Królik przechodzi przez korytarz, wyłapuje spojrzenia. Pielęgniarka życzliwie się uśmiecha, bo jak Królik ma futro to musi być miękki.
– Jak się pani czuje, Króliku – zagaduje w końcu. Czy bolą piersi?
Osz Ty, myśli Królik, dużo wiesz. Królik łapie się za cycki. Wie, co to było za pytanie, coś w pielęgniarce jest takiego, że Królik może powiedzieć prawdę.
– No niestety beta rośnie. Bolą – Królik dobrze wie, co się dzieje pod futrem.
– Niech pani walczy. Ja też mam dziecko z in vitro – słyszy Królik.
Czary. Królik kochać pielęgniarkę, choć nie rozumieć głaskania, bo nie spakować serca do szpitala.
Każdy chce pogłaskać Królika, bo taki biedny, a Królik wyłączył się i nie rozumie po co te czułości. Tylko ta jedna pielęgniarka może głaskać. I może jeszcze ktoś. Ale bez przesady, nie za dużo.
Jeszcze ktoś wyciągnął rękę i nieoczekiwanie czule przyłożył do futra. Lekarz, który włożył dużemu Królikowi małego Królika miesiąc temu pod serce. Lekarz cały maj jest na urlopie, w tej chwili jest w samym środku odpoczywania od pracy i pacjetnów. Ale się dowiedział. Oderwał się od rodzinnego grilla, albo lampki wina z drugą połówką, może wyszedł z basenu w ciepłym kraju albo wszedł na dużą górę, z której nie widać pracy w klinice. Lekarz tak się zmartwił, że wyłączył na chwilę swój urlop i zadzwonił do Królika.
Powiedział, że strasznie mu przykro, zapytał gdzie Królik leży, co mu robią i chciał wiedzieć jak się Królik czuje.
Królikowi zadziwiony, mało z zewnątrz przedostaje się do środka przez grubą warstwę futra, po co głaszczą, są mili, współczują. Królik zostawił uczucia w domu schowane na inne chwile, ale kto to może wiedzieć. Patrzą lekarze, pielęgniarki na Królika i myślą, że może on nieczuły, może głupi, szkoda im, pogłaskać chcą.
Ech, Króliku…
Ściskam Cię najmocniej jak się da Króliczku!
Mam nadzieję że nie będą Cię tam długo trzymać…
Prawdę mówiąc nie wiem co napisać by jakoś podnieść Cię na duchu.
Trzymaj się i szybko wracaj do domu :*
Ania, dzięki, nigdy nie wiadomo co powiedzieć, sama bym nie wiedziała. Na szczęście się trzymam dobrze.
Kroliczku, Rekinie …rośnie? U mnie było tak podając daty :01.09 -348, 03.09-214, 23.09-1460, 27.09-1491, 02.10-1534, 08.10-902, 11.10-632, 15.10-280,30.10-4…..
Olga, wykonałaś mrówczą pracę dla mnie, dziękuję, doceniam.
To ja jestem Twoim 27 września mniej więcej, ale nie wiem na pewno, bo kolejna beta dopiero w poniedziałek. Wcześniej i tak nikt nic nie zrobi, chyba, że zacznę zwijać się z bólu, a na to się ńie zapowiada, bo nie boli.
Wpisałaś ciąg liczb, a ja widzę Twoją radość i łzy w tym koślawym wianku… Strasznie, strasznie bez sensu…
Wierze, że to spadnie. I już niedługo będziesz w domu, żeby odpocząć . Dziękuje ci za ten winanek, bo tylko Ty wiesz. Wiem, za co kocha cię twój m.(oprócz tego, że jesteś sobą). Też cię za to kocham. Spokojnej nocy.
Po tym co napisalas, mialam spokojna noc. Mam nadzieje, ze poczulas to samo.
króliczku wiesz co mi sie dzis przydarzylo znalazlam piskle ktore wypadlo z gniazda i wiesz co króliczku wzielam je do auta i zabralam do siebie na budowe dalam pokarm i miekkie legowisko i wiesz co kroliczku nie przezyl… byl maly jak paczka fajek… i wiesz co kroliczku bardzo dzis plakalam ze to moja wina ze moglam go tam zostawic… ale kroliczku dobrze wiemy ze takby nie przezyl… plakalam za ptaszkiem wielkosci paczki papierosow a nie umiem plakac juz za wlasnym dzieckiem… bo wiesz co kroliczku tez mam futerko… ciesze sie ze masz to futerko ladnie ci w nim☺
Oczekująca, zawsze na coś czekająca… Smutna historia z morałem.
On by nie przeżył. Może miał złamane serce. Nie mogłaś nic lepszego zrobić. Płaczesz tyle ile masz łez, więcej się nie da, nie jesteś studnią bez dna.
Żal mi razem z Tobą każdej straty. Tego, że chciałaś uratować życie, ale natura i tak upomniała się o swoje. Dla mnie natura silniejsza niż bóg.
IZUNIU mam nadzieje ze skonczy sie dla ciebie ta niepewnosc i zaczniesz znowu oddychac codziennoscia… zaufaj naturze i lekarzom jednocześnie… jesli zycie w tobie ma przetwac to wszystko potoczy sie tak zeby przetrwalo jesli nie to chocbys nie wiem co robila to natura upomni się o swoje…
jak widać czasem i wśród lekarzy zdarzy się jakiś dobry człowiek…
to naprawdę bardzo miłe z jego strony..
Iza, a na co lekarze właściwie czekają?
aż zacznie coś gdzieś boleć?
nie do końca kumam jaki ma być scenariusz.
Z tego co zrozumiałam, to chcą zobaczyć, czy beta nie zacznie sama spadać, tak byloby najlepiej dla organizmu.
Uparcie też szukają zarodka, bo mimo wszystko gdzieś powinien być widoczny, przecież się w nerki nie zaszył…
Czekają również na konsultacje z profesorem, bo za późno weszłam na oddział i już nie bardzo było z kim konsultować.
Nie, Haniu, nie sądzę, żeby cżekali na atak bólu. Nie chcę nawet tak pomyśleć. Jestem tu, muszę mieć do lekarzy trochę zaufania.
Tego Ci życzę żeby beta sama spadła i nie było potrzeba żadnych zabiegów. Ja byłam dwa razy w takiej ciąży. Beta rosła ale źle, pęcherzyk był ale w zasadzie było to puste jajo płodowe bo nie było serduszka. W tej pierwszej ciąży był zarys zarodka ale niestety serduszka nie doczekałam. W obu ciążach beta sama zaczęła w końcu spadać. I sama się ładnie oczyściłam. Nie było potrzeba czyścić. A beta zaczynała spadać w obu ciążach w granicach 7tc licząc od ostatniej @. Także życzę Ci aby poniedziałkowa beta w końcu pokazała początek końca.
Trzymaj się króliku 🙂
Dzieki Andzia za historie. Kiedys bym Ci napisala tylko, ze strasznie mi przykro. Dzis dodam, ze oby u mnie bylo podobnie jak u Ciebie…
chodziło mi o to, że gdyby zaczęło boleć, to dla nich wskazówka gdzie mają szukać..
wydaje mi się, że naprawdę jesteś w dobrych rękach..
niewiarygodne, że nie można zlokalizować zarodka… choć pewnie plątanina zrostów robi swoje… mam wrażenie, że to trochę jak z malezyjskim zaginionym samolotem – wszyscy go szukają, ale ślad po nim zaginął – sorry za takie głupie porównanie…
jednak Ty jesteś trochę mniejsza niż ocean ;]
nie mniej jednak jestem ciągle zszokowana zaistniałą sytuacją, choć jestem pewna, że Ty jednak najbardziej.
nawet do głowy by mi nie przyszło, ze coś takiego może się stać..
jak się ustrzec? zaszyć szyjkę macicy?
masakra po prostu…
Aha. Tu pewnie masz racje, bol wskazalby miejsce zagniezdzenia. Ale ja jestem mutant, nie boli.
Jak sie ustrzec? Moze przerzucimy sie na blogi kulinarne?
kulinarne podglądam 😉 ale żeby tak radykalnie zmienić „zainteresowania”? – patrz, nie pomyślałam 😉
o ileż byłoby to zdrowsze 😉 i na pewno przyjemniejsze ;]
walić kalorie ;>
O tak, walic kalorie! To jedna z pewniejszych przyjemnosci w zyciu…
Taaa, ja przez kilka lat zagłębiałam się w kulinarnych, żeby nie myśleć o innych sprawach 😉
Też miałam pytać, na co tak naprawdę czekacie, ale już widziałam wyżej odpowiedź.
Iza – ale tego pęcherzyka nigdzie nie ma, tak? Coś mówią? Obstawiają, gdzie może być? Na usg nie da się tego zobaczyć (w sensie jeśli nie w macicy), tak?
PS. Kubuś Puchatek mawiał tak: Lubię rozmawiać z Królikiem, bo Królik mówi wyraźnie o rzeczach wyraźnych.
Taka jesteś – i dlatego tu tak gromadnie, chętnie i często zaglądamy.
Króliku – myślę cały czas o Tobie. Jak dobrze, że są gdzieś tam dobrzy lekarze i dobrzy opiekunowie.
No jest to możliwe że cwaniak pęcherzyk się gdzieś ukrył 🙂 I się bawi w ciuciubabkę 😉 na pewno jest dużo mniejszy niż powinien być więc tym bardziej ciężko go namierzyć
Piękny wpis,czytam wszystko od deski do deski , ale teraz stwierdziłam ,że muszę napisać!Trzymaj się króliczku,trzymam za ciebie mocno kciuki!In vitro się udaje,pewnie na każdego musi przyjść pora.Mój pierwszy transfer 09.2013 ,teraz jest z nami nasza piękna córcia,jutro kończy roczek.Drugi transfer 15.04.2015 ,nowe serduszko już bije!Pozdrawiam cię ciepło!
Kurde. Znowu odpisuje z telefonu i znowu myle pola odpowiedzi, sorrrrry.
Szalona Fionka, powiedzialas to w dobrym momencie, tez zawsze myslalam, ze in vitro w koncu sie udaje. Dzieki, ze mi przypomnialas. Bo mamy wahanie co dalej.
Ale skoro w Tobie bija dwa serca, to jest powod, aby nie przestawac.
Dzieki raz jeszcze.
Juti, jaki piekny cytat!
Lekarze przypuszczaja ze pecherzyk skryl sie za plątaniną zrostow przy obciętym jajowodzie. To najgorsze miejsce u mnie i nie widac co jest za nim.skoro nigdzie nie ma pecherzyka to moze jest tam. Czy to jeszze macica, czy jajowod czy jajnik, nie pytaj, nie wiadomo. To moja czarna dziura.
Buziaki z kłakami od królika.
Bo głaskanie Króliczka nie jest takie proste, wyciąga się ręką i cofa, wyciąga i cofa, czasem brakuje sił, odwagi by pogłaskać, a czasem nie pozwala na to świadomość, że być może Króliczek wcale tego nie chce. Bo jego futerka mogą dotykać tylko wybrane osoby. Na inne królik fuknie i ucieknie do norki.
Królik mojego serca gdy gdzieś byliśmy w pierwsze dni po i widział, że jest mi źle przytulał…aż w końcu musiałam mu powiedzieć, żeby tego nie robił, ponieważ to powodowało, że utrzymanie łez w środku było nie lada wyzwaniem, bo gdy poczuje się ciepło drugiego futerka, zrobi się cieplo i bezpiecznie wszytkie wypracowane sztuczne uśmiechy znikają i pojawia i utrzymanie fasonu jets ciężkie.
Gdy widzę rodziców, którzy pierwszy raz patrzą na swoje maleństwo w szklanym domku z twarzą wykrzywiona od bólu a jednak z miłością, że to ich potomek choć taki maleńki, nie wiem, nie umiem, nie potrafie im pomóc.
Powiedz mi skoro i tak jak to w weekend w szpitalu sami dyżurni lekarze, którzy robią tylko to co naprawde niezbędne, to nie wolałaś tego czesu spędzić w domu i wrócić w poniedziałek/?
Trzymaj się Króliczku za wszelką cenę.
No name, od ostatniego pytania zaczne- nie. Bo wchodzilam do tego szpitala dwa dni. Wczoraj nie wiedzialam, ze nic nie beda robic przez weekend. I nie chce w poniedzialek od nowa zaczynac. Nie jest tu tak straszne, zebym rwala wlosy z glowy.
Co do glaskania krolika, ujelas to tak, jak sama nie potrafilam napisac, a moze nawet zrozumiec. Kroliki w stresie sie usztywniaja, a mezowie nie wiedza dlaczego tak trudno sie glaszcze zony. Lubie, jak piszesz. Moze jestes ta polozną, co ją dziś pokochalam.
Królik może i nieufny na początku, ale umie docenić dobre serce. Mruży oczka przy głaskaniu, wylizuje rękę. Trzeba tylko dużej cierpliwości dla Królika i zrozumienia dla jego króliczej natury. Wiem, bo mam takiego w domu. Czasem sam ucieka do swojej klatki, która daje mu poczucie bezpieczeństwa, ale po chwili mu ona ciąży i znów wychyla łepek w poszukiwaniu życzliwej ręki.
Dobrze, że masz życzliwą rękę w tak nieżyczliwym miejscu. Pozwól sobie czasem na wychylenie z klatki…
Cały dzień o Tobie myślę, chyba bardziej niż o swoim przebytym transferze. Nawet Pan S. dopytuje o Ciebie.
Aha, gdyby Ci czegoś brakowało, do Bielańskiego mam jakieś 10 minut- tylko Wisłę przekroczyć.
S-mother, czytam Cie glosem Krystyny Czubowny…
Jestes kochana ale odwrocilas uwage odnczegos wazniejszego dzis- Twoj TRANSFER!!!!
Jak sie czujesz? Jak przebiegl? Jestes na zwolnieniu? Opowiedz cos!
Haha, Krystyna Czubówna! Ale mnie rozbawiłaś! 🙂 Usłyszałam w głowie coś w stylu „W szaleńczym pędzie życia pstrągi płyną w górę strumienia, by rozpocząć tarło” 😀
Transfer bezproblemowo, doktor powiedział, że gdyby byli przy zabiegu studenci medycyny, byłoby co oglądać, bo warunki doskonałe. Fajnie, tyle, że ja takie zachwyty nad swoją fizjologią i anatomią słyszę od ponad trzech lat i nie robią już na mnie wrażenia, bo nijak się to nie przekłada na efekty…
Zapłodniły się wszystkie moje komórki. Z tego, co zapamiętałam, dwa z nich były w I klasie, pozostałe oznaczone jako I-II i we wtorek będziemy wiedzieli ile zostanie zamrożonych.
Pojechaliśmy potem z młodą na lody, bo przesiedziała 2h w jakiejś kinderplanecie (nie udało nam się załatwić opieki i coś musieliśmy wykombinować, aczkolwiek nie wydawała się specjalnie zmartwiona tym faktem:)) i już w drodze do domu, ok. 2h po zabiegu złapał mnie nagle bardzo ostry skurcz. Modliłam się, żeby wytrzymać do domu, bo nie miałam nospy przy sobie. Skurcz trwał ok. 10 minut i szczerze mówiąc, porównałabym go raczej w swoim natężeniu do bólu w pierwszej fazie porodu niż podczas miesiączki. Nawet zaczęłam oddychać przeponą :)Pewnie moja macica się porządnie wk***iła, że ktoś ją ze snu budzi.
A potem nagle puściło i teraz jest ok. Rodzina moja wyjechała na Dolny Śląsk na komunię, której mąż nie mógł „olać”, a ja się byczę na kanapie i nadrabiam czytelnicze zaległości. Testuję 01.06, do tego czasu Estrofem 3tabl jednocześnie i Luteina 3×1.
Zwolnienie od gina nie było potrzebne, jestem przeca aktualnie bezrobotna…
Aaaaa, cholera, no tak, glupie pytanie o zwolnienie, mozg tez zostawilam w domu.
Kochana, dziwna historia z tym skurczem. Ja to sobie lubie wszystko zwalac na stres, to dobra wymowka dla wielu tajemniczych zachowan organimu…
Zycze Ci bardzo aby to byl wyjątkowy dzień dziecka… Hmm… Ciekawe czy wytrzymasz z testowaniem do czerwca…
S-mother, ale Ci się data na test trafiła. 🙂 Oby oznaczał nową osobę do kupowania prezentów. 🙂
To ile tych komórek się zapłodniło?
Dzielna jesteś, że nie masz hiperstymulacji przy takiej produkcji. Trzymam kciuki.
S-mother, ale Ci się data na test trafiła. 🙂 Oby oznaczał nową osobę do kupowania prezentów. 🙂
To ile tych komórek się zapłodniło?
Dzielna jesteś, że nie masz hiperstymulacji przy takiej produkcji. Ściskam i czekam z Tobą na wynik.
Teoretycznie mogłabym testować 30.05, ale prawdopodobnie będę tak zesrana (wybaczcie), że nie odważę się w weekend 🙂
A kiedy można zrobić sikańca?
Wężon, zapłodniło się 6 komórek- wszystkie, które pobrano zgodnie z procedurami MZ, ale dopiero dziś popołudniu będę wiedziała czy i ile się nadaje do zamrożenia.
Hiperstymulacji pilnuję bardzo, faszeruję się białkiem i staram się dużo pić (choć to trudne w moim przypadku, bo ja mam generalnie jakieś mniejsze potrzeby, jeśli chodzi o płyny).
Nie wiem co Ci napisać… dopiero zdążyłam się ucieszyć… zaglądam raptem kilka dni później… 🙁
Króliku, myślami jestem z Tobą.
Dzieki Aneczko. Sama tu zagladam sprawdzic co sie u mnie dzieje, bo nie nadazam.
Oj Ty Nasz słodki biedny króliczku 🙁 przytulam…
Ściskam mocno! I naprawdę zazdroszczę wsparcia w mężu bo nie wszyscy tacy są. Trzymam kciuki żeby było wszystko po twojej myśli.
„…Co to znaczy być PRAWDZIWYM? – zapytał pewnego dnia Królik (…) – Czy to boli?
– Czasami – odparł Zamszowy Koń, gdyż zawsze mówił prawdę. – Ale kiedy już jesteś Prawdziwy, wcale ci to nie przeszkadza.
– Czy dzieje się to od razu, tak jak nakręcanie? – Królik nie ustępował – Czy też stopniowo?
– Nie dzieje się to od razu – odpowiedział Zamszowy Koń. – Prawdziwym się stajesz. Potrzeba na to długiego czasu. Dlatego rzadko udaje się to tym, którzy łatwo się łamią albo mają ostre krawędzie, albo tym z którymi należy się obchodzić ostrożnie. Zwykle, zanim staniesz się Prawdziwy, będziesz miał już wytartą głaskaniem większość sierści, oczy ci odpadną, łapki się obluzują i w ogóle złachmaniejesz. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia, bo jak już jesteś Prawdziwy, nie możesz być brzydki, chyba że dla tych, którzy niczego nie rozumieją…”
Margery Williams „Aksamitny Królik”
Oczy mi zaszklily. Powinnam czesciej siegac do dobrych bajek.
Przeczytalam raz, drugi i trzeci. Skad Ci to Asiu wlasnie teraz przyszlo do glowy? Jestes księgą, ktorej można szukać odpowiedzi na każde pytanie. Nie pierwszy już raz. Piekne.
My tu wszystkie takie zlachmanione jakies. I Ty z bardzo juz poluzowanymi lapkami.
Jak sie trzymasz?
Właśnie teraz to napisałam, bo to przecież jest o Twoim Króliku!!!
Myślałam ostatnio o tym wszystkim co nas spotyka. Często poruszamy temat, że dzięki naszym M-mężom możemy przetrwać i że oni dają nam szczęście. W ciężkich chwilach Mężowie nas pocieszają i zauważają, że „mamy siebie” i że to chyba najważniejsze. Zastanawiałam się jakby to było bez tych wszystkich nieszczęść? Gdyby życie było gładkie i dostawalibyśmy od razu wszystko co chcemy?
Pomyślałam bez zastanowienia, że pewnie byłabym tak samo szczęśliwa ze swoim mężem, ale nie jestem już taka pewna czy bym to zauważyła a już na pewno bym nie doceniła…….Nie wiem czy w pędzie życia i spełniania wszystkich najpiękniejszych życzeń pamiętałabym o tym, żeby się zatrzymać i pomyśleć jakie wielkie szczęście mnie spotkało.
Wiadomo, że największym moim pragnieniem jest aby mąż wyzdrowiał czy przynajmniej w ogóle żył do starości, ale muszę to napisać, że dosłownie DZIĘKI tej chorobie od kilku lat doceniam prawie każdy dzień który mogę z nim spędzić. Tak samo jak patrzę na małego syneczka to naprawdę nie ma dnia, żebym nie spojrzała na niego jak na cud, nie jestem w stanie traktować jego urodzenia jak zwykłego należało mi się, jako „zwyczajnie jest”. Z jednej strony przeklinam tę chorobę męża, przeklinam bolesny czas starań o dziecko, a z drugiej to właśnie dzięki temu stajemy się prawdziwsi…
Ja na pewno nie miałabym czasu ani chęci stawać się prawdziwsza gdyby nie spotkały mnie w życiu bolesne rzeczy.
Z całą pewnością nie znalibyśmy bajki o Aksamitnym Króliku. Nie wiem czy to byłoby lepiej czy gorzej…
W tym cytacie z bajki opuściłam fragment, który mam nadzieję, że niedługo też będzie o Twoim Króliku:
„…– Bycie PRAWDZIWYM nie zależy od tego, jak jesteś zrobiony – odparł Zamszowy Koń. – To jest coś, co może ci się przytrafić. Kiedy dziecko pokocha cię przez naprawdę długi czas, nie tylko po to, by się z tobą bawić, ale tak NAPRAWDĘ, wtedy stajesz się Prawdziwy…”
Tego Ci z całego serca życzę.
I życzę też niedzieli pełnej żartów i śmiechu Twojego M na temat polskiej szpitalnej rzeczywistości 🙂
Kurczę, aż się sama wzruszyłam:) Twój synek będzie bardzo mądrym i wartościowym człowiekiem jak ma taką mądrą mamę. Już się kiedyś zastanawiałam nad tym czy los jest tak okrutny czasami dla nas czy jest w tym wszystkim co przechodzimy jakiś głębszy sens. Gdyby nam wszystko łatwo przychodziło czy potrafili byśmy to docenić? … NIE. Tak samo jak jest z dziećmi teraz. Dostają dużo prezentów i nie doceniają niczego często. Kiedyś każda pierdoła cieszyła. Nawet jak się czekoladę dostało od cioci. A teraz jak ciocia da czekoladę „tylko” krzywo patrzą i dzieci i rodzice. Wyrastają mali materialiści, którzy sądzą , że wszystko im się należy i wszystko przychodzi łatwo. W konsekwencji niczym się nie cieszą. Może po to nas to spotyka żebyśmy sami my rodzice docenili co mamy i później uczyli tego dzieci, wychowywali je na mądrych, pokornych i PRAWDZIWYCH ludzi;)
Oj Lucy, jaką Ty masz 100% rację co do dzieci i czekolady od cioci. Moje dzieciaki może i krzywo nie patrzą na taki prezent, ale z pewnością nie cieszą się tak jak my kiedyś. Czekolady, słodycze, nawet niektóre zabawki potrafią tygodniami leżeć w ich pokoju nierozpakowane….Tak jak napisałaś – wszystko przychodzi tak łatwo, za łatwo. Na razie jeszcze mały Michaś zbiera każdy śmieć z podłogi i cieszy się wszystkim. Bardzo bym chciała tak jak napisałaś wychować ich „na mądrych, pokornych i PRAWDZIWYCH ludzi;)” czego i oczywiście Tobie życzę. Tymczasem pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, a córunię ukołysz ode mnie w brzuchu i może potraktuj czymś słodkim 🙂
P.S. Mnie też tak jak Ciebie bardzo poruszyło zachowanie lekarza który zadzwonił do Izy. Też jestem w szoku, bo taki gest to naprawdę rzadkość.
Pamiętam jak kiedyś dostałam wymarzonego misia pod choinkę. Rany jak ja się cieszyłam. Wszędzie z nim łaziłam. Taki, że jak się nacisnęło na rękę to chwilę nagrywał. Do dziś go mam:D A teraz właśnie dzieci tak robią jak napisałaś, że to leży nie rozpakowane. No chyba, że droga gra czy coś. Smutne, że mali ludzie teraz wyrastają na tych płytkich materialistów i mam zamiar wyplewić to w moich dzieciach. Nawet takimi mądrymi bajeczkami i tłumaczeniem. 6, 5 roku czekałam na małe moje i nie chce wychować snoba;)
Kołysze malutką, ale w ogóle dzisiaj chyba cały dzień śpi a ja juz oczywiście się martwię, ze coś nie teges eh… taki nasz żywot, że się musimy ciągle martwić;) Pójdziemy wszystkie prościutko do nieba:D
Ty czujesz już wyraźnie ruchy? Ja w 20 tyg. z Laurą prawie nic nie czułam, czasem łaskotanie. Zresztą w ogóle prawie jej nie czułam. Na wierzchu jeszcze jej nie było czuć, w środku delikatnie.
Asia, ja Cię po prostu kocham. Nie dość, że w całej Twojej historii doświadczania szczęścia zmieszanego ze strachem o utratę , znajdujesz czas, aby mówić innym dobre rzeczy, to jeszcze zawsze trafiasz w punkt.
Tak, można się zastanowić, czy chcemy doceniać każdy dzień rozumiejąc możliwość utracenia tego, czy też po prostu brać szczęście jak kromkę chleba, zwyczajnie, bez poczucia niezwykłości.
Kim będziemy na starość ze swoim doświadczeniem?
niestety , nie jestem pewna, czy majac wybór, byłabym tak hojna dla 'możliwości poznawczych’.
Patrzę czasem na takie kretynki (mam w pracy przynajmniej trzy), wiecznie roześmiane, beztrosko naiwnie radosne, złoszczę się na nie, ale po ciuchu jestem zazdrosna. Im ten uśmiech nie zejdzie z twarzy do śmierci.
Fragment o króliku, który uzupełniłaś, wart dopisania. Warto, warto walczyć.
Też cichutko zazdroszczę ludziom, którzy nie dźwigając swojego ciężkiego krzyża beztrosko sie śmieją. Też tak chcę!!!! Mam nadzieję, że dzidzia pomoże do końca wybrnąć z depresji i już nie będę chodziła smutna.
Tylko wiesz Iza, że takie szczęście jest czasem pozorne, a w środku serducho pęka. Nie wiadomo jak jest u nich. Może spaść i na nie jakiś cios (czego nikomu nie życzę) i czy one sobie z tym poradzą? Może niektórzy są za głupi na nieszczęścia?? Też mam wrażenie, że te moje koleżanki co nie są zbytnio inteligentne wiecznie mają uśmiech na gębce 🙂 a później sobie myślę, że to może ja głupia jestem, że się tak wszystkim przejmuję. Suma sumarum one wyglądają na szczęśliwsze;)
Iza, Lucy – a ja tym „kretynkom” nie zazdroszczę, bo jest duża różnica między prawdziwym szczęściem a powierzchownym cieszeniem się. Między radością a przyjemnością. Te powierzchowne uczucia łatwo przychodzą i są bardzo widoczne, ale są też zupełnie nietrwałe.
Myślę, że prawdziwe szczęście na starość czy na wypadek nieszczęść pozostanie dokładnie tym samym, a powierzchowne cieszenie przerodzi się albo w niezrozumiały grymas albo gdy człowiek odczuje jego brak przejdzie w rozczarowanie i zgorzkniałość.
Ja nie mówię, że prawdziwy człowiek nie może być smutny – jak najbardziej może. Smutny, ale nie zgorzkniały. Tu jest zasadnicza różnica.
Iza napisałaś „nie jestem pewna, czy mając wybór, byłabym tak hojna dla ‚możliwości poznawczych’. ”
– ja też napisałam to samo tylko innymi słowami. Cóż, nie mamy wyboru…
Ups, Iza…obawiam sie ze gdybys poznała mnie w realu bez mojej historii, nie wpadlabys na to ze niepłodność mnie przygniata. W sytuacjach formalnych, spolecznych, zawodowych, wszedzie tam gdzie nikt nie wie co trapi królika, jestem bardzo roześmianych człowiekiem. W pracy dzieki mnie i koleżance słyniemy jako najbardziej wesoły,życzliwy i uśmiechnięty dział. Moja kuzynka ojciec alkoholik potrafił uderzyc,matkę systematycznie.nue miala fajnego dzieciństwa a w szkole wszyscy myśleli ze jest super szczęśliwym dzieckiem bo zawsze taka usmiechnieta. Uśmiech to czasem maska a czasem sposob bycia zeby choc troche odczarowac ta smutna rzeczywistość.
Margarika, ok, ale nie uwierzę, że jesteś przy tym beztrosko naiwna, ja te laski wspomniane.
Przepraszam, jeśli mogłaś poczuć się urażona, ale naprawdę czasami ludzie mają takiego cielaka w oczach, że trudno pomyśleć, że kryje się za tym coś więcej…
Jesteś zbyt doswiadczona, to chyba da się wyczuć nawet przez śmiech…
Nie no oczywiscir, czasem wieje pustka juz daleka.chodzilo mi o to ze często za tym uśmiechem i pozorna pogoda ducha kryją sie wielkie tragedie. O większości samobójców nikt by przed tym faktem nie pomyślał nawet ze tam jakis problem jest. Chodzi mi o to, ze za uśmiechem jest czasem wielki bol. I troche o to, ze z uśmiechem nam do twarzy. Ze,choc to trudne, moze warto uśmiechać sie mimo wszystko, czarować rzeczywistosc-moze w koncu sie przystosuje i faktycznie bedzie dawac powody do radosci;) a moze sie myle? Moze lepiej byc jawnie smutnym gdy w sercu smutno…kazdy ma swoj sposob. Iza, tak na marginesie. Ja z braku czasu w zasadzie tylko w tel.czytam bloga i pisze, a to drugie to duze wyzwanie;) w wolnej chwili napisze Ci o tej zmianie pracy plus moja historie, jak tylko usiądę przy komputerze z prawdziwa klawiatura;)zpiszac z telefonu mozna sie nerwicy nabawic:/ zaglądam w kazdejmozliwej chwili i jestem z Toba! Jesli tylko Asia sie zgodzi to oczywiscie mozesz dac jej mojego maila czy tezmnie jej:) przytulam Kroliczka!
Króliczku będziesz miała swoje króliczątka:* Tak!!! In vitro się udaje. Mam dowód w brzuchu;) Ma dowód moja szwagierka w postaci 6 letniego broja o którego walczyła prawie 10 lat i tyle transferów, poronień, że sama się pogubiła ile to było bo nie chciała tego zapisywać. To ta z wysokim NK, której się udało donosić malucha po wykryciu tego przy podejściu do in vitro nr 5. Także ja wiem, że wszystko jest możliwe. Dlatego ja tak bardzo wierzyłam, że nam się uda i że uda się też Tobie. Twój motylek się pogubił, ale następny się zagnieździ tam gdzie trzeba;* A czy to możliwe, że maluszek się zabunkrował w tej bliźnie po scretchingu (nie wiem czy dobrze pisze) endometrium??
Fajnie, że trafiłaś na taką pielęgniarkę. Rozumiem, że ludzie którzy cierpią przez niepłodność albo poronienia nie lubią być głaskani przez ludzi, którzy nie mają pojęcia co czujemy. JA nie lubiłam być głaskana. Nawet jak to była mama, bo tak naprawdę nie wiedziała co się dzieje we mnie. Bliscy nawet jak miałam głęboką depresję nie mogli wyjść ze zdziwienia dlaczego ja się tak załamuję? Przecież „młoda” jestem, wszystko przede mną, żebym nie przesadzała i mówili mi czasami co mam czuć itd itp Wolałam wpis na forum o niepłodności dziewczyn „Przykro mi. Wiem co czujesz” i wiedziałam, że one wiedzą. Im się pozwalałam głaskać, ale bliskich odrzuciłam z powyższych powodów.
Izunia, ale czasami pozwól się pogłaskać, ale tylko tym których nie trzeba przekonywać jak do doopy się czujesz:* Szczęśliwego rozwiązania cokolwiek miało by to znaczyć:*
acha a Twój lekarz to aż mnie wzruszył. Szok. Kochany:)
Lucy, to in vitro też się udało. I to bardzo dobrze. Nie biorę luteiny, a wszystko nadal rośnie. Cp to już inna historia przecież.
Zarodek nie mógł zagnieździć się w bliźnie, tak na logikę, bo blizna była zrobiona w macicy. Jak to mój mąż dziś powiedzial, wybrał sobie większą bliznę. Ale tego tak naprawdę teraz nie wiemy i nie wiem, czy się dowiemy.
Grunt, że Twoja ciąża rozwija się prawidłowo, mnie też się kiedyś uda.
Jak dobrze, jak tutaj rozumiecie o co chodzi z tym niegłaskaniem…
No fakt Tobie tez się udało:) Maluszek za daleko zawędrował chyba wędrowniczek motylek malutki. Mam nadzieję, że jutro się wszystko wyjaśni. Będę czekała z niecierpliwością na wieści:*
Izuś, potwierdzasz empirycznie, to co po cichu mówiłam. Progesteron w wielu przypadkach dają nam jako placebo. Nie zaszkodzi, a zdesperowana kobieta (głupia baba) sobie pobierze i będzie się czuła zaopiekowana. Jeśli nie ma niedoboru to szpikowanie się progesteronem nic nie zmienia.
tak bardzo mi przykro 🙁 nie wyobrażam sobie przez co musisz przechodzić… dla mnie tragedią jest negatywny test ciążowy co miesiąc… ale Ty – jesteś mega dzielną i silną kobietą.
Nie zrozum mnie źle.. ale jak czytam Twoje historie i przeżycia to podjęłam decyzję, że absolutnie nie podejdę do in-vitro. Ja nie mam tak silnej psychiki jak Ty i to by mnie zniszczyło. Myśleliśmy z mężem ostatnio „co dalej”.. ale jak tu weszłam to podjęłam decyzję. W poniedziałek idziemy do Ośrodka Adopcyjnego, chcę rozpocząć kwalifikacje…
Trzymaj się dzielnie.
M.
ALe czemu chcesz się poddać? Nie sugeruj się jednym przypadkiem Izy. Mnie się udało 1 in vitro;) teraz mam w brzuszku malutką dziewczynkę, która ma 20 tygodni. To, że chcecie adoptować też jest ok i chwali Wam się, ale czy kiedyś nie będziesz sobie w brodę pluła, że nie spróbowałaś? Może warto choć raz spróbować? JA psychicznie przygotowałam się na więcej iż 1 próbę, a tu niespodzianka:) Nie poddawaj się tak łatwo
Lucy – czy także masz endometrioze? Tak jak ja i Iza?
W tej decyzji chodzi mi o połączenie tych dwóch rzeczy – invitro i endometriozy…
A to nie wiedziałam, że masz endometriozę :/
U mnie jest podejrzenie ze względu na koszmarnie bolesne miesiączki, no i 6,5 roku bezowocnych strań ale na szczęście nie zdążyłam tego sprawdzić.
CHoć od roku udzielam się na forum staraniowym i dziewczynom się udawało. Jedna była nawet z endo IV stopnia i PCO plus Hashimoto. Ostatnio urodziła Kacperka;) Udało jej się przy 2 podejściu do in vitro i 4 transferze. Nadzieja jest zawsze, ale to faktycznie ciężka droga i jeżeli nie czujesz się na siłach to nie ma co sie zmuszać;) Jakby nie było życzę CI szczęścia czy z tym urodzonym osobiście czy adoptowanym maluszkiem:) Czytałam w tamtym roku blog dziewczyny, która adoptowała właśnie i od momentu trafienia malucha do nich blog tak bił szczęściem, ze az miło się czytało:) My też nie wykluczaliśmy adopcji i nadal nie wykluczamy, bo jak zlikwidują program a nie uda się z 2 zarodkami które mamy to nie wykluczamy adopcji drugiego dzidzia:)
Pozdrawiam;*
Narathiel, a ja Cię rozumiem.
Okropnie mi przykro, że nie okazalam się wsparciem, a straszakiem 🙁 Naprawdę, bardzo chialam, żeby to był krótki blog z happy endem. Zrobił sie przydługi już. I pełen zasadzek.
Ale rozumiem, że bierzesz pod uwagę wszystkie za i przeciw. Adopcja to jest piękna sprawa i jestem jej coraz bliżej.
Smutno mi, że jestem przyczynkiem do podjęcia ostatecznej decyzji 🙁 Z drugiej strony, jesteś całkowicie świadoma, ile masz własnych sił i energii. Może lepiej je poświęcić na adopopcję, mieć młodsze dziecko. Gdybym wiedziała 2 lata temu, że u mnie tak się podzieje, pewnie bym się w to nie pakowała.
Też zastanawiamy się, kiedy przestać. Żebyśmy nie byli za starzy i na in vitro i na adopcję.
Tylko ja wiem, że jeśli przestanę teraz, nigdy sobie tego nie wybaczę. Ja jeszcze trochę…
Narathiel, jeśli coś Ci to pomoże – wspieram Cie w Twojej trudnej decyzji, kibicuję i wiem, że to zrobisz. Gratuluję. Bo to trudne.
Ja też wobec Ciebie Iza mam ogromny szacunek i podziw. Jesteś mega silna.
Z narathiel mogę sobie podać rękę – ostatni negatywny test opłakiwałam chyba 2 dni. I zamknęłam się wtedy niczym żółwik w swojej skorupce. Niczym ślimak. Który tknięty w czółki od razu chowa się do skorupki. Bez kija nie podchodź. A najlepiej w ogóle nie podchodź.
I zastanawiałam się, jak Ty to robisz.
I mam nadzieję, że Tobie się w końcu uda. Że będziesz mogła powiedzieć „trzeba być cierpliwym, wytrwałym a marzenia się spełnią”.
Iza, Narathiel – a nie myślałyście, żeby podjąć kroki do adopcji, ale nadal próbować z in vitro? Jedno z drugim się nie wyklucza. A przy dzieciach miłość się mnoży 🙂
Nie jestem w takiej sytuacji, ale może w ten deseń?
Asti, najchetniej jednoczesnie staralabym sie i in vitro i adopcje, ale tu sie dopiero boje, ze sie wyloze. Za duzo emocji kosztuja obie rzeczy.
Nie wiem, czy w naszym systemie prawnym możliwe jest i staranie się o adopcję i o leczenie.
Gdzieś na tych blogach adopcyjnych obiło mi się o uszy, że aby rozpocząć kurs trzeba być pogodzonym ze swoją niepłodnością. Głupie to dla mnie, ale z drugiej strony jednak część par traktuje adopcję tylko jako wyjście w braku dzieci i przerywają szkolenia w wypadku ciąży. A miejsca się blokują.
Za to czytałam kiedyś na Onecie o kobiecie, która długo nie mogła mieć dzieci. Kilka transferów nie wyszło, chyba nawet poroniła ze dwa razy. Wystąpiła o adopcję i dostała małe dziecko. Ale miała jeszcze dwa zarodki i chciała je wykorzystać. Jeden oddała surogatce, która zaszła w ciąże. Kiedy dowiedziała się, że u surogatki się udało, ostatni zarodek wzięła dla siebie, żeby już nie zostawiać. I o dziwo też zaszła w ciążę i donosiła. Urodziły w odstępie dwóch dni – prawie bliźniaki. 🙂
I tak niepłodna kobieta nagle obudziła się z trójką małych dzieci. 🙂
Nawet ja pisalam kiedyś, że trzeba zakończyć leczenie. Byłam w ośrodku i takie mam wiadomości stamtąd, ale miże wystarczy tylko deklaracja, że się zakończyło?
Ile wy lat jesteście po ślubie?
Na rozpoczęcie kursu też się chyba koło roku czeka, może można stanąć w kolejkę?
No właśnie, najbardziej szkoda własnych emocji. I ta niewiedza, czy człowiek w ogóle da radę przebrnąć psychicznie.
Wszystko co by się działo, byłoby mnożone przez 2…
Dajesz sobie jakiś limit czasowy na in vitro?
Jesteśmy chyba w tym samym wieku.
Jeszcze jest trochę czasu na działanie.
Nie wiem, jakie są ograniczenia, jesli chce się adoptować maluszka.
Z tego co wiem, to trzeba być małżeństwem od 5 lat w momencie zgłaszania się, jakby to gwarantowało stabilność rodziny. I między rodzicami, a przyszłym dzieckiem ma nie być więcej niż 40 lat różnicy. Czyli czekając za długo, traci się szansę na niemowlaka. Facetów chyba trochę ulgowo traktują, zresztą tak jak przy ivf.
Zresztą wy jeszcze małolaty jesteście, z 5 lat możecie próbować (oczywiście nie życzę takiej konieczności), o ile psychika to zniesie. I kieszeń, jeśli program się skończy/wyczerpie.
Ja to jest – prawo do 3 cykli ma każdy kto zacznie ten program, nawet w grudniu 2016, czy do końca 2016 trzeba się zmieścić ze wszystkimi próbami?
Wężon z tego co mi wiadomo to program trwa do końca czerwca 2016. Do tego czasu mam w umowie mrożenie zarodków za darmo. Od lipca trzeba opłacić już z własnej kieszeni przechowywanie, więc procedury też będą się kończyć w czerwcu.
Iza,
moim zdaniem absolutnie nie powinnaś czuć się winna, nie jesteś straszakiem. Twój blog jest dowodem na to, że ivf nie daje żadnych gwarancji, że się uda, pokazuje, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Choć naczytałam się o tym wszedzie, po 1 transferze byłam święcie przekonana, że się udało.. myślałam tak przez 11 dni…
jednocześnie ivf pokazuje jak cholernie silne są kobiety walczące z niepłodnością. W życiu bym nie pomyślała, że możemy być tak zdeterminowane, że zaliczając największe życiowe doły, raniąc się przy tym i tłukąc, będziemy otrzepywać kolana, ocierać pot, krew i łzy – i przeć ciągle do przodu.
I o tym jest ten blog.
:*
Spokojnej nocy króliczku :* pewnie jutro bedzie intensywny dzień, wiec przesyłam tyle wsparcia ile tylko mogę!
Izuniu,
przeczytałam całego Twojego bloga jednym tchem dzisiejszego popołudnia.
Twoje wpisy to tak jakbym czytała samą siebie, swoje odczucia, myśli, wkur…nie, żal i bezsilność.
Strasznie mi przykro, że jesteś teraz tu gdzie jesteś, że tak się wszystko układa.
Rozumiem. I czuję całą sobą Twój ból.
W sierpniu ubiegłego roku straciłam drugą ciążę, już drugą w 5 letniej walce o dziecko, przeplataną kilkoma operacjami – zespół Ashermana i zarośnięta cała macica włącznie z szyjką.
Znam prawie wszystkie szpitale w mieście, zawsze jak gdzieś jeździmy z mężem to mi sie poszczególne historie – ZŁE – z nimi związane przypominają.
O walce z niepłodnością wiem chyba wszystko.
38 lat mojej wiary w Boga poszło w piach a ja cała jestem jedną wielką SKORUPĄ.
W ciąże zaszli już wszyscy znajomi – nawet Ci którzy już nie chcieli mieć więcej dzieci…ale teraz już nie reaguję na wiadomości o ciążach koleżanek płaczem i kolejną butelką wina. Przygotowuję się na perspektywę życia bez dzieci, coraz bardziej realną, przerażającą, ale w pewien sposób oswajaną przeze mnie krok po korku, powolutku. Z ostrożności, tak aby nie zapaść się w otchłań rozpaczy gdy stanę z tym faktem twarzą w twarz i innej opcji już mieć nie będę.
Czytając ostatnie Twoje wpisy strasznie się popłakałam.
Ostatni raz tak płakałam w sierpniu ubiegłego roku gdy straciłam moją 15 tygodniową córeczkę.
Jak sie ogarnę napiszę swoją historię na blogu.
Mocno Cię przytulam Izo. Jutro znowu będzie dzień, wstanie słońce, pewnie będzie mocno wiało. Życie toczy się dalej. Twoje, moje, i wszystkich dziewczyn walczących o swoje szczęście. Nigdy nie wiemy, na szczęście, co nam przyniesie 🙂
bilbao
Bilboa, będę czekała na Twoją historię. Jesteś pierwszą tu, która ma zespół ashermana, jak ja. Masz tyle lat co ja i taką samą stratę za sobą. Ja na początku marca, po radości po 1 ivf, od razu udanym, straciłam 15- tygodniowe bliźniaki.
Twoje ciąże były z ivf? Po czym zrobił ci się asherman? Z jakiego powodu straciłaś ciążę?
Bilbao, kochana wojowniczko weteranko, zaplakalam z Toba. Jak strasznie musi bolec strata 15-tygodniowej coreczki, nawet w ulamku tego doswiadczenia to jest za duzo 🙁
Mysle, ze mozesz nam napisac duzo waznych rzeczy. Jak sie spokojnie pogodzic z brakiem – ja tego jeszcze nie wiem. Mimo ze wlasnie trace druga ciaze w ciagu 8 miesiecy, juz czekam na kolejna probe. To tez jest chyba jakis defekt unyslu 😐
Sciskam Cie, dziekuje za Twoje slowa i czekam, jesli masz ochote i czas sie podzielic, na Twoja historie.
Bilbao, kochana
czytając Twój wpis ja też się popłakałam
u Izy na pewno znajdziesz pocieszenie i siłę
jak światełko w tunelu świeci Twoje ostatnie zdanie
jest taka piosenka o Bilbao, nie wiem czy znasz?
pochodzi z musicalu Happy End…
Izo, a propos doceniania, kołacze mi się po głowie cytat z mistrza i Małgorzaty. Zapisałam go sobie, jak czytaliśmy to w szkole. Teraz oczywiście nie pamiętam dokładnie.
Woland mówi, że ludzie są głupi, że próbują zniszczyć zło. Nie można zniszczyć każdego cienia. Jak moglibyśmy docenić słońce, gdyby nie było cieni. Czymże jest dobro, bez zła? Każda rzecz na ziemi ma swój cień. Aby zniszczyć cień, musielibyśmy zniszczyć każdą rzecz i istotę. Życie ciągle w pełnym blasku słońca byłoby nie do zniesienia.
Lubię to!
Wężon, dobry wieczór 🙂
Sorry, ale ja się troszkę nie zgodzę z tym „dobrem bez zła”.
Uważam, że dobro może sobie zupełnie spokojnie istnieć bez zła. Natomiast zło nie może istnieć bez dobra. Zło wyrządza szkody niszcząc dobro którego jest mniej. Jakby zło zniszczyło całe dobro, to wtedy nie zostałoby już nic – ani dobro ani zło, bo zło nie mogłoby uczynić już żadnej szkody. A jeśli ją dalej czyni to dlatego, że ciągle jest dobro. Zło polega na tym, że pozbawia dobra. Samo jest niczym.
„Czymże jest zło, bez dobra?” To brzmi wg mnie o niebo optymistyczniej 🙂
P.S. A ten Woland to kłamczuch jak na diabła przystało. Żeby zniszczyć cień wystarczy zgasić światło.
W sumie ten cień to tak jak zło – nie może istnieć bez światła.
Dziewczyny. Ja napisze o Was ksiazke. Problemy nie wyzwalaja w Was rozpaczy tylko sily tworcze. Wy jestescie Slonce.
Gdyby Mickiewicz nie dostał kosza, to może by miał 7 dzieci i pisał cokolwiek, żeby je utrzymać (nomen omen) i nie byłoby wielkich dzieł. 😉
Większość dzieł pochodzi z nieszczęścia i bólu.
Szczęście po prostu przeżywamy, w rozpaczy się babrzemy.
Wszyscy w końcu urodziliśmy się w bólach.
Maturę pisałam na temat: Cierpienie w literaturze i sztuce i musiałam połowę pomysłów wyrzucić, żeby zmieścić się w czasie. Pierwszy i ostatni raz w życiu napisałam długie wypracowanie.
Dam tylko znać, że jestem- myślami,przy Tobie i mocno trzymam kciuki za spokój, którego Ci życzę, zresztą wiesz… Czekam na wieści jutro. Ps. U mnie bez zmian (piszę bo miałam Ci dawać znać)
A i sobie jeszcze zapomniałam: na mnie kochana jak się po szpitalach tułałam i po lekarzach z tą moją betą, to patrzyli na początku zaciekawieni, potem słyszałam dialog w stylu: „-ta przyjechała z ciążą z in vitro,.-Aha…, i krwawi? „, a potem już unikali mojego wzroku, nawet na mnie nie patrzyli. Dobrze, że w końcu wchodziłam do gabinetu moje dr, która i pogłaskała (bo czasem tego potrzebowałam) i w głowie poukładała, gdy trzeba było.
KassWarz dzieki ze jestes i piszesz. Ja zdecydowanie teraz mam niedosyt wiesci od Was, bo moje wlasne mnie irytuja.
Swoj dobry gin to swietosc 🙂
Iza nie potrafię tak pięknie pisać jak Ty… Więc napiszę prosto: Jestem z Tobą, będę jutro i pojutrze… Zaczynam i kończę z Tobą dzień, niesamowite to… I jeszcze tak blisko jestes.
Ewelka, dla mnie niesamowite jak obce sobie kobiety pomagaja sobie nawzajem. Bezinteresownie i szzerze. Dziekuje :-*
Dobra zaczęłam czyhanie na wiadomość co i jak;D
Ja też czekam 🙂 mam nadzieję, że dzisiaj coś się już wyjaśni…czytałam o tym Dębskim…wygląda na profesjonalistę i bardzo doświadczonego lekarza.
Też już czekam. Trzymam kciuki za szybkie wyjaśnienie sytuacji.
też przebieram nogami
Kochane Czekaczki. To szpital i jest poniedzialek rano, czekajcie wolniej. W ciagu najblizszych godzin mam miec USG. Wtedy cos powiedza.
Dobra czekam wolniej heheh 🙂
Iza kochana, cały czas myślę jak przemycić Tobie obiecaną czekoladę:D
Nie włączałam się w week w dyskusje, ale byłam tutaj i myślę o Tobie nieustanie czekając na wieści.
Buziaki!
Ania
ps. Oglądałyście wczorajszą debatę?
Tak Aniu, z grubsza oglądałam.
Najbardziej „podobała” mi się wypowiedź, że mrożenie zarodków godzi w godność ludzką i szacunek do życia i jest niezgodne z konstytucyjną zasadą prawa do życia.
Z tym się nie da polemizować.
Widzę, że Ty jeszcze w dwupaku. Jesteś już tuż przed metą. 🙂
Oglądałam, spać potem nie mogłam. Ten tekst o kamienowaniu kobiet podchodzących do in vitro…
ALe Duda to jakoś tak pokrętnie odpowiadał. Unikał odpowiedzi co on sądzi w końcu na temat in vitro. Mam wrażenie, ze jemu aż tak nie przeszkadza in vitro, ale musi walczyć o głosy mocherów i tych świętych co latają do kościoła co niedziela a bliźniego nie potrafią zrozumieć i plują jadem:/
Dla mnie odpowiedział jednoznacznie negatywnie. Pokrętnie wymigał się z kwestii kar – ale z tego już wcześniej się wycofał.
Co do tego, że cała procedura jest niemoralna i nieludzka Duda nie ma wątpliwości.
Zgadzam się z Wężon. On stwierdził nawet, że każdy ma prawo do własnych poglądów, jak go zapytali o tę jego asystentkę, która uważa, że powinno się nas kamienować. I to odwoływanie się do papieża… Żenada!!! Jak on wygra, to program rządowy zniknie, jestem tego coraz bardziej pewna 🙁
To jest bardziej niż pewne ze nie bedzie programu, ja się obawiam że w ogóle nie pozwolą tego legalnie robić. Stawiają to na równi z aborcją. Żenada. Duda podpisał dokument ze zarodki będą obowiązkowo oddawane do adopcji po 2 latach mrozenia. Jak to możliwe że on ma decydować kiedy będę miała 2 czy 3 dziecko? I czy w ogóle będę miała pierwsze. To ta sama osoba, która powołuje się na Konstytucję?
Ta wypowiedz Dudy na pytanie Jak pan ma odwagę w ten sposób traktować ludzkie nieszczęście, jakim jest brak dziecka czysta żenada, wtrącił niezgodność z konstytucją, nauki Papieża, namącił w głowach tych co się nie znają i jeszcze dodał że on też jest rodzicem … jak by tym rodzicem chciał być a nie mógł, to by zmienił się jego światopogląd. Po wypowiedzi Bronka. przykładem jest sprawa in vitro, jeśli się sięga po kodeks karny zamiast odwołać się do sumienia to trudno mówić o zgodzie… zeszkliły mi się oczy. Generalnie masakra spać też nie mogłam, z wrażenia wymieniłam kilka smsów ze swoim lekarzem apropos debaty …
A tak w ogóle wczesniej mówił o szanowaniu ludzi i ich poglądów itd itp a ja się pytam czy on szanuje moje cierpienie i to, ze chcę być matką? Dać życie a nie zabić? Ignorant jak dla mnie.
A niedawno się chwalił, że córka to owoc nocy poślubnej. To co może taki wiedzieć o długoletnich staraniach, nerwach, płaczu i bólu z tego powodu? Fajnie pluć jadem na ludzi i umoralniać jak kogoś problem nie dotyczy
ja w dwupaki, wód mam 5,3 (norma od 5-20) kontrolujemy ale myślę że w tym tygodniu już się rozpakuję nie ma na co czekać. Piję ponad 3l wody i puchnę jak zawodnik sumo:(
Ja mam zawsze jakieś przygody. W niedzielę miałam w mojej sali włamanie – koleś dobrał się do skrzynki szpitalnej tv.
Nie pytajcie nawet, za dużo opowiadania- dość powiedzieć, że weszłam z mężem w ostatniej chwili do pokoju. Moje rzeczy mam wszystkie. TV nie tykam, poza poświadczeniem do protokołu położnych o włamaniu.
Takie rzeczy się tu dzieją…
E, nie chcę wolniej. Czekanie zawsze mnie denerwowało.
Skoro nie zajmują się Tobą od samego rana, to nie jesteś ciężkim przypadkiem i nie grozi Ci niebezpieczeństwo.
Ja teraz to miałam pobieraną krew przed 7 rano, żeby na obchód po 9 mieli już wyniki. A na USG brali mnie zaraz z obchodu.
Mnie na kłucie obudzili o 6 rano, ale na USG siedziałam w mega kolejce od 9.30 do 12.30.
Już napisałam kolejny odcinek, więc tu nie wchodzę w szczegóły.
Iza — Miałaś już to USG? Kiedy testują Ci znowu betę? Strasznie Ci Twoi lekarze nastawiają naszą cierpliwość na próbę – sprawdzam bloga kilka razy dziennie czekając na wieści.
Nie mogę się doczekać Twojego foto dziennika diety szpitalnej. 🙂
Misiu kochana, już się częściowo wyjaśniło, beta nie rośnie prawie wcale, zarodka brak. Nowy post zrobiłam.
Lekarze tak specjalnie zrobili, opłaciłam ich, bo chciałam mieć dużo wejść na bloga…
Zadziałało! 🙂
A foto dziennik ze szpitalnym menu jest opóźniony, bo kłopot tu z internetem, głównie udaje mi się tylko cos napisać.
i znow siedze na korytarzu przed terapia i czytam twoje slowa ktore trafiaja w samo serce. Kroliczku tez bym chciala cie przytulic mocno wiec wirtualnie cie sciskam najmocniej jak moge!!! Jestem nawet jesli nic jie pisze zagladam pare razy dziennie. Mam nadzieje ze dzis juz wiesz wiecej. Pozdrawiam
Bo my Ewelinko mamy podobne serca.
Iza, mam nadzieję, że kończy się ta twoja niepewność i zapadają już jakieś decyzje.
Trafne porównanie do Królika. Ja siebie bardziej widziałam jako jeża, z kolcami. A i wszyscy wokół zaczęli mnie tak traktować.
Jeżyku kochany, bo my jesteśmy jeżami. Tylko w szpitalu personel wie, co mam w brzuchu, więc widzą królika.
podoba mi się