Jak przebiega scratching endometrium?

Brzmi poważnie.

Na tyle poważnie, że kiedy mój lekarz uprzedził mnie, że zaleca, aby zrobić scratching endometrium przed kolenym transferem in vitro, trochę się wystraszyłam.

– Ponieważ kolejne kroiotransfery nie wychodzą, zrobimy taki mały zabieg, scratching endometrium. „Dziabniemy” u pani endometrium. Zrobimy małą rankę. Zrobi się blizna, zarodek lubi zagnieżdżać się w bliźnie. Może być trochę nieprzyjemne dla pani.

Aha. Trochę nieprzyjemne. No to git. Bo to raz coś było nieprzyjemne?

Przyznam jednak, że się stresowałam, na tyle, że bałam się cokolwiek o tym czytać w sieci. Dziabnięcie, zranienie, skaleczenie, zbliznowacenie endometrium – to nie brzmi jak pieszczota. Apogeum stresu miałam kilka godzin przed zabiegiem, co się u mnie zawsze objawia nadgorliwością cholernych jelit.  W sam raz przed zabiegiem. Uwielbiam to.

Słońce zaćmiewało, wszyscy na ulicy stali o 10.52 i gapili się na zaćmienie 60 parę procent, a ja pędziłam w przeciwnym kierunki na zabieg. Plecami do słońca. Pod prąd.

zaćmienie_scratching-endometrium

Na fotelu ginekologicznym złapałam się mocno za poręcze. Chciałam się złapać za brzuch, ale podobnie jak do transferu, musiałam mieć lekko wypełniony pęcherz (normalnka  – przesadziłam, ehh…. ), za brzuch dotknąć się nawet nie mogłam. Wypatrzyłam sobie szczelinę na suficie i leżę. I czekam. I liczę poprzeczne kreski. I pięści zaciskam na poręczach. I liczę pionowe…

– Już. Dziękuję – mówi lekarz.

– Ale ja nic nie poczułam – pouczam go, bo nie dokończył.

– Ale już po wszystkim.

– Ale to badanie się nie udało, ja nic nie poczułam – tłumaczę. Miało zaboleć.

Na to lekarz wyciaga cewnik (scratching  był zrobiony za pośrednictwem cewnika włożonego przez wziernik), macha mi przed nosem patyczkiem z krwią na końcu.

– A to co? – pyta.

Ok. Nie bolało wcale, nie poczułam nic. Nie wiem, kiedy to się stało. 15 sekund na fotelu, a moja macica jak pijana, nie dawała żadnych znaków.

Bliźnij się blizno, bliźnij, za miesiąc przytulę do Ciebie mrozaka.

Zapytałam również lekarza o akupunkturę. Moja desperacja rośnie, bo transfery nie wychodzą, mrozaczki padają we mnie jak muchy, tak strasznie mi ich żal, nie wiem, co jeszcze można zrobić… Lekarz ożywił się na hasło akupunktura. Jestem bardzo za – powiedział. No to przesądzone. Będę się kłuć.

Miesiąc, cały miesiąc czekania. W tym czasie przekwitną krokusy, zakwitną tulipany, zawiążą się pączki bzów.

PS. Rządowa refundacja finansuje scratching endometrium. Jeśli macie wskazania, macie prawo do tego. Bezpłatnie.

256 komentarzy

  1. A ja dla odmiany pędziłam na moją trzecia inseminację, i patrzyłam jak mamy ze swoimi dziećmi oglądają słońce. Może i mi się powiedzie przez to zaćmienie, a jak nie to zawsze zostaje walka o in vitro. Bardzo lubię czytać Twój blog, jest cudowny

    1. cikina, ja mam słabość do takiej magii zdarzeń. Pierwszy dzień wiosny, zaćmienie, inseminacja, aż chciałoby się dopisać do tej magicznej listy: w taki dzień wszytsko się udaje. Mój scratchind przebiegł bez zarzutu. Trzymam kciuki, wiesz o tym, prawda? 🙂
      To, że napisałaś, ze masz plan B, to oznacza nie jego konieczność, ale to, że masz mądrze dojrzale wszystko przemyślene 🙂

  2. Zobacz, Iza…blizna zawsze jest delikatniejsza i bardziej czuła niż tkanki dookoła. I gładka na niej powierzchnia, błyszcząca i doskonała, jakby na przekór cierpieniu, wskutek którego powstaje… Taaaaak, myślę, że to idealne miejsce dla mrozaka! 😉

  3. A jakie są wskazania? Po prostu nieudane transfery? Moje endometrium jest bardzo poscratchowane, może dlatego tak ładnie się przyjęły zarodki.

    Ja wieszałam pranie na balkonie i nie zauważyłam, że się zrobiło ciemniej. 🙂

    Jestem w pozytywnym nastroju, bo byłam dzisiaj na kontroli – zrobiłam wymaz na posiew i morfologię. Wynik posiewu za tydzień, ale morfologia już jest i jestem zadowolona. CRP 2, czyli żadnego stanu zapalnego nie ma, mimo lekkiego przeziębienia, a hemoglobina ślicznie odbiła – wychodząc ze szpitala miałam 10,4, a po niecałych dwóch tygodniach jest 12. 🙂 Niech posiew będzie równie optymistyczny.

    A potem do boju. 🙂

    1. Wężon, tak, u mnie lekarz zdecydował „bo te zarodki nie chcą się zagnieżdżać”. Nic innego.
      Wyniki posiewu u Ciebie na pewno będą ok, rzadko się zdarza, sama wiesz, żeby jakaś bakteria się przyplątała.
      U mnie teraz przed tym scratchingiem nawet się znalazła jeddna bakteria („Clostridium perfringens”), lekarz się przejął (ale się stresu najadłam znowu), ale w laboratorium wzroszyli ramionami, że to jakiś banał i w ogóle norma i się nie przejmować.
      CRP to Ty masz na poziomie jak u domowych kwiatów w stabilnych warunkach, kochanie 🙂 Nic, tylko kwitnąć.
      Bojuj 🙂

  4. Iza faktycznie ten zabieg kojarzyl mi sie zupelnie inaczej, czyli bardziej inwazyjnie. Trzymam kciuki za piękną, wygodną dla mrozaczka malutką bliznę, aby się w nią wtulił jak w pierzynkę. Buziaki!

    1. Ewelka, właśnie dlatego chciałam to opisać, bałam się, a okazuje się, że to w ogóle żadna sprawa, cytologia bywa bardziej dokuczliwa 🙂 Dzięki, buziaki także 🙂

  5. „Miesiąc, cały miesiąc czekania. W tym czasie przekwitną krokusy, zakwitną tulipany, zawiążą się pączki bzów.”
    Panta rhei. Znów to czekanie niestety….ale jest w tym czekaniu zapowiedź nadziei na prawdziwą wiosnę. Czekamy razem z Tobą 🙂

    Ja czekam też na to, czy pewna bardzo młoda kobieta, która ma malutkie dzieciaki zobaczy wiosnę. Dwa tygodnie temu uśmiechała się nie mając pojęcia o tym, że dziś będzie na granicy życia i śmierci, nieprzytomna, zaintubowana. To jest nie do opowiedzenia. To co przeżywa teraz jej mąż i to czekanie….

    Przepraszam, że wspominam o takich rzeczach, ale przeżywam te dwa „oczekiwania” bardzo. Tamto czekanie jest czekaniem w całkowitym zaćmieniu słońca. Twoje czekanie wydaje mi się teraz czekaniem w pełnym słońcu a scratching zwiększa bardzo szanse na cudowną wiosnę w tym roku.

    1. Asia, jak się czuje ta młoda kobieta?
      Oczywiście, ze moje czekanie jest radosne, a tamto bolesne, to nie jest godne porównań. Napisz proszę coś o tej dziewczynie.

      1. Jak się coś z nią zmieni to dam znać. W Jej sytuacji teraz brak wiadomości to dobre wiadomości. Nie chcę pisać żadnych szczegółów, bo nie wiem czy jej najbliższa rodzina życzyłaby sobie – więc chcę to uszanować.

        Tak czy siak ja jestem w tej chwili w szpitalu z maleńkim Michasiem i jutro koło 10 czeka go pełna narkoza i maleńka operacja (wszystko planowo, więc błagam Cię Iza nie denerwuj się przypadkiem, pisałam chyba o tym guzku zresztą :-). Ja się nie denerwuję, jedynie nie wiem jak uda mi się go dotrzymać na czczo do tej godziny, bo nawet wody nie może.

        To dobrze, że w Twoim czekaniu jest radość. Dla mnie w życiu takie porównania są potrzebne, bo sprowadzają mnie do pionu i wyłączają biadolenie. Podziwiam, że o tej swojej radości czekania piszesz tak lekko i prostolinijnie. Wiele kobiet biadoliłoby na Twoim miejscu, że znowu miesiąc czekania, że mają dość całej tej sytuacji ale nie Ty 🙂 jak Ty to robisz???!?

  6. Hej, mam pytanie czy taki „SKRECZING” można też robić przy naturalnych staraniach? 🙂 fajna sprawa, taka loża dla zarodka 🙂 życzę Ci żeby się tam zagnieździł i został na całe 9 miesięcy!

    1. Aaaaaaa, weekend bez komputera i proszę, Juti, dzięki 🙂 No nie, Anielico, wyróżnienie, na które niczym sobie nie zasłużyłam, dziękuję! Szkoda, że przespałam dead line. Ale miałam boski weekend na świeżym powietrzu i przy muzyce 🙂

  7. Z tą akupunkturą to ciekawa sprawa. W Szwecji to rekomendują na całość trwania leczenia. W mojej klinice jest sesja przed i po transferze. Jak wrócę do siebie to dowiem się jak to u mnie i czy mogę mieć za darmo.

    I będę się powtarzać, spotkaj się z psychologiem, to pomaga.

    1. U mnie akupunktura jest płatna. Spotkania z psychologiem (indywidualne) także. Na początek skorzystam z akupunktury. Natomiast zupełnie się z Tobą zgadzam, ze leczsenie ciała musi iść w parze ze zdrową duszą.

  8. Hej kochana u ciebie to wciaz moge sie czegos nauczyc. jak wpsomialas o tym to od razu wpisalam w google ale po objasnieniu pomyslalam a po co robic dziurke w endometrium i prosze wyjasnilas 🙂 Dziekuje 🙂 i wierze ze gniazdeczko bedzie gotowe dla twojej fasolki i bedzie jej wygodnie 🙂 Co do akupunktury to ja rowniez slyszalam o jej mocy takze wspieram cie w niej mocno 🙂 a igielki sa przerazajaco dlugie i chcialam uciekac jak widzialam a okazalo sie ze nie wiedzialam kiedy juz bylo po wszystkim. przy drugim zabiegu kiedy dala mi igle w to samo miejsce troche mnie szczypalo ale nic wielkiego 🙂 Sciskam kochana enjoy the spring 🙂

    1. Dzięki, Ewelina, za te kilka słów w igiełkach. Trochę się peniam, ale nie na tyle, żeby nie spróbować. I na pewno drobiazgowo to opiszę! Przez ostatnie dwa dni nie robiłam nic innego niż enjoyowanie się wiosną 🙂

      1. Ja z igielkami mialam do czynienia jakis cza temu w zwiazku z kregolupem. I powiem dalo mi to sporo 🙂 Najwazniejsze to znalezc dobrego specjaliste i sprawdzonego zreszta tak jak w kazdej dziedzinie 🙂 Kazdy reaguje inaczej na igielki napewno jest strach jak sie je zobaczy ;p Nie wiem jak jest z innymi miejscami moge wypowiedziec sie tylko jak to wyglada jak wbijaja w kark ;p wiesz juz kiedy sie wybierasz pod igly 😛 ? a jak sie teraz czujesz po scrachingu? czujesz jakies zmiany? pozdrowienia

        1. Ewelina, dzięki za te historię o Twojej akupunkturze, utwierdzasz mnie w przekonaniu, że to może pomóc 🙂
          Termin akupunktury będę miała kiedy będę miała termin kriotransferu – to gdzieś za miesiąc, dam znać na pewno 🙂 Po scratchingu czuje się znakomicie, zabieg tak bezbolesny i nieinwazyjny, że trudno po nim czuć się jakoś inaczej 🙂

      2. go for it Iza, ja sie troche za pozno dowiedzialam o tym ze akupunktura pomaga. Co do scratching endometrium to wyczytalam ze w mojej klinice tez robia taka procedure co zwieksza szansa zajscia w ciaze o okolo 20% wiec trzymam kciuki. Kiedy podchodzisz do nastepnego transferu?

        1. Jak mi okoliczności nie wywiną żadnego numeru, to w kwietniu. Właśnie tak robi się scratching, w poprzedającym cyklu.
          Może lepiej, że nie zdążyłaś się dowiedzieć o aku wcześniej, bo jak widać, nie było Ci to potrzebne. Jak się czujesz?

          1. w kwietniu no to juz niedlugo, fajowo:-)

            ja akurat sie przeziebilam, czlowiek sie stara i go jakies chorobsko lapie:-( wpieprzam maliny, pije sok z cebuli i zaraz bede jesc czosnek. wyslalam tez meza po kapuste kiszona, napije sie soku. mam nadzieje ze pomoze. normalnie juz bym sie nafaszerowala witamina c i innymi gripexami a tu d…pa blada, nie mozna teraz, masakra jakas. Przed ciaza jeszcze lubilam sie napic whiskey z goraca woda i miodem, niestety teraz moge co najwyzej powspominac ten smak:-)

          2. no zobaczymy, poko co zostane przy mleku z czosnkiem i miodem:-) sok z kiszonej juz wypity, jeszcze tylko kromka chleba z czosnkiem i cebula i moge isc lulac…bede chuchac mezowi cala noc 🙂

          3. Pytanko. Akupunkturę robi się kiedy?? Przed czy po transferze?? Raz czy jakąś serię?? W naszej klinice polecają akupunkturę po transferze.
            Jutro jedziemy na „oględziny” i może też w kwietniu uda się zrobić pierwszy transfer 🙂 Podpytam lekarza o akupunkturę i jak się czegoś konkretnego dowie, to dam znać.

          4. Ja akupunkture robiłam przez cały okres stymulacji, a także dzień przed punkcja, dwa dni przed transferem i dwa dni po transferze. Lepiej chyba robić bliżej wokół transferu (np tego samego dnia), ale u mnie to było logistyczne niemożliwe. Akupunkture można kontynuować po transferze i wiem, ze kobiety kontynuują nawet w trakcie ciąży, bo to wpływa pozytywnie na krążenie.

            Ja w sumie miałam chyba 15 sesji.

          5. Kasia, akupunkturę robi się różnie. Można jak Misia, robić przez całą stymulację. Ja będę robiła pół godziny przed i pół godziny po transferze (bo szczęśliwie robią to w mojej klinice), łączenie 2 sesje. Koszt jednej – ok. 120 zł.

          6. I tak też właśnie zaproponował mi wczoraj lekarz 🙂 Na razie dostałam Gonapeptyl i za 2 tygodnie wizyta. Zastrzyki robi mąż 🙂

          7. Kasia, trzymam kciuki. Nikt nie zrobi zastrzyków lepiej niż mąż, mój robił tak delikatnie, że obyło się bez siniaków. Twój też trafia w brzuch, co? 🙂

          8. 🙂 Dla mojego męża to jest teraz misja – stwierdził, że on nic więcej już zrobić nie może, więc został moją osobistą pielęgniarką. Muszę mu cyknąć fotkę w trakcie bo wygina się jak przy gimnastyce 🙂

  9. „Rządowa refundacja finansuje scratching endometrium. Jeśli macie wskazania, macie prawo do tego. Bezpłatnie.”
    Kochana… gdzie znajdę informacje w regulaminie czy na stronie ministerstwa by móc pokazać to mojemu lekarzowi prowadzącemu?
    Jestem po 4 transferach. Na 6 zarodków zaimplantował się 1… niestety na krótko.
    Mój lekarz nawet słowem nie pisnął o takim zabiegu, czuję się totalnie bezradna i lekceważona. Jakby na mnie już postawili krzyżyk…

    1. Straszne jest to co piszesz o bezradności i ignorancji 🙁 Ręce opadają 🙁 Najłatwiej doradzić – zmień klinikę, ale to trudne prz zamrożonych zarodkach. A możesz spróbować pójść do innego lekarza w Twojej klinice?

  10. Wiosna to świetny okres na dobre wiadomości i super zmiany.
    Akupunktura, polaryzacja (nie wiem czy poprawnie napisałam), fazy księżyca…. różnych rzeczy się próbuje, sama też szukałam innych metod, 'alternatywy’ są dobre jak się chyba w nie mocno wierzy.
    Trzymam kciuki! Będzie git!

  11. Ja na akupunkture zaczęłam chodzić jak tylko podjęłam decyzje o in vitro. Chodziłam cała stymulacje u chodzę nadal. WCALE nie ma sie czego bać. Daj znac gdzie będziesz to robić. Ja mam miejsce w samym Centrum niedaleko hotelu Marriott.

      1. Taaaaa, ja tez z Warszawy. Urodzona, mieszkam i pracuje. 🙂
        Na początku leczylam sie w Invimedzie i tam robiłam wszystkie badania i 6 inseminacji. Nie byłam zachwycona tamtym lekarzem i przez polecenie trafiłam do mojej obecnej doktor, która odeszła z Invimedu chyba dwa lata wcześniej i prowadzi własna praktykę we współpracy z 3 klinikami (Białystok, Kraków i Warszawa). Wyglada to tak, ze ona mnie prowadzi w Warszawie, robi stymulacje, monitoruje, itd. Na sama punkcje i transfer jedziesz do jednej z tych klinik, gdzie wszystkie formalności sa juz załatwione i robisz tylko zabiegi. Ja wybrałam Artemide w Białymstoku i jestem mega zadowolona z mojej doktor jak rownież doktora, który przejął mnie w Białymstoku i całej tam opiece.

        Nie testuje. Boje sie. 🙁 Wole pozostać jak najdłużej z nadzieja. Chociaz jako ostatnio tracę wiarę. Na początku zero objawów i sie martwiłam. Teraz trochę pobolewa mnie brzuch i tez sie martwię, bo to moze juz na okres. 🙁 Nie wiem czy dzis 7dpt (5db) test siekamy juz by cos pokazał nawet. Bete mam robić 11dpt, czyli w środę.

        1. wytrzymaj z testem sikanym do zaleconego dnia, chodziaz ja troche oszukiwalam i zrobilam bete 9dpt i juz wiedzialam jaki wynik wiec sie tak nie stresowalam testem sikanym. Trzymam kciuki Misia!!

        2. Misiuniu, za wcześnie na sikańca. Nie rób. Sikaniec nie może wyjść tak wcześniej (jest kilkukrotnie mniej czuły nić beta z krwi), nie powinien na razie wyjść, a humor Ci zepsuje.
          Osobiście zabraniam 🙂

        3. Misiu, skoro w środę jest 11 dzień, to dzisiaj nie może być 7. 🙂 To już chyba ciążowe upośledzenie matematyczne, dobry znak. 🙂
          Iza, zaprzeczam, że za wcześnie. 9 dnia po transferze blastocyty jest bardzo prawdopodobne, że test wyjdzie. Ale jak nie, to nadzieja jeszcze jest.
          Ja robiłam testy eksperymenatalnie – w dniu transferu krecha była bardzo wyraźna, od zastrzyku, tak jak mówią, 3 dpt była słabsza, 6 dnia praktycznie nie było już widać, ledwo cień, a 9 dnia kreska była znowu dobrze widoczna. Dlatego wiem, że ta kreska 9 dnia nie była pozostałością po uwalniaczu jajka, tylko ciążą. A transferowaliśmy dwudniowe zarodki.

          1. Oczywiscie ze upośledzenie matematyczne! 🙂 Dzisiaj to mój 7dpt (5dniowej blastki), a wytyczona data na bete to środa czyli 9dpt. Tak wiec w środę i tak pewnie najwcześniej cos będzie mozna testować zarówno sikanego jak i z krwi. Dzisiaj chyba jeszcze nic by nie pokazało.

            Nie chce robić sikanego, bo baaaardzo złe mi sie kojarzą. Tyle razy juz miałam nadzieje, a tu zawsze jedna kreska. Mam traumę. Obiecałam sobie, ze dopiero jak beta wyjdzie mi pozytywnie to zrobię silaczka dla satysfakcji ujrzenia dwóch kresek. Jeżeli kiedyś tzn…..

          2. To jak 7, a nie 9, to się zgadzam, nie ma sensu testować. 9 to pierwszy sensowny termin.
            Mnie kazali betę robić dopiero 12 dnia.

            Z niecierpliwością czekam na wieści w środę.

          3. Wężon, ja nie miałam tyle rozumu co Ty i nie policzyłam, że Misia mogła się pomylić co do dnia 🙂 Ale jak 7 dpt to betka może być taka mała, że test z moczu może jej nie wykryć.
            Ja zrobiłam w swojej ciąży test w 9 dpt i był ledwo widoczny cień kreseczki. A to była blastocysta.

    1. Misia, Tobie pomogło, to i ja widzę nadzieję dla siebie. Na razie pójdę w Novum, tam, gdzie się leczę, tuż przed i po transferze. Potem, jak nie zwieję, może rozwinę to szaleństwo na więcej spotkań 🙂
      Jak się czujesz??????

      1. Czuje sie bardzo dobrze oprócz tego, ze od wczoraj trochę pobolewa mnie podbrzusze i boje sie ze to na okres moze. W ogole jakoś pełna nadziei byłam zaraz po transferze, a im dalej w las tym mniej wierze, ze sie udało. To trochę tak, ze przez wiele tygodni duzo sie działo (zastrzyki, kontrole, punkcja, transfer), a teraz nic sie nie dzieje i jakby zdechło momentum – stał tez moja zdechnieta nadzieja chyba. Do wczoraj zrobić objawów, tylko moze trochę bardziej śpiąca i zmęczona na spacerach (ale chyba sie doszukuje, bo pózniej chodzę tez spać, bo nie mogę przerwać czytania kryminału!). Wczoraj bolały mnie piersi, ale przeszło juz i to pewnie z tych wszystkich hormonów co biorę. Od wczoraj boli mnie trochę podbrzusze ale to tez norma przed okresem.
        Ech… Wytrzymam do środy rano z tym testem z krwi.

        1. Wytrzymaj, to już tuż tuż. Jeszcze tylko dwie noce.
          Wszystkie te objawy mogą być i na tak i na nie. Organizm jeszcze dodatkowo wariuje od leków.
          Tylko test prawdę Ci powie. 🙂

          Ja już nie mogę się doczekać, żeby zacząć ten kołowrotek od nowa. Jak się tak tylko czeka, to jest wrażenie uciekającego czasu. W następną środę idę do kliniki. Ciekawa jestem, co mi zaproponują i ile każą czekać na kolejny transfer.

        2. Im dalej w las tym mniej wierzysz… Misia, kotek, to dlatego – przynajmniej ja tak mam – że spodziewamy się jakiegoś tajnego znaku od swojego ciała, że po takiej walce i po transferze, kiedy wiesz na pewno, że jest szansa – to ciało nam coś powie. A ono zwykle nie mówi nic…
          Bolące podbrzusze to albo na okres albo macica się rozszerza 🙂

          1. Iza – dobrze piszesz, że jak boli podbrzusze to albo na okres albo ciąża. Nie ma różnicy. Ja przy ostatniej ciąży byłam pewna, że się nie udało i czułam się jakbym miała dostać zaraz mega okres. A we wcześniejszej ciąży nie miałam prawie żadnych objawów. Nie ma co gdybać tylko trzeba robić betę 🙂
            Misia – pozytywnej bety Ci życzę!!! Dawaj znać jak najszybciej….

          2. no ja też na samym początku ciąży czułam się zupełnie jak na okres – bolał mnie brzuch, piersi i wysyfiło mnie na buzi, dokładnie tak jak na normalny okres – w ogóle nic a nic się nie spodziewałam ciąży po tych objawach

          3. Mnie bolało jak na okres, ale on nie przychodził i nie przychodził, aż w końcu test sikany 11 dpt wyszedł pozytywny 🙂 i potem też bolało tak samo. I było dobrze 🙂

  12. Kurcze nie zauważyłam, że masz Izuś nowy wpis i się naprodukowałam pod poprzednim 😛 MAm nadzieję, ze Twoje maleństwo zrobi sobie mieszkanko w bliźnie:* Uda CI się. Wysyłam zarazki ciążowe TObie i każdej która potrzebuje:D ŁApać zarazki. Prezent ode mnie i dzidzi więc musi się udać:D
    WĘŻON strasznie mi przykro kochana z powodu straty:*
    MISIA Trzymam mocno kciuki. U mnie to wyglądało tak: Poniedziałek 19 stycznia transfer, między piątkiem a sobotą o 1 w nocy mój blastuś dał o sobie spektakularnie znać hehe chyba się wbijał w macicę młotem pneumatycznym skubaniec, bo tak mnie zaczął boleć, kłuć brzuch, że nie mogłam wstać z wyrka i tak z 10 min, ale chyba w mniejszości wgryzanie się zarodka boli. Znajoma z forum, która miała w tym samym czasie co ja transfer nie czuła zupełnie nic jak się małej wgryzało i brzuch ją bolał jak na @. W niedzielę zrobiłam test sikańca rano i oczywiście negatywny. Mówię mężowi, żeby leciał do apteki po następne testy bo ja wiem, ze się udało i koniec a ten że nie bo za wczesnie i przecież test o czułości 10 nie wyszedł. Pożarłam się z nim i sama poszłam przed 8 rano szukać apteki otwartej w niedzielę. Znalazłam i kupiłam 2 testy. PRE TEST negatywny, Test KOMFORT wyszedł i taka ledwo widoczna kreska:) ALe później to lipa z tymi sikańcami, bo wyszła wyraźna krecha dopiero jak miałam betę HCG już grubo ponad 500, bo robiłam 2 dni przed betą 14 dni po transferze i wtedy już beta wynosiła dibełkowo 6660 ;P Krzyz i brzuch mnie tez bolał jak na @ na poczatku więc na to nie ma co patrzeć. JA mocno wierzyłam w blastusia i jechałam o wiele spokojniejsza na betę w 7 dniu po transferze niż na badanie po IUI (wtedy to się stresowałam jakby miało zależeć moje życie od tego).
    Objawy zaczęły się ok 5 tygodnia. Nie miałam na nic siły i ciągle bym spała:) No i koszmarny ból piersi , ale to się zaczęło już przed transferem i podejrzewam, że to od progesteronu i jego końskich dawek.

    1. Spoko Lucy, łapczywie czytam każdą produkcję. Misi – nie nie tylko Misi – na pewno Twój opis da jakiś obraz oczekiwań 🙂
      Łapać zarazki ciążowe, mówisz? 😀 polizałam monitor, może się uda 😀

      1. Liż, liż heheh Koleżance z kliniki wysłałam zarazki i w tamtym tygodniu jej wyszła beta 58 czyli tyle samo co moja beta HCG pierwsza pozytywna:D Będę Wam ciągle wysyłała zarazki więc łapać:)

        1. Dziękuję za zarazki, może też się jeszcze przydadzą.

          Ja nic nie czułam przy wgryzaniu.
          Okropnie bolały mnie piersi, ale to już przed, i na pewno od progesteronu.
          Ale ja nie jestem miarodajna, bo nie mam objawów niczego – ani owulacji, ani PMS, ani na okres. Zawsze łapie mnie z zaskoczenia. Czasem w brzuchu mnie kręci dzień przed, ale rzadko. Żadnych zmian na cerze, biuście, tuszy nie odczuwam.
          Jak zaczęły mi się skurcze przy poronieniu, to położna powiedziała, że męczyć mnie nie chcą, ale najlepiej, żebym wytrzymała bez przeciwbólowych jak długo się da, bo osłabią skurcze i będzie dłużej trwało. Powiedziała, żebym wytrzymała ból jak przy mocnej miesiączce. Odpowiedziałam, że to mi nic nie mówi, bo ja nie wiem, jak boli miesiączka. Na pewno nie tak, żeby się zastanawiać nad przeciwbólowymi. Spojrzała ze zdziwieniem i odparła szczęściara. Przy tej okazji też nie poznałam, jak może boleć. Było zadziwiająco mało boleśnie. Spodziewałam się dużo gorszych fizycznie przeżyć. Bo psychicznie, to wiadomo, że ciężko.

          1. Ja zawsze PMS i koszmarnie bolesne miesiączki. Bez tabletek się nie obeszło.
            Wężon przepraszam, że pytam jak nie chcesz odpowiadać to olej te pytania:) Ja wyglądało poronienie? Plamiłaś czy na USG wyszło, ze serdunia nie biją? I który to był tydzień?
            Ja miałam wczoraj takie skurcze macicy, ale to moze być przez wydalanie krwiaka. Strasznie sie martwię o moje maleństwo dlatego pytam, a nie ze wścibstwa czy coś.
            Łap moje zarazki. Następnym razem na pewno się uda, bo możesz zachodzić w ciążę. Przynajmniej to już wiesz

          2. Lucy, wcześniej też mi się wydawało, że mogę zachodzić w ciążę, bo przecież udała się pierwsza ciąża naturalnie. I przez to zmarnowałam dwa lata, bo lekarz mnie nie wysłał na dalsze badania, a ja nie naciskałam.
            Teraz mnie łyżeczkowali, więc też do końca nie wiem, czy zrosty się nie porobią od nowa. Wszystko zaczyna się od początku, z wieloma niewiadomymi.

            Z moim poronieniem było trudniej, dużo trudniej. Bardzo bym chciała dostać krwotoku, skurczy, czegoś, czego nie można powstrzymać, albo zobaczyć, że serca przestały bić.
            Odeszły mi wody z jednego płodu i wdało się zakażenie. Poza pogarszającymi się wynikami krwi, nie miałam żadnych objawów. Jeszcze w środę rano na USG widziałam, jak biły oba serca. Nawet ten bez wód, zgnieciony i skazany na śmierć żył jeszcze. Drugi wyglądał całkiem w porządku.
            A o 19 przyszedł lekarz i powiedział, że mam gorączkę, wysokie CRP, hemoglobina leci na łeb na szyję, spadają mi płytki, oba antybiotyki w końskich dawkach nie działają i przerywamy tę ciążę, żeby nie mieć powtórki z Zabrza. Nawet do rana nie chcieli czekać, za duże niebezpieczeństwo, że skończę na OIOM-ie lub bez macicy, bo zakażenie będzie zbyt silne. Ciąża była zbyt mała, żeby ratować ją za wszelką cenę i nawet gdyby teraz cudem się udało, to za tydzień mogłabym dostać kolejnego zakażenia.
            Podpisałam zgodę i poszłam wywoływać poronienie.
            Skurczy dostałam dopiero po 9 tabletkach na poronienie, a krwawiłam troszkę w momencie odejścia drugich wód.
            Położna kazała czekać na silny ból i mocne krwawienie. Ani jedno, ani drugie nie wystąpiło. Wezwałam ją z ciekawości, chciałam sprawdzić na jakim jestem etapie, bo skurcze były co minutę przez 20 minut. Okazało się, że ledwo zdążyłam, bo prawie urodziłam sama. Przyszła tylko na wyjęcie dzieci z pochwy. I poszłam na łyżeczkowanie.
            Potem też bardzo mało krwawiłam.
            W dniu poronienia zaczynałby się 16 tydzień ciąży.
            Natychmiast po obudzeniu z narkozy poczułam się dużo lepiej fizycznie, CRP godzinę po zabiegu spadło ze 115 do 86, poranne wyniki krwi były już trochę lepsze. Wiem, że antybiotyki nie działały, póki źródło zakażenia było we mnie. Wiem, że do stracenia macicy i sepsy było bardzo blisko. Wiem, że jedno dziecko i tak na tym etapie bez wód by nie przeżyło, a drugiemu nie wiadomo co by się stało po takim zakażeniu. Wiem, że szansa na uratowanie jednego była minimalna, ale miałam nadzieję na cud. Ale i tak ciągle się zastanawiam, czy mogłam jeszcze poczekać, czy kolejna dawka antybiotyków mogłaby zadziałać.
            Źle mi z tym, że to nie zakażenie je zabiło, tylko ja. Najpierw sztucznie zaszłam w ciążę, a potem sztucznie ją zakończyłam.
            Przeżyłam już bardzo przedwczesny poród, strach o życie wcześniaka i jego rozwój. Utratę płodności, kilka operacji, by ją przywrócić. W końcu in vitro i aborcję z powodu zagrożenia sepsą. Wystarczy mi już tych przeżyć. Chcę być w normalnej ciąży, zobaczyć, jak wyglądam z brzuchem, narzekać na ociężałość i kopniaki…
            Ale wiem, że nawet jeśli uda się znowu, to ciąża nie będzie normalna, będzie przerażająca każdego dnia. Moje ciąże kończą się bez żadnego ostrzeżenia i nie można temu zapobiec.

          3. Mój Boże. Nawet nie mogę sobie wyobrazić co czułaś:/ ALe nie obwiniaj się kochana, bo nie Ty spowodowałaś to zakażenie. Tak sie po prostu stało. Rozumiem, że masz teraz różne uczucia i jest Ci bardzo cieżko to to na pewno nie jest Twoja wina co się stało. Przecież nie poddałaś się aborcji, bo nie chciałaś być w ciąży. To nie było z Twojej woli. Paskudna sytuacja i bardzo smutna. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co czułaś i czujesz.
            Ja wiem co ja czułam jak jechałam na USG i nie wiedziałam czy maluszek jeszcze żyje czy krwiak mu coś zrobił złego:/ Dalej się boję. Ostatnio tez się coś niepokojącego dzieje albo oczyszcza się krwiak. NAwet sobie nie wyobrażam, że bym teraz w 12 tygodniu miała się dowiedzieć , że jest źle, bo nawet nie chcę pisać tego słowa na p.

            Trzymaj się. Bardzo dzielna jesteś. Mam nadzieję, że szybko zajdziesz w ciążę i będzie zdrowa od poczatku do końca:*
            A tak w ogóle tez mi się marzy zdrowa ciąża. Nawet nie mogę się brzuszkiem pochwalić i spacerować dumnie, bo od 5 tygodni w domu leżę i tylko do lekarza jadę. 6, 5 roku sobie wyobrażałam jak to będzie i nie tak sobie wymarzyłam, ale najważniejsze, że maluszek jak na razie zdrowy:) Jeszcze raz przesyłam zarazki ciążowe dla wszystkich:)

          4. 2 kwietnia mam genetyczne. Mam nadzieję, ze z maluszkiem ok. Później wizyta u mojego prowadzącego lekarza 13 kwietnia. Na szczęście dzisiaj nie ma plamień ani nic nie boli a mdłości były więc żyję nadzieją, że jest dobrze, ale męczy takie życie w zawieszeniu od USG do USG

          5. Wężon, nigdy nie przestanie mnie przejmować Twoja historia. Nie zaszłaś w ciążę sztucznie tylko z wielkiej miłości. Za każdym razem brak mi słów, gdy czytam Twoją opowieść, współczucie, ale także przerażenie, poczucie niesprawiedliwości, która może spotkać każdego, ściskają mnie za gardło.

  13. Dzięki dziewczyny za słowa otuchy i doping. 🙂 Jutro testuje i będzie co bedzie. Dzis juz mniej pobolewa mnie podbrzusze, ale cos tam czuje. Zobaczymy. Dobrze słyszeć, ze to w sumie niejednoznaczny objaw.

    Jutro na pewno dam znaka. Niezależnie czy 🙂 czy :(.

        1. Odezwę sie ok 15:00. Boje sie Was rozczarowac, ale równocześnie nawet nie potrafię opisać ile dla mnie znacY Wasze wsparcie. Buziaki! Niech ten piękny wiosenny dzien przyniesie cos dobrego.

  14. Ja niestety nie wytrzymałam i zrobiłam Wczoraj betę w 7dpt. No i dupa. Wynik 0,6.
    Tak bardzo w to wierzyłam. Wczoraj się rozkleilam. Dobrze że nie musiałam jechać do pracy. M na poprawę humoru zabrał mnie na zakupy. Dziś jest lepiej. Już planuje crio. Mam 2 mrozaczki klasy 1BB. Mam nadzieję że one dobrze znoszą rozmrazanie.

    1. Nie może się jeszcze podnieść ta beta? Może powtórzysz za 2-3 dni, jeśli okresu nie dostaniesz?
      A jeśli rzeczywiście się nie udało, to za pierwszym razem rzadko się udaje – któryś z mrozaczków na pewno zostanie z Tobą.

      1. Wężon, mocno Ci kibicuje i niestety wiem ze można sie nawet po takich przeżyciach podnieść. Trzeba żyć. W sumie to zaciekawiło mnie to stwierdzenie ze za pierwszym razem rzadko sie udaje, zasatanawia mnie co sie zmienia tam w środku ze to kolejne szansy sa statystycznie bardziej efektywne. Hmmm….dziwny jest ten świat. Droga Misiu trzymam kciuki, a Ewelka bidulko, złamałaś sobie serce, ale faktycznie jeszcze nic straconego. I na końcu droga naczelno tego bloga, powiało wiosną i wiatr niesie nowe szanse, łapmy je..dzięki Twoim słowom znów mi sie zachciało po nie siegnąć. Dzięki ze pociągnęłaś mnie za rękę..

        1. Mojra, nie ma w tym chyba żadnej biologii, że (niektórzy) mówią, że za pierwszym razem rzadziej wychodzi.
          To jasne, że to Prawo Murphiego: kolejka w której stoisz w markecie zwykle finalnie okazuje się najdłuższa.

          Wiosna – ja się dopiero rozkręcam! 🙂 Szykuj drugą rękę, będę ciągnąć jak szalona 🙂

        2. w mojej klinice powiedziano mi ze kobieta przed 35 rokiem zycia ma 50% szansa zajscia w ciaze po ivf za pierwszym razem. Wszystko to jednak zalezy od jakosci zarodkow i tego czy sama jest zrowa. Mowia generalnie ze za pierwszym razem udaje sie rzadko, szanse zwiekszaja sie wraz z kazdym transferem, dlatego ludzie z gory placa za 3 podejscia. Ja z mezem zdecydowalismy sie wykupic dwupakiet. Niestety podchodzilam prywatnie bo w tutejszej sluzbie zdrowia to sie czeka 2 lata minimum a u mnie juz niestety czas goni. Chcialam zajsc w ciaze przed 35 rokiem zycia zeby zwiekszyc swoje szanse. I jak widac udalo sie za pierwszym razem, moze zarodkowi nie podobalo sie w laboratorium a spodobalo sie w macicy? Naprawde nie wiem jakie sa czynniki powodzenia lub niepowodzenia. W kazdym razie czekam na drugi skan zeby sie upewnic czy wszystko ok, poki nie przekrocze magicznych 12 tygodni to sie nie uspokoje. Moze jak mi zacznie brzuch rosnac to sie jakos przekonam ze dzidzia rosnie i wszystko jest ok. Poki co wciaz nie wiem. W kazdym razie powiedzielismy juz rodzicom o ciazy (postanowilismy nie wspominac o in-vitro taka byla nasza decyzja), byc moze kiedys o tym sie powie. Natomiast dzisiaj poinformowalam szefostwo w pracy, moze jeszcze troche za wczesnie ale co tam, wole zeby wiedzieli w razie gdybym sie zle poczula.

          1. Casja, czyli cały czas pracujesz, kiedy zmykasz na zwolnienie? W GB chyba tak lekarze nie dają chętnie zwolnień?
            Ja przekroczyłam w dobrej formie te magiczne 12 tyg. … Nie chcę Ci psuć humoru, tylko dla mnie już nigdy nie będzie bezpiecznej granicy.

            Ja myślę, że wpływ może mieć też przyczyna niepłodności. Jeśli przyczyny nie znaleziono, wszystko jest w najlepszym porządku, to pewnie szansa, że akurat ivf się uda, skoro naturalnie się nie udaje jest mniejsza. Wydaje mi się, że przyczyny po stronie mężczyzny i niedrożne jajowody rokują najlepiej.
            Ja czytałam, że to jednak mniej niż 50%, a po 35 roku życia każdorazowa szansa na zajście spada do 20 %, a na donoszenie do 12%.

          2. no wlasnie to zalezy od kliniki wszystko, podobno kazda klinika ma jakis tam procent udanych zabiegow i oni to monitoruja. Wezon ja niestety moge pomarzyc o zwolnieniu. Tu nie ma czegos takiego jak L4, bede robic do 34 tygodnia ciazy o ile sie zle nie poczuje wtedy wale wszystko i ide na zwolnienie nieplatne niestety.

          3. A podobno wszędzie dobrze, tylko nie w Polsce. A w Anglii to wszystkich na rękach noszą i dziękują, że żyją. 😉
            34 tydzień to strasznie daleko.
            A jak jesteś tak normalnie chora, przeziębiona, to też siedzisz w domu za darmo?

            Ogólnie się chwalą, że procent udanych zabiegów to 50-60, ale wiesz, jak to jest ze statystyką. Są takie pary, którym nigdy się nie uda. No i udany zabieg, to jeszcze nie dziecko.

          4. no dokladnie tak jak piszesz. statysyki statystykami ale kogo to obchodzi, kazda z nas chce zeby sie za pierwszym razem udalo.

            W Anglii czy Walii zalezy od pracodawcy ja akurat robie w malej firmie wiec jak ostatnio poszlam na 4 dni chorobowego z powodu hiperki to mi zaplacili za caly tydzien choc to jest dobra wola pracodawcy. W korpo nie placa na pierwsze trzy dni choroby potem musisz wziasc zaswiadczenie od lekarza i dostajesz jakis marny ochlap chorobowego cos jakies 70 funtow tygodniowo z czego nie da sie wyrzyc, wiec nie oplaca sie chorowac. Ani w PL ani w Uk nie jest rozowo. chyba nigdzie nie jest:-)

          5. Casja, mnie się opłaca chorować w PL. 🙂
            Wszyscy jęczą, że 80% pensji dostaną, ale od tej części za się nie odprowadza składek na ZUS i wychodzi na to samo. Przy dwóch tygodniach zwolnienia zarabiam więcej, niż pracując cały czas.

  15. Robię jeszcze w czwartek przed wizytą tak jak kazał lekarz, ale myślę że to tylko formalność. Póki co nie odstawiłam leków bo nie chce robić samowolki. Myślałam że za pierwszym razem się uda i za bardzo nie wnikalam w to co robi lekarz, ale uważam że nie potraktowal mojego przypadku indywidualnie. Mam podwyższone, a w zasadzie 5 razy ponad normę, przeciwciala Anty TPO i Tg. Dopiero teraz czytam że dziewczyny dostają Encorton na obniżenie odpornosci. Lecze się w Invicta Wawa, macie może lepsze doświadczenia z innymi klinikami w Warszawie?

    1. Ewelka, a ja się cieszę, że myślisz, jak napisałaś wyżej, już o następnym cio. To moim zdaniem dobrze działający system obronny przed załamaniem się – u mnie zawsze działa.
      O przeciwciałach, o których napisałaś chyba słyszę pierwszy raz… No chyba, ze przez te lata badań zrobiłam i nie pamiętam. Ale co do Encortonu, brałam za pierwszym transferem i zaszłam w ciążę. Na chwilę…
      Zanim zmienisz klinikę, pomyśl po prostu nad zmianą lekarza u siebie. Wszędzie można trafić lepiej lub gorzej.

      Ja odstawiłam leki samowolnie po negatywnym teście kiedy dostałam okres, co się wydarzyło praktycznie jednego dnia.Strach wcześniej odstawiać, tak na wszelki wypadek…

      1. Mnie też pomaga myśl o nowym początku. Trochę się jednak boję, że każą odczekać parę miesięcy, że zarodek się nie odmrozi, że endometrium po łyżeczkowaniu wykręci jakiś numer.
        Ty Ewelka masz czystą kartę, jak nie teraz, to następnym razem się uda.

  16. Strasznie mi się spodobało porównanie, że scratching to przygotowanie takiej „loży” dla fasolki 🙂 Mam nadzieję, że niebawem w Twojej „loży” zasiądzie Mały Wielki VIPuś 🙂 I najważniejsze, że masz wiosnę w sercu Iza!!!
    Ja do momentu kiedy wylądowałam w szpitalu z pękniętym jajowodem byłam wyjątkowo mało odporna na ból. A to nieszczęsne wydarzenie bardzo mnie pod tym względem umocniło (zg. z zasadą „co Cię nie zabije to Cię wzmocni” :-)). Razem ze mną na sali leżała dziewczyna z hiperstymulacją. I ona własnie powiedziała mi, że zawsze jak boi się badania, tego, że będzie ją boleć to w głowie powtarza sobie że to dla jej dobra i tylko na tym się skupia. Zapamiętałam to sobie i czasem do tego wracam i wiecie co? To na prawdę działa! No dobra.. na pewno odwraca uwagę od bólu 😉 Panicznie bałam się badania drożności. Do tego stopnia, że chyba ze strachu w ogóle nie czułam bólu 🙂 Co najwyżej dyskomfort. I też byłam bardzo zdziwiona kiedy lekarz powiedział, że już. Nie mogłam mu uwierzyć. Z resztą on sam też był zdziwiony, że mnie nie bolało 🙂
    W czwartek mam pierwsze usg. Póki co staram się nie ekscytować za bardzo, mam nadzieję, że tym razem mój VIPuś urządził sobie lożę we właściwym miejscu. Głupie to, ale póki co nawet boję się cieszyć z tej ciąży, boję się nawet o niej myśleć. Człowiek tak długo na to czeka, tak bardzo tego pragnie, a kiedy już się udaje to zamiast cieszyć się, panicznie się boi. Dziewczynom, które szybko zaszły w ciążę i nie mają na swoim koncie przykrych „ciążowych historii’ najbardziej zazdroszczę nie tego, że nie musiały czekać i cierpieć, ale własnie tej beztroski, braku obaw, że coś może „pójść nie tak”.

    1. Fajne, niezwykłe jest to, jak czasem przypadkowi ludzie zaistnieli w naszym życiu. Jak dziewczyna, która powiedziała CI jak znosić ból, dziś jest gdzies indziej, podróżuje lub wścieka się na swoją pracę albo turla w zabawie z dzieckiem po podłodze, a nagle zaistniała w Twojej i naszych głowach. Ciekawe, czy to jakoś poczuła, może pomyślała, że to wiatr pogłaskał ją po policzku 🙂

      Marta, dobrze, że napisałaś, że drożność jajowodów nie bolała. Twoje doświadczenie będzie dla kogoś bardzo pomocne i kiedyś Ty poczujesz taki wiatr na policzku.

      Bratowa mi kiedyś powiedziała, że strach o zdrową ciążę to pikuś, jak urodzi Ci się dziecko, będziesz się o nie bała trzy razy bardziej. Nie żebym się znała, ale pewnie tak jest naprawdę… Ale tak, staraczki są skazane na jakąś szczególną kategorię obaw… Trzymam kciuk za Twoje USG 🙂

      1. U mnie ten strach o dziecko jest mały. Może potem będzie większy, kiedy dłużej będzie przebywała bez opieki. Ale teraz w ogóle nie myślę, że coś złego może jej się stać. Nie martwię się zbytnio, kiedy jest chora.
        Robimy co możemy, żeby była zdrowa i bezpieczna, a co ma być to będzie.
        Strach o ciążę jest większy, bo to wyłącznie Twoja odpowiedzialność.

        1. Wężon, ja się też podpisuję pod tym stwierdzeniem. Dla mnie starania o ciążę i ciągłe niepowodzenia, a potem zagrożona ciąża, krwiak, leżenie były bez porówniania cięższym przeżyciem niż póki co wychowywnie 3 dzieciaków, gdzie 95% czasu to sama radość i gdyby nie niepewna sytuacja ze zdrowiem mojego męża to na 100% staralibyśmy się jeszcze o 4 dziecko.

          1. Asiu, gdzieś pewnie wcześniej pisałaś, ale nie pamiętam: na co właściwie jest chory Twój mąż i od kiedy? Już przed ciążami był?

          2. Dziewczyny, ja Wam pomogę, bo nawet Asia pewnie sama nie odtworzysz gdzie napisałaś dokładnie na co choruje mąż – pierwszy dłuższy wpis jest tutaj.
            Pozwolę sobie zacytować – Asia, zgoda?

            Wtedy kiedy właśnie zaczynaliśmy cieszyć się naszym upragnionym szczęściem (3 tyg. po urodzeniu dziecka, przyp. krotki.blog) mąż trafił do szpitala (kilka lat temu tzw. grypa rzuciła mu się na serce, ale wydawało się, że choroba jest względnie pod kontrolą leków). Miał spędzić tam około dwóch tygodni i wyjść. Wyszedł…ale po tygodniu dokładnie w swoje 34 urodziny wrócił i to już prosto na oiom. Ten prezent urodzinowy ciągnął się na oiomie przez 5 miesięcy, kilka razy przeżyliśmy prawdziwe umieranie, 4 razy otwierali mu klatkę żeby go ratować. Lekarze po jakimś czasie dali nam na oiomie izolatkę, żeby Mały Cud mógł przychodzić do Taty. W zasadzie to zamieszkaliśmy z Małym Cudem na oiomie, bo tam byliśmy najbliżej sensu dalszej walki i tam leżał nasz Optymizm (mój mąż pomimo bycia uczciwym ateistą ma w sobie tyle optymizmu i sensu życia, że niejeden wierzący /w tym ja/ mógłby pozazdrościć). Przez te długie 5 miesięcy staliśmy w tej izolatce z Małym Cudem na rękach żebrząc o życie dla męża i Taty. Mały stawał się na tych rękach coraz cięższy podobnie jak sytuacja. Czasem musieliśmy uciekać z tej izolatki, bo nie mieliśmy tyle siły żeby patrzeć jak lekarze w panice ratują męża albo żeby pogodzić się z myślą, że kolejna operacja jest potrzebna, bo inaczej Mały Cud nie pozna nigdy Taty. Po operacjach było i czasami jeszcze gorzej, czasami było tylko 2 godziny przerwy pomiędzy kolejną operacją, czasami trzeba było czekać 12 godzin po operacji i modlić się do worka na mocz żeby się napełnił – żeby nerki wreszcie ruszyły. Czasami błagaliśmy prawą komorę serca, która była do tej pory super sprawna żeby zaczęła się ruszać, choć troszkę.
            Od 1 sierpnia jesteśmy w domu Można pomyśleć, że znów dogoniło nas szczęście…Pomimo tego, że mąż ma wszczepioną pompę, która pompuje krew za jego lewą chorą komorę, że z brzucha wychodzi mu kabel który jest nie mniej ważny niż powietrze którym oddychamy (musimy pilnować, żeby kabel był cały czas podłączony do prądu – na noc do kontaktu a w dzień do baterii, bo jeżeli zabraknie zasilania to pompa przestanie „kochać”), to uważamy się za szczęśliwych. Przed nami jeszcze za jakiś czas operacja wyszczepienia pompy i jeżeli serce nie skorzysta ze swojej 4% szansy na regenerację to też przeszczep serca. Nie żyjemy przyszłymi zagrożeniami, operacjami czy nadziejami na regenerację – mamy siebie tu i dzisiaj.
            Piszę o tym, bo może ta moja opowieść pozwoli Wam bardziej docenić to, że Wy też Macie Siebie…….na dobre i na złe w walce o Wasz Mały Cud.

          3. Wężon, pewnie za 1,5-2 lata, bo po 9 latach choroby to regeneracja (jeśli w ogóle….) zajmie trochę czasu. Teraz żyje nam się rewelacyjnie – wydolność krążeniowa jak u sportowca albo i lepiej :-), aż nie do uwierzenia!!!. Z pompą zaprzyjaźniliśmy się bardzo :-). Gdyby tego stanu rzeczy nie trzeba było zmienić to chyba męczyłabym mojego męża o 4 dziecko teraz, bo dla mnie (40 lat) to już ostatni dzwonek – no ale trzeba patrzeć na dobro całej rodziny, pozostałych dzieci a nie tylko swoje własne pragnienia 🙂 Jak mnie dołapuje tęsknota za 4 dzieckiem to szukam jakiegoś z tej 3 co mam – przytulam i jest lepiej 🙂 choć ostatnio jak była mała szansa na ciążę to jak przyszedł okres to się popłakałam, ale nie zawracam tym głowy mężowi za bardzo, bo trzeba zachowywać się odpowiedzialnie a z mężem i tą moją kochaną 3 to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie i tego się trzymam!!!!!!!

            Misia – ja też czekam, mam nadzieję że z zazdrością na Twoje wyniki!!!!!

          4. O rany no to mieliście przeżycia. Całe szczeście, że u Twojego męża już jest dobrze o ile można tak napisać. DOpiero w takich sytuacjach człowiek się dowiaduje ile może udźwignąć. Bardzo dzielni jesteście oboje. Pozdrawiam i życzę dużo, dużo zdrówka, bo jak ono będzie i będziecie mięli siebie to będzie dobrze :*

      1. Dzięki za pamięć 🙂 Zagnieżdżony i co najważniejsze we właściwym miejscu 🙂 Ten olbrzym ma aż 3,3mm! Pierwszy raz w życiu zobaczyłam malutki pulsujący punkcik na monitorze, ten widok pozostanie na pewno w mojej pamięci na zawsze! Żeby nie było zbyt pięknie na jajniku zrobiła się torbiel czynnościowa, mam nadzieję że się wchłonie, doktor mówił żeby się nie martwić. Kolejna wizyta za 3 tyg. Radość już trochę większa ale niepokój mnie nie opuszcza. Nawet trochę zaczynam martwić się czy z moją głową wszystko ok, bo nawet w nocy budzę się i chodzę do łazienki sprawdzić czy na pewno nic się złego nie dzieje… Mam nadzieję, że to minie, bo przecież nie powinnam się teraz denerwować…

  17. Dziewczyny! Krew upuszczona, wynik ok 15:00. Czekam na telefon od położnej i wtedy albo pędzę do apteki wykupić kolejna receptę albo pędzę sie gdzieś wyplakac (bo info dostanę najpewniej w pracy)…

    Jesteście niesamowite, ze tak ze mną czekacie. 🙂 Aż boje sie Was rozczarować i dostarczyć złe wieści. Mój optymizm jednak jest ograniczony, bo bol podbrzusza jak na okres nasilil sie dzis rano (teraz akurat przeszło) plus nawet śniło mi sie ze dostałam okres! Chyba obsesyjne oglądanie gaci przy każdej wizycie w toalecie odcisnęło piętno nawet na mojej podświadomości.

    Przy oddawaniu krwi na moment na korytarzu minęlam sie z panią doktor. Powiedziała, ze te bóle nic m

  18. Nie skończyłam pisać i sie opublikowało. 😉

    W każdym razie pani doktor powiedziała ze te bóle mogą nic nie znaczyć i ze wszystko jeszcze możliwe. Chociaz ja juz tyle razy miałam nadzieje, która potem okazała sie bledna, ze podchodzę bardzo sceptycznie. Wydaje mi sie ze znam juz mój organizm.

    Będę sie odzywać z wynikiem!

    1. Misia, cały dzień kazać czekać na wyniki? Serca nie mają. 😉
      Jak badałam ok. 9, to wynik był przed 13. Może zadzwonią wcześniej.

      Wiesz, że sny śnią się często odwrotnie? A poza tym śni Ci się to, o czym myślisz. Znasz swój organizm, ale nie wiesz, jak się zachowuje w ciąży, więc niczego nie przesądzaj.

    2. Misia, ja czekam zwykle koło 45 min i ledwie daje radę 🙂
      A co do ewentualnego rozczarowania… Żadnej z nas nie rozczarujesz. Albo będziemy sie bardzo z Tobą cieszyć, albo na to upragnione szczęście (z Tobą) poczekamy:)

  19. Dziewczyny – czuje ze zaraz zejdę z tych nerwow. Ostatnie dwie godziny dłuższy sie paskudnie. Żołądek zawinięty w węzeł, niedobrze mi i ogólnie max poziom stresu. Położna powiedziała, ze po 15:00, ale moze byc trochę pózniej. Czekam i jestem bardzo nieefektywna w pracy…

    1. Nie dziwię się, że nie możesz pracować. Okropni są, tak ciężarne denerwować.
      Moje wyniki miały być koło 13, o 12 dzwonili, a u Ciebie tak długo trzeba czekać.

    1. Aaaaa, bosko! No na chwilę Was zostawić i takie rzeczy, w ciążę mi tu zaszła 🙂 Misia, maleństwo, może składam gratulacje troszkę spóźniona, ale myślałam o Tobie całe popołudnie!
      Jesteś zwiastunem wiosny, kochanie 🙂
      Nie siedź przy komputerze, idźcie we trójkę na randkę i powtórzę to co dziewczyny – życzę bardzo nuuuuudnej ciąży 🙂

  20. Nie wiem czy dzwonić do męża czy powiedzieć mu osobiście? Taaaak długo czekałam na ten dzien, kiedyś miałam wszystko zaplanowane jak to bedzie wyglądać, a teraz paraliz. 🙂

  21. Dziękuję Wężon! Dziękuje Iza, Casja, s-mother, mamatobe, Ewelka, Kas, Rownowaznia i wszystkim Wam na tym blogu za Wasze dobre fluidy, doping i wsparcie. 🙂 Czułam ze czekacie dzis ze mną i czekalyscie do tej pory na każdym etapie.

    Kolejny etap to piątek i powtórzenie bety.

    1. Przy takiej becie powtórka to tylko formalność.
      Ja nie powtarzałam. W 12 dpt (czyli tak jak ty, bo zarodki 3 dni młodsze) miałam 323. Od razu wyglądało na bliźniaczą.

    2. Misia, GRATULCJE!!!!! Ogromne!!!!! Cieszę się bardzo, że Wam się udało…..miłej romantycznej kolacji z mężem!!!!!!!! (nawet jakbyś miała zwymiotować po 🙂 Dużo, dużo radości na nadchodzące tygodnie!!!!!!

  22. Misia cudne wieści 🙂 U made my evening 🙂 uwielbiam takie wiadomości!

    Teraz ja poproszę o kciuki na poniedziałek 🙂 jadę na hsg (w końcu), zaczynam się zbliżać do kolejnych starań. Zostanie tylko genetyk 20 kwietnia i po wyniku ruszamy z kolejną próbą…

    1. Trzymam. Za dobry wynik i bezbolesne badanie.

      Ja za to w środę idę do kliniki, dowiedzieć się co dalej i kiedy możemy znowu próbować.

      Tyle nas tu jest, że w każdym tygodniu dzieje się coś ważnego. Tak będziemy odliczać od jednej ważnej chwili do drugiej, aż wszystkie urodzimy zdrowe dzieci.
      Ledwie my zrobimy kolejne kroczki, a zaraz Iza będzie miała transfer.

  23. To ja też poproszę o kciuki…w sobotę mam konsultację odnośnie guzka w piersi, którego wykryto mi wczoraj.Zapewne czeka mnie biopsja. Ale to na pewno nic groźnego, prawda?

    1. s-mother, wiem, że łatwo się mówi, ale nie denerwuj się przed czasem.
      Guzki w piersi zdarzają się bardzo często, w większości przypadków to gruczolako-włókniaki.
      Dobry lekarz na podstawie samego USG jest już w stanie stwierdzić czy zmiana wymaga biopsji (to widać po jej kształcie, jeśli jest zbita, nie rozlana, lekarz może stwierdzić, że nie trzeba tego badać).
      A jeśli wyśle Cię na biopsję – TO NIE BOLI. Psikną CI na cycek mrożącym sprayem, po którym już nic nie czuć.
      Plus biopsji jest też taki, że będziesz ze swoimi piersiami spała spokojnie, że to na pewno jest zbadane, szczególnie, że jeśli masz skłonność do guzków, mogą pojawiać się nowe. I tak to tylko kontrola co roku.

      Byłam, widziałam, robiłam, mam dwa guzki.

    2. S-mother, mam nadzieję, że będzie dobrze.
      Koleżanka miała skłonność do włókniaków. Parę razy wycinała, tak na wszelki wypadek, ale zaraz robiły się nowe. W końcu zostawiła je w spokoju. Przez 15 lat z żadnego nie zrobiło się nic poważniejszego.

      1. Dziewczyny, tak, zrobiłam usg, które jest wymagane do kwalifikacji in vitro i wyszło takie o coś.
        Staram się trzymać myśli, że to tylko łagodna zmiana, ale same wiecie, że podskórnie różne głupoty do głowy przychodzą i pozbyć się ich nie sposób.
        Miałam na początku pretensje do siebie, dlaczego nie wykryłam nic sama, bo badam się dość regularnie. Ale guzek jest maleńki- 7x5mm, nawet teraz nie jestem w stanie go palpacyjnie wyczuć, choć już wiem, gdzie go szukać.
        Boję się też, że wynik może opóźnić kwalifikację…no ale trudno. Wolę się upewnić, że jest ok. A czy istnieje taka możliwość, że przez łagodną nawet zmianę w piersi nie dostaniemy się do programu? 🙁
        Tak czy siak, dziękuję Wam ogromnie za wsparcie :***

        1. s-mother, nie, spokojnie, jak to jest łagodna zmiana, włókniak, to nic takiego, kochanie, ja mam guzek ponad 2 cm (zajmuje ćwierć mojej wielkiej piersi), odetchnij głęboko i chwal lekarza, że znalazł takie maleństwo – masz dobrego lekarza.
          Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

      2. Ja z moimi włókniakami (z wynikami biopsji) obleciałam ze trzech lekarzy z pytaniem, czy wycinać. Większość odradzała. Nie wycięłam, mam je z 8 lat, jeden dorósł trochę, ale stanął, nic się nie dzieje. Tylko raz w roku koniecznie muszę pokazywać cycki na USG, co mnie bardziej strestuje niż rozkładanie nóg u ginekologa, bo biust mam tak wielki, że lekarz nie może go znaleźć tym wihajstrem.
        Nawet ostatnio lekarz osądził, że mnie to mammografia nie czeka na pewno, bo nie ma jak. Ale śmieszne 🙁

        1. Zabawny ten lekarz.
          Czy przed crio trzeba powtarzać usg? Bo do kwalifikacji musiało być świeższe niż rok i akurat teraz w kwietniu mija rok. Każą mi powtórzyć, czy nie?

        2. Iza, jak zwykle masz rację- powinnam dziękować, że w ogóle wiem o tym guzku. Sama pewnie znalazłabym go za jakiś czas i wtedy strach miałby jeszcze większe oczy.

          Konsultacja już jutro, szczęśliwie szybko zleciały te dni, a dzięki Wam jakoś tak gładko. Wierzę już (naprawdę), że ta wizyta to tylko formalność!

          Co do cycków, poczekaj chwilę. Jak się Twój mrozaczek w końcu urodzi, nie poznasz samej siebie 😉

          1. S-mother, coś Ci się zmieniło po ciąży w rozmiarze piersi? U mnie żadnych zmian nie było. Ani w trakcie, ani po.
            Teraz też od progesteronu troszkę obrzmiały na początku, ale jak odstawiłam lutinus wróciły do normy.

          2. Wężon, u mnie była różnica. Przed ciążą nosiłam przyzwoite C, w ciąży biust poszedł o jeden rozmiar w górę. W czasie laktacji wyglądałam chwilami jak monstrum- kiedyś stałam przed lustrem kilka minut i nadal nie mogłam uwierzyć w to, co widzę 😀
            Teraz mam takie mniej więcej cycki, jak w ciąży- czyli o jeden rozmiar większe niż przed.

            Moje piersi generalnie dość mocno reagują na zmiany hormonalne w trakcie cyklu, zupełnie inne są na początku, a inne przed miesiączką- zdarza się, że dotknąć ich wtedy nie mogę. I połapałam się też, że jestem w ciąży (nie zrobiłam od razu testu, bo nie wierzyłam, że jestem) jak mi staniki zaczęły trzeszczeć w szwach:)

          3. To moje są stałe. Zresztą ja w ogóle nie reaguję na wahania hormonów. Nie łapię wody przed okresem i nie mam żadnych sygnałów.
            Przez wiele lat miałam bardzo nieregularne cykle, tzn. bardzo długie o nieokreślonej ilości dni. Mogło być 35, mogło być 90. I tak od tego 35 dnia nosiłam w plecaku podpaski i latałam sprawdzać majtki, bo prawie nigdy nie czułam, kiedy się zacznie. Taki brak sygnałów też jest stresujący.

  24. S-mother moje kciuki masz :*

    Powiem Wam, że chciałabym, żeby w tym hsg wyszło, że coś nam z macicą i dlatego tracę ciąe. Bo jeśli to nie macica jest winna, to zostaje genetyka albo immunologia, a tego nie ominiemy albo będzie bardzo ciężko…

    1. Moja przyjaciółka miała powody immunologiczne, wszystko inne było idealne. Doczekała się ciąży po 12 latach i kilkunastu ivf. Ale w końcu się udało. Zachodziła tak jak Ty, kilka razy wcześniej, ale nie ruszało serce, a raz czy dwa było, ale zaraz stanęło. Teraz jest już w 14 tyg. i wszystko na razie super.

      A jeśli to wina macicy, to da się ominąć? Tzn. coś może dać się zoperować, tak jak moja przegroda, ale mogą też być wady nieusuwalne. Mi np. teraz powiedzieli, że bliźniaków i tak bym nie donosiła, bo macica jest mała i mniej elastyczna niż zwykle. Na bliznach po przegrodzie nie zachowuje się jak zdrowa tkanka. Absolutnie mam brać jeden zarodek, a i tak raczej urodzę bliżej 30 tygodnia, niż 40.

      1. Twoja przyjaciółka jest świetnym przykładem, ze nigdy nie można sie poddać. Bo gdyby zrezygnowała po 4, 5 i kolejnym razie, ( co jest dość częste i naturalne) to nie byłaby teraz mamą. Dobra lekcja na przyszłość. Zapamiętam.

        1. Mojra, akurat od niej płynie morał: nigdy się nie poddawać. Ale wszystko zależy od okoliczności.
          Lekarz jej kiedyś powiedział: medycyna jest cierpliwa, przyjmie każdą ilość pieniędzy. Ona nie miała żadnego powodu nie zachodzenia w ciążę naturalną, latami nie mogli znaleźć powodu. I on powiedział, że skoro nie wie, dlaczego ona nie zachodzi, to także nie jest w stanie stwierdzić czy i kiedy w ogóle zajdzie.
          Oni próbowali tyle czasu, przeważnie płatnie (na początku się załapała na jakiś roczny program badawczy), bo to nie był problem finansowy. Mają sporo pieniędzy, o poza tym ona zawsze produkowała dużo jajeczek, koło 20. To kilka transferów mieli z jednego cyklu. Wydawanie 20-30 tys. rocznie nie było problemem i nie powodowało rezygnacji z czegokolwiek – wyjazdów, przyjemności, nowych samochodów, motorów i budowy domu. Jeśli dla kogoś te 15 tys. raz to już jest duży wydatek, z zaciąganiem kredytów, lub rezygnacją z wszelkich przyjemności, to trzeba się zastanowić jak długo tak można. Jak bardzo się zadłużyć na coś, co może nigdy się nie zdarzy. A jak się uda to trzeba też pomyśleć o warunkach dla dziecka.
          Poza tym wiek – jeśli zaczęło się w wieku 25 lat, to jest powiedzmy 15 lat na próby. Jak się zacznie mając 37 lat, jak ja, to czas się zdecydowanie kurczy. Wstępnie daję sobie czas do 40. Potem to już będzie zbyt męczące.
          No i jeszcze jak te starania znosi kobieta i jej związek. Po kolejnym poronieniu B. była na zwolnieniu psychiatrycznym prawie rok.
          Trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw, wszystkie koszty. Nie poddawać się, ale nie zamienić wielu lat życia w koszmar.

    2. A jeśli immunologia to wiecie więcej w tym temacie. Czytałam że powinno się zrobić badania na zespół antyfosfolipidowy, przeciwciala antyjadrowe i antyplemnikowe, ale nic głębiej o tym nie wiem i nie wiem gdzie w W-wie je zrobić.

      1. Zrób sobie badanie na obecność komórek NK. Moja szwagierka po 10 latach starań, wydaniu ponad 200 tys zł i nie wiem ilu transferach trafiła w końcu na ginekologa- immunologa, który ją skierował na to badanie. Dzięki temu donosiła synka:) Okazało się, że ona nawet nie potrzebowała IVF, bo w ciążę mogła zachodzić, ale roniła nawet o tym nie wiedzą lub wielokrotnie wiedząc. Po zajściu w kolejną ciążę dostawała kroplówki z przerobionej krwi swojego męża i się udało:) Gdyby nie to badanie to nigdy by nie była mamą. Spróbuj zrobić

  25. Byłam dzisiaj na wizycie przed 5 transferem który zaplanowany jest na 3.04.
    Zapytałam lekarza o scratching endometrium, odpowiedział że w mojej klinice nie wykonuje się tego zabiegu ale w drugim ośrodku (ten sam właściciel co kliniki) istnieje taka możliwość. Wyłożyłam kawę na ławę, czy w takim razie są wskazania w moim przypadku do wykonania tego zabiegu, usłyszałam odpowiedź: możemy spróbować. Dopytałam na koniec zdaniem twierdzącym, że ten zabieg wykonuje się w ramach programu. Usłyszałam odpowiedź że niestety program nie refunduje tego i koszty muszę pokryć z własnej kieszeni. Tak oto mnie robią w balona…

    1. Ania. Nie jestem buntowniczką. Jestem pragmatyczką.
      1. Składasz pismo do dyrekcji kliniki powołując się na Naszego Bociana http://www.nasz-bocian.pl/program%20refundacji%20pobieranie%20op%C5%82at%20 („Uprzejmie proszę o wyjaśnienie, czy scratching endometrium jest objęty refundacją. Wg wykładni Naszego Bociana tak – i podajesz linka.
      2. Jeśli to nie pomaga, piszesz maila do Ministerstwa Zdrowia, z zapytaniem o to samo wyjaśnienie. Bez skarżenia, wiadomo, jesteśmy pacjetkami, ale z prośbą o informacje, które procerdury są objęte refundacją, a za które płacisz sama.

      Nie podpuszczam Cię. 1,5 roku temu napisaliśmy z mężem do Ministerstwa Zdrowia, bo lekarz w klinice odmówił nam kwalifikacji do programu. Wiedzieliśmy, że nie ma racji, ale niby jak mieliśmy się o to wykłócać z lekarzem??? Po wysłaniu pisma klinika sama po nas zadzwoniła, przeprosiła za lekarza, dała nam innego i zaprosiła do programu.

      Lekarz, powiedzmy, po prostu nie wiedział, a bał się przyznać, że nie wie. Łaski nie robi, nie płaci za to z własnej kieszeni, podobnie jak klinika.

      Ania – dajesz. Bo tak to jest po prostu niesprawiedliwe. I raportujesz tutaj postępy. Ok? 🙂 Chcę jutro przeczytać, że wysłałaś zapytanie do kierownictwa kliniki. Buziaki 🙂

    2. Ania, walcz o ten skraczing. Ale co wtedy z transferem? Robisz ten tak jak zwykle i w razie czego przed następnym skraczing?
      Te 5 transferów z jednej stymulacji? Ile naprodukowaliście zarodków?

      1. Iza dzięki Tobie nabrałam pewności 🙂 w ubiegłą sobotę napisaliśmy z mężem do Ministerstwa całą epopeję, dokładne daty wizyt i badań, dostaliśmy odpowiedź w tym tygodniu utwierdzającą nas w przekonaniu że jednak nasze wątpliwości co do pobierania od nas opłat za wizyty i badania były słuszne. Teraz pozostaje kwestia wyjaśnienia tego z kliniką i nie ukrywam że wszystko w ich rękach bo jeśli nas wyśmieją wtedy złożymy oficjalną skargę do MZ na tą klinikę, a być może będzie potrzeba rozdmuchania całej tej sytuacji w mediach (czego bardzo bym nie chciała). Poprosiłąm najpierw o przygotowanie historii leczenia żeby mieć czarno na białym potwierdzenie tych wszystkich wizyt, choć rachunki wystawione za nie na pewno też są niezaprzeczalnym dowodem. Obawiam się że klinika jednak nie będzie skora do zwrócenia poniesionych kosztów. Jednak przypuszczam że jeśli nie tylko ja płaciłam za te wizyty ale też Ministerstwo pokrywało te koszty to może wyniknąć z tego coś o wiele poważniejszego niż przypuszczam. Okaże się za jakiś czas, bo polecony z potwierdzeniem nadania zamierzam wysłać po otrzymaniu dokumentacji i transferze który już za kilka dni. Będę na bieżąco informować co i jak 🙂
        Wężon to jest moja 2 procedura. Z pierwszej miałam 5 blastusi (3 transfery), z drugiej procedury 4 blastusie. Jestem po transferze jednego, teraz przy drugim transferze a piątym w ogóle zabieram 2 śnieżynki. Na zimowisku zostanie jeden blastuś. Do 3 procedury nie będę podchodzić, na pewno nie w tej klinice (za duże koszty pomimo udziału w programie).

        1. Będę trzymać kciuki, żebyś już nie musiała martwić się kolejnym transferem.
          Za jakie badania kazali Ci płacić? Ja nie płaciłam za żadną wizytę i badanie od momentu potwierdzenia kwalifikacji.

        2. Gruba sprawa, Ania. Poprosiłam o zaraportowanie, a opuściłam szczękę.
          Jak się okaże, że klinika brała pieniądze od Ciebie i od ministerstwa, to po prostu ręce opadają…
          A jak to zdarzyło się nie tylko w Twoim przypadku? Nieee, to musi się wyjaśnić. I nie można tego tak zostawić.

          Mam pytanie, napisaliście do MZ i MZ odpisało tylko do Was, a do kliniki nie napisało nic? Bo to trochę dziwne mi się wydaje, jeśli ministerstwo stwierdziło nieprawidłowości i zostawiło to na rękach pacjentów.
          Oczywiście, jeśli klinika nie podejmie działań, musicie złożyć skargę, na szczęście dokumenty w MZ nie leżą tygodniami, oni dość szybko działają z tego co widzę.

          Szacunek, że nie czekaliście na to aż coś „samo się wyjaśni” i już zaczęliście pisać do MZ.

          Teraz widzę jakie ja mam szczęście u siebie w Novum, wydaję pieniądze głównie na leki, mało która wizyta nie kwalifikuje się jako wizyta z Programu. Nie wiem jakie koszty ponieśliście, mam nadzieję, że odzyskacie pieniądze, których nie powinniście wydawać i w razie konieczności będziesz mogła spokojnie podejść do kolejnej procedury – oby takiej konieczności nie było…

          1. Iza, mogłabyś się tak niezobowiązująco zapytać przy następnej wizycie, jak wygląda procedura przeniesienia się do Novum z innej kliniki w ramach programu? Wydłuża to jakoś czekanie?
            Jeszcze drugą stymulację przejdę tu, ale na 3 cykl chętnie bym zmieniła. Nie z niezadowolenia, ale z ciekawości, jak rządowe procedury wyglądają gdzie indziej. Bo płatnie może być zupełnie inaczej.
            Czy Tobie też dają zdjęcia i metryczki zarodków?
            Widzisz, jeszcze nie poszłam zapytać co dalej, nie wiem, czy mrozaczek nada się do crio, jeszcze pierwszego cyklu nie skończyłam, a myślę już o trzecim. Czy do brak wiary w powodzenie, czy dalekosiężne plany? 😉

          2. Wężon, jasne, jak będę na jakieś kontroli, mogę zapytać, choć sądzę, że jak zadzwonisz do Novum, dowiesz się szybciej i więcej. Ale spoko, przy najbliższej okazji się dowiem 🙂
            Tak, ja dostaję zdjęcia zarodków. Metryczkę – nie.

            Twoje pytanie to nie jest brak wiary. Plan B jest zawsze ratunkiem na wypadek niepowodzenia, aby nie zwariować. Moim zdaniem to najlepsze lekarstwo. To zdrowy rozsądek 🙂

          3. Kiedyś zadzwonię, ale nie parę miesięcy przed ewentualną zmianą. 🙂 Najpierw wezmę mrozaczka, potem zobaczę jak pójdzie druga stymulacja i wtedy zadzwonię.

          4. Tak, napisaliśmy zapytanie do Ministerstwa i odpowiedź dostaliśmy na maila. Nie wiem czy z ich strony to tyle czy kontaktowali się z kliniką, ale przypuszczam że nie skoro w tym naszym zapytaniu było takiej prośby. Wydaje mi się że w momencie oficjalnej skargii na daną klinikę zaczynają jakiekolwiek postępowanie.
            Iza napisałaś: „mało która wizyta nie kwalifikuje się jako wizyta z Programu” czy to oznacza że Ty również będąc w programie za jakieś wizyty w trakcie przygotowań do kolejnego transferu ponosisz koszty? Bo prawdę mówiąc po odpowiedzi z Ministerstwa i konkretnych sformułowaniach typu: płatne są wizyty potwierdzające ciążę i kolejne z nią związane daje mi jasno do zrozumienia że dokładnie wszystkie prócz tych są bezpłatne? Więc dlaczego Ty też „czasem” płacisz? Jakiego typu są to wizyty które nie zaliczają się do programu?
            Wężon płaciliśmy za komplet badań przed drugą stymulacją, bo lekarz stwierdził że muszę powtórzyć wszystkie badania z przed kwalifikacji a były to m. in. badania: LH,FSH,AMH, TSH, CMV, święta trójca, bakteriologia, mykologia, różyczka (to co pamiętam), a mąż CMV i seminogram. Dodatkowo płaciliśmy za konsultacje anestezjologiczne przed punkcjami po 100 zł, a niby nie powinniśmy. Ja prawdę mówiąc już się we wszystkim pogubiłam…
            Za wczorajszą wizytę nie płaciłam, ale tak było zawsze że ta ostatnia przed transferem była za free. Pozostałe po 150 zł.
            W ogóle to jak siedziałam wczoraj w poczekalni to przede mną była dziewczyna która przyszła się pochwalić zdjęciami córki bo urodziła dwa tygodnie temu. Przyszła też podziękować mojemu lekarzowi, no i za te podziękowania też ją skasowali 150 zł… trochę przekro to jest i odrobinę przerażające. Nie ma nic za darmo, zero sentymentów.

          5. Aniu, jak to pozostałe po 15? Chcesz powiedzieć, że za wizyty w trakcie stymulacji płaciłaś? Ta historia z kasowaniem za podziękowania okropna. Ja od momentu kwalifikacji miałam wszystkie wizyty darmowe. I żadnych opłat za konsultacje przed punkcją. Badania przed transferem: różyczka, żółtaczki, HIV, toksoplazmoza, cytomegalia i posiew na chlamydię były gratis. Badanie bety też, ale już wizyta po pozytywnym wyniku płatna. Wg mnie to ta wizyta powinna darmowo kończyć starania. Co mi po becie, jak serce się nie pojawi, czy będzie ciąża pozamaciczna? Program powinien trwać do momentu stwierdzenia żywej ciąży w macicy.
            Całą procedurę miałam darmową, ale nie miałam żadnych nadprogramowych czy specjalnych wizyt.

          6. Wężon za monitoring podczas stymulacji nie płaciłam. Ale zacznę od początku. Dostaliśmy kwalifikację. Następnie robiliśmy badania (płatne) bo powiedzieli nam że program tego nie obejmuje, oczywiście badania były zlecone przez lekarza prowadzącego a nie nasze widzimisię. Następnie punkcja i transfer. Wizyta po transferze stwierdzająca 0 betę i brak ciąży płatna. Musieliśmy odczekać 3 miesiące przed crio. Kolejna wizytana której dostałam receptę na leki do crio i Decapeptyl w cyklu poprzedzającym crio – płatna. I ta sama historia przed każdym z criotransferów które miałam. Konsultacje anestezjologiczne, usg piersi wszystko płatne i na zlecenie lekarza. Przed 2 stymulacją zlecono mi powtórkę AMH jak zapytałam czy to konieczne to lekarz odparł że jeśli nie zrobię to nie dostanę recept na leki refundowane. Ogólnie u mnie w klinice praktykuje się że leki dostaje się na miejscu, niby w konkurencyjnych cenach ale przebicie jest spore bo np. Ovitrelle 130 zł, a w aptece płacę za niego 80 zł, Lutinus w klinice 140 zł w aptece 110. Decapeptyl Depot 3,75 mg w klinice 360 zł w aptece 260…. Także trzeba się pilnować na każdym kroku. U mnie trochę się tego nazbierało więc jeśli mam rację co potwierdza ministerstwo to byłoby miło gdyby poniesione niesłusznie koszty zostały mi zwrócone.

          7. Dużo tych kosztów. Ciekawe jak mnie potraktują przed crio. U nas recepty po prostu dają. Gdzie ty masz aptekę z lutinusem po 110? We wszystkich, w których pytałam był po 250. Tylko w klinikach po 140.

          8. Ania, płaciłam za badania, co do których lekarz wyraźnie powiedział mi, że Program ich nie obejmuje. Tak było z badaniami bakteriologicznymi (raz musiałam je zrobić ASAP, akurat byłam w Novum, a były potrzebne na za 3 dni). Tak też było w przypadku badania poziomu witaminy D, a także badanie CA-125 oraz test roma.
            Za każdym razem lekarz mnie informował, że nie muszę robić tych badań w klinice, to co się da, mogę zrobić gdzieś na NFZ.
            Płaciłam też za wizyty, kiedy byłam w ciąży, bo Program obejmuje nas DO UZYSKANIA CIĄŻY.
            Zapłacę jeszcze za akupunkturę.
            Nie pamiętam już, za które jeszcze dokładnie badania musiałam płacić, na pewno część z nich musiałam zrobić we własnym zakresie. Ponieważ korzystałam z NFZ+prywatne ubezpieczenie, wyszło mnie to łącznie kilkaset zł, nie więcej.

            Natomiast wszelkie wizyty związane z przygotwaniem do transferu (a w sumie wszystkie to przygotowanie do transferu, bo przecież nie na kawę tam chodzę) są refundowane.

            Napisałaś „płaciliśmy za konsultacje anestezjologiczne przed punkcjami po 100 zł” – co????? Pierwsze słyszę takie coś.

            „Pozostałe po 150 zł” – Ania, przepraszam, gdzie Ty trafiłaś??? Jakie pozostałe?

            Jezu, smaruj te skargi do Ministerstwa, odzyskuj pieniądze i zmieniaj klinikę. A poza tym jednak bym to nagłośniła. Napisz do Naszego Bociana. Możesz to przecież zrobić anonimowo, z nimi kliniki się liczą. To jest dymanie w biały dzień, sorry, wkurzyłam się…

          9. Dziewczyny jak tak czytam ile was mecza przed sama procedure z tymi badaniami to mi szczena opada i zeby tak kurde oszukiwac pacjentow? Normalnie noz sie w kieszeni otwiera.

  26. Ewelka jak Twoja beta? Bo mi kciuki odpadają!

    Wężon co do macicy to nie wiem czy są nieusuwalne wady. Jak dla mnie to może być mięśniak, polip, przegroda, cokolwiek czego mogę się pozbyć. Byle nie immunologia… Wiem, że z tym da się donosić ciążę, ale ten strach znowu… A jeśli wada w macicy i zostanie usunięta to też strach, ale chyba jakiś mniejszy…

    Ewelka co do immunologii to ja robiłam zespół antyfosfolipidowy, nic. Zrobiłam też komórki NK – nic… Dalej zdaję się na moją lekarkę – muszę jej zaufać, bo dr Google chyba nie jest najlepszym lekarzem od niepłodności…

    Dzisiaj dzwoniłam do szpitala, w poniedziałek czeka mnie pobudka o 4 rano i o 5 wyjazd. Na 8 mam być na ip w Poznaniu 120 km od domu…

    1. R fajnie że pytasz. Moja beta wzrosła! Z 0,6 na 0,7 wyć chyba ładnie przyrasta? Fajnie że już mogę z tego żartować. Rozmawiałam dziś z lekarzem o immunologii, ale powiedział że te badania rzadko o czymś mówią. Raczej szedł by w stronę genetyki komórki jajowej Ale w rządowce nie ma możliwosci.Myślę zatem zeby Może zrobić takie zwykłe badania genetyczne moje i M. Robilyscie?

      1. Kochana, nie wiem co masz na myśli mówiąc o genetyce komórki jajowej, w każdym razie ja robiłam badania genetyczne, które byly niczym innym jak badaniem kariotypu nas obojga. Wyglada to tak, ze nawet przy prawidłowych wynikach, ryzyko odziedziczenia prawidłowego lub zmienionego genu jest zawsze zjawiskiem losowym, niezależnym od nikogo. Wiec wydaje mi sie ze takie „ogólne” sprawdzenie naszego zapisu genetycznego, pozwala wykluczyć jedynie wielokrotnie zwiększone obciążenie choroba naszego dziecka. Dodam ze przy invitro za pomocą metody PGD można przebadać zarodki przed transferem aby prawie stoprocentowo wykluczyć choroby genetyczne. Statystycznie na problem ten raczej wskazuje niemożność utrzymania ciąży w pierwszych tygodniach niż niemożność zajścia w nią. Mowię to z doświadczenia, gdyż ze względu na swoją historie zetknęłam sie z wieloma lekarzami, genetykami, ludźmi z laboratorium, a nie tylko Google.

        1. Mojra jakis dziwny skrot myslowy mi sie napisal:) ale chodziło mi, ze lekarz powiedzial ze pewnie problemem jest jakosc komorki jajowej, ale zadnych badan zarodka ani na nic takiego rzadowka nie pozwala. Dzieki za informacje. Ja naprawde jestem jeszcze zielona i tak naprawde nie ma skad czerpac tych informacji, bo Ci wszyscy lekarze to niemowy. Dzieki ze jestescie.

      2. Ewelka, strasznie szkoda… Ale dobrze widzieć, że się nie załamujesz.
        Podchodzisz w kwietniu do transferu? Czy najpierw robisz badania? Bo może byśmy tak razem podeszły? Na oko liczę, że mniej więcej zbiegną nam się cykle… 🙂

        1. Podchodze w kwietniu, bo mrozaczki czekają:) Lekarz powiedzial ze okolo 20dc robi sie crio, wiec tak sie nastawiam. Jutro powinnam dostac @ i jesli tak bedzie to okolo 17 kwietnia bedzie transfer. 1 kwietnia mam wizyte, wtedy zaczne brac jakies leki, ale nie wiem co. Na pewno cos na zmniejszenie odpornosci bo sie o to upomnialam. Iza czy Ty pomiedzy taka wizyta w 4-5dc a transferem jeszcze mialas jakas wizyte? Bo postanowilismy z M wyjechac na urlop i wracamy dopiero 14 kwietnia wiec w zasadzie prawie na sam transfer. Mam nadzieje ze przez to nie stracimy tego cyklu:(

          1. Ewelka, tak, przy pierwszym transferze (zakończonym ciążą) byłam u lekarza tylko na samym poczatu cyklu i w dniu transferu. Przez ten czas robiłam testy owulacyjne. Kiey testy wykazały owulację, zadzwoniłam do lekarza i powiedział mi jakie leki mam zacząć brać od tej pory. I udało się 🙂
            Tylko jedna, nie wiem na ile istotna uwaga, bo trochę już mnie pamięć może okłamywać. Ja wtedy brałam chyba estrogeny.
            Piszę z pamięci, wiec nie bierz mnie za wyrocznię, ale chyba brałam estrogeny i lekarz był spokojny, że nawet – gdyby cykl był bezolulacyjny (czego nie sprawdził, bo byłam 300 km dalej), i tak można było robić trasnsfer.
            Mam nadzieję, że nie napisałam jakiegoś medycznego głupstwa.
            W każym razie, Ewelka, to jest możliwe. Tylko na pewno musisz pogadać z lekarzem, bo ja przy każdym kolejnym transferze łażę tam co dwa dni w okolicach połowy cyklu (ale nic jeszcze nie wychodziłam).

          2. Iza dzieki za info. Porozmawiam z lekarzem, mam nadzieje ze cos wymysli. 17dc juz bede na wizycie, a wyjazd pewnie wszystko przedluzy. Tak jak pisze Mojra roznie moze byc.
            Pamietasz moze jakiej firmy test owulacyjny uzywalas? Bo ja raz uzywalam i byl jakis dziwny.

          3. Ewelka, z mojego doświadczenia wynika, ze każdy cykl jest inny (eureka wiem;) ) ja w tym cyklu zakładałam ze będzie przewidywalne i podobnie do poprzedniego ( femara+ ovitrelle = owulka ok 15 dc) ale się przejechałam i po femarze nic sie nie urodziło, i przedłożyło się do 26 dc na menopurze, bo NIC się nie działo. . W lutym byłam w takiej samej sytuacji i pojechałam mimo wszystko 🙂 Oczywiście bałam się ze przegapię wszystko, na polecenie lekarza wróciłam na 10dc, niepotrzebnie rzecz jasna, bo było za wcześnie. Nigdy nie zgadniesz.

      3. Ewelka, jaka jest Twoja sytuacja? Dużo nas się tu robi, trzeba chyba jakieś zestawienie zrobić. Iza, podejmiesz się napisania naszych życiorysów bezpłodnościowych? 😉
        To Twoja pierwsza stymulacja? Pierwszy transfer? Ile masz jeszcze zarodków?

        Jak się nie wyrobisz w kwietniu, to może w maju ze mną? Bardzo bym chciała móc podejść już w maju.

        1. Wężon, bardzo by się przydało podsumowanie historii każdej z nas.
          Mnie naprawdę jest 100 raz łatwiej, bo mogę w historii bloga sprawdzić, ale z zewnątrz nasze historie są nie do ogarnięcia.
          Jak spiszę Wasze niepłodnościowe życiorysy to powstanie książka, wiesz o tym, prawda?????

          1. Może być i książka, byle z dobrym zakończeniem.
            Na razie wystarczy skrót życiorysu, taki spis treści, jak na forach w stopce, albo na spotkaniach AA. Mogę zacząć:
            – G. rocznik 77. Usunięcie przegrody 01.2010 -powikłane. Naturalne starania, potem wspomagane monitoringami 11.2010 – 06.2013. Podejrzenie zespołu Ashermanna (zrosty w macicy po zabiegach) i potwierdzenie diagnozy.
            Usuwanie zrostów 02.2014, 10.05.2014 i 27.05.2014. Zrosty usunięte, wykrycie niedrożnych jajowodów. 07.2014- zgłoszenie się do programu inf. Wątpliwości do kwalifikacji ze względu na cienkie i nierówne endometrium. 10.2014- wreszcie kwalifikacja; 21.11.2014 – start stymulacji; 03.12.2014 – punkcja – pobrano 7 komórek, 7 się zapłodniło, 1 zmutowała, 6 prawidłowych zarodków; 05.12.2014 – transfer 2 zarodków; zamrożony 1; 17.12.2014 – beta 324; 29.12.2014- pierwsze USG – zagnieździły się oba zarodki; 23.02.2015 – USG genetyczne – wad nie stwierdzono, dzieci rozwijają się prawidłowo; 01.03.2015 – odejście wód z jednego płodu, zakażenie organizmu; 04.03.2015, 19:00 – farmakologiczna indukcja poronienia, zakończona porodem 05.03.2015 o 4:45 rano. 01.04.2015 – wizyta w klinice w celu omówienia dalszych kroków; ??? – kolejne podejście do ivf.

            Uff, długi ten skrót.
            Trzeba by zrobić takie opisy i rozesłać sobie mailem, a potem każda by dopisywała dalsze losy i daty porodu. 🙂

        2. Wężon to swietny pomysl. Napisze dokladniejsza historie w nowym poście Izy. Tak, to byla moja pierwsza stymulacja i pierwszy transfer po 4 nieudanych IUI. Mam jeszcze 2 zarodki, niestety sredniej jakosci, boje sie ze nie przezyją rozmrazania.

    2. Wg mnie przegroda nie powinna być przyczyną tak wczesnych poronień. Musiałaby być jakaś super ogromna, a to by widzieli na USG.
      Wiesz, ja po usunięciu przegrody pozbawiłam się płodności na 4 lata, zarosły mi jajowody, oba, na amen i trzy miesiące się zastanawiali, czy mnie zakwalifikować do programu ze względu na stan endometrium.
      Ale na kogoś te powikłania muszą trafić, zebrałam już chyba wszelkie możliwe rzadkie przypadki. Niech u Ciebie wszystko przebiegnie modelowo.

  27. Ewelka – cieszę sie czytając ten czarny humor. 🙂 Dobrze, ze Twoje uszy z powrotem sa do góry. Ściskam Cię mocno.

    Iza – kiedy Twój transfer?

    Ja dzis oddałam krew i czekam na wynik drugiej bety… Samopoczucie w sumie bez zmian i nadal brzuch trochę pobolewa jak na okres. Na szczęście nie mam żadnych plamien. Sama informacja ze byc moze sie udało jeszcze do mnie nie dotarła. Po tylu niepowodzeniach, cały czas myśle ze los płata mi figla i ze to błąd w laboratorium albo ze pomylili wyniki…

    Jeszcze jedno – Zrobiłam test sikany i ogłaszam, ze druga kreska to nie yeti i istnieje naprawde! 😀 Do tej pory zastanawiałam sie czy ta druga kreska w ogole była kiedykolwiek przez kogokolwiek widziana i czy to moze nie tylko jakaś legenda o świętym gralu. Ale istnieje – widziałam yeti. Mam nawet fotkę. 😉

    1. Masz dowód, że to nie pomylone wyniki. Nikt w domu za Ciebie nie nasikał. 🙂
      Taki ból brzucha to już przez całą ciążę, prawie ciągle. Zawsze się coś rozciąga, powiększa, a potem dziecko kopie.

      Daj znać, jak beta przyrosła.

    2. Misia i co dalej? Twoja lekarka prowadzi też ciąże? Bo wiesz kochana, potrzebujesz teraz gina położnika 😉 mnie ten sam lekarz prowadził od pierwszej wizyty w invimedzie do ostatniej dzień przed porodem. Ale to Ci pisalam w mailu 😉

      1. Kas – na razie o tym nie myśle. Boje sie dzielić skore na niedźwiedziu – czekam teraz z niecierpliwością na druga bete a potem w środę wizytę potwierdzająca prawidłowość ciąży.
        Ale ogólnie myśle ze na pewno zostałabym z moja lekarka, ona prowadzi praktykę ginekoliczno poloznicza, wiec absolutnie poprowadzilaby mnie rownież. Nie wyobrażam sobie teraz zmiany, szczególnie ze ona juz zna mój przypadek, wie jakie biorę leki itd.
        Z kim rodziłas? Nie z lekarzem w Invimedu?

          1. W Warszawie. Lekarsko pół na pół. Zakwalifikował mnie, rozpisał pierwsze leki do stymulacji i skontrolował pierwszy raz R, a potem miał urlop czy coś, i końcówka stymulacji, punkcja i transfer u D. 🙂 Jako prowadzący wpisany jest R. Nie wiem, którego wolę. R się właściwie nie odzywa, ale działają bardzo podobnie. Teraz spróbuję jeszcze u R, a może na drugą stymulację zmienię lekarza.

          2. Mnie tez prowadził R i nie mogłam znieść tego ze on po prostu sie nie odzywa albo ewentualnie szepcze!! Miałam u niego 6 nieudanych IUI i nigdy nic nie zrobił inaczej – trochę mam mu za złe ze traktował mnie jak z taśmy produkcyjnej. Nie miałam poczucia indywidualnego podejścia. Podobno D jest lepszy, ale u niego byłam tylko raz pod nieobecność R.

          3. D. przynajmniej coś mówi. Ale jakoś w traktowaniu nie widzę różnicy. To po prostu jest taśma. Zwłaszcza, jak pacjentka nie ma szczególnych schorzeń.
            Dlatego chcę sprawdzić, jak to jest rządowo w Novum. Ale to przy trzeciej stymulacji. 😉
            Ogólnie te cykle tak bezrozmowowo przebiegają. Dobrze, że na późniejsze wizyty Jarek chodził ze mną, bo nie wierzył, że aż tak można nic nie mówić.
            Przychodzę na pierwszą wizytę kontrolną po 3 dniach zastrzyków z Puregonu. R. robi USG, kończy i mówi dziękuję. Postanowiłam pociągnąć go za język, uzyskać informację, ile rośnie jajek. Pytam: I co, coś tam rośnie?
            Odpowiedź: Tak.
            Miałam co chciałam, więcej się nie dowiedziałam. 🙂

          4. Dziewczyny, ja też w Invimedzie, ale do tej pory chodziłam do dr. C (on mi robił laparoskopię w zeszłym roku) i prowadził wszystkie trzy IUI. Bardzo sobie go chwalę. Niestety nie prowadzi w ogóle procedur IVF ( w klinice jest tylko „gościnnie”), więc liczę się z tym, że będę musiała się z nim na chwilę rozstać. Zdarzyło mi się bywać i u R, i D na monitoringu- według mnie obaj są siebie warci, mruczą coś pod nosem, odpowiadają na pytania jakby…z przekąsem. D pokręcił raz głową z niesmakiem, gdy zapytałam o dalsze instrukcje odnośnie planowanej IUI (jakby chciał mi dać do zrozumienia, że ZA DUŻO PYTAM).

            Pamiętacie, jak pisałam kiedyś, że po pierwszej IUI czułam się szkaradnie? Zrobił ją R- mechanicznie, bez słowa, wyjaśnień, bez kontroli USG…Drugą robił już mój lekarz i poczułam różnicę w traktowaniu i w samej procedurze. Przy trzeciej wiedziałam już czego mogę oczekiwać i wyraźnie zażądałam kontroli USG po zabiegu.

            Może dr K, który w środę robi z nami kwalifikację okaże się inny (choć imię i nazwisko mnie wyjątkowo odrzuca;))

        1. W invimedzie prowadził mnie dr D, jak okazało się, że jestem w ciązy, przesłam za nim do drugiego jego gabinetu, gdzie prowadzi ciężarne. Od pierwszej wizyty w klinice niepłodności, do ostatniej dzień przed porodem, tylko on nas prowadził. On jest bardzo konkretny, nie rozwodzi się nam pacjentką i nie użala, ale mi to pasowało, takie męskie komkretne podejście, ja jestem podobna, szłam z listą pytań, dostawałam na wszystkie odpowiedź, zawsze był pod telefonem, odpowiadał na smsy, oddzwaniał, jak mu zgłaszałam jakieś dziwne moje wymysły i pytałam, co robić… Mam dzięki niemu synka, więc do końca życia będę mu wdzięczna.

    3. MISIA też kiedyś myślałam, że ta druga kreska na teście ciążowym to jakaś ściema, mit, święty Graal. Drugą kreskę widziałam jedynie na teście owulacyjnym i często sobie wyobrażałam, ze to ciążowy. Później się zastanawiałam czy nie powinnam się już leczyć na głowę a nie na niepłodność ;p
      Ja czekałam na tę kreskę 6,5 roku i jak zobaczyłam to nie docierało do mnie. Nawet teraz nie dociera, a to już 14 tydzień wg USG, a 13 wg OM 🙂

  28. Tak te dni minęły bardzo szybko. Teraz w środę mam wizytę potwiedzajaca poprawność ciąży. Czyli teraz chyba teoretycznie jestem w piątym tygodniu ciąży. Jakieś to nieziemskie. 🙂

    Iza – Jak to sie robi? Przede wszystkim znajduje wspaniała grupę wsparcia, gdzie cudowne kobiety żyją Twoimi wyzwaniami i bezustannie Ci kubicuja. Ale to juz chyba masz… Zaraz! TY TO STWORZYŁAŚ!! 😉

    A poza tym to moze kiedyś (jesli to kogoś interesuje) napisze o wszystkich dziwnych i mniej dziwnych zachowaniach, których dopuszczalam sie od czasu podjęcia decyzji o IVF. Chociaz oczywiscie nie wiem ile to ma wspólnego z powodzeniem.

        1. Dziękuje kochana! Trochę w to wszystko nadal nie wierze. Liczyłam raczej sie nie uda, wiec na ten weekend zarezerwowaliśmy wyjazd nad morze do Trojmiasta na pocieszenie. 🙂 A tu niespodzianka ze sie udało, wiec teraz spaceruje na orłowskim molo i świętuje, a nie pocieszam sie. 🙂

  29. Iza,
    nigdy nie słyszałam o czymś takim jak scratching endometrium, ale trzymam kciuki z całych sił, by było dobrze 🙂 z resztą – Ty wiesz 🙂
    ściskam 🙂
    P.S. To blog czy jakiś czat? 😀 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *