Maj 2008 rok dwie kreski na teście. Ale jak to? Już? Radość już po pierwszym miesiącu starań. Kolejny miesiąc i koniec szczęścia. No cóż czasami tak bywa. WTF? Jak to „tak bywa”.
Czekamy i próbujemy. W międzyczasie ślub. Tony testów owulacyjnych i tych ciążowych (w każdym cyklu po 5 – do dziś nie wiem po co, robionych odkładanych na półkę i „nibyniezauwżanych” przez 5 minut).
Luty 2009 diagnoza „żylaki powrózka nasiennego”. Konieczna operacja, nie ma kto męża zastąpić w pracy a nie stać nas na zatrudnienie pracownika. I tak trawmy w nadziei bez nadziei 4 lata. Zatrudniamy Pana „X” i w lutym 2014 OPERACJA – w maju badania – gorzej niż przed operacją. No to odpuszczamy.
Macamy temat adopcji, boimy się. Ale w czerwcu coś nie tak. 17 robię test. Zapalam papierosa i czekam a tam II kreski. Łaaaaaaaa!. Ale zaraz strach. Większy niż radość. Ale pomalutku, z problemami ale docieramy do końca. I jest Szczęście Największe I ocean Miłości. Ale tęsknota nadal jest w sercu i niedosyt i pragnienie. Wcale nie mniejszy niz wcześniej, z każdym miesiącem większy. Czas nas goni. Ale jeszcze spokojnie. Pomalutku. Jednak niepokój daje znać o sobie.
Luty 2016 diagnoza Oligospermia. Chirurdzy rozkładają ręce – jest ok. No to włączmy suplementację. (Dziękuję Iza). jest lepiej. Za trzy dni ponowne sprawdzenie – po 3 miesiącach barania suplementów. W międzyczasie wykrywam u siebie Hashimoto. Już uregulowane – ale wysiłek ogromy.
Niepłodność boli. Boli ciałem, boli umysłem, boli uczuciami. Boli na każdym etapie. Ale daje siłę. mi dała. W głębokim poważaniu mam to co inni myślą. A bardzo się przejmowałam. Walczę o szczęście i ciesze się drobiazgami. Teraz tak mam, ale była i depresja po stracie. nawrót po 100 nieudanej próbie.
Chas w tej wypowiedzi. Ale tyle myśli, tyle emocji chciałam przekazać. Ale nie muszę wszystkiego w prost – Wy zrozumiecie.
Tymczasem nadal „wspieram przemysł produkujący testy ciążowe” – jak mawia M.