Długi protokół jest długi. Trzeba cierpliwości w przygotowaniach.
Od ośmiu dni biorę zastrzyki (Diphereline) i tabletki (Encorton). Wiem, że każdy organizm reaguje inaczej i że jeszcze może coś się zmienić, ale ja nie mam żadnych, ale to żadnych skutków ubocznych, żadnych dolegliwości. Aż się zastanawiam, czy to nie placebo jakieś, ale przecież to nie badanie kliniczne tylko przygotowanie do in vitro.
Jednym znakiem, że się przygotowuję, są delikatne ślady na brzuchu po zastrzykach. Mam szczęście, bo zastrzyki robi mi mój mąż, nie muszę chodzić rano do pracy do przychodni, sama nie miałabym odwagi (a może bym znalazła). Jest kochany i bardziej się chyba tym męczy niż ja – codziennie rano starannie wybieramy miejsce w poszukiwaniu kawałka skóry na brzuchu, za który da się złapać. Staram się przytyć, ale za późno się za to tycie zabrałam, poza tym przytyć jest tak trudno jak schudnąć.
Moja bratowa, jak zaczęłam brać zastrzyki, powiedziała mi, że widziała w telewizji program o in vitro i kobieta pokazywała siniaki na brzuchu po takim protokole. Przestraszyła mnie wtedy. Ale gdy dwa dni temu pojawił się pierwszy maleńki siniaczek (taki mały, że mogłam po prostu zaciąć skórę zamkiem od jeansów), to… poczułam się z niego dumna.
Więc to się dzieje naprawdę… 🙂