozumiesz że cokolwiek sie stanie to ja chce tylko z Tobą?
    Iza tak pięknie to opisałaś…
    W sumie wszystko co chciałabym powiedzieć napisały juz dziewczyny wyżej.
    Może tylko tyle: cieszmy sie z tych naszych wspaniałych mężow bo to skarby a my jesteśmy skarbami dla nich:-). I nie poddajemy sie!

    1. Wiesz co Renatka… Mnie się wydaje, że nie możemy powtarzać swoim mężom, że „z inną byłoby mu lepiej”. Miałam taki etap, że mówiłam to mojemu M., ale już nie mówię, cokolwiek myślę. Bo zaczęłam podejrzewać, że obudzę tym jego litość, a nie wzmocnię miłość.
      Mieliśmy różne niefajne historie za sobą, po których uważałam, że z kims innym byłoby mu lepiej, ale postanowiłam NIE BYĆ OFIARĄ TYCH SYTUACJI.
      Może Ci się wydać, że to co piszę tutaj jest sprzeczne z wpisem na blogu, ale nie jest. Ja juz od dawna nie mówię mężowi, że z inną miałby lepsze życie. Zamiast tego kupiłam sobie czerwoną szminkę 🙂

      1. Ech ja sama wiem że tak nie jest dobrze…To już plus. Tylko tak trudno pozbyć sie natrętnych myśli zwłaszcza po niepowodzeniach.Powolutku się zmieniam a przynajmniej staram. A jak mnie znow dół dopadnie to przypomne sobie Twoje słowa 🙂

  14. każda z nas chyba przez to przechodziła, przechodzi, albo będzie przechodziła. Znowu i znowu. I choć jest to bezsensowne destruktywne działanie to i tak wwierca się jak kula z pistoletu z tłumikiem, nie słychać zblizania się, żeby się uchylić, ale jak walnie znienacka między praniem a prasowaniem, to powala na łopatki i wiąże gardło na supeł. Straszne, paraliżujące uczucie, szczególnie w nocy. Chciałoby się wkręcić między sprężyny materaca. Mnie też to dopadło, nie raz, mimo, że miałam już jedno dziecko, mimo, ze mój mąż nie naciskał na dziecko. Dobrze, ze mówisz o tym, lepiej dla Ciebie, dla Was. My tu zawsze jesteśmy dla Ciebie.
    PS. Gdzieś się Wężon zawieruszyła…
    Ps2. Margeritka, dzięki za trzymanie kciuków, pomogło 😀

  15. Iza jakże prawdziwe to co napisałaś. U nas obwinialismy się obydwoje tzn ja siebie a mój M siebie. Tyle że z nieplodnoscia nie ma co dyskutować. Ona jest i bedzie zbierać żniwo.
    Kas, malgorzalka co u Was?

  16. Heeeej dziewczyny,
    z moja noworoczna wpadka/cudem wszystko poki co w porzadku. W sobote mialam usg, juz bylo serduszko.

    Mam okrutne mdlosci, tak duze, ze nie jestem w stanie nic robic, bardzo sie mecze, ale ciesze sie z kazdej sekundy zlego samopoczucia. Moze tym razem mi sie uda…

    Nie chcialam nic pisac, boje sie, ze jak napisze/powiem, ze jest dobrze/ze zyje, to zapesze i sie skonczy tak nagle jak sie zaczelo. I bardzo sie boje.

    Tyle u mnie…

    Milego dnia dla Was!

    1. Malgorzalka jak widzisz wszystkie rozumiemy 🙂 Twój strach jest naturalny. Ja nikomu się nie pochwalilam aż do 13 tygodnia. A i tak miałam wątpliwości czy to już ta bezpieczna granica i można się ujawnić.

    2. Małgorzalka, super wieści 😀
      Doskonale Cię rozumiem. Ja przy pierwszej ciąży powiedziałam najbliższej rodzinie. Potem było mi podwójnie przykro. Miałam poczucie, że oprócz straty dziecka, rozczarowałam i zmartwiłam rodzinę (absurdalne, wiem..)
      Przy drugiej byłam tak spanikowana, że poczekaliśmy do 13 tygodnia i stopniowo informowaliśmy kolejne osoby. Aż do 25 tygodnia. Za każdym razem, kiedy miałam komuś powiedzieć przeżywałam koszmar. Bałam się, że jak wypowiem słowa „jestem w ciąży” spadnie na mnie klątwa.

      Jeszcze raz gratuluję i trzymam kciuki 🙂

      1. O. jakbyś pisała za mnie.Też tak miałam.Jedna koleżanka to się nawet na mnie pogniewała że jej nie powiedziałam wcześniej.Nie starałam się jej tego bardzo tłumaczyć bo i tak by nie zrozumiała.

        Malgorzalka gratulacje i życzę jak najmniej lęku o dzidzię.

  17. Malgorzatka, po cichutku gratuluje serduszka 😉

    Wiem jak to jest z tym strachem, ja usg w poniedzialek pierwsze, tak bardzo chcialabym uslyszec puk puk, i tak samo jak Ty sie boje.

    Nikt z moich znajomych i rodziny, nawet najblizsi, o mojej ciazy nie wie, tylko Wy na blogu. Troche to tak, ze boje sie, ze jak powiem, to cos sie spierdzieli, ze nawet jak sie przyjaciolce pochwale po cichu to los zrobi po swojemu i inaczej niz chce…glupie to ale tak mi w tym samotnym oczekiwaniu jakos lepiej.

    1. znam ten strach, jeszzce do niedawna mi towarzyszył. Bałam się komukolwiek powiedzieć, najpierw czekałam na serduszko, później genetykę, później na brzuch (a on jak na złość nie rósł), dopiero teraz przy ruchach jestem spokojniejsza. A szwagierka po pierwszym teście wszystkim oznajmiła o ciąży… kompletnie bez świadomości co mogłoby… ale może tak jest lepiej.

      1. A wiesz co Ci powiem Izabela, ze wszystkie ciaze o korych dowiedzialam sie zaraz po zrobieniu testu albo w 5 czy 6 tygodniu sie udaly.Wszystkie! Wsrod znajomych dzieciatych wsrod ktorych dzieci mnostwo zadna z ciaz o ktorych wiedzialam, a wiedzialam o kazdej, sie udala.Byly tylko smsy po usg ze super wszystko, a potem juz ze zdjeciem malucha. Tylko zadna z tych par nie miala nigdy problemow z plodnoscia, nie poronila, nie stracila ciazy ani juz urodzonego dziecka.Wiec dla nich to naturalne, ze sa dwie kreski, znaczy ze za 9 miesiecy bedzie dziecko i nic tylko oglaszac swiatu i sie cieszyc.
        Moja kolezanka, co w tym roku konczy 39 lat i rodzi lada chwila trzecie dziecko nawet papy przy usg genetycznym nie robila bo po co, dlaczego cos mialoby byc zle skoro obie poprzednie ciaze bezproblemowe…
        Ja ja im takich ciaz zazdroszcze, tej beztroski, radosci i spokojnego oczekiwania.

        1. ja też wcześniej nie brałam pod uwagę, że może sie coś wydarzyć, bo niby dlaczego. Dopiero niepłodność, leczenie, czytanie , sledzenie uświadomiło mi, że być w ciąży i mieć zdrowe dziecko to nie jest takie oczywiste. Ale tego dowiadujesz się z autopsji. czasem czuję się jak za szybą ze szwagierkami, które od razu zaszły w ciążę i nie wyobrażają sobie, że w ogóle mozna inaczej…

  18. Iza, bardzo przejmujący jest Twój wpis. Nie wiem nawet, co dodać, dziewczyny wiele mądrych slów już wyżej napisały. Kilka wpisów temu napisałaś „nie zawsze wychodzi nam spełnianie marzeń, ale robimy coś dobrego, zasługujemy na szacunek”. I to prawda. Przede wszystkim na szacunek wobec siebie samych.

    U nas… Dzień mija za dniem, ja niestety tę ciązę znoszę koszmarnie, wyglądam z nadzieją końca 1.trymestru, bo póki co jestem przeczołgana. Ale co najważniejsze: U dzieci ok, serca pukają, owodnie oddzielne.

    1. Kas, super!
      Serca pukaja, owodnie dwie, jest dobrze 😉
      A dolegliwosci, no coz, jakos trzeba przetrwac, a pewnie objawy nasilone sa bardziej przy blizniaczej ciazy. Za to perspektywa dwoch identycznych szkrabow za kilka miesiecy, uhm, bezcenne, blizniaki to zawsze bylo moje marzenie.
      Choc zycie jak wiadomo wszystko weryfikuje i obecnie marze juz tylko o jednym byleby zdrowym.

  19. Iza, bardzo poruszająa jest Wasza miłość. Taka zdarza się pomiędzy dwojgiem ludzi bardzo rzadko…..tak jak mówimy dzieciach, że są cudami tak i Wasz związek jest cudem – chodzi mi o to, że nie jest to tylko Wasza decyzja, wybór kochania siebie nawzajem ze wszystkich sił ale tam jest coś więcej co wykracza poza Wasze możliwości. Tak myślę.

    To co napisałaś, że nie potrafisz się pogodzić, że „Ty to jego koniec”. Gdybyś potrafiła się z tym pogodzić nie byłabyś sobą czyli kobietą. To jest nasze powołanie i ten „nasz instynkt macierzyński” mam wrażenie czasem jest tak silny, że powoduje nieopisane cierpienie wypełniające każdą cząstkę naszego ciała jeżeli nie możemy go zaspokoić. Tak po prostu jest. Winienie siebie czy męża za brak potomstwa jest zupełnie bezpodstawne i krzywdzące ale pomimo tego, że to nie jest nasza wina to i tak zawsze będą w nas takie uczucia – nie wiem dlaczego tak jest, czy to wynik „kulturowy”, „nacisk społeczny” czy jeszcze coś innego. Musimy po prostu sobie tłumaczyć setny czy swusetny raz, że to nie jest nasza wina – BO NIE JEST. Ja bardzo często winiłam męża, jak był bardzo chory, prawie umierający – i co z tego, że tłumaczyłam sobie że ta choroba to nie jego wina i że powinnam go wspierać. Potem winiłam siebie jak lekarka powiedziała mi, że już nie mam praktycznie szans. I wszystkie te paskudne uczucia towarzyszyły mi przy dwójce już zdrowych dzieci- dlatego nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak to jest gdy człowiek stara się o pierwsze dziecko. Teraz jak na to patrzę to jasno widzę, że nikt nie był winny ale wtedy nie umiałam tak spojrzeć, chyba się nie da pozbyć tych uczuć. Trzeba z nimi żyć ALE to są tylko uczucia i od nas zależy co z nimi zrobimy!!! Bo w życiu na szczęście nie chodzi o mgliste uczucia ale o stanowczy wybór, i to nasze wybory decydują jakie jest nasze życie.

    I na koniec chciałam jeszcze napisać, że szczęście w życiu absolutnie nie zależy od tego czy mamy dzieci i kochającego męża…tak jak napisała Oczekująca ile to małżeństw z dziećmi jest bardzo nieszczęśliwych. Ile mężczyzn czy kobiet ma kochającego małżonka a pomimo tego są nieszczęśliwi. Oczywiście dzieci i kochający małżonek mogą bardzo pomóc w osiągnięciu szczęścia, ale tak naprawdę „wszystko co mamy to mamy ze sobą”. Prawdziwe szczęście jest w nas i zależy od nas. Każdy człowiek, nawet najszczęśliwszy w małżeństwie czy macierzyństwie ma też swoją samotność przed którą nie ucieknie, choćby nie wiem jak próbował. Budowanie szczęścia tylko na małżonku, dzieciach czy domu jest bardzo złudne, bo w każdej chwili możemy to stracić. Jak wczoraj zasypiałam w ramionach ukochanego męża, to myślałam sobie, że każda sekunda naszego przytulenia jest niesamowicie cenna, bo jesteśmy jak trzciny na wietrze i wystarczy silniejszy podmuch, aby złamać taką trzcinę. Dziękuję za każdy dzień bez silniejszego podmuchu.
    Iza, życzę Ci jeszcze więcej szczęścia. I Małej Trzcinki do otulania przed wiatrem, bez względu na to w którym miejscu ta trzcineczka wyrośnie. Ale życzę Ci też życia gdzie mgliste uczucia będziesz często prać, płukać i wirować tak mocno aż wybieleją tak, że nie będą przeszkadzały w odkrywaniu Twojego własnego niesamowitego Szczęścia.

    1. Dziekuję Asiu. Z Ciebie można czerpać życiową mądrość, zawsze. Zazdroszczę Twoim przyjaciołom, że mają Cię blisko 🙂
      Tak, to wszystko prawda. I instynkt macierzyński, który ma wiele konotacji i zapuszcza korzenie w inne dziedziny życia niż tylko macierzyństwo.
      I to co napisałaś (uwielbiam jak piszesz), że kazdy człowiek ma w sobie trochę samotności.
      I to, że nie można budować swojego szczęścia tylko na drugim człowieku – ja to wiem, ale w ogóle mnie to nie obchodzi 🙂 Moje szczęście siedzi teraz obok i niech się nie waży znikać!
      Asiu, oby u Ciebie nigdy za mocno nie wiało!

  20. Izo bardzo prawdziwe to co napisałaś, i pewnie wiele tu dziewczyn rozumie co czujesz. Masz kochanego męża i po wpisach wielu tu dziewczyn widzę każda z nas może się takim pochwalić. My staramy się ponad 5 lat i czasem się zastanawiam czy jakby dziecko pojawiło sie u nas szybko, to czy dziś nasza miłość byla by tak dojżała, silna, mądra…chyba nie. Moja przyjaciółka, znająca nasze problemy napisała wczoraj do mnie, że mam obok siebie wspaniałego męża, i razem dążymy do wspólnych celów. Mamy siebie cokolwiek by się nie działo, i że to jest piękne. Zawsze marzyła o takim mężu gdzie problemy łączą, a nie dzielą, jej małżeństwo zmierza w kierunku rozwodu nie ma tam tego co u nas, dzieci też nie ma i nie przez niepłodność, lecz przez brak własnie wspólnych celow. Mąż wczoraj do mnie powiedział, że z każdym niepowodzeniem kocha mnie mocniej i ja czuje to samo. Jestesmy SZCZĘŚCIARZAMI w tej naszej niepłodności.

    Małgorzatka gratuluje serduszka, i rozumiem strach…

    Kas bardzo dobre wieści, rośnijcie zdrowo;)

  21. Malgorzatka, gratulacje! Po serduchu juz bedzie powoli, powoli spokojniej…
    Kas, cudnie:)
    Iza, piękne to porównanie do supernowej… z dziećmi, czy bez i tak zdążamy w tą przestrzeń kosmiczną… dzieci tylko łagodzą lęk przed końcem, niepewność sensu… masz cenną nazywania prozy życia krótko i do kości. Lęk egzystencjalny w twoim pisaniu brzmi przerażająco ale jest w tym odwaga i bardzo to lubię. Lubię nazwane lęki. W pracy mówię, ze to już połowa roboty.
    Co do Twojego Męża. Przypomnij sobie wszystkie momenty kiedy byłaś w szpitalu…. jak bardzo Cię kocha i chce żebyś z Nim byla. TY. nikt inny.

    1. Olga, te momenty kiedy byłam w szpitalu, widzę czasem na twarzy męża. Tężeje z przerażenia, że mogło się stać coś gorszego. Robi sie starszy. Wiem, że bał się bardziej niż ja.
      Mówisz, że zrobiłam połowę roboty? Ty zrobiłas drugą, pisząc interpretację 🙂 Uwielbiam Twoje uwagi 🙂

  22. heja 🙂 słuchajcie wlasnie odebralam wyniki badan no i wyszlo mi ze cytomegalia igg 66,9 dodatni,przeczytalam w necie że choroba została przebyta w przeszłości, a organizm wypracował sposób, który może okazać się skuteczny w walce z nawrotami. Czyli tak po ludzku nie przeszkadza to w podejsciu do IUI? BO IGM wyszlo mi ujemne i przeczytalam ze to dobrze znaczy ze teraz nie choruje na to…

    1. Sza, spokojnie. Jest dokładnie tak, jak piszesz- miano przeciwciał IgM oznacza świeżą infekcję, IgG- infekcje przebytą, a więc masz obecne przeciwciała we krwi. Ja mam zawsze wyniki IgG tak wywindowane w kosmos, że lekarze przecierają oczy ze zdumienia (ostatnie moje parametry: różyczka 250, toxo 260, cytomegalia 285). Zdarzyło mi się nawet powtarzać badanie, bo jeden z ginów uznał, że to niemożliwe.

      Jeśli masz IgG dodatni to bardzo, bardzo dobrze o Tobie świadczy 🙂

  23. Małgorzatka, Kas- gratulacje przeogromne! 🙂

    Iza, odnośnie Twojego postu…każda z nas ma takie czarne myśli. Ja również, choć mogłoby się wydawać, że jest inaczej, bo mamy już Lenę. Czasem myślę „i co? to już? to koniec? tylko na tyle było mnie stać?” Nasi przyjaciele mówią, że kto inny jak nie my powinien mieć gromadkę dzieci i że to niemożliwe, że niesprawiedliwe i że świat się źle ułożył. Ale jest jak jest…

    Pamiętaj, że miłość jest bezwarunkowa. Jeśli taka nie jest- nie jest prawdziwą miłością. A ja wierzę, że Wasza taka właśnie jest. I przez tę pieprzoną niepłodność o stokroć silniejsza.

      1. Żadnych przeczuć, Bilbao. Kompletnie żadnych.
        Wyjątkowo dobrze się czuję po tej procedurze- po punkcji bardzo szybko się obudziłam, nie dosypiałam, jak to zwykle bywało na kanapie. Po transferach byłam nabrzmiała od progesteronu, bolał mnie brzuch i cycki. Teraz nic. Mam mnóstwo energii, wręcz mnie roznosi, a leżenie i oszczędzanie się nie przynosi jak widać u mnie efektów, więc staram się tylko nie dźwigać. Co ma być to będzie.
        Testuję za tydzień w piątek, 29.01, ale lekarz coś wspominał, że jak mnie jutro obejrzy, może jeszcze zdecydować o dostymulowaniu dodatkową dawką Ovitrelle. Wtedy raczej trzeba będzie odczekać, bo wynik może być fałszywie dodatni.

  24. Cześć Dziewczyny, mam pytanie dotyczące mało przyjemnego tematu – mianowicie poronienia. Wiem, że sporo z Was przechodziło tę tragedię. Ja też ją niedawno przeszłam. Ponieważ było to moje pierwsze poronienie – przy ciąży, w którą zaszłam naturalnie, lekarze twierdzą, że to po prostu pech, że tak się zdarza itp. I ok – może tak jest. Ale przy moich problemach z płodnością (niskie amh, przedwczesna luteinizacja ciałka żółtego) wolałabym się upewnić na przyszłość czy jakiś dodatkowy czynnik nie odegrał tu roli – tzn. chciałabym sobie porobić badania. Lekarz który mnie badał nawet żadnych nie zalecił – bo to przecież 'dopiero’ pierwsze poronienie. Tak jakby któraś z nas chciała czekać do piątego poronienia żeby się gruntownie przebadać. Czytałam na necie o badaniach kariotypu i genetycznych pod kątem zakrzepicy (te ostatnie niedawno zrobiłam – wychodzi z nich że nie mam mutacji i że nie mam predyspozycji – chociaż w przeszłości leki antykoncepcyjne powodowały u mnie mini-udary).
    Podpowiedzcie mi proszę jakie badania warto zrobić. Tak na chłopski rozum pewnie cytologie, pewnie też poziomy hormonów. Ale czy to od razu tak czy należy odczekać aż sytuacja się ustabilizuje- tzn beta całkiem osiągnie zero?
    Czy myślicie, że zabieg łyżeczkowania może wpłynąć na drożność jajowodów (wcześniej miałam drożne)?
    Dodam tylko, że raczej nie spodziewam się za dużo po badaniu histopatologicznym ponieważ miałam puste jajo płodowe a podobno wtedy za wiele dowiedzieć się nie można. Z góry dziękuję za wszelkie sugestie.

    1. Jesli chodzi o badania po poronieniu to ja nie mialam robionych, abtez mialam puste jajo plodowe.
      Natomiast w kwestii lyzeczkowania to niestety ja mam zle doswiadczenia, bo u mnie wystapilo powiklanie w postaci zespolu Ashermana, czyli zarosniecie jamy macicy i szyjki. Przeszlam 3 histeroskopie zeby sie pozbyc zrostow, u mnie jajowody okazaly sie drozne na szczescie.
      Powinnas wiec uwaznie teraz obserwowac swoje miesiaczki i ich obfitosc. Jezeli beda takie jak przed ciaza to zrostow nie masz. Natomiast jezeli beda duzo slabsze niz przed ciaza, to jest to sygnal, zeby wykonac histeroskopie diagnostyczna i sprawdzic stan macicy.
      U mnie miesiaczki to bylo plamieni dwudniowe, kilka plamek na wkladce.
      Niesttey wielu lekarzy przez wiele miesiecy ignorowalo to co im mowilam twierdzac, ze zrosty to bardzo rzadkie powiklanie.

    2. Badania, które ja zrobiłam:
      Antykoagulant toczniowy
      Antytrombina III, aktywność
      APTT
      Białko C, aktywność
      Białko S wolne
      Fibrynogen
      P/c. odpornościowe (dawniej t. Coombsa)
      P/c. p. antygenom łożyska
      P/c. p. plemnikom
      P/c. przeciw kardiolipinie
      PT (INR)
      Toxoplazma
      Trombofilia wrodzona (Czynnik V Leiden+Mutacja 20210 G-A genu protrombiny)

      Te immunologiczne trzeba zrobić do 6 tygodni po poronieniu. Warto jeszcze sprawdzić tarczycę, ja akurat tego nie robiłam bo i tak byłam pod kontrolą endokrynologa
      Szukałam w internecie, sugerowałam sie m.in. listą z tej strony:
      http://www.poronienie.pl/warto-wiedziec/aspekt-medyczny/badania-po-poronieniu-2/badania-po-poronieniu/
      Wszystko robiłam na własną rękę, bo od lekarzy słyszałam, ze nawet 2 – 3 poronienia to norma :/

    3. ~bilbao, ~O., bardzo Wam dziękuję, niezwykle cenne informacje. Nikt mi nie powiedział, że ważne jest aby obserwować miesiączki albo żeby zrobić badania (i to aż tyle!). W szpitalu usłyszałam tylko – zrobi sobie pani usg po pierwszej miesiączce i starczy. No to teraz biorę się do działania i badania.

      1. Ememens robi sie jeszcze poziom homocysteiny, leiden czynnik 5 i 7, mutacje MTHFR (sa 2) i Ana Screen.

        Te badania sa strasznie drogie, ja za zestaw, ktory podala O. plus to co ja napisalam, zaplacilam 2 900 PLN…

        Nie wiem czy warto…Idz najlepiej do hematologa i genetyka.

      1. Cześć Wężon, opowiedziałam co mi się przydarzyło pod wpisem Izy o coming out (ale to było już kilka ładnych dni po ukazaniu się wpisu). Niestety cudu nie było. Beta wprawdzie rosła (jakoś o 20/30%) ale przed świętami zaczęłam plamic a jak przed sylwestrem trafiłam do szpitala z krwawieniem to trzymali mnie 6 dni (leki na mnie nie działały – łącznie przez 4 dni dostałam 17 tabletek). Ostatecznie miałam łyżeczkowanie przy sztywnej szyjce. Dwa dni temu miałam pierwsze usg po zabiegu. Podobno wygląda ok, tylko na jajniku zrobiła mi się torbiel (4-5 cm) i konkretnie mi dokucza. Za tydzień kolejna wizyta żeby sprawdzić co z tą torbielą. No i dzięki wskazówkom Dziewczyn wiem jakie badania sobie porobić.
        Już wcześniej czułam strach związany z tym co to będzie jak zajdę w ciąże – w sensie czy wszystko będzie ok. Ale teraz po poronieniu to chyba jeśli zajdę w kolejną ciąże to osiwieję.
        Wiem, że Iza i sporo z dziewczyn tutaj na forum straciło maleństwa kilkukrotnie – czasem nawet na bardziej zaawansowanym etapie ciąży- więc staram się nie mazać. Najbardziej nie mogę znieść wspomnień o tym jak powiedziałam mężowi że jesteśmy już w trójkę, jak się cieszyliśmy, jak robiłam kolejne testy. Eh – ale przecież same wiecie jak to jest.
        No nic, jeszcze nie wstałam po poronieniu- że tak powiem – ale na siedząco zastanawiam się co dalej i zbieram informacje.

        1. Emenems,wiem co czujesz:-(. Ja po zabiegu łyżeczkowania zaledwie tydzień, tyle że u mnie to juz 10 tc. Oczywiście lekarze mowią, że to przypadek, że tak síę zdarza, że nie ma przyczyny. My jednak nie mozemy sie ot tak z tym pogodzić i roztrząsamy wszystko bez przerwy. Dobrze, że zadałaś takie pytanie, też sie nad tymí badaniami zastanowię. Albo przynajmniej pomęcze lekarza;-).

        2. emenemsku kochany, nie ma czegoś takiego, że masz starać się nie mazać.
          Właśnie się maż, krzycz, płacz, inaczej nie wyjdziesz nigdy z tego bagna straty. Nie ma co być bohaterką, a w środku usychać, to jest strasznie bolesne, to jedna z najgorszych rzeczy, jaka sie może kobiecie przytrafić 🙁

        3. Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty.Wypłacz się porządnie to czasem pomaga.
          Co do badań to też tak mi mówili po pierwszej stracie, że nie ma co panikować, że tak się zdarza.Po drugim poronieniu mówili niestety tak samo.Wszystkie badania robiłam na własną rękę.Ale tak jak pisały dziewczyny niektóre np genetyczne są bardzo drogie.Jeżeli ma coś wyjść to lepiej zrobić wcześniej niż przeżywać kolejne straty,ale tego niestety nikt nie wie wcześniej.U mnie po łyżeczkowaniu miesiączki też były słabsze i niestety pojawiły się zrosty.Co prawda wcześniej nie miałam badania w tym kierunku więc nie ma pewności że już wcześniej ich nie było.
          Trzymaj się.

        4. Dziewczyny jak ja się ciesze że jesteście. Nawet sobie nie wyobrażacie. Dziękuję za wszystkie słowa i sugestie co do badań. W weekend siadam do planowania gdzie i kiedy je dokładnie zrobię. Badania genetyczne pod kątem zakrzepicy (białko c, białko s, mutacja V Leiden, mutacja w genie MTHFR, AT III) już sobie zrobiłam wcześniej bo miałam te epizody mini udarów po antykoncepcji. Wyszły wszystkie prawidłowo (więc skąd te mini-udary??). Domyślam się, że pozostałe badania też są drogie, ale postaram się zrobić wszystkie. Jeszcze raz dziękuję Dziewczyny 🙂

  25. Izo, piękny wpis. Bardzo dał mi do myślenia.

    Ja się ostatnio zastanawiam nad skorzystaniem z komórek dawczyni. Po II procedurze, końskich dawkach udało się uzyskać 4 komórki, z czego 3 się zapładniły, póki co jeszcze nad sobą pracują, ale ostatnio było podobnie i w 5 dobie i miałam 1 słabiuśki zarodek.

    Któraś z Was skorzystała jako biorca komórki?

    1. O Rudolot, dawno Cię nie było. Czyli jesteś tuż przed 2 transferem? Ja bym jeszcze nie korzystała z dawczyni. Wykorzystaj 3 procedury, póki się da, bierz suplementy z listy dziewczyn, a jak to nie przyniesie efektu, to wtedy dawczyni.

      1. Jestem, czytam, przeżywam razem z Wami, tylko mało się odzywam. Bo właściwie ostatnio moje życie kręciło się wokół menopauzy, bezsennych nocy i wybuchów gorąca 🙂 Cóż, przynajmniej wiem jak to będzie..
        Teoretycznie jestem przed transferem, ale czy do niego dojdzie, zobaczymy. Na razie wysyłam ciepłe myśli do moich malutkich zarodków, niech się dzielą i niech walczą dzielnie 🙂

    2. Noo, Rudolocie, jesteś!
      Nie za często odzywają się tutaj dziewczyny z komórkami/nasieniem dawcy, ale czasem się zdarza, mam nadzieję, że ktoś będzie mógł CI doradzić.
      Kochana, całą energię wysyłam Twoim zarodkom!

  26. Cześć dziewczyny. U mnie wszystko jak zwykle na wariata i naraz.
    W poniedziałek Jare był z Laurą na kwalifikacji do wycięcia migdałka. Myśleliśmy, że może powiedzą, że nie trzeba, że zmalał, bo odka poszła do szkoły nie była mocniej przeziębiona. Ale powiedzieli, że jest bardzo duży, na pewno będzie szkodził, a do tego jest płyn w uszach (nigdy się nie skarżyła na ból ucha) i żeby zgodnie z planem przyjeżdżać do szpitala (to już czwarte podejście do zabiegu, na pierwszej wizycie, na której dostaliśmy skierowanie, byliśmy w marcu).
    We wtorek rano pojechaliśmy do Kajetan. Ledwo weszliśmy do pokoju po odczekaniu w rejestracji, wezwali nas na salę. Nawet umyć się nie zdążyła. Wszystko poszło dobrze, krew nie leci, gardło prawie nie boli, w lewym uchu jest dren. Wyszliśmy wczoraj o 11. Teraz jestem z Laurą w domu i pracuję zdalnie.

    Co do cyklu: W poniedziałek wieczorem wykorzystałam ostatni magiczny sposób, czyli zrobiłam test ciążowy. Oczywiście beznadziejnie bezkreskowy. We wtorek rano z izby przyjęć dzwoniłam, żeby przełożyć wizytę, bo pierwotnie miała być w środę rano. Mój lekarz był w środę tylko do 12, w czwartek nie przyjmuje, zapisałam się na 12:50, do innego, żeby ktoś zajrzał na jakim etapie jestem.
    Niepasujący termin i zajęcie się czymś innym jednak pomogły, bo we wtorek popołudniu zaczęłam plamić. Odetchnęłam, że przynajmniej na wizytę nie muszę jechać, ale w środę rano wciąż tylko plamiłam, a nawet mniej, wkładka była czysta, tylko brudny ślad na papierze. Postanowiłam więc jechać do lekarza. Wyszliśmy z Kajetan 11:20 i 11:50 byliśmy pod Invimedem. Na szczęście nie było problemu z wejściem bez zapisu, złapałam lekarza praktycznie w drzwiach. Wiele się nie dowiedziałam – endo cieniutkie, wygląda na początek cyklu. Zdecydowaliśmy zacząć plastry. Za tydzień, przed wyjazdem, wizyta i zobaczymy, jak działają.
    Wieczorem trochę odetchnęłam, bo poleciało mocniej, ale dużo to to nie jest.
    Tak więc we wtorek wizyta kontrolna w szpitalu, w środę moja wizyta i dentysta, w sobotę rano wylot.
    Jak to dobrze, że wszędzie mamy blisko. Do Kajetan 15 minut z domu, do Invimedu też, na lotnisko 10. 🙂
    Coś czuję, że plastry na mnie nie zadziałają, że to jeszcze nie koniec opowieści. Gdyby jednak zadziałały, to zdecydujemy, czy trochę wydłużyć cykl, żeby transfer był zaraz po powrocie, czy dopiero w następnym cyklu.

    Do tego samochód postoi w warsztacie do samego wyjazdu, albo i dłużej. No i naprawa będzie kosztować więcej, niż w optymistycznych prognozach. Z 8 tysięcy zrobiło się 14 tysięcy. To tyle co procedura ivf, ale tu przynajmniej wiadomo, że pieniądze nie pójdą na marne i to co naprawione, będzie działać.
    W ivf nie odstraszają mnie koszty, bo takie kwoty wielokrotnie wydawaliśmy na wakacje, meble, dopieszczanie mieszkania, rośliny, urządzenie ogródka, taras. Nie mówiąc o naprawdę dużych wydatkach na zakup domu, czy samochodu.
    Przerażające jest to, że w IVF wydajesz duże pieniądze na to, co może przynieść wyłącznie cierpienie i pogorszenie zdrowia. To wyjątkowo wredne leczenie – często zostawia z niczym. Z dziurą w sercu i na koncie.

    1. Plastry pomoga. Zobaczysz. Jestem pewna. Plus akupunktura. Jestes juz po minimalnej ilosci zabiegow?

      Jesli chodzi o samochod – tata mojego meza prowadzi warsztat samochodowy na Bielanach, jesli chcialabys mozna porownac koszty, moze byloby taniej. Jest uczciwym czlowiekiem.

      1. Malgorzatka, wczoraj było 10 kłucie, czyli minimum zaliczone.
        Plastry rzeczywiście się odklejają, za delikatne są, takie niby dyskretne, a tylko problem. Pierwszy wytrzymał 1,5 dnia.

        To automatyczna skrzynia biegów, zwykli mechanicy nie chcą się dotykać. To jakiś specjalistyczny warszat (tańszy od autoryzowanego) w Wawrze (Iza może gdzieś w pobliżu Ciebie?) i samochód już jest tam rozebrany na części, więc nie ma co teraz kombinować.
        Ale możesz napisać mi dane Twojego teścia, mogą się przydać przy innej okazji.

  27. Mam PCOS. Szłam ultradługim protokołem. Przy I procedurze miałam 2 miesiące sztucznej menopauzy, przy drugiej prawie 4 miesiące i dwa tygodnie temu punkcję odbarczającą, po pęcherzyki i tak mimo menopauzy się namnożyły.
    Teraz, po stymulacji gonalem, femarą i menopurem pęcherzyków miałam około 8-9, ale mój problem to ich asynchronizacja, przed punkcją w prawym jajniki były ogromniaste, ponad 35 mm, a w lewym miały około 20 mm. Brałam witaminę A+E, witaminę D, B12, encortolon, euthyrox, metformax, wit. C, kwas foliowy.

    Zastanawiam się, czy nie dać sobie siana z tą moją stymulacją i nie skorzystać z komórki dawczyni, zwłaszcza, że na III rządową procedurę już nie mam szans.

    1. Dlaczego nie masz szans? Nie zdążysz z tym super długim protokołem?
      Ale spróbuj z tymi suplementami, akurat będzie czas na branie tego. Daj sobie jeszcze jedną szansę.
      A zresztą może któryś z tych zarodków, które teraz rosną da radę?

      1. To niech lekarz teraz Ci zrobi krotszy protokol. Mozesz zaczac brac gonapeptyl od 21 dc i w kolejnym cyklu punkcja.

        Jesli ultra dlugi nie dal rady, to moze ten krotszy pomoze?

        Mam takie same zdanie co Wezon. Moje komorki byly tak slabe, ze po 1 procedurze sie zalamalam. Totalnie. Po mojej suplementacji i akupunkturze, plus joga hormonalna, cudem udalo sie zajsc w ciaze naturalnie. nie wiem czy ona sie utrzyma, ale jesli mi sie udalo zajsc naturalnie to znaczy, ze cos sie w organizmie poprawilo.

        moge Ci napisac o jodze, suplementacji w mailu jesli chcesz (to dziala!) – pisz: malgorzalka1984@gmail.com

      2. W mojej klinice już nie ma kasy na kolejne procedury, w styczniu zakwalifikowali kilkanaście nowych par i dla tych, którzy nie wykorzystali jeszcze III szans już niestety nie ma pieniędzy.
        Dla mnie kolejna procedura to kolejne 4 miesiące przygotowań, dobre kilkanaście tysięcy i może być taka kupa jak i teraz i poprzedni.

        Trzymam kciuki za moje zarodki i wciąż jeszcze wierzę, że może któryś będzie silny, ale z tyłu głowy robię sobie miejsce na plan B, wiecie jak to jest… Tak jak Weżonie napisałaś, mnóstwo pieniędzy, a można zostać z niczym. U mnie jedna procedura, mimo, że rządowa to koszt około 9 tys. Wizyty przez te kilka miesięcy, leki na menopauzę, kilka menopurów, dojazdów i hoteli nawet nie doliczam, a do kliniki ma 600 km.

        Spotykałam w poczekalni młodziutką dziewczynę, (sama jestem młoda, ale jak to się mówi – z problemami). Ładna blondynka, pewnie studentka, nieco przerażona, przychodzi na wizyty przy stymulacji, bez partnera, na około 19 lat. Pewnie dawczyni. Chyba nie miałabym nic przeciwko, aby moje dziecko było z jej komórki i z plemników moje męża. Choć naturalnie chciałoby się mieć swoje…

          1. A dlaczego nie chcą spróbować w 3ciej? Jeśli są rzeczywiście słabsze to podobno w macicy mają większą szansę… przynajmniej mi tak mówiono. Ja też zawsze miałam mało dojrzałych komórek i u mnie zarodki rzadko docierały do 5tej doby. Zawsze miałam podawane wcześniej

          2. Mam dzwonić codziennie i pytać, a embriolog ma mi powiedzieć co z transferem i kiedy. Mój prof. wspominał, że jeśli będzie słabo, to może podadzą mi w 3 dobie. Ech, zobaczymy… Walczcie moje zarodeczki! 🙂

  28. Ewelka,Malgorzalka, dziękuje Wam za pamięc:) troche ostatnio mniej aktywnie bo ciagle pracowalam(do dzis) s dolegliwości ciążowe coraz gorsze. Aktualnie moje życie opiera sie na zamartwianiu, powstrzymywaniu pawia, jedzeniu(po którym powstrzymywanie pawia jest jeszcze trudniejsze) i spaniu. Zaglądam, czytam, ale wole nic nie pisać bo nastrój mam fatalny:/ to chyba hormony i powracające zle wspomnienia tak na nnie działają. Maz mnie zbuntował i w końcu poszłam dzis do internisty. Okazało sie ze mam jakaś wirusowa infekcje w gardle, a poszłam po zwolnienie bo mnie mdłości i senność dobijają…także w sumie dobrze wyszło, oby to sie nie rozwinęło ( bo leczenie w ciazy żadne).
    Co do wizyty- mam totalnie ambiwalentne odczucia. Wieści sa generalnie dobre- serduszko bije, maluszek dobrej wielkości. Jednak juz przed badaniem lekarz uznał ze ta beta to taka sobie, wielkość maluszka tez w dolnej granicy. Chyba najlepiej wypadła częstotliwość uderzeń serduszka-135/min. Dzis jest 7tydz.1dzien. Lekarz chce mnie jeszxze raz zobaczyć nim odda w ręce innego lekarza, chce sie upewnić ze wszystko jest jak należy. Powiedział ze parametry sa w normie, ale ze tyle przeszliśmy ze woli dmuchać na zimne. Cały czas mam brać fraxiparyne. Następna wizyta za dwa tygodnie. No i nie wiem co o tym myślec- czy faktycznie jest ok., ale lekarz jest mega ostrożny, czy cos mu sie nie podoba ale nie chciał mnie martwić. Bo w sumie co miał mi powiedzieć?
    Ewelka, pocieszam sie tym co Ty mi napisałaś, ze Twoj maluch był tydzień „do tylu” na początku i ze nadrobił to.
    Wiem ze nie można porównywać, ale z Malgorzalka mamy praktycznie ten sam wiek ciazy, ja mam nawet kilka dni starsza a betę zwykle 2xmniejsza. U mnie w 6tyg.nie było widać serduszka, u Ciebie tak.
    Wyczytałam tez ze po badaniu tętna i wielkości zarodka na usg, wiek ciazy określa sie na podstawie pomiaru cfr plus 35 dni. Tutaj tez wiek ciazy jest młodszy niz wynikałoby to ze sztucznych wyliczeń.
    Zsiwieję do kolejnej wizyty:(

    1. Wyższa beta u Malgorzatki może oznaczać, ze ona będzie mieć córeczkę, a Ty synka i tyle 🙂 podobno trwają badania nt.wczesnego określania płci przez bhcg, które przy dziewczynkach jest wyższe i bardziej przyrasta. Moja aplikacja ciążowa mi tak ostatnio napisała. Nie napiszę ci, żebyś się nie martwila, bo i tak będziesz, ale uważam, ze jest ok i naprawdę nie ma powodu do paniki. Ciąża to nie matematyka, my nie jesteśmy identyczni, to i zarodki różnią się między sobą. A co do bety, to znasz moje zdanie na jej temat 😉 normy są tak szerokie, z resztą teraz i tak już jesteś w etapie fizjologiczne silniejszego przyrostu, poza tym w momencie kiedy zarodek i serduszko są widoczne na usg, bhcg naprawdę traci sens. Jest ok!

      1. Dzieki Kas! Poczytałam troche o tym i faktycznie cos jest na rzeczy. Tym bardziej ta teoria mi odpowiada, bo my z mężem od początku czujemy ze to chłopiec. Ja juz po transferze , leżąc jeszxze na fotelu, powiedziałam do męża zeby dał mi zdjecie naszego synka i dopiero po chwili dodałam albo córeczki.

    2. Dokładnie tak jak pisze Kas! Będzie chłopiec jak u mnie 🙂 Ja miałam bardzo niska betę, ale przyrastala ok i to najważniejsze. Jej wysokość o niczym nie świadczy. Na forum kafeterii jest dziewczyna która testowala tego samego dnia co ja. Jej beta była 3 krotnie wyższa za każdym razem. Byłam pewna że jej się udało a mi zaraz zacznie spadać. Niestety ona straciła ciążę w 8tc. To straszne wiem… I dolujace, napisałam Ci to zebys wiedziała ze wysokość bety nie ma znaczenia. Życie to brutalnie pokazuje. Tak samo z krwiakiem na IP dr mi powiedziała ze można krwawic i ciąża się utrzyma, a może nic nie być – żadnych objawów i okazuje się że maleństwo przestało się rozwijać. Pozostaje nam tylko wierzyć że będzie dobrze i nastawić się pozytywnie.
      Ja po wizycie krwiaka już nie ma 🙂 Moge wrócić do normalnego życia. Mogę iść na spacer ! No bajka:)

      1. Ewelka, świetnie, że nie ma już krwiaka.
        Ja jestem przykładem, że może być świetnie i nic z tego. Beta w porządku, wielkość dzieci przepisowa, oboje równi i co z tego?
        Wciąż nie mogę się pogodzić, że inne mają krwiaki, skurcze, skracające się szyjki i dają radę. A u mnie pyk i po ciąży, nawet bez kropli krwi, bez żadnego bólu, bez uprzedzenia…

    3. Margaritka ja podpisuje się pod tym co napisały dziewczyny. Przecież nie każda ciąża jest taka sama!! Serduszko bije mamuska nie stresuj tej kruszyny 🙂 ja zrobiłam betę tylko 3 razy 11, 13 i 15 dpt. Później już nie powtarzalam. Dr powiedział że wartości nawet te niskie nie mają znaczenia. Liczy się przyrost. Uważam że niepotrzebnie Cię dr nastraszyl…

      1. No te bety przed wizytami to lekarz kazał mi robić(i progesteron, który mam mega wysoki). Jestem przewrażliwiona a lekarz chyba faktycznie niepotrzebnie skomentował ta bete (Wcale nie jest jakaś mega niska, przyrasta prawidłowo) a pózniej to juz wszystko mnie dołowalo-ze wielkość w dolnej granicy, ze częstotliwość uderzeń moze za niska, ze kazał przyjść jeszcze raz.

    4. moje dziecię, tez było do tyłu i nadrobiło, szału z betą nie było, serce dopiero po 6 tyg, progesteron 10. I bedzie synek, może twoje maleństwo też tak ma. Chłopy zwykle oporne są do wszystkiego 😉

        1. Wężonku kochana, wygląda na to, że jest ok. Albo nadrobił, albo go źle zmierzyli. Człowiek myśli, że jak słono płaci za usg to wszystko wykryją, ale poszłam do mojego gina i zdziwił się, bo wszystko było ok, a hipotrofia w 20 tyg jest niewykrywalna… wszelkie parametry były od 25 tyg dopiero brane pod uwagę. Powtórzyłam też usg tam, gdzie robiłam w 12 tyg, żeby sprawdzić na tym samym aparacie (usg genetyczne i 3D za free w szpitalu w Myślenicach, gdyby któraś z was miała blisko to polecam, bo można nawet co miesiąc robić) i tam też wyszło ok. Różnica była raptem 2 dni, czyli nic tak naprawde. Więc wygląda, że jest ok. A jak sie później okazało pan doktor z certyfikatem, który robił mi usg 'haderede lajf trzyde’ jest asystentem mojego gina i jak się o tym dowiedział to chciał baaardzo dokładnie mnie zbadać 🙂 no to mu wyszło mniej niż powinno być … ehhhh

    5. Margaritka my powinnyśmy mieć zakaz korzystania z internetu (oczywiście oprócz tego blogu). Coś wytyczamy i się nakręcamy. Będzie wszytko dobrze :0 zobaczysz sama. 😉
      Buziaki i nie zamartwiaj się (wiem, że łatwo się mówi)

    6. Ja od dzisiaj już biorę duphaston i luteinę a na deser clexane w brzuch. Transfer we wtorek a przed wlew. Na dzień dzisiejszy bardzo wierzę w to, że nasz Balstuś zostanie z nami 😉

      1. I oby tak było. Robisz wszystko, żeby było mu dobrze.
        To będziesz testować, jak ja będę na wakacjach. Nie wiem, czy dam radę tam zajrzeć. Przeczytam dobre wieści po powrocie.

  29. Iza,
    Jak najmniej gorszych dni .Z dzieckiem czy bez przecież ty jesteś świetna i mogłabym tu wypisywać super epitety na Twój temat bez końca.
    Ja o tym wiem,dziewczyny z bloga a twój M.pewnie najlepiej.

  30. Cześć dziewczyny ja mam pytanie czy któraś miała do czynienia z azoospermią, czy to wyrok dla nas czy jest jednak cień nadziei taki normalny, bo według lekarzy to biopsja i zobaczymy co dalej. Chciałam się dowiedzieć czy to ma sens rozbudzać nadzieje, na chwilę obecna jestem załamana:(

    1. Dzasta ogladalas In vitro czekając na dziecko? Była tam taka para u której stwierdzono azoospermie. Po biopsji okazało się że pacjent ma w jadrach zdrowe plemniki:) podeszli więc do in vitro mężczyźnie pobrano plemniki bezpośrednio z jąder a 9 m-cy później mieli zdrowego synka 🙂 także glowa do gory 🙂 I nie trać nadziei. Kiedy będziecie wiedzieć coś więcej?

    2. My jesteśmy w takiej sytuacji. Mąż jest po biopsji, udało się pobrać plemniki. Teraz jesteśmy w trakcie procedury. W przyszłym tygodniu (mam nadzieję) koniec stymulacji i punkcja.

  31. Ja od dzisiaj już biorę duphaston i luteinę a na deser clexane w brzuch. Transfer we wtorek a przed wlew. Na dzień dzisiejszy bardzo wierzę w to, że nasz Balastuś zostanie z nami 😉

    1. Ja transfer w poniedziałek, jeśli nic się nie zmieni. Dziś dzwoniłam, nadal są 3 zarodki, 2 ładne i 1 ciut opóźniony, ale walczą. Oby dotrwały do poniedziałku, Boziu, plizz! Ja od środy biorę luteinę i agolutin w tyłek. Robi mi zastrzyk moja osobista położna – mąż 🙂 Wczoraj zrobił pierwszy raz w życiu i nic mnie nie bolało.Aż się zastanawiam, czy dobrze zrobił .. 😉

      Co to jest wlew?

      1. Wlew immunoglobulin, w klinice w której się leczymy będę pierwsza, której to podadzą 😉
        Ja zastrzyki robię sobie sama, ale czasami jak trafię na zrost (tyle już się kułam) to trochę boli a potem piękny siniak 😉
        Kciuki w poniedziałek będą zaciśnięte 😉

  32. Marta D., Rodolt, trzymam mocno kciuki za wasze transfery!!!! U Ciebie Marta za powodzenie i skuteczność wlewow! U Ciebie Rudolt także za maluchy, niech rosną i zostają z mama!

  33. Hej Dziewczyny,

    od ponad roku jestem z Wami chociaż nigdy nie odważyłam się nic napisać. Od ponad 5 lat bezskutecznie staramy się z mężem o dziecko. Wiele badań, zabiegów i wypłakanych łez bo nic nie przyniosło rezultatu nawet kilogramy zjedzonych tabletek. Lekarze rozkładają ręce i dają ciagle złudne nadzieje. Zaintrygowała mnie ostatnio akupunktura i chciałam Was zapytać czy któraś z Was jest może ze śląska i może podać mi kogoś kto ją wykonuje ? może to pomoże 🙂

    1. Marta D, trzymam kciuki za transfer i wlew. Kolejny kiedy? Po transferze, czy po becie?
      Rudolot, naprawdę fajtery z waszych zarodków:) niech już w poniedziałek ląduj(e)ą na miękkim i ciepłym. Bierzesz dwa?

    2. Akuk – a ktora masz mutacje i homo czy heterozygote?

      jesli heterozygoe to mozesz pic inofolic.

      jesli masz homozygote lepiej uzywac zmetylowanej formy B12 i B9 – czyli metylokobalaminy i folianu. Mozesz kupic np Solgara (ebay, amazon), Folian 800mg i wtedy przez tydzien bierzesz 1/4 tabletki, potem kolejny tydzien 1/2 tabletki, potem 3/5 i w koncu cala. Z kobalamina (B12) 1000mg to samo dawkowanie.

      tylko jesli chcesz przejsc na zmetylowane formy to na pewno na dlugo przed transferem – organizm potrzebuje 1,2 miesiecy na oczyszczenie po sztucznym kw foliowym i przejscie na metylowe formy.

      polecam: http://mthfr.net/mthfr-c677t-mutation-basic-protocol/2012/02/24/

        1. Zgadzam się Małgorzalka1984 że lepiej nie jeść glutenu i ogólnie uważać na zatrucia np.zwykłym gazem z kuchenki bo nasz organizm chłonie wszystkie szkodliwe rzeczy jak gąbka.Ja mam mutacje heterozygotyczna i biorę aktywne formy witamin bo mimo że mam tylko hetero zgodę to i tak doprowadziła ona do 3 strat ciąż.A poziom kwasu foliowego we krwi mam przekroczony o 200% bo się odkładal :(.pozdrawiam serdecznie

          1. Przykro mi, ze 3 razy poronilas :(((

            Robilas caly zestaw badan po poronieniu (genet, na zesp antyfosfo, wrodzona trombofi, kariotypy) ?

          2. Tak wszystkie te badania zrobiłam Oprócz mutacji wyszło mi jeszcze 14% hamowania więc być może mam te Natural killer cells więc w ciazy będę na encortonie i clexane i może wlewy z intralipidu.Pozdrawiam serdecznie

          3. Bardzo dobrze, ze zrobilas NK. Mi tez to kazali zrobic. Wyszlo w normie. Ale w ktorejs publikacji w Nature czytalam, ze to wlasnie NK odpowiada za wczesne poronienia.

            Encorton i clexane pomoga. Trzymam kciuki za Ciebie !!!

      1. Hetero 😉

        Trochę już głupieje od czytania na temat tej mutacji. Nie wiem sama – brać kwas foliowy czy nie brać.

        Na poniedziałek mam wizytę u genetyka, mam nadzieję że coś wyjaśni. Najbardziej przeraża mnie powiązanie z tej mutacji z z. Downa i autyzmem, to dwie choroby które zawsze wywoływały u mnie paniczny lęk. Ciekawe dlaczego w sumie, to bo z. Downa to jedna z trzech najczęściej występującyh wad genetycznych, a o dwóch pozostałych nigdy nie pomyślałam…

    3. Akuk witaj w niechlubnym klubie mutantów.Ja też jestem jej nieszczesna posiadaczka. Przy mutacji mthfr (zarówno a1298c jak i c677) zakazany jest kwas foliowy gdyż organizm nie potrafi sobie poradzić z przekształceniem go w aktywna forme-folian (co u człowieka bez mutacji zachodzi bez problemu). Dlatego też nic nie dają większe dawki kwasu foliowego bo on się tylko odkłada w organizmie ale nic nie daje.Trzeba brać folian.Tak samo witamina B12 i B6 muszą być w aktywnych formach.pozdrawiam

      1. Ale tylko jak masz homozygote. Przy heterozygocie mozna brac kw foliowy normalny bo wchlanianie jest, tylko troche slabsze.

        A mutacje c677 ma 40% populacji bialej wiec ona jest baaardzo powszechna.

        A tam btw to ja sie ostatnio zaczelam zastanawiac czy to nie jest podkrecone przez firmy farmaucetyczne. Ta mutacja musiala byc juz dawniej, jesli my ja mamy to tez nasi rodzice ja maja (co najmniej jeden) i co? Jestesmy na swiecie 🙂 Nie poronilysmy sie, zyjemy 🙂

        1. Ja akurat mam tą drugą a1298c.Odziedziczyłam po ojcu,moja siostra też ja ma.Reszta rodziny jest zdrowa.Kiedyś kobiety nie braly syntetycznego kwasu foliowego i mniej było zanieczyszczeń więc może mniej było z tą mutacja problemu. Też czytałam że wchlanianie jest możliwe przy heterozygocie no ale tak czy owak kwas foliowy się kumuluje niepotrzebnie we krwi.Ja przed wszystkimi ciazami brałam duże dawki kwasu foliowego i straciłam 3 ciąże więc teraz wolę brać folian bo mój organizm nie wykorzystuje tego kwasu foliowego.

          1. Ale syntetyczny kwas foliowy odkladany w organizmie nie ma dzialania szkodliwego – niczego takiego nigdzie nie znalazlam. Czytalas gdzies to? Chetnie sie doszkole.

            Nie no pewnie bierz folian, slusznie, ale jak bierzesz folian to bierz tez metylokobalamine (metylowa forme B12) bo jej tez nie wchlaniasz przy MTHFR.

          2. Pewnie ze nadwyżka kwasu we krwi mnie nie zabije (norma 18 ja mam 60)ale po co ma mi „zaśmiecać” krew. Biorę witaminy od Dr.Lynch’a z tej właśnie strony co też podałaś.Kupuje je w uk.Czytałam dużo wpisów na tamtym forum i jest tam dużo kobiet które poronily kilka razy (z homo i hetero mutacja mthfr),ten doktor też mi odpisał na posta i podał jakie mam brać witaminy.pozdrawiam

      2. To mam odstawić wogóle kwas foliowy?
        Infolic mam właśnie z kwasem, taki kupił mi mąż (haha, poczytał tu na blogu).

        Mam mutację genu MTHFR A1298C (w układzie heterozygotycznym).

        Kurde, zastanawiam się czy nie podjechać jutro do laboratorium i nie zrobić poziomu homocysteiny, kwasu foliowego i wit b 12… Może wynik będzie na poniedziałek (konsultacja z genetykiem).

        1. Akuk,
          jestem pewna, ze bedziesz miala B12 i homocysteine w normie. Jesz duzo miesa?

          Kwas foliowy przy hetero mozesz miec albo w gornej granicy normy albo lekko ponad (5-10% ponad norme). Tak przynajmniej jest napisane.

          Nasi polscy lekarze (z calym szacunkiem dla nich oczywiscie) nie maja jeszcze szerokiej wiedzy nt tej mutacji i jej skutkow. Mam nadzieje, ze Twoj genetyk ma szeroka wiedze.

          Ja w diagnostyce zaplacilam za kw foliowy, B12 i homocysteine chyba 90 pln. Jesli Ci nie szkoda kasy – mozesz zrobic. Ale mozesz tez po konsultacji, moze wcale nie bedziesz musiala.

          W tym linku, ktory zamiescilam powyzej, strone prowadzi lekarz, ktory mthfr zajmuje sie kilkadziesiat lat. Jak masz czas – poczytaj. Przy heterozygocie pisze, ze nie ma duzego ryzyka ani poronien ani slabego wchlaniania kw foliowego.

          A co do chorob genetycznych – Akuk kochana, nei czytaj takich rzeczy. Ta putacja jest naprawde BARDZO popularna. 40% bialej populacji ja posiada. Nie wierze w te badania.

          1. Jedziemy do prof Korniszewskiego (mąż zapisywał, więc nie wiem dlaczego taki wybór).
            W diagnostyce chyba mają rózne ceny, bo jak dzwoniłam dzisiaj to homocysteina 55 zł, kwas foliowy 37 zł, o wit b 12 zapomniałam zapytać.
            Pamiętasz może jak szybko są wyniki?

            Dla mnie mięso mogłoby nie istnieć, tak samo ja wszelki nabiał. Nie czułabym że coś tracę 😉
            Myślę że niedobór/nadmiar tych witamin odbiłby mi się na morfologii, a poza niskim poziomem mpv jest ok.

            Te badania (z. Downa, autyzm) to było pierwsze co mi się rzuciło w oczy po wpisaniu hasła mutacja mthfr. I spowodowało taki szok… że dałam sobie zrobić zęba bez znieczulenia (zaraz po odebraniu wyników jechałam do dentysty). Brawo ja! 😉

            A poważnie, jadę do genetyka tylko po to by upewnić się że nie mam podwyższonego ryzyka tych chorób (215 zł wizyta + dojazd do innego miasta). To dla mnie najważniejsza chyba sprawa z tą całą mutacją.

          2. Aaa masz racje, homocysteina byla drozsza. To moze troche wiecej zaplacilam.

            Mysle, ze jak jutro pobierzesz rano krew to bedziesz miala wyniki. Max okres oczekiwania na homocysteine to 4 dni, ale mi zrobili tego samego dnia.

            Jedz do genetyka i daj koniecznie znac co Ci powiedzial. Zapytasz tez o to drugie MTHFR (677) dla mnie? Mam heterozygote.

            A i jeszcze jedno: jak mieso mogloby nie istniec i nabialu jesz nieduzo to homocysteine na 100% masz niska bo ona jest wysoka u miesozernych.

            Mam nadzieje, ze Cie lekarz w poniedzialek uspokoi!

          3. Zapłaciłam za badania ponad 120 zł, z „kartą stałego klijenta” 😉
            Niestety, wyniki będą pod koniec tygodnia – krew jedzie dopiero w poniedziałek do innego miasta.

            O co mam konkretnie zapytać w związku z Twoją mutacją?

          4. Ok, zapytam. Ale dopiero za tydzień. Jak mnie wkurza mój własny mąż – mota i wszystko przestawia, niby w celu „optymalizacji” :/ Żeby tyle nie jeździć (zrezygnowaliśmy z kliniki w pobliskim mieście, zasuwamy kawał drogi do innej). Przełożył wizytę na następny poniedziałek.

          5. Matkoboska!!! Dziewczyny! Czy Wy sie doktoryzowalyscie z przyczyn niepowodzeń ciążowych? Podziwiam Waszą wiedzę. Nie mam bladego pojęcia o rzeczach o których piszecie.

          6. Ja bardzo zaluje, ze nie zostalam lekarzem. Chodzily mi takie mysli po glowie, ale ostateczie zdecydowalam sie na inzynierie finansowa. W sam raz w czasach wielkiego kryzysu, ktory dopadl mnie prosto po studiach.

            Dlatego tyle czytam. Wszystko mnie interesuje 🙂

          7. No to zrobiłam 🙂
            homocysteina – 8 (norma 5-15)
            wit b12 – norma, choć nisko
            kwas foliowy – górna granica normy

            No i zastanawiam się, żreć dalej 5 mg kwasy foliowego (przepisane przez gin)? Pić ten infolic z kwasem foliowym?

            Kurde, dziś mam wizytę u internisty… Normalnie boję się że nie podpisze mi dupokrytki (no, tego oświadczenia o braku przeciwskazań do in vitro) :/

  34. Wtam Was,
    od jakiegoś czasu czytam Wasze posty i chiałabym się poradzić. Czy któraś miała podobny przypadek. Jestem po pierwszym nieudanym IVF-ICSI. Miałam krótki protokół bo mam wysokie AMH ponad 4, więc lekarz obawiał się u mnie hiperki, dostałam Menopur oraz Cetrotide. Niestety dość słabo zareagowałam na leki (znaczy rokowania były lepsze) miałam pobranych 6 komórek z czego 5 było dojrzałych. Zapłodniła się tylko jedna ale zarodek tak dobrze sie rozwijał, że miałam podaną blastocystę w 5 dobie (normalnie przy jednej zapłodnionej komórce podaja w 2-3 dobie w mojej klinice). Tuż przed punkcją ostatni wynik progesteronu bardzo podskoczył do 1,29 przez co transfer miał być odroczony, jednak lekarze stwierdzili, że jednak sie odbędzie bo w sumie górna granica dla progesteronu to 1,3 (wtedy podobno zagnieżdzenie zarodka jest bardzo utrudnione). I teraz moje pytanko ktoś miał problem z tym progesteronem i czy naprawdę nie da się na niego wpłynąć? Oraz wysokie AMH ale z obrazu USG oraz po laparoskopi nie widać cech PCO. I lekarza też dziwiło, że tylko jedna komórka się zapłodniła bo zwykle zapładnia się większość tylko po prostu później się nie rozwijają.
    Dodam, że staramy się już 3 lata i u nas przyczyna jest idiopatyczna.

  35. Iza, chyba strasznie trudne są dla Ciebie takie myśli, trzymam kciuki, aby udało Wam się powielić jednak to nieszczęsne DNA 😉 a poważnie-to chyba w tym tkwi sekret tzw.gotowosci do adopcji, niektórym kwas dezoksyrybonukleinowy zwisa i powiewa od początku, inni chwilę mu jednak poświęcą w żałobie, a są i tacy, którzy nigdy tego nie przeskoczą – i ok, diversity rules!
    Gratulacje dla wszystkich szczesliwie oczekujących, bedzie dobrze, bo miarka musi sie kiedys przebrac i wyrownac.Karmicznie 🙂 Miłego dnia!

  36. Tak sobie myślę właśnie, co pomyślałabym, gdybym dowiedziala sie, ze mój mąż gryzie sie tym, ze przez niego nastąpi mój „koniec” – będę brutalnie szczera: puknęłabym się/go (lekko 😉 w czoło. Ale może dlatego, że my ziarnka pyłu kosmicznego jesteśmy, a nie zadne supernowy… 😉
    Iza, odwagi – jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie cudownie…

    1. Mnie przeraża bardziej, że mój brak potomstwa, to koniec mojej rodziny w pewnym sensie… Jak narazie z mojego pokolenia geny przekazał tylko mój jeden brat cioteczny, który jest idiotą :/ Nikt nie będzie pielęgnował wspomnień o naszych przodkach – pradziadkach, dziadkach. Te wszystkie historie zaginą. Kurde, ja pamiętam jak się nazywał pies pozujący do zdjęcia z moimi pra-pradziadkami. To wszystko przepadnie wraz ze mną…

  37. Hej dziewczyny. Ostatnio duzo pisalyscie o „ujawnianiu” swoich problemow.
    Ja jestem dosyc otwarta. O naszych problemach glowie wie rodzina mojego M poniewaz blisko siebie mieszkamy. Dziasiaj odebralam Telefon od Jego cioci (40l.) czyli nie stara Dewota….Zaczela od tego ze w tv debata na temat mrozenia zarodkow, ze jest Juz ich tyle w tych lodowkach itd…ze to zabijanie dzieci itd…czemu ja bede musiala sie stymulowac, po Co mi wiecej pecherzykow, jak naturalnie tylko jeden stracza…ze moze tak najpier zobaczymy.
    Niemam Sily…ludzie nic nie wiedza na Ten temat a zabieraja Glos i probuja doradzac a tak naprawde mieszaja tylko czlowiekowi w glowie. Wydaje sie im ze jak jest 10 zarodkow to 10 dzieci…
    Nie dziwie sie wam ze ukrywacie to.
    A ja na zlosc bede ich wszystkich uswiadamiac !!!!!

    1. No to kurna do dzieła, rodzić te biedne pozamrażane dzieci. 40 lat to jeszcze się da, co nie?
      Ja się robię coraz bardziej agresywna w temacie in vitro i ogólnie wszystkiego co dotyczy mojej macicy. Obawiam się, normalnie boję się, że jak spotkam się z takim tekstem, to strzelę komuś w pysk. Dlatego muszę jechać do innego miasta do internisty w klinice, bo w mojej przychodni przed gabinetem leżą ulotki na temat aborcji i bohaterskich matek co urodziły dzieci z ciąż pozamacicznych. Ostatnio mąż mi się kazał opanować, bo chciałam je wszystkie zgarnąć do kosza.

      1. Ja to jeszcze uwielbiam argument,że podchodzimy do in vitro żeby w szybki i prosty sposób spełnić swoją zachcianke, fanaberie wręcz. Żeby tak łatwo było…
        Ja jestem z tych mało otwartych. Wiedzą rodzice, siostra i kilku blizszych znajomych, w pracy 2 osoby w tym jedna w zaawansowanej ciąży właśnie po in vitro. I uważam, ze można mieć swoje zdanie ale nie przekonywać do niego za wszelką cenę jako jedynej i słusznej opcji bo nigdy nie wiemy co życie przyniesie.
        Mam nadzíeję, że ciocia (ja prawie w jej wieku)nie namíeszała Ci w głowie :-). Powodzenia 🙂

      2. Dokładnie! Ja też jestesm radykalistką. Ja bym razem z Tobą wywaliła te ulotki do kosza! Co za ciemnota 🙁 Bohaterskie matki, którymi sobie tylko pysk wycierają, póki dziecko w macicy. Po urodzeniu już nikt tych dzieci nie odwiedza i nie towarzyszy im w agonii . ( patrz przypadek Doktora Ch. z Warszawy, który utrudniał terminację ciąży kobiecie. Dziecko urodziło się w fatalnym stanie w innym szpitalu. Jakoś nie słyszałam , żeby Doktor Ch. je odwiedzał i wspierał tych rodziców w traumie).

        Co tych ludzi tak obchodzi cudze życie? To było zawsze dla mnie obrzydliwe. Niektórzy, jakby mogli, to by sobie lornetki pokupowali, żeby podglądać sąsiadów i to , co wyprawiają w łóżkach.

        Za każdym razem, gdy czytam, że ktoś Wam robi przykrość z powodu udziału w procedurze in vitro, to robię się smutna. Jest mi strasznie źle, że ludzie wykazują się takim brakiem empatii, takim niezrozumieniem, takim roszczeniem sobie prawa do udzielania porad co macie robić. Ja szczęśliwie dotąd tego nie zaznałam, zawsze miałam wokół otwartych ludzi i może dlatego jestem takim chojrakiem jeśli chodzi o mówienie przez co przechodzimy. Bardzo mi przykro, że takie rzeczy dzieją się nadal w 21 wieku:(

      3. Dobę trawię to co napisałaś akuk o ulotkach – bohaterki, które urodziły z ciąży pozamacicznej. Co za bzdury… Czy te dziewczyny żyją? Napisali to?
        No sorry, jak się uda donosić ciążę pozamaciczną to nie widzę przeszkód, żeby zarodki wszczepiać naszym mężom… W jakim kraju my żyjemy….
        Ja chcę zdjęcie tej ulotki. Normalnie gdzieś to zgłoszę.

        1. Iza, dla Ciebie zgarnę to gówno z przychodni i zeskanuję. Chcesz? To ulotka na temat aborcji (grubości przeciętnego pisemka jeśli by wypier.. reklamy). Na przedostatniej stronie były przytoczone z imienia i nazwiska (!!!) przypadki kobiet, które bohatersko nie dały wydrzeć sobie płodu z łona i urodziły na złość wszystko pro-aborcjonistom.

  38. Poziom dewot żenujący, ja nie będę odwiedzała mojej teściowej, bo wiecznie słyszę, że in vitro morduje zarodki. A jak stara k… była młodą, to nosiła spiralę, czyli mordowała zarodki w każdym cyklu. Wyrzygam jej to przy najbliższej okazji. Mam ochotę przywalić takim starym babą prostą w ich pusty łeb. Czytam już sporo historii o in vitro, ile jest tych zarodków, z których mogłoby narodzić się dzieci? Z reguły pary wykorzystają wszystkie, a takie nadprogramowe wcale nie zdarzają się tak często. Wszystki ciotkom, proszę przypomnieć jakie metody antykoncepcyjne stosowały. Co to było w porządku, a teraz in vitro najgorsze zło. Za jakiś czas ludzie będą się rozmnażać tylko w ten sposób, nie mam co do tego wątpliwości i to wszystko będzie normalne, tak jak przetaczanie krwi. My się już tego nie doczekamy, to na nas muszą być wylewane wszystkie pretensje i oskarżenia. To my musimy się teraz czuć jak wykluczone, jak stoimy w ławce w kościele.

  39. Na poprawę jakości komórek jajowych lekarz kazał mi jeść biosteron. Podobno są jakieś badania naukowe, ze potrafi poprawić komórki jajowe. Tylko że dzisiaj przeczytałam o skutkach ubocznych… wypadanie włosów i histuryzm… a nie mam bujnej czupryny… i po odstawieniu tab anty długo walczyłam z tym problemem… więc nie wiem… o tym drugim negacie już nie wspomnę, jakoś nie mam ochoty się golić… Może miałyście jakieś doświadczenia z tym lekiem.

    1. Hm, ja brałam 3m-ce DHEA, 2x dziennie po tabletce, i nic takiego nie zauważyłam z tych skutków ubocznych, za to zaszłam w naturalną ciąże w 3cyklu stosowania…wiec z mojego punktu widzenia działa. Nie wiem jeszcze co prawda co tam w środku piszczy dokładnie, ale jakby nie było ciąża nadal jest.

    1. Dziewczyny, dzieki za pamiec, kciuki i wogole 😉
      U mnie wszystko ok, jest Maluch w srodku gdzie powinien, serduszko puka jak nalezy.
      Pierwszy mały sukces za mna, teraz za 2 tyg. kolejne podgladanie.
      Za to stres na lezance straszny, tak sie balam, ze znowu uslysze cos zlego, serce mi walilo jak wsciekle, nawet nie chcialam na monitor patrzec na poczatku bojac sie ze zobacze czarna dziure jak 6 lat temu przy pustym jaju.
      Ale jak sie okazalo, ze jest ok to uronilam małą, niewidoczna dla lekarza, łezkę wzruszenia i szcześcia 😉

      1. Bilbao naturalny cud 🙂 Wierzę w to że teraz będziesz już szczęśliwa mama 🙂 oby te pierwsze trzy miesiące szybko zlecialy 🙂 no i teraz już głośne i oficjalne gratulacje !! Który to tc ?:)

      2. WSPANIALE!!!!! Co za cud. Cud za cudem!!!!!!!

        Niech rosnie zdrowo. Alez sie ciesze!!!

        Ja tez nie patrze na monitor, patrze w sufit, brzuch mnie boli, rece spocone, dopiero po chwili zerkam na monitor… To straszne przezycie dla mnie, za kazdym razem.

        Teraz ustaly mi mdlosci, dobrze sie czuje i oczywiscie juz sobie wkrecilam, ze jest po wszystkim 🙁

        1. Malgorzatka, nu nu, nie nakrecaj sie, zabraniam.
          Brak objawow jak i ich obecnosc nie sa zadnym wyznacznikiem.
          i najlepiej nie czytac w necie o tym, choc wiem, jakie to trudne 😉
          Ktory u Ciebie tydzien?

          1. ech, pewnie tez bym sie zamartwiala w takiej sytuacji…
            ja to prawie bezobjawowa jeste, mdlosci jakby ich nie bylo, bol piersi ledwo co – o ile sobie go nie wmawiam, zadnych boli ani ciagniecia tam na dole.
            Kiedy masz zaplanowane usg? Moze sprobuj podjechac gdzies do gina na szybkie podgladanie, bo sie kurcze zameczysz tym brakiem objawów 😉

          2. Ja też prawie nie miałam objawów. Po transferze bolały mnie piersi, ale to od nadmiaru progesteronu.
            W naturalnej w ogóle nic nie czułam.

          3. Dziewczyny,
            dzieki. Mnie moja przyjaciolka zeschizowala bo mi w dobrej wierze na pewno opowiedziala historie swojej kolezanki u ktorej jak ustaly mdlosci to poronila…

            Mi juz lepiej. Mialam tak spocone rece ze stresu, ze stwierdzilam ze jest to absolutnie beznadziejne i niepotrzebne. Nie mam na nic wplywu, jak ma sie poronic to sie poroni. Teraz jest 3% prawdopodobienstwa…Nieduzo. Przezyje. Ale karty ciazy nie zakladam, boje sie.

            My to jednak many brain damage przez nieplodnosc, poronienia, niewyobrazalne cierpienie z ktorym obcujemy codziennie.

            Dziekuje Wam za wsparcie! To jest nieocenione…

          4. Malutka, przywołuję CIę cichutko do porządku. Zaraz skończysz 2-gi miesiąc, kiedyś te mdłości muszą minąć. Rozumiem, ze się denerwujesz, ale musi być dobrze.

          5. Bilbao, gratuluje tłustej ósemki:)
            Malgorzatka, ją puściłam tylko jednego pawia, cycki ustąpiły dosyć szybko a Bułek ma się ok. Wczoraj tylko przeszłam do dzisiaj jakąś makabryczną migrenę… objawy ma tylko część kobiet.

        2. Malgorzalka ja tez każdego dnia analizuje czy było mi wystarczajaco niedobrze, wiec Cie rozumiem. Wiem za to, ze Kas miewała lepsze dni by za chwile mieć totalne mdłości i inne ekscesy. Także spokojnie. Kiedy Ci te mdłości i ból piersi ustąpiły?

          1. A dzięki 🙂 Teraz 6 dzień po transferze. Generalnie wszystko pięknie szło do momentu transferu ( bo u mnie to zawsze jakieś historie są z tymi pęcherzykami, więc ja wiem, że mogę się wyłożyć na każdym etapie tego naturalnego cyklu ). Zarodek siedmiokomórkowy, transfer gładko i przyjemnie, nastroje dobre , a następnego dnia….zaczęło mnie boleć gardło 🙁 W związku z tym udałam się do lekarza ze łzami w oczach, bo pomyślałam, że lepiej zrobić mini histerię wokół tego na samym początku niż pozwolić, żeby to się rozwinęło. Lekarka kazała płukać mówiąc, że dramatu nie ma. Mąż mnie leczył domowymi sposobami, na chrzan i miód to już nie mogę patrzeć. Generalnie to się nie rozkręciło ( na szczęście!) i wydaje mi się, że poprostu zmarzły mi stopy na śniegu i tyle plus suche powietrze. Ale i tak się denerwuję trochę , że to mogło mu zaszkodzić :(:(:( Nie wiem do końca , jak to działa, ale kurde..chyba lepiej być zdrowym, niż mieć cokolwiek osłabione,bo może organizm kieruje wtedy wszystkie siły tam, gdzie ich potrzeba aktualnie? Niby on się tam dzielił ( oby! ) lewitując w tej w macicy , ale wiesz jak jest….No słaba sytuacja. Staram się być spokojna, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Trochę mi to zabrało nadziei, ale staram się nie poddawać !

          2. jestem mistrzynią w domowych sposobach, starania i ciąża osłabili mi tak organizm że choruję nawet jak ktoś kichnie po drugiej stronie ulicy…
            Można płukać wodą z solą, można revanolem łyżka na szklankę, można wodą utlenioną, można sodą, no i wyższa szkoła jazdy to oktanisept prosto psikasz w gardło ale ten zabieg polecam jak czujesz że jest czarna d. Dobrze zabija zarazki plyn do płukania jamy ustnej i później płukasz gardło i na koniec imbir.
            Zdrówka!

          3. Dzięki 🙂 Większość tych metod wykorzystałam, przede wszystkim sodę i sól . ( płukanie i inhalacje) Wczoraj zrobiłam napój z imbiru. Jezu, jakie to paskudne !!! To było najgorsze ze wszystkiego, co przyjmowałam 🙁 Sól emska to nic przy tym. O mamo :/
            Wygląda na to, że pożar zagaszony 🙂 Oby!
            Dzięki jeszcze raz za rady 🙂

          4. Napój z Imbiru Ci nie smakuje? Naprawdę? Byc moze robisz jakiś specjalny skoncentrowany ekstrakt i stad te doznania? Ja uwielbiam herbatki z imbirem, albo zwykła gorąca wodę z pokrojonym kawałkiem imbiru, cytryna i miodem- nie dość ze pyszne, to zwykle ratuje mnie z opresji.
            Ja tez złapałam mała infekcje gardła. Nawet bym sie z nią nie zgłosiła do lekarza, ale chciałam iść na zwolnienie przez mdłości i senność oraz generalne zmęczenie i apatie. Wspomniałam ze mnie pobolewa lekko gardło, ale pracuje w szkole i to całkiem częste. A okazało sie ze w gardle typowa infekcja wirusowa i dostałam jakaś mieszankę do płukania robiona w aptece na receptę(bezpieczna dla ciazy, ale i tak boje sie tym płukać gardło:/) A poza tym w ciazy ponoć bezpieczny tymianek i podbiał.
            Trzymam kciuki za Twojego kropka!:)

          5. ja w ciąży chrowałam dwa razy, mąż przyniósł bo ja z łóżka/szpitala nie wychodziłam przez wprawie całą. Ratowałam się inchalacją sólą fiziologiczną i hipertoniczną. Jest zestaw leków PRENALEN dla kobiet w ciąży i w czasie laktacji, można je śmiało stosować. Można też tabletki do ssania ISLA można robić napar z rumianku,bądz ziemniaki w mundurkach i nad nimi w ręczniku pooddychać. Jeśli temperatura trzeba wypić 0,5l wody wtedy obniży się o pół stopnia odczekać godzinke i wypić jeszcze, to są naturalne sposoby obniżania temperatury:) Przepisują też, że niby bezpieczne tantum verde ale ja nie stosowałam, tylko płukałam gardło co dwa h różnymi płukankami.
            Powodzenia dziewczyny, jak coś służę pomocą, ale lepiej być zdrowym i unikać tłumu. Zdrówka!

      3. Bilbao, super. Kolejny kamień milowy za Tobą. Teraz oby do pozytywnego badania genetycznego.
        Coraz większa szansa, że tym razem będzie dobrze.
        Też bym chciała znowu usłyszeć serduszko.

      4. Bilbao, wspaniałe wieści!!!! Gratuluję i oby Maluch rósł zdrowo!
        Co do badania to ja mam identycznie. Na wizycie pęcherzykowej jeszxze byłam jako tako opanowana, ale na serduszkowej tragedia. strasznie mnie mdlilo tego dnia, objaw dobry, ale bałam sie strasznie. Na szczęście na podglądanko mógł pójść maz ze mną. Ja kładąc sie na fotelu powiedziałam ze chyba zaraz zemdleje, złapałam go za reke i zamknęłam oczy. Otworzyłam na chwile i nic nie widziałam wiec z przerażeniem zamknęłam je jesXze raz. Za chwile usłyszałam jak lekarz mówi „jest dobrze”, dopiero wtedy mogłam zerknąć w monitor. Byłam jednak tak wystraszona, ze nie docierało do nnie to co widzę. Nadal strasznie sie boje..myśle, ze to syndrom po poronny i niewiele da sie z tym strachem zrobic(poza racjonalizacja ze on i tak nic nie da).
        Ja tez byłam w pierwszym dniu 8 tygodnia:) z tego co pamietam, pisałaś ze bedziesz jakos w połowie 8. Przełożyłas wizytę, czy ciąża okazała sie młodsza?
        Ja troche sie bałam ze Bąbel jest za mały, ale szwagierki dzidzia w połowie 8 tygodnia miała 7mm, wiec chyba przesadzam jednak. A jak u Was pomiary?

      5. Coraz głośniejsze gratulacje Bilbao!!!

        Takie łzy to ja lubię:) Chciałoby się je zasuszyć i włożyć do pudełka na pamiątkę 😉 Ale stresu współczuję, jednocześnie życząc żeby tylko takie stresy Cię czekały przez następne (już tylko) siedem miesięcy:)

    1. U mnie można była w skarpetkach, a jak na boso, to założyć ochraniacze:) Jak masz wątpliwości, zawsze chyba można zapytać pielęgniarki, która towarzyszy lekarzowi podczas transferu – ona odpowiada na wiele pytań:) Bez stresu 🙂

    2. Ja zawsze zostaję w skarpetkach, specjalnie zakładam w kropki, ptaszki, serduszka ;). Nawet nie używam tych jednorazowych, szkoda zachodu. Ale wiele razy przezywałam dylemat.

    3. Marta, dla mnie to jedna z kluczowych spraw podczas każdej wizyty u gina. Jak Boga kocham, kiedyś nawet zaczęłam robić wpis na ten temat na bloga, ale z jakiegoś powodu nie dokończyłam.
      Mam jakiś głęboki kompleks na temat stóp. Nie wyobrażam sobie, żeby machać gołymi stopami lekarzowi przed nosem.
      Na każdą wizytę mam przygotowane w torebce skarpetki. Różne. Czasem bawełniane podkolanówki (jeśli idę w spódnicy), czasem koronkowe stópki (kupione specjalnie z myślą o wizytach, bo jakoś na codzień mi w tym niewygodnie), czasem bawełniane stópki z pszczółki, kropki.
      Temat rzeka dla mnie. Mam obsesję 🙂 I całą kolekcję ginekologicznych skarpetek 🙂
      Mi lekarze zawsze pozwalali zostawaić w swoich skarpetkach podczas IUI. POdczas transferów chyba też zawsze pozwalali.
      Bez ładnych skarpetek w torebce nie wchodzę do gabinetu 🙂

      1. Izo, też kiedyś miałam fobię stóp. Nigdy nie chodziłam z gołymi nogami. Nastolatka zawsze latem w spódnicy i rajstopach. Nie wyobrażałam sobie, żeby do pracy, czy w miasto iść z gołymi nogami. Bardzo długo nie miałam sandałów, oprócz takich sportowych, do założenia od biedy ze skarpetkami. Z wiekiem mi przeszło i teraz nie ma problemów z przyjściem do pracy w sandałkach.
        Ale do lekarza zawsze chodzę w skarpetkach, czy podkolanówkach. Nie podtykam gołych stóp, nie lubię chodzić na bosaka. Jak jest zimno, chodzę w spodniach, żeby szybko zdjąć, a jak ciepło to w spódnicy.
        Ale dziewczyny, naprawdę macie z tym problem? To brzmi śmiesznie, świecimy pupami, a martwimy się skarpetkami. 🙂 Idźcie w tym, co chcecie.

      2. Skarpetki ginekologiczne, dobre! Hehe

        Ja też nie znoszę gołych stop pokazywać. W zimę to prosta sprawa. I tak jakieś zakładam (przed wizytą przykładam po prostu więcej uwagi do tego jakie wybrać;p). W lato jest gorzej bo muszę specjalną parę zabrać. Nie zdarzyło mi się zapomnieć na szczęście, bo chyba bym przełożyła wizytę;)

        I mam skarpetki na każdą okazję:) Zwykłe wizyty, inseminacje, transfery, punkcje, histeroskopie:) Przy ostatniej narkozie anestezjolog i pielęgniarki się zachwycali, jakie fajne, wiec spełniły dodatkową funkcję, odwracając uwagę od zabiegu 😉

      3. I ja się dołączam do skarpetkowych 🙂

        W lato moje wizyty bardzo często wypadaly w godzinach mocno wieczornych, tj.19-20:30. Wiec wtedy skarpetki stopki (koniecznie bawelniane, zadne przeźroczyste! 😉 ) i trampki 🙂
        Porą jesienno-zimowo-wiosenną normalna bawelniana skarpeta jak sie patrzy 🙂

        I po stresie 😉 skarpetkowym…

        Bo na wizycie był jeszcze stresik depilacyjny.
        Na szczęście moj dr paczal w tamtę strone tyle ile musial.

  40. do autorki: co dalej? Co planujesz? Trafilam na Twoj blog przypadkiem i czytam, czytam. I.e Ty dziewczyno przeszlas. Niewyobrazalne. Ale wiem, ze i do Ciebie przyjdzie szczesliwe zakonczenie. Za to trzymam kciuki i zycze Ci tego z calego serca. Ps. Piekńie piszesz;)

    1. Sonia, dzień dobry. Znając życie trafiłaś tu nie bez powodu… Jaka jest Twoja historia?
      Co dalej u mnie? Nie wiem 🙂 Na razie czekam na wizytę startową do kolejnego podejścia do IVF – już w lutym. Ale nie wiem nawet, czy jeszcze są pieniądze rządowe i będzie dla mnie miejsce. Może będzie. Na pewno napiszę!
      Napisz coś Soniu, co Cię tutaj sprowadziło.

  41. Iza długo sie zbierałam, zeby zostawić komentarz do Twojego wpisu. Jest tak prawdziwy, dogłębny, bolesny na swój sposób, ze nadal nie jestem w stanie ubrać w słowa tego, co zrobiło mi czytanie Twoich słów.
    Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, ze niepłodność to straszna zołza. Zatruwa każdy dzień, działa podstępnie, atakuje znienacka. Nic sobie nie robi z tego, ze jest tak nierównym przeciwnikiem, a nawet drwi z naszych prób uczciwej walki. Nie wie absolutnie co to fair play.
    Doskonale pamietam momenty, kiedy czułam sie dokładnie tak, jak to opisujesz. W zasadzie samych chwil nie pamietam, wypieram wszystko co bolesne, udaje ze wcale tego nie było. Samego uczucia, doznania, przeżycia- tego jednak nie da sie wyrzucić. Chyba wszystkie tu kiedyś byłyśmy i pewnie jeszcze nie raz bedziemy w takim miejscu, w tym uczuciu. I jedyne co w tym złym, chujowym i niesprawiedliwym pipieprzeniu tego świata mnie unosi i pociesza to to, ze kurna mimo wszystko sie podnosimy, odnajdujemy w sobie sile, odnajdujemy moc i motywacje by nie dać sie tej wredocie niepłodności, która tak nas urządziła. Mam wrażenie, ze Ty odnalazłas te energię w przebijającym sie zewsząd zapachu męża, w Twojej wielkiej miłości do niego. I tym bardziej to pragnienie jest piękne, bo absolutnie nie egoistyczne.
    Iza, tak bardzo mocno wierzę, ze Wam się uda zostać rodzicami.

    1. Margaritka… może napisałam o jedno słowo za dużo, nie wiem. Może mnie teraz widzisz zrezygnowaną, załamaną, nie wiem… Jest mi smutno, było i będzie. Czasem. Każdej z nas to dotyczy. Ale nie zabije mnie to, nie zniszczy życia. tak myślę teraz. Taki mam plan.
      Kiedyś nam się uda. Coś. Jakoś. Jeszcze zobaczysz 🙂

      1. Iza, wlasnie widzę ze mimo ze jest Ci smutno, to znajdujesz w sobie siłę. Wcale nie wynika z tego wpisu, ze jestes słaba czy zrezygnowana. Bije z niego siła, tylko niestety wynikająca z tego całego cholernego gowna niepłodności, zbudowana przez tez te wszystkie doświadczenia.
        Mam wrażenie, ze odnalazłam siebie w tych słowach, ze tez byłam w tym miejscu. A moze to dla mnie zbyt trudne co napisałaś.
        P.s.- Ze Wam sie uda to jestem wiecej niz pewna!:)bardzo Wam tego życzę i trzymam mocno kciuki!!

  42. Hej, dziewczyny ja po wizycie kontrolnej. Jak się okazało istnieje wysokie ryzyko hiperstymulacji, więc lekarz nie chce ryzykować i będziemy mrozić zarodki (mam nadzieję, że będą) i transfer w kolejnym cyklu ;-( W środę rano punkcja. Normalnie boję się a myślałam, że taki twardziel ze mnie 😉
    Pozdrowienia dla Was wszystkich

    1. Piegusku, masz mądrego lekarza, jesli widząc ryzyko hiperki, odkłada transfer. Przesłam dokładnie tę samą drogę. Ufam, ze to dmuchanie na zimne. A o mrożonych zarodkach panuje taka opinia, że te, które przetrwają mrożenie to te silniejsze, z których i tak byłaby ciąża. U mnie mrożenie przeżyły wszystkie, dwa razy zaskoczyło jak wiesz. Powodzenia!

    2. Piegusku, punkcja jest fajna, uśpią Cię i będzie bardzo miło 🙂 Nie ma się czego bać.
      Mnie się punkcja bardzo dobrze kojarzy, bo narkozę lubię, a zwykle przynosiła mi wielką ulgę, bo ja strzelam jajkami jak opętana 🙂

      Zaufaj lekarzowi. Hiperka jest niebezpieczna.

  43. U mnie lipa. Dziś miałam transfer. W 3 doby zarodki były super, 3 x 8A, a potem, tak jak poprzednio – w dniu transferu okazuje się, że została jedna bida. Dziś podali mi morulę, w 5 dobie, nawet nie blastocystę.. Na III procedurę rządową nie ma już u nas w klinice szans. Mrozaków nie mam. Za 12 dni się okaże co i jak, ale powiedzieli, ze zarodek słaby. Znowu ta sama sytuacja – zatrzymany rozwój po 3 dobie… Jestem już zmęczona, ech.

    1. Rudolt mi się udało z motyla w 5 dobieramy, a z dwiema ladnymi blastocystami nie, więc uszy do góry. Mój embriolog mówił, że niektóre zarodki dzieła się wolniej niż modelowe ale ciążę z nich są, tak jak z blastocyst z siódmej doby

    2. Rudolocie, wiem, że Ci smutno i rokowania nie takie, jak byśmy chciały. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Może i my tutaj z małych zarodków, a dajemy radę, a nawet jesteśmy siłaczkami… Odpoczywaj i przetrwaj jakoś te 12 dni.

    3. Rudolot, nie wiem co Ci tu napisać, żebyś się nie martwiła. Pewnie nie ma takich słów…
      Rozumiem to zmęczenie… Ja w takich chwilach potrzebuję, żeby mnie ktoś po prostu przytulił. Nie pocieszał, nie analizował, nie pytał, nie doradzał. Przytulił i BYŁ obok. Ciężar dzielony na dwoje, dużo łatwiej nieść. Mam nadzieję, że masz się do kogo przytulić dziś. No i zajmowanie myśli jakimś działaniem pomaga. Ale to od jutra. Dziś przytulam wirtualnie i łączę się w nadziei, że ta „bida” to jest cicha woda i jeszcze Cię zaskoczy!

  44. Rudolot, rozumiem twój lęk, ale natychmiast do porządku cię muszę przywołać – wierzyć w zarodka proszę, nie takie 'bidy’ dawały ciąże a z wzorcowych zarodków ciąż nie było ! Przetrwał, więc silny! Głowa do góry, zrobilas wszystko, co moglaś i teraz trochę wiary (i dobrych hormonów:)

    1. U mnie też krucho z tą wiarą. Jakoś łatwiej mi uwierzyć, że innym się uda niż nam. Nie zawsze tak było, ale siedem lat bezskutecznych starań robi swoje. Dlatego bardzo cenie sobie ten wirtualny świat, gdzie tyle dobrych dusz ustawi do pionu, poklepie po plecach, bedzie wierzyło, kiedy nam brak sił.

      Zaciskam kciuki za Ciebie i malucha!!!

  45. Dziewczyny, czy Wam we wszystkich klinikach mówią jaki był zarodek?
    Mnie nie powiedzieli, nie wiem, jakie były te, które dostałam, lekarz powiedział tylko, że ładne.
    Czy w Invimedzie nie mówią, czy akurat ten lekarz, czy mnie?
    Jarek stwierdził po transferze, że to bardzo dobrze, że się nie rozgadują nad tym zarodkiem i nie ma zdjęć itp. Jak widzicie różnie to rokuje, a tylko się martwicie, czy wystarczająco dobrze rozwinięty, czy ładny, czy wyszedł z otoczki. A to i tak nic nie zmienia. Mniej wiedzy, mniej schiz. 🙂

    1. U mnie nie mówili jaka klasa, ale zdjęcie dali. Ograniczyli się do określenia ładny (to ten podany ostatnio) i nienajladniejszy (to ten, który doczekać się nie może na crio). A z tym zdjęciem mam zagwozdkę, bo to byłaby piękna pamiątka, gdyby się udało. A tak… też jest pamiątka, tylko bardziej „niewygodna”. Czasem natrafię na tego mojego malucha przy przeglądaniu dokumentacji medycznej i smutno mi się robi…

    2. Ja sama zapytałam lekarza przy drugim transferze o klasę zarodka. I zdjęcia nawet mi pokazał. Nie wiem, czy tak jest we wszystkich klinikach, ale w Invimedzie chyba stosują podwójną kategoryzację- inną dla 3-dniowych zarodków (klasa I-II-III-IV), a inną dla blastocyst (tu już 1-2-3 A-B-C). Tym razem nie sprawdzałam klasy, nie chciałam wiedzieć. Poprosiłam tylko o pokazanie zdjęć tych, które będą transferowane. Z twarzy podobne do nikogo 😉

  46. W Novum mówią jakiej klasy jest ten podawany a i to chyba nie zawsze.
    Masz rację Wezon, na niewiele ta wiedza się zdaje a moze niepotrzebne obawy wzbudzić. Z drugiej strony mamy prawo wiedzieć.
    Rudolt, trzymam kciuki za Twojego mocarza!

  47. Marta D. powodzenia dzisiaj. Niech wreszcie coś pomoże, niech ta kroplówka będzie strzałem w 10. 🙂

    Uczuciowa, gdzie Ty się podziewasz? Jak Twój cykl? Będzie transfer?

    1. Właśnie się odezwałam wyżej:) U mnie cieniutko. Zastanawiam się, kiedy przychodzi moment, żeby powiedzieć sobie dość. Jestem już zmęczona, morale podupadło, wiara gdzieś się ulatnia, choć staram się uszczelniać wszystkie dziury jakie zauważę. Gdyby nie mąż to bym się poddała chyba… No ale on jest na straży i pilnuje, żebym nie pękała. Dziś 9dc, jutro pierwsze podglądanie, nie ma mojej lekarki, wiec dziwnie mi i nie pomaga to mojej wierze:/ No ale nic to. Pozostaje wiara, że w klinice wszyscy lekarze znają się na swoim fachu i jak ma się udać to niezależnie od tego z kim…

      1. Uczuciowa, nie łam się, podglądanie dopiero przed Tob. To znowu idziemy razem jutro. U mnie będzie 8 dc i zobaczymy, czy te plastry coś dają. Boję się, że jednak nie.
        Do tego Laura rozchorowała się. Kaszle jak potępieniec i ma gorączkę, a miała być zdrowa po tym wycięciu. 😉 Oby wyzdrowiała do soboty.

        1. Staram się jak mogę, chyba dobiła mnie ta szarówka za oknem.
          Cieszę się, że idziemy „razem”. W kupie raźniej. Może w końcu coś zaskoczy u nas obu. Choćby w następnym cyklu, ale niech zaskoczy.
          Po wycięciu moze chwilowo jej siadła odporność… Do soboty jeszcze troche czasu. Niech zdrowieje. Trzymam kciuki!!!

  48. Ja sama zapytalam jakiej jest klasy. Powiedzieli,ze wszystko sie moze zdarzyc, ale jest slaby. Przy II procedurze jestem mądrzejsza, o wszystko się pytam. U nas problem polega na tym, ze zarodki staja w 3 dobie i przestają sie rozwijac. Ostatnio zostal jeden i teraz tez jeden, jeszcze slabszy. Do 3 doby wszystko jest super. Podobno moze chodzic o genom zarodka, do glosu w 3 dobie zaczynaja dochodzic plemniki i glebsza genetyka. W razie niepowodzenia mam kilka wyjsc: znowu sprobowac i przyjac ryzyko,ze bede miec po konskich dawkach znowu 3 komorki oraz byc moze jeden slaby zarodek, skorzystac z komorki dawczyni,skorzystac z nasienia, zaadoptowac zarodek (w mojej klinice jest niestety spora kolejka). No i osrodek adopcyjny. Teraz czekam, czy morula zechce się rozwinąć. 12 długich dni.

    1. Rudolot, nie martw się na zapas, bo to nie służy Ci teraz 🙂 Ja miałam przy poprzednim transferze przyzwoicie silny zarodek, a nic z tego nie wyszło. Teraz niby prawie wszystkie dojrzałe komórki się zapłodniły (10 z 11), a mrozaka mam tylko jednego. To jest tak nieprzewidywalny proces, że nie możesz zakładać z góry niepowodzenia. Głowa do góry! :***

        1. W piątek, 29.01, zgodnie z planem. W piątek dostałam jeszcze jedną dawkę Ovitrelle, ale na tym etapie już nie ma ona za bardzo wpływu na wynik bety tzn. jeśli wyjdzie 3-5, to będzie wiadomo, że dupa i że to tylko Ovitrelle działa. A jeśli wyjdzie pindziesiont czy stopindziesiont, to Ovitrelką się tego wytłumaczyć nie da 🙂

          1. To czekam z niecierpliwością. Już pewnie jutro by coś było widać, ale wiem, że Ty lubisz czekać. 🙂
            Jeszcze się dowiem przed wyjazdem, czy tym razem się udało.

          2. Na razie i tak nie mam jak wyjść z domu, bo Lena choruje 🙂 W niedzielę pierwszy raz od czterech lat zaczęła gorączkować. Także choćbym chciała, to nie zrobię wcześniej 😉

    2. Rudolotku, tak czytam Twoją historię i chyba mamy podobny problem. Popraw mnie, jeśli się mylę. Rozumiem, że masz niskie AMH i komórki na wyczerpaniu ? Ja mam podobnie, rok temu miałam AMH 0,2, teraz już nie badam, bo to i tak bez sensu.. Ciekawe, że oni Cię tak stymulują…. Ja chodze do N. w Warszawie i tu mają taką filozofię ( potwierdziło to 3 lekarzy z N.) , że nie stymulują pacjentek w naszej sytuacji, tylko ostra jazda na naturalnym cyklu. Rozmawiałam o tym wielokrotnie z Doktorem Z. i on mi ciągle powtarza, że to nie ma sensu, bo wydam kolejną kasę na leki do stymulacji i na te leki nie zareaguję. ( To się akurat potwierdziło, bo nie zareagowałam nawet na clostiylbegyt i jakies takie leki wspomagajace, które miały zahamowac rozwoj pęcherzyka:/) Wiadomo, człowiek chce zrobić wszystko, iść do samego piekła i wykorzystać wszystkie możliwości co do jednej, dlatego ja też długo dywagowałam nad tą stymulacją. Na chłopski rozum wydaje się, że zamiast jednej mieć 3 komórki to zawsze lepiej o dwie szanse. No i drążyłam , ale doktor Z, twierdzi, że ta moja własna i tak będzie lepsza niż ta wystymulowana i że badania naukowe to potwierdzają, stymulacja nie przekłada się na sukces. Przekazuję Ci tylko opinię tego lekarza z mojej kliniki. Ponieważ ostatnie pół roku to były same porażki , a my chcielismy wiedziec, czy naprawdę wykorzystujemy wszystkie mozliwosci, to poszliśmy po konsultację do sławnego Doktora z Białegostoku, a on potwierdził , że to tak wygląda i że w mojej sytuacji podejmuje się tylko działania na własnym cyklu ( wziął cztery stówy i nazwał to „szarpaniną „) . Generalnie po przemyśleniu doszłam do wniosku, że mogę jeszcze lecieć na księżyc po setną opinię, ale komuś trzeba zaufać. Ufam mojemu lekarzowi i widzę, że chce jak najlepiej dla nas. Główkuje nad tym wszystkim jak tylko może.Jak się nie uda, trudno…co zrobić. Dupa.
      Nie piszę Ci tego wszystkiego, żeby podważyć zastosowane leczenie u Ciebie – ja się na tym nie znam i nie mogę się wymądrzać w tej kwestii. Poprostu dzielę się przemyśleniami, bo zwrócilo to moją uwagę, że oni Cię tak stymulują i efekty średnie 🙁 Bardzo mi przykro. Rozumiem, co przechodzisz 🙁

      Nam narazie udało się nas zapłodnić jedną komórkę w tym miesiącu i czekam do nast. poniedziałku na wyrok. Jak się nie uda znowu, to też podpiszemy papiery do adopcji prenatalnej komórki. ( już podpisane w połowie, ale z zaskoku pojawiła się ta moja komórka w tym cyklu) Podobno z tym narazie problem – nie została podpisana ustawa regulująca te kwestie, więc wpiszemy się na listę i tyle, ale kolejka się nie przesuwa. Podobno ogarnęli dawstwo nasienia, więc i tu jest nadzieja. Jak będę coś wiedziała, to Ci tu napiszę.

      Jeśli chodzi o klasyfikację zarodka, to ja nie pytam. Dostajemy selfie Bąbla i tyle. Przyklejam je do tablicy korkowej w pokoju i czasem go pozdrawiam 🙂 Myślałam, że mi nie mówią, bo ja i tak nie mam wyboru. Jest jeden bąbel i albo biorę, albo do widzenia:) Zgadzam się z Wężonem, że może lepiej nie wiedzieć…

      1. Ja amh badalam ostatnio ponad 2 lata temu i bylo 0.8.
        Ostatnio nie badalam, ale jak rozmawialam z doktorem Z. o stymulacji w marcu to podpytywalam go czy nie isc na naturalnym cyklu bo wtedy wieksza szansa na lepsza komorke przy tak niskim amh, a on powiedzial, ze pierwszy raz sprobowalby z mocna stymulacja zeby zobaczyc jak zareaguje, a jak bedzie kicha i jakosc komorek/zarodkow slaba, to bedziemy isc naturalnym.

      2. Kochana, u mnie to nie takie proste. Teoretycznie AMH mam w granicach normy, badane 2 lata temu coś koło 2. Bez szału, ale bez tragedii. U mnie problem jest złożony – endometrioza, PCOS, niedrożność jajowodu. Do tego idę długim protokołem i mam ogromny problem z wyciszeniem, musiałam mieć punkcję odbarczającą. W tym cyklu udało mi się wyhodować około 9 pęcherzyków, pobrano 6 cumulusów, w nich były 4 komórki, 3 się zapłodniły i rosły super, ale w 5 dobie padły ;/ Dotrwała jedna morula. Długi protokół miał mi dać lepszą jakość komórek i lepszą stymulację. Dawki miałam końskie, 375 dziennie przez 13 dni, zużyłam 3 menopury, gonal, Femarę. Trudno się stymuluję. Pęcherzyki rosły asynchronicznie, w jednym jajniki były na prawie 4 cm, w drugim dopiero dojrzewały.. Mój prof. mówi, że jestem wybitnie trudną pacjentką. Jak się teraz nie uda to jadę do niego na wizytę i będziemy myśleć co dalej. Może adopcja komórki, czytam trochę o tym, leczę się w Białymstoku w Kriobanku, tu koszt to 12500 zł, ale nie wiem ile komórek są mi w stanie zagwarantować. U nas może to być też kwestia plemnika, może dlatego zarodki nie chcą dalej się rozwijąć. Za 12 dni będziemy się albo bardzo cieszyć, albo kombinować – co dalej.

        Jak wygląda adopcja zarodka? Nam w Krio mówili, że się chwile czeka, lista jest długa. Jakie zarodki podają? Mocniejsze, słabsze? Czy po prostu – wolne, czyli oddane przez parę?

        1. Rozumiem. Rzeczywiście strasznie to skomplikowane.Na pewno Twój lekarz wybrał najlepszą z możliwości . Trzeba mieć łeb, żeby coś takiego przeprowadzić. Rzeczywiście powodów może być wiele, czemu to się nie udaje.. i szkoda, że tak trudno dojść do tej prawdy:/ Bardzo mi przykro, że musisz przechodzić przez coś takiego..ech…
          Niemniej jednak za obecną próbę trzymam kciuki i dołączam się do innych Dziewczyn – natura jest nieprzewidywalna i nie wiesz sama kiedy Cię zaskoczy. Rozumiem też, że chcesz mieć plan B – ja jestem taka sama. Też teraz czekam, ale już planuję w głowie, co będę myśleć jak się nie uda. Żeby nie paść w tą otchłań rozpaczy..No nic, wolałabym chyba mieć tendencje do huraoptymizmu…
          W każdym razie myślę o Tobie ciepło 🙂

          Co do adopcji prenatalnej – mogę napisać , co wiem o adopcji komórki, raczej same podstawy. Porównywałam informację z Novum i Bocianem. To są komórki oddane przez inne kobiety biorące udział w procesie in vitro, które wystymulowały dużo swoich i ich nie potrzebują. Trochę nas zasmucił fakt, że para oczekująca otrzymuje jedną lub dwie takie komórki, nie więcej ( i w Novum i w Bocianie usłyszalam to samo). Wynika to z tego, że nie ma dawczyń z ulicy, bazują głównie na tych, które biorą udział w procedurze. Jest większy popyt niż podaż. Mój lekarz mówił mi, że od momentu zapisu do kolejki oczekiwanie może trwać około 3 miesięcy, w Bocianie pani z rejestracji mówiła mi, że od kilku tygodni do dwóch , trzech miesięcy. Tyle wiem, pewnie to samo, co Ty, więc niebardzo pomogłam. O zarodkach nic nie wiem, bo nie interesowałam się tym tematem. Jak coś nowego odkryję, dam znać 🙂
          Mam jednak nadzieję, że nie będziesz musiała zgłebiać tego tematu.. ściskam mocno :*

          1. Kurcze, a znasz ceny procedur z komórką dawczyni w Novum i Bocianie? Invicta ma dość rozbudowany program, a np. w Invimedzie gwarantują 8 komórek i czas oczekiwania max. 1 tydz. Sama już nie wiem..

          2. Ja wiem, bo też widziałam tą ofertę , że 8 komórek i w tydzień. Tam jeszcze nie dzwoniłam, ale pomyśleliśmy, że ten Bocian ma taką dobrą opinię w całej Polsce, to porównamy z nim i to może da nam prawdziwy obraz. I u nich , i tu u nas , tak jak pisałam – jedna, dwie komórki i oczekiwanie. Z tego, co wiemy, co mówił lekarz komórek w obecnych czasach się nie mrozi tak jak zarodków, bo to im bardzo szkodzi, w związku z tym wszystko dzieje się na bieżąco. Rozumiem, że pani po stymulacji zrzeka się nadliczbowych oocytów, dzwonią do biorczyni z kolejki, która odpowiada mniej więcej wyglądem. Jak więc mogą w tamtych klinikach oferować 8 oocytów tak szybko? Może mrożą. Tego jeszcze nie wiem, jak dojdziemy do tego punktu , to oczywiście i tam zadzwonię, bo mnie to frapuje.

            Co do kosztów: przy podpisaniu umowy wpłacam 2000 złotych, które stracimy, jeśli się wycofamy. Później po przekazaniu komórki ( komórek) około 4000 złotych. Razem 6000 , czyli porównywalnie do procedury na naturalnym cyklu. ( i w N. i B. podobna cena , mozliwości i warunki)

          3. W K. w Białymstoku kosztuje 12500 i mówili, że jest to do skutku, czyli, z tego co zrozumiałam, do momentu uzyskania zarodka. Trochę dużo jak za – właściwie – jeden transfer. W Invicta są i świeże komórki i mrożone i od początku (tak piszą) wiadomo ile jest komórek. „Program In Vitro z Komórkami Dawczyni wyróżnia transparentność zasad – Pacjenci już na początku wiedzą ile komórek jajowych świeżych i mrożonych zostanie wykorzystanych podczas ich procedury”

            Sama nie wiem, i weź tu coś wybierz z gąszcza tych wszystkich propozycji.

  49. Bilbao ogromnie się cieszę z serduszka! Jakiś mam lek żeby już gratulowac po tym co przeszlas, ale umówmy się ze napiszę że wiem że będzie dobrze, a pogratuluje w dniu porodu:) Życzę Ci tego z całego serca i jestem pewna, że tym razem ten Cud sprawi że będziesz mamusia :* Los jednak czasem wynagradza nam ten trud..

    1. Kas, nic nie przegapiłaś, jutro o 16 podglądanie. Będzie 8 dc, to już powinno być widać, czy endo grubieje. Zawsze można jeszcze zwiększyć dawkę do 100.

      Jak Twoje samopoczucie? Mdłości odpuszczają?

      1. Dzis wracałam z Młodym od dermatologa i się shaftowałam w samochodzie, bo mama mi dała kwaśnego cukierka. Ale ogólnie jest chyba minimalnie lepiej, bo wczoraj udało mi się zrobić zakupy bez odruchów wymiotnych (wcześniej to była gehenna przez zapachy). Jutro wyprawa całodniowa do centrum zdrowia dziecka do alergologa, strasznie dużo się u nas dzieje, a ja taka ledwo żywa, wyglądam 12 tygodnia z nadzieją.

  50. Dziewczyny, jak u Was z wynikami LH i FSH? Miałam je robione kilkukrotnie i w przeciągu 2 ostatnich cykli ( badania robione w 2dc) wyniki zmieniły sie bardzo
    Grudzień
    FSH 12, 15 IU/l
    LH 7,61 IU/l
    Styczeń
    FSH 7,56 IU/l
    LH 4,57 IU/l.
    Wiem ze lepsze sa wyniki ze stycznia ale zeby były aż takie różnice?

    1. fsh zmienia sie w zaleznosci od cyklu.
      ja np. 6 lat temu przed podjeciem staran o dziecko mialam fsh prawie 11 co moja gin troche przestrasaylo
      A potem juz w trakcie staran wahalo sie od 9 do 7, ostatnio ok. 8.
      Fsh moze byc rozne w kazdym cyklu, i o ile nie sa to roznice dwucyfrowe, to te wahania sa dopuszczalne, jak powiedzial mi gin, raz hormony pracuja lepiej raz gorzej.

  51. Dziewczyny a ja mam pytanie do tych z Was, które straciły Maleństwo. Ile Wam lekarze sugerowali odczekać po poronieniu a przed kolejnym staraniem się? Ja miałam łyżeczkowanie. Na internecie przeczytałam, że należy odczekać min. 3 a najlepiej 6 miesięcy. Lekarka która ostatnio mnie badała powiedziała że minimum dwa cykle. Chodzi mi o sytuację, kiedy nie ma powikłań po zabiegu (tzn. takich oczywistych powikłań bo przy usg i tak nie zobaczy się czy są zrosty prawda?).
    Na stronie anglojęzycznej trafiłam ostatnio na opis badań które sugerują, że nie trzeba czekać tych kilku miesięcy tylko można próbować wcześniej. Zastanawiam się jak to jest. Rozumiem, że cykl musi się wyregulować a organizm dojść do siebie, ale czy Wasi lekarze trzymają jakoś sztywno określonych odstępów czasowych pomiędzy próbami?

    1. Ja brałam tabletki (arthrotec) i lekarze mówili, że w zasadzie nie muszę czekać nawet jednego cyklu. W przypadku łyżeczkowania jeden mówił, że trzeba czekać 3, drugi 6 miesiący. W między czasie czytałam anglojęzyczne fora i tam dziewczyny opisywały, że zachodziły w ciąże w następnym cyklu po łyżeczkowaniu i wszystko było ok. To chyba dużo zależy od lekarza, który wykonuje zabieg, chodzi o to, żeby nie zniszczyć za bardzo śluzówki. M.in. dlatego teraz część lekarzy jest za tym, żeby w miarę możliwości unikać łyżeczkowania i próbować wywołać poronienie farmakologicznie.
      Tak myślę, że na Twoim miejscu może w drugim cyklu sprawdziłabym jak wygląda/rośnie endo i gdyby było ok to nie czekałabym pół roku.

  52. Hej dziewczyny 🙂
    U nas wszystko poszło dobrze.
    Tylko nie zdawalismy sobie sprawy jak jaki wpływ mają te wlewy (kroplowki), nigdy nie miałam takich kibiców (anestezjolog jego pomoc, położne, ginekolog) co chwile byłam pytania czy dobrze się czuję, w trakcie mierzone ciśnienie i tętno, po wszystkim jeszcze temperaturę sprawdzali. Jak przeczytalismy o możliwych skutkach ubocznych to trochę się zdziwilismy (było mowa też o zapaleniu opon mózgowych). Ale czuję się dobrze 😉
    Transfer też nie był najgorszy, tylko przez chwilę było nie przyjemnie.
    Nasz Blastusi ponoć ładny i wierzę że jest silny i zechce z nami już zostać.

  53. Wczoraj dziwnie ładowały mi sie komentarze i widzę, że dużo przegapiłam ;-).
    Gratulacje dla małego serduszka :-). Super wieści. To teraz nudnej ciąży Bilbao.
    Trzymam kciuki i wysyłam pozytywne myśli do tych najmniejszych z ostatnich transferów, żeby zadomowiły się na 9 miesięcy :-). Powodzenia dziewczyny.
    A ja dziś chciałam wrócić do pracy i nie dostałam zdolności! Lekarka powiedziała że wg niej to za wcześnie i jeśli już to prosi o zaświadczenie o zakończeniu leczenia i braku przeciwwskazań do pracy. Zamieszanie niezłe,nagła wizyta w czwartek, siedze w domu w stresie czy to zwolnienie dostane. Dzwoniłam do lekarza i niby nie powinno być problemu.
    Ale w piątek wracam, nie dam się! W domu wariuje…

    1. Renata, to gdzie Ty pracujesz? Przecież przy krótkich zwolnieniach nie trzeba zaświadczenia o zdolności, dopiero powyżej 3 miesięcy. Aż tyle Cię nie było?

      Ja miałam poronienie z zagrożeniem sepsą, prawie tydzień w szpitalu na dożylnych antybiotykach i po dwóch tygodniach po prostu wróciłam do pracy.
      A mogłam być 8 tygodni na macierzyńskim.

      1. Nie było mnie 2 miesiące bo wzięłam zwolnienie od dnia transferu. Wysłano mnie na badania kontrolne i chyba nikt sie nie spodziewał jakichś problemów. A praca jak praca, market budowlany, nie narzekam 🙂

        1. Ja po poronieniu w 15 tygodniu bylam na zwolnieniu tylko do konca tygodnia, wyszlam ze szpitala we wtorek, i zaraz w nastepnym tygodniu poszlam do pracy.
          To bylo jedyne co moglo mi pomoc zeby nie oszalec, przynajmniej nie mialam tak duzo czasu na myslenie.wiem, ze przysluguje 8 tyg. macierzynskiego, ale ja nie wyobrazalam sobie siedzenia przez 2 miesiace w domu po czyms takim.

          Odnosnie staran po poronieniu i lyzeczkowaniu, to zalezy na jakim etapie ciaza zostala stracona. Generalnie lekarze mowia o 3 miesiacach, moja lekarka mowila mi, ze jezeli w srodku wszystko jest ok, nie ma zadnego zapalenia, powiklan itp to mozna starac sie w 3 cyklu po stracie. Wszystko powinno byc juz wygojone i hormony ustabilizowane.Zwlaszcza jezeli utrata ciazy nastapila przed 10 tygodniem.

          1. Też jestem zdania, że najlepiej wyjść do ludzi,zająć się czymś a nie zastanawiać się „dlaczego mnie to spotkało” po raz nie wiadomo który.
            Ze szpitala też dostałam tydzień wolnego czyli chyba norma ale tak miałam ułożony grafik że w pracy miałam pojawić się we wtorek. Chyba trafiłam na wyjątkowo troskliwą, ostrożną lekarkę. Zobaczymy co będzie w piątek.

  54. Nie chce dodac mojego postu…do 3 razy sztuka. My startujemy w lutym. Polecono nam klinike N. Bardzo sie boje. Wszystkiego. Stymulacji. Punkcji. I tego czy sie uda. I zastanawiam sie czy warto? Dotad jedynie bralam witamine C. A teraz takie cos przede mna. Zobaczymy, czy sie w ogole odwaze.

    1. Sonia będzie dobrze !
      Ja też od połowy lutego zaczunam. 19.02 mam druga wizytę w klinice, podpiszemy dokumenty i zaczynamy. Jak dobrze pójdzie to wystartuje my razem. Ja się boję tylko tego ze nie wyjdzie. Boje się ze poraź kolejny zobaczę jedna I na teście ciazowym. Tyle czasu i nic…nigdy nie byłam w ciazy..nigdy niecieszylam się z pozytywnego testu..NIGDY
      Musimy wziąść się w garść i wytrzymać to wszystko. Mamy cel !!

    2. Sonia, w tej klinice N. pod zielonym dachem? Ja wracam tam w lutym po trwającej jeszcze przerwie.
      Przede mną i przed Tobą wiaderko leków do połknięcia/wstrzyknęcia, wiem o czym mówisz, kiedy piszesz, że znana Ci jest głównie wit. C.
      Sonia, to wszystko się dzieje samo, nawet nie wiadomo kiedy – zaraz będzie za nami. Ktoś nami kieruje, mówi co i kiedy mamy zrobić. Krok po kroku. Wiem, że się boisz. Ja też nie jestem zadowolona. Ale damy radę.

      1. Dokladnie tam:) Mam plan podjesc ma tzw. cyklu naturalnym. Mam nadzieje, ze sie uda i ze nie zmniejszam ta decyzja szansy na powodzenie. Zwlaszcza, ze podchodzimy do leczenia komercyjnie. O ile sie odwaze:)

        1. Soniu, a co dokładnie masz na myśli pisząc cykl naturalny? 1) punkcja z jednym pęcherzykiem, który sam sobie urósł na cyklu naturalnym, pobranie jednego pęcherzyka i podanie zarodka z tego jedynaka? 2) czy normalna stymulacja hormonalna, wyhodowanie kilku pęcherzyków i podanie zarodka na cyklu naturalnym?
          Obie opcje są możliwe, dlatego dopytuję. Ja opcję 2 miałam dwa razy. Raz wyszło z dwoma kreskami.

          1. Uuuu….jakby to wytlumaczyc;) U nas w gre wchodzi tylko icisi. Moj cykl jest „bardzo ladny” z wlasna owulacja, ladne endometrium, amh, hormony w normie…do powtorzenia i potwierdzenia ….ale jesli rzeczywiscie sie to potwierdzi to chcialabym tylko podstymulowac swoj wlasny cykl delikatnie tak aby uzyskac 3-5 komorek…zaplodnic je….i uzyskac z tego np. 2-3 zarodki…gdyby sie tak udalo to dla mnie ideal. Oszczedzilabym zdrowie (bo stymulacja bylaby delikatna) i koszty tez mniejsze…nawet maja na stronie taka info icis na cyklu naturalnym i podany koszt…Oczywiscie lekarz decyduje. Jak powie, ze to glupota. Nie bede sie upierac:)

        1. Tam jest troje L. Jeden to master, szef, ale on chyba przyjmuje już tylko na monitoring przed punkcją (może się mylę, że tylko wtedy??? chciałabym trafić do niego na „zwykłą” wizytę, ale trzeba być chyba VIP-em).
          Dalej – są dwie Panie L. Z obiema miałam kontakt.
          M.L. jest młodsza, ma mniejsze doświadczenie. Nie czułam się pewnie przy niej, szczerze mówiąc. Dobrze mnie pokierowała, ale musiała się konsultować w mojej sprawie. No chwała jej, ze nie udawała, że wie, tylko pytała innych.
          A.L – ok. Raz miałam kontakt, ale mam dobre wrażenia. Trudno mi coś więcej o obu powiedzieć, pojedyncze wizyty. W każdej chwili, jesli po wizycie nie będziesz zadowolona, możesz zapisać się do innego lekarza, w N. nie ma z tym problemu.

          1. Nie trzeba byc VIPem. Ale trzeba byc asertywnym. Jak ske dzwoni do kliniki to standardowo proponuja wizyty u wszystkich lekarzy ale u tego akurat nie. Ja powiedzialam, ze my chcemy tylko tego lekarza i czy moge wybierac jako komercyjny pacjent? Pani powiedziala, ze nie wie ale polaczyla mnie z asystentka doktora. Pani mnie odpytala z czym „przychodzimy”, wysluchala, wziela namiary i oddzwonila z terminem dla nas. Moze zadzialal google…zartuje Pani bardzo mila, rzeczowa. Roznica jest taka, ze wizyta jest drozsza niz u innych lekarzy ale ja to oczywiscie rozumiem. Chcialam do niego bo slyszalam, ze jest od trudnych przypadkow i bardzo pomogl naszym znajomym wiec uderzam do zrodla i zobaczymy czy nas poratuje:)

          2. Witam, potwierdzam co napisała Sonia, nie trzeba być VIPem. Dr. L zajmuje się głównie prowadzeniem stymulacji. Ja dwa razy stymulowałam się pod jego okiem, będąc pacjentką innego lekarza.

          3. Dzięki dziewczyny. Mnie też stymulował dr L, stymulował chyba nas wszystkie, bo siedziałyśmy wężykiem pod jego gabinetem, ale potem odesłał do mojego lekarza. Nie wiedziałam, ze przyjmuje na „normalne” wizyty.

  55. Przypadkowo trafiłam na tego bloga i muszę Ci Iza powiedzieć, że OGROMNIE Cie podziwiam (mam nadzieję, że nie przeszkadza, że na Ty – nawyk z korpo struktury).
    Od paru godzin otwieram po kolei kolejne notki i czytam.. kiedy napisałaś, że masz nadzieję, że blog będzie też informacyjny, to , mam dobrą wiadomość, jest! Jesteś takim troche wieszczem , naszym prekursorem.. nas starających się o dziecko.
    Tyle tu komentarzy, tyle dziewczyn zdecydowało się na tyle różnych metod.. i tak sobie myślę, czy jest nas aż tyle? czy dzisiaj wszyscy mają jakiś problem? czy my po prostu wszystkie szukamy podobnych do nas? A ile jest takich, które się nie uzewnętrzniają?
    Super piszesz o swoim mężu – mój, choć starania krótsze, też się tak zachowuje.. pociesza, mówi to, co zawsze trzeba, daje nadzieję.

    Ciekawi mnie jak wygląda dalej sprawa w ośrodku adopcyjnym?
    Smiałam się do komputera jak głupia, bo gdy PIS wygrał wybory (o zgrozo! w moje urodziny) pierwsze co powiedziałam do męża to: „A jak kiedyś będziemy chcieli zrobic in vitro, a PIS nam zabierze?!” – niewiele minelo czasu, zeby sie spełniło…

    Trzymam mocno kciuki za Ciebie! mam koleżankę, ktora własnie adopotowała malutkiego chłopca i jest przeeeszczęsliwa! wypytałam : od rejestracji do decyzji minęło ok 15 miesięcy, więc nie tak źle:)

    Pozdrawiam!

    1. Izo, no właśnie, ja też jestem ciekawa – jak Wasze sprawy adopcyjne? Czekacie na kurs? Ja wczoraj trochę poszperałam i np. w Krakowie na kurs w jednym z ośrodków czeka się obecnie 1,5 roku ;/

      1. Rudolocie kochany, odpowiedziałam na Twoje pytanie jednoczesnie odpisując Dance. A sprecyzuj plis, bo proces adopcyjny to 1) cykl spotkań indywidualnych 2) warsztaty grupowe. To na wyznaczenie terminu spotkań indywidulanych tyle się czeka???? Czy aż sie zbierze grupa na warsztaty… Osz Ty…

    2. Hej Danka,
      ten blog to chyba też korpo, bo my tu wszystkie sobie „tykamy” 🙂 Poczułabym się staro, gdyby mi dziewczyny (dziewczyny czasem z czwórką z przodu) pisały inaczej 🙂
      Prawda, jak jest nas dużo? Sama jestem w szoku, nadal się nie przyzwyczaiłam. I wciąż dochodzi nas coraz więcej, nie wiem, czy to kwestia coraz większych problemów z płodnością czy po prostu tego, ze dziewczyny się coraz bardziej otwierają. Mam nadzieję, ze to drugie…
      Pytasz o adopcję (@Rudolot, Tobie też odpowiadam). Jesteśmy bardzo chętni, otwarci, nastawieni pozytywnie i w ogóle wszystko na tak – ale na razie skorzystamy z ostatniej szansy w programie. Nie mam wielkich nadziei na sukces. Nie mam nawet pewności, że się załapiemy. Ale najpierw wyczerpiemy tę drogę.
      Tymczasem myśl o adopcji sprawia, że jakoś przestałam tak przeżywać in vitro. Decyzja, ze możemy i chcemy spróbować adopcji sprawia, ze moja droga przez in vitro uścielona jest w miarę miękkim dywanem. Powiem więcej – chciałabym nawet, żeby już to się skończyło i żebym mogła spokojnie odejść dalej 🙂

      1. Aha, Danka, nie podziękowałam za info o czasie oczekiwania, a to na to się uśmiechnęłam szeroko, kiedy Cię przeczytałam. Dzięki 😉 Różnice sa chyba nie tylko w miastach, ale nawet w ośrodkach. Ale ludzie jakoś dają radę.

        1. To tak jak my. Będziemy jeszcze próbować, ale otwieramy się 🙂 W Krakowie jest wizyta, testy, wizyta w domu i kurs i na ten kurs czeka się 1,5 roku. Tak przynajmniej piszą dziewczyny na Bocianie, zgłosiły się w sierpniu a datę mają na styczeń 2016. Ale są inne ośrodki, miasta, a także ostatnie i przedostatnie in- vitrowe szanse i tego się trzymajmy 😉

  56. Same cuda. Jak miło się czyta i chce się walczyć, takie słowa dają dużo nadzieji 🙂
    My po pół rocznej przerwie, jak to szybko zlecialo, szykujemy się do 3 iui, na polnej w poznaniu, chcemy spróbować ostatnie 3 próby, potem ivf, chcemy podejść i skorzystać chociaż z tanich leków, kto nie ryzykuje ten nie ma. My chcemy zaryzykować, wziąść kredyt ale ja się cholernie boję.
    Apropos Iza, badalismy nasienie po 3 miesiącach po operacji żylaków powrózka nasiennego, jest poprawa z 1mln w mililitrze, wzrosło na 16,7mln, z morfologia 2% jest 10%, czyli idzie wszystko w dobrym kierunku  rozmawiałam z ginka proponuję imsi ze względu na nasienie, ale mówi że by jeszcze spróbowała iui, także działamy 
    A co u Ciebie kochana 

    1. Ale fajnie Ewciak, że te plemniczki tak wystartowały! 🙂 I w ogóle jakos tak energetycznie sie zrobiło po Twoim wpisie 🙂
      U mnie w temacie leczenia nudy, czekam na luty. W połowie miesiąca mam wizytę startową. Wtedy wrócę do gry – chyba. Na razie głównie pracuję (90 proc. mojego czasu), a jak nie pracuję, to szyję, czytam, jeżdżę na rowerze, a ostatnio na biegówkach (boskie to), w ogóle oddaję się hedniostycznie wszelkim możliwym przyjemnościom, zeby nie zwariować podczas tych 90 proc. zajętości 🙂

      Na pewno za chwilę wrócą tematy leczeneniowo-in vitrowe. Nie tęsknię za nimi za bardzo :/

      1. jeny jaka gafa liczy nie umiem, szykujemy sie do 4 iui, bo przecież ta 3 w lipcu była stracona na starcie, ze względu na nasienie K. No ale że mamy ostatnie 3 to już dobrze napisałam:) wiem słabe szanse, ale nasienie dużo lepsze i sama ginka mówi, ze warto, tym bardziej po takiej przerwie:)
        Zbieraj siły kochana, oddychaj pełna parą:) Ja jak wiedziałam, że możemy dopiero działac po 3 msc po operacji, jak wyjdą dobre wyniki nasienia, nie ukrywam, poczułam ulgę psychiczną, zero leków, nic na czas, nawet seks stał się przyjemniejszy:) teraz przed badaniem, znów nerwy, placz czy bedzie wszystko dobrze:) mój przecudowny mąż, wielki optymista, twierdzi że ten rok wkońcu bedzie szczęśliwy:) wierze mu:)
        a więc Izuś, kto będzie walczył, jak nie my! MY tu wszystkie walczymy i sie nie poddamy:)))))

  57. Dziewczyny, piszę tu po raz pierwszy, ale czytam od dawna. Jestem pełna podziwu dla Autorki i Was wszystkich za wytrwałość i odwagę. Ja także niestety bezskutecznie staram się o dziecko i coraz gorzej to znoszę… czytanie Waszych historii, Wasza determinacja pozwala mi również nie tracić nadziei. Mam Hashimoto, endometriozę I st, jestem już po laparoskopii, pozytywnym badaniu drożności i 4 inseminacjach i właśnie stoję przed podjęciem decyzji o in-vitro. Zastanawiam się czy Wy również przed podjęciem tej decyzji miałyście wątpliwości: czy na pewno już wszystko zbadałam, czy cos jeszcze można by było sprawdzić, naprawić…Niestety nie mam wrażenia aby lekarze w klinikach niepłodności przywiązywali szczególna uwagę do diagnostyki. A może tak jest prawidłowo? może oni po prostu już z doświadczenia wiedza ze nie warto tracić czasu? sama nie wiem, trudne decyzje przed nami. Trzymam za Was/nas wszytki mocno kciuki. Pozdrawiam!

    1. Cześć olaola:) Ja początkowo wątpliwości nie miałam. W mojej rodzinie jest gromadka dzieci z IVF i było to dla mnie całkiem naturalne. Jednak co innego rozmawiać, myśleć o sprawie teoretycznie, na sucho, a co innego zmierzyć się z tematem w realu.

      U mnie początkowo czas się odwlekał, bo lekarz za lekarzem mówili, że wszystkie wyniki są wzorcowe, jestem młoda i nie ma czym się martwić. Potem doszły choroby i hospitalizacje z niepłodnością niezwiązane, które przedłużyły nasze naturalne (choć monitorowane) starania i już przestałam być młoda. W międzyczasie przerobiłam z mężem wszystkie tematy etyczno-logistyczno-techniczne związane z IVF, co też zabrało trochę czasu. Od podjęcia wstępnej decyzji do jej ostatecznej realizacji minęło sporo czasu. Zrobiliśmy 4 inseminacje, choć wskazanie było tylko do dwóch. Mając wiedzę jaką mam dzisiaj, odpuściłabym sobie te IUI, ale z drugiej strony łatwo powiedzieć, kiedy jestem tu gdzie jestem. Wtedy potrzebowaliśmy chyba z mężem takiego poczucia, że wyczerpaliśmy już wszystkie inne możliwości.

      Co do badań… Z jednej strony chciałoby się sprawdzić wszystko co możliwe. Z drugiej strony, niektóre z badań są bardzo drogie, inne inwazyjne i nieobojętne dla zdrowia. Myślę, że lekarze nie zalecają rozszerzonych pakietów specjalistycznych badań w każdym przypadku, bo to się nie kalkuluje (nie tylko finansowo). Z trzeciej, te ciągłe badania to jest dodatkowy stres. Z kolei z innej jeszcze strony wkurza mnie często, że samemu trzeba się dopominać, kształcić, trzymać rękę na pulsie. Sama nie wiem jakie rozwiązanie jest najrozsądniejsze… U nas dzieje się tak, że z każdym rokiem tych badań przybywa. Kolejne wizyty prowadzą do kolejnych wniosków i na bieżąco lekarz zleca kolejne badania. Jak na razie, żadne nie wskazało na przyczynę niepłodności. W tym kontekście trochę żałuję, że wcześniej się nie zdecydowaliśmy na IVF. Z naciskiem na trochę, bo ten czas też jednak coś nam dał… Z drugiej strony patrzę na koleżankę, która „przygodę z niepłodnością” zaczęła sporo po mnie. Nie miała żadnych dylematów związanych z IVF. Ma już teraz dwójkę dzieci z dwóch procedur. Zastanawiam się czasem co by było gdybyśmy zdecydowali się wcześniej… No ale to już każdy musi rozważyć we własnym zakresie.

      Trzymam za Ciebie kciuki! Za podjęcie najlepszej dla Was decyzji, a przede wszystkim za to, żeby bocian, jak najszybciej odnalazł Wasz adres:)

      1. Mogłabym się podpisać od każdym słowem które napisałaś 🙂 naprawdę pocieszające jest to że nie jest się samemu ze swoimi myślami, wątpliwościami. Dziękuję Ci za słowa otuchy 🙂
        Przeczytałam kawałek Twojego bloga, pięknie piszesz o uczuciach które znamy wszystkie. Życzę Ci powodzenia w staraniach i wytrwałości :*

    2. U mnie decyzja o in vitro była prosta – niedrożne jajowody i nie ma o czym dyskutować.
      To zależy od Twojego wieku. a tam bym wolała robi ivf, niż miesiącami sprawdzać i się badać.

    3. Olaola, dajesz! Masz za sobą wystarczająco dużo badań i doświadczeń, a przed sobą niezłą sytuację. 4 IUI to dużo. Ja zrobiłam 3 i dziękuję sobie w duchu, że nie skusiłam się na więcej, bo dalej drastycznie spadają szanse. Lekarze wiedzą o tym lepiej od nas.
      Twoje drożne jajowody to wspaniała wiadomość, bo bez względu na decyzję, jaką podejmiesz, nie stracisz nadziei na naturalne. Endometrioza bardzo utrudnia zajście w ciążę, jest właśnie wskazaniem do in vitro. A in vitro daje szanse na zajście w ciążę nawet przy zaawansowanej endometriozie – ja mam IV stopień, dwa razy zaskoczyło.
      Wahanie – nie jesteś maszyną, nie podejmujesz zero-jedynkowych decyzji. Byłoby dziwne, gdybyś nie miała wątpliowości. Był już jeden taki, co powiedział „Myślę więc jestem”, i zobaczy jaki sławny jest dziś. Istniejemy, mamy wątpliwości. Zawsze.
      Olaola, mam co do Ciebie dobre przeczucia 🙂

      1. Iza, dziękuję za ciepłe słowa. Masz racje z tymi inseminacjami,4 to za dużo, szkoda nerwów – ale to się wie dopiero po fakcie. Będę się odzywać już po spotkaniu z lekarzem, mam się zgłosić już z wynikami kariotypu na parę dni przed kolejnym cyklem i wtedy zaczniemy działać. Z tego co zrozumiałam to będzie krótki protokół, do tej pory brałam tylko CLO na wzrost pęcherzyków, więc trosze się boję tej „poważnej” stymulacji, ale co zrobić… przynajmniej mąż zostanie mistrzem zastrzyków;) pozdrawiam serdecznie!

        1. Ja tez miałam IUI 3 razy i tez bez skutku. Dużo nerwów nas to kosztowalo. Lekarz mówił ze nawet 8- 9 razy można spróbować ale to było zwykle praxis a nie klinika. Wiadomo kasa… ja mam PCO i może jakby tylko w tym był problem to jeszcze by zaskoczyło ale sperme za ma 0% prawidłowych plemnikówl. 100% wady główki . No i tych szybkich jest trochę za mało. To wszystko razem do siebie sprawia że IUI jest w naszym przypadku wyjątkowo nie skuteczne. Mój M brał przez 3 m.ce suplementy i zobaczymy czy z wynikami coś drgnelo..był wczoraj robić spermiogram. Dam znać czy coś się ruszyło

  58. olaola też mam czasem takie wrażenie. Mimo tego, że od moich badań tarczycowych, właściwie wszystkich minął prawie rok, nie kazano mi powtarzać żadnych. Mam wysokie AMH- 3,9, więc mówią mi, że mam czas. Jednak moje jajka nie rosną same, ze stymulacja też średnio.
    W końcu w tym cyklu udało się po raz pierwszy doprowadzić do pięknej owu (nieprzyzwyczajona do dojrzałych pęcherzyków zaniepokoiłam się, że przerósł do torbieli 😉 i na drugi dzień mieliśmy inseminację nasieniem mojego niemęża. Czekam z niepokojem na przeszły wtorek- 2 tyg od inseminacji. Jestem na luteinie. Wczoraj odczuwałam silne kłucie w lewym jajniku- tym z owu- dziś pobolewa mnie brzuch. Dzień wścieklizny już za mną, ból migrenowy już minął- wszystkie objawy zbliżającego się okresu. Czekam na ból piersi i będę zmuszona porzucić nadzieję 🙁

    Czytając Wasze komentarze poraża mnie poziom Waszej wiedzy. Podziwiam i jednocześnie mi smutno, że życie zmusza nas do dowiadywania się takich szczegółów- wcale nie hobbystycznie.

    Iza piękny przejmujący wpis.

    1. Mi też mówią cały czas że jestem młoda i mam czas co działa na mnie jak płachta na byka 😉 mnie też nie kazali powtarzać badań hormonalnych przy kwalifikacji do in vitro, tylko kariotypy, wirusówki. Pozostaje chyba tylko zaufać + samemu się dokształcać.
      Marta P – trzymam za Ciebie kciuki, aż za dobrze wiem jak trudne są te 2 tygodnie po inseminacji. Trzymaj się ciepło 🙂

      1. Iza, Olala dzięki 🙂 Ciężko tak czekać, ale jakoś spokojna jestem. Nie korci mnie wcześniejsze testowanie tym razem. Wiem, że reaguję w końcu na leki, nie tym razem to następnym ;)- tak mi każe mój nie-mąż czarować rzeczywistość.

        Nie do końca ogarniam system komentarzy, jestem przyzwyczajona do forum, tu się to bardzo rozrasta, jak gałęzie drzewa i nie zawsze widzę kolejne komentarze. Nauczę się.

        Dziś mam jakiś pochmurny nastrój. Do pracy przyszła koleżanka (za miesiąc rodzi- po inseminacji w mojej klinice) i jakoś mnie to uderzyło, że to już 9 miesięcy a ja nadal w miejscu.

        1. Bo tutaj te komentarze zyją własnym życiem. Musze napisac nowy wpis, bo sama sie gubię juz.
          Marta, jakos tak sie dzieje, ze inne kobiety zawsze są w ciąż i zawsze rodzą…

  59. Cześć, ja podobnie jak olaola czytam blog i Wasze historie, ale jeszcze nigdy się nie odzywałam, chyba właśnie nadszedł ten czas:)
    Olaola, doskonale rozumiem twoje wątpliwości, dokładnie miałam takie same odczucia, tzn. lekarze w klinikach mówili, że wszystko jest ok, a ciąży brak… Na początku 2015 r. zrezygnowałam z leczenia w klinice, ponieważ lekarz nie chciał nawet zlecać dodatkowych badań, proponował in vitro, a ja cały czas chciałam się dowiedzieć co jest nie tak. Znalazłam innego lekarza, profesora, który nie leczy w klinice niepłodności tylko w prywatnym gabinecie i w szpitalu. Na informację o 4 inseminacjach tylko się skrzywiła (bardzo mała skuteczność), zleciła trochę dodatkowych badań, zdiagnozowała insulinooporność i zleciła leki, powiedział też, że mamy się starać naturalnie. We wrześniu, kiedy nic się nie działo poszłam na kolejną wizytę i zapytałam w prost co jeszcze możemy zrobić, powiedziała, że możemy próbować stymulacji i kochać się 3 razy dziennie, albo zdecydować się na in vitro, powiedział też które jej zdaniem kliniki w Warszawie są dobre (sama ją zapytałam) i żebym więcej nie przychodziła, bo ona nie widzi medycznych przeszkód żebym zaszła w ciąże i nie ma sensu wydawać pieniędzy na kolejne wizyty i badania. To był ten moment, kiedy stwierdziliśmy, że już nie mamy siły na sex z zegarkiem w ręku, po prostu to już zaczęło być straszne obciążenie psychiczne dla nas obojga, że trzeba koniecznie teraz, dzisiaj. Pogodziliśmy się z tym, że czasem nie ma przyczyny, albo nie można jej zdiagnozować, dojście do tego zajęło nam 3 lata. W październiku zdecydowaliśmy się na in vitro. W listopadzie miałam punkcję (5 zarodków, 14 komórek), transfer trzeba było odłożyć ze względu na przestymulowanie. Mój lekarz stwierdził, że tak będzie lepiej i bezpieczniej dla mnie, teraz przygotowuje się do kriotransferu. Oczywiście dopada mnie frustracja, rezygnacja, złość i wszystkie inne uczucia, które dobrze znacie, ale z drugiej strony jak się powiedział A to trzeba powiedzieć B, a w horoskopie na 2016 mam zapisane wielkie zmiany i rewolucję w życiu, więc staram się myśleć pozytywnie;)

    1. Aneta, dziękuję Ci za odpowiedź. Widzę że nasze historie są w pewnym stopniu podobne, też właśnie mam zamiar skonsultować się z profesorem spoza kliniki. Nie spodziewam się, że nagle coś nowego odkryje, ale chyba mam taką wewnętrzną potrzebę aby mieć pewność że wszystko sprawdziłam, zrobiłam… Też już nie mam siły na starania z zegarkiem w ręku i ciągłe życie od owulacji do owulacji, więc pewnie zdecyduję się na IVF. Ciekawa jestem w jakiej klinice jesteś? Ja nawet chciałam spróbować innych klinik warszawskich, bo swoja nie jestem zachwycona, ale terminy pierwszej wizyty są tak odległe, że szkoda mi czasu.
      Trzymam kciuki za Ciebie 🙂

    2. Wow, Aneta, jak treściwie opisałaś życie nas wszystkich. I na jakiego mądrego lekarza trafiłaś – nieczęsto lekarz mówi, że sam już nic wiecej nie może zrobić i pora oddać sie w ręce konkurencji.
      Aneta, mnie się bardzo podoba Twój horoskop. Ja tez chcę taki. Jaki masz znak zodiaku??

      1. iza krotki blog, przede wszystkim to muszę Ci pogratulować, udało Ci się stworzyć blog, który uzależnia, dodaje otuchy, wsparcia i informacji. Trafiłam tu w listopadzie, kiedy szukałam informacji o punkcji i zaglądam regularnie, z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy;) Dobra robota.
        Tym lekarzem jest prof. Małgorzata Jerzak, opinie o niej są skrajnie różne i ja po pierwszej wizycie też nie wystawiłbym jej 5, ale na kolejnych było tylko lepiej i zdecydowanie nie naciąga na niepotrzebne badania, nie czaruje, bardzo konkretna. A znak zodiaku najlepszy – skorpion:)))))))))))

  60. Ola, ja jestem w Invimedzie i doktora R:) Pewnie o nim czytałaś, a może nawet znasz osobiście, tzn. nie jest rozmowny i generalnie trzeba o wszystko dopytywać, bo sam z siebie to tylko minimum, ale przyjęłam strategię, że płacę tyle za leczenie, żeby lekarz wiedział co robi, ja wszystkiego nie muszę. Zresztą zawsze po czasie okazuje się, że on jednak ma rację i wie co robi, więc jakoś się z tym godzę. A i jeszcze znam kilka dziewczyn, które zaszły u niego w ciąże, więc jest skuteczny. Znam dwie dziewczyny, które miały 3 nieudane próby w Novum, jedna z nich zaszła w Invimedzie właśnie u R, druga wybiera się do niego na konsultację.
    Doskonale rozumiem, że chcesz wszystko sprawdzić i wykorzystać wszystkie możliwości, my też tak myśleliśmy, tym bardziej, że po in vitro już nie zostają wiele opcji. Myślę, że musisz rozważyć też inne aspekty, np. praca, u mnie to miało wpływ, wiek, pieniądze i jeszcze jedno, ile jesteście w stanie wytrzymać psychicznie starań, badań testów itd., ale wiem, że dziewczyny są twarde i zazwyczaj dają radę;) Napisz w jakiej Ty jesteś klinice, ja jeszcze przez rok chodziła do Invicty i byłam zadowolona do czasu kiedy lekarz zaczął proponować in vitro, wtedy zrezygnowałam i zaczęłam szukać lekarza „niezależnego”:) Nie chcę Ci radzić co powinnaś robić, bo jak czytam te historie, to wydaje mi się, że każda z nas musi przejść swoją drogę, trzeba to sobie w głowie przerobić, przemyśleć, jeden szybciej drugi wolniej, ale nie ma nic na siłę. Trzymaj się ciepło i głowa do góry.

    1. Aneta, ja też jestem w Invimedzie – mówiąc zupełnie szczerze z bardzo prozaicznego powodu, mam tam bardzo blisko. Wydaje się to może słabe kryterium, ale wszystkie wiecie jaka jest częstotliwość wizyt, a przy pracy na pełny etat klinika blisko domu to duże ułatwienie. Ja zaczęłam u dra D., ale nie mogliśmy się dogadać, więc zmieniłam na panią dr Z., która jest przynajmniej bardziej „ludzka”. Zastanawiałam się oczywiście nad Twoim doktorem, bo to sława tej kliniki, ale stwierdziłam, że przy zabiegach i tak można trafić na różnych lekarzy, więc już nie kombinuję, nie mam już na to siły. Małomówność to chyba cecha większości lekarzy w Invimedzie, ale też zakładam że wiem co robią i nie muszą nam wszystkiego mówić. Teraz czekam na wynik kariotypu i kompletuję dokumenty, historie leczenia itp., bo trochę papierologii przy nowej ustawie trzeba załatwić. Szkoda że nie załapię się już na wsparcie rządowe, ale patrząc na to co się teraz dzieje wokół tematu in-vitro, to już wolę sobie sama poradzić. Pozdrawiam ciepło 🙂 p.s. Wasze wiadomości naprawdę poprawiają humor, mimo tego że wczoraj dowiedziałam się o 3(!) ciążach koleżanek, to jakoś się trzymam 🙂

      1. olaola, może się kiedyś spotkamy na korytarzy w Invimedzie:). Ja też podchodzę komercyjnie, zapłaciliśmy za „In vitro z Sukcesem” i przestrzeliliśmy, ale kto by pomyślał, że wyprodukuję 27 komórek… W Invimedzie już w październiku nie robili kwalifikacji do programu rządowego, a teraz to już chyba tylko mają szansę te dziewczyny, które wcześniej były zakwalifikowane…

  61. Wszystkie wpisy czytałam łącznie 3 wieczory z braku chwili w dzień.. 3 dni myślenia i ciekawości co dalej. Z każdym wpisem ja jak huśtawka – płacz, śmiech, zatyczka w gardle, uczucie szczęścia i radości – jeśli pojawia się wątek o Twoim Mężu. Coś wspaniałego, jak opisujesz tą prawdziwą miłość, dawno nie czułam się tak wewnętrznie „inaczej” dzięki Tobie. Trafiłam tu przypadkiem szukając czegoś o teście ROMA. Chciałam Ci powiedzieć, że zaczarowałaś mnie. Stojąc przy kasie w markecie – myślę o Tobie, Was, lecę do domu sprawdzić czy dopisałaś coś nowego, co u Ciebie. Słucham piosenki „graj” Kasi Popowskiej i łączę Twoje wpisy z tą melodią,wyobrażam sobie Twoje podróże. MAGIA. 3mam za Ciebie kciuki cały czas, jesteś „wielka” i bardzo nam potrzebna. P.S. mam cichą nadzieję, że wydasz książkę 😀 – będzie to moja 1 przeczytana książka od A do Z.

    1. Droga Kocham Męża 🙂 Najpierw Cie czytałam po cichu i się śmiałam do Ciebie (i do siebie). Potem Cię przeczytałam na głos mojemu Kochanemu Mężowi 🙂
      Nie wiem co Ci powiedzieć, jak Ci podziękować za Twoje słowa, bo mnie całkowicie rozbroiłaś. Ale jednej rzeczy jestem pewna. Pewnego dnia będę stała za Tobą w kolejce w hipermarkecie 🙂 Być może będę miała w koszyku skrzynkę wina, przy którym będę pisała swoją książkę i cytowała Ciebie i dziewczyny z bloga.
      Kiedy będziesz miała wyniki testu ROMA? Jak się czujesz? Ja się bardzo denerwowałam tym badaniem, bo jest w cholernie stresującym temacie. Pamiętaj, że to algorytm, mieszanka Ca-125 i prognozy, a nie wynik czysto-biologiczny.

      1. Dzięki, że odpisałaś ! Na test ROMA wybieram się nie wiem kiedy 😀 Nie chce mi się biegać do lab. bo planuję zrobić w 3 dc hormon LH i szukam wszędzie informacji, czy ten test też można robić podczas miesiączki ? Jestem trochę spokojna bo niedawno robiłam sam CA 125 i wyszedł mi 15 więc dobrze. Krótko mówiąc – rok temu laparotomia jajnika – potworniaki, dziś walczę z torbielą „jakąś” 8×4. Jajniki oskrobane miałam już ostro wtedy. 2 lekarzy odwiedziłam i 2 różne opcje leczenia usłyszałam. Laparotomia (bo na punkcję za wysoko umieszczona torbiel), brałam Orgametril ale więcej szkody tylko przyniósł (zwiększona torbiel dwukrotnie, wysyp na twarzy i plecach, wypadanie włosów itp – do dziś moja zmora), druga opcja – znowu hormony ale inne niż org lub próba zajścia w ciążę. Ale jak tu spróbować zajść jak boję się, że nie zmieści mi się wszystko w brzuchu? Moje mini problemy w porównaniu z Waszymi to pikuś. Trochę po przeczytaniu o Waszych staraniach o dzidziusia jestem przestraszona, że moje „ingerencje” jajnikowe doprowadzą też do jakichś komplikacji w przyszłości, bo co roku coś mnie dopada. Współczuję Ci bólu, mnie chyba gdzieś uciska w środku ta torbiel i ciągle mam mdłości, zawroty głowy i ból kręgosłupa.

  62. Dziewczyny niestety, jestem opornym przypadkiem. Malgorzalka, plastry nie pomogły nic a nic. Endo 4 mm, tak jak na estrofemie. Dzisiaj 8 dc, już powinno być lepsze.
    Akupunktura, suplementy i plastry – zrobiłam wszystko co się dało, a efekt taki sam jak na niczym.
    Jeszcze w piątek idę się pokazać, ale nawet nie mam nadziei. W następnym cyklu spróbujemy plastrów i tabletek razem. Dam temu szansę, ale czuję, że jedyna szansa w cyklu naturalnym.
    A właściwie coraz bardziej czuję, że dla mnie już nie ma ratunku.

    1. Wezon,
      znajde Ci jakis sposob na to endometrium. Daj mi 2 dni na poszukanie jakis badan. Na pewno cos da sie zrobic.

      Ale mam 2 pyt:
      1) czy w nast cyklu bedziesz miec 100? Masz o polowe dawke mniejsza niz ja. Moze to jest powod?
      2) Czy Twoja Pani od akupunktury jest tez lekarzem? Czy to jest sprawdzone miejsce? Moze zla akupunktura?

      Jesz orzechy brazylijskie, pijesz wino czerwone, kupilas mleczko pszczele i mace? Jadlas to?

      1. Malgorzalka, zapytam jeszcze w piątek o tę większą dawkę.
        Robiłam wszystko oprócz macy.
        Nie jest lekarzem, tzn. na pewno nie polskim. To oryginalna chinka, czy tajka. Ma dyplomy na ścianach, ale w krzaczkach.
        Z nią się po polsku rozmawia podstawowo. 🙂
        Córka normalnie mówi po polsku, to jeszcze z nią mogę dogadać kwalifikacje. Bilbao tam chodziła.
        Mogłabym jeszcze tego Stadnika spróbować, ale tu było bardzo dogodne miejsce.

        1. A propos tej chinki co Wężon chodzi to ona podobno jest lekarzem. Trudno mi powiedzieć, jakie ma kwalifikacje, dyplomy rzeczywiście wiszą ale nic na nich po naszemu nie jest napisane.
          Jedno wiem na pewno – 2 lata temu chodziłam na aku do Stadnika, znanego w W-wie gdzie sporo dziewczyn przed/w trakcie IVF chodzi. Po zabiegach u niego bardzo poprawiło mi sie endo, i finalnie zaciążyłam.
          Teraz chodziłam do tej chinki tu gdzie Wężon i mogę stwierdzić tyle, że kuła mnie w te same miejsca co Stadnik. Czyli kostki, łydki, brzuch, ręce, do tego jeszcze w uszy i głowę. A w aku właściwe miejsca wkłuć są kluczowe. Z tymże ona robi to o niebo delikatniej niż dr S, bo ten to się nie cacka tylko wbija od ręki jak w masło, brrr.
          Generalnie akupunktura ma pomagać głównie na poprawę krążenia krwi, i poprawić ukrwienie organów rozrodczych. W konsekwencji tego należy oczekiwać, że endometrium będzie grubsze skoro będzie lepsze krążenie/ukrwienie, ale nie zawsze musi tak być.
          Niewykluczone, że u Wężon krążenie krwi 'tam’ się poprawiło, natomiast endo nie pogrubiło się .
          Aczkolwiek może też wcale tak nie być.

          Wężon, tak w sumie, z ciekawości i 'w następnym cyklu’, pomimo niedogodności związanych z dojazdem, może spróbowałabyś Stadnika. Mi endo u niego poprawiło sie po 4 zabiegach, spróbuj przynajmniej kilku, dwa razy w tygodniu.
          Ja też jeździłam do niego po pracy, najczęsciej na 18-19 miałam zabiegi, wieczór juz kompletnie rozwalony z taką wizyta, ale może przynajmniej będziesz miała świadomość, że spróbowałaś u niego.
          Moim zdaniem, jeżeli po zabiegach u niego endo Ci nie ruszy, znaczy że aku po prostu na Ciebie nie działa.

    2. Wężon, a ja stwierdzam, że Twoje endo wcale jednak tak źle nie wygląda.
      Nie wiem jak długie masz cykle ale zakładając, że ok 28dni to do szczytu grubości endo czyli 14dnia masz jeszcze 6 dni.
      Specjalnie dla Ciebie sprawdziłam moje wyniki kilku usg, i w moim przypadku przy monitoringu i usg w 9 dniu endo miało 4-4,5mm, żeby następnie 13 dnia osiągnąć 6,5-7mm a to już grubość na której transfer robić można.
      Nie skreślaj tego endometrium za wcześnie, moim zdaniem jest szansa, że na następnym podglądaniu będzie grubsze.

      1. Dzięki Bilbao za sprawdzenie. Trochę mnie to pociesza.
        Nie sądzę, żeby jakoś ruszyło przez 1,5 dnia, bo podgląd w piątek rano. A potem nie będzie jak sprawdzić przez wyjazd.
        Ale może w następnym cyklu będzie lepiej. Wezmę dawkę 100, pobiorę jeszcze miesiąc suplementy i coś to wreszcie da.
        Ile razy jeszcze napiszę : w następnym cyklu?

        1. Moim zdaniem do skutku, Wężon.
          Nie dawaj się hydrze.
          Wiem, że jesteś zniechęcona, bo ciągle pod górę, cały czas coś nie tak, jak jedno gra to drugie szwankuje.
          Tylko nigdy nie wiesz, czy ten 'następny cykl’ nie okaże się szczęśliwy. Odpuścisz tak łatwo?
          Pamiętaj też, że przy cienkich endo w ciąże się zachodzi, nawet tych bidnych 5mm 🙂
          Widzisz, u mnie dwie nieudane ciąże z czego jedna terminacja, kilka histeroskopii bo ciągle zrosty, niskie amh – na ostatniej wizycie lekarz stwierdził że nawet nie będziemy go badać bo będzie beznadziejne, prawy jajnik niepracujący, cienkie endo, potężne problemy z tarczycą i 40stka na karku. NIE PODDAŁAM się choć nie ukrywam, było kurewsko ciężko momentami.

          Moim zdaniem, jak uda Ci sie do transferu dochodować endo do 6mm to powinnaś próbować i grubością endo nie zawracać głowy, bo przy silnym zarodku te dobrze zbudowane 6mm będzie wystarczające.

          Głowa do góry, wyjedź na urlop, zresetuj się, odpocznij, i wracaj do nas w pełni sił.

        2. Wężon, będziemy razem się podglądać w ten piątek. A nóż coś ruszy odrobinę, a jak nie to tak jak już pisałam u siebie, może Twoje endo też potrzebuje ferii 🙂 I po powrocie w końcu zacznie pęcznieć. Nie poddawaj się jeszcze! Jedź, odpoczywaj, zbieraj siły. Ściskam!

    3. Wężon, jesteś silną kobietą, Twoja charyzma widoczna jest nawet przez litery w komentarzach. I takim samym siłaczem jest to Twoje cholerne edno, niedaleko pada jabłko… Jest mi bardzo przykro, że to to się nie słucha i upatruję nadziej w czarach i wiedzy Małgorzalki. Oraz – jak to w życiu bywa, także w Twoim pełnym zwrotów akcji – w przypadku. I szczęściu.

      1. Kurcze, dziewczyny. Gdyby tak każda mogła oddać drugiej co ma dobrego, w całej tej naszej niepłodności, to dzieciaki byłyby tu dużo szybciej… Jak bardzo jesteśmy różne, jak wiele jest problemów i czynników, które umożliwiają nam to, co dla nas takie ważne. Ale nasz cykl się zmienia, Wężon, w końcu endometrium będzie dobre, zobaczysz. Tak jak niektórym trafią się lepsze komórki, a jeszcze innym super plemniki. In vitro jest dla wytrwałych, a my jesteśmy wytrwałe!

      2. Głównie w szczęściu. Jak ktoś ma szczęście to i byk mu się ocieli (nawet w temacie to przysłowie). 🙂

        Rudolot, moja koleżanka z pracy od prawie roku nie może wziąć ostatniego mrozaka, bo ma za grube endometrium. Dobrze powyżej 2 cm i to już podobno też utrudnia ciążę. Jakbyśmy się tak mogły powymieniać to by było super.

        Bilbao zaszła na kiepskim endo, ale ona przynajmniej miała jakieś minimalne szanse, zostały jej drożne jajowody. A u mnie nie dość, że endo do dupy, to jeszcze nawet na naturalny łut szczęścia liczyć nie mogę. Muszę uzyskać taki wynik, żeby mi raczyli transfer zrobić, a natura chodzi własnymi ścieżkami.
        Jestem kopnięta z dwóch stron.

        1. a moim zdaniem jeszcze powinas sie uprzec i sprobowac tych czopkow z viagry. One ruszaly enda na ktore nie dzialalo kompletnie nic.
          Nawet jezeli Twoj gin jest sceptyczny. Czy to nie jest przeciez tak, ze czasem to my same jestesmy od naszych ginow madrzejsze w pewnych kwestiach, bardziej oczytane i zorientowane….
          Te czopki na pewno nie zaszkodza, a moga pomoc. Wielu dziewczynom pomogly. A przeciez nie masz nic do stracenia.

          1. Wezon, dziewczyny maja racje. Byc moze branie wszystkiego co sie da, wydaje sie nieco irracjonalne, ale jesli ma byc skuteczne to why not? Ja przez ostatnich kilka lat nie dałam sobie wypisać antybiotyku, upierałam sie na „naturalne „leczenie, praktycznie żadnych środków przeciwbólowych .wszystko po to by przygotować organizm do ciazy. I co? I skończyło sie na końskich dawkach hormonów i sterydów. Czy w tym układzie witaminy i suplementy mogą zaszkodzic? Nie sadze. Mój lekarz sam z siebie nie wspomniał o ubichinolu, ale przyznał ze moze mieć świetny wpływ na komórki. Resztę suplementów raczej obśmiał, ale powiedział ze nie zaszkodzą-tym samym dał zielone światło. Nie wiem co pomogło mnie, ale gdybym nie spróbowała nigdy bym sie nie przekonała co byc moze pomogło. To byc moze znaczyć juz naprawdę duzo.

  63. Która to kazała żuć imbir na ból gardła?Nogi z tyłka powyrywam 😀 Szkoda, że mnie nie widziałyście jak biegam po kuchni z rozdziawioną gębą 😀
    Przysięgam, odtąd tylko w napoju! 😀

    1. hehe, ja tak biegalam jak nieswiadoma wiele lat temu papryczke chili ugryzlam, jezuuuuu, myslam, ze mi jape wypali! 😉

      s -mother, czekamy tu juz z coraz wieksza niecierpliwoscia na Twoje betowanie. I nic sie nie skusisz dzisiaj, nawet sikaniec?Ja bym w zyciu nie wytrzymala, niecierpliwus jestem z natury !

      1. Bilbao, to ja dwa lata temu na wakacjach byłam nad Balatonem. Panowie zrobili sobie hardkorowy sosik do mięsa, a ja potem TYM SAMYM NOŻEM, którym kroili słynną już węgierską papryczkę (hot-in-hot-out :)) zapodałam sobie plaster pomidora na kanapkę i myślałam, że się zesram. Wokół ust miałam czerwoną obwódkę jak po poparzeniu gorącym płynem. Moc nieziemska. Dobrze, że nie potarłam oka, czy coś, bo by mi się stopiło chyba 🙂
        Możliwe, że jeszcze dziś podjadę do labu wieczorem i zrobię tę betę, bo jutro rano mogę się nie wyrobić z planami.

        1. I co zrobiłaś dzisiaj? Natychmiast zdawaj relację.
          Ja kiedyś taką ręką po krojeniu potarłam nos, bo mnie zaswędział i jak się wpiło w błonę śluzową, to nieźle się przewentylowałam.
          Koleżanka kiedyś za to sprawdziła na nosie, czy żelazko już gorące, bo ręce miała zajęte i nie mogła polizanym palcem. Miała nos klauna przez jakiś czas.

          Kiedyś też w rozmowach w toku, czy gdzieś było o hinduskich kobietach, nad którymi teściowe się znęcały. Jednej teściowa wlewała taki super ostry sos do pochwy. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić tego uczucia.

          1. O matko! Żelazko nosem??? 😀
            Mój teść próbował przygładzić spodnie ma sobie, a ponieważ pierwsza próba nie dała efektu, dał uderzenie pary. Miał zajebisty wzorek na udzie.

            Nie zdążyłam już dzisiaj z upuszczeniem krwi. Muszę jutro rano lecieć, a o 8:00 odbieram przyjaciół z z Modlina, więc pewnie wpadnę gdzieś po 9:00 do kliniki.

            Ale przez Was nie wyczymałam (jesteście okropne 😉 ), poleciałam do apteki i zrobiłam sikańca. Czułość 25, późnopopołudniowy mocz i mam dwie grube krechy na teście. Jutro się okaże czym to pachnie. Zaczęłam się bać.

          2. aaaa! przegapilam tego newsa, jakos tak mimochodem to napisalas. i widze kolejne gratulacje i mysle no nie, musze sie cofnac. aha! super! wspa-nia-le! czekamy na test z krwi!

        2. Mój Wojciech na naszej pierwszej wspólnej pizzy chciał chyba okazać się bohaterem i zamówił super ostrą…. Aż się z niego lało, pot spływał mu po policzkach. Bardzo romantyczna randka 😉 Ale dzielnie zjadł twierdząc, że jedzenie też może być sportem ekstremalnym 😉

          Trzymam kciuki za betę 🙂

    2. S – mother , ja też z tego korzystałam i też latałam 🙂 Wymyśliłam na to taki sposób, żeby brać mały kawałek i lekko nagryzać tylko -wtedy czujesz mniejszą ostrość i da się znieść,a po jakimś czasie wogóle się przyzwyczajasz. Paskudne to, ale skuteczne ! Chyba mi ta metoda najbardziej pomogła. Wcinaj chrzan na kanapkach, też nieźle pali 🙂

      A duże to przeziębienie ? Oby szybko minęło 🙂

  64. Dziewczyny wczoraj robiłam betę w 9 dpt blastki i niestety. 3 transfer nieudany.
    Porażka jakaś.
    W lutym crio. Jeśli oczywiście będzie co podać i nie zdegraduje się po rozmrożeniu jak poprzednim razem…
    A mam tylko 1 zamrożony 6 dniowy.
    Masakra jakaś. Myślałam, że się uda. Świeży zarodek, dobrej klasy, a takie niepowodzenie kolejny raz…
    Dołączam się więc do was lutowych 🙂
    I czekam na tą wstrętną @
    Aha i ja też jestem skorpion to liczę na, że horoskop się sprawdzi :))

  65. Zapomniałam wczoraj napisać. Byłam na podglądaniu, wszystkie „parametry” w normie. Wszystko bardzo ładne jak powiedziała lekarka. Jutro kolejny monitoring. Nie nakręcam się ani pozytywnie ani negatywnie. Przynajmniej próbuje 😉 Jeden krok na raz i w końcu, mam nadzieję, dotrę do tego crio.

  66. Wężon wklejam z Bociana
    SUPLEMENTACJA NA BARDZO OPORNE ENDO: (tylko dla tych, ktore maja powazne problemy z uzyskaniem prawidlowej grubosci endo!!!)
    wit. B6 – 3×1 w najwiekszej dostepnej dawce, B12 – 1×1 j.w., wit.B1 (moze byc jako B complex) – 3×1, wit.C 500 – 2×1 (do transferu), wit.E 400 – 2×1 (do 15dc), wit.D (Vigantoletten 1000) – 1×1 (do pozytywnego testu), selen 50 – 2×1, cynk 15 – 2×1 (do transferu) i 1×1 (po transferze), herbata z lisci malin – 2×1 (do punkcji), Fitoven 2×1 (do punkcji), plastry borowinowe przez 5 dni od 4 dnia stymulacji, globulki z viagry (kazda po 25mg viagry) – 4×1 przez 5 dni od 4 dnia stymulacji, Medargin – 2×1 (do punkcji), L-arginina 500 – 2×2 (do punkcji), Menostop (lub jakis inny preparat z fitoestrogenami) 2×1 (od 2 dnia stymulacji do punkcji), wyciag z oleju lnianego – 2×1 (do punkcji), omega 3 forte – 2×1, clexane 0,2 – 1×1 (do transferu) i 0,4 – 1×1 (po transferze), acard – 1×1 (odstawic na 2 dni przed punkcja), koenzym Q10 dawka 50 – 2×1 do punkcji, olej z wiesiolka w kapsulkach 2×2 do punkcji i olej z rokitnika 2×1 lyzeczke do punkcji.
    *******

    1. Wow, to tylko cały dzień coś łykać trzeba. Brzmi straszliwie.
      A jeśli nie ma stymulacji, tylko crio to brać to od 1 dc cyklu, a to co do punkcji kiedy przerwać? Jak ustalą datę transferu?
      Ciekawe, czy lekarz zgodziłby się przepisać mi viagrę.

  67. Dziewczyny, muszę się trochę pożalić. Czy Was tez traktują jak idiotki zadające zawsze niewłaściwe pytania? Za każdym razem, przy każdej wizycie czuje się jak kretynka i mam ochotę uciekać. Mam 36 lat, rok temu TSH 2,9 – 3 lekarzy uznało za prawidłowe, (w międzyczasie 3 nieudane transfery bardzo ładnych zarodków), wczoraj na własną rękę powtórzyłam TSH, bo moim zdaniem to nie jest prawidłowy poziom, ale co ja tam wiem,- wynik 3,3- pokazałam mojej lekarce i dostałam receptę na obniżenie, bo to stanowczo za dużo…. gdybym sama tego nie sprawdziła to nikt by się nie zastanowił i znowu dowiedziałabym się że przyczyna tkwi w mojej głowie i mam się nie spinać, bo medycznych przyczyn niepowodzeń brak. Czy myślicie że za wysokie TSH może być przyczyną braku implantacji? wszystkie inne badania mam ok, o ile wystarczy by były w normie…

    1. Halo 🙂 A czy to TSH nie powinno być bliskie 1 ? Jak na początku planowałam ciążę i robiłam ogólne badania, to taki był pogląd – żeby zachodzić w ciążę trzeba dążyć by TSH było bliskie 1. Inaczej to albo nadczynność, albo niedoczynność tarczycy. Z tego, co wiem, to ważny aspekt….

    2. „Norma stężenia TSH we krwi wynosi pomiędzy 0,27 a 4,2 mU/l, przy czym osoby młode powinny się mieścić raczej w dolnej granicy. Norma może się nieco różnić w zależności od sposobu badania w laboratorium i z reguły jest podana razem z wynikami.” Niby wychodzi na to, że mieścisz się w tej normie .A byłaś u endokrynologa? Może warto by było skonsultować z nim te wyniki?

      1. No właśnie, też tak czytałam. ale nie chciałam się mądrzyć w gabinecie, przeszłam na dietę, ale nie pomogła. Wynik jeszcze podskoczył. Endokrynologa mam jutro, ale jestem przekonana że stwierdzi, ze to się mieści w normie, a ja przesadzam 🙁

        1. Bardzo mi przykro, że tak Cię potraktowano. Może zapytaj na czym to polega, niech wytłumaczy wszystkie aspekty i dlaczego własnie mówi się, że na ciążę lepiej mieć niższy ten parametr. Ja niestety nie wiem, ale może Dziewczyny pomogą. Nie daj się spławić:) W końcu tyle inwestujemy działań i nadziei w te starania, nie mogą nas spławiać! Powodzenia 🙂

          1. moj madry endokrynolog twierdzi, ze tsh przy staraniach powinno byc miedzy 1 a 1,5.
            Ze oczywiscie przy 3 i wiecej tez mozna w ciaze zajsc ale ze ten przedzial jest optymalny dla staraczek.
            Powinnas dostac euthyrox na zbiecie tego tsh, pewnie mala dawke 25, i po 4 tygodniach sprawdzic jak tsh wyglada i czy spadlo.

    3. Syrenko, nie wiem jak tsh ma sie do implantacji, ale do jakości komórek i dobrostanu ciazy na pewno ma sie bardzo. Ja nie wiem czemu lekarze bagatelizują to tsh. Mój ciagle twierdził ze wahające sie od 2,5-3,5 jest ok., ale uparłam sue i poszłam do endokrynologa w klinice. Była zupełnie odmiennego zdania. Zbadała mi dodatkowo anty tpo, poziom wit.D, dała letrox, który obniżył mi tsh (0,66-1,8),przed ostatnim transferem zbadała insulinę i glukozę. Gdy zaszłam w ciąże od razu mi skoczyła do 2,8, wiec mam zwiększona dawke.jutro badam po 2,5tyg. jak sie sprawa ma. Wg zaleceń mialam badać po miesiącu ale schizuje i muszę mieć kontrole jak ta tarczyca sobie radzi. Moze to zbieg okolicznosci, ale odkąd jestem pod opieka endokrynologa i poprawiłam tsh , wit.D, nasze starania o dziecko zaczęły przynosić sukcesy. Myśle ze duzo tez dała suplementacja i wzglednie zdrowe odzywianie.
      Jesli jestes z Warszawy mogę Ci polecić dr S. z kliniki N.
      Życzę Ci powodzenia i pozdrawiam!:)

      1. Margaritko, witaminę D też suplementuję, bo miałam duży niedobór, od jutra biorę Letrox i zobaczymy czy zadziała, punkcja za 3 dni więc chyba trochę późno z tym obniżeniem, ale spróbuję, dzięki serdeczne 🙂

    4. Syrenko,

      ja w marcu sama robilam badania i mialam tsh w gornej granicy, cos ok.3,5.
      Pomimo stymulacji, pieknych pecherzykow, cudnego endo niestety nie udalo mi sie zajsc w ciaze.

      Teraz rowniez na wlasna reke badalam tsh i (o zgrozo!!) bylo 6,9!
      Wizyta u endokrynologa. Badania przeciwcial i doszlo hashi.

      Biore letrox 75. Czekam na wizyte na karowej. Czekam na okres. Albo jego brak…

      Wynalazlam badania tsh z czasow z przed 1 ciazy – bylo na poziomie 2,11.

      Byc moze tsh bardzo utrudnia zajscie. Byc moze bede niedlugo mogla cos wiecej na ten temat napisac.

      Co do diety – ograniczam gluten. Czuje sie o niebo lepiej.
      Jak czlowiek w koncu. A nie jak leniwiec 😉

      Pozdrawiam!

    5. Syrenko, ja tu też podzielam zdanie dziewczyn.
      Jak ostatnio robiłam TSH (grudzień) i wyszedł mi 0,995, to mój lekarz (jest jednocześnie endokrynologiem) powiedział, że jest to bardzo, bardzo dobry wynik, bo powinniśmy w tym obszarze dążyć do wartości 1.

      A jak mi się kiedyś zdarzyło, że lekarz traktował mnie jak kretynkę, to więcej do niego poszłam, o.

      1. O tak.
        Jak po łyżeczkowaniu pierwszej ciąży poszłam do słynnej i polecanej w w-wie endokrynolog, opowiedziałam jej swoją historię i usłyszałam, że być może ja w tej ciąży wogóle nie byłam tylko ją sobie uroiłam, to to był mój ostatni raz u szanownej pani profesor od siedmiu boleści.

  68. Dołączam się do Was na luty 🙂 Już dziś dostałam @ . Wizyta 5 lutego, crio pewnie wypadnie koło 15 :))))
    Jeśli mój maluszek nie zepsuje się po rozmrożeniu :)))))
    Działam więc dalej z Wami :))) luty to musi być nasz miesiąc :)))

    1. Syrenko Droga, rozumiem Cie. Ja tez, jak pewnie wszystkie my tutaj, mam te swoje rocznice, w ktore zawsze jest mi smutno.
      Przez nie zle mi sie kojarzy luty, maj, sierpien i listopad 🙁
      Miesiace zaciazenia, straty i ustalonej w karcie ciazy daty porodu.
      Trzymaj sie, trzeba wierzyc, ze kolejne rocznice i daty beda juz tylko szczesliwe.

  69. Potrzebuję waszej dobrej rady. Po ostatniej wizycie, mam mętlik. Powiedziałam moje dr, że biorę inofem to popatrzył na mnie jak na wariatkę i powiedział, że mi to nie potrzebne. Pytanie przecież mi to nie zaszkodzi na komórki prawda ?
    A jak zapytałam o scratching endometrium to powiedziała, ze nie ma potrzeby ehhhh….

    1. Ehhh… Nie ma to jak ucinanie tematu :/ Człowiek zadaje pytanie i chciałby usłyszeć wyczerpującą odpowiedź, a nie bagatelizowanie sprawy. No ale ja już się nauczyłam, że jak nie pociągnę za język to się nie dowiem. Więc jak mi lekarz mówi, że coś jest niepotrzebne (a ja nie do końca jestem do tej odpowiedzi przekonana), to pytam dlaczego, a komu jest potrzebne, w jakich sytuacjach, po jakim czasie leczenia, czy może się okazać potrzebne za parę cykli itp. Z różnych stron próbuję ugryźć temat. Wychodzę czasem spocona, bo nie jest łatwo wyciągnąć informacje z kogoś, kto nie ma ochoty się nimi dzielić 😉 Ale przynajmniej wiem na czym stoję, robię jakiś plan, ewentualnie więcej do lekarza nie idę jeśli mam poczucie, że mnie na każdym kroku zbywa.

      1. Ja do swojego doktorka to mam ochotę powiedzieć żeby zjadł snickersa…. Mam go dość, głupio mi było, ale to moje ostatnie podejście i nie chcę sobie nic zarzucać w razie porażki. Zresztą, za pierwszym razem po pozytywnych przyrostach hcg kazał odstawić estrofem, clexane i encorton, trzy dni później zaczęły się plamienia, hcg było już 120. Straciłam zaufanie i tyle. Teraz jestem do innego zapisana na rozpisanie stymulacji, a skoro on mi ją rozpiszę to niech to pociągnie do końca. Podoba mi się to, że sprawdza hormony po transferze i dobiera leki, jest ostrożny.

    2. Ewa, lekarz moze się przejęzyczył, bo w najgorszym wypadku powinien był powiedzieć, że Ci to „nie zaszkodzi”, a nie „nie potrzebne”. Bez jaj. Nie zaszkodzi Ci to na komórki, inofem się bierze przed ciażą i chyba nawet w ciąży mozna.
      Przykro mi, ze Twój gin zwariował. Mam nadzieję, zę dziś miał po prostu zły dzień :/

      1. Iza mówię Ci już mam go dość, chodzę do niego chyba z sentymentu 🙂 Ciągle słyszę, że zarodki miałam bardzo ładne i nic nie trzeba, ani badań, ani żadnych suplementów. I co z tego, że ładne jak dziecka nie ma !!!!

  70. S-mother trzymam mocno kciuki :))))
    A ja jak zwykle z pytaniem…
    słuchajcie wczoraj bylam na podgladzie(10 dc) no i okazalo sie ze po lewej stronie sa dwa duze pecherzyki (26mm),ale to jest ta zła strona po której nie mam jajowodu,a po prawej stronie mialam kilka małych pehcerzykow.I lekarz kazal mi przyjsc w poniedzialek bo mowi ze jest szansa ze te z prawej urosna,ale nie wie po ktorej bedzie dominujacy. I chcialam Was zapytac czy jesli bym zastosowala stymulacje to by byla wieksza szansa ze w przyszlym miesiacu bede miała po dobrej stronie dominujacy?Bo nie bardzo mam ochote co miesiac czekac a sie bedzie okazywac ze wszystko sie dzieje po lewej :/

    1. Sza ja uważam, że szansa byłaby większa, a tak to trochę loteria co miesiąc. Sza , ale duże te pęcherzyki już są, on coś mówił na temat tych po lewej stronie ? Takie trochę na wybuchu bym powiedziała. Ja byłam stymulowana clostilbegyt po jednej tabletce, rosło około 2 do trzech pęcherzyków.

      1. no te po lewej sa duze 26 mm ale co mi z nich jak tam jajoodu nie mam…a po prawej są malutkie ale nie mowil mi ile maja,powiedzial tylko ze moga jeszcze urosnac do poniedzialku…Czyli przy stymulacji jest wieksza szansa? Kurde czemu Ci lekarze nie mowia o takich rzeczach? Przeciez wiadomo ze wole miec prawie pewnosc ze mam miec inseminacje a nie czekac do usranej smierci i liczyc na szczescie z loterii ze bede miala owu po prawej stronie.Jesli choc troche stymulacja ma zwiekszysz szanse to czemu mi jej nie zaproponowal? Eh…

        1. aa no i po lewej mialam dwa pecherzyki,a po prawej z tego co tam ujrzalam trzy,ale nie jestem pewna… myslalam ze da mi to usg do domu,a on zrobil tylko dwa zdjecia zeby podpiac do historii…

        2. Może zobaczył, że u ciebie rosną same pęcherzyki i chciał spróbować na naturalnym ? Nie wiem ile w tym prawdy, ale czytałam, że przy brakującym jajowodzie, komórkę może przechwycić ten drugi sprawny. Dostajesz zastrzyk na pęknięcie ? Mnie ci wszyscy lekarze to do szału doprowadzają ostatnio, dostaję piany na ustach bo też już ma dość. Jak czytam dziewczyny to mam wrażenie, że wiedzą więcej niż oni. Najgorsze w tej całej niepłodności jest czekanie wiecznie na coś, wystarczy coś nie tak i kolejna miesięczna obsuwa. Ile można ?!?

          1. Ewa masz racje Ci lekarze to poprostu tragedia,wiecznie w niedoczasie wiec maja 5 min na jedna pacjentke i nara.Ja rozumiem ze nie bede tam siedziec godzinami,ale skoro widzi ze jestem zielona w tym temacie ze to moje pierwsze jakiekolwiek podejscie to powinien mi cos wytlumaczyc…!!! no wlasnie nic nie dostalam,mam sie zglosic w poniedzialek.Jesli sie okaze,ze faktycznie nic z tego w tym miesiacu,to niech mi daje leki na stymulacje i juz! Masz racje Ewa ze dziewczyny wiedza wiecej niz Ci durni lekarze ktorzy tyle zarabiaja 🙂 Jak opowiadam mojej cioci wszystko o stymulacji transferze,suplementach to poprostu jest w szoku ze tak duzo mozna sie dowiedziec z bloga a nie od lekarza,a ciocia jest farmaceutka 🙂

        3. A ja troche stanę w obronie lekarzy. To chyba dobrze ze chcą na naturalnym cyklu najpierw probowac? Zobacz , masz aż dwa duże pecherzyki z jednego jajnika. Pomysl co by było po dostymulowaniu?coaze mnogie wcale nie sa takie rzadkie po inseminacjach a sa jednak większego ryzyka. Skoro to Twoj pierwszy obserwowany cykl w klinice, to pewnie lekarz chciał Cie „poznac”, Twoj organizm. To chyba lepsze niz faszerowanie na łapu capu?;) nie martw sie, lekarz Ci na pewno przepisze clo jesli bedzie taka potrzeba.a w tym całym procesie leczenia to generalnie lepiejsie uzbroić w cierpliwość;)

    1. S-mother Przyjmuje się, że test ciążowy wykonany w 14. dni po transferze jest miarodajny. W charakterystyce produktu leczniczego dotyczącego preparatu Ovitrelle widnieje następujący zapis: „Zaburzenia oznaczeń w surowicy i w moczu: Produkt Ovitrelle może przez okres do 10. dni po podaniu zaburzać oznaczenie hCG metodami immunologicznymi w surowicy lub w moczu, mogąc dać fałszywie dodatni wynik testu ciążowego. Należy na to zwrócić uwagę pacjentek.”
      Jaką dawkę miałaś ? na 100 ciąża 🙂

  71. S-mother wiesz już co i jak? Nadrabiam zaległości na blogu, tak sobie przypomniałam historię mojej mamy i pomyślałam, że się z Wami podzielę:) mojego brata urodziła mając wycięty jeden jajnik. Po jego urodzeniu 9 lat starała się o drugą ciążę, czyli o mnie:) w między czasie musiała mieć wycięty drugi jajnik. Usłyszała,że nigdy już nie będzie miała dzieci i niech się cieszy z tego, które ma. I co? z jakiegoś pozostawionego strzępka oto jestem ja:) także cuda się zdarzają. Tym bardziej myślę, że jak jeden jest niesprawny, to może przechwycić drugi.
    Wężon mam skurcz w brzuchu jak czytam o tym Twoim endo… wypocznij w ciepełku i może to coś da.
    U mnie póki co cisza tzn. po laparo lekarz chyba zapomniał z jakiego powodu miałam wcześniej 3 razy iui (poza pco i moimi dolegliwościami autoimmunologicznymi, m. miał bardzo słabe wyniki nasienia) i stwierdził, że mam w cyklu po laparo brać clo i próbować naturalnie:) załamał mnie i już mi się nie chciało z nim dyskutować. Zapłaciłam mu ostatnie 150zł i zapisałam się na wizytę do Białegostoku. 16 lutego jedziemy.

      1. Nie znam tam nikogo i nie wiem nic o nikim więc przystałam na propozycję pani z rejestracji – dr Pietrzycki. Nie będę co prawda na początku cyklu, tylko już pod koniec, ale może jak na pierwszą wizytę to nie będzie duży problem. Wiesz coś o tym lekarzu?

          1. O! Super:) To w zasadzie wybór pani z rejestracji, a nie mój, ale cieszę się, że masz dobre opinie. Do Białegostoku mam jakieś 350km i od początku czułam, że to się tak skończy… trzeba było od razu tam jechać, nie wydawać kasy na to, co do tej pory. Zastanawiam się, czy to nie będzie dyskwalifikujące do pierwszej wizyty, że to nie będzie początek cyklu.

  72. Smother – na 100% ciaza. Nie ma innej opcji. Czekam razem z Toba!

    U mnie troche sie dzialo. 3 dni temu obudzilam sie, aplikuje luteine, a tam brazowy sluz. Zrobilam sie cala blada, rece mi sie zaczely trzasc, wpadlam w panike. Moj maz zabral mnie do szpitala MSWiA. Mowie, ze dlugo sie staram, ze juz raz poronilam, a oni po 2 godzinach czekania powiedzieli, ze nic nie zrobia i mam isc do mojego lekarza prowadzacego. Chcialam juz przylozyc „milej” Pani doktor, ale ostatecznie pojechalam gdzie indziej. Po 8 godzinach okazalo sie, ze wsz w porzadku, zarodek zyje i rosnie szybko. Ale stres przezylam. Nikomu nie zycze 🙁 Kolejne usg dopiero 13/02, nie wiem jak wytrzymam.

    Bilbao – u Ciebie jak? Kiedy kolejna wizyta? Jak sie czujesz?

    1. Malgorzalka aplikujesz luteine tym patyczkiem? Jeśli tak radze porzuc to dziadostwo… ja miałam dokładnie taki sam przypadek. Myślałam że się posram że strachu gdy zobaczyłam na aplikatorze brązowo różowy sluz. Po prostu podraznilam szyjke tym patyczkiem.

        1. Ja od początku wkładam palcami. Przy pierwszym transferze zapytałam lekarza, czy mogę palcem, bo mnie brzydzi ten aplikator, na co on odparł „no nie dziwię się” i powiedział, że spoko. I tak przez czas pierwszej ciaży i teraz robię.

          1. ten aplikator to tylko facet mógł wymyślić, który nigdy nic nie musiał sobie wepchnąć głęboko. Ja też przerzuciłam się na palce i było zdecydowanie „milej”

  73. Ci lekarze na IP, czasem mam ochote im nogi z dupy powyrywac za to jak nas traktuja.
    Dobrze, ze wszystko sie dobrze skonczylo i ze maluch ok 😉
    Ja w tej ciazy tez plamilam na brazowo, taka kawa z mlekiem, ale pamietalam to z poprzedniej ciazy jak spanikowalam i polecialam przerazona do mojego lekarza, to mi powiedzial, ze w tym okresie rozwija sie lozysko, rozrasta, i takie plamienia w 95% przypadkow sa wlasnie tego objawem.
    W tej ciazy mialam tak samo, akurat kilka dni przed wizyta u gina sie zaczelo, na usg bylo wszystko dobrze.
    Teraz juz nie plamie, wkladki czysciutkie.
    Czuje sie dobrze, prawie wcale nie mam objawow ale staram sie w tym temacie nie schizowac i nie czytac w necie, tylko cycki mi urosly, z czego sie ciesze, i Mąż tez 😉
    aaaa, no i spie. Spie nawet na stojaco, a jak przyjmuje pozycje horyzontalna to zasypiam zanim zdaze zamknac oczy. wieczory przesypiam cale, po obudzeniu sie na kanapie ok 23 relokuje sie do sypialni. I tak to z moimi objawami 😉
    A usg mam zaplanowane na 8 lutego.

    1. To mnie uspokoilas z tym plamieniem…Nie wiem dlaczego niekktorzy lekarze sa tak wredni.

      Prowadzisz ciaze w wawie? Szukam jakiegos lekarza konkretnego. Moze masz kogos do polecenia?

    1. No pięknie. 🙂 tym razem nie ma możliwości, żeby zaczęła spadać. Jesteś w ciąży i to zapewne bliźniaczej. 🙂

      Kiedy wizyta?

      Takie wiadomości przed wyjazdem, to ja rozumiem.

  74. Teraz to jesteśmy wszystkie oszołomione betą S-mother, ale tak na szybko zrelacjonuję co u mnie.
    Endo 5 mm, czy coś tam może drgnęło, ale już nie zobaczymy co dalej. Umówiliśmy się, że robimy tak, jakby po powrocie miał być transfer. Jestem cały czas na plastrach, w piątek 12 lutego dokładam duphaston. Wizyta w poniedziałek 15 lutego rano.
    Jeśli endo będzie akceptowalne, to we wtorek rozmrażają zarodek i robimy transfer.
    Jeśli nie urośnie już ponad te 5 mm, to kończymy cykl (nie będzie nazbyt przeciągnięty, dzięki temu, że duphaston włączę już na wyjeździe) i w następnym dajemy plastry 100 i może też estrofem i zapytam jeszcze o tę viagrę.

    Trzymajcie kciuki, żeby endo spuchło na wyjeździe i żeby jakimś cudem pierwsza wersja wypaliła.
    Jak przez te dwa tygodnie urośnie ma nadzieja i po powrocie się dowiem, że kicha, to będzie jeszcze ciężej. Już siły mi się kończą.

    Jak wyjeżdżałam, to samochód w rowie zablokował naszą drogę, musiałam jeździć dookoła. Po raz pierwszy odkąd mieszkamy nie dało się przejechać. A jak wyszłam z kliniki to system mnie nie chciał wypuścić. Zaczynam dobre wróżby z małych złych znaczków.

    Do usłyszenia po powrocie. Mam nadzieję, że będę mogła przeczytać o pozytywnych betach tych czekających na wynik transferu i o obiecujących transferach i przygotowaniach. Tak żeby na koniec 2016 nie było tu ani jednej ze starych staraczek.

    1. Wężon, tak mnie pozytywnie nastroiła Twoja wiadomość! 🙂 Bardzo się cieszę, że coś drgnęło!!!! Niezmiennie trzymam kciuki! Za tłuściutkie endo po powrocie, za dobry wyjazd, za brak natrętnych myśli i dobry czas spędzony z rodziną!!!!

      Twoje ostatnie zdanie… I ja bym sobie i Wam wszystkim tego życzyła!!! Bardzo!

  75. S-mother moje Gratulacje!!! Super wiesci. Na luty szykuje nam sie spora sztafeta:-)
    Ja pewnie zaczne stymulacje dopiero pod koniec lutego albo poczatek marca. Tak czy siak pilka w grze 🙂
    Mala Aniu wyniki spermiogramu beda w pilowie nastepnego tygodnia. Dam znac Co i jak.
    Przyznam wam sie ze ja tez Skorpion 🙂
    Wezona udanych wakacji. Pij duzo wina i baw sie dobrze:-)

    1. Dzięki za pamięć Olga:) Wczoraj wieczorem miałam wizytę, wszystko pięknie rośnie, zgodnie z planem. Dziś wieczorem Ovitrell, w poniedziałek kontrola, a w środę transfer, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Mam już plany pod korek zrobione na najbliższe kilka dni, żeby nie rozkręcić spirali myśli 🙂 i w miarę spokojnie podejść tym razem.

      1. Podejdź ”na wesoło”… ja sobie ostatnio przypominalam transfer i przyznam, że było bez ciśnienia takiego jak za 1 razem…dużo się smialismy(nawet się bałam, że mi zarodek wypadnie z tego śmiechu…). Dopiero potem zaczęła się jazda… będę trzymać kciuki.

  76. Iza , jaka to musi być miła świadomość, gdy piszesz kolejny post i zdajesz sobie sprawę, że może pod nią poszybuje kolejna beta. Twoje posty sa jak talizmany szczęścia 😀

  77. Dziękuję Wam wszystkim bardzo, bardzo! Sama na razie nie wierzę w to, co się dzieje…jednocześnie mam tą świadomość, że jeszcze wiele rzeczy może się wydarzyć po drodze i nadal nie cieszę się tak, jak chyba powinnam…:)
    Oby było tak, jak mówi Wężon- że taka beta już nie spadnie. Oby tak było.

    Ewelko, tak, wzięliśmy teraz dwa zarodki. Miałam taką możliwość, bo to trzecia procedura w programie.

    Ewa, niewiele wprowadziłam zmian w suplementacji. Dorzuciłam tylko koenzym Q10 w formie ubichinolu, witaminę D3 i kwas foliowy brałam już wcześniej.

    Trochę pobolewa mnie brzuch (ale jeszcze przed testem pobolewał), uciszam go nospą w razie potrzeby. Plamień brak.

    Bardzo bym chciała, żeby ten cud trwał i żebym była jedynie pierwszą zawodniczką w tej naszej blogowej sztafecie.

    Ściskam Was mocno :*

  78. Iza, kolejny raz wracam do tego wpisu i za każdym razem ściska mnie w gardle, jest tak przejmujący. Dzięki za niego bo uzmysłowił mi w tym macierzyńskim szale że moje serce tak jak ma dwie komory, tak i należy do dwóch osób i wcale nie jest o to zazdrosne. Dziękuję Ci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *