Są chwile, że czuję się jakbym z innymi bezdomnymi stała po darmową zupę.
Rządowy program dofinansowania in vitro. Jesteśmy wśród ok. 3000 chętnych na 2500 miejsc, ale nieważne, próbujemy.
Próbujemy w Novum w Warszawie. Wszystkie badania, które można zrobić poza kliniką, staramy się robić w ramach naszych ubezpieczeń, tam jest wystarczająco drogie to, czego program i tak nie obejmuje. Poza tym oni sami odsyłają – np. do internisty.
Jestem ubezpieczona w jednej z ogólnopolskich sieci przychodni. Obsługa na poziomie, szklane budynki itd. Płacę składki od kilku lat, u lekarza byłam tam raz, bo mnie łokieć bolał. A tak to nic.
Poszłam z listą kilku badań do lekarki internistki (w tym ubezpieczeniu prywatnym) . W zasadzie miałam badania już zrobione, prosiłam tylko o pismo, ze jestem zdrowa.
Lekarka się zapowietrzyła.
Powiedziała mi, że „przychodzą takie jak ja i żebrzą o te badania. Taaak! Bo TO JEST ŻEBRANIE! Ona też by sobie chciała zarabiać 25 tys. i delegować do innych lekarzy po badania”. I w te mańkę jeszcze kilka cierpkich słów o tym ile to kosztuje jej placówkę i jak śmiesznie mało ja płacę za ubezpieczenie prywatne i bla bla bla…
Bla – i w te i nazad po lekarzach, po pieniądzach, po klinice, po tym jak to lekarze traktują pacjentów…
Rozpłakałam się w tym gabinecie. Jak boga kocham, ja dorosła baba po trzydziestce, wyglancowna przed pracą, makijaż, spódniczka, spineczka… I tak mnie złamała obca baba.
Zgarnęłam ręką papiery z jej białego biurka, wyjść chciałam. Zorientowała się, że przesadziła. Zaczęła pisać ten zasrany papier, po który przyszłam – całe 3 linijki tekstu, że jestem zdrowa i nie widzi przeciwwskazań.
No i stoi człowiek w rozkroku.
Wyjść, z honorem, ale bez papierka?
Zostać po papier, ale bez honoru?????
Już w ogóle zatarł się cel całego wysiłku – dziecko.
A ja zostałam honoru…
To jest ta właśnie sprawiedliwość która funduje nam los. Siedzi taki babsztyl zarabia kupę kasy o nic w życiu nie musi się martwić – więc jak ma cię zrozumieć ?? Czasem to aż się człowiekowi wszystkiego odechciewa, ale wiesz co ja zawsze mówię sobie, że co nas nie zabije to nas tylko wzmocni 🙂
Dziękuje za wsparcie. Aurelia
Ja w tej samej klinice przeszłam IVF, bardzo dobrzy specjaliści, znają się na rzeczy. A propos badań przed kwalifikacją do in vitro; mimo że jesteśmy i byliśmy z mężem ubezpieczeni, to wszystkie badania pokryliśmy z własnej kieszeni, lekarz internista nie dał skierowania nawet na morfologię, APTT, glukozę, anty HBS – tak podstawowe badania (i w miarę tanie). Komplet badań mój i męża to wydatek ok. 1400zł. Życzę powodzenia w transferze zarodków, bo z autopsji wiem jakie to uczucie nie móc „dać” mężowi potomka.
Dzięki Jaga. Ja w końcu wiele z tych badań zrobiłam w ramach ubezpieczenia (bynajmniej nie ZUSowego), za które połacę od lat, a praktycznie nie korzystam, bo nie wiem nawet, co to katar. Nie napisałaś czegoś najważniejszego – jak Wam poszło IVF??
Dodam jeszcze, że mam obustronnie niedrożne jajowody, zdiagnozowane w sierpniu 2013 – po prawie rocznych staraniach o dzidziusia, więc moja ginekolog od razu wysłała mnie na in vitro. Procedurę IFV przeszliśmy w grudniu 2013, może spotkaliśmy się gdzieś na korytarzu 🙂
Bardzo możliwe, kilka godzin na tych białych krzesełkach się przesiedziało… 🙂 Zdradź jak poszło?! Piszesz, że to dobra klinika, więc… ? 🙂
Wychodowaliśmy 9 komórek, 6 można było zapłodnić – 5 się zapłodniło. Ja na szczęście nie miałam hiperstymulacji. Chociaż miałam wodę w brzuchu i bardzo powiększone jajniki – po 4 dniach stymulacji w prawym było 30 pęcherzyków, w lewym 20. Straszył mnie dr. L, że jest b.groźnie i może nie dojść do punkcji ani transferu, obniżył radykalnie dawkę zastrzyku, dodał 2 nowe, poza tym ja się tak zawzięłam w sobie, wypijałam hektolitry wody dziennie i wszystko potoczyło się pomyślnie. Doszło i do punkcji i do transferu. Dziś mam w brzuszku od 3 miesięcy małego bąbelka, choć do tej pory boję się o tym mówić i pisać, aby czar nie prysł, żeby nie zapeszyć. Trzymam kciuki, żeby po operacji mogło szybko dojść do transferu i żebyś w końcu została mamusią. Życzę tego wszystkim dziewczynom, które pragną dziecka, bo nie ma nic gorszego niż nie móc zaspokoić instynktu macierzyńskiego.
Tak poszło, że od 3 miesięcy mam w brzuszku małego bąbelka, choć ciężko mi do tej pory w to uwierzyć i aż boję się o tym mówić i pisać, żeby nie zapeszyć. My wyhodowaliśmy 9 komórek, 6 mogli zapłodnić i tak jak u Was uzyskaliśmy 5 zarodków. Miałam tyle szczęścia, że pomimo wody w brzuchu i groźnie powiększonych jajników, udało się w jednym cyklu zrobić punkcję i transfer. Jadąc na transfer nie wiedzieliśmy czy do niego dojdzie, ale po badaniu okazało się, że wody już nie ma i jajniki się nieco uspokoiły. Więc życzę Tobie, żeby po operacji szybko doszło do transferu i żebyś została wreszcie mamusią!
Ja wszystkie badania od początku robiłam w klinice N. Podobnie jak Ty opłacam abonament w prywatnej sieci przychodni. Pieprzony ze mnie okaz zdrowia, więc nie miałam okazji tego abonamentu wykorzystać za bardzo. Poza zdiagnozowanym po czterech dniach wyrostku, bo tyle czekałam z bólem, żeby szumu nie robić.
Parę razy robiłam podejścia do podstawowych badań u mnie w przychodni. Nic z tego. Raz w roku przysługuje mi cytologia i USG piersi. Reszty badań nie robią, żeby nie nabijać kabzy klinikom niepłodności. Oczywiście można próbować. Jeden lekarz, drugi, ładne oczy, smutna mina, może w końcu znajdzie się ludzki specjalista… Poddałam się. Nie jeżdzę na wakacje, odpuszczam dużo drobnych przyjemności, bo nie jestem w stanie się płaszczyć przed lekarzami o te durne skierowania. Płacę za wszystko, ale mam względny spokój.