Nie składam się tylko z rozżalenia, jajników i bólu. A czytając wszystkie poprzednie wpisy, musisz myśleć, że właśnie tak jest.
A nie jest tak. Jestem aktywna, kreatywna, robię bardzo dużo ciekawych rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Podzielę się jedną z nich.
Uszyłam sobie spódnicę. To moja pierwsza spódnica (no dobra, druga, ale pierwsza poszła na ścierkę). Wybrałam taki materiał, że chcę czy nie, uśmiecham się, kiedy na niego patrzę.
Wybrałam taki krój, w którym nie chowają się pod szwami niespełnione nadzieje – spódnica jest dopasowana i nie ma mowy o żadnym przytyciu. Będę w niej chodziła tylko wtedy, jeśli nie zajdę w ciążę, inaczej trafi tam gdzie ta pierwsza 🙂
No i co mi teraz zrobisz, głupi losie? 🙂
Radosna spódnica na odpędzenie złych duchów. Jestem z niej bardzo dumna. Mam maszynę do szycia wielkości kapcia z jednym ściegiem. Nie tylko moim zdaniem dokonałam czegoś niemożliwego, bo w moc tej maszyny nie wierzył ani mój mąż, ani moja mama. No to proszę.
PS. Policzyliśmy z mężem, że to mój trzeci pozytywny wpis na blogu. Cóż… To miejsce to moja terapia, tu się boję, tu wylewam smutki, wypalam w ogniu strach.
Ale to dla Was dziewczyny, dla Was, które jesteście ze mną, pocieszacie mnie, tłumaczycie, jak to wszystko przejść – dla Was, aby pokazać Wam, że jest dobrze.
Noooo….kochana, jeśli Ty na takim wehikule potrafisz uszyć taką fajową spódniczkę, to nie wiem co by było, gdybyś miała odpowiedni sprzęt 😀
Mnie sie bardzo podoba, zwłaszcza kolor i wzór, bo właśnie czegoś takiego mi trzeba, gdy pogoda za oknem szaro-bura 🙂 Bardzo zazdroszczę talentu do szycia 😉
Życzę więcej pozytywnych wpisów 😉
Ehh, dzięki! Chodzę dumna jak paw i jeszcze mnie łechtasz 🙂 Prawda, że nie da się nie uśmiechnąć na ten przerost kwiatów? 😕 Talent do szycia odkryłam… w styczniu 2014 r., więc zachęcam i Ciebie do prób!
WOW!! Cudowna spódnica i cudowna figura:) Uśmiech sam gości na twarzy:)
No no no!!! Coż za cudna spòdnica… muszę przyznać, że z bardzo pięknej tkaniny, no i sam krój ciekawy i idealnie dopasowany do idealnej figury :-))
Dużo zdrówka Ci życzę a także dobrego humoru i więcej pozytywnych wpisów. xxx
Dziewczyny, jesteście bezkonkurencyjne. W kłopotach pocieszacie, w radościach bierzecie udział!
Anusia, Twój uśmiech jest zaraźliwy! Będę wracać do Twojego wpisu jak zabraknie mi humoru.
Natalia, cenię sobie Twoje zdanie 😉
Hej, przypadkowo trafiłam na ten blog. Bardzo mnie zainteresował, przeczytałam sporo wpisów wstecz i czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Trzymam mocno kciuki!!!
Spódniczka super – materiał śliczny, te kwiaty są takie radosne i optymistyczne, że aż się ciepło robi pod sercem, gdy na nie patrzę 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Martyna
Piękna spódnica. Masz talent, Kochana!
Gratuluję też umiejętności znalezienia odskoczni od tematu najbardziej dotkliwego. Dziesięć lat z hakiem trwało zanim ostatecznie poddałam się… Osobiście polecam Ci naprotechnologię. W odróżnieniu od in vitro pomoże Ci ustalić faktyczną przyczynę niepłodności i podejmą rzeczywiste jej leczenie… Nie wyczyszczą Ci tak kieszeni i resztek zdrowia nie pozbawią… Mnie przebadano gruntownie i ustalono, że policystyczne jajniki oraz choroba Hashimoto (związek z tarczycą) może być przeszkodą…. Ponieważ były też pewne kwestie po stronie mojego męża, a zanim trafiliśmy do lekarza naprotechologa trochę przeszliśmy przychodni i klinik, gdzie niemal w każdej zaraz na drugiej wizycie przygotowywano nas do in vitro – w zasadzie bez ustalenia przyczyn niepłodności z jaką borykaliśmy się przecież tak długo…. ostatecznie wybraliśmy adopcję. Od ponad pół roku mamy dziewczynkę w wieku przedszkolnym. Szczęśliwi i spokojni: )
Dzięki Marzenus 🙂 Z tego co wiem, naprotechnologia polega na obserwacji organizmu i zrozumieniu, kiedy jest się płodną, nauczeniu się tego odczytywać. Może za mało rozumiem naprotechnologię, popraw mnie jesli się mylę, ale ta metoda nie sprawi, że zniknie zżerająca kolejne tkani endometrioza i torbiele w moim brzuchu… 🙁
Przepraszam, że dopiero teraz…
Właściwie to prawie nie bywam przy komputerze odkąd jestem na macierzyńskim. Przyznam, że niewiele wiem o endometriozie… i też nie staram się „specjalizować” w obszarze ginekologii. Poleciłam Tobie naprotechnologię, bo wiem, że t metoda zajmuje się szczegółowo pacjentem i nie odziera go tak z godności jak in vitro. Specjaliści w tej dziedzinie szukają (naprawdę!) przyczyn dla jakich nie dochodzi do poczęcia. Obserwacja własnego organizmu to jedno – to Twój udział w całym tym procesie, a drugie to to czym zajmują się lekarze tej specjalności – więc badania, diagnozy i leczenie…. Bywa, że trzeba ingerencji chirurgicznej… Dodam jeszcze z tych (wyśmiewanych przez dzisiejsze media publiczne) obserwacji wynika więcej niż się przeciętnemu zjadaczowi chleba wydaje…. U mnie udało się wyśledzić wiele, w tym nieprawidłowości wskazujące na obecność jakichś bakterii w kanale szyjki macicy. Potem szczegółowe badanie bakteriologiczne pokazało, co to konkretnie było…. Dostaliśmy z mężem antybiotyk, po czym było wykonane badanie kontrolne. Sama widzisz, że tylko na jednym małym przykładzie widać wnikliwość i realne działanie,… Owszem to też kosztuje (jednak dużo mniej), ale przynajmniej się Tobą zajmują i leczą. Nie jak w przypadku in vitro…. wiele ogólników, na wstępie badanie hormonów i nasienia i zaraz na drugiej wizycie dają Ci do zrozumienia, że nic tylko ta metoda… i ani się obejrzysz jak kasa z kieszeni zostanie wyssana przez skończonych nierobów i mających za nic Prawo Boże i naturalne ignorantów! Polecam dra Wasilewskiego (NAPROMEDICA) z Białegostoku i dr Woźną z Warszawy. Jest też babeczka w Bydgoszczy, ale nie pamiętam jej godności…
Tak… widzę że upływ czasu jest dla Ciebie równie przerażający jak był dla mnie. Wyrażanie współczucia na niewiele się w takim wypadku zdaje… Daj sobie pomóc, spróbuj z nimi współpracy, a jak nie… Adopcja też jest dla ludzi i…. nie ma się czego bać. Napewno nie jest tak bolesna jak wszystkie te powyższe… Trzeba tylko kochać, kochać i jeszcze…. kochać…. : )
Rozwagi…, odwagi i… powodzenia!!
Pozdrawiam Cię serdecznie
Marzenus
Droga Marzenus 🙂
Dzięki za szczegółowy opis, na pewno jak nie mi, to komuś posłuży.
Chcę tylko sprostować odzieranie z godności przy in vitro – mnie nic takiego nie spotkało. Może miałaś pecha mieć gorsze doświadczenia, ale to się może zdarzyć zawsze i wszędzie, nawet u dentysty. Nie rozumiem też dlaczego piszesz o lekarzach, że są nierobami – wydaje mi się, że masz niepotrzebne uprzedzenia, a może przykre przygody za sobą, które musiały Cię mocno zrazić, ale na pewno znajdziesz w sobie trochę wiary, że nie zawsze i nie wszyscy chcą z Ciebie wyssać tylko kasę, ale naprawdę starają Ci się pomóc 🙂
Tak, przykład z badaniami bakteriologicznymi jest bardzo dobry. To powinien być standard w takich przypadkach i na szczęście coraz częściej jest 🙂
Ja mam endometriozę IV stopnia, niedrożny jajowód, przerzuty endometriozy na pęcherzu, jelitach, w całym podbrzuszu. Bez szans na naturalne poczęcie. Nie zawrócę z drogi, na której jestem, bo stracę wszystko, co wypracowałam. Przykro mi słyszeć, że moi lekarze to skończone nieroby mające za nic prawo boże, wolę im ufać i godnie przez to przechodzić, co niniejszym robię.
A potem oczywiście zastanowimy się nad adopcją, nigdy jej nie odrzuciłam jako kolejnego kroku 🙂
Pozostańmy nawzajem otwarte na każdą metodę, która jest skuteczna! 🙂
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję dzieciaczka.
Widzę, że tracę czas… Ty już wiesz czego chcesz. Pomyliłam się myśląc, że potrzebujesz wsparcia. Życzę Tobie powodzenia.
Też pozwolę sobie sprostować, że nigdy nie byłam i tak już zostanie – otwarta na in vitro. Z tego, co piszesz faktycznie miałaś „szczęście” trafić na „specjalistów”… Dla mnie in vitro nigdy nie było rozwiązaniem i nigdy nie było brane pod uwagę ze względów moralnych. Jako metoda nie leczy z bezpłodności. Poza tym nie mogłabym zdecydować się na urodzenie dziecka, którego bracia i siostry pozostawałyby w zawieszeniu w ciekłym azocie… Nie spałabym po czymś takim. Ale wiem, że „specjaliści” świetnie piorą też mózgi, nie tylko kieszenie… Mam koleżanki, które powiedzmy to skrótowo – żyją z daleka od Kościoła i Bożych spraw i… właściwie taki stan rzeczy pogłębia się- „poczęły” metodą in vitro… Mają dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Dwie z nich korzysta z terapii, jedna leczy się u psychiatry – dziwne bo po in vitro ma coś podobnego do syndromu postaborcyjnego…. Dziwne? może wcale nie dziwne – jeśli musi zginąć powiedzmy dwóch braci i ze cztery siostry, żeby jedno z nich mogło żyć… Jeszcze jedna nieustannie leczy swoje małe słonko, bo byle powiew wiatru przyprawia go o zapalenie płuc…
Cóż, napewno wiesz co robisz.
Nie dziw się, że po takiej dozie „szczęścia” jakie mogłam zobaczyć u innych nie przewróciło mi się w głowie. Ja zdecydowałam się pomóc „jednemu z tych braci najmniejszych…” – jak zachęca nasz Pan- Jezus – „bo cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,….mnieście uczynili” – mówi Pan.
Bądź zdrowa!
Droga Marzenus. Nie tracisz czasu. Jesteś mile widzianym gościem na blogu i Twoje porady są cenne, jak każde konstruktywne wspracie. Proszę tylko, nie oceniaj mnie, nie krytykuj w imię boskich, a już na pewno swoich prywatnych, zasad. Nie oceniaj drogi, którą wybrałam ja i tysiące innych kobiet. Każda z nas rozpaczliwie walczy o dziecko i każda podjęła decyzję najlepszą, najskuteczniejszą dla siebie. Także życzę Ci powodzenia i więcej otwartości 🙂