Ciąża o nieznanej lokalizacji. I jakiś duch…

Ciąża o nieznanej lokalizacji różni się od ciąży pozamacicznej:

– może być w macicy, ale np. w mięśniu
– leczenie nie jest tak jednoznaczne, jak przy ciąży pozamacicznej, bo tam podaje się metotreksat, a jak nie zadziała, to zabieg. A tutaj zabieg jest trudny, bo nie wiadomo, gdzie szukać. 
 
Mam tyle zrostów, że zarodek może być wszędzie, trzech lekarzy dziś go szukało, a głowicę USG czułam już na wysokości wątroby. 
Beta urosła od piątku z niecałych 1300 do 1460.
Trzech lekarzy podczas USG po namyśle zwyrokowało: podajemy metotreksat.
 
Wróciłam na oddział i przyszedł do mnie inny lekarz. Chyba szef dyżuru, nie wiem. Był u mnie juz rano i drobiazgowo wypytywał.
 
– Metotreksat nie jest obojętny dla organizmu. Niszczy to co martwe, ale niszczy też to co żywe. To jest chemia, jak przy nowotworze. Mogą zniszczyć się pani komórki. Pacjentkom może zniszczyć się cera, mogą wypaść włosy. Taki wzrost jak pani miała od piątku, to żaden wzrost. Ja bym jeszcze poczekał, może beta zacznie sama spadać – patrzył mi w oczy. Stałam z talerzem z nałożonym szpinakiem. – Zgadza się pani? – uśmiechnął się ledwo ledwo dostrzegalnie.
 
Szpinak parował, ludzie nas mijali. Czułam jak się czerwienię. Właśnie jeden lekarz podważył opinię innego, swojego kolegi.
 
– Ja… Nikt mi nie powiedział…
 
– Jutro zrobimy betę. 
 
Szpinak wystygł. Czy to był duch? 

0 komentarzy

  1. Czyli nadal nic nie wiemy… ? Uparty ten Twój motylek, szkoda że nie trafił tam gdzie trzeba. Ciężka decyzja. Podać lek , gorzej dla organizmu, lżej dla psychiki… Nie podać – odwrotnie. Oj Izuś… Ile potrwa jeszcze to zawieszenie…

  2. Kochana poczekaj, w końcu beta się podda, spadnie. W sumie po co się faszerować świństwami. No chyba że jest mus to wtedy co innego. Z drugiej strony gdyby ta beta była większa np. trzy razy taka to w końcu chyba by dostrzegli pęcherzyk bo chyba by urósł. Ale w sumie co to da że go namierzą ???? Tylko tyle, że będzie wiadomo gdzie się ulokował……Bo z tej ciąży i tak nic nie będzie 🙁
    Ja bym poczekała, jak nic Ci nie jest, brzuch nie boli i można jeszcze chwilkę poczekać.

  3. Dobrze duch prawi. Nic Ci nie jest, niebezpieczeństwa pęknięcia jajowodu nie masz, infekcja się nie robi (chyba sprawdzają?) to czekaj. Tyle że, im dłużej jesteś teraz w ciąży, tym bardziej oddala się kolejna próba.
    Nie chciało Ci się wracać do pracy, to masz. 😉

    Nastraszyłaś mnie tym metotreksatem.
    W pigułach działa równie toksycznie, czy bardziej miejscowo? Ty poprzednio łykałaś, to działanie pewnie podobne, ale ja 9 tabletek przyjęłam dopochwowo i nie zauważyłam efektów ubocznych. Chociaż lekarka powiedziała, jedziemy po bandzie, bo trzeba szybko kończyć, nie może pani dwa dni czekać.
    Koleżanka w moim wieku od 13 roku życia bierze metotreksat na reumatoidalne zapalenie stawów i udało jej się urodzić dwójkę zdrowych dzieci. Odstawiała, 3 miesiące organizm się oczyszczał i miała jakieś 4-6 miesięcy na zajście w ciążę, bo potem musiała znowu zacząć łykać, żeby silny atak RZS nie nastąpił. I łykać przynajmniej rok do następnej próby. Dobrze, że nie miała kłopotów z płodnością, bo to niezła ruletka. Zaostrzenie mogło nastąpić wcześniej.

    Ten Twój motylek nieźle nabroił. Gdzie on się wykluł? Taki wygodny kokonik mógł sobie zrobić w bliźnie po scrachingu. Dobrze, że Ci ta głowica gardłem nie wyszła.

    Jeśli z cp wiozą od razu na zabieg, tzn. że za późno była wykryta? Jeśli jest już mocne krwawienie, to zastrzyk się nie nadaje? Bo ze mną dwie leżały, przywiezione późnym wieczorem i od razu na zabieg rano. Czy to przez to, że nie wszędzie mogą dawać zastrzyk? Ale przez brak zastrzyku usuwać jajowód?

    A w ogóle to jak długo ciąża może przetrwać w jajowodzie naturalnie i czym to się może skończyć? Załóżmy, że nasz babcia jest w cp. W ogóle nie wie, że jest w ciąży, potem może ma słabe objawy, ale usg przecież nie ma, okresu też nie. Jak długo babcia może żyć w nieświadomości? Może być tak, że zarodek obumiera, beta sama spada, babcia uważa, że to wczesne poronienie, albo opóźniony okres. Ciąża rośnie, jajowód pęka, krwotok, operacja nie wiadomo czego i przeżyje, albo nie? Do którego tygodnia można być w cp?

    1. Wężon, jajowód jest bardzo cieniutki a więc bardzo szybko może pęknąć. Zależy w którym miejscu w jajowodzie ulokuje się zarodek. Najwęższe miejsce jajowodu to przy wejściu do macicy, tam ma chyba 1 mm. Także wystarczy że pęcherzyk będzie miał kilka mm i tragedia. Ale czasem kiedy beta sama zacznie spadać to zarodek sam się wchłonie.
      Myślę że przy cp jajowodowej daleko się nie zajdzie. , przeważnie 6-8 tydz dziewczyny trafiają do szpitala już z ostrym bólem.

        1. Wężon, zastrzyk podaje się, jeśli znajdzie się ciążę pozamaciczną, ale nie stanowi ona jeszcze zagrożenia. Jak zagrożenie pęknięcia jest realne i objawy silne, robi się laparoskopię. U mnie pękło wszystko i zalewało mnie krwią do brzucha przez kilkanaście godzin, nikt nie podejrzewał cp. Wg mojego gina ciąża była jak najbardziej prawdłwowa… W takich sytuacjach już tylko normalna operacja ratująca życie. Pewnie nasze babki na coś takiego umierały…

          Metroteksat to ciężki lek, kolezanki z forum o cp miały po nim wstrzymane starania na pół roku. Fajnie Iza, że masz tam dobrego ducha.

          1. I ja nie miałam przy cp żadnego krwawienia z dróg rodnych. Zero, nic. Aż do momentu pęknięcia jajowodu nie miałam żadnych objawów wskazujących na pozamaciczną…

          2. Kas, ale to jest pol roku przerwy mimo ze mam mrozaka? Bo rozumiem przy naturalnym staraniu, ale moze crio mozna zrobic wczesniej?

          3. Ja zrozumiałam wypowiedź Kas w ten sposób, że metotreksat jest na tyle wredny dla organizmu, że potrzeba aż pół roku, żeby „wywietrzał”.

    2. Wężon mnie pękł jajowód w 7 tygodniu cp. Miałam krwawienie w terminie miesiączki. Mój organizm dawał mi milion dowodów na to że jestem w ciąży, ale to krwawienie mnie absolutnie zmyliło i nawet nie brałam pod uwagę tego że to może być ciąża (pomijam wkład mojej ówczesnej lekarki która „na oko” wykluczyła ciążę i leczyła mnie na zapalenie przydatków). Miałam szczęście, że jajowód pękł w momencie kiedy przyjmowali mnie do szpitala. Dwa dni wcześniej byłam w górach, przypuszczam, że nie zdążyliby mnie stamtąd na czas dostarczyć do szpitala.

          1. Iza, u mnie to była chyba po prostu koszmarna seria pechowych zbiegów okoliczności. Najpierw gin prowadzący pomylił się i potwierdził prawidłową ciążę, potem w szpitalu na sorze nikomu nie przyszło do głowy, że to może być to… Ciąża miała ok 6 tygodni, dokładnie nie pamiętam, niestety dokumentacja zaginęła w tajemniczych okolicznościach po wysłaniu lekarzowi smsa o tym, co się stało…

    3. Jak by nie patrzeć, biologia to nie matematyka…
      Ja w sumie nie wiem w którym tygodniu straciłam obie cp. Musiałam zajrzeć do teczki z dokumentacją, której nie dotknęłam od lat
      Przy pierwszej nie miałam żadnych niepokojących objawów. Badałam betę i czekałam aż moja lekarka wróci z urlopu. Któregoś dnia zaczął mnie brzuch, mąż zawiózł mnie do szpitala na Madalińskiego. Tam zaczęło się krwawienie – ale sprawę olali koncertowo. Potem kilka dni ok… i w nocy taki ból, że nie mogłam wstać z podłogi. Mąż zawiózł mnie tym razem na Karową. Tam od razu na hasło wysoka beta, brak usg i silny ból, od razu bez kolejki (godziny planowanych przyjęć) wrzucili na oddział. Usg, pierwsze podejrzenie cp – następnego dnia rano potwierdzone i od razu na zabieg. Nikt nie proponował leków. U mnie ból był wywołany krwawieniem do otrzewnej, jajowód nie pękał – dopiero nacięli w czasie operacji.

      A do którego tygodnia można być w cp? Działacze prolife donoszą o udanych porodach dzieci z cp…………..

      1. Akuk… Przy Twoim bólu to ja jestem w sanatorium… Indolencja Twojego pierwszego szpitala jest, jak pewnie wiesz, karalna…
        Fajni są ci działacze prolife. Z tego co gdzieś przeczytałam, cp bywa wykrywana do 5 miesiąca. Dziwi mnie to, ale pewnie dziewczyny nie badają się tak obsesyjnie jak my.

        1. Ten piąty miesiąc wciąż mnie też dziwi. Można nie badać się obsesyjnie, ale jednak badanie USG genetyczne ok 12 tyg. się robi i trudno wtedy nie zauważyć, że ciąża nie jest w macicy.
          No chyba, że statystyki są z krajów afrykańskich. Tam chyba żadna nie widziała USG, a i tam rodzi się strasznie dużo dzieci.

          1. Ja być może ma tę wiedzę z jakiegoś szmatławca, nie pamiętam. Od kiedy przestałam przeczesywać internet w poszukiwaniu samodoskonalenia z medycyny, jakoś lepiej się czuję.

  4. Mnie zastanawia jedno, czy taki obumarły pęcherzyk można zostawić w organizmie kobiety? Bo przecież jak jest poronienie zatrzymane to się łyżeczkuje, nawet wczesną ciążę. A tutaj jak chłopaki go znaleźć nie mogą, to przecież zostawią. Czy zakłada się że z okresem się złuszczy? Przepraszam za takie trochę bezduszne techniczne pytania.

    A tych dylematów decyzyjnych nie zazdroszczę. Jak leżałam z moim krwiakiem – to jedna grupa lekarzy pod przywództwem mojego lekarza kazała „bezwzględnie leżeć w szpitalu” a jacyś inny na dyżurze przychodzili i pytali „co pani jest?” , i komentowali: „a pani myśli, że my pani jakoś tu pomożemy?”, „a nie lepiej w domu leżeć?”, „a pani tak nie leży, bo to nic nie pomoże tylko krążeniu zaszkodzi”. Te komentarze to mnie do płaczu doprowadzały… Także współczuje bardzo tego, że się dogadać nie mogą, i jeszcze na Ciebie zrzucają odpowiedzialność za decyzję 🙁 Ściskam.

    1. Ruda, jeszcze tego nie wiem jak to jest z pęcherzykiem, ale mogę zgadywac. Lepszy obumarły pęcherzyk, który się pewnie z czasem wchłonie, niż kolejna operacja, kolejne zrosty.
      W sumie ja mam tak z komórkami jajowymi- one wszystkie po prostu opadają w otchłań organizmu. I sie wchłaniają tam gdzieś.

      Niepewność, brak decyzji- to męczące, ale ja i tak się uśmiecham, bo nikt nie chce mnie operować. Mówią, że i tak jestem trudna w badaniu. Wara ode mnie z nożem.

        1. Nie wiem, poczekać i zobaczyć co się dzieje? Jak zacznie znikać, to się wchłonie, a jak coś się zacznie dziać, np. gorączka, krwawienie itp. to trzeba pomóc naturze?

  5. Wężon, zadałaś dużo mądrech pytań, ale ja na nie nie znam odpowiedzi. Jak spotykam konowała, to nie ma rozmowy, to co mówili mądrzejsi, starałam się zapisać tutaj. Nie wiem za dużo więcej i co ciekawe, nic nie czytam w internecie.

    Wcześniej w tabletkach ja miałam arthrotec, a nie metrotraks. To zupełnie inne leki.

    Cp może sama obumrzeć i babcia mogła mieć po prostu silniejszy okres. Operują wtedy, gdy jest zagrożone życie. Pewnie jak są dolegliwościu bólowe i jasny obraz USG. Z tego co czytałam wcześniej (bo od piatku już nie sięgam po internet) to cp bywa wykrywana i w piątym miesiącu dopiero.

    Mój pęcherzyk może kieć dziś np. pół cm. To na tę chwilę nieoperacyjne raczej. Kurde no, jak operować, jak nawet nie wiadomo z której strony, czy to poza macicą czy gdzieś w mięśniach macicy (bo i taką teorię dziś usłyszałam). Pewnie, że wolę jeszcze chwilę poczekać, niż brać silne leki.

    Dziś ruch w szpitalu. Już nie ma sanatorium, obok mnie leży pani w zaawansowanej ciąży. Wygląda na gadułę, bo nawija z mężem non stop. Trudno mi się skupić.

    1. Iza, czyli ja miałam chyba też nie cp, tylko c. o nieznanej lokalizacji. no kurwa, jak już zachodzi człowiek w ciąże i jej nie można znaleźć…. pytałam teraz lekarza w klinice, co mogło się z nią stać hipotetycznie, to stwierdził bez namysłu, że się wchłonęła. myślę, że Twoja beta zacznie już spadać, bo to jakiś szczątkowy wzrost (patrz: mój przypadek).. zresztą: zaufaj intuicji i rozsądkowi, Ty wiesz najlepiej. trzymam kciuki Króliku.

      1. Olga, Iza, wchłonie się, wiele rzeczy się wchłania. Guzy nowotworowe też czasem magicznie znikają, a po chemii też się przecież zmniejszają i gdzieś te tkanki muszą znikać.
        Ci, co dawali mi niewielką nadzieję na uratowanie jednego dziecka, mówili, że jeśli ten bez wód obumrze, a zakażenie się zatrzyma, to płód się obkurczy i może wchłonie (w 15 tyg., miał już 9cm od głowy do pupy).
        Niestety zakażenie się rozhulało, CRP rosło prawie jak beta w początkowych dniach, przyszłam z 40, a następnego dnia było 100. Płód też nie chciał obumrzeć. Rano widziałam bijące oba serca, a o 18 musiałam podjąć decyzję o przerwaniu ciąży.
        To jest dopiero wredne Olga. Poronienie to jeszcze wypadek losowy. Ja po 4 latach starań o ciążę dokonałam aborcji.

          1. Akuk, w jajowodzie i tak by nie dał rady się rozwinąć.
            Mój jeden był nie do uratowania, ale drugi wyglądał normalnie, badanie USG w 14 tyg. wykazało, że wszystko jest w porządku, żadnych wad nie mają oba.
            Zabiłam zdrowe dziecko, bo powiedzieli że i tak nie ma szans i za duże ryzyko dla mnie.

          2. Wężon, świat trochę staje się taki, jakim go nazywamy. Wiesz, że eskimosi mają kilkanaście określeń na kolor śniegu? W Polsce śnieg jest biały albo żólty jak ktoś nasika, jest też jeszcze czasem szary. A Eskimosi mają osobne okreslenie na każdy odcień, który my nazwiemy po protu białym.
            Świat staje się taki, jak go opisujemy. Ty napisałaś 'zabiłam swoje dziecko’. Ja piszę 'uratowałaś życie matki swojej córki’.

          3. Tak Iza, słyszałam o tym śniegu. U nas w miastach to zawsze jest szary, czarny, żółto-szary.
            Jeszcze słyszałam, że jest kilkadziesiąt określeń na pocałunek.

            I tak, wiem, że ważne jest, co jak nazwiemy. Widać to też w debatach o ivf. Dawanie życia, spełnianie marzeń i podstawowych funkcji życiowych, rodzenie chcianych, szczęśliwych obywateli, czy nazistowskie eksperymenty, cywilizacja śmierci, działanie wbrew naturze i zabijanie niewinnych istnień.

            Na początku było słowo. Słowo ciałem się stało. Słowo daje wszystkiemu początek i determinuje odbiór.
            Mnie w ogóle fascynuje, jak tworzy się język, dlaczego słowo znaczy to co znaczy i wszyscy w danym języku je rozumiemy. Dlaczego brzydki jest brzydki, a piękny piękny i kto nadał nazwy uczuciom i jak te nazwy się rozeszły po świecie…

          4. Wężon, moja cp przetrwała tak długo bo rozwijała się w tej przestrzeni między jajowodem a jajnikiem. Tylko powodowało to drażenienie i krwawienie do otrzewnej.
            Wiesz, ja też tak czuję – że zabiłam własne dziecko. Pozwoliłam je zabić.

          5. Bez sensu to napisałam. Sama mam zawód paramedyczny i znam ograniczenia biologii. Usunięcie cp czy ciąży zagrażające w inny sposób życiu matki można rozwazac jedynie w kwestiach fizjologicznych a nie etycznych. Przepraszam. Mam zły dzień. Wróciły moje koszmary.

          6. Akuk. Tylko czajnik elektryczny nie ma czasem gorszego dnia. Nie przepraszaj. Takie mysli jak Twoje, jak Wezon, jak wielu tutaj z nas,, zostaja z nami do konca zycia

          7. Znam czajniki, co mają gorsze dni. Mojej mamy ostatnio cały dzień nie chciał się wyłączać i nagle następnego się naprawił.
            Akuk, jeszcze będziemy miały dobre dni.

          8. Wężon, Wężon…to był dramatyczny wybór, zgoda, ale nie powinnaś go oceniać tak ostro. Gdy dokonujemy wyborów, zawsze bierzemy pod uwagę koszt alternatywny, si?
            Jako matka kilkuletniego także dziecka też wybrałabym swoje życie. Nie podjęłabym ryzyka za wszelką cenę.
            Opowiem Wam przy okazji historię, z której zwierzyła się moja Mama. O pierwsze dziecko starali się z Tatą mniej więcej dwa lata, Mama leczyła się dość długo, przechodziła HSG. W końcu się udało. Z drugą ciążą poszło dużo szybciej (pomiędzy moimi dwiema siostrami jest zaledwie 13 m-cy różnicy). Podczas drugiego porodu Mama dostała silnego krwotoku, okładali ją lodem i co chwila cucili, bo traciła przytomność. Opowiadała potem, że w tamtej chwili ani przez chwilę nie pomyślała o młodszej z córek, której jeszcze nie widziała na oczy, tylko o tej rocznej, która w domu na nią czekała… Tak zadziałał instynkt, biologia, choć może to się zdawać szokujące.
            Jesteś, żyjesz Wężon, wstajesz rano i oddychasz. A piłka jeszcze w grze, jeszcze gramy w zielone!

          9. Ale taki fatalny poród nie zniechęcił Twojej mamy, bo jesteś jeszcze Ty. 🙂

            E tam wybór. Skoro Iza pozwala brzydko mówić, to powiem: to było gówno, a nie wybór. Gdyby to był 23 tydzień, to bym zaryzykowała. Ale podawanie dużych dawek antybiotyków i tocząca się infekcja pewnie uszkodziłyby płód. Nie wytrzymałabym 1-12 tygodni do sensownej granicy przeżycia.
            Gdyby się zatrzymała, też bym poczekała. Ale dostawałam 7 dawek 2 antybiotyków dziennie i CRP rosło, a moja morfologia się psuła.

          10. Taaa, jestem nie tylko ja, ale jeszcze jedna siostra 🙂 Jest nas cztery!

            Ok, pewnie masz rację, gówno nie wybór. Ale wybrałaś słusznie, choć mogę sobie tylko wyobrażać (skoro Iza pozwala) jak chujowy był to dylemat…

    2. Fakt, w arthrotecu jest misoprostol. Ja właściwie nie wiem, co mi dali, bo wpisali tylko „farmakologiczna indukcja poronienia” (jaki to eufemizm – indukcja poronienia)
      Naprawdę jajowód może się tak rozciągnąć, że wytrzyma 5-miesięczną ciążę? Niesamowite.
      Moja mama jest jedynaczką i kiedyś babcia powiedziała, że miałaby brata, ale się nie udało, bo to była ciąża pozamaciczna. Myślałam, że mama coś pokręciła. Nie sądziłam, że można być w cp tak długo, żeby było widać płeć.

      1. Dziwne w sumie ? To urodziła go ? Czy miała operację ? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić jak taki cienki delikatny jajowód może się rozciągnąć. Wiadomo że musi pęknąć, nie ma siły na to
        W czasach naszych babć kobiety umierały przy porodzie i pewnie nikt nie dociekał co się stało. Wystarczyło że dziecko było główką do góry i kobieta nie mogła urodzić, albo dziecko miało 5 kg i też nie jedna nie dała rady, nie było usg, pewnie nie wiedzieli też o tym że urodzą się bliźniaki. Z powodu cp tez pewnie zmarło ileś kobiet. Dzieci umierały przy porodzi i no cóż, nie wierzę w to że ktoś dociekał. Kobiety rodziły w domu bez lekarza …….

        1. Właśnie nie wiem Andzia, może ją zoperowali?

          Moja ciocia 30 lat temu miała w ciąży rentgen brzucha. Tak sprawdzali, co w środku siedzi. Ale bliźniaków nie zobaczyli.

        2. Znam kobitkę, obecnie ma ponad 50 lat. Jej mama miała cp zanim ją urodziła. W czasach naszych babć operowano, radzono sobie z trudnymi porodami… jedną taką historię mam też w rodzinie. W sumie zastanawiam, czy w dobie historii takich jak Julii Bonk, taki poród siostrzeńca mojej babci zakończył by się przeżyciem i matki i dziecka.

      2. Nie, z tą 5-miesieczna cp to skrot myslowy, sorry. Jajowod na pewno by tyle nie wytrzymal. Ale cp moze rozwijac sie poza jajowodem przeciez, a tam jest juz jednak wiecej miejsca…

        1. no…jest kilka udokumentowanych przypadków donoszenia cp, gdzie np. zarodek rozwijał się w brzuchu, łożysko przyczepiło się do jakiegoś dużego naczynia krwionośnego i było „zasilanie”. Raz zdarzyły się trojaczki – dwa były w macicy a jeden na jajniku, wszystkie przeżyły. No ale są to ekstremalnie rzadkie przypadki.

  6. Eh Ty to się masz z tym motylkiem zabłąkanym. Oby jak najmniej ucierpiało to Twoje biedne już ciało. Juz dawno bym ześwirowała na Twoim miejscu. Szacunek :* Trzymaj się kochana

  7. Hej dziewczyny,od paru dni czytam wszystkie Wasze wpisy i poprostu nie moge uwierzyć jak zycie potrafi byc niesprawiedliwe. Jak ludzie z nizin społecznych płodni sa az do bólu ze wyrzucają dzieci,zabijają itp a porządni normalni ludzie musza sie starać o cud czasem nawet naście lat. Chciałabym Wam powiedzieć ze bardzo trzymam za Was kciuki i ze kiedys napewno doczekacie sie swojego dzidziusia. Hm… Jak sie domyślacie skoro zajrzałam na tego bloga to problem zaczął i dotyczyć mnie. Otóż staramy sie z mężem od 2 lat o dzidziusia. A od roku zaczęliśmy sie badać. No i ze wszystkich badań wyszło ze mi nic nie jest. Ale moj mąż ma 1% ruchliwych plemników. Dostał juz druga kuracje farmakologiczna ktora potrwa mniej więcej do lipca,ale pan doktor powiedział zeby nastawić sie na in vitro. I tu pytanie do Was dziewczyny jak to jest? Jakie badania musimy wcZesniej zrobic(ja wiem ze w odpowiednim czasie dowiemy sie wszystkiego od lekarzy) ale ja chciałabym wiedzieć to wcEsniej i od osób które to przeszły.bo sZczerze mówiąc nie mam z kim o tym porozmawiać każda koleżanka ma dziecko wiec nie potrafi mnie zrozumieć tylko ciagle powtarzają ze wszystko bedzie dobrze…. Jak wyglada nią vitro refundowane jakie dokumenty trzeba dostarczyć czy jest szansa na zakwalifikowanie sie czy raczej odrazu robic wszystko prywatnie? Przepraszam ze takie to wszystko poplątane ale jak widac mam mętlik w głowie. Pozdrawiam Was wszystkie gorąco.
    Nova

    1. Nowa, bo życie po prostu jest, nie ma że jest czy nie jest sprawiedliwe. Po prostu tak się dzieje, tak bywa. Jedni mają RZS, inni nowotwory, a jeszcze inni niepłodność (a jeszcze inni w dwupakach choroby, etc.) 😉
      Ja Wam życzę, by Wasza droga była jak najkrótsza. Ja Ci powiem tak, że my chodziliśmy do prywatnej kliniki, a jak weszła refundacja do nich, to już i tak mieliśmy wszystko, bo chodziliśmy tam… Może wybierzcie sobie klinikę (która ma refundację) i wtedy lekarz powinien Wam wszystko wyjaśnić. Trzymam kciuki!

    2. Idźcie do kliniki, która ma refundację. BAdań jest jest mnóstwo przed IVF i nie ma sensu robić na pałę tylko to co lekarz zaproponuje, bo wydacie niepotrzebnie kupę kasy. Jeżeli mielibyście sie kwalifikować na czynnik męski to trzeba rok udowodnionego leczenia, badań, starań. Najlepiej zebrać wszytsko co się ma czyli wyniki, historię z karty od swojego gina jak CI zlecał badania czy miałaś obserwacje cyklu i zaświadczenie od niego, że wtedy i wtedy zgłosiłaś się z problemem i zostało wykonane to i to. Jeżeli chodzi o niepłodność idiopatyczną(niewiadmomego pochodzenia) to potrzeba udowodnione 2 lata starań. Musicie wziąć wszystko co się da, każdy świstek może być ważny. Lekarz Wam powie czy się kwalifikujecie czy musicie coś jeszcze zrobić,
      Mogę CI poradzić, żebyście udali się do kliniki i nie szwędali po ginach bo zmarnujecie czas, pieniądze i nerwy, a w klinice wizyty są czasami tańsze niż u zwykłego gina. Powodzenia;)

    3. Nova, tak jak pisza dziewczyny, badan jest duzo, ale kliniki sie troche roznia miedzy soba.
      Ja teraz z pamieci podpowiem, ze sa to zarowno badania hormonalne, jak i wirusowe, morfologiczne, oczywiscie cytologia i wymazy tez. Duza czesc tych badan jest refundowana. Za te nierefundowana czesc ja zaplacilam lacznie ok 600 zl (ale mam prywatne ubezpieczenie, co sie dalo robilam z niego).
      Brzmi jak duzo do zalatwienia, ale wiele badan zalatwisz za jednym razem, a nawet z jednego pobrania krwi. Poprowadza Cie.
      Czy masz szanse na refundacje? To tez zalezy od kliniki. W novum np. juz nie ma miejsc, tak mi przynajmniej powiedzieli.
      Jak Ty jestes zdrowa a problem jest z nasieniem meza, to wydaje mi sie, ze macie duze szanse na powodzenie!
      Zrobia, mikromanipulacje’, wybiora ruchliwego plemniczka i czekacie na ciaze 🙂

      1. Nowa, dodam tylko że moja koleżanka jeździła do kliniki do nas do Krakowa, tu jest luźniej z terminami.
        Badania, jak dziewczyny piszą, można się badać w nieskończoność, a dobrze zrobić jak nie masz AMH, wit.D, resztę hormonki wymazy to już pewno masz.
        Pozdrawiam

      2. Nova, z tego, co widziałam, w warszawskim Invimedzie jeszcze przyjmują do programu. W zeszłym tygodniu niechcący podsłuchałam w recepcji kliniki rozmowę pomiędzy parą, która wyszła od lekarza i właśnie dostała refundację. Także warto spróbować jeszcze nawet teraz.
        Dziewczyny tu już znają moją historię. Jesteśmy z mężem idiopatyczni- nigdy nie znaleziono przyczyny naszej niepłodności, w dodatku można uznać, że jest ona wtórna (mamy już jedno dziecko) i musieliśmy przedstawić dwuletnią historię leczenia. U Was powinno być łatwiej- tak jak napisała Lucy wystarczy rok badań.

        1. S-mother, ciekawostka.
          Napisałaś: „Jesteśmy z mężem idiopatyczni- nigdy nie znaleziono przyczyny naszej niepłodności, w dodatku można uznać, że jest ona wtórna (mamy już jedno dziecko) ”
          Ja, od momentu, kiedy zaszłam w swoją krótką ciążę i poroniłam, też ma już wpisywaną niepłodność wtórną. Trochę mi szkoda… A może tak jest lepiej…

          1. To dziwne, że wtórna, bo przecież naturalnie w ciążę nie zaszłaś.
            Myślałam, że wtórna to tylko jeśli wcześniej było dziecko bez pomocy. 🙂 Tak jak u mnie i s-mother.
            Módlmy się (jak trudno coś wymyślić w tym sensie, jeśli się nie wierzy w siłę modlitwy – trzymajmy kciuki, zaklinajmy los?), żeby nie zaczęli nam wpisywać – poronienia nawykowe lub nawracające poronienia.

        2. S-mother ma rację. Ze dwa tygodnie temu nawet na stronie reklamowali się, że mają miejsca do programu. Najlepiej po prostu zadzwonić. I tak musisz się umówić na wizytę.

          1. U mnie tak samo pisali, a że jal pozamacicznej, to już im się w ogóle w teskróty nie mieściło, bo nie klasyfikowali jej jako poronienia,

  8. Ja po prostu nie mogę uwierzyć Iza, że to się Tobie dzieje na prawdę. Przyznam Ci się, że nawet przeszło mi przez myśl że to jakiś społeczny eksperyment a Ty nas wszystkie wkręcasz 🙂 Przepraszam 🙂 Po prostu Twoja historia jest tak nieprawdopodobna, że chyba na film się nadaje normalnie… Trzymaj się Króliku!

    1. Wiesz Marta, czytasz w myślach. Śmiałam się do męża, że to jest tak porypane, że równie dobrze ten blog może prowadzić jakiś psychol i pisać najbardziej nieprawdopodobne rzeczy. Wy w końcu przestaniecie mi wierzyć…
      Niestety ja jestem najzupełniej prawdziwa i co najwyżej upiększam tutaj swój charakter…

      1. Mnie to też kiedyś przeszło przez myśl, że to takie mnóstwo skomasowanych wydarzeń medycznych, że może ktoś nas wkręca…. Ale w końcu stwierdziłam, że nie dałoby się aż tak powymyślać. No chyba, że napiszesz teraz, że Twoją ciążę znaleźli na Marsie – wtedy przemyślę to jeszcze raz… 🙂

        Wracając do poważniejszych tematów, to czasem jeden lekarz potrafi zmienić decyzję ogółu rozsądnymi argumentami i ratuje pacjenta lub wdraża lepszy pomysł leczenia – w Twoim przypadku wydaje się na ten moment, że właśnie miałaś szczęście, że akurat ten człowiek-duch był w robocie dzisiaj 🙂

        Mojego męża raz chcieli już wypisywać. Nikt nie słuchał, że nie może złapać powietrza i normalnie oddychać. Przecież był już po dwóch operacjach. Wystarczy. Trzeba zwolnić łóżko. Wyniki dobre, zrobili rtg-czysto, „po operacji długo się do siebie dochodzi”, wypisywać! Tylko, że mój M doskonale wiedział jak to powinno być po operacji. Tylko jedna lekarka uwierzyła. Wbrew zaleceniom szefa wzięła go na drogą tomografię – wyszedł olbrzymi krwiak w opłucnej i całym śródpiersiu- zaczynał już gnić, bo powstał po wcześniejszej operacji która była dwa tygodnie wcześniej. Gdyby jej nie było w robocie wtedy, to wypisaliby go z oddziału, a tak zabrali go na operację ratującą życie. Jestem jej wdzięczna. Bardzo. Zresztą innym razem uratowała go w ostatniej chwili – zabierając bez porozumienia z nikim w nocy z innego oddziału w innym budynku, gdzie dosłownie umierał. Do dzisiaj jak o tym rozmawiam z nią rozmawiam to ja jej mówię, że jakby jej wtedy nie było w robocie, to ja musiałabym zamiast do niej zadzwonić na pogotowie. Nikt na drugi dzień jej chyba nie zrobił zjebki, bo było już jasne, że uratowała pacjentowi życie. W tym przypadku to nawet nie mam słów….

        1. Asia, ciary mnie przechodzą jak czytam o tej historii…
          Są takie zawody, gdzie powołanie powinno mieć większą wagę.
          Lekarka uratowała pewnie niejedno życie. To jest praca…

          1. Niestety, nie wszyscy mają takie szczęście że są uratowani a mogliby być….Taka jest rzeczywistość szpitalna. Co do tej lekarki to z emocji wczoraj napisałam Jej o 12 w nocy smsa z podziękowaniem (bo od czasu do czasu po prostu muszę Jej za to dziękować, takie „wyczyny” wbrew przyjętym praktykom szpitalnym nie zdarzają się często). Chyba to był dobry moment, bo nie spała i miała lekkiego doła i napisała że pomogło 🙂

  9. Słoneczko myślę o tobie i modle się za to abyś szybko wróciła do zdrowia i do męża do swojego słodkiego domku…wierze ze zycie jest wspanialomyslne dla takich ludzi jak ty… mimo wszystko wierze… wierze w sens każdego zdarzenia nawet tak bolesnego i trudnego… wierze ze z perspektywy czasu będziesz mogla spojrzeć na te wydarzenia i powiedziec na glos: ciesze sie ze jestem w tym miejscu i ciesze ze doszlam tutaj taka droga a nie inna… bo wierze ze jesli wybieramy wlasciwa droge w zyciu to pewien splot zdarzen doprowadzi nas tam gdzie poczujemy blogosc i spelnienie… i to tu na ziemi a nie w niebie czy w kosmosie…nie bede pisac ze na pewno bedziesz mama albo ze bedziesz w przyszlym miesiacu w ciazy… ale pisze o tym ze dojdziesz do takiego miejsca w zyciu ze cale twoje wnetrze bedzie czuło ze to co wydarzylo sie wczesniej mialo sens bo doprowadzilo cie tam gdzie dojdziesz…kazde zdarzenie w zyciu jest po cos, cos ma nas nauczyc… ale tylko takie osoby jak ty potrafia z traumatycznych przezyc wyciagnac cos co pcha do przodu i pozwala zdobywac szczyty… i co wiecej dzielisz sie z nami tym darem…wszystkie lzy zamienia sie w radosc… ale taka radosc.ktora doswiadczaja tylko nieliczni i wyjatkowi… tacy jak ty…

    1. Oczekująca, pięknie dziękuję. Każde Twoje słowo chłonę. Kochanie, czytam i tak się zastanawiam, napisałaś to od serca, wiesz, że to dotyczy także Ciebie? Inaczej nie potrafiłabyś tak wyraziście mi tego opowiedzieć.
      Wiesz to i się teraz uśmiechasz, prawda?
      Dzięki za mapę.

      1. szpitale maja to do siebie ze nie mozna sobie pospac☺ czekalam na pare twoich słów i już mi lepiej…mysle ze dzis najwyzej jutro wszystko sie rozwiąże… mam takie wrazenie ze czasem nam sie wydaje ze lekarze nie wiedza co robic, albo ze jestesmy jakims odosobniomym przypadkiem ale jakby tak szczerze porozmawiać z lekarzami to medycyna i czlowiek co chwile ich zaskakuje i sa do tego przyzwyczajeni i pomimo czasem sprzecznych diagnoz maja nad wszystkim kontrole …ja mimo paru bledow lekarzy ktore mnie duzo kosztowaly nadal im ufam i dziekuje za opieke… ty tez im zaufaj króliczku tak w 100 % moj lekarz jak mialam hiperke i grozil mi skret jajnikow i pewnie nie tylko sprawial wrazenie ze nie wie co robic nawet dzwonil do moiej kliniki do bialegostoku
        … pozniej w rozmowie ze mna juz prywatnej powiedzial mi ze nie takie przypadki jak ja u nich lezaly a telefon wykonal bo wolal sie upewnic… jak lezalam z poronieniem powiedzial mi: wiem ze jest ci trudno tyle lat staran ale ta kobieta która idzie wlasnie z wielkim brzuchem po korytarzu i zaraz rodzi poronila 5 razy a 6 ciaza to dopiero porod… wtedy uswiadomil mi ze dla nich to chleb powszedni a ja nie jestem jedynym krolikiem do glaskania na oddziale☺

        1. Oczekująca, ja śpię tu źle, Ty śpij dobrze.
          Złoszczę się i wyżywam na blogu na niektórych lekarzy, ale zawsze będę uważała, że trzeba im ufać. Ktoś się zawsze pomyli, jesteśmy tylko ludźmi. Ale jak przestanę ufać lekarzom, to pozostanie mi tylko modlitwa o zwrot jajowodow.
          Wiele mówiąca historia, prawie przypowieść o kobiecie idącej korytarzem, która poroniła 5 razy.

          1. Też na forum ivf była taka, co urodziła za 6 razem.
            Za to babcia mojej koleżanki urodziła 1 dziecko bez problemu, a potem 8 jej umierało na różnych stadiach, najczęściej rodziła wcześniej, albo martwe, aż w końcu umarła razem z 9 martwym dzieckiem.
            Był to banalny teraz konflikt serologiczny.

            Takie przypowieści też się zdarzają.
            Kiedy porzucić nadzieję i ratować zdrowie (psychiczne, fizyczne)? Jak to trudno wypośrodkować.
            Równie dobrze mogłam liczyć, że jednak sepsy nie dostanę, a dziecko jakoś urodzi się normalne po tylu antybiotykach.
            Ciekawe kiedy wyjdą badania pokazujące długofalowe skutki brania leków na stymulację do ivf.

          2. Ja mam znajomą, która w ciążę zachodzi przysłowiowo od popatrzenia na męża. Pierwszą ciążę stracili gdzieś w 3-4 miesiącu jej trwania, potem bardzo szybko urodził im się zdrowy syn. A potem starali się przez kilka lat, jak tylko lekarze pozwalali to próbowali. Każda próba i każde podejście bez problemu kończyło się ciążą, którą tracili około 8 tygodnia. I tak w kółko. Przy którejś utracie lekarze zaczęli sprawdzać czemu to tak, ale głównie, ku wściekłości znajomych, proponowali in vitro, mimo, że z zajściem w ciążę nie było absolutnie żadnych problemów, a dopiero z jej utrzymaniem. W końcu któryś lekarz przebadał ich i stwierdził, że jakieś połączenie ich genów daje zestawienie, które jej organizm niszczy. Nie wiem dokładnie, bo trochę nam się kontakt rwał, ale okazało się, że jakieś leki brane od samego początku pozwoliły na utrzymanie ciąży i urodziła im się zdrowa córka.

  10. Cały dzień zastanawiałam się co u Ciebie. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze, że trzeba czekać. Kiedy po naszym pierwszym transferze wyszła pozytywna beta, ale nie w takiej wartości jak powinna, chyba najgorsza było to czekanie, powtarzanie badania i dalsze czekanie z wielką niewiadomą. I nadzieja w cud, że może jednak. I znowu czekanie.
    Jesteś dzielna, dasz radę. Wszystkie tu Cię wspieramy i trzymamy za Ciebie kciuki.

    1. Dziękuję Aneczka.
      Paradoks, tak przyzwycziłam się do czekania, że nie wiem, jak się zachowam, jak coś będzie pewne. Mogę się przerwócić z wrażenia.

  11. w szpitalu wszystko dzieje sie swoim trybem, i czekanie jest nieuchronna jego czescia. Ale czasem warto poczekac, a czasem trzeba miec takiego dobrego ducha jak Twoj lekarz. Mnie kiedys pomylka lekarzy i niepotrzebne wg. mojego prowadzacego wypisanie ze szpitala uchronilo przed dokonaniem spustoszen w macicy….wtedy jeszcze o tym nie wiedzac udenerwowalam sie, splakalam z bezsilnosci…za 2 tygodnie uslyszalam od innego lekarza, ze dzieki Bogu ze mnie wypisali i nie zrobili tego co pierwotnie planowali. Tak wiec czasem w nieszczesciach ktore nas spotykaja przydaja sie dobre duchy i troche szczescia.
    Izus, dzielna kobieto, trzymaj sie.

    1. Bilbao, czyli zaczynamy wierzyć w duchy. To co piszesz pokazuje, że czasem my się naprawdę niepotrzebnie denerwujemy, skracamy sobie stresem życie.
      Trzeba o tym pamiętać przy kolejnej krytycznej ocenie lekarza…

  12. Izuś, dla umilenia oczekiwania opowiem Ci lekarską anegdotkę. I Wam wszystkim też.
    Mama sąsiadki jest położnikiem. Kiedyś robiła cesarkę babce z Tunezji. Byli w Polsce chyba na kontrakcie. Potem wyjechali, tunezyjka zaszła w drugą ciążę i cesarkę robiła w Tunezji.
    Niedawno była trzeciej ciąży i napisała do mamy sąsiadki, że chciałby przyleć do niej na poród, że bardzo by chciała, żeby ona ją cięła. Ta jej odpisała, że niestety, ale teraz przyjmuje tylko w przychodni, czy izbie przyjęć i prywatnie w gabinecie, już nie operuje. Tunezyjka bardzo się zmartwiła, i zapytała, czy nie może tego zrobić w gabinecie, ona zapłaci. Dostała odpowiedź, że niestety nie, bo nie ma warunków – nie ma stołu operacyjnego, lamp, aparatury.
    A na to odpisała, że zupełnie nie szkodzi. Może ją ciąć na zwykłej leżance, a nawet w domu, może do domu można do niej przyjechać na cięcie, bo jej bardzo zależy na jej opiece. Po tym cięciu w Tunezji ma taką traumę, że da się ciąć gdziekolwiek, byle nie w tunezyjskim szpitalu. A w gabinecie w przychodni jest na pewno bardziej higienicznie i lepiej niż w tunezyjskim szpitalu.

  13. Iza, jak zaczniesz zbierać na dodatkowe badania, czy ivf poza programem, to też zacznę się zastanawiać, czy nie ściemniasz. 😉 W końcu już kilka była blogów rakowych, gdzie dziewczyny prowadziły je nawet przez dwa lata, opisując samopoczucie po chemiach i wykonane badania.
    I nie chodzi tu nawet o pieniądze, tylko o zainteresowanie i wsparcie. miło wiedzieć, że dla tylu osób jesteś ważna. To takie internetowe wampiry energetyczne. Sama czytałam trzy takie blogi i jeden był bardzo prawdopodobny, w drugim dziewczyna nagromadziła za dużo nieszczęść i zamilkła (Jarek od razu powiedział ściema), a trzeciego nie dałam rady czytać ze względu na sposób pisania, ale linki wisiały na rakowych blogach bardzo długo.

    Tak na serio, nie wydajesz się podejrzana, bo kilka z nas prawie może się z Tobą równać. Asia ma dużo do powiedzenia, R., oczekująca. Ja też Cię gonię – mnie też lubią powikłania i nietypowe sytuacje. Niedługo kolejna próba, proszę o nieudany transfer lub spokojną ciążę. Nie chcę być dziwnym przypadkiem.

    1. Bardzo dobrze, Wężon. Bierz wszytsko albo nic, a nie jakieś półśrodki, półhistorie.
      O rany, muszę rozważyć autocenzurę i przemilczenie części historii, bo zacznę Was tracić. Mówiłam już, że w niedzielę miałam w pokoju włamywacza? 🙂

      1. Iza , e tam włamywacz….słabiutko 🙂 gdyby włamywał się jeszcze do szafki z lekami albo narzędziami chirurgicznymi to może, może…ale do telewizora?!? Musisz się bardziej postarać 🙂

        1. Asiu, Iza próbuje teraz uwiarygodnić historię – w końcu złodzieje w szpitalu to nic nowego. Chociaż mnie jeszcze nie próbowali niczego zwędzić.

          Skąd wiesz, że do telewizora?

          Iza, to tam jeszcze są puszki na monety pod telewizorami?

          1. Jak weszlam do pokoju,koles wlasniewylamal pierwszy zamek i majstrowal przy kasetce z monetami. Na nasz widok udal pracownika serwisu telewizji.3 sekund konaternacji wystarczyly mu na ucieczke. Powiadomilismy ochrone. Zlapali go, ale bez dokumentow, pieniedzy i narzedzi. Nie zawolali nas na swiadkow. Nie mieli dowodow. Wypuscili go.

          2. E, to w Czerniakowskim postęp. tylko ślady po tych skrzynkach zostały. W holu stoi coś w rodzaju biletomatu. Wybierasz numer sali, usługę (tv, internet, radio) i czas (można zapłacić od razu za tydzień oglądania, doba kosztuje tyle co 4 godziny) i już. Do takiej pancernej maszyny trudno się włamać i stoi ciągle na widoku.

    2. Ja sam się czasem zastanawiam, czy my oby w jakimś czeskim filmie nie występujemy 🙂 jak to tak, że wszystko zawsze pod górę? to i Syzyf by w końcu jeb..ł ten kamień… ale ciąża UFO to chyba po tatusiu jednak była. Orientacja przestrzenna godna mistrza. Tylko z tym chowaniem się, to już przesadził 🙂

  14. Więc jednak zostałam przypadkiem godnym badania przez samego prof. Dębskiego.
    Nie mam w zwyczaju podawania nazwisk na blogu, szczególnie, że nie podaję wlasnego, ale profesor to tak szarmancki, światły człowiek i specjlista, że może w jakiś pośredni sposób uda mi się mu w ten sposób podziękować.
    Ostatecznie stwierdził, że w macicy nie ma zarodka. Na to orzeczenie czekał wianuszek lekarzy, bo bali się, że zrobią aborcję.
    Czekamy jeszcze do jutra na kolejne badanie BHCG. Będziemy jutro dalej myśleć, w razie wzrostu, o metotraksie, w razie spadku- może o wyjściu e szpitala. W raie zatrzymania – o niebieskich migdałach.

    Po badaniu na kozetce profesor podal mi rękę, dając prosty znak, że mogę usiąść do rozmowy. Byłam na tyle zaskoczona, że nie wiedziałam czy podaje mi rękę czy to przypadkowy gest i popełnię faux pas, chwytając jego dłoń.
    Nie pomyliłam się, to była dłoń do mnie.

    1. Wiesz, trzymam w domu wydanie gazety sprzed dwóch lat, w której zamieszczony był wywiad z małżeństwem Dębskich. Jego lektura to było jak porządne walnięcie młotem w łeb- to jednak tacy lekarze istnieją? Tacy, którzy starają się ratować ciąże, bo wierzą, że to człowiek, ale jeśli nie ma nadziei, nie dają jej niepotrzebnie kobiecie i nie skazują jej na cierpienie. Szkoda, że „prolajferzy” skupiają się tylko na zabiegach terminacji, które wykonuje się w Bielańskim, a nie chcą słyszeć o licznych operacjach wykonywanych w łonie matki, żeby maluch mógł przeżyć.
      Potem kupiłam książkę-wywiad i wchłonęłam ją w jeden wieczór. Cieszę się, że tak piszesz o profesorze, bo w jakimś sensie podtrzymałaś jego wizerunek, który sobie w głowie stworzyłam 🙂
      Mam nadzieję, że szybko wrócisz do domu i zaczniesz odliczać dni do kolejnej próby. Tulę mocno:***

    2. Liczę na spadek (twojej bety, ale milion euro też by się przydał).
      Idź do domu i odpoczywaj. Nie potrzebny Ci ten metotreksat jeszcze (nie ubarwiaj zbytnio historii, po prostu obniż trochę napięcie w serialu i wypuść bohaterkę do domu).
      Mnie się wydaje, że też trafiłam na takiego lekarza w szpitalu. Wystarczy, że lekarz mówi do nas, nie o nas do kolegów, że powie co widzi na USG i już jest dobrze.
      Mój zachował się tak:
      Dzień po porodzie (bo to już poród był) wzięli mnie na USG, żeby zobaczyć jak to wygląda. Podwinęłam koszulę z przyzwyczajenia, bo USG ciążowe były już z wierzchu. On wziął głowicę dopochwową w jedną rękę, a drugą pociągnął koszulę w dół i powiedział: przykryjemy, żeby brzuszek nie zmarzł.
      Trochę osobistego podejścia i pacjentka czuje się lepiej.

      Marketingowcy to rozumieją, sprzedawcy, twórcy reklam, a ludzie, od których zależy nasze zdrowie i życie, przy których jesteśmy bezbronni jakoś nie bardzo.

      1. czyli czekamy na jutro i życzę już stabilnego spadku (choć pisząc to mam dziwne uczucie), wystarczy wrażeń! Dostanie się do szpitala przez dwa dni było, włamanie do skarbonki tv było, prof.badał było, żarcie do d było, co jeszcze? Basta Izuś, wyłaź na wolność!
        Mój doktorek zawszę po badaniu czy to na rakiecie czy usg podaje rękę i pomaga wstać, za pierwszym razem byłam bardzo zaskoczona, wcześniej nigdy mi nikt ręki nie podał… a on po prostu taki jest, przykrywa nawet jednorazową spódniczkę papierem, taki zwykły szacunek do kobiety i tak powinno być.
        Ściskam, Ania

  15. Iza ja mam zawsze problem z pęcherzem. Za każdym razem za mało napełniony. Ile czasu przed transferem zaczynasz pić i jaka ilość? Mi dzisiaj o 13 podają ostatniego malucha.

    1. Jak już tu jestem to się wepchnę – ja wypiłam pół litra wody, zaczęłam pół godziny przed transferem. Było OK.

      Ewelka, tak cicho siedziałaś z kolejną próbą, nie wiedziałam, że to już. Trzymam kciuki, żeby ten ostatni zarodek był tym właściwym i został z Tobą.

      Będziesz mogła sprawdzić czy się udało, mniej więcej w tym czasie, kiedy ja będę miała wizytę decydującą, czy mogę podejść do transferu, czy cykl jest OK.

      1. Ewelka, mi zalecano 2 godziny przed transferem zaczac powoli pic 0,5 litra wody.
        Ale teraz wiem, ze to albo troche za wczesnie albo troche za duzo, bo zawsze musze odsikiwac.
        Niemniej jednak uwazam ze lepiej odsikac niz miec za malo.

        1. Wpycham się z wielkim pęcherzem. Musieli zmienić ustawienia na ekranie USG, bo tylko pęcherz był. Usłyszałam tylko słowa pielęgniarki: a to co takie duże?
          Kiedyś nawet robiłam dobowe zbiórki moczu, bo było podejrzenie, że coś z nerkami nie tak, bo za rzadko siusiam. Wyszło, że ilość jest OK, dobową normę wyrabiam w dwa razy. W ciąży nie czuję parcia na pęcherz. I w pracy też nie robię. W ogóle unikam miejsc publicznych. Potrafię wyhodować niezły brzuszek. A ciąża zaczynała mi wychodzić gdzieś pod przeponą, bo niżej pewnie pęcherz jej nie pozwalał. 😉

    2. Ewelka, jak zaczniesz teraz pić i wypijesz ok. 0,5 litra to powinno być ok. Ja w sobotę przed transferem wypiłam prawie litr i kazano mi się troche odsiusiać (cyt.”proszę policzyć do 4 i się zatrzymać” :))

      1. Już w dwupaku. Wszystko było ok, pęcherz pierwszy raz wzorowo napełniony:) Dzięki dziewczyny:P Widziałam Kropka na monitorze i tym razem jestem pelna nadziei że się uda. Za tydzień mam urodziny, więc liczę na wymarzony prezent:)

        1. Czekamy z Tobą. Za tydzień jest też Dzień Matki, możesz liczyć na pierwszy prezent od dziecka. 🙂
          Z której rady a propos pęcherza skorzystałaś? Każda mówiła inaczej. 😉

  16. Misia a tak w ogóle to byłam wczoraj na akupunkturze. Faktycznie miła ta Pani doktor. Po pulsie wyczula że biorę letrox bo podobno inaczej krew przepływa. Wbiła igielki i kazała leżeć 20 minut. Fajne to, relaksujące… Zagadywala mnie żebym nie skupiała się na wbijaniu igielek. Pewnie pójdę jeszcze jutro…

    1. Ewelka – bardzo sie ciesze ze juz pierwsze koty za płoty i ze Ci sie podobało. Nie wiem czy to cos daje, ale mnie na pewno zrelaksowalo plus w trakcie lezenia ćwiczyłam wizualizacje i pozytywne myślenie. 🙂 Plus moja ginekolog powiedziała, ze każdy sposób na poprawę ukrwienia jest dobry i była za.

      Ja jutro 12tc. 🙂 W przyszłym tygodniu badania prenatalne. Grrrr. Chciałabym mieć to juz za sobą.

      Trzymam kciuki Ewelka!

      1. Trzymam kciuki dziewczyny, Ewelka.. Mam nadzieje ze Twoje serducho juz nigdy nie bedzie złamane..
        Misia za Ciebie rownież! To mój ulubiony temat i tez juz nim żyje, swoją droga mi zaproponowali w 10t5dc ( dzień matki!) zrobienie prenetalnych, ciekawe co z tego wyjdzie..

          1. Mojra, R – jakie prenatalne robicie? Klasycznie PAPP-A i usg czy NIFTY? Ja robię to pierwsze, bo NIFTY jednak bardzo drogie mimo, że bardziej skutecznie.

            Mojra – nasze badania dzień po dniu. Ja 27 maja, Ty 26 maja. Trzymam kciuki. Trochę się obawiam tego badania. Jednak juz 34 lata na karku….

          2. Misiu, mój doktor odrazu zasugerował NIFTY, nawet nie było gadki nad innymi, bo ja odrazu sie zgodziłam i bardzo mi to pasuje, tymabrdziej ze nie marudzi ze to tak wczesnie itd, zeby poczekać, wie jak bardzo to dla mnie ważne i martwi sie o mój stan psychiczny, który wyobrażam sobie ze powinien sie poprawić, jesli wynik nie bedzie wzbudzał żadnych watpliwości. Wszystkie inne testy to jednak tylko statystyki..ostatnio statystycznie nie byłam w grupie wysokiego ryzyka, nie miałam szczegółowych badań i skończyłam jak skończyłam. Ty sie nic nie martw, statystycznie wyczerpałem limit tu na blogu, poza tym magiczna granica to 35, a nie 34 wiec trzeba podejść do tego rutynowo. Trzymam kciuki!

          3. Ty wiesz, że tej mojej B. NIFTY po raz trzeci nie wyszło? Znowu „za mało DNA” do badania. Odpisali, że przy takiej ilości DNA, to mało prawdopodobne, żeby dziecko jeszcze żyło. Gnała na USG, na którym wszystko wyszło super. Zrobiła amniopunkcję i też jest OK.
            A Chińczycy zapytali, czy mogą o niej pracę naukową napisać, bo jeszcze im się nie zdarzyło, żeby 3 razy nie dało się badania zrobić i wszystko było OK.

          4. Omg…Wezon..niezły przypadek..póki co nie zakładam nic..co ma byc to bedzie…choc nie ukrywam ze mam nadzieje ze nie przytrafi mi sie taki pech, zeby nie moc tego sprawdzić…zreszta jak nie w badaniach, to usg przy doświadczonym oku lekarza od patologi jest cenniejsze niz złoto. Muszę byc dobrej mysli.

          5. R. Mam nadzieje ze żadne głupie sny Ci sie juz nie śnią jak w listopadzie.. Dzis mi za to sie śniły Seszele…patrzyłam na nie jakby z drugiego brzegu wody.. były tak bardzo realne i na wyciagnięcie ręki ze wystarczyło przejść kawałek by juz tam byc i byc po drugiej stronie wody..a mimo to stałam na bezpiecznym brzegu i robiłam zdjęcia..rety.. Dopiero teraz zauważyłam drugie dno.. Ale chciałam powiedzieć ze życzę nam byśmy dzielnie kroczyły na druga stronę..równo…u mnie dwucyfrówka jutro…nie wierze ze to sie dzieje naprawdę. 🙂

          6. Misiu u mnie będą klasyczne: pappa i usg. Nie widzę powodu do nifty.

            Mojra kroczymy, kroczymy. Snów nie mam. W zasadzie żadnych 🙂 to dobry znak u mnie. Chociaż panikuję okropnie, miałam już 5 razy usg, w tym 2 razy na ip… Ale teraz jest już spokojniej, bo mam l4 🙂 praca mnie nie stresowała, niby, teraz dopiero czuję jak było naprawdę.

  17. Izunia, bardzo bym chciała, żeby u Ciebie już było po wszystkim. Dla mnie najgorszy był zawsze stan zawieszenia. I „głaskanie króliczka”.. Wkurwiało tym bardziej, że przecież wszyscy chcieli być mili i pomocni, a ja się nawet na wdzięczność nie potrafiłam zdobyć.

    1. Mamatobe, też użyłaś kluczowej frazy, że nie potrafimy zdobyć się nawet na wdzięczność za głaskanie, tylko nas to wścieka… To się może z litością kojarzy. Ale nie ze zrozumieniem.

  18. Wiadomość sprzed kwadransa: nie mamy mrozaków. Żaden z pozostałych 5 zarodków nie dotrwał 5 doby…
    Z jednej strony jestem trochę rozczarowana, nie mogę tego ukrywać. Zwłaszcza, że jeśli ten transfer nam się nie uda (a muszę się przecież z tym liczyć) to stymulacja jest nieunikniona.
    Z drugiej strony nie ma dylematu, że zarodki gdzieś są i czekają.

    To taki mały smuteczek na dzisiaj. Myślę, że do zajedzenia truskawkami. Tylko musi być ich z kilogram.

    1. Na razie trzymajmy się tego, że kolejna stymulacja nie będzie potrzebna.

      A jakby jednak była, to razem podejdziemy do drugiej stymulacji.

      Wyjaśniłaś sprawę z tą stymulacją przy każdym transferze? (wykrakałaś)

      1. S Mother, przykro mi… zawsze to crio łatwiejsze niż kolejna stymulacja 🙁 Ty się w invimedzie leczysz, prawda? Oni czekają z zamrożeniem do 5.doby? Wiecie, że o tym nie wiedziałam! Dr powiedział, że mamy dwa mrozaki, ale nie wiedziałam, że to blastusie. Ciekawe, czy tak zawsze robią, czy różnie…

        1. Kas, tak, w Invimedzie. Widocznie z mrożeniem czekają do tej 5 doby, żeby zarodki były możliwie najsilniejsze- zwykle tylko część rozwija się dalej prawidłowo.
          Transfer miałam w sobotę- w 3 dobie, wtedy jeszcze nie było wiadomo ile zarodków będzie zamrożonych. To chyba by się zgadzało.

      2. Taaa, miałyście rację- następną stymulację wprowadza się tylko wtedy, gdy nie ma mrozaków. Jeśli są, wykorzystuje się je w pierwszej kolejności.
        Jak to dobrze mieć bardziej doświadczone suflerki! 🙂

        1. S-mother i wykrakałaś sobie kolejną stymulację od razu. Oby nie było potrzeby.
          Moje też mrożone w 5 dobie. Transfer miałam w 2 dniu. Wtedy wszystkie 6 się dzieliło. Dwa podali, do zamrożenia dotrwał 1 z 4 pozostałych. Ciekawe, czy gdyby podali mi tylko jednego, to ten drugi byłby drugim zamrożonym, czy by obumarł. Na ile macica pomaga w przeżyciu.
          Dwa zamrożone dawałyby mi komfort psychiczny, bo raczej dwa nie rozmrażają się źle.
          O tym, co udało się zamrozić dowiedziałam się dopiero badając betę.

    2. S-mother wierzę że ten mały silacz zostanie z Tobą! Też mam testować 1 czerwca Ale nie wytrzymam tak długo:) Podobna sytuacja bo To mój ostatni, więc jak coś to czeka mnie stymulacja.

  19. S Mother, mi jest trochę smutno z tego powodu, ale z drugiej strony patrzę na to tak, ze dzialacie prwie naturalnie. Twoje zarodki po prostu wola Ciebie niz szalke w laboratorium. To swiadczy o dobrym guscie.
    Najbardziej trzymam kciuki, zeby kolejna stymulacja nie byla potrzebna.
    Sciskam – delikatnie.

  20. Chyba sama bym zaczekała, ale wiadomo to tylko gdybanie. Może zapytaj doktora jaki wpływ to będzie mieć na kolejną próbę i to Ci pomoże rozstrzygnąć wątpliwości. A może Króliczek by trochę wiosennej marchewki chciał pogryźć? trzymam kciuki.

  21. Iza oby się to skończyło szybko żebyś mogła dalej stanąć do walki 😉

    Ewelka kciuki ogromne;)
    S-mother również kciuki, żeby już nie była potrzebna stymulacja:)

  22. Dziewczyny, dzięki za wszystkie słowa otuchy. Postanowiłam, że skoro piszą w mądrych źródłach, że tylko 20% zarodków się zagnieżdża, to ja się tych statystyk będę trzymać 🙂 z 6 zarodków padło 5, to może ten ostatni będzie się trzymał zasad 😉

    Iza, jakieś wieści z frontu?

      1. Misiu, jeśli wytrzymam do tego terminu to 01.06. A jeśli nie, to 30.05 🙂

        Gratuluję Ci 12tc. Pamiętam, jak przy pierwszej ciąży czekałam na ten przełomowy koniec I trymestru i dopiero wtedy oddychałam normalnie. Czego i Tobie życzę 🙂

        1. Ja jeszcze nie oddycham normalnie. Myślę, że może zacznę dopiero po badaniach prenatalnych (jeśli wszystko będzie OK). Wtedy też chyba powiemy o ciąży – na razie wiem tylko ja, mąż i Wy. 🙂

  23. Iza – i co? i co?

    Jak się czujesz? Testowałaś dziś betę? Jakieś zmiany w samopoczuciu?

    Ściskam Cię mocno i z całego serca życzę weekendu w domu z mężem. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *