Dziś kilka słów o stymulacji przed in vitro, jak wygląda u mnie, co z lekami, zastrzykami.
STYMULACJA
Stymulację rozpoczęliśmy w 8. dniu cyklu. Lekarz przepisał dwa dodatkowe zastrzyki: Gonal F i Menopur. Jednocześnie cały czas, od prawie 3 tygodni brałam Diphereline, której nie odstawia się aż do końca stymulacji.
Od 8 dnia cyklu, codziennie rano mąż robi mi w sumie 3 zastrzyki, wszystkie w brzuch. Dwa robi się z jednej strony brzucha, trzeci z drugiej strony, nieważne, który z której, ważne tylko tyle, by pomiędzy ukłuciami zachować 2 cm odstępu.
ZASTRZYKI
Dziewczyny, to nie boli. Tzn. każdy zastrzyk trochę boli, jak świat światem, wiadomo, ale to są małe dawki, igły są niewiele grubsze niż trąba komara. Mąż robi mi te zastrzyki z największą czułością na jaką można się zdobyć nad strzykawką. A do tego robi śniadanie jeszcze i kanapkę do pracy.
Oprócz zastrzyków biorę też tabletki Encorton (1,5 tab. dziennie). To nie boli już wcale. Muszę te tabletki rozcinać na pół, co druga mi się kruszy, bo tabletki nie są stworzone do rozcinania. W kuchni stoi rząd… kieliszków od wódki, bo nie miałam lepszego pomysłu, gdzie schować pięć rozkruszonych tabletek. Tym samym codziennie rano przed pracą walę setkę tabletki z kielicha. A te połówki, które uda mi się rozkroić, połykam w pracy w samo południe. Proste.
SKUTKI UBOCZNE
Skutki uboczne tych specyfików zmieszane go kupy to temat na osobny rozdział. Zapoznałam się z nimi pobieżnie, głównie po to, żeby wiedzieć, kiedy sytuacja jest alarmująca i powinnam się zgłosić do lekarza. W resztę zdecydowałam się nie wczytywać zbyt głęboko – BO I TAK TO ZROBIĘ. Z bólem głowy bądź bez. Z biegunką, zaparciem, pokrzywką, bezsennością, poceniem, trądzikiem, tyciem, wyciem, whatever…
Poza tym – te ulotki jak na razie są bezwartościowe – nie mam skutków ubocznych. Trochę uderzenia gorąca, ale to nawet miłe, jak jest się zmarźlakiem 🙂
PRZESTYMULOWANIE
Dziś, 13 dzień cyklu. Lekarz mnie obejrzał i obawia się przestymulowania. Mam ok 12 pęcherzyków w samym prawym jajniku i jakieś malce w lewym. Bardzo mocno zareagowałam na leki. Lekarz zmniejszył mi dawki zastrzyków, mniej już się chyba nie da odmierzyć. Uprzedził mnie uczciwie, że może dojść do przestymulowania jajników – to się zdarza przy procedurze in vitro. Jeśli tak się stanie, będziemy musieli zamrozić zarodki i poczekać z transferem do następnego cyklu.
Póki co zalecił – aby wypłukać nadmiar hormonów – pić od 1 do 1,5 litra niegazowanych płynów dziennie i tzw. dietę wątrobową. Żegnajcie naleśniki…
Mimo obawy przestymulowania, punkcja ma się na 99 proc. odbyć. To uff, bo ok, dobrze to wszystko znoszę, ale nie chciałabym zaczynać od nowa… Zainwestowaliśmy w to czas, emocje i pieniądze. Więc ok, liczę na te 99 proc, że punkcja będzie.
Transfer – okaże się. Wiadomo, że wolałabym od razu… Ale nic na siłę.
TORBIEL ENDOMETRIALA
Dziś lekarzowi udało się dojrzeć jakieś pęcherzyki na lewym jajniku, na tym, który schowany jest za torbielą. Pytałam, czy nakłuje mi torbiel podczas punkcji, powiedział, że raczej nie, bo może się wdać infekcja. Ok, on wie lepiej. Wygląda na takiego co wie co robi. Na razie żyjemy z tą torbielą i koncentrujemy się na innych rzeczach.
Przyznam, że to, ze lekarz dziś raczej zignorował tę torbiel – i mnie dało luz. Jak bardzo-ważny-doktor nie skupił się tylko na niej, to znaczy, że nie jest to aż niebezpieczne jak sądziłam. Nie piszę tego jako głupiutka pacjentka, która ma w nosie co się z nią robi, piszę to pod szeptem intuicji, że ktoś wie lepiej ode mnie co robi, a ja nie będę się doszkalała w internecie, bo wiedza stąd ma czasem krótkie nóżki i długie kolce.
PUNKCJA
Może już za 6 dni?