Dopiero początek maja, a już dwie straty.
Ciąża i talerzyk z czekoladą.
Talerzyk wypadł mi z rąk, klęczałam na podłodze i wyjadałam połamaną czekoladę spomiędzy skorupek.
Pojechaliśmy dziś o świcie do kliniki. Zrobiliśmy jeszcze jedno badanie B-HCG, żeby potwierdzić umieranie zarodka, bo inaczej lekarz nie pomoże mi poronić. A beta 377 mlU/ml.
To za dużo, żeby poronić.
To za mało, żeby przeżył.
Trzeba czekać.
Zarodek już nie nazywa się Okruszek albo Bąbel, nazywa się „Zarodek” albo „To”.
Niech To się wreszcie skończy.
Strasznie mi przykro. Tak bardzo wierzyłam. 🙁 Ale jednak beta podniosła się z powrotem do góry ? Czy jest jeszcze jakaś szansa ? Przypomnij mi kochana czy Ty miałaś transfer jednego zarodka ?
Andzia, transfer jednego zarodka. Beta się podniosła bo on bardzo chce żyć, ale w mojej wrogiej macicy nie może sobie poradzić.
Prawie tak samo wyglądała poprzednia ciąża. Beta praktycznie już wtedy zaczęła spadać, a jeszcze wykształciło się serce.
Dopiero, kiedy przestało bić, poroniłam.
U mnie było podobnie, ale jeden raz, a nie kolejny :(((
Też miałam nadzieję na 2 zarodki u Ciebie…
To było to samo laboratorium co ostatnio?
Iza, strasznie mi przykro, naprawdę :(((
Juti, dobre pytanie, ale i tak nas nie uratuje.
Dwa poprzednie badania (334 i 312 mlU/ml) robiłam w innym laboratorium, ostatnie już w swojej klinice, ale to nie zmienia faktu, że w tym innym zaczął się spadek, a różnice między laboratoriami istotnie mogą wystąpić – ale jakie? Na zdrowy rozsądnek jednocyfrowe.
Wiem, że Ci przykro, czuję to jakbyś była obok, jeszcze zrobię tak, że nie będzie.
Roznice medzy labami ja miałam na wysokosci prawie 80 jednostek . NIe chce dawac Ci złudnej nadziei ale powtorz jeszcze bete. Moglo byc tak ze twoj maluch siepodzielił i jeden z zarodkow nie przetrwal. Mowie z doswiadczenia , niestety
Majowazonka, to jestem zaskoczona, ze różnice mogą być aż takie – niemniej jednak badania z jednego miejsca też są do dupy.
Ale dobrze wiedzieć, że różnice mogą być aż takie… Nie rozumiem, dlaczago – to jaki sens ma robienie zwykłej morfologii krwi bez robienia jej w kilku innych miejscach dla porównania?
Przy moich wahnieciach bety z brau laku musiałam zrobic z 2 razy badanie w szpitalu zamiast w swojej klinice. Przy nizszej becie roznica byla cos tak kolo 80 jak beda przekroczyla kilka tysiecy roznica doszla to prawie 200 w ciagu tego samego dnia ( ranek wieczor) stracha sie najadłam. Ja mam jeszcze cicha nadzieje ze moze u Ciebie bedzie ok . Jak mi moje forumowe kolezanki powtarzaly z miliard razy. Ciaza to nie matematyka.
Pojebane to wszystko 🙁 Myślałam że miałaś podanych więcej zarodków wtedy mogłaby być taka opcja chyba że gdy jeden zarodek obumiera to beta może spaść a potem z powrotem się podniesie. Chciałabym aby jednak Ci się udało. Boże może jednak ???? Ja byłam w ciąży w październiku. U mnie beta rosła ale wciąż za mało więc już od początku wiedziałam że coś jest nie hallo 🙁
Andzia, przykro mi z powodu Twojej ciąży i tej bety. Obie dobrze wiemy, że się nie uda, nie z takim wynikiem.
Czy możesz jeszcze zrobić jakieś badania dla czego tak się dzieje ? Jaki jest powód ? Przecież musi się w końcu udać. No kuźwa nie ma innej opcji. To tylko kwestia czasu. Musisz być silna. Przesyłam buziaczki
Andzia, tak, teraz zrobię badania – i tak mam obowiązkowe 3 mies. przerwy, wykorzystam to. Jeszcze z lekarzem ustalę jakie, to opowiem.
kochana nie trac nadzieji… nie takie przypadki byly i sie udalo… natura plata czasem figle a medycyna często jej nie ogarnia to przeciez cud poczecia nie znamy dokladnie mechanizmow… nie chce ci robic nadziei i wiem jak czekanie jest straszne… tez czekalam 3 dni na potwierdzenie ze serduszko przestalo bic to byly najgorsze dni w moim zyciu…ale nadzieje mialam do konca…mocno sciskam
Oczekująca, pewnie, nadzieja umiera dopiero kiedy umrze zarodek. Ale ta nadzieja jest kolczasta straszie – wiesz aż za dobrze.
aha i ja z kolei przyrosty bety mialam ksiazkowe do 11 tygodnia… a jednak cos poszlo nie tak… czy ta beta to na pewno taki wiarygodny wyznacznik? moja siostra robila tez 9 dni po okresie i miala 1 kreske… dopiero pozniej vyly 2 i urodzila zdrowa corke…
Mi lekarka mówiła że w swoim życiu już widziała tyle dziwnych niewyjaśnionych przypadków że w sumie wszystko jest możliwe.
A więc Izuś nie pozostaje nic innego jak czekać chyba do wizyty. Wiem że to wszystko trudne i okropne. Ale musisz być silna, silna i jeszcze raz silna. Doczekasz swojego okruszka , na pewno. Pamiętaj, że masz wspaniałego męża 🙂 Musicie się razem wspierać.
Doskonale rozumiem co czujesz. Ten moment kiedy zarodek zamienia się w „To”. Ja tak czułam się przy cp. Kiedy wiedziałam, że coś jest nie tak pomimo, że konowały wciskały mi że nie. Byłam zła i wściekła. Chciałam wrócić do normalnego życia. „To” zabrało mi możliwość wyjścia na spacer w słoneczny dzień, „to” uziemiło mnie w łóżku na 3 tygodnie, „to” bolało i bałam się chodzić spać itd.. Kiedy „to” okazało się ciążą pozamaciczną… poczułam ulgę, że to już koniec.
Trzymaj się kochana. Wierzę, że się podniesiesz i znajdziecie przyczynę tych niepowodzeń.
Basia, dzięki, ze to napisałaś, bo już zaczął mnie palić wstyd, że nazywam zarodek „To” i może jestem taka jedyna wyrodna…
Pewnie, że się podniosę. Jak zawsze. Tylko teraz mi się nie chce nic, mam prawo nic nie chcieć przez chwilę potrzebną dla mnie.
Iza co do tego wstydu, to myśle ze to jest nasz mechanizm obronny, bycie świadomym bycia w zlej sytuacji, bądź czekać na nią, to jest najtrudniejsza możliwość dla ludzkiej psychiki. Prawda jest taka ze jest to pierwsze miejsce sytuacji stresujących i najtrudniejszych dla homo sapiens. Powiem w skrócie, ze towarzyszyły mi identyczne uczucia. Dobrze wiesz, jak to bedzie po czasie..
Napiszę tak: nie chcę dawać fałszywej nadziei, ale… Kiedy u mnie były akcje z betą i czekałam na poronienie, które nie przychodziło, w akcie desperacji umówiłam się na usg do przychodni profesorskiej na Nowym Świecie (jedyne miejsce otwarte w sobotę gotowe mnie przyjąć „na już”). Tam przyjął mnie pewien starej daty lekarz, który po wysłuchaniu mojej historii powiedział, że dopóki beta rośnie, to jest nadzieja. Że nie musi rosnąć dwukrotnie itd. Ja wiem, że u mnie były dwa zarodki, ale on miał na myśli ogólnie betę i jej miarodajność.
Iza, tak strasznie mi przykro, że musisz przez to znów przechodzić. Ja tak czekałam raz, prawie tydzień, odstawilam leki i to miało się stać. Najgorszy czas w moim życiu. Ale u mnie wydarzył się cud. Może i was to jeszcze spotka.
Kas, kochana, powiedziałam wczoraj mężowi, że jak to się uda, zacznę chodzić do kościoła. Bo tu rzeczywiście potrzeba cudu.
moja beta razem ze mną spadała z 10 000 bolało jak h z takie wysokości rozbiłam się na małe kawałki, poroniłam na podpaskę w okropnych skurczach stojąc na czworaka… życie okrutne i niesprawiedliwe … lepiej nie zobaczyć bety wcale niż widzieć czuć jak spada, już sama nie wiem.
Iza ty jesteś dzielna babka, podniesiesz się, podniesiecie się wiem to, będziesz walczyć dalej bo jesteś siłaczką, nie poddasz się! Przytulam Cie gdzie byś w tej Polsce nie była… wierze że jeśli nie tym razem zdarzy się cud, to uda się następnym razem! Nie ma innej opcji.
Jesteśmy z Tobą z Wami, wszystkie kibicujemy, przytulamy i nie tracimy nadziei!
Dzięki kochana. No nie, to wolę spadać z bety 300 niż z bety 10 000…
Wiem co czujesz, latem schodziłam z 12 000.
Mamy nieźle porozbijane łby…
Tego bólu nie można stopniować, ale czasem jest łatwiej.
Izuś, moja beta wynosiła ponad 180 000. Nigdy takiej nie widziałam, bo w pierwszej ciąży nie sprawdzałam jej przy morfologii. A progesteron był powyżej górnej granicy. Tydzień po wyjściu ze szpitala pojawiło się mleko w piersiach. Na szczęście odrobina, ale przestraszyło mnie, że dłużej będę dochodzić do równowagi hormonalnej.
Masz rację Wężon, bólu ani się nie stopniuje, ani nie licytuje, to jest dla każdej z nas po prostu bolesne.
Zapaliłam za Ciebie i za siebie… Po 4 mcach przerwy zapaliłam.
Wierzyłam, że Tobie się uda. I że tym razem i mi się uda.
Dupa.
Łzy same płyną do oczu.
Trzymam kciuki za cud.
Asti, Asit, Asti, zapaliłaś za mnie, ale proszę nie przeze mnie…
Komuś musi się udać, szkoda, że Tobie też nie tym razem 🙁
Za nas. Tak po prostu. Tobie jeszcze nie wolno 🙂 Bo cuda się zdarzają.
Za siebie. Tak.
Wyobrażałam już sobie, że moja rodzina będzie wyglądać 2+3.
Wyobrażałam sobie nie wiadomo co.
Lekarz był zachwycony endo.
Ja, pomimo że świadoma, że nie musi się udać – czułam, że będzie dobrze.
Te starania były fajne. Miłe. Mąż też pretendował do tego Naj..Męża…
I dupa. Dupa. DuPA. DUPA.
Teraz On się zbada.
Popiszę sobie czasem u Ciebie.
Jest mi dziś strasznie. Okropnie.
Na 100000000000% mniej niż Tobie, Wam.
Ale też źle 🙁
Kto mnie zrozumie tak jak Ty, jak dziewczyny tu.
Nikt.
Wierzyłam, że u Was się uda. I u nas.
A tu taki zonk.
Oby ten 2016r. nam się trafił.
Asti, smutno mi z Tobą. Miała być wiosna, a ciągnie wieczną zmarzliną z kosmosu i wszystkim nas jest strasznie zimno.
Iza, pamiętaj, że Twoje życie ma sens, jest wartościowe i może być szczęśliwe niezależnie od powodzenia procedury in vitro.
Całuję Cię i wspieram.
Kira, dziękuję.
Nie jestem w jakiejś znakomitej kondycji, ale wiem, że życie ma sens. Nie zapomnę o tym, dobrze to jednak czasem napisać. Buziaki też.
Kolejny raz życie utwierdza mnie ze lepiej byc słabym i głupim, wtedy gładko sie z nami obchodzi. Iza nie wiem jakich użyć słów, by wyrazić jak przeszywa mnie na wskroś ta sytuacja. Ale nie ma to znaczenia. Nie ma sensu żeby nawet miało. Tam gdzie jesteś jest chujowo, wiem i drżę. Boje sie o Ciebie. O siebie. O każda z nas.
Prawda, że głupota skutecznie chroni?
Nie bój się o mnie Mojra. Ja sobie poradzę, Ty będziesz szczęliwa, każda z nas w końcu dokądś dojdzie.
Cholera, Iza, jeśli ma się stać najgorsze, niech się dzieje szybko. Odstawiłaś leki, czy jeszcze nie? Ciągle krwawisz? Czekasz do USG, czy jeszcze sprawdzisz betę?
Gdzieś we mnie tli się nadzieja, że zarodek miał jakąś przeszkodę, ale ją pokonał i jednak się rozwinie.
Wezon we mnie też się tli….
Wężon, nie odstawiłam leków, nie przyjmuję też tak lubianych przeze mnie używek (używką jest również rower) – bo mi na to sumienie nie pozwala. Ale to jest raczej sumienie, a nie nadzieja.
Ciągle krwawię. Czekam na termin USG (we wtorek) i do tego czasu nic nie robię, nic nie badam, nic mi to nie da.
Wzięłam się za porządki w domu.
Raz widziałam u siebie zatrzymaną betę… Kiedy usłyszałam w pierwszej ciąży „nie widzę akcji serca” to pierwsze co zrobiłam to poleciałam na betę. Stała gdzieś w okolicy 7tc, chociaż był już 9… Drugi raz usłyszałam to od 4 lekarzy i już nie patrzyłam, że beta stoi… A teraz drżę o kolejne 2 tygodnie, żebym znowu tego nie usłyszała…
Iza wiem, że to nie pocieszenie, ale lepiej chyba usłyszeć to teraz, kiedy nie ma jeszcze dziecka, kiedy nie słyszysz jego serduszka, kiedy nie masz żadnego zdjęcia z usg… Boli tak samo, wiem, ale chyba wolałabym całkiem nierozwijającą się ciążę od tych słów… Trzymaj się, jestem z Tobą!
R, ale to prawda co piszesz. Nie ma co uderzać w patos (chociaż chyba to robię niechcący) – lepiej teraz niż później, wstrząsają mnie tragedie późnych utrat ciąż, teraz to jest po prostu chujowo, ale potem to sobie nie wyobrażam, dramat 🙁
Nie nie, to jest bardzo dobre pocieszenie – powtarzamy sobie z mężem, że jeśli ma się coś stać, to lepiej teraz.
Przykro mi Iza ze ten transfer od poczatku jest wyczerpujący emocjonalnie, naprzemiennie 2 bieguny. Jednak dopoki jest nadzieja wierzymy w Okruszka! Nie takie cuda sie zdarzały. Nie rozumiem, dlaczego mowisz o swojej macicy ze jest wroga? Dlaczego tak ibwiniasz siebie- robisz wszystko co sie da!!! A to czy zarodek sie przyjmie czy nie jest niezależne od naszych starać niestety. Patologusy maja dzieci od groma, a tam dopiero wszystko musi byc wrogie w srodku! Wczoraj spytałam lekarza co jeszcze moge zrobic- powiedzial ze kiedys byl szał na immunologie ale on nam tego nie rekomenduje- zabronić tez nie moze. Podsumował jednak ze to jest biologia i mimo wszystko wielka tajemnica. Piękny zarodek nie musi byc dobry, z brzydkiego moze urodzić sie piekne dziecko. Moze to wcale nie kwestia Twojej macicy? Robilas kiedys histeroskopie?
>Wczoraj spytałam lekarza co jeszcze moge zrobic- powiedzial ze kiedys byl
> szał na immunologie ale on nam tego nie rekomenduje- zabronić tez nie moze.
>Podsumował jednak ze to jest biologia i mimo wszystko wielka tajemnica.
Zmieniłabym lekarza, który nie rekomenduje dokładnego diagnozowania przyczyn niepłodności. I zgadza się – jak się nie zdiagnozuje dobrze, to wtedy wszystko jest WIELKĄ tajemnicą.
Wyjechałam ostatnio na krótki urlop w trakcie którego trafiłam do szpitala (przyczyna niezwiązana z ciążą ani niepłodnością). Cały sztab lekarzy, profesorów (nawet były rektor uniwersytetu medycznego) zastanawiali się co mi jest. Mówili – może to, może tamto, nigdy nie wiadomo, przyczyn może być wiele.
Zaleczyli mnie na tyle, że mogłam wrócić do domu. Po powrocie poszłam do zwykłego lekarza rodzinnego, którego 90% praktyki to grypa i angina. Obejrzał moje wyniki ze szpitala, skierował na JEDNO proste dodatkowe badanie. I znalazł przyczynę.
Jeśli lekarz mówi, że wszystko jest tajemnicą to zapala mi się lampka kontrolna (niezależnie od ilości tytułów przed nazwiskiem). Owszem – czasami przyczyny pozostają nieznane, ale od kogo mam wymagać, żeby zrobił wszystko żeby tę przyczynę znaleźć, jeśli nie od lekarza?
Kasia wiem, ze chcesz dobrze:) juz tłumacze dokładniej sytuacje co bys nie myślała zle o moim lekarzu:) u nas przyczyna niepłodności jest juz zdiagnozowania- bardzo słabe nasienie. „asthenoterathozoospetmia”, czyli malo plemników, o słabym ruchu i co najgorsze- o nieprawidłowej budowie. Wady budowy sa złożone, czyli główka, witka, wstawka-wszystko:/ diagnostykę mielismy bardzo szeroka, wraz z badaniami genetycznymi. Nie znaleziono przyczyny takiego upośledzenia nasienia u meza. Jest zdrowym silnym mezczyzna, absolutnie nie cherlawym. Gdyby oceniac po skorupce Nikt by nie wpadl na to ze jego materiał moze byc tak słaby. No wlasnie, ze materiał genetyczny jest słaby to juz daleko idące wnioski, jednak rozsądniej jest isc takim tropem niz szukac przyczyn gdzie indziej. I przypuszczam ze tak wlasnie mysli mój lekarz. Opowiedział mam o cudownych przypadkach gdzie immunologii pomogla ale takze powiedzial ze jest to dziedzina medycyny bez pokrycia naukowego, nie make badan ktore potwierdzałyby jej skuteczność. Sa jednak przypadki gdzie faktycznie pomogla. Jest tez mnostwo przypadków gdzie pochłonęła tylko pieniądze i nic nie zmieniła. Program rządowy nie uwzględnia pomocy w kontekscie badań immunologicznych. Pomimo ze byly takie pomysly rząd nie chce płacić za cis co jest bez pokrycia. Nie odradzil mam tez absolutnie tego, mozemy działać na własna reke. Wstepnie wskazał miejsce ktore cieszy sie popularnością. Dał tez do zrozumienia ze dwia transfery, pomimo szacunku do naszego cierpienia i rozczarowania, to za malo zeby panikować ze przyczyn jest wiecej. Poki co doszło do zapłodnienia 6komorek, tu oszukalismy nature, jednak w naturze takze nie wszystkie zarodki sie rozwijają. 6 komórek sie zaplodnilo, 4 dotrwały do stadium blastocysty, i kazdy zarodek jest inny, byly piekne, zostały raczej średnie. Jednak nie ma to podobno znaczenia- tutaj lekarze sa zgodni – czasem zarodki o świetnym potencjale umierają czasem z marnej blstocystki rodzą sie zdrowe dzieci. I tu jest ta tajemnica i moc natury, cos czego medycyna jeszcze nie dogoniła.
Pomimo ze lekarz nie ma „programowych” podstaw do wykonania histeroskopii, zaproponował mi ja juz teraz jesli kwestia mojego endometrium ma mnie uspokoić. Dał tez do zrozumienia ze z punktu widzenia medycznego on nie widział i nie widzi takiej potrzeby bo wszystko wyglada u mnie po prostu dobrze, nie ma podstaw do przypuszczenia ze to np. kiepskie endometrium przeszkadza zarodkom. Daje nam wybór kiedy zrobimy histerodkopie dla mojego komfortu psychicznego. Podsumowując- oczywiscie trzeba robic wszystko co sie da, jesli idą za tym przeslanki. Pewnie po pełnym cyklu in vitro zastanowie sie nad immunologia. Po kolejnej próbie nad histeroskopia. Poki co jednak akurat my nie mamy poddawaj sadzić ze przyczyn niepowodzeń jest wiecej aniżeli kiepskie plemniki…oczywiscie moze byc rożnie, ale do gory nieszczęść nie ma co sobie dokładać myslenia ze jeszcze we mnie jest cos nie tak. Niestety trzeba brac pod uwage statystyki a statystycznie jeszcze w naszych próbach nie dobilismy do wykorzystania 100% szans. Szanse powodzenia naszych blastocystek wykorzystanych do tej pory to jakies 70-80%, takze jeszcze chwila do szukania przyczyn dalej:) kazdy przypadek jest inny to raz a dwa ze iskra boża czy jakas inna siła sprawczą ma chyba jednak swoj udział w cudzie poczęcia- nawet z in vitro.
Pozdrawiam,
Oczywiscie lekarzy trzeba tez pilnować. Mój olewal temat lekko podwyższonego tsh i nie zalecił wizyty u endokrynologa. Poszlam mimo wszystko. Dostslam minimalna dawkę letroxu(lewoturoksyny). Nim to zaczelam brac tsh wróciło do normy. Pozniej mialam dylemat brac czy nie zeby w koncu nadcxynnosci sie nie nabawic. Okazało sie ze mój doktorek mial w zasadzie racje, do paniki ze to jacszwankuje bylo o wiele za wczesnie, ale zrozumiałe ze zrobimy wszystko zeby bylo dobrze. Czasem jednak chyba warto nie dac sie zwariować i powierzyć swoj los w rece Boga… A przynajmniej lekarza prowadzącego;)
Ok. Przepraszam, że napadłam na Twojego lekarza. Po prostu chyba zbyt wielu już widziałam konowałów w kitlach… Dodatkowo myślałam, że w ogóle nie macie podejrzeń dotyczących przyczyn Waszych niepowodzeń. To co napisałaś ma sens i pewnie też nie zdecydowałabym się na dalsze badania w kierunku immunologii. Przykro mi z powodu Waszych problemów.
Przy okazji trochę pogooglałam w kwestii podstaw naukowych tych immunologicznych przyczyn niepłodności. Tak na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że są podstawy naukowe i odpowiednie badania. Może jak będę miała więcej czasu to zagłębię się w temat głębiej, bo jest ciekawy.
Natenczas podsyłam linka z brytyjskiej strony rządowej w której opisują czym jest immunologiczna bezpłodność (są tam też odwołania do artykułów naukowych sygnowanych przez szanowane instytucje):
http://www.hfea.gov.uk/fertility-treatment-options-reproductive-immunology.html
Kolejnym linkiem jest link do amerykańskiego periodyku zajmującego się tylko tym tematem. Tak jak amerykańskim periodykom nie zawsze można ufać, tak ten jest wydawany przez Wiley & Sons, czyli wydawnictwo, które mam nadzieję nie pozwoliłoby sobie na podpisywanie się pod wątpliwymi tezami:
http://onlinelibrary.wiley.com/journal/10.1111/%28ISSN%291600-0897/issues
Pozdrawiam
Dzieki Kasia, chetnie poczytam:)
Margaritko, u nas wstępna diagnoza byłą taka sama: z badań nasienia wyszło oligoteratoastenozoospermia, czyli wszystko naraz, a Laura została poczęta w odstępie kilku dni od badań, czyli nie było czasu na poprawę po, czy pogorszenie przed wynikami. Dosłownie opłakałam wyniki, a za dwa tygodnie wyszedł pozytywny test. Cuda się zdarzają. Teraz wyniki nasienia są prawie identyczne, czyli nie zmieniają się w czasie. Do tego Jarek ma starszą córkę. I teraz też pięknie przyjęły się oba zarodki. Tak więc złe nasienie, to jeszcze nie wyrok.
Moja przyjaciółka za to miała zawsze wszystko idealnie, on byczek rozpłodowy, a wyszedł dopiero 13 transfer.
Więzon Twoje przykłady dokładnie wpisują sie w moja teorie. Medycyna medycyną a natura i tak gra lekarzom na nosie. My tez zaszliśmy w ciaze naturalna z takim nasieniem, niestety poronilam:(, dopiero w 11 tygodniu. Teoretycznie przez plemnik, bo z takim nasieniem naturalna ciaza ma duze szanse zeby tak skonczyc( ogromne prawdopodobieństwo ze zaplodnil „zły” plemnik), jednak jestes pięknym przykładem zeby ufać ze jeszcze nic straconego. Ta ciaza to z jednej strony nadzieja ze moze sie udać a z drugiej strony generator strachu ze mój organizm nie bedzie wystarczająco przyjaznym miejscem zeby zarodek chcial zostac. Jednak zlozonosc wszelakich przyczyn jest tak wielka, ze wygodniej myslec co ma byc to bedzie, pomagając jednocześnie naturze. Jednak zdiagnozowanie wszystkiego zrujnowalo by mnie psychicznie chyba. Za duzo kwestii wplywa na powodzenie ciazy, z drugiej strony alkoholiczka z 4 promilami rodzą zdrowe dzieci, co akurat mi nakazuje wierzyc ze to nie siła sprawczą lekarzy a jakiejsc wyższej energii czy Boga czy kto tam w co wierzy, to wlasnie tego.
P.s.- zapomnialam jeszcze o „oligo” w tej skomplikowanej nazwie ale tak, u nas to samo, czyli wszystko na raz:/
Kobiety bite, gwałcone, chcące poronić, w obozach dla uchodźców, w Oświęcimiu i wszędzie na terenach objętych wojną, bez lekarzy, głodne, w stresie i bezdomne też rodzą dzieci. My możemy tylko starać się pomóc, wykluczać czynniki ryzyka, a i tak, co ma być to będzie.
U mnie nikt nie ma pomysłu, dlaczego. Jeden z lekarzy powiedział: po prostu nie wszystko w życiu nam się udaje.
Dokładnie Wezon, wczoraj oglądałam film „Kanal”, gdzie jedna z bohaterek,Żydówka ukrywające sie przed śmiercią w czasie wojny w kanalach, zaszła w ciaze i urodziła zdrowe dziecko. Nomen omen zabiła je zeby je uciszyć, bo jak to niemowlę, płakalo. Zrobila to by ratować reszte ukrywającej sie grupy, by ich nie uslyszano… Współczuje jej sumieniu i wyborowi ktorego musiala dokonać. Tak samo jak Tobie, nie zawsze wybieramy miedzy lepszym a gorszym. Często pomiędzy mniejszym złem. Mysl o Laurze zawsze gdy dopadną Cię wątpliwości. Bierz ja w ramiona i wiedz, ze podjęłam wtedy taka a nie inna decyzje zeby uchronić ja przed brakiem matki. Zrobilas słusznie. Przytulam!
Podpusuję się pod tym co napisałaś – Iza robi wszystko co się da żeby walczyć o dziecko i absolutnie nie ma co się obwiniać. Przyczyn poronienia może być dużo począwszy od tego, że zarodek źle się podzielił, była jakaś wada.
Natomiast co do tej „wrogości macicy”- to tutaj trzeba pamiętać, że każdy zarodek dla układu odpornościowego matki jest ciałem obcym, czymś w rodzaju guza czy pasożyta (oczywiście z czysto biologicznego punku widzenia) i musi się naprawdę nieźle maskować, żeby organizm matki go nie zniszczył. Podobne mechanizmy maskujące mają nowotwory. Naukowcy badają te mechanizmy żeby np pomóc w ulepszaniu leków zmniejszających odrzuty przeszczepów.
Dokładnie Asiu, trzeba jeszcze i tym pamietać, zarodek to dla organizmu ciało obce, i jak to w naturze bywa wygra najsilniejszy…ten ktory nawet „wrogiej macicy”sie nie da. Niestety przez nasze problemy mamy za duzy podglad tego co sie dzieje, za duza świadomość. Normalnie pewnie bys nie wiedziala ze beta byla wyższa, niższa, znowu wyższa, ze za wolno/za szybko przyrasta. Okres sie spóźnia – pewnie ze stresu- pomyślałaby niejedna. W zasadzie nawet by tak nie pomyślała bo krwawienie bylo. Biedne jestesmy ze takie uświadomione- zauważmy o ile mądrzejsze w kwestiach ciazy od naszych dzieciatych koleżanek….i to jest wada każdej metody wspomaganej prokreacji. Powinni nam czyścić mózgi i zabraniać sprawdzać cokolwiek nawet jakbokresu przez 3miesiace nie ma. Powoli zaczynam rozumieć podejście Brytyjczyków w kwestii ciazy… Brutalne ale prawdziwe. In vitro pomaga oszukać naturę w kwestii zapłodnienia ale cala reszta w naturze nigdy nie udaje sie po każdym zapłodnieniu, nie wiem dokładnie ile, ale slyszalam ze 100 zapłodnionych komórek 25% przekształca sie w ciaze. I ze kazda zdrowa kobieta kilka razy w zyciu byla w ciazy o ktorej nie wiedziala. A dla nas kazda podniesiona beta bedzie zawsze wielka nadzieja! To zrozumiałe, ale wlasnie dlatego biedne jestesmy bo statystycznie to jeszcze daleka droga do sukcesu:((
Margaritka, bo jestem rozczarowana, bezsilna, rozżalona i zła i używam różnych nieprzyjaznych słów z tej półki, żeby opisać rzeczywistość.
Wszystko jest złe. Na razie jest złe i tak mi lepiej.
Nie obwiniam siebie w sposób, który uderzy w mój charakter. Na wrogą macicę nie mam wpływu. Sprawdzę ją, wiele rzeczy można jeszcze zrobić.
Histeroskopia to jest plan A na teraz. I pewnie jeszcze jakieś badania zrobię, nie wiem, chwilowo nie zagłębiam się w temacie, najpierw poronienie, potem reszta.
Rozumiem. To dobry plan. Zmartwilam sie ze szukasz przyczyny w sobie i balam sie ze to uderzy w Ciebie, w Twoje poczucie własnej wartości, charakter, bo…-znam to z autopsji:/ przepraszam jesli Cie uraziłam. Masz prawo do wszystkich uczuć ktore teraz Toba szargają i kij mi czy komukolwiek innemu do tego. Przemawia przeze mnie troska. Z mojego poczucia winy w ktore sie wpedzam wyciąga mnie terapeuta, a łatwo sie zapędzić w kozi róg po takich przejściach. Iza przytulam Cię mocno i wierze, ze bedzie dobrze!:) histeroskopia to i mój plan bo pomimo ze przyczyna niepłodności lezy po stronie meza, martwie sie ze cos u mnie nie gra skoro zarodki nawet na chwile z nami nie zostają:( wspomniałas o tej macicy dlatego zapytałam o histeroskopie, podobno przysługuje nam po 1 nieudanym cyklu in vitro, ale np. Mój lekarz pozwolił nam podjąć decyzje czy teraz, czy pozniej, takze warto rozmawiac:)
Margaritko, czasem mnie też dopada poczucie winy. Byłam już tak blisko. Dlaczego te cholerne wody odchodzą mi tak wcześnie i bez skurczy? Dlaczego mój organizm pozbywa się dzieci? A do tego ja musiałam podjąć decyzję, że nie czekam na super cud, tylko zabijam moje dzieci, dla swojego życia i przyszłych szans. Do tej pory waham się między wyrzutami, że mogłam jeszcze poczekać, może bym nie dostała jednak sepsy, a strachem, że za dobę straciłabym ciążę i macicę.
Wezon nie znam az dokładnie Twojej historii zeby bawić sie teraz w znawcę jak to z medycznego punktu wyglądało, jednak poznałam Ciebie i Twija historie z komentarzy, ktore tu zostawisz. Na tej podstawie moge z pełna odpowiedzialnością powiedziec Ci, ze zrobilas dla swoich dzieci wszystko co mogłas! I zapewne bralas pod uwage Laure. Nasze decyzje to odpowiedz na sytuacje pod katem naszej sytuacji życiowej i doświadczeń. Nie mogłas postąpić inaczej, ryzykując ze stracisz mimo wszystko dzieci i osierocisz Laure, zostawisz meza z tym wszystkim samego. Moze wtedy tak nie myślałaś, ale nasz mózg podejmuje często decyzje w nieuświadomiony sposob, robiąc „utajony” przed nami rachunek zysków i strat. Mamy taka zdolność do szacowania kwoty zakupów w spożywczym, nie myśląc o tym, nie zastanawiając sie, nie patrząc na ceny, wiemy jaki mniej wiece bedzie rachunek. I mysle ze Twoj mózg wtedy tez ocenił sytuacje poza Twoja świadomością. Pomógł Ci, bo Teoje matczyne serce nie umiała pewnie myslec logicznie chcąc walczyc o dzieci. W moim mniemaniu osoby stojącej obok Twojego zycia podjęłam jedyna słuszna decyzje. Teoje serce zawsze bedzie sie zastanawiać, zawsze bedzie rozpaczał za straconymi dziecmi i pytac „dlaczego”. Nie znajdziesz odpowiedzi, bo chyba jej poprostu nie ma. Los. Pierdolony, okrutny, niesprawiedliwy chuj! To jest moja odpowiedz. Moge Ci powiedziec co mi daje mała ulgę, jesli chcesz oczywiscie:) jednak pewne jest ze nikt nam nie zabierze tej blizny z serca, tego bolu. Ja staram sie w tym doświadczeniu szukac sily mimo wszystko i wierze ze spotkan sie kiedys z moim synkiem(wydaje mi sie se to byl synek). I przede wszystkim- ze on wie jak bardzo go kochałam i jak bardzo go oczekuwalam, ze jeszcze do mnie wroci, lub jesli bedzie miec inne powołanie, pomoze moim innym dzieciom przyjsc do mnie:) to mi pomaga. Milosc do mojego dziecka. Wczesniej nie znałam tego uczucia. Wiec jestem wdzieczna ze juz je znam i dopoki mam sile zrobie wszystko zeby moc obdarować moje dziecko tym uczuciem. I Ty na pewno znajdziesz swoj sposob aby poradzić sobie ze swoja strata:) mysle o Twoich dzieciach kiedy o nich piszesz, wyobrazam je sobie i czuje ze sa szczęśliwe. Sa z Toba i zawsze beda! Przytul je w swojej pamięci, bol kiedys minie na tyle by nie szczypać i ranić do krwi. A Twoje dzieci juz na wsze bede z Toba w Twoim sercu:)
Dziękuję Margaritka.
Ja wiem, że to była wymarzona parka i jeszcze mi z tym ciężej. Chłopiec, który by pokazał, jak się wychowuje drugą płeć, wartościowe geny tatusia i dziewczynka, stanowiąca łącznik z Laurą, wymówka, by kupować Laurze dużo ubranek i zabawek, bo później się przydadzą. Były zupełnie zdrowe. Łożyska były w porządku. Po prostu pech.
Ja nie wiem, czy coś jest po tym życiu. Ale masz rację, zawsze będę w moim sercu i alternatywnej rzeczywistości.
Wezon jest mi bardzo bardzo przykro z powodu Twojej straty. Łezki kręcą mi sie w oczach. Zaluje Twoich dzieci i Twoich zrujnowanych planow i marzen. Tez nie wiem czy cos jest. Wierze w energie, „dusze”, sile napędowa zycia wszelkiego. Twoje dzieci, parka, byly. One sie pojawiły w tej rzeczywistości. I pozostaną w alternatywnej, ktora z punktu widzenia fizyki moze byc równoległa rzeczywistoscia, światem. To ze dzieci fizycznie umarly, ich ciała, nie znaczy ze ich energie, dusze znikły. To chyba niemizliwe. One gdzies tam sa. I na pewno czuja Twoja milosc! Pozwól sobie, kiedy bedziesz juz gotowa, poczuć rowniez ich milosc do Ciebie:) masz swoich aniołów strozy czy wierzysz w Boga czy nue;) fizyka kwantowa. Dzieci nue sa nasza wlasniscia, to zycue, to energia ktora przez nas przeplywa. Te wiązki energi, swiatelka, dary wszechswiata na pewno nie zapomną Twojej milosci i beda o Tobue pamietać niezależnie gdzie trafia dalej w swojej wędrówce.
Przeczytałam, wasz wątek. nic nie dodam, oprócz tego ze rozluźnił sie korek którym zatrzymywałam przez ostatnie dni łzy, wyciągnęłam z ramki opaskę z raczki mojego dziecka i polały sie…wodospady łez. Dziewczyny myśle o was! Chce zeby udało Wam sie natychmiast! Tak strasznie nie mieści mi sie to wszystko w głowie.
Mojra mój korek sie otworzył jakis czas temu, kiedy czytałam Twoja historie. Nie umiem sobie chyba nawet wyobrazic Twojego bolu i tego co przeszlas tak do konca, ale choćby z ta częścią zrozumienia, wczucia sie w sytuacje do ktorej jestem zdolna (bo bylam w dupie ale nie az tak strasznej, wiec naprawde nie moge wiedziec co przeszlas), chce Ci powiedziec ze bardzo Ci współczuje i podziwiam Cie. Musisz byc bardzo silna. Widze oczami wyobraźni te maleńka opaskę i luzuje korek raz jeszcze. Czuje bezsilność. Przytulam. Twoj skarb bedzie tez w mojej pamięci. ;(
Bez korków wstęp wzbroniony! Korki do nabycia w super cenie u mnie.
Sposób użycia: popłakać, a potem zakorkować, żebyśmy się całe nie wylały.
Mojra bez korka, dostaniesz zakaz czytania bloga, bo Ci się dziecko denerwuje!!!
Kochanie, wcale mnie nie uraziłaś 🙂 Póki nie polecasz mi świeczek do kolacji jak najlepszej metody zajścia w ciążę – nasza znajomość nie jest narażona na szwank 🙂
Ja bym potrzebowała terapeuty, gdybym nie miała tego bloga i Was. Prawdę mówiąc założyłam go w ramach szukania pomocy, terapii. Działa. Pomaga.
Histeroskopia – na jakiej zasadzie mówisz, że nam przysługuje? Ja chodzę do lekarza (poza kliniką niepłodności, na wszelkie konieczne badania), który mi to po prostu zaproponował. ALe może dlatego, że dobrze zna moją historię leczenia. To nie można tak po prostu się domagać histeroskopii – bez nieudanego cyklu in vitro?
Nie wiem jak to jest dokładnie. Badanie droznosci tez „przysluguje” na NFZ, jednak nikt tego nie robi jak nie musi. To samo chyba z histeroskopia. Po tej kolejnej nieudanej próbie poszlam zapytac mojego lekarza z kliniki co jeszcze mozemy zrobic. Powiedzial o tej immunologii, ktorej nie refunduje rząd ale ze po 1 nieudanym cyklu robi sie zwyczajowo histeriskopie, jednak jesli ma mnie to uspokoić to mozemy ja zrobic juz teraz. Wnioskuje ze w ramach rządowego programu, nieodpłatnie. Zreszta mniejsza o kase, mozna i trzeba wrecz to zrobic. Pewnie 2 transfery to za malo i dlatego robia po pełnym cyklu in vitro, jednak jak widac warto rozmawiac:)
Iza, byłaś dzisiaj zrobić betę?
Nie, Asiu, nie byłam. Poszłam na spacer spotkać się z przyjaciółmi, zajmuję się drobnymi rzeczami nie związanymi z ciążą.
Nadal jednak biorę leki – zamykam oczy i wciskam w swoje różne otwory progesteron. Poza tym staram się robić przyjemne rzeczy. Uśmiech 🙂
Znowu brak slow … ale nadzieja n’a cud wciaz trwa….
Tak Francuzeczka. Jedynie cud. Już pisałam wcześniej, jak zdarzy się cud, chyba zacznę chodzić do kościoła, ale za bardzo się nie zarzekam, bo mi tam niewygodnie.
Strasznie mi przykro 🙁 wchodzę tu co jakiś czas o czekam na dobre wieści. Wiem że teraz pewnie nie chcesz żadnych rad itd ale kiedyś już pisałam że przy takim Ca125 jakie miałaś jest zbyt mała szansa i dziwie się że lekarze tego nie mówili. Mi powiedzieli że nie zrobią in-vitro dopóki ca125 utrzymuje się powyżej 60 bo to świadczy o stanie zapalnym i wrogiej macicy… teraz trafiłam na dobrego napro i ca125 powoli mi spada… może spróbuj kochana się teraz skupić na zmniejszeniu stanu zapalnego bo to jest bardzo istotne w naszej sytuacji endokobietek, szkoda kolejnych niepowodzeń. . Ja nawet nie podchodzę do transferu dopóki nie spadnie mi wynik poniżej magicznej 50
Narathiel, rzeczywiście pisałaś mi już o CA 125 w zeszłym roku.
Wiosną się leczyłam – za wiedzą mojego lekarza – ziołami. Nawet o tym tutaj nie napisałam, jakoś tak wyszło. Niestety nie sprawdziłam rezultatów.
Może za mało się tym interesuję – przy endometriozie IV stopnia można w ogóle zejść z CA 125 do 60?
A możesz zdradzić, gdzie się leczysz, gdzie kliniki tak pilnują tego CA?
W Gdańsku u docenta Wydry ordynatora Ginekologii w szpitalu klinicznym. On mówi, że jak bardzo chcę to mogę isc na to in-vitro teraz ale jest prawie pewny że skończy się niepowodzeniem. Jest szczery ze mną i mówi wprost, że najpierw muszę się podleczyć i wtedy z czystym sumieniem mnie wyśle do kliniki na in-vitro. Słucham go jak wyroczni bo jest moim guru w leczeniu endometriozy i endo-ciążach. Zapisałam się też dodatkowo do naprocentrum.
narathiel a słyszałaś o serropeptazie? całe forum juz leczy się nią i mają świetne wyniki bo ona rozpuszcza zrosty i likwiduje stan zapalny w organizmie. Moja koleżanka zapoczątkowała to leczenie i dobrze się ma, a ma IV stopień endo. Jeśli ktoś chce mogę go zarekomendować do tej grupy na fb. A tu link do tego środka http://sklep-naturalnesuplementy.pl/wszystkie-produkty/endometrioza-wsparcie . Chcę zaznaczyć, ze nie jestem żadnym agitatorem ani przedstawicielem handlowym. Sama mam endo na bliźnie i wiem co to znaczy.
Izabela, wolniej, bo naprawdę brzmisz jak reklama!
to jest taki środek rozpuszczający zrosty i zmniejszający stan zapalny. Koleżanka, która go stosuje ma niższe Ca i nie ma bóli przy okresie, mojej siostrze, która go stosuje zmniejszyła się łuszczyca. Serra ma szerokie spektrum zastosowania stosują go lekarze na zachodzie np po operacjach. Może warto spróbować.
Nie mówię, Izabela, że nie warto, tylko, że brzmisz jak reklama. Uważam, że i tak i tak wszystko należy konsultować z lekarzem, przynajmniej, jeśli starasz się o dziecko, może inaczej jest w przypadku, gdy kobietki jedynie leczą endometriozę. Ale kiedy nie tylko leczysz endo, a jeszcze starasz się o dziecko, lekarz musi widzieć co bierzesz i jaki to ma wpływ na organizm.
na pewno, problem tylko w tym, że lekarze nie znają tego środka. Ja po latach hormonów anty więcej ich nie tknę. Moja wątroba przypomina sito. Dlatego szukam co mogę żeby ratować sie inaczej. Nie chce też tego guza usuwać, bo boje się, ze dziadostwo nie dość, ze odrośnie, to jeszcze się rozpleni. Tonący brzytwy się chwyta.
Medycyna postępuje szybciej niż jakakolwiek inna dziedzina nauki. Lekarz, aby mógł pracować w zawodzie, musi w ciągu roku odbyć określoną licznę szkoleń, musi się wciąż dokształcać.
Nie zrozum mnie źle, nie zamierzam odradzać Ci brania czekokolwiek i rzeczywiście my tutaj jesteśmy takie trochę tonące, więc szukamy pomocy na każdym froncie, od akupunktury, poprzez zioła, na religii kończąc. Każdy sposób jest dobry, jeśli w niego wierzymy. Być może przyjdzie dzień, że też sięgnę po polecany przec Ciebie środek, wtedy na pewno o tym napiszę. Jednak jestem po prostu ostrożna, jeśli lekarze go nie znają, to znaczy, że nikt na szkoleniach medycznych o nim nie mówi. Dlaczego?
Z całego serca Ci życzę, żeby udało się uniknąć brania hormonów i operacji, Tobie i nam wszystkim.
Ja probowalam i po 3 tygodniach stosowania dostalam silnych boli lewej strony nie wiem czy zbieg okolicznosci czy byla to wina tego enzymu, zrezygnowalam, wszystko wrocilo do normy. moze dam mu jeszcze szanse kiedys ale narazie nie ryzykuje…
Iza czy ten suplement jest tez na zrosty w jajowodach?
Oczekujaca ogolnie twierdzenie jest ze ten enzym zjada martwa tkanke powstala w organizmie w tym wszystkie zrosty. jest to enzym larwy motyla ktory zjada kokon bez naruszania motyla. Nie ma wiekszych testow ktore pokazuja jego dzialanie, a lekarze jak pytalam bardzo ostroznie sie o nim wypowiadaja wlasnie z powodu braku testow klinicznych i jakichkolwiek statystyk.
Narathiel, a mozesz mnie oswiecic co to takiego ca 125 i jak sie je bada??? (wrzucilam w google ale nic sensownego nie moge znalesc…). Niedlugo mam crio stransfer po wczesnym poronieniu w styczniu ale nikt mi nie wspominal w klinice o takim czyms… Endometrioze tez mam na dodatek wiec moze to ca ma dla mnie tez jakies znaczenie…?
Yarzynko, napiszę z głowy, nie po lekarsku, ale to co wiem po sobie. Narathiel na pewno wyjaśni to lepiej, jak tutaj zajrzy.
CA 125 świadczy o stanie zapalnym macicy, w której dzieje się coś złego. ZAWSZE jest podwyższone przy endometriozie, ale także np. przy raku jajnika.
Jeśli masz endometriozę to warto zrobić to badanie – ale przygotuj się na to, że wynik pewnie nie będzie Ci sie podobał, bo przy endo CA 125 po prostu jest podwyższone.
CA 125 bada sie z krwi, nie trzeba na czczo. U mnie w klinice niepłodności koszt to ok. 120 zł. Nie jest to objęte refundacją z programu.
Dziekuje za wyjasnienie Iza! Ja z endometrioza 4 tego stopnia podchodzilam do invitro ale nigdy o ca125 nie slyszala.Invitro robie w UK, tu ( niestset) sjest inne podejscie do leczenia w ogole wiec moze to dlatego….Jutro mam widths przed crio transferem wiec zapytam.Bede musiala miec dupke argumenty jezeli chce cos dodatkowego bo strasznie ciezko cos poza standardami tu uzyskac.Dzieki raz jeszcze,poczytam jeszcze I moze sie uda.
Yarzynko, to dodam coś jeszcze. Jeśli masz tak wysoką endo to w przerwach między transferami warto ją leczyć, zawsze proszę lekarza na czas przerwy o jakieś leki.
Na polskie warunki jest to visanne, pewnie w UK też jest ten lek, bo to nie jest polski wynalazek.
Na własną rękę – za wiedzą i zgodą lekarza, ale nie za jego receptą – leczyłam się także ziołami. Lekarz się nie zna na ziołach, ale sprzedawca w zielarskim powinien. Tam przygotowali mi mieszankę.
Iza, w oczekiwaniu na pierwsze podejscie dostalam 3 zastrzyki decapeptyl ktory podobno zwieksza szanse na pozytywne ivf u kobiet z endometrioza. Ostatnio gdzies na polskiej stronie przeczytalam wyniki badan ze zaniechali podawania decapeptylu bo nie widac bylo efektu. Jutro o wszystko dopytam ale jak mowie musze miec twarde argumenty bo inaczej uprzejmie i z usmiechem powiedza mi: pocaluj sie w…. Mnie podejscie w UK do leczenia strasznie sie nie podoba: zeby lekarka z pogotowia wystawila mi zaswiadczenie ze jest podejrzenie endometriozy musialam obstawac przy swoim. Pomimo tego ze powiedziala mi ze nie mam wszystkich obaw wiec to na pewno nie jest endo. Na koniec dorzucial ze sa kobiety ktore maja jeszcze wieksze problemy z bolem i jakos sobie radza (w domysle: przestan przesadzac). Skonczylo sie na tym ze wsciekla na mnie wyszla z gabinetu bez do widzenia, co u Brytyjczykow jest najwyzszym etapem wkur….nia:)
A czy to badanie CA125 to jest to samo co w Polsce zalecaja zeby jezeli od transferu (punkcji) minelo wiecej niz 3 miesiace to zeby zrobic badanie czy w macicy nie ma bakterii?
Przepraszam ze tutaj pytam ale ja mam juz taki metlik w glowie…Ciezko jest przechodzic przez bezplodnosc, jeszcze gorzej jak wiesz ze nie mozna ufac lekarzom…
Hej yarzynka ja tez jestem z UK i tutaj jestem leczona na endometrioze. Przy podejrzeniu endometriozy i raka jajnika bylam od razu wyslana na badanie krwi pod kontem markerow rakowych (ca125 i jeszcze jakie CA ale nr nie pamietam) Jest to standardowe badanie przy potwierdzaniu endometriozy mialam lekko podwyzszone od tamtego czasu nie powtarzalam bo nie bylo poki co potrzeby. Poniewaz nie podchodze jeszcze do staran jako leczenie endometriozy mam wstrzymany cykl poprzez lek Provera ktory dziala jak Vissane jest to progesteron w duzych dawkach. przyjmuje go juz 3 lata i dzieki niemu uniknelam operacji, endometrioza sie wyciszyla, torbiele znacznie zmiejszyly. Ja na szczescie na tutejsza sluzbe zdrowia nie moge zlego slowa powiedziec, gdyz bardzo mi tu pomogli nie tylko jesli chodzi o endo. slyszalam rozne opinie co do in vitro i prowadzenia ciazy ale poki co staram sie nie zaprzatac sobie tym glowy bo licze ze i z tym dobrze trafie. jesli mialabys jakies pytania wal smialo 🙂
a tak doczytalam o tej lekarce na pogotowiu to powiedz mi na jakies zasadzie stwierdzili endometrioze? mialas laparoskopie?
Dobrze wiedziec Ewelina ze Ty tez jestes z tych stron:). Do lekarki poszlam zeby dala mi skierowanie na laparoskopie ktora zrobilam w prywatnym szpitalu. Wypisala ze to podejrzenie endometriozy dopiero po tym jak kategorycznie stwierdzilam ze tego chce, a tak to sugerowala zapalenie macicy i przypisala kilka antybiotykow ktorych zreszta (slusznie jak stwierdzil chirurg od laparoskopii) nie wzielam. A jak Ty mialas te badania na ca 125 robione? I w jaki sposob otrzymujesz swoje wyniki? Wiesz, ja nie widzialam zadnych danych, wynikow itp, poza standardowym: wszystko w normie…Cholera jasna, moze ja powinnam byla bardziej cisnac i dopytywac co to znaczy w normie? Wrr, nawet jak cisnienie mi mierza to zawsze jest w normie bez podawania parametrow…
Wiesz co u mnie to wygladalo tak ze przyszlam do gp ze bylam w pl na usg i cos tam bylo nie tak a ze lekarz mnie zna z moich wczesniejszych doswiadczen to mnie od reki wyslal na usg. po usg powiedzial ze mam dwie opcj albo rak albo endo i wyslal wlasnie na badanie krwi CA125 (zwykla proba krwi) w mieedzy czasie piorytetem do szpitala do ginekologa i ten ginekolog juz mial moje wyniki a tak to GP daje ci wyniki z krwi. Ja np po wizytach u lekarzy zawsze prosze o kopie listu ktora idzie do gp bo wiem ze oni tam wszystko pisza, np rozmiary macicy janikow, torbieli i dzieki takiej kopi dowiedzialam sie ze mam tylo zgiecie bo lekarz nie wpsomnial. szybko nauczylam sie ze jak nie zapytasz nie dowiesz sie ;p
„A czy to badanie CA125 to jest to samo co w Polsce zalecaja zeby jezeli od transferu (punkcji) minelo wiecej niz 3 miesiace to zeby zrobic badanie czy w macicy nie ma bakterii?”
Nie, nie, nie! CA 125 jest badaniem z krwi i nie ma nic wspólnego z bakteriami. CA 125 może być podwyższone nawet jeśli Twoja macica nigdy nie widziała choćby z daleka jakiejkolwiek bakterii.
Bakterie badają wymazem z pochwy i u mnie w klinice (bądź z powodu zapalenia otrzewnej, nie wiem) akurat co 30 dni, a nie co 3 miesiące.
Dzieki za odpowiedz Iza, troche poczytalam I sama do tego doszlam. Ja nie jestem ignorantka, jakkolwiek by to wygladalo, tylko po prostu tutaj o takich rzeczach mi nikt nie wspominal!
Dzis bylam na skanie przed transferem: na moje pytanie czy mozliwe ze jest zakazenie w macicy po poronieniu I czy nalezy zrobic badanie na bakterie odpowiedz byla 2x nie. Bo standardowo to oni tego nie robia wiec nie. Nie chce uchodzic w klinice za konfliktowa osobe wiec nie nalegalam I nie robilam burdy. Oni po prostu tak maja ze nie robia wiec nie. Prywatnie tez nie ma takiej opcji zeby pojsc I zrobic jak w Polsce. Wiec bede musiala im zaufac…Tak sobie postanowilam ze do nastepnego razu, a potem bede czytac, sluchac Was I wszystko to przed nimi pietrzyc a wszystko to dla wiadomego celu..
Iza, a jak Ty sie czujesz? Bo tu kazdy o innych rzeczach, swoich przezyciach, doswiadczeniach…Ale wiesz ze myslimy o Tobie… Mam nadzieje ze samopoczucie (to psychiczne przede wszystkim) sie poprawia…?
Kochana a pytalas w GP czy nie wyslalby cie na badania krwi? W jakiej czesci anglii mieszkasz? bo w Londynie sa polskie kliniki ktore oferuja prywatnie badanie krwi, jak i inne wymazy bakterii i pomagaja podchodzacym do in vitro w uk. Nie masz moze takiej mozliwosci?
Tu nie chodzi o ignoracje kochana bo ja tez nigdy nie slyszalam o badaniach o endo itp to wszystko dowiadywalam sie o bardziej doswiadczonych. Pozdrawiam
Ewelina, Yarzynka, jeśli nie chcecie zbyt wiele pisać o sobie na forum, to Wasze maile także mogę Wam powysyłać nawzajem.
Tylko, żeby było jasne – mnie nie przeszkadza, że ustalacie szczegóły, wszystko chętnie czytam!
Ewelina, ja juz jestem na etapie kliniki leczenia nieplodnosci, wiec jak pojde do GP zeby mi krew zbadali to pewnie pokaza mi drzwi… Czy Iza moze mi podac Twojego maila to podpytam o te kliniki k torych pisalas. A jak nie to daj znak na blogu, dzieki
Yarzynka, nie jesteś ignorantka. Jesteś pacjentka. Inaczej zostałabyś lekarzem.
Ja – dziekuję – mam wyłączone uczucia całkowicie, jedynie strachu nie udało mi się zadławić, ale strach jest do przeżycia.
hej oczywiscie ze mozesz napisac do mnie na mail jesli iza nie bedzie miala czasu to napisz u mnie na blogi wtedy bede miala twojego maila i napisze 😉
Pozdrawiam
hej:)
Trafiłam rok temu na dobrego lekarza, który wyjaśnił mi, że CA125 błędnie jest kojarzone tylko z rakiem jajnika a tak nie jest = CA125 to antygen, który jest podwyższony również przy stanach zapalnych, którym niestety sprzyja endometrioza. Wyjaśnił mi, że robiono badania na kobietkach które z endo pochodziły do in-vitro i niepowodzenia były u tych, które miały znacznie podwyższony ten marker. Stan zapalny wytwarza środowsko nieprzyjazne dla zarodka i macica go brzydko mówiąc wypluwa 🙁 Mam nie podchodzić do in-vitro dopóki nie zmniejszy mi się ten stan zapalny. Paradoksalnie leczę się teraz w NaproCentrum w Gdańsku, CA125 mi spada i jak nie zajdę naturalnie w ciążę to podejdę do in-vitro. Ja chodzę do ordynatora Ginekologii w szpialu klinycznym w Gdansku – docent Wydra.
Mamy taką grupę dla kobiet z endometriozą, na niej wymieniamy się doświadczeniami dot. diety endo i różnych sposobów na zmniejszenie stanów zapalnych i bolesnych @- dziewczyny mają mega ogromną wiedzę. Grupa jest tajna i zamknięta więc znajomi nie widzą co piszemy – możecie dołączyć. Sporo kobietek tam stara się o dziecko. Taka on-line grupa wsparcia powstała 😉
link -> https://www.facebook.com/groups/340122896178717/?fref=ts – tutaj o walce naturalnymi sposobami z endo
lin2 -> https://www.facebook.com/groups/646875928700705/?fref=ts – endometrioza, jak z nią żyć?
mówimy o tej samej grupie 🙂
Po każdym nieudanym transferze też się obwiniałam.Szukałam przyczyn,robiłam badania.Zgadzam sie z Margaritką.Statystycznie od 50 do 70 procent zarodków jest nieprawidłowych genetycznie.Zdaniem kilku najlepszych lekarzy z klinik in vitro to główna przyczyna niepowodzeń i niestety rada jest jedna:trzeba trafić na dobry zarodek.Jednym uda sie za pierwszym razem a innym za dziesiątym. Szef mojej kliniki tez odradza immunologię ale jak chce sie zrobic dla własnego czystego sumienia to śmiało. Jak bedzie dobry zarodek to się przyjmie i zostanie.Póki jest siła i determinacja trzeba walczyć.
Wanda, dzięki, rzeczywiście też czytałam, że większość poronień wynika z wad genetycznych zarodka i oczywiście w tej sytuacji – okrutne, ale prawdziwe – wolę poronić wczesną ciążę niż urodzić cierpiące chore dziecko. Jeśli można coś w ogóle woleć, ale skoro decydujemy się na in vitro, to słowo „chcę” jest wpisane w naszą historię.
Zastanamwiamy się z mężem, czy cała „partia” zarodków nie jest dotknięta jakąś wadą, wszystko rozbija się w podobnym czasie. Strzelam też – że jednak coś może być z macicą, że zarodek po 6-7 tygodniu nie może dalej się rozwijać.
Zobaczę, napiszę.
Najlepiej wtedy zrobić PGD zarodków czyli badanie genetyczne. Chyba jest to refundowane w programie rządowym, bo tak jest koszmarnie drogie niestety. Ja u CIebie obstawiam albo to albo właśnie komórki NK. Acha badanie na komórki nk kosztuje ok 150 zł. Zrób sobie sama i dopiero pokaż ginowi, bo naprawdę oni się bardzo często w ogóle nie znają na tych komórkach i odradzają to badanie, bo nawet nie wiedza jak to poźniej interpretować. JAk wynik jest do kitu to najlepiej się zgłosić do immunologa.
Choć mam nadzieję, że wszystko skończy się nudną i książkowo rozwijającą się ciążą;)
O widzisz Lucy! Bardzo mi pomoglas, bo o tym wlasnie badaniu myslalam ale nie wiedzialam jak sie do tego zabrac. Skoro nie jest to az tak skomplikowane zeby to przebadać to moze ja zajmę sie tym juz teraz. Powiedz prosze, gdzie moge zrobic to badanie, ile sie czeka na wynik i jaka jest jego pełna nazwa. Czy Ty masz zaufanego immunologa?
Margaritka ja robiłam to badanie w Wielkopolskim Centrum Onkologii w Poznaniu, kosztowało 150 zł, wynik był w ciągu 2 tygodni. Gdzie indziej można – nie wiem.
R, piszesz o badaniu CA125 zapewne skoro w centrum onkologii? Ja mialam to badanie tez w centrum onkologii przy „okazji ” guza jajnika. Wtedy nawet z 7cm guzem i muesiaczka(ktora moze podwyższyć wynik) mialam cos kolo 30. Teraz rozważam to badanie komórek NK i o to mi chodzi, nie doprecyzowalam we wcześniejszym poście. Jednak CA125 moze warto powtórzyć w sumie:)
Nie, nie, nie. Ja mówię właśnie o nk. Nie mam powodu do badania ca125, nie mam endomendy ani innych dolegliwości, które mogłyby powodować konieczność tego badania.
Aaaa, ok.:) to juz trop gdzie mozna je zrobic. Zdaje sie ze w Warszawie tez mamy centrum onkologii;) dzieki bardzo!
Odnosnie CA125 to mialam to badanie wykonywane przy podejrzeniu torbieli endometrialnej podczas rutynowego badania ginekologicznego. Wtedy nawet jeszcze nie myslam o dziecku. Badanie na szczescie wyszlo dobrze, a torbiel w nastepnym cyklu sam sie wchlonal. Badanie zlecila mi ginekolozka z Luxmedu i w tej samej placowce je zrobilam. Z tego co wiem w Warszawie jest kilka oddzialow Luxmed, warto sprawdzic na ich stronie.
Szukaj własnie na onkologii tego badania. Szwagierka robiła właśnie w Poznaniu. Tu masz link http://wco.pl/pl/dla-pacjentow/cytometria/ i takiego czegoś szukaj u siebie. Najlepiej właśnie centrum onkologiczne albo w szpitalu z oddziałem onkologicznym, bo w zwykłym labo nawet 280 zł kosztuje to badanie
Lucy, dzięki, zapytam u siebie w klinice, bo jeśli PGD nie jest refundowane, to – o ile sprawdziłam cennik – nie damy rady tego zrobić.
A „zwykłe” badanie kariotypów nie jest jakąś wskazówką do PGD? Bo my mamy kariotypy zbadane i bez zastrzeżeń.
Co do NK, masz rację, zrobię sobie sama bez pytania.
Iza, po pierwsze, przy prawidłowych kariotypach nie ma wskazania do PGD, w moim rozumieniu musiałabyś sprawdzić głębiej wasza genetykę, zeby założyć, ze jakieś markery wpływają na zarodki. A jest ich oczywiscie cała lista. Szczerze mówiąc ja bym tam nie szukała przyczyny, wady genetyczne owszem sa najczęstsza przyczyna poronień, tych wczesnych, i w naturze po prostu nie maja szansy sie zagnieździć, ale to jest wpisane w nasza naturę, i wynika ze spontanicznego złego podzielenia sie zarodka, najcześciej w drugiej fazie podziału mejotycznego, czyli tuż przd uwolnieniem komórki z pękniętego pęcherzyka. Co w przypadku in vitro, wydaje mi uzyskaniem niedojrzałych komórek, ktore nie sa dalej wykorzystywane, natomiast naturalnie, moga zostać zapłodnione, ale skutkuje to nierówno ulokowanymi chromosomami, wiec co za tym idzie selekcja naturalna. Podkreślam tylko, ze sa to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia i wnioski z zaslyszenia, przeczytania i przeanalizowania informacji lekarskich, których jak pewnie jesteś w stanie sobie wyobrazic przerobiłam wzdłuż i wszerz. Nie chce tez niczego sugerować. Co do strat zarodków, to gra jest warta świeczki gdy jesteśmy nosicielami translokacji i innych świństw i w praktyce przy uzyskaniu wielu zarodków, zawsze co któryś jest chory.
Boże, Mojra, jak się cieszę, że przeorałaś internet (bynajmniej nie cieszy mnie powód, dla którego szukałaś tej wiedzy) i napisałaś mi streszczenie, bo jakoś nie mam siły, żeby kopać się w temacie – boję się, że wtedy znajdę u siebie wszystkie te choroby.
Przyjmuję do wiadomości, że to Twoje wnioski i nie jesteś lekarzem. Akceptuję regulamin.
Wiem, że muszę jeszcze zrobić wiele, ale nie dam rady zrobić wszystkiego na raz, koszty fizyczne, psychiczne i finansowe obedrą nas do kości – więc metodą „selekcji naturalnej”, zrobię jakąś część z tego wszystkiego, co można by jeszcze.
Dzięki, Mojra.
Jak się czujesz? Ty też, w swoim stanie, na razie chyba lepiej nie czytaj bloga, bo najbliższe odcinki nie będą dla kobiet w ciąży…
Nie opuszczę Cię! Ani mowy nie ma! Głupio mi pisać o sobie, bynajmniej w tej sytuacji.. Daruje sobie..przyjdzie czas.. Ja dotrwam…bedzie co opowiadać. Póki co tonę i gubię sie w kłamstwach w rozmowach z najbliższymi. Nic to. Wiem ze sie boisz, wiem ze sie chronisz i chowasz w skorupie, czuje to. Jesteś w moich myślach niczym u wielbiciela i zakochanego wariata 😉 trzymam Cię za rękę jutro, a Ty trzymaj mnie, bo tez wracam do przeszłości, mam nadzieje ze tylko na chwile.
Mojra, też Cię potrzymam za drugą rękę. Brzmisz intrygująco i trochę przerażająco, mam nadzieję, że to nic poważnego.
Izo, ta przyjaciółka od 13 transferów robiła badania genetyczne poronionego zarodka. Dwa razy serce w ogóle nie ruszyło, a za trzecim ruszyło i po tygodniu stanęło. Zrobiła badanie tego największego. Był całkowicie zdrowy, wad nie znaleziono.
Mimo tylu prób i 5 stymulacji, w Novum odradzono PGD przy prawidłowych kariotypach itd., za duży odsetek strat zarodków.
Wężon, czy dobrze rozumiem, nie znam sie na tym wcale – badanie PGD oznacza stratę zarodka? Jezu, boję się przeczesywać internet w tej sprawie… 🙂
Co do PGD pewnie BasiaG udzieli Ci wyczerpujących informacji.
Na pewno nie jest to strata zarodka pewna, bo nie byłoby sensu tego robić. Co Ci po tym, że zarodek był zdrowy, ale padł. Jednak do badania pobierają jakiś fragment zarodka i to może zaszkodzić mu na tyle, że obumrze. A przy braku oczywistych wskazań (stwierdzone choroby genetyczne/ nosicielstwo) i tak większość wad tworzy się spontanicznie i wszystkiego nie zbadasz.
To co napisałaś jest dla mnie ważne. Jeszcze niech ocenia lekarz, ale u nas nigdy nie było żadnych wskazań do PGD i nie będę robiła nic na siłę.
Hej to jak skoczyła beta to jeszcze nic straconego. Może malutkie walczy mocno, żeby jednak zostać z mamą. wiem, że po tym co przeszłaś ciężko o nadzieję, ale jeszcze jej nie trać. Mam nadzieję, ze Twoje maleństwo będzie ta silne jak moje i zwalczy przeciwności, kłody które mu rzucał pod nogi mój organizm.
No to jeszcze trzymam mocno kciuki za Was 🙂
Lucy, trzymaj, ale ja chcę żadnych złudzeń, za duży koszt psychiczny…
Iza, masz prawo być wściekła, rozczarowana i cokolwiek innego co tylko poczujesz. Możesz też mieć nadzieję na cud (gdybyś tak zupełnie nie miała nadziei, nie szpikowałabyś się lekami). Czasem się zdarzają, nie tak rzadko wcale. Nam przytrafił się raz, i to podwójnie, a nawet więcej. I początek i koniec ciąży z Laurą to splot cudownych przypadków. Niestety drugi raz nie chciał się powtarzać.
Co robisz dalej? Bierzesz progesteron aż do wizyty z USG, która wszystko rozstrzygnie?
Ja w poniedziałek odebrałam akty urodzenia, szkoda, że z adnotacją o zgonie. Nadałam imiona. Dostanę wyrównanie do zasiłku macierzyńskiego w pracy, urlop już przepadł i odszkodowanie z ubezpieczenia.
A i tak słyszę, że to jeszcze nie były dzieci i dobrze, że teraz, a nie później. Nawet mój niemąż nie odczuwa tego jako straty dzieci. Dla niego to wciąż były potencjalne dzieci, które nimi niestety się nie staną.
Więzon mój maz ma takie samo podejście, co mnie bardzo bolało. Ale wiesz, rok od poronienia dopiero sie „przyznał” a w zasadzie otworzył i powiedzial jak bardzo cierpiał, jak go boli, przyznał sie ze mysli o dziecku ktore odeszło kazdego dnia. Pomogło mi to. Bo wkurzyło mnie ze mysli o dziecku wlasnie jak o potencjalnym dziecku, podczas gdy to zycie juz bylo we mnie. My to czujemy inaczej poprostu. A moze to ich praktyczne rozumy nakazują im taka filizofie? Niemniej pisze Ci o tym bys wiedziala ze on najprawdopodobniej bardzo cierpi tylko o tym nie mowi. Byc moze tak chce chronić Ciebie, dawac wsparcie, byc tym silniejszym.
Wężon, czas leczy rany, ale przykro mi z powodu Twoich bliźniaków, jakby zdarzyło się to mi samej i to całkiem niedawno…
Twój niemąż najpewniej w taki sposób się broni – broni Was oboje. Wiesz to lepiej ode mnie.
Tak, ja biorę leki aż do rozstrzygającego USG.
Witaj Izo, niedawno dowiedziałam się o Tobie czytając „Chcemy być rodzicami”… O swojej walce z niepłodnością mogłabym napisać książkę, ale chyba nie jestem w pisaniu tak dobra jak Ty 🙂
W jednym zdaniu – moja walka trwa 12 lat, wiele lat walczyłam sama, bo mój (już były) mąż nie chciał podejmować żadnych działań, nawet diagnostycznych…ostatecznie odszedł do innej, która dała mu dziecko. Przez wiele lat moje wyniki nie wskazywały na żaden problem, poza wykrytą endometriozą niewielkiego stopnia wykrytą po pięciu latach od początku starań. Gdy po kilku latach od rozstania z mężem temat wrócił, bo jestem w nowym związku, okazało się, że mam dramatycznie niskie AMH i pokaźnego mięśniaka…mimo takich wyników znalazł się lekarz, który podjął się próby in vitro i z pierwszego podejścia zaszłam w ciążę 🙂 było to rok temu…moja radość jednak nie trwała długo, beta przyrastała mniej niż powinna, nie było krwawień, plamień…dokładnie rok temu, 9 maja dowiedziałam się, że na USG nie widać bijącego serduszka, choć powinno było już bić… Pamiętam, jak obserwowałam betę i zapytałam lekarza, czy jest coś, co mogę zrobić…usłyszałam, że nie, ale dzisiaj już nie jestem tego tak pewna.. Po kolejnych dwóch, nieudanych, próbach in vitro, wykonałam , przez przypadek dowiadując się, że w rodzinie mam lekarza, który zajmuje się immunologią w niepłodności, szereg badań…okazało się, że w ogóle nie wytwarzam przeciwciał blokujących allo-MLR, co mogło spowodować reakcję immunologiczną przeciwko Maluszkowi…Teraz jestem po szczepieniach i czekam na wynik, czy coś się zmieniło…i staram się nadal mieć nadzieję, choć mój wiek i moje wyniki raczej ustawiają mnie w tyle stawki…Wiem jednak, że w sytuacji podejrzenia braku przeciwciał blokujących można podać kroplówkę z lekiem, który zastąpi te przeciwciała… Jest to bardzo drogie (kilka tysięcy złotych), ale może jakiś mądry lekarz poradziłby Ci, czy to miałoby jakiś sens…
Ściskam Cię mocno…
Dwanieba, naprawdę możesz napisać książkę…
Piszesz o diagnozie, o której pierwsze słyszę – miałaś dość siły i uporu, żeby się tego dowiedzieć, nie każdy jest tak cierpliwy i wytrwały. To właśnie sprawia, że nie stoisz w tyle stawki, jak sama napisałaś. Wiesz, że to nie jest puste pokrzepienie, bo w tyle są ci, co nic nie robią.
12 lat – to jest tak bardzo bardzo dużo… 🙁 Lata walki nas zmieniają. Wierzę, oprócz tych złych zmian, także po trochę na lepsze.
Nie chcę dziś stawiać sobie jakichś granic, ale nie wiem, czy będę miała siłę brnąć tak głęboko i daleko.
Po tym, kiedy spadła mi beta kilka dni temu, powiedziałam mężowi, że koniec z in vitro, że mnie już nic się nie chce, nie będziemy więcej kłaść karków na szafot.
Trzy dni później już tak nie myślę, przegadaliśmy to, będziemy starali się nadal. Ale akceptujemy adopcję, więc dajemy sobie prawo po prostu przerwać leczenie, jeśli będzie to dla nas zbyt wiele.
Może trop z immunologią jest dobrą drogą, nie wiem, trudno mi w tej chwili myśleć perspektywicznie, myśleć w ogóle. Najlepiej byłoby by wejść na kilka dróg, żeby zobaczyć, która jest dobra. Rozkraczyć się. Spróbuję.
Mam nadzieję, że Tobie się uda. W końcu musi 🙂 Kiedy będziesz mogła się przekonać, czy szczepionki działają? Napiszesz o tym?
Miło mi, że mnie znalazłaś.
Ściskam Cię mocno w Twoją szczepionkę, powodzenia – z całego serca. Jesteś weteranką 🙂
Czytam Twój blog od dawna, choć się nie udzielam. Od dawna też przechodzę całkiem podobne historie. U mnie poronienie pustego jaja płodowego, z betą powyżej 30000 nastąpiło po 3 tygodniach i uwierz mi też chciałam, żeby się właśnie TO skończyło. A czekanie na poronieńie był straszne, bo od 6 tyg. ciąży wiedziałam że to nastąpi, owszem liczyłam na cud, a z drugiej strony miałam świadomość, poczucie, że go nie będzie. Moja pani dr bardzo mi pomogła psychicznie, gdy po usg powiedziała mi, żebym nie myślała o tym jako o ciąży, o dziecku. Po prostu poroniłam jakby domek dla dziecka, ktore jednak nie wprowadziło się do niego. I może to straszne, ale tak było i to mi pomogło. Teraz przede mną kolejne podejście, tym razem crio, ale wszystko sie komplikuje bo hormony rozhulane. Wiem, że tak naprawdę to my same musimy to sobie w głowie poukładać, ale z drugiej strony wiem, że to przetrwamy. Najwyrażńiej taka nasza droga. Z głębi serca zci tego życzę i spokoju Ci życzę jeszcze- bo tego sobie sama życzyłam jakieś prawie dwa miesiące temu, gdy przerabiałam swoją historię.
KassWarz, po pierwsze to masz ciekawy blog i na pewno skorzystam.
Co do Twojej historii, jezu, można mieć tak kosmiczną betę z pustym jajem płodowym????
Bardzo polubiłam Twoją panią ginekolog. Oni mają z nami ciężką pracę, ale nieczęsto są dla nas psychologami – w tych chwilach, gdy w macicy brakuje serca…
KassWarz, u Ciebie to też wszystko stało się tak niedawno, mam nadzieję, że znalazłaś swój spokój.
Mnie nadchodzące poronienie daje jednocześnie konieczność min. 3-miesięcznej przerwy. Właściwie bardzo potrzebnej, dla ciała i ducha.
Kiedy masz crio? Twoje hormony są do ustawienia? Zawsze masz z nimi problemy czy to jakaś nieoczekiwana nowość?
Powodzenia i daj czasem znać jak idzie…
Iza niestety jest tak, że przy pustym jaju płodowym część lekarzy czeka i czeka na cud. Bo serce może się pojawić i w 8tc dopiero i to się zdarza, a puste jajo wydziela hcg jak prawidłowa ciąża. Ja wiem, że gdyby u mnie na ostatniej wizycie nie było zarodka, to nie zgodziłabym się na to czekanie. Zarodek z sercem nawet przy kiepskim sprzęcie powinien być widoczny przy becie ok. 10.000 i tego bym się trzymała…
KassWarz z jednej strony rozumiem decyzję o czekaniu, z drugiej współczuję, że musiałaś spaść z tak wysoka (Wężon u Ciebie to w ogóle jakiś kosmos :()
R. u mnie to był już 15 tydz., więc beta była na maksymalnym poziomie i zaczynałby się prawidłowy spadek. Nie wiem, właściwie, po co ją zlecili, przecież nie było wątpliwości, że jestem w ciąży i było widać, że płody żyją.
KassWarz, ja też się okropnie boję następnego razu. Zwłaszcza, że bez problemu przeszłam I trymestr. Teraz już nigdy nie poczuję się bezpiecznie w ciąży.
Od czasu do czasy wraca do mnie wrażenie z porodu – czułam, jak położna wyciąga i przecina bardzo cienkie pępowiny. Takie uczucie łaskoczącego ciągnięcia, jakby wyciągała ze mnie nitki. Symbol życia, który oznaczał u mnie śmierć.
Niestety moja beta właśnie była takim przypadkiem, puste jajo i tak rohulało betę ogormnie mocno. W tamtym tygodniu (czyli 1,5 miesiąca po poronieniu) robiłam badanie i było owszem śladowo, ale było-1,54. Czemu tak długo czekaliśmy, czemu nie rozwiązaliśmy tego wsześńiej? Bo i w Novum (tam sie leczę od stycznia, wcześniej miałam podejście do ivf w Krakowie- brak zarodków ;() i moja pani dr na miejscu (którą uwielbiam bo od trzech lat mnie wspiera) twierdzili, że dobrze by było żeby się macica sama oczyściła- wtedy nie trzeba czekać tak długo z podejściem do crio jak po łyżeczkowaniu na przykład. Po poronieniu @ dostałam 28 dni po i niby mogłabym podchodzić jeśli cykl byłby z owu. Jednak sobie go jeszcze darowałam, po czym w 15dc znowu dostałam @. W 6dc poszłam na wizytyę i były piękne jajeczka, ale już dziś znowu plamię więc hormony najwyraźniej szwankują, więc i ten cykl odpuszczam. Mam nadzieję jednak, że w końcu się to ustabilizuje i pójdę do przodu. Wcześniej nigdy nie miałam problemów z hormonami i nieregularnością @, mam niskie amh i mąż wyniki ma kiepskie. Tak więc wygląda nasza sytuacja w skrócie.
Czy znalazłam spokój? W jakiś sposób tak, bo funkcjonuję normalnie, choć wydawało mi się dwa miesiące temu, że nie dam rady. Jednak daję radę, choć i słabsze chwile miewam. Boję się też kolejnego podejścia, boję sie tego, że od nowa się to wszystko zacznie i będę od nowa cierpieć. Lecz z drugiej strony bardzo chcemy z mężem walczyć o dziecko, to silniejsze niż mój strach przed cierpieniem.
Jeśli chciałabyś coś o mnie więcej wiedzieć to zawsze możesz do mnie na email skrobnąć: landrusk@gmail.com
No i oczywiście zapraszam na bloga, choć tam o sobie za dużo nie piszę, raczej jest tam moja ucieczka w książki,
KassWarz, dasz jeszcze radę, bo dużo już przeszłaś i jesteś silną kobietą.
Nowe podejście zawsze wiąże się z nową nadzieją i nowym stresem, wiesz już czego się spodziewać, może będzie Ci łatwiej. Mam nadzieję. Życzę Ci tego z całego serca. Dziękuję za zaproszenie do kontaktu 🙂
KassWarz, a czy to co Cię spotkało, to był zaśniad czy to coś innego? Przepraszam, że się tak dopytuję, i jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj, ale tak pytam dla pogłębienia wiedzy.
Kochana tylko sie nie załamuj! To nie jest koniec świata. Trzeba walczyc i sie nie poddawać, jesli czegos pragniesz to w koncu bedziesz to miec. Teraz korzystaj z życia jak sie da, na ciąże widać jeszcze przyjdzie czas. Ale ja wciąż żyje nadzieja, ze ta beta zacznie rosnąć. Widze, ze u Ciebje jest problem z utrzymaniem ciazy. A nie pytałaś lekarzy czy nie powinnaś zrobic jakichś badań w tym kierunku? Wydaje mi sie, ze sa takie i mozna potem zaradzić poronieniom dzieki lekom. Ściskam mocno!!!
Maja, no jestem trochę podłamana ale nie odmawiam sobie prawa do tego, zupełnie świadomie wolę przerobić te emocje niż je dusić w brzuchu i konserwować na później w formie kłaczków lepkiego stresu, które jak łupież ma sie potem całe lato na ubraniu.
O taaak, mam zamiar pokorzystać chwilę z życia, żeby czekanie na kolejną próbę nie było tylko czekaniem, ale dobrze wykorzystanym czasem.
Będę rozmawiała z lekarzem, będę się dowiadywała co mogę zrobić, na razie po kolei, najpierw niech się to skończy. Na pewno dam znać.
Dzięki za dobre słowo. Ściskam również!
Iza mysle o Tobie, pewnie nue tylko ja. Jestesmy. Wiem, ze wiesz, ale wiedz jeszcze bardziej:) przytulam mocno! I pamietaj, ze wygrasz te walkę! Wszystkie wygramy!!
Margarika, wiem, że napisałaś to od serca. Czuję, wiem, że tu zaglądasz. Dzięki. Niesamowite, ile empatii i troski i mądrych słów jest wśród kobiet, które się nie znajdą, są całkowicie bezinteresowne, jak Ty, jak dziewczyny tutaj.
To walka nas wszystkich, musimy sobie poradzić i poradzimy.
Iza jak bardzo się cieszę, że coś napisałaś.Bardzo się o Ciebie martwiłam.Dobrze ,że się odzywasz.
Mam nadzieję że szybko uda Ci się zamknąć ten rozdział.Doskonale pamiętam jak to jest z własnego doświadczenia.Pewnie wolałabyś dostać okres i zapomnieć już o wszystkim.A tu trzeba czekać.
I jeszcze to, masz rację…jak nazwać teraz bąbelka który był pewnie dla was całym światem.
Ale ja nie straciłam nadziei że Ci się uda i dobrze,że Ty też nie.
Pozdrawiam.
Basia, dzięki, mam nadzieję, że nie pomyślałaś, że tak zupełnie się załamałam.
Chodzę z opuszczoną głową, żeby ją potem wyprostować.
Pamiętasz jak to jest, upadamy, a potem szybko otrzepujemy kolana, nerwowo rozglądając się, czy ktoś widział, że leżałyśmy.
Będę się odzywać, a jak się przez chwilę nie odzywam, to znaczy, że wyszłam, ale wrócę.
Buziaki.
już miałam się poddać, ale dzięki temu co piszecie i dzięki postom, które obracane są w żart, jak ta otorbielona świnia, zdałam sobie sprawę, że trzeba walczyć do końca! nie poddam się, dziękuję, żadna z nas niech się nie poddaje.
Nice, dzień dobry.
No pewnie, trochę sobie popłaczemy, trochę się pośmiejemy, jest gorzko, musi być i słodko. Trafiłaś w dobre miejsce, nikt tu nie pozwoli Ci się poddawać, co najwyżej na chwilę odpocząć! 🙂
Od paru dni probuje sie zebrac zeby cos napisac, ale nie potrafie znalezc slow ktore moglyby spowodowac usmiech na twojej buzi. Jestem, przytulam i robie glupie miny zeby ciebie i meza rozmieszyc 🙂 Trzymajcie sie cieplutko
Ewelina, dzięki, zawsze wywołujesz mój uśmiech, kociaku.
Izo, a propos immunologii. Moja B. (ta od 13 razu) miała robione wszelkie immunologiczne cuda. Na początku wyszła im wrogość śluzu, ale z tym powinny sobie poradzić inseminacje (nie wiadomo dlaczego pozwoliła sobie zrobić ponad 20), a ivf już na pewno. Nie udawało się, więc zrobili genetykę – wszystko OK. Wylądowali też w Łodzi u jakiegoś immunologicznego guru – miała szczepionki z osocza męża, w każdym razie miało ją to na niego „odczulić”. Kompletnie nic to nie zmieniło. Transfery po tej procedurze były tak samo nieudane. Potem były pomysły, żeby kompletnie zniszczyć jej odporność, podając leki immunosupresyjne, jak przeciw odrzutom przeszczepów. Wtedy ewentualną ciążę musiałaby spędzić praktycznie w izolatce. Nie poszła na to.
Obniżali odporność mniej drastycznie i też efektów nie było.
Pod koniec wymyślili, żeby zadziałać odwrotnie. Skoro może organizm się boi, że jest za słaby i nie wytrzyma ciąży, to nie osłabiać go, nie zwalczać, tylko wzmocnić, żeby się nie bał. To początkowo też nie pomogło.
Po nieudanym 12 transferze w grudniu 2014 (była ciąża biochemiczna) załamała się. Powiedziała, że nigdy więcej, ma dosyć, jej macica się nie nadaje, wybija zarodki i albo surogatka, albo koniec starań. Zanim pojechała w świat szukać surogatek, namówili ją na ostatnią próbę, z marszu, bo po ciąży biochemicznej szanse są większe. I w styczniu ten 13 raz zadziałał. Nie wiadomo dlaczego teraz tak, tak jak nie było wiadomo, dlaczego nie.
Historia wyczerpująca, ale pokazująca, że jeśli psychika i fizyczność i finanse pozwalają, to można długo próbować i jest duża szansa, że kiedyś w końcu wyjdzie.
Ja też nie wiem, kiedy przestaniemy. Hipotetyczne punkty są trzy:
– moje 40 urodziny
– wykorzystanie programu rządowego
– kolejne późne poronienie z tej samej przyczyny (jedna z mało prawdopodobnych hipotez jest taka, że mam genetycznie słabe błony płodowe i po prostu nigdy nie wytrzymają, ale tego nie da się sprawdzić, ani zapobiec, tylko próbować, może nawet jeśli tak jest, to dadzą radę do 30 tyg. )
Na Twoim miejscu (if I were in your shoes 😉 ) wykorzystałabym program (jak dają to brać). Ty masz jeszcze dużo czasu, możesz robić przerwy i wracać do starań. Ja czuję oddech kostuchy na plecach. 😉
Wężon, podziwiam Twoją koleżankę i cieszę się z jej historii także trochę egosistycznie, bo pokazuję, że czasem w końcu się udaje, choć, tak jak napisałaś, nie wiadomo dlaczego się udało tak jak nie wiadomo dlaczego wcześniej nie wychodziło…
U nas właśnie decyzja o wykorzystaniu programu przeważa.
Wężon, dmucham na Twoje punkty z całych sił, aby każdy był jak najbardziej odległy…
Ja pie… Iza… współczuję czekania… mam nadzieję, że coś się jednak ruszy, że jednak jeszcze nie wszystko stracone… może rzeczywiście zarodek się podzielił, a teraz jeden nie wytrwał? Nie wiem… nie chcę Cię karmić złudną (?) nadzieją… cholera… Ale nie chcę jeszcze puszczać kciuków…
(zmieniłam adres strony na sam temat niepłodności, bo wszystko mi w tłumie artykułów zanikało… z no-noo na 28historii)
Agnieszka, dzięki za info!
Nie ma za co… myślę o Tobie ciągle, wiesz?…
Iza, sorki, że się tak wtrącę ni z tego ni z owego. Nie jestem w stanie nadrobić wszystkich komentarzy, więc nie wiem czy była o tym mowa. Ale badałaś się pod kątem immunologii? Jest to o tyle istotna sprawa, że coraz częściej mówi się, że endometrioza jest chorobą autoimmunologiczną. Ale w takim razie jest też kroplą w morzu. Bo zwykle choroby autoimmuno chodzą w parze. Ja np mam i hashimoto i AZS. Póki co 🙂 I jeśli system odpornościowy jest zachwiany (głównie chodzi o dominację któregoś z ramion systemu immuno Th1 i Th2) to bardzo często zaczynają się problemy z zajściem i utrzymaniem ciąży. W przypadku problemu z immunologią (głównie przy dominacji Th2) zarodek traktowany jest przez organizm jak intruz, który musi zostać zniszczony. I tak, albo nie dochodzi w ogóle do zagnieżdżenia zarodka albo do poronienia. Pomocne są leki typu encorton lub metrypred chyba, ale na dłuższą metę do nie jest dobre rozwiązanie. Mój system immuno dodatkowo postanowił wybijać wszystkie plemniki, stąd ciąży brak do tej pory. Z własnego doświadczenia powiem, że lekarze nie mają zielonego pojęcia o immunologii i często mówią, że to czarna magia i nie warto się tym zajmować. A tymczasem spora część przypadków niepłodności idiopatycznej to właśnie efekt problemów immunologicznych. Albo diagnozuje się jedną chorobą – np endometriozę i tylko nią się zajmuje a przecież na organizm trzeba patrzeć całościowo – tym bardziej, jeśli jest to choroba autoimmunologiczna. Najlepiej znaleźć dobrego immunologa, który szczerze doradzi i powie o możliwych kierunkach leczenia. Ja obecnie jestem dodatkowo na diecie, która ma za zadanie „uregulować” system odpornościowy przez wycofanie wszystkich produktów, które mogą go niepotrzebnie stymulować. I tak, dzięki tej diecie, pozbyłam się problemów ze AZS 🙂 kto wie, co jeszcze uda mi się uregulować i naprawić 🙂 Jakbyś miała w tej kwestii jakiej pytania to wal śmiało 🙂
Tamara, a jaka to jest dieta?I w jakich przypadkach polecana? Pytam bo po nieudanym transferze jak tonacy lapie sie wszystkiego, nawet przyslowiowej brzytwy…
Dieta to protokół autoimmunologiczny. Polecana przede wszystkim dla osób z chorobami autoimmuno, pozwala wyciszyć nadaktywny system odpornościowy. Jestem na niej 3 miesiące, dzisiaj mam konsultację z dietetyczką, która mnie prowadzi. Polecam blog tlustezycie.pl – jak dla mnie kopalnia wiedzy (to właśnie moja dietetyczka) Co do lekarzy w tym względzie, no cóż…już nauczyłam się , że czasami nie mają zielonego pojęcia o immunologii, więc nie zaczynam tematu. Warto znaleźć dobrego immunologa, który zleci badania w tym kierunku.
Tamara dzięki, skąd Ci przyszło do głowy, że się wtrącasz, jestem Ci wdzięczna, że znalazłaś czas, żeby napisać.
Kilka dziewczyn tutaj sugerowało mi już, żeby się sprawdzić pod kątem immunologii. Nie miewam z tym problemów, właśnie za wyjątkiem endometriozy.
Użyłaś dużo różnych nazw, których nie znam – dlaczego musimy być mądrzejsze niż lekarze…
Tamara, na pewno zapytam o to lekarza, tylko jest jedna rzecz – brałam encorton przy pierwszej ciąży, skończyło się poronieniem. Ale tak, trzeba to sprawdzić.
Jak znajdziesz chwilę, możesz opisać tę dietę, na pewno jest tutaj więcej ciekawych tematu.
ja encorton brałam ponad pół roku, zaleciła mi go moja ginekolog, po tym jak dostałam wyniki subpopulacji limfocytów (badanie określające działanie systemu immunologicznego). Na dobrą sprawę moja gin nawet nie umiała zinterpretować tych badań. Powiedziała tylko, że mam zbyt dużą ilość komórek NK (natural killers – ładna nazwa, co nie?:) Więc, odpowiedzialne są niszczenie komórek nowotworowych (to akurat ok:) ale również chronią organizm przed patogenami, wirusami. A przy źle działającym systemie odpornościowym to wiadomo, niszczą też co innego..Moim zdaniem warto sprawdzić immunologię – i nie mówię tu o cud lekarzu z Łodzi, który na wszystko zaleca szczepionki 🙂 ale sprawdzonym, polecanym przez np innych lekarzy. Nasze ciało to system, na który należy patrzeć całościowo, jeśli nie działa immunologia to bardzo często źle funkcjonuje cały organizm, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że tak nie jest. U mnie np były, oprócz niepłodności i AZS, problemy z trawieniem, ogólnie złe samopoczucie, dopiero przejście na dietę pomogło mi się z tym uporać. U mnie na blogu opisałam co i jak jem i na czym polega dieta: znadziejawtle.blogspot.com. Poza tym włączyłam dużo sprawdzonych suplementów i oczywiście jestem pod opieką dietetyczki. Póki co, tak wygląda moja droga, mam dość ładowania w siebie hormonów, leków, lekarzy, monitoringów, inseminacji..cierpię na przesyt chwilowo 🙂 Ale zbieram siły na dalszą walkę 🙂
aa, trochę tutaj o tym: http://www.tlustezycie.pl/2014/12/autoimmunologiczne-podoze-problemow-z.html
Tamara, czy mogłabym dostać od Ciebie maila i popisać z Tobą o autoimmunologii? choruję na hashimoto i mam też przeciwciała przeciwplemnikowe, ostatnio zaczęłam dietę, ale czuję się z tym wszystkim jak dziecko we mgle. Myślę też o badaniach w kierunku sprawdzenia dominacji ramion systemu autoimm. Będę wdzięczna za kontakt:)
jasne, zapraszam, w miarę możliwości podpowiem co i jak 🙂
najlepiej na tamara6@wp.pl
Iza – co dalej? jak sobie radzisz? kiedy kolejna beta czy badanie?
Myślę o Tobie i przepraszam, że tak mało się udzielam. Po prostu czytanie wszystkich komentarzy ostatnio napełnia mnie strachem o moją malutką 11-tyg ciążę. Zaczynam mieć koszmary nocne i po prostu muszę trochę mniej o tym myśleć, jak to może wszystko źle jeszcze pójść, jak to na tym etapie dużo dziewczyn traciło ciążę, itd. Mam nadzieję, że zrozumiesz… Przytulam!
Misia, pewnie, powinien być zakaz czytania tego bloga w ciąży – rozumiem bardzo i uważam, że nie powinnaś teraz go czytać :/ Ja bym nie czytała…
Radzę sobie dobrze, dziękuję 🙂 Siedzę sobie i czekam, jutro beta i badanie. W tym czasie rozsyłam CV w poszukiwaniu nowej pracy, bo czas na zmiany, więc nie marnuję ani chwili.
Ściskam, a Ty masz zakaz czytania bloga, możemy sobie maile popisać jak chcesz – nie chcę, żebyś miała koszmary!
Iza, jesli cokolwiek bedzie dla Ciebie znaczya moja krotka historia Natemat pracy, a raczej jej zmiany to chetnie Ci napisze ale wole na priv.
Margarika, pewnie, będę wdzięczna za Twoją historię. Proszę, napisz, tutaj masz kontakt krotki.blog.pl/kontakt
Iza, nie wiem co napisać przed jutrzejszym dniem i w ogóle. Przez ostatnie dni kilkakrotnie coś pisałam a potem mazałam łzami…
…nie wiadomo co jutro zobaczycie na usg i jaka będzie beta – gdyby było wiadomo to lekarz ani sumienie nie kazałoby Ci brać leków na podtrzymanie.
P.s.Kiedy Tobie spadła beta mój M był na badaniach w szpitalu i jemu spadła wydolność serca z EF 26% do 17% (od 20% w dół to niestety tylko przeszczep). Moje nadzieje, na regenerację jego serca też już się tylko tlą bo liczyliśmy na wzrost (że będzie już ponad 30%) i wydawało się, że najgorszą wiadomością może być brak wzrostu, ale nie brałam absolutnie pod uwagę pogorszenia! Minęło kilka dni, a ja po prostu nie mogę zakończyć tego „tlenia”, bo tak bardzo bym chciała, żeby ten trend się odwrócił, żeby TO zaczęło rosnąć…
Asiu mój szwagier ma problemy z sercem i chetnie wymienilabym sie z Tiva doświadczeniami co mozna zrobic . On nawet nie szuka pomocy ale gdyby przedstawić mu alternatywy. Lekarze tez swoim podejściem nie zachęcają go do działań czy optymizmu. Mam wrazenie se sie poddał:( a widze ze Wy walczycue z mezem i oczywiscie to jedyne słuszne podejscie. Nie znam sie za bardzo ale to EF to wydolnisc? Wiem ze on mial cos poniżej 30% i powiedziano mu ze to tragicznie:/
Margarika, Asia, mogę przesłać na prv między Wami Wasze adresy e-mail, jeśli obie macie takie życzenie.
Margaritka, tak ef to frakcja wyrzutowa serca czyli po naszemu wydolność. Ef poniżej 30 może powodować, że pacjent czuje się bardzo źle albo całkiem dobrze. To sprawa indywidualna i zależy od rodzaju choroby serca. Na co choruje Twój szwagier? Zdrowy człowiek ma ef zwykle powyżej 65% a z ef<20% można kwakifikować się już do przeszczepu.Daj też znać czy leczył się w jakimś specjalistycznym ośrodku.
Asia, Ty zawsze wydawałaś mi się jedną z najsilniejszych, najtrwalszych z nas wszystkich. To ja nie wiem co powiedzieć w obliczu ciągnących się, lepkich, mokrych ze strachu godzin minionych dni u Ciebie i Twojego męża…
Kilka dni temu obejrzałam ten film, „Bogowie”. Jeśli jeden Bóg nie daje sobie z nami rady albo coś przeoczył, bogowie mogą pomóc, w końcu ich też stworzył ten jeden B. Nie wiem co mogę napisać, żeby nie sprawić Ci przykrości, nie jątrzyć…
Pomimo, że znam Cię tylko z liter na ekranie, myslę o Tobie czasem, nawet wtedy, kiedy nie patrzę na ekran. To jest ta energia, Asia, która wprawia w ruch atomy.
Tak jak napisała Oczekująca – Twoje życie, Twoje i Twojego męża, ma dużo większy zasięg, niż trójwymiarowa przestrzeń w Waszym domu. Ono pokazuje także innym, nam, że można i trzeba walczyć, pięknie kochać, pielęgnować każdy dzień, dmuchać tam, gdzie jeszcze się tli.
Upijemy się kiedyś ze szczęścia, ok?
Izus ja wierze w cuda nadal jak mala dziewczynka… wierze w twoj prywatny cud jutro albo „pojutrze”
Iza, jeżeli chodzi o łzy to są tylko u mnie, bo mój M jest bardzo silny i dzielny (ja absolutnie nie jestem silna). Jak są gorsze wyniki to on zawsze mówi, że nie leczy się wyników tylko pacjenta. Teraz jak wiesz on ma tę pompę wirową czyli taką „protezę serca” i czuje się wyśmienicie. Wszyscy liczyliśmy/liczymy na to, że jego młode serce odpocznie i się zregeneruje i będzie można to urządzenie wyszczepić. Bo jeśli nie to czeka nas przeszczep, przed czym się bardzo bardzo bronimy.
Ale Iza Ty mi ciągle przypominasz o tym najważniejszym, „że trzeba pielęgnować każdy dzień i pięknie kochać”. Tak masz rację, już wracam z drogi rozczarowania i smutku. Zawlekły mnie tam brak pokory i zbytnia egoistyczna nadzieja, że będzie poprawa, ale na to też liczyli lekarze (mam nadzieję, że nadal liczą). Teraz spokojnie już przyjmuję, że nie dzisiaj i nie wiadomo czy w ogóle. Ale będziemy walczyć i dmuchać tam gdzie się tli 🙂
Jutro wszyscy tutaj będziemy dmuchać „dobrą energią” w Twoją stronę, żeby to badanie przebiegło spokojnie (przed i po też).
Bez względu na wszystko myślę, że kiedyś upijemy się ze szczęścia 🙂
Trzymaj się (Męża) jutro.
Asiu ja w takim razie trzymam kciuki za Ize i za twojego męża… czytajac twoj post czlowiek uświadamia sobie ze nieplodnosc i poronienie to jednak nie koniec swiata ze w zyciu stoja czasem trudniejsze wybory i wieksze dramaty…oczywiscie nie stopniuje nikogo bólu ale choroba twojego meza pokazuje mi jaka ty musisz byc silna osoba… my „nieplodne” nie musimy byc zawsze silne bo mamy mężów obok ktorzy nas chronia… ty musisz chronic jego, schować swoj strach i byc silna dla niego…wierze ze bedzie dobrze u was i u Izy…☺
Oczekująca, ja nie jestem silna. Mój mąż mnie chroni, pociesza, jest niesamowicie zaradny i silny i tylko dlatego ja się jakoś trzymam. Trochę mi wstyd.
Bardzo słusznie napisałaś, że nie ma co stopniować bólu bo mi z kolei Wasze cierpienie którego ja w zasadzie przez 1,5 roku miałam tylko namiastkę wydaje się nieznośne. Ta moja namiastka dała mi tak dużo bólu, że nie potrafię sobie wyobrazić gdyby to miało trwać dłużej. Dlatego podziwiam Cię za Twoją siłę.
Dziękuję Ci bardzo za dobre życzenia i ja też mam takie dla Ciebie – wierzę, że wszystko będzie dobrze i szczęśliwie, jakby to się nie potoczyło…
Asiu, i co teraz z Twoim mężem? Dopóki dobrze się czuje to czekacie? Będzie częściej się badał? Ile jeszcze można czekać na poprawę wyników?
Mam nadzieję, że u Was też w końcu będzie dobrze – zdrowotnie, bo pod każdym innym względem jesteście chyba spełnieni. 🙂
Wężon, nawet jakby lewa komora serca przestała zupełnie „bić” to zakładam, że czułby się dobrze – trzebaby tylko wtedy zwiększyć obroty pompy (ta pompa to spore urządzenie, które może całkowicie zastąpić lewą komorę serca, jak przyłożę ucho do piersi mojego męża to nie ma bicia serca tylko słychać wirnik pompy, niedawno jednemu gościowi strażakowi w Czechach usunęli całkowicie jego własne serce, bo miał guza złośliwego i dali takie dwie identyczne pompy – jedną zamiast prawej, a drugą zamiast lewj komory i gościowi całkowicie bez serca udało się przeżyć pół roku). Mój M nie będzie częściej się badał, bo częściej już się nie da. 3xdziennie przesyłane są do instytutu on-line wszystkie parametry pompy, ilość przyjętych płynów, temperatura,itp a rano dodatkowo codziennie badanie krwi inr (mamy urządzenie w domu), stan rany itp. Dodatkowo co miesiąc/dwa pobyt w szpitalu i szczegółowe badania i m.in. właśnie echo serca czyli czy coś się poprawia. Wydaje mi się, że pewnie jeszcze co najmniej z rok będziemy czekać na poprawę (lekarka która prowadzi męża widzi szansę regeneracji serca) i potem albo wyszczepienie pompy i normalne życie albo decyzja o przeszczepie albo też zostanie z pompą co wiąże się co prawda z bardzo dużym ryzykiem udaru mózgu (bo pompy wykrzepiają) ale nie ma odrzucania przeszczepu, obniżonej odporności czy zwiększobego ryzyka nowotworu na skutek immunosupresji. Na dzień dzisiejszy cieszymy się, że żyjemy i dobrze czujemy i już nie chcę zamartwiać się tym co się może stać lub nie w przyszłości – przynajmniej staram się nie panikować 🙂
Co do spełnienia – to tak jesteśmy bardzo szczęśliwi, choć tak jak pisałam tu kilka razy jeszcze o jednym dziecku….będzie co będzie 🙂
Asiu, będzie co będzie, masz rację. Jeśli mąż czuje się dobrze i może żyć dalej z tą pompą, to trzeba mieć nadzieję, że serce się zmobilizuje i zacznie działać jak należy.
Wężon, oby tak się stało jak piszesz!, bo nadzieję daje też to, że najprawdopodobniej powodem tej choroby jest zwykła niedoleczona grypa. A gdybyś zobaczyła mojego męża teraz to w życiu nie powiedziałabyś, że jest chory. Prowadzi teraz dwie firmy, bo zajął się teraz też telemedycyną. Jakbyś zobaczyła go idącego na ulicy to nawet nie zwróciłabyś pewnie uwagi na sterownik do pompy przy pasku, który wygląda jak wieśniacki stary „łokmen” a baterie nosi ukryte pod koszulą więc ich nie widać 🙂
Dobrze, że teraz mamy takie cuda medycyny.
Kilkadziesiąt lat temu umarłby przez pospolite powikłanie, a teraz może żyć normalnie.
Musi się oszczędzać, czy prawie nie ma ograniczeń? Na dłuższy spacer pójdzie, trawnik skosi, na rowerze pojeździ, zakupy poniesie?
Iza niecierpliwie sie na jutrzejsze badanie. Niezależnie od tego co sie na nim okaze, da Ci przynajmniej wiedzę i zakończy marazm. Wierze do konca! W razie potrzeby jestesmy tu!!!!
Margarika, właśnie wiem, że tu jesteście – czasami bardziej jesteście niż ci, których można dotknąć. Niesamowite. Wiem, że zaglądacie, widzę Was. Też niesamowite. Dobrze robi.
Cokolwiek by sie nie stało… póki sił Ci wystraczy nie poddawaj się 🙂 a sił Ci nie zabraknie bo przecież każda z nas chętnie się „dołoży” i będzie dopingować!! 🙂 chcesz czy nie chcesz- masz od groma „sióstr” 😉
Basia, uff, dobrze, wiem, że nikt tu nikomu nie pozwoli utonąć, ja też Was nie zostawię. Dzięki 🙂 A wiesz, to ciekawe spostrzeżenie, bo zawsze chciałam siostrę, a okazuje się, że mam kilka i to bardzo dobrych dusz.
Iza, gdybyśmy mogły każda z nas wzięłaby kawałek waszego bólu i złości na siebie. Niestety nie możemy, ale pamiętaj że tutaj jesteśmy. Jesteśmy przez Ciebie, bo stworzyłaś to miejsce, i dla Ciebie, tak jak Ty zawsze jesteś dla Nas. Trzymam kciuki i spróbuję ponegocjować z tym Kimś kto jest na górze, może ulegnie naszym prośbom.
Wiktoria, dzięki, i tak bierzesz trochę mojego, naszego bólu na siebie, bo ja się wylewam, a Ty czytasz i trzymasz mnie za rękę. Mnie pomaga. Mam nadzieję, że Tobie nie szkodzi.
Dzisiaj prawie nie było komentarzy. Wszystkie czekamy w napięciu na jutrzejszy wyrok.
Cokolwiek by się działo, będziemy tam z Tobą.
Iza od jakiś dwóch lat Twój blog jest na stałej liście odwiedzanych przeze mnie stron, od ostatniego transferu jestem tu nałogowo kilka – kilkanaście razy dziennie. Czuję się jakbym się wtopiła w Was choć tak naprawdę jestem inna niż Wy. Jednak ciągnie mnie tu niesamowicie, w ciągu dnia myśli ciągną do CIebie, jak sobie radzisz? czy akurat teraz Twój umysł pozwala Ci na chwile uśmiechu czy zatapiasz się uciekając od rzeczywistości.
Ostatnio dużo dziewczyn tutaj proponuje Ci różne drogi, różne badania. A ja mam nieśmiała prośbę do Ciebie. Nie chwytaj się wszystkiego. Porozmawiaj z mężem, idzie do lekarza i wspólnie wybierzecie dalszą drogę. Ale najważniejsze pozostańcie w tym wszystkim sobą. Bo to najważniejsze.
Mówie tak choć ciągle w głębi serca mam nadzieje, że los da Ci dziś szanse.
Przeraża mnie, że będąc położną mam zdecydowanie mniejszą wiedzę na temat niepłodności niż Wy. czytam i zastanawiam się ilu rzeczy nie uczą nas na studiach. I do ilu trzeba dochodzić samemu.
Niedawno zobaczyłam świat od drugiej strony, w momencie gdy zobaczyłam dwie kreski, później rosnącą bete a na koniec brak bicia serca i obumarcie. W ciągu miesiąca życie wywróciło sie do góry nogami dwa razy. Ta ciąża była nie planowana-gdy przywiązałam sie ona znikła. Pobyt w szpitalu gdy jest się z drugiej strony nie jest łatwy. Na wszystko trzeba patrzeć inaczej. Zrozumiałam wiele rzeczy i wiem, że moje postępowanie w pracy się zmieni.
Gdy u mnie poszło nie tak, wchodziłam non stop tutaj, Twoje szczęście dodawało mi sił. Mam nadziej, że będziesz szczęśliwa, jak nie teraz to wkrótce.
No Name – kilka razy czytałam Twój wpis.
Ja też nałogowo wchodzę tutaj kilka razy dziennie, bo znajduję takie wpisy jak Twój – daje mi to dużo do myślenia, sprawia radość pomieszaną z żalem, bo historie są różne.
Uśmiecham się, nie cały czas, ale chwilami tak, zwykle kiedy patrzę na swojego męża, kiedy czytam coś przyjemnego (jak teraz) dzięki, że pytasz – mam nadzieję, że czasem to czujesz i wtedy odpowiadasz uśmiechem. Tak 🙂
No Name, nieśmiało napisałaś to, co ja sama czuję – nie chwytać się wszystkiego na raz, wszystkich dróg leczenia. Wiem, że nie dam rady, pod każdym względem to zbyt kosztowne dla nas – forsa, czas, energia, psychika – kolejność dowolna. Zrobimy najważniejsze badania w naszej sytuacji (wg mnie histeroskopia), nie wszystko na raz – dobrze, że to napisałaś.
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Kiedy staje jedno serce to na chwilę przestaje bić to drugie…
Nam się wydaje, że jak człowiek jest bardziej świadomy, więcej wie, jak Ty z racji swojej pracy, to może jakoś sobie lepiej poradzi, zdąży zapobiec nieszczęściu. A tak naprawdę – natura robi swoje, nie patrzy na nic.
Na pewno jesteś wspaniałą położoną i chciałabym Cię kiedyś spotkać w wymarzonych okolicznościach.
Dzięki, że się odezwałaś.
Izo, czekam jak kania dżdżu na wiadomości. Nie pisałaś, o której wizyta u lekarza.
Ściskam.
Iza, daj proszę znać co u Ciebie.
Sciskam:* Ania
Przepraszam, że musiałyście czekać – do kliniki mam dość daleko, na wyniki czekałam długo, na wizytę także, długo wracałam – zeszło. Dzięki za czekanie ze mną.
Jesteśmy z Tobą.
Mimo zakazu oczywiscie zaglądam tu codziennie. Nspisz jak dzis wizyta.
Kochana, czekamy wszystkie. Cokolwiek się wydarzy.
:***