Przyszedł czas na moją krótką historię.
2005 – 2010 Pracuję jak szaleniec. Marzę o wspaniałej karierze w męskim świecie. Piję coraz więcej redbulla, kawy i palę coraz więcej papierosów.
2010 – Dostaję udaru mózgu. Moje życie wywraca się do góry nogami. Na pocieszenie dostaję od Boga mojego przyszłego męża.
2012 – Dostaję pierwszego ataku epilepsji. Tracę przytomność, sinieję, nie wiem co się dzieje.
2013 – Zaczynamy myślęć o dziecku. Idę się przebadać, po udarze i z epilepsją domyślam się, że nie będzie łatwo. Diagnoza: brak owulacji.
2014 – Stymulacja Clo, pół tabletki, potem cała, potem 2, w końcu 3. I NIC. Rośnie 1 pęchęrzyk, ale nie pęka pomimo ogromnych dawek pregnylu. Lekarz nic nie wspomina o badaniu rezerwy jajnikowej.
07.2014 – Zaczynam gonadotropiny. Efekt dokładnie taki sam jak CLO. Coraz większe dawki przekładają się na coraz mniejszy efekt.
09.2014 – Zmieniam lekarza. Pierwsze co zleca to badania hormonów. FSH wychodzi 13. AMH 1.2. Estradiol bardzo niski. Lekarz mówi o ograniczonym czasie jaki mi pozostał na bycie mamą.
11.2014, 12.2014 i 01.2015 3 inseminacje. Efekt? BRAK. I 2100 PLN mniej na koncie…
03.2015 – Zmieniam lekarza. Decyzja: in vitro.
05.2015 – Pierwszy cykl. 7 komórek dojrzałych, 6 się prawidłowo zapłodniło, ale zarodki slabo się rozwijają. 5 dnia jest tylko 1 blastocysta 1BB. Pierwszy transfer nieudany.
07.2015 – Drugi transfer i… 6 dpt bHCG 35, 7dpt 90, 11 dpt 230. Jestem w ciąży…
09.2015 – Dostaję silnego krwawienia i wiem, wiem to, pamiętam to bardzo dokładnie, że juz po wszystkim. Miły, młody lekarz na SORze, bardzo długo robi USG, pewnie zastanawia się jak ma to powiedzieć. Zarodek przestał się rozwijać, serce przestało bić. Nigdy nie zapomnę spojrzenia mojego męża jak wyszłam z gabinetu. Łzy ciekły mu po całej twarzy. Po 2 dniach wracam do pracy i płaczę w toalecie.
11.2015 – Ostatni transfer, nieudany.
W chwili obecnej czekam na kolejną procedurę. I wiem, że tym razem mi się uda. Musi.