Mamy z mężem takich przyjaciół – nazwijmy ich Ala i Krzysiek. Para w naszym wieku. Często się widzimy, jesteśmy nawzajem na bieżąco w swoich sprawach. Oni też nie mają dzieci, starają się rok, ale nie nerwowo i nie zamierzają się na nic leczyć, jak będzie tak będzie. A my im opowiadamy na bieżąco kolejne etapy naszych przygód.
Przyjechali do nas w dzień sylwestra na kawę. Siedzieliśmy w większym gronie bliskich osób, więc mówię tylko do Ali, dość cicho, bo była jakaś rozmowa i nie chciałam przeszkadzać – że idę w sobotę na kontrolę do lekarza, że może transfer wkrótce… I słyszę w tym momencie z boku głos Krzyśka „a ta znowu swoje, i ciągle to samo…”.
Zmroziło mnie. Wszystkich nas w pokoju zmroziło. Krzysiek nigdy tak się wobec mnie nie zachował. Nawet, jeśli przeszkadzało mu, że o tym rozmawiamy, miał okazję powiedzieć to kilka lat wcześniej.
Krzysiek rozbił mnie bardziej niż sądziłam = jestem słabsza psychicznie niż sądziłam. Dzwonił do mnie potem, przeprosił, że chlapnął, że żartował, że nas wspiera, ale zabił mnie tym tekstem. Poza tym, w każdym żarcie jest ziarnko prawdy i ja to ziarnko mocno do siebie wzięłam. Wiem, że mam obsesję, ale wydawało mi się, że oni chcą słuchać naszych zwierzeń. Źle ulokowałam uczucia i w końcu Krzysiek nie wytrzymał i tak mi to głupio powiedział.
Żal trzyma mnie do teraz. Bo może rzeczywiście, jak nie mówię o walce o dziecko, to nie mam już nic więcej do powiedzenia. Przestałam zajmować się innymi sprawami, przestałam być ciekawa w towarzystwie.
Do tej pory myślałam, że to ja odsunęłam się od wielu ludzi, moich znajomych, ale może to oni odsunęli się ode mnie?…
Źle mi z tymi myślami.
Krzysiek tym co powiedział, nie sprawił jedynie, że więcej im już nic nie powiem. Wstrząsnął domkiem, który, jak się okazało, jest zbudowany z kart. Dopuszczam do głowy, że miał rację.
Bo to życie to życie w zawieszeniu i ciągłym odliczaniu i oczekiwaniu. Smutne to ale jednak prawdziwe. Wszystko inne schodzi na boczny plan, jest nieistotne albo zależne od tego czy sie uda czy nie. Ja to nazywam zawieszeniem…. My w tym tkwimy ale dotyka to tez naszych partnerów i wtajemniczonych znajomych ….
Masz rację Natalia. Wszystko schodzi na dalszy plan, praca, plany, urlopy, wszystko jest nieważne, kiedy walczysz o dziecko. Tylko ja po tych kilku latach sądziłam, że odcedziłam puste znajomości. Jestem rozczarowana. Oni też są. Ile jeszcze trzeba poświecimy? Wszystko. Tak dużo jak trzeba. Wiesz o tym sama bardzo dobrze.
Wracam do Ciebie. Jak się czujesz?
Średnio…wczorja wieczorem dostałam okres:( Mam nadzieje, że dzisiaj uda mi się dostać do gina, żeby dowiedzieć się czy możemy podchodzić w tym cyklu. acha no i przytyłam prawie 2 kg:(
Natalia… są takie chwile, zdarzają się niestety regularnie, że nie sposób powiedzieć coś mądrego… 🙁 Nie poddawaj się kochana. Bez Ciebie to się nie uda!
Ludzie, nawet niespecjalnie, potrafią tak bardzo zranić… Eh.
Zapewne nie wiem, co czujesz, wszelkie próby starania się o dziecko jeszcze przede mną. Fakt, próbowałam kilka miesięcy, ale byłam zmuszona zająć się moimi nieszczęsnymi jajnikami. Leczenie zakończone, a przede mną niepewność, czy kiedykolwiek się uda. Na duchu podnosi mnie jednak fakt, że moja mama, wg lekarzy kobieta bezpłodna, po wielu latach prób i poronień, w końcu urodziła mnie. I stało się to w momencie, gdy oboje z ojcem kompletnie odpuścili, wyluzowali i pogodzili się z tym, że dziecka mieć nie będą. Po mnie w ciąży była jeszcze 2x, jednak nie dane jej było urodzić. Jak to któregoś dnia określiła jej przyjaciółka „noo ty już tak masz, tak bywa, nie każdy musi mieć dzieci”. Ona zapewne też nie wiedziała, ile przykrości może sprawić jedno zdanie.
Trzymajcie się ciepło 🙂 Życzę powodzenia!
Wszelkie prób starania się przed Tobą, oby było ich jak najmniej, Kamila. Bo każdy etap kosztuje psychicznie, wiesz już sama, że żaden nie jest wystarczająco łatwy, aby nie pozostawić żadnego śladu. Życzę Ci powodzenia i bardzo się cieszę, że możesz oprzeć wiarę na mamie. Trzymaj się! 🙂
Mimo że myślę o dziecku często – staram się, by nie zawładnęło to moim życiem.
Niestety nie mam wokół siebie osoby, z którą mogłabym pogadać na ten temat, tylko znajomości blogowe i wirtualne pomagają mi odnaleźć się w tym wszystkim.
Kiedyś trochę rozmawiałam ze szwagierką, ale widziałam w jej oczach, że ona tego po prostu nie rozumie… w ciążę zaszła niespodziewanie..ot, wpadła jak wszystkie jej siostry…
odpuściłam sobie takie rozmowy..
„syty głodnego nie zrozumie”…
nie chcę, by jedno pragnienie zdominowało moje życie, nie chcę, by ewentualne niepowodzenia wpędziły mnie w depresję..
życie mamy jedno… trzeba doceniać każdą chwilę… a nie użalać się nad tym, że czegoś nie mamy…
zrozumiałam to, gdy nie wiele brakło, by dziś mnie tu nie było…
mimo wszystko życzę nam wszystkim, by marzenie się spełniło… 🙂
Dziękuję że to napisałaś. Mam czasem takie straszne myśli, których nie mam odwagi napisać nawet tutaj, anonimowo.
Dlaczego tak jest, że szukamy zwierzeń w wirtualnym świecie, a nie możemy porozmawiać z kimś naprawdę?
W tym co napisałaś jest ból, ale także doświadczenia i siła, której nam wszystkim tutaj potrzeba 🙂
skądś to znam….Ja z moją szwagierką w ogóle nie rozmawiam na ten temat,bo ona mnie też nie rozumie,sama ma 3 dzieci i nie miała problemów.Jej pierwsze to wpadka tak samo,a jej najstarsza córka ma już czworo dzieci.Więc po co im mówić,że się nie da?Nie ma możliwości?Ja choruję na endometriozę już kilka lat.Jestem po kilku operacjach w 2013 roku.I w ogóle to czasem płakać mi się chce….
I znów muszę przyznać że jest ktoś kto myśli i czuje tak jak ja.Szkoda tylko że te uczucia są smutne a nie radosne.Czytając twój ostatni wpis nawet nie umiem sobie wyobrazić co bym zrobiła w tym momencie.I nie uważam że jesteś słaba.Wręcz przeciwnie.Po tym co przeszłaś i tak masz bardzo dużo optymizmu w sobie.Tak sobie to tłumaczę że coś jest w tym powiedzeniu że zdrowy nie zrozumie chorego. Oczywiście nikomu nie życzę żeby przechodził to co my.Ale tylko w takiej sytuacji człowiek może zrozumieć drugiego.
I tak się nieraz zastanawiałam czy dobrze jest poruszać ten problem z innymi.Ja raczej duszę to w sobie.Czasem bardzo mi ciężko bo też po kilku latach mam już chyba obsesję.Nie mam w swoim najbliższym towarzystwie pary z takimi problemami i wiem że inni mnie nie zrozumieją.Nieraz jak słyszę komentarze innych na temat zachodzenia w ciążę to zastanawiam się czy się śmiać czy płakać.
Jeżeli będziesz miała kiedyś potrzebę się wygadania to napisz.Zawsze odpowiem.Wiem że to nie zastąpi rozmowy ale może chociaż trochę pomoże.
Basiu, bardzo bym chciała, bardzo bym życzyła Tobie, sobie i dziewczynom tutaj, żebyśmy miały z kim porozmawiać naprawdę. Duszenie w sobie jest koszmarne, sama tego doświadczasz.
Ale mówienie o problemach z bezpłodnością i spotykanie się z – w najlepszym razie – niezrozumieniem, jest równie złe. Przeżywamy utratę zaufania już nie do jednej konkretnej osoby, której można po prostu unikać, ale w ogóle do ludzi. Nie wiem jak to obejść, a jakoś trzeba, bo zaraz staniemy się nieznośne nawet same dla siebie.
Dziękuję Ci za to, że mogę na Ciebie liczyć. Muszę uważać, bo jak mi się nazbiera na „wygadanie się”, może być hardkorowo… 🙂
Cześć, pozwól, że przedstawię Ci inny punkt widzenia. Ja i mąż ze swoimi niepokojami związanymi z in vitro nie dzieliliśmy się z nikim. Nie powiedzieliśmy nawet rodzinie. Po prostu uznaliśmy, że to sprawa zbyt intymna by komuś o tym opowiadać. Mam znajomych, też są przed in vitro, wiedzą że się leczyliśmy i ona właśnie ciągle mi o tym opowiada. To nas strasznie męczy, jakby ktoś ciągle i ciągle usiłował wałkować jeden i ten sam temat. Wspominaliśmy kilka razy, że to dla nas ciężki temat i nigdy nie podtrzymujemy takiej rozmowy ale ona po prostu musi to z siebie wylewać za każdym razem. Trochę ją rozumiem bo tylko ja jestem w podobnej sytuacji ale nie jestem tak otwarta by komuś opowiadać szczegóły swojego pożycia czy fizjologii. 🙂 Dlatego też ostatnio ich unikamy, po prostu tak jest prościej. Oni są inni i my jesteśmy inni. Być może ten znajomy był zmęczony tym tematem, być może wasze rozmowy miały wpływ na ich relacje? Tego nie wiesz. Każdy z nas jest inny, to co jednemu przychodzi prosto i chętnie się dzieli takimi sprawami dla innego może być zbyt trudne. Ty potrafiłaś o tym opowiadać na imprezie pełnej ludzi, podziwiam że masz w sobie tyle otwartości. Ale zrozum, nie każdy jest taki. Nie oceniaj ich źle, być może to, że biorą to lekko to tylko postawa która ich dużo kosztuje i wracanie do tego tematu publicznie jest dla nich zbyt ciężkie?
Helu, tak, rozmowa o naszych problemach musiała być dla naszego znajomego trudna. Ale znowu aż tacy monotematyczni nie jesteśmy, widzimy życie poza bezpłodnością, rozmawia się u nas na wiele tematów, znajomy po prostu źle się zachował. I tak, przekładał to na siebie, bo sami z żoną się starają, a nie mają odwagi iść do lekarza – albo poddobnie jak Wy, nie mówią o tym. Na szczęście konflikt został zażegnany i widujemy się dość często. Teraz opowiadamy im o naszej walce z bezpłodnością tylko wtedy, kiedy o to zapytają. To uczciwe rozwiązanie.
Cieszę się, pozdrawiam serdecznie 🙂
Nie znam Cię a tak dobrze rozumiem…
Niby się nie znamy, a tak dużo o sobie wiemy…
Przeperaszam, że się wtrące bo pewnie nie w temacie… bo ja nie mam ani męza, ani takiego problemu… ale własnie ktos z tego samego powodu i tego,ze cs „chalpnelam „zakonczyl ze na znajomosc- dla mnei to bez sensu jesli komus na Was zalezy i Wam na kims starajcie się dogadac…ja przez wąłkowieni moich zyciowych problemow zrazam do siebie ludzi.. i jest to przykre bo nei zawsze oczkeujemy pomocy, a wysluchania a one sluchaly mowily tak tak mow, a nagle slysze,ze maja doscy ze sa przeciazone ,ze zmęczone psychicznie. Rozwalilam tak juz trzy znajomosci, ktore byly dla mnei wartosciowe…ale wydaje mi się, ze jak ludz enaprawdę chca i im na sobei zalezy zawsze jakos dojda do porozumienia…mi pęka serce, a one mają mnie gdzies… Wystarczylo pwoiedziec” jaka mnei Bog stworzyl taka mnei macie”a przeciez wiem,ze najmadrzjesze to nei bylo..ludzie chlapai rozne rzeczy i naprawde…przykre to jak ktos po 10 latach znajomosic z teg powodu i rzekomego zmęczenia o dchodzi i nawet pisanie, ze sie nei ej i nie spi z tego powodu nei wywoera na tej sobie wrazenia…zwyczajnie nas zlewa… Ja pekam i serce pęka, ale i tak nikogo to nie obchodzi. Mam w rodzinie osobyz takim problemem jak Ty i wiem,ze jest ich cale mnóstwo..niestety ale wiele rzeczy się do tego przycznia…mowia, ze najlepiej sie nie spinac…zapomniec o tym,zeby seks nie stal sie wylacznie „wyczkeiwaniem” zpaomnijcie sie ,zapominajcie jak najczesciej..moze bez ciaglych kontroli wlasnie…a wtedy..kto wie? Trzymam kciuki! Polecam dobrych lekarzy i takch tez Wam życze. Pisz jak coś.
Kochana Ka, masz rację, zrażamy do siebie znajomych, przyjaciół w ogóle, jesli mamy duży, męczący nas problem, o którym nie przestajemy mówić, nieważne, czy to jest niepłodność czy inna choroba albo po prostu wredni sąsiedzi.
Moja przyjaźń z tego wpisu przetrwała. Udało nam się szczerze porozmawiać, ja przestałam mówić tylko o sobie, oni przestali ignorować ten temat.
Trzymam kciuki za Twoje kolejne wartościowe przyjaźnie. Nie ma innego sposobu, niż szczera rozmowa.
Najgorsze jest to, ze zawsze starałam sie tez pamietaco innych… pytałam jak ze zdrowiem itd.. ale stanwoczo za duzo z siebei tego wylewałam..i to przykre bo chyba po rpostu przestałam im się opłacac…po co taka maruda, której nic nei wychodzi… ;/ ja juz nie wierze w przyjazn wiesz…mysklalam,ze da sie z nimis zczerze pogadac,ale wszystko ROZUMIEMY Inaczej MEILOWO, zadna nie zaporponowala spotkania, wyjasniena.. a ja ile moge… nei chcialabym zeby poczuly chociaz polowe tego co ja…szkoda,ze za mna nikt nei goni.. jak odchodza to na zawsze,albo przynajmniej tak… ze nigdy juz nie bedzie z tego przyjazni. Usłyszałam,ze ktos nei potrafi tyle dawac co ja. dziwne skoro jakos do tej pory lubiano ze man duzo pisac nagle OBCIAZAm… czy zwyczajnie… jest mnei za duzo wich zyciu 🙁 i zerio sentymentu… a ta przyjazn ( jedna z obu) trwala lata i nagle wychodzi na to,ze jestem ufoludkiem,ze moze KTOS CIE ZROZUMIE. Najgorszy bład,ze czepiłam sie głupot…moglam sie zmaknac. Minelo tyle czasu, a ja nadal o tym mysle i płaczę. a ktos ma to gdzies…chyba nie chodiz o to,zeby ciezkie konflikty czy cos raz rozwiazac…ale wybaczac sobei jesli cos jest wartosciowe..wychodiz na to,ze bylo tylko dla mnie…skoro nikt za mna nie idzie 🙁
Ka, strasznie mi przykto, że nikt za Tobą nie poszedł. Może po prostu to jeszcze nie tych ludzi spotkałaś. Jesli Ciebie nie zrozumieli…
Jesteś bardzo zranionym ptakiem, smutno mi z Twojego powodu. Jeśli piszesz o przyjaciołach, że „przestałaś im się opłacać” to chyba nie byli prawdziwi przyjaciele i może trzeba ich juz tak nie żałować…
wiesz, one mi duzo pomagały, ale w pewnym momencie uslyszalam, że ” Chcialy mi pomoc, a ja nei chcialam” no super, tylko,ze ciagle mowilam dlaczego nie korzystalam..nie wiem naprawde a potem jak smialam napisac,ze po co w takim razie sie otwieralam to wszyslo,ze osaczam i atakuje…. nie wiem Bóg mi odbiera wszystko i wszystkich. Zostalam zupełnie sama. Mam tylko matkę na dobra sprawe, ktora stoi za mną murem,ale to nei to samo..a am 28 lat. jakas masakra. Po co ja ciągle gadałam o tym samym.. teraz tylko ciągle czuje sie winna. Obie wiedzialy,ze jedna osoba odeszla bo rzekomo ją przeciążylam problemami i niby te sie „nigdzie nei wybieraly” po czym to samo zrobily. Moja wina,ze mowilam za duz i ciagle,ale choelra czemu w taki sposob.. popelnilam blad jak jedna napisala, ze ona chce jzu luznej znajomosci, potem ja cos pisalam ona jzu nie odpisala. I jeszcze podkreslila jak to teraz jest jeszcze pewniejsza w tym,ze dobrze robi odchodzac..dziwne,ze nagle czuje sie osaczonaa tak pisala ze mną duzo sama i mowila,ze to lubi..bez sensu……… ciagle te same błedy popeklniam…najpier mowią:pisz pisz, a jak pisze to przeciazam..czuej sie zraniona, oszukana i ciagle to rozpamietuje a one maja mnie gdzies. Napisalam jednej nawet, że spac nie moge i jesc rzez cala sytuacje a ona mnie zupelnie zlała… az mam wrazenie,ze nie znam tego człwoeika..ktory zawsze by pomocny..;/ Podobno tym sammym sznatazuje emocjonalnie- nitk mi tak nigdy nie powiedzial. brak słow. Sztanazowac bym mogla jakbym powiedziala,ze sie zbaije ztego powodu chociaz coraz bardziej sie ku temu czowiek skladnai. jakas paranoja.
Ka, wydaje mi się, że Ty potrzebujesz znaleźć bezstronną osobę, taką zupełnie obcą, której będziesz mogła się wygadać, któa pomoże Ci uporządkować myśli. Nie znam Cię, mam nadzieję, że to Cię nie urazi, ale nie myślałaś o osobach zawodowo słuchających i doradzających innym, jakiś terapeuta?
Może jest coś, co taka osoba patrząc z boku zauwazy, o czym nie wiesz (z blisk atrudno siebie obejrzeć) i pomoze Ci zrozumieć w czym jest problem, pomoże znaleźć punkt, w któym straciłaś swoich przyjaciół, może dojrzy jakiś głębszy powód?
Przepraszam, jeśli napisałam coś z czym się nie zgadzasz. Pomyślałam o Tobie tak, jakbym myślała o sobie.
Ja już chodzę ( ale z przerwami) babka nie ma terminów, fajan,ale czekam na NFZ jeszcze ,ale to nie to samo bo na NFZ pracujapsycholodzy,a nie terapeuci…a ta, prywatnie to 100..mi ta babka jeszcze zeszla do 70 zl…bo zna moją syt. Wiesz, jedno co wazne to jes to- ze ludzie nie lubią słuchac czyis problemów i ja to wiem , ale ona powiedziala,ze to w pewnym momencie robi się toksyczne. No robi się, ale czy nie mozna jakos popracowac nad ta znajomoscia.. laska mi napisala, ze ona chce luznej relacji,ale bylam tak emocjami przywalona, że dosłownie oczy mi to tez zasłaniało i napisalam z bolem,ze jak mnei potraktowala bo przestala w pewynm momencie odpisywac na moje wiadomosci.. I jaknapisalam to wyszlo,ze ją atakuje i osaczam ( a to mnei strasznie zaboalo) bo im bardzie mi zalezlo zeby wyjasnic to ona to inaczej odbeirała i zcazely sie inen tematy nagle to wyszlo,ze wszystko inaczej rozumiemym ;/ super, naprawdę. W ostatnim czasie byla jakas dziwna wobec mnie., boli mnie,ze ludzie nie chcą pracowac nad czyms,ale sobie spadaja i maja Cie i Twoje cierpienei i samotnosc(byly mi najblizsze) w dupie..
Druga powiedziala, że ona czekala 10 lat(tyle sie znalysmy) az cos ze soba zrobie itd. nie no super, fajnie, że jak mas zproblemy to nagle bedziesz inna to raz- fajnei pogadac z psycholgiuem( on cos moz wyjasninc), ale no kurde… jesli ciągle nmestes w tym bagnie i sama siebie zawalasz orznymi wizjami samonakrecaniem.. ciezko mi si etego pozbyc jestem zbuyt ostra momentami, ale tez chcialam pogadac..nei wiem ja jestem durna czuje sie jakbym nei miala dobrego nic tylko przytlaczam obciazam…itd..i to jzu trzecia taka sytuacja. daj pan spokoj moz enaprawde sie nei nadaje do przyjazni. Ale teraz juz czuje sie totalnie samotna. ta jedna przyjazn reaktywoaana nei ebdzie nigdy jzuprzyjaznai a znajomocia i to wiem,ale dl amnei toulga, ze potrafimy jeszcze rozmawiac, a nie przechodzimy jak obcy ludzie/… nie iwem chyba mam za duzo milosci mimo wszystkow sobie nie rozumiem jak mozna tak zlac kogos napuszczyc sie i swoje ego..jesli to robir ockne sie i jedziemy dalej a nie…Nie czuje sie urazona. juz jestem twardsza cora zbardziej prze zte sytuacje…:(
Skomplikowana jest ta Twoja sytuacja, kochana Ka. Zbyt skomplikowana, żebym z pełną odpowiedzialnością odważyła się coś Ci doradzać, bo łatwo jest w ten sposób kogoś skrzywdzić.
Jest skomplikowana bo ja jestem taka. Już nawet usłyszałam, że moze „znajde kogos kto nei zrozumie” Przykro mi jednak bo ja traktowałam je jak siostry, a dowiedziałam sie tylko, że jedna z nich tak głęboko tego nawet nie widzi. I mimo, ze taka razliwa i cudowna chwilami nie dziwię się, że nie ma przyjacik prawdziwe za to duzo znajomych bo ludzie ją uwielbiają… no ale cóż, skoro ja jestem ta „zła” bo juz przyjaciół nie mam( pare dalekich kolezanek) t wszystko co nie tak jest ze mną. ja się staram szukac w ludziach tez dobrcyh cech a tu mnei zostawiono i tyle. ogłam się w ogóle nie odzywac. Nie jestes w stanie mnie skrzywdzic, a juz na pewno nic sensownego doradzic. ja ciagle o tym w kolko mysle i gadam od dwoh miesiecy i tylko ja na tym trace. One raczej zyskały. Skoro nie wrócą, ale nie zamierzam Twojego bloga zawalc swoją osobą. Po rpostu skjarzylo mi się to troche z tym czego dośiwadczyłam. I takjak Ty mozesz w czims mniemaniu „mędzic” o niepłodnosci. tak mi ciage cos nei wychodzi i mam „wieczny poblem” co jest odbierane tak jak jest, ale nie zrażaj się, sama widzisz, ze sa gorsi w marudzeniu w kolo na ten sam temat. np. Ja.
Hej Iza, czytam Twój wpis i tak sobie myślę, że to święta racja, że nikt płodny niepłodnego nie zrozumie…. Mam też ze swojego życia tego przykłady. Pierwsze przykłady to moje 3 najlepsze koleżanki. Zakladyfikowalabym je do szczęśliwych matek i żon, które nie wiedzą co to milion testów ciążowych z jedną kreska. Wszystkie 3 wiedziały, że ja i mój M. się staramy. Na początku nawet wykazywały pewne zainteresowanie ale później sama widziałam, że ten temat je meczy, a przede wszystkim nie mają nic do powiedzenia (bo co miały powiedzieć? ). Coś co mnie najbardziej zabolało, to jak usłyszałam od 2 z nich – ale chyba nie myślisz o in vitro? Ja bym się nigdy na to nie zdecydowała (w podtekscie „bo to samo zlo”). Nie chciałam brnac juz w temat…. nie chciałam o tym dyskutować, przekonywać, bo jak ktoś ma swoje dzieci z pierwszej czy drugiej próby naturalnej, to tego nie zrozumie, za żadne skarby….
Drugi przykład jest jeszcze mocniejszy…. Były święta Bożego Narodzenia i poszłam do spowiedzi. Powiedziałam księdzu, że jestem po IUI i IVF, a komentarz księdza w tym temacie „pamiętaj, że nie każdy musi mieć dzieci”. Spowiedź niby ma pomóc, a mnie jeszcze bardziej zdołowała i od tego czasu przestałam chodzić do kościoła. … To nie Bóg wypowiedział się o ivf tylko księża, którzy nigdy nie będą w stanie wczuć się w naszą sytuację. Zwykle tak jest, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy nie znają się totalnie na jakimś temacie.