Powiem tak. Kriotransfer poszedł zgodnie z planem. Blastocysta 4AA. Przyjmuję tony progesteronu.
Jeden obraz wart jest tysiąc słów, więc może tym razem komentarz do sytuacji pomysłu mojego męża w wykonaniu komórczaka i moim.
Cokolwiek postanowi komórczak – zostać z nami, czy się wyprowadzić – na razie najbardziej daje się we znaki tatusiowi.
Czekanie jest okropne. Świat bez papierosa też. Czuję smrodki, które do tej pory były mi oszczędzone.
Czyli już po?! trzymam więc kciuki!
za Komórczaka 🙂 i za Mamę, żeby z siebie nie wyszła 😉
i za Tatę, coby mu cierpliwości i sił starczyło :))
trzymajcie się kochani, we względnym spokoju 😉
(ciekawe na ile to hormonki Cię rozrywają, a na ile to skutek niemożności podelektowania się papierochem, wstrętnym i obrzydliwym ;> 😉 )
Jestescie cudowni!! uwielbiam was! Nawet w tak stresujacej sytuacji potraficie sie smiac z siebie to cudowne!!! Trzymam mocno kciuki za cala trojke 🙂
ps. powiem ci ze smrodki jak smrodki jak na dluzej pozegnasz papierosa to zaczniesz odkrywac na nowo smaki i zapachy rowniez te przyjemne… Powiem ci ze nie pamietam kiedy jedzenie mi tak smakowalo ;p
Haha, mam nadzieję, że to dopiero początek grubej abstynencji:) odpoczywaj wariatko 🙂 chłop niech się przemyka bokami …
To już?! 🙂 Trzymam kciuki!
No już i nie już, teraz są te najdłuższe dwa tygodnie czekania 🙂 Dzięki Ewa 🙂
oj tak, to prawda 😉 w życiu nie przypuszczałam, że 2 tyg mogą się tak strasznie dłużyć 😉
przytulam! i wysyłam dużo pozytywnych myśli!!! :*
Cześć Izo!! 🙂 nie wiem czy mnie pamiętasz…napisałam do Ciebie tylko 2 razy, ok. 20 grudnia, dzień przed moją punkcją i dzień po transferze (tego posta pewnie nie przeczytałaś, bo napisałam go pod poprzednim a nie na „bieżących” stronach). Kurde!!! Ale się u Ciebie pozytywnie pozmieniało!! I to w jakim tempie! 🙂 cudownie, czułam że wszystko Wam się poukłada… Jak się czujesz kochana? mam nadzieję, że się oszczędzasz, oglądasz masę komedii i biegasz na spacerki!! U mnie jutro pierwsza beta…objawy?? Jakie objawy? Zero…wrrrr no nic, w razie „co” butelka alkoholu chłodzi się w lodówce a w planach konkretne wyjście w góry, z potem lejącym się po tyłku. Wszystko przyjmę na klatę, nie ma wyjścia. Póki co, ściskam Cię gorąco i zaciskam wszystko co się da, żeby Wam się udało!! Tak będzie 🙂
Basiu 🙂 Oczywiście, że Cię pamiętam, czytam każdy wpis (o każdym dostaję powiadomienie, choćbyś nie wiem na jak starych datach pisała 🙂 ) i staram się na każdy odpisać, tylko czasem nie zrobię tego od razu i tak potem wychodzi… :/
Ja się czuję zniecierpliwiona (minęły dopiero 3 dni od transferu), znudzona (ile można spacerować, ja chcę mój rower!), zdegustowana (jaki chłam w tej telewizji) i poddenerwowana (tak, jestem złą kobietą, rzuciłam palenie godzinę przed transferem, ale rzuciłam), ale też wyspana i pełna nadziei!!!!
Kochana Basiu, życzę Ci z całego serca, żebyś tego szampana otworzyła dopiero na przyszłego sylwestra! Ale jak się okaże, że otwierasz go jutro – zazdroszczę Ci gór i słonego potu, też tak chcę. Może też tak zrobię – jakoś 🙂 Masz plan B, jesteś dzielna dziewczyna!!
Jutro idę na Sylwestra do znajomych. Wieczorem nie będę mogła sprawdzić jak wyszedł Twój test – jeśli napiszesz. Ale napisz proszę. Czekam nieciepliwie, jesteś kilka kroków przede mną. Twoja beta da mi nadzieję. Twoje wyjście w góry da mi siłę 🙂
Izo kochana 🙂 nie jesteś zła kobieta- ja co prawda nie palę od 5 lat, ale żrę tabletki przeciwbólowe na potęgę…taki o to np. tramal… Zaczęło się od zwalczania 2 lata temu okropnego bólu ucha a skończyło na zwalczaniu bólu 'psychicznego’ taki ot 'ogłupiacz’… Ale też odstawiłam złe nawyki (a może to już było uzależnienie?) tuz przed transferem. Także zła dziewczyno-możemy podać sobie rękę 😀 Odezwę się jak tylko poznam wynik bety- oby było to dziś, bo moja złośliwość i zaczepność zabije biednego męża 😉 pozdrawiam i udanego Sylwestra ze swoim Skarbem w brzuszku! 🙂
Izuniu- tak się złożyło, że jesteś PIERWSZA… Właśnie otrzymałam wynik, tzn. jakies 10 minut temu, ale przez te 10 minut ryczałam i nie byłam w stanie nic na to poradzić….ze szczęścia!!!!!!!!!! 9 dni po transferze Blastusia- i wynik 127 mIU/ml. Nie do wiary!!! Jestem szczęśliwa i chcę,żeby i Tobie się udzieliło!! ja jestem totalnym pechowcem i jeżeli mi się udało, to nie ma mowy by u Ciebie było inaczej!! Teraz oby tak dalej… Mąż w pracy i jadę po Niego ok. 19… szukam słów żeby Mu o tym powiedzieć 🙂 Będę do Ciebie zaglądała- zobaczysz mi się udało, to i Tobie się uda! ten rok jest nasz i nie ma odwrotu!
Basiu, pękam z dumy, drepczę z podekscytowania Twoim sukcesem, już opowiedzialam o Tobie mojemu mężowi 🙂 Kochana dobra wróżko, życzę nudnej ciąży 🙂 !!! Jestem zaszczycona, że pamiętałaś w takim momencie o mnie. Przesyłam moc dobrych myśli!
Izo, trzymam kciuki z całych sił i myślami jestem z Wami. Czas oczekiwania był dla mnie najtrudniejszym okresem w całej procedurze. Świrowałam – nie wiem pewnie można inaczej, ale ja nie umiałam. Warto było – witam Nowy Rok szampanem dla dzieci i mojito bezalkoholowym. Życzę Ci tego samego – nie tylko dziś, ale przez co najmniej kilka najbliższych miesięcy 🙂
Iza – jaki ładny Komórczak!!! I niech się tam ładnie przyjmuje, rozgaszcza i w ogóle! I byś na kolejnego Sylwestra miała „inne” zmartwienia niż procenty i smrodek 😉 (a teraz wierzę, że wytrwasz, bo czego to my nie zrobimy dla tych naszych małych i dużych Komóreczek 🙂 )
Kochana Równoważna, prawda, że widać, że łobuz? A Ty baluj koleżanko na sylwestra, bo to ostatni gwizdek żeby pogrzeszyć 🙂 ja będę grzeczna za nas obie 😉
Co cóż… wszak każde dziecko ma w sobie coś z łobuza… a czy ma mniej czy wiecej komóreczek, to już mniej istotne 😉
Sylwek minął i może nie balowałam za nas obie (bo my spokojnie w domku, bo M. nie może balować), to wypiłam na pewno 😉 Dwie lampki wina i dwie lampki szampana! Mam nadzieję, że czułaś rano efekty tego picia 😉
Właśnie szukałam winnego mojego kaca po sylwestrze 🙂
Ja przez cały wieczór u znajomych na domówce paradowałam z kieliszkiem z „czerwonym winem” czyli sokiem porzeczkowym, dzięki czemu uniknęłam niewygodnych pytań.
A że mam za długi język to inna sprawa… 🙂
Iza, aż dwa tygodnie będziesz czekać na zrobienie bety? Po blastusiu to i 10 dnia spokojnie można robić. Mnie wyszła lekka kreska 9 dnia po transferze dwudniowych zarodków, a 11 wieczorem to była równie mocna jak ta testowa. A blastuś to jednak trzy dni starszy, więc 10, a nawet 9 dnia z krwi bez problemu powinno wyjść. Tzn jak wyjdzie to super, a jak nie, to można jeszcze mieć nadzieję. 🙂
Brałaś jednego komórczaka świadomie,bo nie chcesz ryzyka bliźniaków, tak dali, bo jesteś młoda, czy jeden Ci został?
Droga Wężon, oczywiście, że nie wytrzymam dwa tygodnie. Sądzę, że tak zaleca moja klinika domyślnie, żeby uniknąć pielgrzymek „niepewnych” pacjentek (właśnie tych, które jeszcze mają mieć nadzieję). Przy poprzedniej ciąży w 9 dpt na „sikańcu” była blada cienka kreska, ale już była.
Pojedynczy podany zarodek to przede wszystkim wynik udziału w programie rządowego dofinansowania – jeden z warunków mówi o tym, że można przeprowadzić transfer jedynie pojedynczych zarodków.
Ale lekarz powiedział mi kiedyś, że i tak podawaliby mi jeden zarodek, bo jestem mała, drobna, trudno byłoby mi utrzymać mnogą ciążę, gdybym miała tyle szczęścia w nią zajść.
No młoda to ja też jestem, zawsze, aż do śmierci 🙂 🙂 🙂
Iza, ja też z programu rządowego. Po 35 roku życia zapładniają wszystkie komórki, a nie tylko sześć i podają dwa zarodki. Ja o dwa nie prosiłam, dali dwa, bo w tym wieku tak dają i tyle. Mam 37 lat.
Wężon, a jak Ty się teraz czujesz? Nie zapytałam, a Ty przecież przedostatnio napisałaś mi o pozytywnej becie! Napisz, proszę napisz coś o sobie 🙂
Nie wiedziałam nawet, że po 35. roku życia podają 2 zarodki, mam 33 lata. A jak przyjęły Ci się oba? 🙂
Na moje pytanie dlaczego dwa, lekarz odpowiedział – a ile pani ma lat? No właśnie.
Z tego wnioskuję, że starym tak dają. Bo nikt szczegółów nie omawia.
Ja też w Warszawie, ale w innej klinice. Straszna taśma.
Fizycznie jest ok, ale jestem w szoku, bo właśnie przyjęły się oba. Za tydzień sprawdzamy, czy będą serca.
Wężon, ja Cię zaraz w palce pstryknę za Twoje „starym tak dają”.
Otóż, moja miła, Słownik Języka Polskiego, jako jedno z ważniejszych znaczeń słowa „stara” wymienia „matka”.
Proszę:
Stara
potocznie:
1. żona;
2. matka;
3. szefowa;
4. … itd
Tymczasem, stara 🙂 , podwójne gratulacje. Ale mój mąż się rozmarzył, jak mu opowiedziałam o Twoich bliźniakach, on by bardzo chciał. Bardzo bardzo Ci Ci gratuluję gratuluję 🙂 Nie zostawiaj mnie bez wiadomości co z serduszkami!
Iza,
Wężon dobrze prawi – niby w programie rządowym po 35 roku życia podają 2 zarodki, ale mnie też lekarz pytał czy chcę 2 (choć na tamten moment miałam 33 lata). Tak mnie zastrzelił tym pytaniem, że w pierwszym momencie mnie zatkało – nie sądziłam, że tuż przed transferem będę musiała podjąć tak ważną decyzję, której przecież nie przedyskutowałam z mężem. Jednak wypaliłam, że TAK, chcę dwa 😉 niestety lekarz po przejrzeniu dokumentacji stwierdził, że mam za niski progesteron i podadzą mi tylko jeden… szkoooda… 🙁 następnym razem od razu powiem, że chcę 2 i będę się modlić, by progesteron był odpowiednio wysoki 😉
Haniu, nie mogę sobie przypomnieć ani odnaleźć tej informacji – ale Ty też miałaś in vitro z programu? Bo poza programem masz oczywiście coś do powiedzenia w tej sprawie, ja nawet nie mogłam chcieć dwóch 🙂
Co do progesteronu – pamiętaj, aby powiedzieć lekarzowi przy kolejnym podejściu jaka była sytuacja, pewnie od razu da Ci więcej luteiny. Ja też teraz dostałam więcej luteiny niż poprzednio, bo poprzednio były niedobory.
Swoją drogą jak czytam co piszesz Ty i inne dziewczyny, to widzę, jak ogromne są różnice w procedurach. In vitro cały czas jest praktyką prywatną, nie ma regulacji ogólnopolskich. Mnie nikt nie badał progesteronu przed podaniem zarodka, dopiero po pozytywnym wyniku po 2 tyg.
Lekarze powinni mieć taki blog, żeby sobie poustalać co i jak robić, aby wyszło najlepiej, a nie my, pacjetnki… 🙂
A ja nie mialam badanego progesteronu, ani żadnego innego hormonu, ani podczas stymulacji, ani przy transferze, ani po wyniku. Biorę cały czas lutinus, chyba tak na czuja.
Iza,
tak, ja jestem w programie rządowym. Dlatego zostały mi jeszcze 2 podejścia.
Poważnie nie miałyście badanego progesteronu??? ja miałam badany podczas stymulacji bodajże co 2-4 dni. I przed transferem gin patrzył w ostatni wynik. Ręce miałam skłute jak rasowa narkomanka… (doszło też do tego, że zrobiły mi się zrosty na żyłach i był coraz większy problem z wbiciem igły…) Moja ginka prowadząca przepisała mi prolutex twierdząc, że zwykła luteina wcale nie jest taka dobra, że uczula i pacjentki się skarżą, że się wylewa…wiadomo kiedy.
naprawdę – niby program jeden, a każda klinika robi co i jak chce…
Co klinika to obyczaj – a i tak natura robi co chce. Czasem mam wrażenie, że badanie tego czy tamtego, branie różnych proszków, to tylko taki entourage, żebyśmy my, pacjentki, czuły że KTOŚ COŚ ROBI. Że ma to bardziej znaczenie psychiczne niż fizyczne.
Zaglądam.do ciebie codziennie z nadzieja ze tytul będzie następujący: dwie kreski oszaleje z radości hehe trzymam kciuki codziennie. Jesli tobie sie uda to ja jeszcze spróbuję. Historie mamy bardzo podobne. Mocno sciskam.
Oczekująca, jakby Ci to napisać… Napisałaś „Jesli tobie sie uda to ja jeszcze spróbuję”. Ja dla Ciebie, bez względu na wynik, zrobię specjalny wpis, że się udało. Bo Ty musisz jeszcze spróbować.
Dużo przeszłaś, przeżyłaś niedawno stratę. Najpewniej kłamstwem będzie stwierdzenie, że już więcej strat nie będzie (w szerszym życiowym kontekście). Przed nami jeszcze niejedno niepowodzenie. Ale Ty nigdy się nie poddasz. Jesteś do mnie podobna. Jestem podobna do Ciebie.
Powiem Ci, jak będzie wygladała Twoja niedaleka przyszłość: odpoczniesz, bo musisz odpocząć, i pójdziesz dalej drogą, którą wybrałaś.
Tak? 🙂
Myślami jestem z Wami… Jestem pewna, że się uda!!
Natalia, zawsze bardzo się cieszę, jak Cię tu widzę. Dzięki, niedługo trochę się wyjaśni. A co u Ciebie, jak Twoje sprawy?
Izo trzymam kciuki za Ciebie, bo Twoja historia dodaje mi siły na dalsza walke o dzidziusia. Dostaliśmy sie właśnie do programu rządowego in vitro i czekamy na telefon z kliniki, ze przyszła nasza kolej, ale chyba troche poczekamy, bo kolejka jest niestety długa. Wierze, ze Tobie tym razem sie uda! Pozdrawiam
Majka, ja trzymam kciuki za Ciebie. Długo już walczysz, cały czas na coś czekasz, znowu musisz czekać… Cieszę się, że dostałaś się do programu rządowego, bardzo sobie chwalę ten program – nie wiem, jak udźwignęlibyśmy koszty in vitro bez tego. Naprawdę warto być w tym programie. Oszacowali Ci w klinice chociaż czy to kwestia miesiąca, kwartału? Ile czasu?
Troche mnie nie było, bo w pracy prace bilansowe, a jeszcze troche innych spraw na głowie, ale wczoraj zadzwonił telefon i przemiły pan doktor zaprosił mnie na wizytę, w której juz wszystko mamy ustalić na początek lutego. Tak wiec mam nadzieje, ze juz w marcu będę mogła robić test ciążowy 🙂 pozdrawiam Cie serdecznie i kibicuje Ci z całego serca!
Maju, piorunem to się dzieje u Ciebie! To raptem dwa cykle. I w sam raz na wiosnę (zima jest wstrętna) zaczniesz in vitro 🙂 Odpoczywaj i nabieraj sił, o ile to możliwe przy natłoku pracy 🙂
Piękna, jak samopoczucie?
Olga, jestem zniecierpliwiona!!! Nic bardziej prawdziwego nie mogę dodać. Piszę coś na tym blogu i kasuję, kręcę się wokół własnego ogona, przekładam papierki z kąta w kąt, czytam nawet instrukcję obsługi do samochodu. No tak mnie nosi!
Kochana na pewno jeszcze spróbuję. Ale rany mam jeszcze świeże, jeszcze je czuje… ale ty jestes dla mnie szczegolnie wazna i nigdy za nikogo tak sie nie modlilam jak za ciebie. Dla mnie jestes zwyciezca bez wzgledu na wynik.
Stawiasz mnie na nogi takimi tekstami lepiej niż poranna kawa, której ostatnio staram sie unikać (czasem wychodzi, ale zeby nie zwariować, nie zrezygnowałam ze wszystkich kaw) 🙂
Nie znam twojej przyczyny poronienia ani swojej. Nie jestem zadnym specjalista ale duzo czytalam ksiazek z medycyny chinskiej i wedlug niej po kazdym zabiegu operacyjnym musi minac okolo roku zeby narzady odpowiednio pracowaly byly odpowiednio ukrwione szczegolnie macica. Teraz ten warunek masz spelniony. Jesli to byly sprawy genetyczne to tez juz wykorzystalas ten jeden przypadek losowy. Teraz musi sie udac! Ja mysle ze u mnie przyczyna byla hiperstymulacja bo mialam postac ciezka. Jestem miesiac po poronieniu 11 tygodniowej ciazy i nadal mam jeszcze troche wody. Ale to moje subiektywne wywody.
Na etapie, w jakim jest teraz medycyna, polskie lecznictwo i nasze finanse (domowe oraz naukowe poświęcone na B+R) myślę, że jeszcze długo nie będziemy znać dokładnych przyczyn poronień, za wyjatkiem statystyk, które wskazują na największe prawdopodobieństwo czegoś w stylu selekcji naturalnej chorych organizmów… Niestety…
Ty masz jeszcze zarodki? Czy będziesz musiała przechodzić stymulację od nowa? Nie wyobrażam sobie jak się musiałaś czuć mając ciężką hiperstymulację w ciąży. Ja miałam to samo, ale przed ciążą (lekarze odwołali z powodu hiperstymulacji transfer świeżego zarodka). Współczuję i podziwiam, że wytrwałaś.
U mnie rok od operacji minie w kwietniu. Zobaczymy. Moja macica nie czytała chińskich książek, może nie wiedziała, że ma tyle czasu??
Tak, masz rację, zapędziłam się z tym dopingiem dla Ciebie – za wcześnie jeszcze. Ale wiesz, kochana, że ja już na zaś tak piszę, dmucham lekko w żar, żeby podtrzymać ciepło 🙂
Niestety nie mam zarodkow. Podchodzilam do programu rzadowego z 6 komorek zaplodnilo sie 6 ale do stadium blasto dotrwal 1 piekny nasz. Troche mnie przeraza perspektywa nastepnej hiper. Podczas hiperki balam sie ze stane przed wyborem moje zycie albo zycie dziecka. Ale sie udalo ciaza pieknie sie rozwijala do prawie 12 tygodnia. Mamy jeszcze dwa podejścia. Zobaczymy. A jak sie czujesz? I dobrze ze mnie mobilizujesz!!!
Oczekująca,
tak Cię podczytuję i przyznaję, że w szoku jestem… bardzo współczuję tego, co przeszłaś… do pewnego momentu nasze historie są podobne, z tym że ja nie miałam hiperstymulacji i nie zaciążyłam po pierwszym ivf… ale też miałam 6 zarodków, które w 5 dniu przestały się rozwijać… ten, który mi podano również…choć dopiero w 11 dpt…
szkoda, że nie ma takich dokładnych badań, które stwierdziłyby co i na którym konkretnie etapie przestaje działać… niewiedza jest paskudna… takie trochę błądzenie we mgle…
Iza,
przebieram nogami w oczekiwaniu na Twój wynik… 😉
nic nie mówię, nie zapeszam, ale Ty wiesz… 🙂 :*
Oh, Haniu, słyszę to przebieranie nogami… 🙂 Dzięki, że tuptasz ze mną… 🙂
Wiesz co, oczekująca… Kiedy leżałam w szpitalu z hiperstymulacją, powiedziałam sobie, dusząc się i jęcząc z bólu, jak sama wiesz, że nigdy więcej stymulacji do in vitro. Niespełna rok później, kiedy byłam w ciąży i widziałam ziarenko serca na USG, pomyślałam, że podejdę do stymulacji tyle razy ile będzie trzeba, żeby to serduszko zobaczyć. Mnie było nieporównywalnie łatwiej niż Tobie, bo nie stałam przed wyborem niczyjego życia. Prawda jest jednak taka, że przestymulowanie, choć niebezpieczne, jest uleczalne, tylko drogie w leczeniu (albumina kosztuje jakieś ciężkie trzycyfrowe kwoty).
Wiem, że stymulacja to jest duże obciążenie dla organizmu. Masz niesamowitego pecha, że tylko jeden zarodek przetrwał do stadium blastocysty. Chyba wyczerpałaś swoje statystyki nieszczęść…
Kochana oczekująca, pytasz jak się czuję. Nie chcę narzekać, więc nie piszę na blogu – ale może coś bazgrnę, zobaczę… Generalnie duże ilości progesteronu to nie jest to co lubię najbardziej. Dokucza mi ten progesteron fizycznie, czuję się źle, krótko mówiąc. Niestety nie mam przeczuć, żeby to było złe samopoczucie z powodu ciąży. Jestem pewna na 95 proc., że to z powodu luteiny i lutinusa 🙁
A ja tu cichaczem zagladam codziennie i najmocniej w świecie Zaciskam kciuki!!! :* 🙂
Haniu niestety milion badan nam robią a nie potrafia odpowiedziec na podstawowe pytania. Przykro mi ze ci sie nie udalo ale zarodek sie prawdopodobnie zagniezdzil wiec to dobry znak. Pozdrawiam
No właśnie w 12 dpt miałam robić betę, a w 11 dostałam @… 🙁 już byłam dobrej myśli, a tu takie rozczarowanie…
coś się podziało, ale jednak ostatecznie coś poszło nie tak – chciałabym wiedzieć co dokładnie, ale jak sama napisałaś – robią nam mnóstwo badań, a i tak nie są w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytania…
no ale trzeba próbować do skutku 🙂
Witam Was wszystkie. Jestem tu nowa ale niestety też z problem braku ciąży. Czasem poszukuje w internecie pocieszenia w beznadziejnym przypadku w jakim się znalazłam i trafiłam na Twój blog Izo. Generalnie staramy się z mężem od dwóch lat o dziecko. Mam endometrioze i brak lewego jajnika (wycięto mi go wraz z torbiela endometrialna). Zdecydowaliśmy się na in vitro i może w styczniu może w lutym juz będziemy mieli to za sobą. Jestem przerażona i zdolowana. Boje się tych skutków ubocznych. Ty jesteś taka dzielna. Ja juz nie wiem skąd brać pocieszenie a najgorsze jest to ze ja nie wierzę że to się uda. Tyle miesięcy rozczarowań. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić ze kiedyś to się zmieni… Mam nadzieje ze będąc tu z Wami jakoś mi się nastawienie odmieni. Trzymam mocno kciuki za Ciebie i musze brać z Ciebie przykład 🙂
Dzień dobry Olu. Nie poddawaj się. In vitro przy endometriozie jest bardzo wskazane. Twój jajnik jest zdolny do produkcji komórek jajowych. Jest Ci ciężko, dużo przeszłaś (mogę sobie tylko wyobrazić, co czułaś, jak straciłaś pierwszy jajnik…), ale nie jesteś w sytuacji beznadziejnej, przeciwnie, masz jeszcze bardzo dużo szans 🙂
Im bardziej będziesz walczyć o dziecko, tym tych szans masz więcej.
Jakieś skutki uboczne zawsze będą. A nie boisz się, jakie są skutki uboczne poddania się w staraniach o dziecko? Mnie przeraża to, czego mogłabym żałować na starość, przeraża mnie, że teraz mogę czegoś nie zrobić, a potem będzie już za późno.
Inne skutki uboczne (np. leczenia) przyjmuję raczej biernie, stało się, muszę to przetrwać, to Ty widzisz w tym dzielność 🙂
Tu jest dużo dziewczyn, które wiele przeszły. Każda ma ciężki bagaż. Sama widzisz, upadamy i podnosimy się, otrzepujemy kolana i idziemy dalej. Może znajdziesz kogoś z podobną historią. A ja (my) już się postaram, zebyś się nie poddawała 🙂
Dziękuję za słowa otuchy. Fakt – najbardziej przerażająca jest świadomość że czegoś mogłabym nie zrobić i będzie za późno. Dlatego tez zapadła juz decyzja o in vitro choć nie wiem czy i tak nie za późno. To była jednak trudna decyzja. Zwłaszcza dla męża który chyba do tej pory jest przekonany że to mogłoby się udać naturalnie. Oby się to wszystko dla nas dobrze skończyło.
Od 2 dni właśnie, na podstawie historii naszych przyjaciół, rozmawiamy z mężem o tym, o ile łatwiej byłoby parom leczyć bezpłodność, gdyby równo, zgodnie leczyli się partnerka i partner, bo bezpłodność to jest problem pary, a nie jednej osoby. Nam (nie tylko mi, ale także mojejmu mężowi, meżczyźnie z krwi i kości), wydaje się, że przez wstyd i obawę przed naruszeniem męskosci, mężczyźni długo zwlekają z podjęciem działania, czasem za długo. Mam nadzieję, że się zgodziliście co do wagi tematu i nikt nie robi niczego wbrew sobie, bo to pole minowe i konflikt gotowy. Trzymam za Ciebie kciuki – jesteś dzielna, wszystko skończy się dobrze 🙂