Andzia

Andzia rocznik 1974

Dziecko chciałam mieć chyba od  zawsze. Z mężem poznajemy się w 2003 roku. Nigdy się nie zabezpieczamy. Ale nie staramy się usilnie, tzn nie obliczmy dni płodnych,  co ma być to będzie.

Mijają miesiące. Zaczynam się wkurzać, że coś jest nie halo. Czas mija, a my nie jesteśmy młodzi…

Rok 2005 mąż bada nasienie, wychodzi kiepsko, powtarza badania kilka razy, za każdym razem kiepskie plemniki. Ale lekarz nie przekreśla naszego przypadku nie wyklucza ciąży, każe dać sobie czas i próbować. Tylko że chyba do końca świata byśmy tak próbowali.

Wrzesień 2005 – dzięki znajomej trafiamy do kliniki niepłodności do super lekarki, która zaczyna działać a nie ściemniać i tylko kasować za wizytę. Mąż powtarza badanie nasienia, wyniki nie są dobre, ciąży nie wykluczają ale szanse na naturalną ciąże to jak los na loterii.

Ja robię HSG, diagnoza rozwala mnie na maxa – oba jajowody niedrożne.  Wszystkie pozostałe  wyniki mam ok., wszystko książkowo.  Propozycja lekarki laparoskopia –udrażnianie jajowodów lub od razu In vitro. Długo dojrzewałam do decyzji. Teraz z perspektywy czasu stwierdzam po co tak zwlekałam

Kwiecień 2006 laparoskopia – oba jajowody udrożnione. U mnie zrosty na jajowodach były po przebytej kiedyś chorobie płuc a więc mało prawdopodobne aby znowu się pozatykały.  Próbujemy zajść naturalnie. Przechodzimy jedną inseminacje bez skutku. Lekarka stwierdza że szkoda kasy bo przy tak słabym nasieniu to taka sama szansa jak będziemy próbowali naturalnie.

2007 zapada decyzja o In vitro.  Stymulacja przebiega prawidłowo i bez komplikacji.

Kwiecień 2007-punkcja.  Pobranie komórek, ładnie się zapładniają, mamy 5 zarodków. Dwa zostają mi podane, trzy idą na zimowisko.

Niestety transfer się nie udaje, przychodzi @ …….

Czerwiec 2007 zabieramy trzy mrozaczki, znowu jest nadzieja, potem rozczarowanie, znowu nic…..

2008 podchodzimy do kolejnego In vitra.  Stymulacja idzie ok. mam bardzo dużo pęcherzyków, mam wrażenie że eksploduje.

Luty 2008 punkcja, pobieraja ok. 20 komórek. Zapładnia się 12.  Dwa  trafiają do mojego brzuszka. Reszta 5 i 5 idą na zimowisko.

9 dni po transferze nie mogę już chodzić, brzuch olbrzymi wszystko mnie boli, boję się hiperstymulacji. Idę na usg, jajniki wielkie jak pomarańcza. Lekarz wysyła mnie na badania na cito, wyniki na szczęście wychodzą ok., sytuacja pod kontrolą. Beta pozytywna. Radość. 6 tc usg, jest pęcherzyk , brak serduszka, lekarz uspokaja że może jeszcze za wcześnie, żeby przyjść za tydzień. Za tydzień niestety  serduszka brak, kolejny tydzień decyzja o wywołaniu poronienia. Na szczęście obywa się bez zabiegu. Macica sama się ładnie oczyszcza.

Czerwiec 2008, zabieramy mrozaczki , niestety po 14 przychodzi @

Jestem załamana,  zaczynam popadać w jakiś obłęd. Nie wspominam już o tym że denerwują mnie ciąże wszystkich znajomych, ciąże w rodzinie, kobiety ciężarne lub z wózkami na ulicy.  Głupkowate pytania, kiedy dziecko itd. Zaczynamy też myśleć o adopcji ale trochę nas to przerasta. Te wszystkie kwalifikacje i czekanie nie wiadomo jak długo.

Wrzesień 2008 idę do lekarza, mówię że zabieram ostatnią paczkę mrozaczków. Chce na cyklu naturalnym bez żadnych wspomagaczy. Udaje się. Transfer jak zwykle przebiega ok.  Podchodzę bez emocji, nie nastawiam się. Po prostu musiałam je wziąć to przecież moje dzieciaczki ale myślę jak się nie uda to już więcej nie próbujemy. Straciliśmy ful kasy, po za tym psychicznie nie wiem czy dałabym radę na kolejną próbę.  Czekamy dwa tyg, w tym czasie, mamy remont, pracuję razem z mężem nie przejmuję się. 14 dni po transferze dwie kreski na teście, robię drugi, znowu dwie  krechy.  Cieszę się , nie myślę o tym że może być znowu coś nie tak. Robię dwa razy betę, wychodzi mega wielka więc obawiam się ciąży mnogiej albo i większej. 6 tc usg, jest zarodeczek, bije serduszko J

Cała ciąża przebiega książkowo

Czerwiec 2009 przychodzi na świat Zosia, piękna, zdrowa, przecudna.

Mamy dziecko, jesteśmy rodzicami.

2014 , Zosia ma 5 lat, wspomina coraz częściej o rodzeństwie. Niestety nie stać mnie na In vitro, które nie daje 100 % gwarancji powodzenia. Na program chyba byśmy się nie załapali ze względu na wiek.  Szkoda mi córki, bo sama jestem jedynaczką i wiem jak to jest. Ale trudno i tak jesteśmy szczęśliwi.

Październik 2014 – czuję że coś jest nie tak.  Zasypiam na stojąco, meczę się jakbym miała 60 lat na karku,  rzucam się na słoik z ogórkami, do @ kilka dni. W 26 dc nie wytrzymuję , robię test, dwie kreski. Nie wierzę !!!!!!!! Zaczynam świrować. Jak to możliwe. Po 11 latach, słabe plemniki itd.  Kiedy emocje trochę opadły zaczynam znowu  wkręcać sobie że co jeżeli to ciąża pozamaciczna ??? W końcu miałam niedrożne jajowody. Co prawda zostały udrożnione ale czy działają tak ja powinny nikt tego nie wie.  Adrenalina, ciśnienie, strach wykańczają mnie, dni do wizyty ciągną się w nieskończoność. Zaczynam jeść kwas foliowy. Robię co drugi dzień bętę. Przyrasta ciągle tak samo ale niestety za mało. Co drugi dzień przyrasta tylko jakieś 50 %  Lekarka każe się nie martwić tylko czekać, cuda się  zdarzają. Ja jeszcze bardziej wkręcam sobie ciąże pozamaciczną. W końcu doczekuję się usg na którym już cokolwiek widać. Jest pęcherzyk w macicy, czyli prawidłowo usytuowany. Niestety dużo za mały, brak serduszka.  8 tc dochodzi do poronienia.

Dlaczego tak się stało, nikt nie zna odpowiedzi, jest żal.

Teraz co miesiąc żyję nadzieją, że może znowu się uda, że może jednak…….

*
Wasze historie

7 komentarzy

  1. Trzymam kciuki, żeby cud jeszcze się zdarzył naturalnie lub żebyście zdobyli pieniądze na ivf.

    Z Twojego opisu wygląda, że po pierwszej stymulacji wzięłaś 2, potem 3 zarodki, a z drugiej stymulacji 2+5+5. To jakiś skrót, czy rzeczywiście aż tyle naraz transferowałaś? To było w Polsce?

  2. Wężon dzięki za kciuki. Na in vitro już raczej zbierać nie będziemy. Raczej na cud będę liczyć. Tak przy drugim in vitro najpierw podali mi dwa świeże zarodki. Potem mrozaki 5 sztuk na raz. I potem znowu 5 mrozaków ale jeden nie przeżył po odmrożeniu więc podali w sumie 4. Tak w Polsce podchodziliśmy

    1. Andzia, bardzo dziwne, że podali Ci 5 zarodków na raz! Nie wiem dlaczego lekarz tak zadecydował, tak się czasem robi jeszcze w USA (Stany muszą dogonić Europę jeśli chodzi o in vitro), ale nawet tam odchodzi od podawania tak ogromnej liczby embrionów. To wbrew wszelkim zaleceniem. Wyobrażasz sobie, jakby się wszystkie przyjęły?

  3. Nie wiem dlaczego ale tak robią. Teraz już bym nie pozwoliłabym żeby mi podali aż tyle. Z drugiej strony szansa że przyjmą się wszystkie to chyba jeden do miliona 😉

  4. Andzia, Ty jesteś z tego samego rocznika co ja. To wydaje mi się bardzo miłe. O jak dobrze, że macie Zosię!!!! Ona chodzi teraz do pierwszej klasy? Będę bardzo bardzo Ci kibicować, żeby się udało. Szansa na Cud jest….i to dobra wiadomość! Doskonale rozumiem to pragnienie drugiej Kruszynki – nie tylko Twoje i Męża, ale też dla Zosi. Będę trzymać kciuki co miesiąc aż do skutku 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *