Kriotransfer – projekcja. Za siódmym razem stać mnie na to

Kriotransfer jutro o 12.

Nie będzie korków. Wyjedziemy o 11, to wystarczy. Będę piła w samochodzie wodę z butelki. Wezmę ze sobą tylko półlitrową butelkę, bo wiem, że jeśli zabiorę więcej, wypiję wszystko.

Na niewiele zda się racjonowanie płynów. I tak będę przebierać nogami w poczekalni, szukać pozycji i ukradkiem rozpinać guzik spodni, chyba, że pojadę w sukience. Wtedy będę rwać rajstopy w pasie.

Lekarz podejdzie po nas kilka minut po czasie. Zaprosi do sali zabiegowej.

Połączymy się z laboratorium. Obejrzymy zarodek na ekranie komputera. Będzie nam się podobał. Będzie nam się wydawał najładniejszy ze wszystkich.

Lekko wzruszona będę gapić się w monitor USG i przyglądać pęcherzykom powietrza, w których skryje się zarodek podczas transferu.  Mocno speszona będę walczyć z sobą, żeby okiełznać pęcherz. Potem zostawią nas na 10 minut samych, żebyśmy mogli cieszyć się tą chwilą i walczyć z pęcherzem bez obecności personelu kliniki.

Lekarz wróci po nas i po raz kolejny zaproponuje mi zwolnienie. Przypomnę mu:

– Jak przyniosę zwolnienie z tej kliniki, to długo nie popracuję.

A potem będzie inaczej niż zwykle.

Potem pognam do pracy. Może zdążę odgrzać racuchy od męża w mikrofali zanim wybije dzwon, a może wrócą ze mną w torebce do domu o 23. Trafią do lodówki i poczekają na lepszy czas, bo następnego dnia pobudka przed 5, żeby zdążyć do pracy again.

Nie będę miała kiedy napisać, że wszystko w porządku, że ładny, że już jest, że rośniemy. Będę chciała zwinąć się w szybko zasypiającą kulkę. Dlatego piszę już dziś – wszystko w porządku. Jest, rośniemy.

To będzie jutro.

A dziś o tym, co było.

Uszyłam to dla rocznej dziewczynki.

Nie sądziłam, że mam do niej serce większe niż do kwiatków na parapecie. Póki nie przykleiła mi się do nogi na powitanie. Właśnie mama wyciągnęła ją z wanny, a ona jeszcze mokra całym ciałem, małymi ramionami wtuliła mi się w nogę. Miałam lodowate dłonie, nie mogłam jej nawet przytulić, bo by mnie znienawidziła. Naciągnęłam rękawy na ręce, żeby nie zmarzła przeze mnie, podniosłam ją. Bliski śmiech. Policzki. Ciepło.

To uszyłam. Nigdy czegoś takiego małego nie robiłam. Niełatwo się odnaleźć w takich skraweczkach. Wyszło jak pidżama, więc dorobiłam koty. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mąż mówi, że to Yoda ze „Star Wars” 🙂

kot ok (2)

kot ok (4)

kot ok (1)

462 komentarze

  1. Izo. Wszystkimi palcami u rąk i stop trzymam kciuki za to żeby to byle TEN transfer. TEN udany siodmy transfer. Mój siodmy kriotransfer teraz mnie kopie po pecherzu czego Tobie tak bardzo życze…..
    Cóż wiecej:
    Keep calm and be pregnant.

    1. Powodzenia w walce wczoraj szukając informacji o hiperce dotarłam na Twój blog sama walcze trzymam kciuki ….
      Przeczytałam wszystko,dziś już wiem kto napisał artykuł ,który nerwowo czytałam czekając na wizyte …tak wiele siebie znajduje w Twych słowach …

      1. Ewela, walczysz z hiperką? Jesteś w domu czy w szpitalu? Po transferze? Jak się czujesz?

        Mam nadzieję, że znajdując tutaj wiele siebie – znajdujesz wiele dobrych rzeczy. Daj znać co u Ciebie!

  2. Wzruszyła mnie ta Yodowa piżamka i ten cudny opis sytuacji. Jutro jestem z Tobą myślami i sama ze sobą oczekując na powtórkę własnej szpitalnej bety. Ściskam kciuki!

  3. Kiedy zobaczyłam ta pizamke, pomyślałam że niedługo takie cuda będziesz szyć dla swojej córeczki 🙂
    Więc to dobry znak:-) trzymam kciuki i myślami dołączam Ci dobrej energii, a co 🙂

      1. Iza strasznie fajne te pantalonki i napewno beda sie podobaly nowej wlascicielce 🙂 Trzymam kciuki zeby maluszek zostal z toba na nudne 9mcy.
        Wezon co u Ciebie, ruszylo???
        Mala Aniu, tak mi przykro kochana :'( brak mi slow na ta nie sprawiedliwosc.
        Magda, gratuluje tlusciutkiej bety.
        U mnie brzuszek juz tak co jakis czas daje o sobie znac. Jutro bedzie juz 11 dzien od transferu tak ze czas chyba na bete. Nigdy w zyciu nie robilam bety najpierw, zazwyczaj byl sikaniec. Czas zrobic wyjatek od reguly( jak by to cos mialo zmienic 🙂 Pozdrawiam i trzymam kciuki za Was wszystkie 🙂

  4. Iza…to naprawdę jest Yoda 😀 😀 😀

    Boję się razem z Tobą… Bo to chyba zawsze jest obawa, że się znowu nie uda i obawa że się uda i wtedy obawa na jak długo i czy tym razem na zawsze… bardzo życzę Ci żebyś już opuściła nasze grono… nie chcemy Cie juz tu! 😉 powiedz to MU jak Wam go jutro pokażą :-*

    1. Eska, zabrzmi okrutnie, ale jakoś o strachu nie myślałam. Dopiero jak zaczęłam czytać komentarze, to przyszło mi do głowy, że strach może istnieć.
      Od dawna jadę na jałowym biegu w temacie strachu i oczekiwań.

      Ale miło mi, że uznałaś, że na mnie czas. Tylko że ja się z Wami bardzo zżyłam 🙂

  5. Iza zaciskam kciuki, wszystkie palce, również te u stóp… cała się spinam, żeby wygenerować trochę nadprogramowej energii i otuchy i przesłać je do Ciebie. Miałyśmy równolegle peszyć się naszymi półpełnymi pęcherzami, ale moje jajka potrzebowały jeszcze trochę czasu. Za to równolegle do Ciebie będę próbowała okiełznać głodowe burczenie w brzuchu, przed punkcją;) I lodowate stopy już po;) Obiecuję bardzo ciepło myśleć dziś o Tobie!
    P.S. „Pidżamka Yody” i okoliczności, które Cię zainspirowały do jej stworzenia, niezwykle ujmujące!

        1. Będzie zabieg kolejny raz. Termin już ustalony na 23 maja. To mięśniak podśluzówkowy,da się usunąć histeroskopowo, super, żadnych blizn ale i tak muszę czekać ok 3 miesięcy.

  6. Iza,i nadszedł TEN dzień. Życzę Ci najbardziej na świecie żebyś do swoich słów „wszystko w porządku, rośniemy” mogła dopisać: czekam na wynik bety. Pozytywna!
    Trzymam kciuki nie tylko dziś. A w piżamce się zakochałam 😉 .

  7. Iza zdolna jesteś niesłychanie:-) Całym sercem jestem z Tobą i trzymam kciuki za jutro.
    Ja dziś zrobiłam betę, wynik o 14. Ale czuję że coś jest nie tak… Pojawił mi się dziś taki brązowy upław. W ogóle czuję się jakby ta cholerna @ nadchodziła.
    Do wczoraj było ok a dziś jak na złość coś się dzieje, nie wiem czy dożyję do 14. I czekam co się będzie działo…. Czuję się jakbym stała obok siebie……

  8. Iza, bedziesz dobrą mamą.
    Niech różowa pidżamka na wietrze będzie zapowiedzią różowej fali w waszym domu.
    Uczuciowa, powodzenia na punkcji.
    Rutka, jak się czujesz?
    Mała Aniu, Magdo, kciuki za betę….
    Eska, ktory to miesiac i kto jest tym rozdajacym kopniaki?
    Weżonku, jak sprawy? Ruszyło coś? Do lekarza jutro? Robiłaś betę?

  9. Siódemka MUSI być szczęśliwa! A testować możesz trzynastego w piątek, jak lubisz przesądy 😉

    Wszystkie piszecie o pełnych pęcherzach na transfer, a w B. jak się spytałam, czy mam coś pić, to tylko się spytali „po co?” Co kraj, to obyczaj…

    1. Właśnie to samo myślałam Gaja:) mi nic nie kazali pić, nawet pozwolili zrobić siku tuż przed transferem. Nie mogłam tez zobaczyć żadnego z naszych zarodków, em nie mógł ze mną być w czasie transferu. Także co klinika to inne zwyczaje 🙂 wychodzę dziś ze szpitala,nie mam już wody w brzuchu. Czekam właśnie na wynik bety… nastawiona, że to było kolejne trudne doswiadczenie,że się nie uda, że wydaliśmy wszystkie oszczędności i musimy kombinować co zrobić, żeby zdobyć kasę na nast raz i jak to zrobić żeby ze mną znowu nie było na skraju…eh.

  10. Dzisiaj ważny dzień dla wielu z Was.
    Wszystkim czekającym na betę życzę, żeby obok Święta Flagi było to ich osobiste Święto Pozytywnej Bety. Wychodzi mi, że dzisiaj przynajmniej 5 dziewczyn powinno testować.
    Uczuciowa, dorodnych jaj życzę.
    Aniu, w szpitalu to szybko powinna być ta beta. Dawaj znać z wynikiem i jak się czujesz.
    Izabela UK, ból brzucha przeszedł?

    Izo, życzę szczęśliwej siódemki. Nieludzka jest ta Twoja praca, żeby przez tyle godzin nie mieć czasu zjeść, czy napisać paru słów na blogu. Życzę Ci, żebyś po wyniku bety nie musiała już tam chodzić. Test w piątek 13, to bardzo dobry pomysł. 🙂
    Komplecik super, trenuj, trenuj, przyda Ci się dla swojego. 🙂

    Ewelinaaa, jak minął tydzień? Nie swędzi Cię za bardzo?

    Bilbao, Olaola, gdzie jesteście ze sprawozdaniem z USG?

    Renata, ile zarodków zamrozili?

    Merda, kiedy transfer?

    Izabela, trzymasz się jeszcze w dwupaku? Komunia przygotowana?

    U mnie nic się nie dzieje, dlatego nie piszę. Wczoraj zastosowałam seks i gorącą kąpiel z hydromasażem i efekt tego taki, że przez noc i do teraz jest zupełnie czysto, nawet plamki. W ogóle do niczego poza plamieniami nie doszło. Co jest odrobina świeżej krwi, to po zmianie wkładki przez kilka godzin czysto. Jak widać, strasznie trudno jest poronić.
    Później zadzwonię i zapytam, o której najlepiej stawić się w szpitalu.
    Coś mi te ciąże nie odpuszczają. Nie może być za łatwo.

    1. Wezon swędzenie się utrzymuje najbardziej dręczy mnie nocami co doprowadza mnie do szewskiej pasji… w czwartek będę powtarzać próby i kwasy zolciowe. Wizyta 10 maja…
      Szkoda ze tak długo się meczylas i nic. Fakt poronic nie jest tak łatwo gdy macica chętnie zarodek gości i nie chce wypuścić. Oby leki pomogły

    2. Dzięki Wężon, już przebieram nóżkami:) Dam znać jak będę już po:)

      Jeśli skończy się na szpitalu jednak, to mam nadzieję, że chociaż ingerencja medyczna pomoże szybko zakończyć to Twoje czekanie.

    1. Ale kretyni, czy oni widzieli jakieś statystyki?
      Jeden zarodek i to jeszcze płatnie? Wszystkie kobiety seksu im powinny odmawiać.
      Przecież ilu z nas tutaj z 6-8 początkowych zarodków wychodzi jedna szansa. A co przy jednym? Jeśli nawet nie dotrwa do blastocyty, to zmarnowane zdrowie i kupa kasy, dla nawet najmniejszej szansy.
      No i stymulacja po każdym transferze – to zabójstwo. Ilu z nas udało się tu za 5,6,7 razem – wyobrażacie sobie, że byłoby to 7 stymulacji?
      Izo, wyobrażasz sobie, że teraz byłabyś po 7 stymulacji?

      BARBARZYŃSTWO!!

      1. Każda stymulacja przy niskim AMH powoduje jego obniżenie.
        Każda stymulacja zwiększa ryzyko rozwoju raka piersi.
        Każda stymulacja to ryzyko przechodzenia tego, co teraz ćwiczy Mała Ania.
        Co za idioci…

        1. Gaju i jeszcze takie rzeczy piszą w komentarzach, naprawdę powinno ich to spotkać, to by się dowiedzieli, jaka jest szansa na ciążę z 1 zapładnianej komórki:

          „Niech dziewczyny zaczna sie szanować a nie puszczać sie na hektary już w wieku kilkunastu lat a przy tym stosuja antykoncepcje.Potem larum,że nie moga mieć dzieci.Brawo Panie Kukiz tak trzymać,żadnego in vitro.”

          „Ciekawe komu służy tworzenie większej ilości zarodków na zapas. Niech tworzą jeden a dopiero później kolejny, jeżeli zajdzie taka potrzeba.” – Ciekawe z czego idioto.

          „Polskie dzieci czekaja na miłość w domach dziecka, w hospicjach i pazernych rodzinach zastępczych a wy chcecie sie bawić w Boga???? Ile „nieudanych” dzieci trafi na śmietnik???” – Zwłaszcza wzięcie dziecka z hospicjum to rozwiązanie dla niepłodnych. Pomijając fakt, że większość dzieci w hospicjach ma kochających rodziców.

          „Większość ludzi domagających się in vitro to osoby, dla których najpierw ważna była kariera a jak już się okazało, że nie mogą mieć dzieci, to nagle lament. Tak naprawdę tych rzeczywiście poszkodowanych przez los jest bardzo mało.” – Zapraszam na blogi niepłodnościowe.

          „Jak robiły karierę, to niech płacą. Dzieci się ma góra do 30 lat. In vitro tylko dla małżeństw do 30 lat.”

          „jak się najpierw 20 lat stosuję antykoncepcję a potem płacze że ciężko zajść to można mieć do siebie tylko pretensje, a z invitro wiele chorych dzieci się rodzi. Dobra ustawa popieram!”

          Widać, jak ludzie nie mają najmniejszego pojęcia, ale są przeciw na wszelki wypadek.

          1. Nie mam zakaz robienia jakichkolwiek testów, tylko beta w środę 🙂 ale jak powiedziałam mężowi że dziewczyny dziś testują to zapytał a My czemu nie dziś? A no tak obiecałaś pani Monice 🙂

        2. Każdy Polak zna się przecież na leczeniu, a więc i na in vitro też.
          Ja mam tylko nadzieję, że problem in vitro jest na tyle „niszowy” , że nie będzie się im chciało tym zajmować.

          A jak słyszę o adopcji… Tak… Ciekawe, co mieliby dla nas w ośrodku to zaproponowania. 40stka na karku, brak ślubu (można by ew. załatwić papier), brak 5-letniego „pożycia”… Przykro mi, ale nie czuję się na siłach zająć 10-latkiem z problemami…

  11. Iza, zaciskam wszystko co można za powodzenie tego transferu,wszystkie 40 paluszków u rąk i stóp zaciśnięte 🙂

    Dziewczyny testujące, powodzenia, niech beta Was pozytywnie zaskoczy.

    Wężon, widać, że Twój organizm chodzi własnymi drogami, i pobożne życzenia ma gdzieś…Z jednej strony to dobrze bo to znaczy, że jak już coś zaskoczy to trzyma, z drugiej no niekoniecznie. U mnie w pierwszej ciąży było identycznie, prawie 4tg chodziłam i nic, nawet kropelka się sama nie pojawiła. Ale po lekach to już szybko ruszyło. Trzymam kciuki żeby szybko poszło i żebyś mogła wyrwać się w końcu z tego zawieszenia.

    U mnie/u nas OK 🙂
    przeczucia przed badaniem były dobre ale stres i tak ogromny, tętno miałam chyba ze 200, M. jak zwykle został w aucie bo to dla niego zbyt duże przeżycie.
    Wszystko git, Bąbel zdrowy i duży ( to po tacie) , szyjka zamknięta i trzyma jak należy, łożysko podniosło się już z szyjki i jest 3 cm nad nią wiec ryzyko przodowania wyeliminowane.
    Uff, teraz byleby jeszcze te kilkanaście tygodni przetrwać.

    1. Bbilbao, super! Weź teraz oddech. Będzie z czasem spokojniej. Nie całkiem chill ( tak to se ne da u nas:), ale lepiej. Troszkę się rozluźnij.
      Co do Kukiza, to stary pi…l, który lał na wszystko jak był pankiem i lał tanie napitki w gardło a teraz proszę: wzorcowy konserwatysta, wchodzący w dupe, żeby tylko przy korycie zostać… polacy zawsze mieli skłonność do paranoi, pieniactwa i nałogów. Czasem to wszystko idzie w parze w pierwszych rzędach. Nie wystarczy ubrać białą koszulę..
      Co do komentarzy: powyższe skłonności tłumaczą wszystko…
      Róbmy swoje.

  12. Nie wiem, czy siódemka jest szczęśliwa, wiem że siedem transferów to bardzo dużo. Już wystarczy niepowodzeń. Trzymam kciuki za ciepłe racuchy i happy end.

  13. Witajcie Dziewczyny Wojowniczki,
    czytam Was już od pewnego czasu, ale dopiero dziś postanowiłam się ujawnić.
    Moja historia zaczyna się w październiku 2011 roku, gdy zaczynamy starać się o dziecko. Na początku na luzie – jesteśmy młodzi, moje homony są ok, więc za kilka cykli zaskoczę.
    W połowie 2012 roku zgłaszamy się do kliniki – nadal badania moje i M są ok, histeroskopia bardzo dobra, kariotypy ok, a efektu jak nie było tak nie ma. Monitoring cyklu i clo nie przynosi rezultatu. Padła propozycja IUI lub IFV, jako metody mającej większe prawdopodobieństwo pozytywnego rezultatu. Pierwsza próba IVF – przeszła jakoś szybko, uzyskano 12 komórek z czego zapłodniło się 10 (nie obowiązywała wtedy obecna ustawa). Jednak w dniu transferu okazało się, że do blastocysty przeżyły tylko 2 zarodki 2bc i 2cc, które nie zagnieździły się. Czułam się jakby ktoś mi podciął skrzydła, ale postanowiliśmy, że spróbujemy za 3 miesiące raz jeszcze, bo rzadko za pierwszym razem się udaje. Dwa miesiące minęły i tuż przed okresem mieliśmy wyjechać na weekend. Antykoncepcja zakupiona, zapas podpasek zapakowany, a tu coś okresu nie ma. Oki może się przesunął, ale coś za długo. M mówi, żeby zobić test. Mi to rybka, ale dla świętego spokoju robię. No i tam jak się domyślacie 2 kreski pojawiły się dość szybko. Ciąża bezproblemowo i pod koniec 2013 roku urodziła się nasza córka. Ale to dopiero pierwszy etap opowieści.
    Zawsze chciałam mieć liczną rodzinę, więc w rok po narodzinach córki zaczęliśmy starać się o drugie dziecko. Kilka miesięcy na spokojnie – bo jeszcze karmiłam, potem z miesiąca na miesiąc pojawiało się coraz większe załamanie. Wizyta i badania w klinice wskazują, że jest wszystko ok, ale po ponad roku bezowocnych starań postanowiliśmy znów podejść do ivf. Tu zaczyna się kolejny etap mojej historii. Miałam już punkcję – 7 komórek, 6 zapłodniono. Dzień przed transferem poprosiłam o kontakt z laboratorium. Uzyskałam informację, że 6 się zapłodniło, jeden od razu się przestał rozwijać, a z reszty 2 są bardzo ładne a 3 mogą nadawać się do mrożenia. Z takim pozytywnym nastawieniem zgłaszam się na transfer, podczas którego okazuje się, że informacje podane dzień wcześniej zostały podane na podstawie badań z 3 doby a nie z 5, a do 5 doby przeżył tylko jeden zarodek. Gdyby nie to, że łyknęłam relanium to bym chyba klinikę rozwaliła. 4 maja testuję betę, jak się nie uda to zmieniam klinikę, chociaż nie wiem jeszcze na którą.
    Iza trzymam kciuki mocno zaciśnięte, żeby się udało.

    1. Czarovnica, mam nadzieję, że to rozczarowanie liczbą zarodków przerodzi się w radość z tego jednego. Testuj, a my trzymamy kciuki!!! Który to będzie dzień po transferze?

    1. Pięknie Magda! No i znowu, przeczucia i plamienie na szczęście źle podpowiadały.

      Trzymam kciuki, żeby tym razem ciąża długo potrwała, aż do szczęśliwego porodu.
      Wysoka ta beta. Zawsze takie miałaś, czy teraz jest wyjątkowa?

  14. Przy poprzednich transferach była zawsze poniżej 2. A przy tamtych 5 -ciu ciążach nie pamiętam już jaka była beta.
    Teraz trzeba dotrwać do usg na które umówiłam się 13.05 w piątek. A co mi tam piątek trzynastego:-)
    Pozdrawiam Was gorąco.

    1. Aniu tak mi przykro. Nie wiem co napisać. Tyle przeszlas w ostatnich dniach, ale mam nadzieję że znajdziecie siły i środki aby walczyć dalej… przytulam Cię bardzo mocno :-*

    2. Aniu, przykro mi… i ze beta spadła , i ze musisz jeszcze hipere odczekać. Faktem jest, ze coś zaskoczyło i być może to była biochemiczna ..
      Ja przy pco miałam jeszcze w trakcie symulacji metformax…

  15. Iza, dziewczyny bardzo trzymam za Was kciuki! Za te przygotowujące się do punkcji, transferów i testujących! Oczywiście za pozostałe również 🙂
    U mnie chyba pozytywnie, beta HCG 20 dni po transferze 8550, więc do wizyty serduszkowej jestem spokojniejsza 🙂

  16. No i dwa razy śniłam ten sam sen, raz pisząc post, potem na jawie.
    Wszystko odbyło się zgodnie z projekcją, tylko zamiast kilku minut opóźnienia było pół godziny – dziś ciążowe kolejki w transferach 🙂
    Zarodek śliczny. Zwarty taki jakiś. Orzeszek. Ale dojrzały i na obecną chwile najpiękniejszy ze wszystkich.
    Racuchy zjedzone.
    Jesteśmy, rośniemy.

  17. Boroffka przełam tą zła passę!!! Dość już!! Teraz Iza, potem kolejne z Nas!! to ma być ostatni 26 maja, którego nie obchodzimy!! ja mam dość!! kolejna szczęśliwa ciąża w moim otoczeniu złamała mnie znowu całkowicie … W otoczeniu tak bliskim, że będę musiała przeżywać każdy jej etap… jestem lodową kulą w środku… umieram…
    Po raz pierwszy mój mąż tak płakał… może wyda Wam się to słabe ale kiedy facet płacze dla mnie to koniec świata… kolejny raz tego nie zniose… jestem bezradna i to mnie rozwala…

    Iza, powiedz Orzeszkowi że ma zostać u Ciebie bo nam wtedy też pomoże…

    1. Eska znam dokladnie sytuacje w ktorej teraz jestescie… Siostra mojego M zaraz rodzi…masakra!!! nie wiem czy bede miala tyle sily zeby pojechac i ich odwiedzic… jak teraz ciezko mi sie z nia widywac i kazde spotkanie odchorowuje kilka dni…no ale niestety nie mamy wyjscia musimy wszyscy to jakos przezyc choc nie jest łatwo…

      1. tak, te ciąże wokół to dla nas starających się przekleństwo.
        jeszcze pal licho jak się człowiek dowiaduje pocztą pantoflową lub przez telefon, ma czas się wypłakać, przegryźć w sobie, by z dzielną miną pogratulować przy najbliższej okazji, najgorzej gdy ktoś z uśmiechem na ustach face to face przekazuje nam tą cudowną wiadomość…
        ja pamiętam, że był taki czas, że panicznie bałam sie dzwonić do dawno nie słyszanej koleżanki lub wizyty u znajomych…i bywało, niestety, że wielokrotnie musiałam się z tymi ciążowymi newsami mierzyć. Strasznie było ciężko, gil i łzy przez kilka kolejnych dni 🙁
        Eska, mój M. po raz pierwszy płakał gdy dowiedzieliśmy się o ciąży wśród ostatnich bezdzietnych znajomych. Najgorsza jest ta bezsilność, bezradność, że nic nie możesz zrobić.
        Przytulam Cię mocno.

  18. Dziewczyny pełno dobrych wiadomości przeczytałam, gratuluję Wam 😉 Mała Aniu bardzo współczuję, nie poddawaj się.
    A my poszliśmy wczoraj na pierwszą wizytę do WOA. Jakby któraś z Was miała za dużo marzeń to zapraszam, tam można się ich pozbyć.
    Ogólnie pani miła była i nawet fajnie z nami rozmawiała, tym bardziej, że nie bardzo wiedzieliśmy o co pytać. Ale pytaliśmy, ona odpowiadała, zadawała pytania. Okazuje się, że warunki mieszkaniowe i finansowe mamy dobre, niepotrzebnie tylko przyznałam się do marcowego transferu, przezornie nie przyznawałam się do kwietniowego krio – podobno nieprzepracowana strata często wychodzi na rozmowach z psychologiem i to dyskwalifikuje na starcie. Jeśli jednak jakoś przez to przejdziemy, to być może w grudniu lub styczniu zaczniemy kursy dla rodziców adopcyjnych. Być może, bo może się okazać, że nie ma już miejsc, więc wtedy druga połowa 2017 roku. Jeśli i to się uda, i wszystko będzie ok, na dziecko czeka się około 3 lat. przy pomyślnych wiatrach 2020 będzie radosny.
    Za względy na rozciągnięcie w czasie i nasz wiek, na maleńkie dziecko nie mamy już szans? Ależ oczywiście że mamy, wszystko zależy od interpretacji – bo w WOA „maleńkie” to jakie 3-5 lat.
    Tak oto moje marzenia po raz kolejny obiły się o rzeczywistość. Jutro wizyta w kolejnym OA, mam nadzieję na nieco lepsze wiadomości 🙂

    1. Sweetie, też myślałam o OA..ale jak to tak długo trwa..to zastanawiam się, czy babcia też może mamą być. O żesz, straszne to wszystko jest i niesprawiedliwe, że wyć się chce.

    2. Sweetie, nie w każdym OA na dziecka czeka się kilka lat i nie w każdym po 40. nie można adoptować małego dziecka (małego=do 1 r.ż. :). W moim OA nikt nawet nie wymaga 5-letniego stażu małżeńskiego, co w wielu ośrodkach nie jest do przeskoczenia. Jeśli czujesz, że jesteś gotowa na adopcję, to umów się w kilku OA i poszukaj takiego, w którym będziesz dobrze się czuła. I pamiętaj, że adopcja jest dla dziecka, ale też i dla rodziców. Trzymam kciuki!

      1. Ewa to były spostrzeżenia z jednego ośrodka. O staż pytali, o to, ile lat się staramy też. Nie pisałam że jesteśmy za starzy na niemowlę, oboje jesteśmy przed 40, po prostu w tamtym ośrodku nie było dzieci mniejszych niż 3 lata.
        Dziś za to, w innym ośrodku, pani była przyjaźniejsza, nie mówiła o zdawaniu, kwalifikowaniu się, tylko o szkoleniu, przechodzeniu kursu. Już samo to jest mniej odczłowieczone. Poza tym nie mają jakichś sztywnych granic wiekowych, podobno w ubiegłym roku para po 40 zabrała stamtąd do domu 8-miesięcznego chłopca – po prostu dobierają dziecku rodziców, a kryterium wieku nie jest najważniejsze. i Te kursy są jakoś dogodniej zorganizowane, część indywidualnie, część w grupie. Tylko okres oczekiwania na dziecko jest niemożliwy do przewidzenia, bo rodzice zaczęli się masowo starać o przywrócenie praw, ze względu na 500+. Doszło do takich absurdów, że rodziny zastępcze również dostają 500 na dzieci, więc już nie dążą do uregulowania ich sytuacji prawnej, zachęcają wręcz rodziców biologicznych, żeby odwiedzali dziecko choć raz w miesiącu, żeby nie można było takiego malucha oddać do adopcji.
        Po raz kolejny mamy za co dziękować PISowi – mam nadzieję że ten, co to wszystko wymyślił dostanie biegunki stojąc w korku ;/

        1. Ten drugi OA wydaje się być bardziej „ludzki” 🙂 Napiszę Ci jak jest u mnie. Czekam już 26 miesięcy, licząc od pierwszej wizyty w OA. Od kwalifikacji mija 10 miesięcy. I z mojej grupy czekamy już tylko my. Ta para, która dostała dziecko najszybciej, czekała ok. 16 mesięcy. Jak widać czasu oczekiwania nie da się przewidzieć i w obrębie jednego OA może być różny.”500+” daje wielu rodzinom szanse na lepsze życie, ale powoduje też to, że jest mniej dzieci do adopcji. Trzeba by było jakichś lepszych rozwiązań.

          1. Ewa mówiła mi pani w tym drugim OA, że to nie na zasadzie kolejki, że chodzi o dopasowanie i oczekiwania. Więc faktycznie można czekać….poza tym jak się o tym rozmawia, to się wydaje tak strasznie dłuuugo, ale z drugiej strony, niedawno minęły 2 lata od śmierci mojej córeczki, a jakby to było przedwczoraj, więc pewnie tylko tak brzmi strasznie te 2-3 lata. Zabraliśmy się za kompletowanie dokumentów, zaświadczenia, lekarze, praca…..jest co zbierać 🙂
            Czekacie na maleńkie dzieciątko czy już na troszkę starsze?

          2. Przykro mi z powodu córeczki.
            My czekamy na maluszka, do półtora roku. Zbieranie dokumentów, kurs.. Trochę tego jest, ale do przejścia 🙂 I na końcu tej drogi NA PEWNO jest dziecko! 🙂

  19. hej trafiłam na twój blog szukając informacji o hiperce tak tym razem dopadła także i mnie dziś już lepiej w nocy wyczułam swoje żebra baa i łydkę tez już czuje …
    trzymam kciuki za powodzenie 7 transferu dziś już wiem czyj artykuł czytałam nerwowo w jednej z Wrocławskich klinik czekając na wizytę …. dziękuje ,że takie osoby jak ty istnieją na świecie ,jesteś bardzo silną osobą ….
    Powodzenia dla Ciebie i innych dziewczyn będę do Was zaglądać jak pozwolicie

  20. Iza, czy ty kiedyś nie myślałaś żeby zrobić ankietę wśród swoich „czytaczek” (nie wiem jak nas nazwać:)) Taką ankietę, która pokazałaby co naprawdę czujemy? z pytaniami typu: ile razy wyciągałaś test ciążowy z kosza?, albo ile razy robiłaś test ciążowy mimo okresu? itp. pytania, które udowodnią, że można oszaleć na punkcie zajścia w ciąże…

    1. dokladnie!! Ja pamietam jak bylismy 2 lata temu we Włoszech i wszystko mi smierdzialo,czulam wszedzie bułki z sezamem,do tego stopnia ze bylismy wrecz pewni ze jestem w ciazy.Kupilam test ciazowy,najdrozszy w moim zyciu bo 20 euro(ale elektryczny:))i sie okazala dupa blada:/po zrobieniu wszystkie „objawy”ustały. Wszystko jest w glowie:/

    2. taka ankieta mogłaby wiele wnieść sama tysiące razy wyciągałam test z koszta gapilam się w niego widząc nie ci cienie …oj i innych pytań jest wiele ..

    3. Hehe wyciągnąć to wyciągnąć, ale chodzić po domu szukając najlepszego światła, aby zobaczyć cień cienia. Albo w zimie lecąc na balkon, bo tam może lepiej widać 🙁
      I my chcemy tylko zajść w ciążę bo takie mamy widzimisie! Głąby pisowskie!

    4. Heh, fajne 😀 Eewa, tak na chłodno wychodzi mi, ze my wszystkie po takiej ankiecie okażemy się wariatkami 🙂
      Przynajmniej spotkamy się w jednym zakładzie zamkniętym.

      1. A tak poważnie i na smutno – trudno byłoby mi zrobić taką ankietę od serca, bo ja tak nie mam, jak piszesz.
        Za wyjątkiem transferów – nie mam żadnej nadziei na ciążę, co mnie całkowicie pozbawiło comiesięcznych objawów. Smutne, ale i praktyczne.

  21. Iza, życzę Ci spokoju ducha i chociaż odrobiny spokoju od tej parszywej pracy. Trzymaj się twardo, co ma być to będzie, ale niech będzie jak najlepiej ! :* Buziaki majowe

  22. Iza powodzenia! trzymam kciuki za wszystkie majowe transfery! z pozytywnych bet się cieszę! my, po nieudanej czwartej stymulacji mamy przerwę, zastanawiamy się co dalej, czy coś w ogóle dalej..

  23. Dzięki dziewczyny za ciepłe słowa, wiem,że Wy,jak nikt inny czujecie to,co ja czuję. Wyszłam wczoraj ze szpitala. Proszę każda z Was, która odczuwalaby jakiekolwiek minimalne przejawy hiperki – nie róbcie tak,jak ja. Trzymałam się słów lekarza,że ryzyko hiperki jest,ale same jajniki po punkcji tez mogą boleć i to naturalne. Pewnie tak jest,ale sprawdzajcie to i nie myślcie sobie, że panikujecie, że nie ma co zawracać głowy lekarzowi,że samo przejdzie. Ja trafiając do szpitala i padając na IP miałam 10kg więcej, brzuch wyglądający na 6-7 miesiąc, traciłam kontakt z rzeczywistością. Naszczęście zdążyłam. Straszna ta niepłodność. Wczoraj wieczorem rozebralam się przed lustrem w łazience i się rozwylam. Moje ciało jest zdeformowane po tym wszystkim. Piersi… wędrujący obrzęk, spadający z brzucha na udo,przechodzący na wzgorek lonowy,zewn narządy płciowe, włosy lecą garściami, tsh szaleje. Czuje się jak wrak człowieka. Mam 2 tyg zwolnienia żeby dojść do ładu w swojej głowie.

    1. Mała Aniu, bardzo mi przykro…smutno mi razem z toba … oby ciało i dusza regenerowały się w miarę szybko i bez trudności. Ściskam cię mocno. Jesteś silną Kobietą.

    2. Jesteśmy gotowe na to, by płodność znaczyła się na naszym ciele, krągliła piersi i brzuchy i niechby nawet zdobiła rozstępem; niepłodność już i tak orze naszą psychikę, nie musi wyłazić na zewnątrz. Aniu, bardzo mi przykro, wierzyłam, że statystycznie to powinien być ten zarodek i bardzo Ci tego życzyłam. Uspokój głowę. To również minie.

  24. Dzien dobry majowo 🙂 Iza, super to coś różowe z zielonym!! 🙂 i to w każdej interpretacji 😉 i kciuki oczywiście za Orzeszka i jego procesy życiowe!
    Rany, Mała Aniu, koszmarne przeżycie i obyś jak najszybciej wróciła do siebie. Hiperstymulacja to był zawsze mój lęk, ale w najgorszych snach nie sądziłam, ze to tak wyglada. Dbaj o siebie, bądź dla siebie dobra…
    Sweetie, nie ma co sie zrażac jednym ośrodkiem, ja w sumie trochę żałuję, ze sie uparlismy na ten sam co przy pierwszej adopcji, ale tak nam sie wydawało najrozsądniej – ale fakt, czekamy juz długo, dłużej niż na naszego Fąfelka nr 1, ale trudno, nie przyspieszymy..
    Wężon, tony seksu tu nie pomogą (niestety) – ale farmakologia na szczęście tak. Trzymam kciuki za szybkie powodzenie akcji. BTW: kiedy dostaje sie okres po poronieniu? Słyszałam, ze tak do 8tyg ale przypadkowa i bardzo opryskliwa lekarka na IP rzuciła, ze nawet do 6 miesięcy???? Rany, to jak meno…
    Przepraszam, ze nie odniosę sie do wszystkich – ale mocno Wam wszystkim kibicuję, na każdym etapie i na każdej drodze!

    1. Ewko, co do okresu po poronieniu, to zalezy napewno od wielu czynnikow. Od wieku straconej ciazy, dlugosci krwawienia oraz zwyczajnie od organizmu kobiety i tego jak szybko jej hormony wroca do normy.
      Ja po poronieniu 6-tygodniowej ciazy, krwawilam i plamilam 5 tygodni. Potem zaliczylam 3 czyste tygodnie, po czym dostalam normalny okres.

  25. Mała Ania bardzo mi przykro 🙁 współczuję trzymaj sie dużo sił do dalszej walki i nie łatwej drogi… niestety wiem z doświadczenia że my mamy w sobie takie pokłady siły ,że nie jeden mógłby nam zazdrościć …
    I mimo ,że czas nie leczy ran …. choć troszę łatwiej przywyknąć do bólu …

    1. Dziękuję Ci Droga. Pokłady siły mamy niezmierzone. Wiem,że będę /będziemy walczyć dalej. Nie wiem jeszcze kiedy, nie wiem ile potrzebuje na regenerację. Chciałabym podejść do drugiego procesu jak najszybciej, mimo wielkiego lęku,że historia z hiperka się powtorzy,ale póki co musze czekać aż mój organizm trochę do siebie dojdzie. Potrzebuje skontaktować się z lekarzem i mieć jakiś plan,to pozwoli mi szybciej się ogarnąć.
      Bilbao bardzo się ciesze,ze wszystko super.
      Boroffka -cudny wynik:)
      Magda – gratuluję z całego serca.
      Prymulka czekam na info o ciągle trzymam kciuki.
      Wężon -bardzo chętnie będę miała Cię za towarzysza przy nast podejściu.
      Iza – nieustannie wysyłam dobre myśli.

      1. Mała Aniu, bardzo mi przykro. Dobrze, że masz te 2 tygodnie dla siebie. Nie chcę Cię podburzac, bo spokój teraz najważniejszy, ale…Lekarza z kliniki bym solidnie uświadomiła, a jak się obrazi, to zmieniła albo lekarza albo klinikę. Jeśli byłby bardzo oporny, porozmawiałabym z dyr kliniki. Jednak to później, teraz życzę Ci tak zwyczajnie zdrowia i spokoju. Ściskam

      2. Mała Aniu,
        jesteśmy dzielne bo musimy, nikt za nas tego nie zrobi, nie przetrwa, nie przejdzie tej drogi.
        Aniu kochana, gdy ja niecałe dwa lata temu terminowałam w 15tyg wyczekaną, wymodloną, poporzedzoną latami starań i operacjami ciążę z b.chorym dzidziusiem, zawiesiłam starania na kilka dobrych miesięcy. Było cieżko, bardzo cieżko.
        Ale ten czas był potrzebny mi i mojemu M. żeby nabrać znowu sił do walki, i odwagi do stawieniu czoła temu co znowu przyniesie los.
        Wiedziałam, że się nie poddam za nic w świecie, zakończenie starań – to było dla mnie coś czego nie dopuszczałam do siebie w żadnym momencie.
        I udało się, niemalże w rocznicę mojego ostatniego strasznego pobytu w szpitalu z którego wróciłam z pustym brzuchem w sierpniu 2014, przyjdzie na świat mój synek. Ten okres który przeżywam teraz jest najszczęśliwszym okresem w moim 40 letnim życiu.
        Mała Aniu, pomimo obrzydliwości, niesprawiedliwości we wszystkim co nas spotyka w naszej niepłodnościowej drodze, warto się nie poddawać i iść w kierunku marzenia.
        Odpocznij ciałem i duchem i walcz dalej, uda Ci się, zobaczysz, uda.

      3. Mała Aniu. Tak bardzo Ci współczuję, że trudno mi sklecić mądre zdanie.
        Wiem, ze boisz się kolejnej stymulacji.
        Wiem, bo sama bardzo się bałam następnego OHSS, choć nie przeszłam go tak ciężko jak Ty.
        Lekarze też sie bali.
        Przy kolejnej stymulacji byli ostrożni do przesady.
        Zamiast długiego protokołu, zastosowali krótki. I dawali mi bardzo małe dawki leków. Prawdopodobnie nawet za małe, bo usłyszałam później, że mogło być tych pęcherzyków więcej.
        Żadnych śladów hiperki nie miałam.
        Zaznaczam jednak, ze okazało się po fakcie, że mi AMH spadło z 14,0 do 0,9, a więc jajniki już tak nie produkują, jak powinny. I może też dzięki temu miałam mniejsze ryzyko.

        Kolejnym razem będziesz po prostu musiała łykać dostinex (nadal jest tak strasznie drogi??) i się kontrolować codziennie pewnie.

        CIeszę się, ze się nie poddajesz, chociać po uszy stanęłaś w bagnie. Wracaj do nas!

  26. Mala Aniu, jestes bardzo silna. Tak czekalam na info od Ciebie i nie wiedzialam w koncu co napisac jak okazalo sie ze tyle cierpienia i jednak sie nie udalo… Strasznie mocno Cie przytulam. I dla nas musi zaswiecic slonce tylko troszke czasu jeszcze potrzebujemy widocznie. Czas lagodzi troche ten bol i napewno daje nowe sily na dalsza walke. Oby juz bez takich doswiadczen. Trzymaj sie dzielnie!
    Anitt, widzialam post od Ciebie. Czyli Ty mialas krotki protokol mimo PCOS? Ile dni trwala stymulacja? Ja znowu ide dlugim nie wiem w sumie czy to dobrze…Ale chyba musze poprostu wierzyc ze jestem w dobrych fachowych rekach.Pisalas ze w maju tez zaczynasz juz stymulacje?
    Iza, trzymam za Was mocno kciuki, dbajcie o siebie. Musi sie udac!
    Wszystkim dziewczynom od pieknych bet gratulacje, oby maj byl jeszcze bardziej owocny. Pozdrawiam

    1. To prawda szlam krotkim protokolem z antagonista. Mialam Gonal 200 przez 8 dni i Organalutron(antagonista) przez 5 dni. Antagonista dziala tak ze przyspiesza dorastanie jajeczek i dzieki niemu nie pekna za wczesnie.
      Uzyskano 8 oocytow. Troche malo… Na obrazie usg bylo ich zdecydowanie wiecej ale reszta pewnie nie byla odpowiednia. Niewiem co jest lepsze dla nas dlugi czy krotki…chyba dlugi bo tam sa antki ktore wyciszaja jajniki ale to tez zalezy od naszych wynikow. No i od kliniki ktora przewanie leci w standardzie albo dlugim albo krotkim….
      Ja mam wizyte 10 maja i zaraz po niej powinnam dostac okres wiec od polowy maja chyba ruszamy 🙂
      Ana 86 a ty kiedy zaczelas protokol, moze zbiegniemy sie w czasie z tym wszystkim? Bylo by milo.

  27. Witam pomajowkowo:) Iza, kciuki zaciskam za tłuściutka betę!!:)
    Mała Aniu, bardzo mi przykro ze tak to sie kończy:( na następny raz bedziesz bogatsza o doświadczenie z hiperka i na pewno do niej nie dopuścisz. Zreszta zapewne od razu podadzą ci leki po punkcji. Ja tak miałam, bo ryzyko było spore. Dostałam leki od dnia punkcji, które brałam do dnia transferu bodajże. Nie zaszkodziło, bąbel został z nami i rośnie w sile:) strach jest na pewno olbrzymi, ale drugi raz sie to nie powtórzy. Odpocznij kochana, a jak nabierzesz sił wszystko znów zacznie pachnieć nadzieja:)

    1. Margeritko, a jakie leki dostałaś? Ja mam pco, z tego wzg mimo, że lekarz uznał, że krótki protokół będzie dla mnie odpowiedni, miesiąc wcześniej wyciszał mnie pigułkami, jak widać i to było za mało. Będę z nim rozmawiać o zmianie protokołu na długi, ale chętnie dopytam go też o leki, które przyjmowałaś.

      1. Na ewentualna hiperke brałam dostinex. Poza tym essentiale forte na regeneracje wątroby po stymulacji i suplementacji. No u jeszxze amotaks, ale to raczej na ewentualne zakażenie czy infekcje po punkcji. Zerknęłam w kartę wypisu po punkcji i embryotransferze. To wlasnie amotaks do dnia transferu, a dostinex tez po transferze do wybrania opakowania chyba. Teraz juz dokładnie nie pamietam, ale tych tabletek jest chyba 8 czy cos takiego? Zreszta dawkowanie ustali lekarz jakby co. Chodzi o to, żebyś sie martwiła ze trzeba to brać po transferze nawet. Ja co prawda nie mam pco, kiedyś było takie podejrzenie, ale leczenie w N.to wykluczyło raczej. Z tym ze ja miałam krótkie cykle, tendencje do torbieli. Moje pecherzyki jakby nie miały czadu porządnie dorosnąć i dojrzeć a juz pękały a cAsem wlasnie nie bo były małe i sie otorbielaly. Jajniki tez batdzo wrażliwie reagowały na stymulacje przy małych dawkach leków. Po pierwszej punkcji na 15 komórek pobranych aż 6 było niedojrzałych. Mieliby 6 zarodków, 4 rozwinęły sie do blastocysty, niby klasa dobra u wszystkich a żaden wtedy nie został. Wtedy lekarz uznał, ze to wina komórek moich pewnie. No i zaszalalam z suplementacja i dieta, wszystko co choćby w teorii odżywialo komórki, stymulowało ich prawidłowy wzrost, dotlenienie i takie tam. Zmieniliśmy tez protokół na długi z antykami na cykl przed. Całowaliśmy co prawda w mniej komórek, zeby poszły w jakość a nie ilośc, ale i tak miałam sporo bo 16. I chyba wlasnie dlatego lekarz dał ten dostinex, bo mimo małych dawek pecherzyki rosły jak szalone. Nie wiem co poskutkowało, czy długi protokół, czy te suplementy, ale z 16 komórek 14 było dojrzałych, wszystkie dozwolone w programie 6 sie zapłodnilo, 6 zarodków i – czemu nawet lekarz sie dziwił- 6 blastocysty w 5 dobie. Pierwsza podana dała ciaze:) pozostałe zamrożone. Przetrwaliśmy juz z bablem 22 tygodnie ciazy:) coraz bardziej wierze, ze to sie udało. Naprawdę po tylu latach, leczeniu, seksie na czas, testach owulacyjnych, walce o poprawę beznadziejnego nasienia, inseminacjach i wreszcie naturalnej ciszy i poronieniu, in vitro i czterech nieudanych transferach, ciezko jest tak do końca uwierzyć, ze przeszło sie te granice. Nie wiem co poskutkowało, moze musieliśmy po prostu przejść kilka niepowodzeń zeby statystyki sie zgadzały. Wiem na pewno, ze dopóki jest szansa nie wolno sie poddawać. Ja juz kilkakrotnie chciałam. Dobrze, ze mam meza, który ciągnął mnie za reke w tej walce. Teraz moge powiedzieć, ze byłam w naprawdę w psychicznej czarnej dupie. Wiele razy nie chciało mi sie życ, nie mówiąc o walce. Słowo depresja to w moim przypadku nie była przesada. Świat widziałam za szata szyba a zniszczona psychika podpowiadała mi rożne straszne rzeczy. Juz nawet nie bardzo wierzyłam ze wyjdzie słońce, ale wyszło. Dlatego wiem, ze trzeba walczyć. Gdyby nie walka zostałabym w tej czarnej dupie. Aniu teraz jest chujowo, rozumiem to, ale zobaczysz ze kiedyś to sie zmieni:) trzymam kciuki ze wszystkich sił!

        1. Ty żyłaś za szybą, a ja to nazywałam życiem za mgłą. Nic nie miało znaczenia, chodziłam do pracy, wracałam z pracy, spotykałam się z ludźmi, pływałam, uśmiechałam , a to wszystko było naznaczone brakiem brakiem brakiem…Kiedyś złapałam się na tym, że jak wracaliśmy samolotem , to pomyślałam, że nawet jakby się coś stało podczas lotu to byłoby to pewnym rozwiązaniem. Oczywiście zaraz skarciłam się za te myśli, bo jest szerszy kontekst katastrofy lotniczej..ci wszyscy niewinni ludzie..ale samo zniknięcie wydawało mi się zakończeniem tego codziennego cierpienia. Mimo, że nie mam raczej tendencji samobójczych, ale widocznie w tamtej chwili głowa już nie dawała rady. W innym kryzysie myślalam o tym, żeby wszystko rzucić, napisać listy i uciec do innego kraju, ale żal mi się zrobiło bliskich:) I tak , jak piszesz…to była czarna dupa, ale wstawałam z łożka, żeby brać udział w procedurach, tylko ta nadzieja , że któryś z transferów się uda, dawał mi siłę , żeby do końca nie rozpaść się na kawałki… Patrząc z perspektywy na moje ostatnie 3 lata życia, to tak jak by ich nie było, jak bym przeżyła je za szybą, za mgłą, stojąc obok siebie samej..Trzymaj się dalej dzielnie Margaritka ! To już 22 tydzień. To brzmi tak pięknie 🙂

          1. Doti, jak dobrze Cię rozumiem, nie wiem na jakim etapie jesteś teraz i co przeżywasz obecnie ale to co piszesz jest dokładnie opisem tego co przezywam. Są oczywiście i lepsze chwile, czasem wydaje mi się ze to co przezywam nie jest takie straszne ze inni mają gorzej, ze nie mam prawa narzekać a są chwile takie jak dziś gdy zupełnie bez powodu rozsypuje sie na kawałki bez cienia nadziei na lepsze jutro, zadając tylko jedno pytanie dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka? Coraz mniej siły na walkę, coraz mniej szans… Czarna dupa…

          2. Kochana Kamilo, nie wiadomo dlaczego my. Kiedyś byliśmy na warsztatach z Panią psycholog i ona mówiła właśnie o tym często zadawanym sobie pytaniu. Dlaczego ja ? A dlaczego nie 🙁 Niestety to sprawy losowe, tak jak inne choroby:( Chyba nie można się na tym skupiać, bo na to odpowiedzi nie ma. Statystyka i tyle. Kiedyś siedziałam wśród dzieciatych znajomych i to mnie tak tak uderzyło : co piąta para ma problemy z niepłodnością, więc ktoś z naszej grupy musiał być tą parą. Odliczyłam czwórkę dzieci. Idealnie wypadło na nas. Czemu ? Pojęcia nie mam 🙁 Bardzo mi przykro, że u Ciebie „czarna dupa”:( Znam ją dobrze, paskudę … Pytasz co u mnie. No widzisz, jak już czarna dupa osiągnęła swoją największą czerń i prawie nie było szans na własne dziecko, pogodziliśmy się z adopcją komórki. Jak się z tym pogodziłam i nastawiłam na oczekiwanie, nagle pojawił się na usg rokujący pęcherzyk i w ciągu tygodnia lezałam na punkcji, komórka była dojrzala. A z komórki i cudnego plemnika mojego męża powstał siedmiokomórkowy zarodek, który jutro będzie 19 tygodniowym dzieciaczkiem w moim brzuchu, który właśnie wysyła mi mini kopniaczki. U mnie narazie mgła niepłodności zniknęła.Pojawia się tylko wtedy, gdy jedziemy na usg i modlę się po drodze na swój ateistyczny sposób, zeby ten cud trwał, żeby bobas był zdrowy. Tak, jak pisała Bilbao, to nadal ogromne stresy i strachy, zupełnie inaczej przeżywamy te ciąże niż kobiety bez naszych historii. Ciągle wraca myśl, że może mój organizm nie podoła, bo nie miał być w ciąży, że komórka była marnej jakości..ciągle to wraca..i tak pewnie do 9 miesiąca. Życzę Ci Kamilo, żeby Twoją „czarna dupa” była coraz mniej czarna, żeby mgła się podniosła, bo jak widzisz, powodzenie jest możliwe, nawet w najtrudniejszych przypadkach. Jeśli masz siłę, powalcz jeszcze trochę. Ściskam Cię mocno, dzielę się z Tobą moją dobrą energią ! :*

          3. I ja potwierdzam, i ja – czasem trzeba trafić na samo dno żeby się odbić.
            Moje ostatnie miesiące przed zaciążeniem – byłam smutna, rozczarowana, dlaczego ja już nawet nie pytałam. Pełna zwątpienia. Najczęściej powtarzane przeze mnie zdanie podczas wrześniowych wakacji „ja już nigdy nie będę w ciąży’ i płacz, codziennie niemalże, w zależności od stanu umysłu..
            Dobrze powiedziane, mgła i czarna dupa.
            Nie wierzyłam, że zaświeci dla mnie jeszcze kiedykolwiek słońce.
            A zaświeciło. Tak jak i dla Doti.
            I wielu innych dziewczyn na tym blogu.
            Nie poddawaj się, Kamila. Walcz. Trzymaj sie nadziei, choćby najmniejszej. Cuda sie dzieją naprawdę 🙂

          4. Dzięki Bilbao, każda taka historia daje mi nadzieję że i moja walka kiedyś się skończy, oczywiście szczęśliwie 🙂 kiedy pochłania mnie ta czarna rozpacz to żałuje tego co do tej pory zrobiłam, ile poświęciłam, ale przecież gdyby tylko urodziło się dziecko, całe i zdrowe to nie żałowałabym ani jednej wydanej złotówki, ani jednego nadprogramowego kilograma, ani jednej chwili straconej na leczenie, ale na razie pozostaje mi czekanie na CUD, ciekawe czy 11 maja okaże się szczęśliwy…
            ściskam mocno 🙂

          5. Kochana Doti, bardzo dziękuję za ciepłe słowa. Bardzo cieszę się z Twojego szczęścia i mocno trzymam za Was kciuki 🙂 jutro mam transfer, ale podchodzę to niego bez większego entuzjazmu (albo tak przynajmniej sobie wmawiam). Jest ciężko, jestem sama, mój mąż mieszka i pracuje ponad 100 km ode mnie, mamy dla siebie tylko weekendy, oprócz problemów z płodnością, mamy też sporo innych, czarna dupa w pełni. Aż boję się używać sformułowania „już gorzej chyba być nie może”, bo za każdym razem okazuje się, że owszem, może, co więcej to co było przedtem okazuje się tylko rozgrzewką….. Jednak gdzieś głębi serca chcę wierzyć że się uda, że będę mamą. Chociaż na samą myśl o ciąży boje się czy dam radę, skoro z tak prozaiczną czynnością jak zajście w ciążę mój organizm ma problem to jak zniesie trudy ciąży? Wiem, wiem za dużo myślę, za dużo kombinuje, kończę więc . Jeszcze raz trzymam kciuki i pozdrawiam :*

  28. Dzień dobry, trzymam kciuki za testujące i czekające na informacje o zarodkach. Odzywajcie się, jak tylko będziecie coś wiedzieć.

    U mnie nie wiem jak.
    Wczoraj byłam w szpitalu o 11. Lekarz proponował zostanie, ale nie chciałam. Dostałam tabletki i poszłam. Przeleżałam w domu dwie godziny, żeby dobrze się rozpuściły i wchłonęły i zobaczymy, czy to wystarczy.
    Lekarz zrobił USG i stwierdził, że zarodek twardo się trzyma, nic się nie odkleja, nie degeneruje, po prostu zastygł i naturalnie to będzie jeszcze ruski rok trwało.
    Po prostu jestem w pięknej, zdrowej, martwej ciąży. I to bez żadnych leków – widać jaki sens ma faszerowanie nas tym wszystkim.
    Po tych dwóch godzinach dostałam skurczy i zaczęłam krwawić, parę godzin bolało, leciało sporo krwi, parę takich „wątróbek” wypadło. Wieczorem się uspokoiło, przestało boleć, teraz jest raczej czysto. Mam nadzieję, że to nie wszystko i jeszcze poleci, bo zarodek nie wypadł.
    Jak jednak jedna dawka nie pomoże, to w poniedziałek idę znowu.

    1. Wezonie, kiedy ja ronilam moja 6-tygodniowa, martwa ciaze, pytalam ginekologa czy poznam pecherzyk plodowy z zarodkiem. Chcialam go wziac i pochowac symbolicznie w ogrodku, sama nie wiem… Ale lekarz uprzedzil mnie, ze zarodek na tym etapie ma okolo 3 mm, wsrod krwi i skrzepow praktycznie niemozliwe jest zeby go wylapac. Mozliwe, ze Twoj tez wypadl i nie zauwazylas…
      Wrocilam do lekarza po tygodniu, kiedy po chwilowym „wyciszeniu” znow pojawilo sie mocniejsze krwawienie. Zrobil mi usg i okazalo sie, ze wszystko ladnie sie oczyscilo, tylko sporo krwi zbieralo sie w macicy, bo szyjka sie na powrot zamknela. Stad ponowne skurcze i krwawienie…

        1. Izo, ja powtarzam tylko to, co powiedzial mi lekarz. Wiem, ze zarodek znajduje sie w pecherzyku. Nie wiem jak jest u Wezona, ale moj zarodek byl martwy przez 3 tygodnie zanim dostalam leki na wywolanie poronienia i przez ten czas pecherzyk sie nieco obkurczyl, mimo ze uparcie trzymal sie macicy. I rzeczywiscie, przygladalam sie dokladnie kazdej wkladce i nie udalo mi sie wylapac nic co przypominaloby pecherzyk ciazowy…

          1. Nie pomyślałam, że to zależy od czasu, między obumarciem zarodka, a poronieniem. U mnie to był krótki czas. I miałam pęcherzyk nie do pomylenia z niczym, nawet, jeśli widziało się go pierwszy raz w życiu. Ale rzeczywiscie nie powinnam tak jednostronnie pisać. Ale mamy wiedzę… Żebym jak tak języki obce znała, jak poronienia…

          2. Izus, to jest wiedza, ktorej zadna kobieta nie chce posiasc… Podobnie jak nieplodnosc… Ale za niektore los sam decyduje. 🙁

        1. Wężon, mam nadzieję, ze jest tak jak pisze A, pęchrzyk sie obkurczył (dużo czasu miał na to) i już po wszystkim…
          Z całego serca Ci zyczę, żeby już było po wszystkim…

        2. Wezoniku, mam nadzieje, ze jednak juz po wszystkim. Ja tez przygladalam sie wszystkiemu co ze mnie wypadalo i nie zauwazylam nic co moglo byc zarodkiem… oczywiscie jest tez mozliwosc, ze niechcacy wyladowal w toalecie. 🙁
          Jesli nadal nic sie nie bedzie dzialo, zadzwonilabym do lekarza. Ja dostalam dwie dawki po 4 tabletki, w odstepie 12 godzin. To zaczelo cala „akcje” i potem juz oczyszczalam sie sama. Nie potrzebowalam kolejnej dawki. Czytalam, ze przecietnie krwawienie po poronieniu trwa okolo 2 tygodni. U mnie to bylo piec.

    2. Też tak miałam. Kilka godzin skurczy, wątróbki itd. Potem cisza.
      Minęło 24h, nic się nie działo i w końcu wróciłam do szpitala po kolejną porcję lekôw. U mnie bez leków nic się nie chciało ruszyć. Łącznie zjadłam chyba 24 tabletki, przychodziłam do szpitala po kolejne bo bez nich skurcze ustawały, szyjka się zamykała.

      1. O., to strasznie pechowo… Ja wzielam 4 tabletki i po 12 godzinach kolejne 4. To wystarczylo, zeby rozruszac poronienie. Potem juz wszystko potoczylo sie naturalnie. Trwalo to cholerne 5 tygodni, ale nie potrzebowalam kolejnej dawki, ani lyzeczkowania…

    3. Nie jestem ekspertem, mogę się mylić ale podczas mojego poronienia w lutym chyba udało mi się „złapać” pęcherzyk ciążowy, wyglądało to jak przeźroczysty woreczek wypełniony w środku jakimś płynem. Puste jajo płodowe, wiek ciąży ok 6 tyg, (12.01 transfer, 20.02 poronienie) wielkość pęcherzyka na USG to 12mm ale to co udało mi sie złapać było o wiele większe.

  29. Mała Aniu bardzo mi przykro.:-(
    Trzymam kciuki za testujące dziewczyny. U mnie na razie ok w piątek powtórzę betę i zobaczymy.
    Na razie cieszę się tak na 50% zobaczymy co będzie dalej????Pozdrawiam

  30. Hej Dziewczyny.
    Nie zaglądałam tu do Was ostatnio – chyba się bałam.
    Ania trzymam mocne kciuki ! Najmocniej jak się da.

    Wężon tak strasznie współczuję… słów brak na takie przeżycia.

    Mała Ania dużo siły życzę. Bardzo dużo!

    Ja się bałam – bałam przed pick upem, przed transferem. Mój pierwszy. Pick up – 20.04 – 17 komórek, 5 zamrożonych, z 6 zapłodnionych dwie blastki, jedna morulka. 27.04 miałam podane dwa zarodki – morulka i blastek mój. Mam trzy weryfikacje. Dziś miałam drugą – 7dpt – Beta 65, Estriadol 1458, Progesteron 104,2. Wiem, że jeszcze cieszyć się nie mogę. Nie wiem co znaczą pozostałe wyniki. Strasznie się boję!

    1. Mili, trochę się już możesz cieszyć. Beta wysoka, jak na 7 dpt, może oba się przyjęły?
      Pozostałe wyniki świadczą, że wszystko jest w porządku. 🙂

      1. Wężon, trochę – kolejna weryfikacja w sobotę. Wcześniej synka straciłam w 22 tc więc cała ciąża to będzie stres. Teraz oby beta rosła, potem oby do końca I trymestru, potem oby po usg połówkowym! Masakra!

        1. Mili, wiem coś o tym. 🙁
          Jak myślałam teraz, że się będę martwic po I trymetrze, to stało się to co się stało. Czyli ewentualny następny raz będzie strachem od początku.

  31. Witam, u mnie poraz kolejny porazka, beta nawet nie drgnela 🙁 nie wiem co dalej. Musze kupic bilet, spakowac sie i wracac na wyspe. Przytulic sie do mojego m i usnac i juz nigdy sie nie obudzic

    1. Są takie dni, że chcemy zasnąć i już sie nie budzić. Na szczęście mijają. Z czasem. Przytul się, a potem się obudź. Przykro mi, Izabela 🙁

    1. Prymulka, HCG całkowite jest wyższe niż B-HCG, dlatego wygląda tak kosmicznie, przy „normalnych” 100-200.
      Ale jesteś w ciąży i wszystko jest w porządku. 🙂

      1. Prymulka tylko sie cieszyc ot co. Ja w pierwszej ciazy mialam bete 1011 w 14 dt. Nikt mmie nie chcial ogladac. Pierwsze wizyta dopiero na serduszko. Pelen luz. Kazdej z Was zycze takiej bety. Biedne strasznie jestesmy. Mi okres spoznia sie 5 dni. Zrobilam dzis sikanca a co. Ale jednak nic. Az drgawek dostalam chyba przez to ze po cichu mialam nadzieje ze jakims cudem naturanie zaskoczy. Chyba wszyatko przez torbiel.
        Wezon trzymam kciuki ze jiz niedlugo u Ciebie wszystko sie szybko skonczy i bedzie mozna opracowac nowy plan dzialania.

  32. A w związku z hiperka, jak pisalyscie wyżej, to ja tez dostawałam dostinex. I to pierwsza tabletka już przed punkcja i później jeszcze kilka dni po. Lekarz się chyba wystraszyl takiej ilości (20 sztuk) i Fraxiparine tez od razu mi wypisal. Ją tez brałam zapobiegawaczo ok. tygodnia. W sumie wtedy mi było wszystko jedno bo tylko ciagle prosiłam się o transfer (do którego nie doszło podobno w trosce o moje zdrowie) ale teraz jak tak patrze i czytam Wasze historie to może miał racje. W każdym razie hiperce można zapobiegać hamując ją w czas lekami.
    Anitt, ja skonczylam wlasnie antyki, biore Gonapeptyl. Mam tydzień przerwy i w poniedziałek już ruszam z Menopurem. Fajnie byłoby isc przez to we dwie:) Także jak się pospieszyssz to z krótkim protokolem chyba jeszcze mamy takie szanse

  33. Cześć dziewczyny czy, któraś z Was wie coś może na temat mutacji genu MTHFR A1298C, wyniki wyszły dodatnie, wizyta u lekarza za półtora tygodnia internet pełen bzdur a głowa szaleje. Dodatkowo wyszło mi dodatnie ANA 1, już zleciłam kolejne ANA 2 i 3 ale na wyniki trzeba poczekać.

    1. Noname, wyszukałam dla Ciebie stary komentarz Claudii, która chyba już tu nie zagląda, bo dawno nie napisała. Nie wiem, czy to Ci pomoże, ale nic innego nie potrafię wymyślić:

      „Przy mutacji mthfr (zarówno a1298c jak i c677) zakazany jest kwas foliowy gdyż organizm nie potrafi sobie poradzić z przekształceniem go w aktywna forme-folian (co u człowieka bez mutacji zachodzi bez problemu). Dlatego też nic nie dają większe dawki kwasu foliowego bo on się tylko odkłada w organizmie ale nic nie daje.Trzeba brać folian.Tak samo witamina B12 i B6 muszą być w aktywnych formach”

      i dalej Claudia:
      „Na szczęście nie mam zespołu antyfosfolipidowego ale mutacja mthfr i tak może powodować zakrzepy:(”

      Mała Ania też wspomiała kiedyś, że ma zmutowany jeden wariant, ale to musi sama wyjaśnić, bo nie znam szczegółów.

      Zwróć się jeszcze tutaj ~nieplodnoscwkrakowie nieplodnoscwkrakowie.blogspot.com, autorka bloga napisała w komentarzu rok temu, ze też ma tę mutację.

      1. Jestem jestem Iza podczytuje co jakiś czas i mocno trzymam kciuki za twojego kropeczka.Wszystkim dziewczynom mocno kibicuje.Ja jestem w trakcie przeprowadzki i to poważnej bo z zagranicy do Polski-oczywiscie dalej się staramy i czekam na cud chociaż im to dłużej trwa tym gorzej to znoszę :(. Co do mutacji to ja mimo że mam heterozygote przyjmuje metylowane formy witamin, Noname jeśli chcesz się dowiedzieć więcej na temat mutacji to polecam stronę mthfr.net jest to strona założona przez lekarza który się ta mutacja zajmuje,warto poczytać (strona po ang)

    2. Ja mam mutacje MTHFR, ale mam heterozygote. Kwas foliowy przyswajam prawidlowo. Mimo tego przestawilam sie na kw foliowy w formie metylowej (metylofolian). Przy tej mutacji trzeba tez brac witamine B12 w formie metylowej (tzw.metylokobalamina).

      Przy wprowadzaniu form metylowych zalecana jest ostroznosc ze wzgl na ryzyko zatrucia organizmu kw foliowym.

      Masz jakiegos lekarza, ktory Cie poprowadzi przez to?

      Jesli chodzi o ANA screen – tu nie pomoge 🙁

      1. Ja też mam heterozygotę, z tego co piszecie nie brzmi to aż tak strasznie. Przeczytałam gdzieś w necie, że mutacja tego genu zwiększa prawdopodobieństwo ZD i autyzmu u dzieci, informacja ta podłamała mnie. Boje się co będzie.
        Przez ostani rok mniej lub bardziej regularnie brałam kwa foliowy (ten standardowy) jak się dowiedziałam o mutacji odstawiłam, zrobiłam badania na jego poziom i o dziwo wyszedł w normie.

        Byłam raz u dr Grygi, który zlecił mi to badanie do wykonania ze względu na moje obawy przed kolejną ciążą po poronieniu rok temu. Słyszałam o Nim dobre rzeczy, mam nadzieje, że wie co robi. Jednak cena za wizyte jest kosmiczna jak dla mnie – 150 zł za niecałe 10 minut w gabinecie, które ostatnio spędziłam.

        Co chwile wymyślam badania do wykonania – boje się kolejnej straty tak bardzo, że najchętniej zrobiłabym wszystkie możliwe, czuje, że zaczyna mi lekko odbijać.

        Podziwiam Was za siłe i determinacje w staraniach, czuje, że ja jestem zbyt słaba, że kolejny raz się nie podniose.
        Czytam Was od prawie dwóch lat, dziele z Wami radości i smutki tak po cichutku przed własnym monitorem. Niesamowita siła bije z tego miejsca.

        1. Noname przy odpowiedniej suplementacji mutacja nie powinna wpłynąć na przebieg ciąży.Niestety ja o niej dowiedzialam się dopiero po trzecim poronieniu:(. Nie tylko jest ryzyko wad wrodzonych ale i mikro zakrzepow – ja w dwóch pierwszych ciążach miałam krwiaki a trzecia ciąża była już na clexane i acardzie ale bez folianu.

          1. wczesniej brałam przez rok po poronieniu kwas foliowy duża dawkę i acard, tak że u mnie problem był z zajsciej i donoszeniem.
            ciąże na clexanie i acardzie, dodatkowo kw.foliowy i b12, asparginie…. w ciąży zdarzyło się też zagęścić trochę krew exacylem… miałam krwiaka, cyste, plamienia, przodujące łożysko, skracającą się szyjkę małowodzie i generalnie wszystkie przypadłości co mogą się pojawić w ciąży tylko nie licznej grupie kobiet:) ale jest cud! przy odpowiednim zabezpieczaniu lekami ciąże donosiłam.

    3. Noname my byliśmy u genetyka, i odwrotnie niż Claudii, kazano mi brać przy tej mutacji kwas, tylko 15, nie standardowe 0,4, do tego 04 folian – to w przypadku starań o dziecko. A poza tym, mam sobie raz w roku zrobić poziom homocysteiny i ewentualnie kontrolować się w poradni nadkrzepliwości.

    4. Ja też mam tą mutację.Stwierdzoną tylko w jednym allelu. Heteroztgotę. Ja w ciąży miałam zalecony kwas foliowy w mocniejszej dawce-5mg na dobę. W donoszonej ciąży bralam też clexane.Ale mam też wade V czynnika Laiden.Również ANA 1 i ANA 2 wyszły mi dodatnie. Żaden lekarz nie potrafił mi tego wytłumaczyć o co chodzi.Ale chyba w związku z tym brałam na początku encorton. Po czterech poronieniach przy tych lekach udało się.

        1. Tak jak pisałam razem miałam 4 poronienia.Wszystkie między 6 a 8 tygodniem ciąży. Po trzecim w końcu skierowali mnie na badania genetyczne.Bo wcześniej to właśnie tłumaczyli poronienia wadami zarodka.Objawów specjalnie nie ma.Ja zawsze od razu po pozytywnym teście biegam do lekarza i na pierwszej lub dwóch pierwszych wizytach wszystko było ok. A na kolejnej nie było wyczekiwanego serduszka.Tlumaczyli mi że robił się zakrzep i zarodek obumierał.Ale tak jak pisałam mam też wadę V czynnika Laiden.
          A co do oczyszczenia się po poronieniu to ja tylko raz miałam silne krwawienie.U mnie nie było szans żeby nie zauważyć zarodka.Tego nie da się pomylić z niczym innym.
          Po kazdym poronieniu mialam też łyzeczkowanie.Bo nawet przy tym ostatnim razie kiedy niby samo się oczyścić, po 8 tygodniach okazało sie że coś jeszcze zostało.Ale mój organizm chyba dobrze je znosił.
          Życzę Ci z całego serca żeby u ciebie ta historia już się wreszcie zakończyła.

  34. Ja jutro jeszcze do pracy i zaczynam mój dwudniowy weekend majowy, drogie Panie. Dwa dni! Dostałam dwa dni z rzędu wolnego!!! 🙂 Rozpusta, jak za dawnych lat 🙂
    Przemieszczam się zatem daleko od miasta, korków i budzika.
    Z takim pyci małym internetem. Raczej, żeby czytać, niż pisać.
    Będę zaglądać do Was i robić różne fajne rzeczy, takie jak nadziewanie dżdżownic na haczyk… 🙂

    1. Piegusku, jak zarodek w macicy, to będzie dobrze. Ja przed serduszkową zaliczyłam spore krwawienie z wątróbkami włącznie.. odleżałam dwa tygodnie i było już ok. Krwiaka nie było,wiem nie wiadomo dlaczego..
      Głowa do góry.

  35. Dobry wieczór:)

    Mamy dwa zarodki. Cały dzień goniłam od zajęcia do zajęcia, uciekając przed panicznym strachem o nie… Jutro transfer. Staram się nie myśleć. Kładę się spać z nadzieją sabotowaną przez ten cholerny lęk…

      1. Dzięki!!! 🙂
        Właśnie obmyślam, jakby je tu spokojnymi uczynić:) Dziesiątki zastrzyków, leki, wizyty, zabiegi… Wszystko to nic w porównaniu do bezsilnego czekania. Napięcie rośnie… Muszę się cały czas pilnować, żeby odwracać od niego myśli. No ale nie tracę nadziei:)))

        1. Kup sobie kolorowanki 🙂 Ja kolorowalam podczas starań i oczekiwania na wynik Bety. To bardzo uspokaja, przestaje się myśleć o oczekiwaniu… Polecam Ci z całego serca, a koszt niewielki 🙂 Trzymaj się ciepło w te piękne majowe dni…

        2. Tak już po 🙂
          CUDOWNIE było! Za każdym razem jest lepiej 😉 A pomyśleć, że kiedyś bałam się, że bez naturalnych starań nie ma tej… „magii”. Ale jest! Mnóstwo! Nie wiem czy nie więcej:) Parę łez spłynęło ukradkiem. Stres zniknął po przekroczeniu drzwi gabinetu. Tak się rozluźniłam, że zapomniałam podpisanych zgód, jakie leki przyjmuję i jak się nazywam 😉 Ale było mi tak dobrze, że 40 minut zleciało jak jedna.
          Oba Zuchy przetrwały do dziś 😀 Pięknie się rozwinęły. Dużo lepiej niż ostatnio. Jednego zabraliśmy, a drugi powędrował do krainy lodu.
          Teraz czekamy…

          1. Uczuciowa, u mnie duży, gruby deszcz. Będzie po nim rosło:) Niech twój Zuch wyrasta z tej kulki w kijankę i tak dalej. Mocne kciuki….

  36. A miałam być twarda, nie łudzić się, nie marzyć widocznie się nie da. Klamka zapadła. Termin transferu wyznaczony 11.05 godz 14. Dwa zarodki. Podjęłam już decyzję – nie chcę żadnych telefonicznych weryfikacji, nie chcę się nakręcać, co ma być to i tak będzie. Cokolwiek bym nie robiła, jak mocno się starała, cokolwiek bym nie poświęciła. Czytam Wasze wpisy i podziwiam Was wszystkie razem i każdą z osobna. Jesteście mega dzielne, mega twarde i mega odważne. Ostatnio brakuje mi tej siły, woli walki entuzjazmu i zapału. Jeśli coś MOŻE się nie udać to NA PEWNO się nie uda. Nie umiem ostatnio inaczej…..
    Może dlatego że znów biorę hormony i to one tak na mnie działają, może to dzisiejsze zamieszanie związane z wizytą (zmiana godziny z 15 na 21 i lekarza z fajnego na tego którego akurat lubię najmniej) dzięki czemu wracam dopiero do domu (na miejscu będę dopiero ok.1 o ile zdążę na przesiadkę) a może to przez wszystkie inne złe rzeczy które nie układają się tak jak powinny. Nikt ze znajomych nie wie o mojej walce, więc chociaz tu chociaz Wam mogę się wyglądać.

  37. Witaj Izo! Witajcie dziewczyny. Czytam was od prawie roku. Od roku zmagam się z niepłodnością. Mam niski poziom AMH, mąż bardzo słabe nasienie. Staramy się o dziecko od roku. Miałam już 2 podejścia do in vitro. W pierwszym (sierpień 2015 r.) pobrano 6 komórek jajowych, tylko 2 zapłodniły się prawidłowo. Podano mi 2 zarodki, nie było co zamrażać 🙁 Międzyczasie dostałam mega uczulenia na Acard (salicylany). Inteligentna „ja” – zapomniałam powiedzieć lekarzowi o uczuleniu na nie. Miesiączka powitała mnie w dniu badań BHCG. Byłam tego dnia sama, mąż wyjechał w kolejną zagraniczną delegacje. Myślałam wtedy, że świat się zawalił. Drugie podejście w październiku 2015 r. – przeddzień moich imienin. Pobrano 4 komórki jajowe – 3 się zapłodniły. Moje 3 najwspanialsze, wymarzone prezenty na imieniny!!!! Podano mi 2 zarodki, 1 zarodek zamrożono. Beta dnia 13 listopada 2015 r. (13 to mój pechowy dzień) wskazała ciąże. Zagnieździł się 1 zarodek. Wszystko rozwijało się prawidłowo, serduszko biło, moja mała Kropeczka rosła. Potem zaczęłam czuć się bardzo źle, miałam wysokie ciśnienie, nie mogłam nic robić tylko leżałam. Na usg genetycznym w 22 tygodniu okazało się, że moja mała Myszka ma wodogłowie, problemy z sercem i jelitkami. Machina ruszyła, a ja czułam się jak na młyńskim kole w wesołym miasteczku – badania usg w Warszawie, amniopunkcja, wizyta w Instytucie Genetyki. Wyniki zwaliły mnie z nóg i myślałam, że nie wstanę – ciężka, letalna wada genetyczna. Zerowe szanse na przeżycie do porodu, zerowe szanse na życie po urodzeniu, zagrożenie moje życia sepsą po obumarciu płodu. Miałam niewiele czasu na zastanowienie co dalej – to był 23 tydzień ciąży. Podjęłam najtrudniejszą decyzje w moim życiu – terminowałam ciąże. Nie chciałam, żeby moja córeczka cierpiała u mnie w brzuchu i/lub po urodzeniu. Szpital – najgorszy koszmar w moim życiu. Przeżyłam to tylko dzięki mojej siostrze, która trzymała mnie za rękę i mojemu mężowi, który nie pozwolił mi zrobić sobie krzywdę. Pochowałam nasza Kruszynę i zapadłam się. Nie widział świata, ludzi, nic się nie liczyło tylko ból. Minął 1 miesiąc, odkryłam, że drzewa są zielone, kwiaty kwitnął, świat żyje mimo, że ja cierpię. Okazało się, że mam kilku sprawdzonych przyjaciół, którzy pomagają mi wstać z tego upadku, ale życie nigdy nie będzie takie jak dawniej.
    Dlaczego wam to piszę? – Potrzebuje komuś o tym powiedzieć, mam nadzieje, że mnie zrozumiecie, nie będziecie oceniać i przyjmiecie do swojego grona. Czeka na mnie mój mały mrozaczek. Wrócę po niego za 3 do 6 miesięcy. Boje się najbardziej na świecie, ale nie zostawię go tam. Pozdrawiam was serdecznie Siłaczki.

    1. Czesc Fiolka Silaczko,
      rozumiemy i nie oceniamy, bo wiele z nas tutaj ma za soba, lub jest wlasnie na drodze uslanej bolem, łzami i ciepieniem.
      To niewyobrazalnie straszne stracic dziecko na tak poznym juz etapie ciazy, co gorsza, musiec podjac decyzje o jego zyciu lub smierci.
      Znam ten bol, sama przeszlam przez pieklo terminacji w 15 tygodniu ciazy z powodu ZD i wad towarzyszacych.
      Boli przerazliwie, ale tak jak napisalas, mimo naszego bolu swiat dalej sie kreci, zycie sie toczy i…nigdy nie wiemy co jeszcze nam przyniesie.
      Ja tez straszliwie balam sie kolejnej proby, kolejnej wady.Ale udalo sie, wiem po usg polowkowym ze czekam na zdrowego synka. Wiem tez, ze dopoki nie urodze i nie wezme go w ramiona strach mnie nie opusci nawet na chwile, czasem jak budze sie w nocy to odruchowo dotykam brzucha i sprawdzam ruchy..ale mimo tego strachu i obaw warto probowac i nie poddawac sie.Dobrze, ze masz osoby wokol siebie na ktore mozesz liczyc, dobrze ze masz takiego wspanialego M. ktory trzyma Cie za reke w zlych i dobrych chwilach, razem jest latwiej przez to przejsc.
      Wracaj po swojego mrozaczka jak tylko poczujesz sie gotowa.
      Jeszcze bedzie dobrze, jeszcze bedzie pieknie 🙂

      1. Dziękuje Bilbao. Bardzo mi pomógł Twój wpis. Poczułam, że nie tylko ja musiałam podejmować taką straszną decyzje. Już jest trochę lepiej. Staram się nie myśleć o tym co było. Teraz ważne jest dla mnie to, aby wrócić po mojego małego mrozaczka, który na mnie czeka.

    2. Jejku Fiolka czytając to prawie się popłakałam 🙁 zawsze takie historie mnie wyruszają ;( tak długo walczymy o tą ciążę, a później cześć z nas traci to o co walczyło często tyle lat.
      Mi nigdy nie było dane zajść w ciążę mimo tych 5 transferów…

      Nie jestem wstanie wyobrazić sobie nawet Waszego cierpienia :((((

    3. Boże…. Nie udzielam się tutaj tylko po cichu czytałam. Wiem co czujesz… przeżyłam ten koszmar. 3 lata starań i pół roku leczenia w klinice niepłodności iiii udało się. Niestety nie na długo 13 tydzień usg i ogromny obrzęk, płacz wściekłość i chęć skończenia tego okropnego życia. Oczekiwania na wyniki biopsji i wszystko to co dalej się wydarzyło to -PIEKŁO. Najgorszy dzień w moim życiu. Trudnio podjąć decyzję o zakończeniu życia dziecka na które tak bardzo się czekało i pragneło. Tak bardzo chciałam uciec że szpitala, nie wiedziałam czy dobrze robię, zresztą to tej pory nie wiem czy dobrze zrobiłam. Ból pozostaje i nie kończy się nigdy, i te miliony pytań w głowie. Nie umiem żyć tak jak kiedyś przed tym wszystkim, nie umiem się uśmiechać, nie umiem myśleć o przyszłości bo bardzo się jej boję, bije się tego co nas jeszcze czeka, ile jeszcze będę musiała unieść. Trzymaj się mam nadzieję że kiedyś wyjdzie słońce !

      1. Ewelis Kochana moja!!! BOLI I BĘDZIE BOLAŁO ZAWSZE. Zmieni się tylko nasilenie tego bólu. Wiem co czujesz, ja mam takie poczucie winy, że mimo, że pragnęłam mojego maleństwa zakończyłam jego życie. Z kim bym nie rozmawiała (lekarze, położne) potwierdzają, że to była najlepsza decyzja. Moja córeczka już nie cierpi. Jest razem ze swoją prababcią, po której dostała imię i jest jej tam dobrze.
        Ja w szpitalu pytałam tylko mojego męża czy mogę umrzeć. Świat się skończył, życie się skończyło, moje upragniony cud, o który staraliśmy się rok umarł. Życie jednak płynie nadal wokół mnie i za cholerę nie chce się zatrzymać. Trzyma mnie tylko to, że mam kochającego męża, rodziców, którzy mnie potrzebują i mojego mrozaczka, który na mnie czeka. Ściskam Cię mocno

        1. W tym całym nieszczęściu jedyne szczęście to mój mąż. Gdyby on był inny, to już dawno byłoby po mnie! Przed rodziną wszystko jest tajemnicą, niestety wsparcia nie mielibyśmy żadnego więc jest tak jak jest. Ja zaszlam w ciążę dzięki stymulacji cyklu mam nadzieję że jeszcze kiedyś się uda, że będę mogła cieszyć się maleństwem chociaż jednym. Trzymaj się ciepło i życzę powodzenia, będę tutaj obserwować twoje losy;-)

          1. Ewelis, kochana… nie wyobrażam sobie nawet, jak się teraz czujesz… masz tak świeże rany, nie da się tak wstać od razu…
            Ale jak w końcu wstaniesz, rozciągniesz kości i wystawisz twarz do słońca – spróbujesz jeszcze raz. W końcu udaje się tym, którzy próbują, prawda?
            Trzymaj się Ewelis… !

      2. Ewelis, Fiolka, ja musiałam usunąć zdrowe bliźniaki, żywe, w 14 tc, żeby ratować siebie. A może mogłam poczekać, może dałoby się uratować nas wszystkich? Nigdy nie pozbędziemy się wątpliwości.
        Teraz przynajmniej czuję ulgę, że tym razem nie muszę decydować.

        1. Wiem Wężonku. Czytam Cię od dawna. Jesteś dla mnie inspiracją, że im bardziej życie daje w tylną część ciała, tym wyżej podnosisz głowę i idziesz do przodu. Jak przed Wielkanocą dowiedziałam się, że jest źle z moją malutką myślałam o Tobie i Twojej decyzji. O tym, że dałaś radę. To mi trochę pomogło. Trzymam za Ciebie kciuki, niech szybko pójdzie teraz i niech obejdzie się bez wizyty w szpitalu. Pozdrawiam serdecznie.

        2. Dlaczego to wszystko nas spotyka?
          Przez tą cholerna niepłodność i tak musimy przejść wiele, dlaczego???
          Podziwiam cie, chciałabym być odrobinę silniejsza, moje maleństwo odeszło 16 kwietnia a ja dalej w ciemnej….

    4. Fiolka, bardzo mi przykro…trudno znaleźć słowa. Podjęłaś najlepszą decyzję w tym całym koszmarze a świat kręci się dalej, czy tego chcemy czy nie, słońce wschodzi i zachodzi, chociaż tego nie chcemy. Tu nikt cię nie oceni. Rozgość się.

    5. Fiolka, nie wiem co napisać, siedzę i ryczę, ja tez piszę do Was w formie terapii dla samej siebie, żeby sie wyzalic, wyplakac. Dlaczego świat nie reaguje na Nasze cierpienie? Nam swiat wali sie na glowy a za oknem znow wiosna? Panoszy sie z całą swoją bujnoscia, plodnoscia, sloneczna pogoda, śpiewem ptaków itp czy nie widzi ze dla nas świat umarł? Nie może uszanować naszego bólu i cierpienia?!
      Ostatnio dotarło do mnie nie nie żyje naprawdę, że tylko wegetuje, nawet nie wiem od jak dawna…. Wiesz co jest najgorsze w tym wszystkim? Ze tak naprawdę nadzieja ktora nas trzyma przy życiu jest trujaca i zabija nas od środka, karmi nas, ale zatruwa….

    6. Fiolka rozumiem Cię doskonale. Przeżyłam to samo. Rok starań, nam udało się po IUI, potem beta, serduszko. Na usg w 21tc wyszło że nasze dziecko nie ma nerek – wada letalna jak Wiesz. Potem już szybko bo czas gonił. Też musiałam podjąć decyzję. Też nigdy nie zapomnę. Ale wierzę że teraz mamy nasze Aniołki Stróże, pilnują nas i nam pomogą. Jesteś bardzo dzielna. Wierzę że dla nas wszystkich w końcu zaswieci słońce.

      1. Dziewczyny ściskam Was mocno, jesteście mega silne. Myślałam że ja mam pecha i że ciągle mam pod górkę, 6 lat starań potem jedno poronienie w 6tc, ivf nie chce zaskoczyć…to jest nic w porównaniu do tego co Wy przeszłyście. Ryczę i aż mi głupio, że czasem użalam się nad sobą…

    7. Fiolka, przeczytałam Twój wpis kilka dni temu, pojechałam z nim w głowie na krótki wypoczynek, wróciłam z nim, ale odpowiednich słów nie znalazłam.
      Łzy mi pociekły po Twojej historii…
      Jesteś bardzo, bardzo silną kobietą. Masz w sobie niezwykłe ziarno, które służy regeneracji.
      Pozbierałaś się z miejsca, z którego nie wiem nawet, jak można wyjść.
      Porażające, straszne, niesprawiedliwe.
      Takie rzeczy nie zdarzają się dwa razy w życiu, Fiolka.
      Wracaj po Maluszka.
      Ściskam Cię mocno, czasem to pomaga bardziej, niż paplanie.

  38. Kurde, dziewczyny jest 1:25 w nocy a ja nie moge spac. Dzis byl 8 dzien stymulacji i wstepnie mielismy konczyc ale zamiast tego wieczorem dostalam dodatkowa dawke gonalu. Jutro rano mam wziac znowu menopur 75. Zamiast gonalu (bralam 50 ale dzis lacznie 75) mam wxiac perugon 50 (czy jakos tak) oraz biore od jakis 4 dni zastrzyk cos na o… Orgalutran (sorki nie chce isc na dol sprawdzac czy dobrze pisze zeby nie budzic meza). Ale do rzeczy: serce mi wali jak oszalale i jak o tym mysle to jeszcZe bardziej sie nakrecam czy to jest normalne? To mozliwe, ze tak sie nagle dziwnie poczulam po tych zastrzykach czy to panika? Jakos nie moge sie wyciszyc, jestem jakas taka…no sama nie wiem ale nie nige spac i poca mi sie z warazenia nogi (wiem jak to brzmi). Mam wrazenie, ze mam podniecionw cisnienie. Wkrecam sobie? Czy jednak na koncowce cos mi nie sluzy? Czy to jest niebezpieczne? Sorki za bezlad w wypowiedzi ale jestem jakas nieswoja i jak pomysle o tych kolejnych zastrzykach rano to mi slabo. Nie chodzi o wbijanie igly bo z tym nie mam problemu tylko o to, zeby te leki mi nie podkrecily tej „trzesiawki”…

    1. Soniu ja kilka dni przed drugą punkcją wylądowałam w szpitalu z podejrzeniem ataku astmy. Mam wszystkie możliwe uczulenia (pokarmowe, wziewne, leki….wszystko – do koloru do wyboru). Do tego astma od 11 roku życia i alergiczny nieżyt nosa. Do tego w pakiecie (po prababciach) otrzymane w genach seronegatywne zapalenie stawów. Zaczęło się w nocy ok 1 od duszności, leki nie pomogły, wezwałam pogotowie. Elegancko zawieźli mnie na SOR. Zrobili mi wszystkie badania, jak to określił lekarz – jestem zdrowa (jak koń dodałam już ja od siebie). Pielęgniarki patrzyły na mnie jak na debila!!! Nie obyło się od niewybrednych komentarzy typu: Ta Panikara… W szpitalu dostałam leki na uspokojenie, lekarz wypisał jakiś lek na receptę na uspokojenie i kazał się nie denerwować. Łatwo powiedzieć… Zaczęłam pić melisę i za dużo nie myśleć o tym, co będzie jeśli się nie uda.

      1. Ja cały czas się zastanawiam, na ile moja pokrzywka miała znaczenie w odrzuceniu zarodków. Lekarz przekonywał, że zmiany skórne nie mają wpływu, ale to przecież jest reakcja organizmu na coś. Przez ostatni rok zaliczyłam 4 razy ciężką pokrzywkę, 2 razy zakończoną zastrzykami w szpitalu. Cała opuchnięta, w bąblach, zawroty głowy, omdlenia…
        Najgorsze, że nie mam pojęcia od czego. Przetestowałam już prawie wszystko , co podejrzewałam.

        Jedna trafiła mnie wieczór przed pierwsza moją punkcją, druga, po kilku miesiącach, w 8dpt. Trzy dni później pozytywna beta zaczęła spadać.

        Powoli zaczynam obstawiać, że to nerwy, choć wydawało mi się, że jestem spokojna i zaczęłam się denerwować dopiero kiedy zobaczyłam to coś na skórze…

        Za kilkanaście dni (oby!) kolejny transfer. Jak utrzymać nerwy na postronku? Jak ułożyć myśli w głowie?

        1. U mnie pokrzywka w okolicy załamania pod kolanami, łokciami często pojawia się w wyniku silnego stresu. Rozmawiałam o tym z moją panią doktor – alergolog (leczy mnie od 11 roku życia) i stwierdziła, że często mogą pojawiać się takie szopki w wyniku silnego stresu. Mnie jeszcze schodzą skórki w okolicy paznokci u rąk i to tak, że krew się leje, tworzą się brzydkie rany. Też reakcja alergiczna na silny stres.

    2. Sonia, jak się powtórzą te kołatania i pocenia, to skontaktuj się z lekarzem. To za dużo konkretnych objawów jak na reakcję psychosomatyczną.. Pamiętaj, żeby aspirować przy zastrzyku.. mnie gonapeptyl podszedł chyba w naczynie i miałam niezłą jazdę, bo widać dawka za szybko uwolniła się i organizm szalał.

      1. Meliska, nie wiem, chyba krotkim;) O nic dr L nud pytam. Robie wszystko co kaze bez mrugniecia okiem. Bez pytan. I nawet, bez czytania ulotek choc korcilo mnie bardzo;) Oparlam sie na jego „ojcowskim” ramieniu i ide krok po kroku. Musze tu napisac, ze jak sie czlowiek blizej z nim zapozna to ta pierwsza bariera puszcza i to jest bardzo dobry, empatyczny czlowiek. Nadal bardzo zajety. Nadal nie ma ocZywiscie dlugich debat co i jak ale mi to nie przeszkadza. Jakos poddkornie wierze, ze on wierzy w to co robi. W sobote punkcja. 11:30. 😉 a jak u Ciebie Melisko?

        1. Poniżej zapytałam Soniu o to samo, dopiero teraz zauważyłam ten wpis, wybacz 🙂 W sumie też mu zaufałam, mój poprzedni lekarz również nie był wylewny jeśli chodzi o tłumaczenie czegokolwiek, ale też miał ojcowskie podejście, potrafił wziąć za rękę, zawsze po imieniu się zwracał, to był jeden z prekursorów in vitro w naszym kraju, dobry lekarz, niestety u mnie nie wyszło, aczkolwiek zawsze mi mówił, że muszę w końcu zajść w ciążę… ciężko mi już wierzyć, jakoś tak działam automatycznie, bez specjalnych nastawień, przynajmniej tak mi się wydaje… a czas pokaże… przeniosłam się żeby coś zmienić, być może tam coś nie zagrało…
          To u Ciebie Soniu już koniec stymulacji 🙂 Napisz mi proszę przez ile dni brałaś leki (Gonal, Menopur). Trzymam kciuki za jutro, napisz po jak poszło 🙂

          1. Przez 8 dni bralam menopur 75 i gonal najpierw 25 a potem 50. 9 dnia stymulacji zamiast gonslu dostalam perugon 50. I koniec. Od chyba 4 do 9 dnia stymulacji bralam tez zastrzyk orgalutran zeby pecherzyki nie pekly za wczesnie. I juz. I czekam. 😉 czy Ty bylas wczesniej u prof W??

          2. Trzymam kciuki za jutro żeby było dużo komóreczek 🙂 To Twoje pierwsze podejście Soniu? (oby udane) Tak, byłam u prof. Jak u niego nie wyszło to nie wiem czy ja jeszcze rokuję, ale spróbuję ten raz w innym miejscu… Miałaś z nim styczność?

          3. Melisko, prof W diagnozowal nas kiedys w wawie i juz wtedy mowil, ze tylko in vitro. Glowne wskazanie wtedy to bardzo zle nasienie meza. Nie chcialam wowczas o tym myslec bo my mamy juz syna wiec myslalsm, ze skoro raz sie udalo to uda i drugi. Ale minelo od czasu tej diagnozy ponad 2 w sumie prawie 3 lata i stracilam wiare w naturalny cud;) jezdzenie do Bialegostoku nie wchodzilo w gre wiec leczymy sie z polecenia znajomych (maja blizniaki od dr L;)) w N;) Oby do jutra;)

          4. Meliska, uda Ci sie. Czasem pomaga zmiana reki, swieze spojrzenie;) tego sie trzymaj! Trzeba myslec pozytywnie. Trafilas w dobre rece.

  39. Fiolka, jestes bardzo dzielna i niestety bardzo okrutnie los Cie doswiadczyl. Ogromnie Cie podziwiam, ze wstalas po tej tragedii i ze masz sile walczyc o swoje/wasze szczescie. Trzymam za Ciebie kciuki i obys jak najszybciej mogla wrocic po swojego mrozaczka.
    ___
    Prymulka, wymiatasz! Gratuluje! 🙂

  40. Dziewczyny a ja dziś powtarzałam próby wątrobowe. I nagle dzwonią do mnie z labu, że wyniki są b. złe i żebym się natychmiast skonsultowała z lekarzem. Na moje nieszczęście nie odbiera. Jeśli się z nim nie skontaktuję chyba pojadę na IP. Mam nadzieję, że mnie przyjmą. A swędzenie się nasila 🙁

          1. Ewelinaaa, napewno zrobią tak, żeby dla was było najlepiej. Trzymam kciuki za ciąg dalszy, lub ewentualne pierwsze spotkanie.

  41. Hej hej. Chwilę nie pisałam bo dużo się działo. Generalnie 4 kwietnia mialam transfer. 14 kwietnia beta hcg 103 – mega radość 🙂 pierwszy raz ciążą. Potem wizyta 23 kwietnia. Beta hcg coś ponad 2000. Lekki strach bo progesteron niski ale lekarz był pozytywnie nastawiony. Jutro kolejna wizyta ale chyba nie będzie już tak fajnie. Wyniki mialam zrobić już dziś i niestety Beta hcg coś trochę ponad 20000. Przeczytałam już chyba cały Internet. Głowa mnie boli. Nic nie jadłam. Wiem ze to za niski przyrost ale czy jest jeszcze nadzieja ? Chyba nie :(:(:(

    1. Ola, beta powyżej 10 000 już chyba nie przerasta równomiernie, o ile dobrze kojarzę, więc chyba nie masz się co zamartwiać na zapas. Jesteś po świeżym transferze czy crio ? Przy crio a sztucznym cyklu progesteron może być niski.

      1. Jestem po Crio.
        Dziękuję za słowa otuchy. Właśnie oczy wyplakuje 🙁 niestety ale przypomniał mi się los Wezona 🙁 to jest takie straszne. Obym się mylila.

        1. Olga, moje przyrosty bety były bardzo złe we wszystkich 3 ciążach, dwie poroniłam, ostatnia wyglądała tak, że w ciągu 48h przyrost z 2000 na 2450, następnie po 72h z 2450 na 4300, a dziś córeczka z tego tragicznego przyrostu siedzi obok mnie, mimo, że w szpitalu powiedzieli mi, że nie ma na to szans. Przyrzekłam sobie, że jeżeli jeszcze kiedykolwiek uda mi się być w ciąży nie będę badać przyrostu…

          1. Olu, rozumiem doskonale, wylałam morze łez, przeczytałam masę historii innych dziewczyn i ich przyrostów beta hcg, ale jak widzisz na moim przykładzie, nie zawsze musi to oznaczać najgorsze, ja miałam dodatkowo krwawienia i silne bóle brzucha, a mimo to się udało, trzymam kciuki za wizytę!

        2. Ola, jestem przekonana, ze jutro zobaczysz serducho. Chyba hormony ciążowe Ci już dają znak- nie płacz, i nie panikuj. Po crio na cyklu sztucznym prog jeet niski. Na naturalnym nie wiem.

    2. Ola, przy takich wysokich betach przyrost nie jest taki szybki i nie jest diagnostyczny. Powyżej 6 tys. nie bada się bety dla sprawdzenia prawidłowości ciąży. Ważne jest to, co widać w macicy. Pamiętaj, że ostatnią betę zrobiłam po złym obrazie usg. Było 17 tys., w 13 dni urosło do tylu z 6 tys.
      U Ciebie jednak bardziej urosło.
      Odetchnij głęboko, zapomnij o becie i czekaj sspokojnie na jutrzejsze badanie.
      Nie powiem Ci, że na pewno jest dobrze, bo tego nie możemy być pewne na żadnym etapie. Ale powiem Ci, że ta beta nie przesądza, że jest źle. 🙂

      Który to był Twój transfer?
      Daj znać zaraz po badaniu.

        1. To był nasz 5 transfer. Pierwszy udan 🙂 tyle mialam marzeń. Nie chciałam się za mocno nastawiac ale i tak jakoś chyba przesadzilam bo teraz strasznie to przeżywam.

          1. Jak się nie nastawić? Jak jest ciąża , to trudno nie nastawić się, nie mieć nadziei.. naprawdę,głowa do góry, wszystko będzie dobrze! Jak nie to dostaniesz w wirtualną dupę:) Melduj po wizycie.

    3. Ola, nie trać nadziei! Do jutra niedaleko, choć jak wiemy i przez ten czas można z nerwów osiwieć. Dlatego weź sobie do serca, co piszą bardziej doświadczone dziewczyny. Wiedzą co mówią:) Oddychaj głęboko i powoli. Wdech, wydech, wdech, wydech. Zaciskam kciuki z całych sił za jutrzejsze serducho na USG:)))

  42. Ostatnio tutaj trochę zielona łąka powiało, aż optymistycznie się zrobiło. Gratuluję dziewczyny 🙂
    Tym którym się niestety nie udało, przykro mi, trzymam dalej kciuki:-)
    Ja właśnie jestem po swojej pierwszej dawce gonal f -150. W niedzielę lub poniedziałek rano jadę sama do K-ic, wizytę mam w poniedziałek na 17;45, wcześniej krew do pobrania, ale mam pietra 🙂 pozdrawiam was gorąco dziewczyny

  43. U mnie nie obyło się bez punkcji torbieli (poniedziałek), wczoraj zaczął się okres, zadzwoniłam rano do N., oddzwonili dopiero o 16 z informacją, że muszę zrobić usg zanim zacznę dziś przyjmować leki. Niestety u nas w mieście nie było gdzie, musiałam coś znaleźć na gwałt, w końcu pojechałam do miasta obok (50 km) i znowu najadłam się strachu, bo lekarz stwierdził, że jest jakiś pęcherzyk na 1,1 cm, że niby nie powinien przeszkadzać, ale decyzja należy do dr. z N. Pani pielęgniarka w N. nie była pewna co na to dr, czekałam godzinę na decyzję prawie z płaczem, bo ciągle schody małe i duże, a ta czwarta stymulacja jest moją ostatnią szansą – tak myślę… no i chciałam załapać się jeszcze w ramach refundacji. Na szczęście dr L. dopuścił mnie do stymulacji, dziś w 2 dc. zaczęłam przyjmować Menopur 150 i Gonal F 100 i we wtorek będzie dzień prawdy 🙂 Staram się czytać Was w wolnych chwilach, przyznam, że nie zawsze nadążam i nie mogę jeszcze zapamiętać wszystkich, tak dużo u Was się dzieje, oby więcej dobrego niż smutku. Pozdrawiam serdecznie!

      1. Soniu, kontrola ma być w 6 dc., po 5 dniach przyjmowania leków, wypada to we wtorek, wtedy dowiem się co dalej. A u Ciebie jak sytuacja? Jaki masz protokół i na jakim jesteś teraz etapie?

  44. Olga, ale z Ciebie ranny ptaszek, o tej porze juz piszesz 🙂
    czy Ty tez nie mozesz spac tak jak ja?mnie spanie na lewym boku wykancza, zawsze spalam na prawym, a teraz staram sie na lewym i pobudki mam w nocy po kilka razy, w dzien chodze jak zombi 🙂

    1. Ja nie moge spac 😉 I tez staram sie na lewym boku. Udaje Ci sie? Nie lubie tej pozycji, ale jak leze na plecach to mam wrazenie, ze brzuch sie jeszcze bardziej spina 🙁

      1. Na plecach mam od razu macice jak kamien wiec odpada.
        A ten lewy bok to jakis koszmar, budze sie przez niego co godzine. Jak sie….dziescia lat spalo na prawym i na brzuchu to nie dziwne, ze sie organizm przestawic nie chce za nic.

    2. To Was teraz zask? oczę: na szkole rodzenia kobietka fizjoterapeutka nas oświeciła, ze na prawym też można i nie jest to szkodliwe- kobieca anatomia za tym przemawia( coś tam cośtam). A sen mam jak zając rano, bo chłop jak wstaje do pracy, to ja czasem też i wtedy jakaś czytanka i potem jeszcze śpię.. czasem czuje aż wyrzuty sumienia:) na prawym lepiej mi się oddycha wogole..
      Co poza tym u was?

      1. u mnie ok. non stop leze & walcze tylko o kazdy dodatkowy dzien ze skracajaca i rozwierajaca sie szyjka macicy :/ jeszcze 2 tyg i mam granice przezywalnosci plodu (yeah)

        oprocz tego w sumie nic 🙂 na kiedy masz termin?

        1. To się należysz Bohaterko. Dziecko Ci niejeden medal za to wyrysuje:) zobaczysz: teraz 23 a potem 27 a potem 32, 34 itd. i okaże się, ze szyjka wytrzyma do terminu. Małgorzatka, zapomnialam, czy ty masz Panienkę cz Kawalera w środku? Jak znosisz to leżenie? Zobacz sobie na bloga zakamarek kamilii na okres ciążowy…

    3. Ja własnie slyszalam o tym prawym boku, ale jakos zapomnialam to sprawdzić i niespecjalnie się przejęłam. A czemu nie można ? Tak sobie myślę, że gdyby to było takie szkodliwe, to ludzkość by wyginęła już dawno, bo chyba kiedys nie mieli ludzie dostępu do takich informacji. 🙂 No ale może coś w tym jest…ciekawe..

  45. Dzień dobry. U mnie nic nowego. Cisza. Lenię się w domu. Nie mogę mieć zwolnienia ciążowego, to chociaż na poronienie sobie posiedzę.
    Lekarz dopiero w poniedziałek, bo wyjechał.

    Co u Was? Dunia, nie dałaś znać z wynikiem.
    Olaola, jak twoje usg serduszkowe?
    Magda, kciuki za powtórkę bety.
    Ola, powodzenia na dzisiejszej wizycie.
    Ewelinaaaa, jakie decyzje u Ciebie?
    Piegusku, wszystko ok?
    Mała Aniu, jak się czujesz?

    Powodzenia dla wszystkich stymulujących się i implantujących. 🙂

    1. Z czym kiedyś kojarzyło mi się poronienie- z nagłym krwawieniem, kilka dni i po sprawie. Ach jaka głupia byłam.
      Wężon życzę kolejny już raz żebyś mogła już planować dalsze kroki zamiast trwać w tym zawieszeniu…

      1. Renata, takie nagłe poronienia, to jak coś jest nie tak z macicą lub hormonami. Jakiś duży krwiak, odklejenie kosmówki. Ewentualnie jak się nie badasz i nie zorientujesz, że zarodek od trzech tygodni nie żyje i wreszcie samo poleci. A tak, to trzeba czekać.
        Z dwojga złego, dobrze, że tak trzyma, bo to znaczy, że endo i szyjka są w porządku.
        Tylko niech się ten zarodek wreszcie odczepi.

        1. Teraz to już wiem. Przecież też miałam tak samo, z tym że u mnie szybko: leki i zabieg. Tak myślałam dawno temu jak pojęcia nie miałam że mogłoby to mnie dotyczyć…

  46. Dziewczyny po obchodzie dowiedziałam się ze wskaźniki rzeczywiście rosną. Dostałam bardzo dużo leków jestem cały czas na kroplowce. Zrobili jeszcze kwasy zolciowe ale wyniki będą dopiero po weekendzie i od nich zależy co dalej czy ciąże rozwiązujemy czy możemy jeszcze poczekać. Ehh…

    1. Ewela, tfu tfu tfu nawet jakby trzeba bylo rodzic to sie nie martw, wszystko bedzie dobrze, dziec juz duzy i da sobie doskonale rade.

      Ile jeszcze masz do terminu porodu? 4 tyg? 6?

    2. Ewelinaaa to się dzieje u Ciebie. Nie można nic przewidziec. Oby zaczęło się naturalnie tak jak chciałaś. Ale w ten czy inny sposób już niedługo będziecie szczęśliwie razem. Trzymaj się i informuj na bieżąco. Czytam Was dziewczynki w miarę możliwości codziennie wieczorem.

  47. Ewelina, to jak zejdzie kroplówka, leć na szpitalne schody i dawaj, ile sił w nogach, skoro jesteś donoszona, to może się zacząć w każdej chwili. Wiesz coś o szyjce, jej gotowości do porodu? Masakra, ze tyle musisz czekać na wynik, to jest dla mnie niepojęte, że w szpitalu dwa dni oczekiwania. Życzę Ci, aby samo ruszyło jak najszybciej.

    Malgorzatka, co za crap z tą szyjką! Jakieś szanse na pessar/ szew? Bardzo dużo Ci się skróciła? W domu leżysz, czy w szpitalu? Ale cię ta ciąża doświadcza od pierwszego dnia. Współczuję.

    Wężon, za dużo tego jak na jedną osobę… Strasznie cię te starania doświadczają.

    U mnie potwierdziło się łożysko przodujące, na szczęście brzeżnie, a nie centralnie. Za wiele nie wiem o tym powikłaniu, postanowiłam nie czytać, żeby się nie nakręcać. Ostatnie, czego mi trzeba, to krwawe historie z internetowych for… Postanowiłam trzymać się słów lekarza, że wszystko, co muszę wiedzieć to „nie współżyć, nie dźwigać, a przy krwawieniu jechać do szpitala”. I tego się trzymam. Niewielu osobom w ogóle powiedziałam o tym, mam nauczkę z poprzedniej ciąży, kiedy miałam nadciśnienie i każdy, kto się o tym dowiadywał, czuł się w obowiązku uraczyć mnie jakąś dramatyczną historią o swojej znajomej/ znajomej znajomej, która też to miała i skończyła tragicznie… Nie potrzeba mi tego, mam dość stresów. Wizyty teraz co dwa tygodnie, na kolejnej mam dostać receptę na zastrzyki na rozwój płuc.

    1. Kas, niestety bywają gorsze historie niż moja. Co by było, gdyby Laura nie przeżyła i ciągle walczyłabym o pierwsze? Wciąż mi się przypominają słowa jednej z lekarek na moje zapytanie o stan córki: Żyje, ale przy dzieciach w takim stanie niczego nie można powiedzieć. Teraz oddycha, ale to nie znaczy, że dożyje do rana.
      Przez dwa tygodnie czekałam, żeby tylko telefon nie zadzwonił, żeby nie kazali przyjeżdżać się żegnać.

      Co do nadciśnienia – pierwsza córka J. jest upośledzona, bo przez nadciśnienie matki za wcześnie się urodziła.
      O przodującym łożysku nie znam żadnych historii. 😉
      Wytrzymasz te 10 tygodni.

      1. O tak, o takich historiach właśnie pisałam. Jackpot! Moja teściowa czuła się zobowiązana przy każdej okazji przypominać mi o tej biednej dziewczynie z Włocławka, która straciła bliźniaki, bo za późno jej cięcie zrobili, ona tez miała nadcisnienie. Nie wiem, czemu ludzie to robią.

        Wężon, na jakim etapie Laura poczuła się lepiej, kiedy minęło najgorsze, „wyszła” z inkubatora, kiedy do domu?

        1. 10 dni była na respiratorze. Miała wrodzone zapalenie płuc i nie bardzo działały antybiotyki, ciągle odsysali śluz z krwią, dopiero poprawiło się, że dali celowany antybiotyk.
          Pamiętam, jak Pani ordynator pocieszała, że jest silna, bo próbuje walczyć z respiratorem i łapać własne oddechy, ale nie da rady jeszcze i muszą jej więcej środka uspokajającego dawać.
          To były najgorsze dni, a potem już było w miarę spokojnie do przodu. Odliczaliśmy kolejne wyjęte wenflony, bo każde wkłucie mniej to mniejsze ryzyko zakażenia.
          Długo jej zajęło dojście z powrotem do kilograma, bo tak jak każde dziecko spadła z wagi wyjściowej, z 980 g do 750 g. A poniżej kilograma nie wypuszczają z OIOM-u.
          Jeszcze problem z oczami, bo nie ominęła jej retinopatia i miała zabieg laserowy. W CZD narzekali, że trudno znaleźć taką małą maseczkę do usypiania, wtedy miała niecałe 1,5 kg. I po zabiegu znowu strach, czy nie będzie musiała znowu być na respiratorze po narkozie i co będzie ze wzrokiem.
          Po miesiącu wyszła z OIOM-u, jeszcze ze dwa tygodnie była w inkubatorze na zwykłej sali neonatologicznej i ze dwa tygodnie w takim zwykłym korytku jak noworodki, podgrzewanym.
          Do domu wyszła w niecałe dwa miesiące – poród 16 stycznia, do domu 13 marca. Termin porodu miałam na 12 kwietnia. W dniu wyjścia ważyła 1860 g.
          Takie trzykilowe noworodki wydawały mi się olbrzymami.

  48. Lekarz powiedział że mnie to należy lac po tyłku i patrzec czy równo puchnie 🙂 ale z racji tego że jestem w ciąży to trzeba to odłożyć na później 🙂 słyszałam serduszko :* wszystko jest w porządku. Trochę mam za wysokie tsh ale już mi przepisał leki i kazał umówić się do endokrynologa. Chyba jest ok. Założył kartę ciąży 🙂 jestem w szoku. Dziękuję Wam za słowa otuchy :*

    1. No i super. Tylko nie wiem po co lekarz Ci kazał jeszcze betę powtarzać, tylko się zdenerwowałaś. Słuchaj bardziej doświadczonych koleżanek – niech nasze cierpienia się na coś przydają.
      Powodzenia w reszcie ciąży. 🙂

  49. Olga82 pewnie, że mam pietra tym bardziej, że 2dc miałam sprawdzić czy torbiel się wchlonela, bo była 29mm, niestety wczoraj ani jednego gina nigdzie nie mogłam dosięgnąć, wszystko pozajmowane, albo urlopy. Niby zawsze się wchlanialy. Dziś 3dc, Wczoraj pierwsza dawka leku a tu mnie jajnik boli i myślę czy to ta torbiel czy jajniki już ruszyły. Ja mam pco i ten jajnik był zawsze duży i pełny pęcherzyków, nawet po 1 tab clo, miałam zawsze 3 dominujące i pełno małych, no i zachodze w głowę i się martwię

    1. Napewno Cię przeswietlą w poniedziałek- to już niedaleko.. teraz do pierwszej wizyty, potem do punkcji, potem transfer i do bety… tak etapami. Ja też pcos. Nie czulam wogole jajek (16). Twoje widać ruszyły, niektóre dziewczyny czują od razu. Jakbyś się martwiła to zawsze mozsz gdzies na ginekologiczna izbę przyjęć podjechać i może się ktoś zlituje…

    1. Zero sikańców tym razem! Już mi połowa włosów wypadła przez dotychczasowe 😉 Beta 19 maja. Dopiero dwa dni minęły z czternastu. Nie opuszcza mnie nadzieja. Tylko pięć minut dziś płakałam, więc trzymam się nieźle 😉

  50. Wężon, miło że o mnie pamiętasz…
    I zastanawiam się jak po tylu przejściach i bolesnych doświadczeniach i …tych które miały nastąpić i jeszcze w TOBIE siedzą – wybacz… potafisz pamiętać i każdej z nas dodać siłę…

    Iza moja 5 nie była szczęśliwa….ale Twoja siódemka musi i tyle !!!!….I jak wspomniałś był najładniejszy ze wszystkich.
    Odpoczywaj a potem ogłoś dobre wieści.

    Ja zderzyłam się ze ścianą….czy to już koniec ….?

    1. Duniu, przykro mi. Co dalej – następna stymulacja?

      Po prostu udaję, że wszystko jest normalnie i nic się nie stało. Muszę być obok, żeby nie paść.

    2. Dunia… aż nie wiem jak zapytać. Zderzyłaś sie ze ścianą i… ? I co… ? Koniec? A co jest za ścianą? Pytam, nie chcę być wścibska, ale jestem bardzo blisko ściany. Nie wiem, jak się wtedy zachować?

    1. Niestety dobrych wieści nie będzie. Beta 0.3 w 7dpt. Muszę obmyśleć plan działania na kolejne miesiące. Czas zmienić klinikę choć sama nie wiem na jaką.
      Trzymam kciuki za pozostałe testując dziewczyny. Komuś się musi udać!

    1. Ewelka, tak, były objawy wyraziste i miłe: 26 stopni Celsjusza nad jeziorem i branie co chwilę (wędkowałam). Z innych – rechot żab nocą 🙂
      Czuję się znakomicie 🙂

  51. Iza, mam nadzieję, że cudownie wypoczywasz i zbierasz siły. Różowy komplecik z zielonymi kotkami i historia z dziewczynką, dla której go uszyłaś, absolutnie rozczulające. Wprawiaj się, bo niedługo będziesz szyć dla swojego malucha. Z całego serca Ci tego życzę i trzymam kciuki za tę szczęśliwą siódemkę.

    Ja podczytuję na bieżąco, ale siedzę cichutko. Przeżywam wszystkie wasze niepowodzenia, cieszę się jak głupia z nowych ciąż i oczywiście cały czas z tych nieco starszych, drżę, gdy pojawiają się jakieś komplikacje, nieustannie trzymam kciuki za walczące. Wczoraj lekarz trochę mi podciął skrzydła, mówiąc, że za pierwszym razem po Clo się udało, ale teraz wcale tak nie musi być… Chyba chciał mnie sprowadzić trochę na ziemię, no i udało mu się. Może to i lepiej.

  52. Dziewczyny, jestem juz po punkcji i zyje;) Ale jajniki bola mnie strasznie. Mimo kroplowki z ketonalu i pyralginy. No trudno. Pobrali mi 6 komorek. Nie wiem ile jest dojrzalych a to ile sie zaplodni bedziemy wiedziec w pon. Inni graja dzis w lotto, wiec i ja dzis trafilam 6;)
    Dostalam sporo lekow po tj antybiotyk oslonowo. A po punkcji encorton, estrofem 2 tab dziennie (po co to i czemu az 2 dziennie? Wiecie moze? Zdxiwilam sie po po otwarciu to wyglada ja tab antykoncrpcyjne z zaznaczonymi dniami tygodnia to czemu beac az 2 dxiennie? Zjadlsm dxis tab z sob j m zjesc jeszcze z niedz? ) do tego folik, wit d, luteina podjezykowo i lutinus. Tez tyle tego bralysvie?

    1. Estrofem też brałam. Najpierw przy pierwszej punkcji doustnie, przy drugiej dopochwowo (podobnie się lepiej wchłania). Też brałam 2 razy dziennie (rano i wieczorem). Tak wygląda jak tabletki antykoncepcyjne, nie patrz na dni bierz tak jak kazał lekarz. Też zgłupiałam jak zaczęłam brać. To sztuczny estradiol, według informacji z internetu uzupełnia niedobór estrogenów. Brałam prawie identyczne leki tylko luteinę dopochwowo. Najgorszy był lutinus, bo po rozpuszczeniu wypływała taka biała papka i musiałam nosić większe wkładki. Poza tym bałam się, że coś mi cały czas wypływało.

        1. Weź tak jak kazał brać Ci lekarz. Nie bój się. Ja też przy pierwszym podejściu byłam ogłupiała i nie wiedziałam, co z czym brać i jak. Wiesz ja ma czasami uczulenie na leki i różne chopki szopki mi się dzieją. Ale stwierdziłam, że będzie co ma być. I nawet nie czytałam skutków ubocznych. Weź wieczorkiem przed spaniem. Ja tak robiłam. Pozdrawiam

        2. Soniu, po pierwszym transferze brałam estrofem 2×1 do 12 tc, po drugim 3×1. To normalne. W sztucznych cyklach, kiedy próbowaliśmy podgonić endometrium łykałam krocie estrofemu i nic się złego nie działo. W jednym cyklu nawet doustnie 3×2 i 2×1 dopochwowo.

          Z interpretacją poziomu hormonów zgadzam się z Czarovnicą. Też to gdzieś czytałam, że niski progesteron to często skutek tego, że coś źle idzie, a nie przyczyna. Myślę, że tak było u mnie. Przy pierwszej becie był niziutkie, na samym duphastonie. Dołożyłam luteinę podjęzykowa i w 3 dni urósł z 1 do 12. Beta też wtedy pięknie rosła. Przy trzecim badaniu beta jeszcze pięknie rosła, ale progesteron nieco spadł.
          Wzięłam więcej luteiny, po złym badaniu usg brałam i duphaston i luteinę 200×2, a progesteron jeszcze spadł i beta była fatalna. Tak suplementowany powinien się podnieść, a jednak przy źle rozwijającym się zarodku był bardzo niski.
          Ale nawet niski nie spowodował poronienia.

    2. Estrofem dają, żeby uzupełnić estradiol. Najczęściej dopochwowo, bo się lepiej wchłania. Dawkowanie to nawet 3×1 tabletka dziennie, więc schodzi szybko. Nie wiem jak w Twojej klinice, ale u mnie robią 3 weryfikacje z badaniem bety, progesteronu i estradiolu. Jak jest słabo to podnoszą dawkę. Chociaż tak na prawdę podawanie estrogenów nie jest konieczne do zagnieżdżenia się zarodka. Zbyt niski poziom estradiolu po transferze może nie być przyczyną, a skutkiem braku zagnieżdżenia, podobnie jest z poziomem progesteronu.

  53. Hej dziewczyny. Krwawienie ustało, pojawia sie od czasu do czasu lekkie plamienie. Wypuścili mnie do domu i kazali dalej leżeć i brać leki po których straaaszne boli mnie żołądek. Z dzidziusiem ok, nie wiedza skąd ten krwotok.. Normalnie będę bała sie wyjsć z domu do końca ciazy.
    Sonia ja brałam dużo leków i co mnie martwi dalej je biorę. Byłam w trakcie odstawiania, ale cofnęli i zwiększyli mi dawki w szpitalu. Czy Wy w ciazy tez bralyscie tyle leków? Duphaston, Luteina, estrofem. Przeraża mnie to i mam nadzieje ze nie wpływa zle na dziecko.. Dziękuję Wam za słowa otuchy

    1. Przy drugim in vitro brałam (2 razy po 2 tabletki luteiny dopochwowo, 2 razy po 1 tabletce dopochwowo lutinus, 1 tabletkę eltroxinu rano przed jedzeniem) przed punkcją i długo po punkcji (chyba do początku 4 miesiąca ciąży). Przy drugim podejściem zaszłam w ciąże (musiała terminować ze względu na ciężką wadę genetyczną- piszę o tym wyżej). Potem miałam koło 16 tygodnia ciąży miałam plamienie i lekarz nawet zwiększył mi dawkę luteiny chyba 2 razy po 4 tabletki. Ostatnio przy załatwianiu spraw związanych z pochówkiem mojej córeczki wywiązała się rozmowa o in vitro (nawet nie wiem kiedy) i pani z PZU opowiedziała mi, że sama podchodziła do in vitro i przy pierwszym podejściu udało jej się zajść w ciąże. Lekarz kazał jej brać 16 tabletek luteiny przed snem. Na początku ciąży miała mega krwawienie, lekarze nie wiedzieli od czego, ciąże utrzymała. Teraz ma 4 letnia córeczkę. Pokazała mi jej zdjęcie-śliczna dziewczynka. Pomyślała sobie (ja świeżo po stracie dziecka) – Jezu jaki ten świat jest dziwny!!! Pomimo tego, że strasznie cierpiałam, pomyślała, że może jest jakaś nadzieja. Często przydarzają mi się takie dziwne i niespotykane sytuacje.

    2. Piegusku, dobrze będzie. Bąbel na miejscu, to najważniejsze.
      Sonia, Piegusku, ja brałam estrofem 3×1, duph 3×1, luteine 100 3×1. Aha, i jeszcze metformax. Po crio. Po świeżym nie pamiętam.
      Nie ma się co bać leków.
      Jak żołądek boli to rodzinny da wam coś osłonowego. No i nie bierzcie na pusty żołądek.

  54. Ewelinaa u Ciebie nadal czekają na wyniki? Jak sie czujesz? Biegasz po schodach czy czekasz na decyzje lekarzy?
    Czarownico przykro mi:(
    Ola gratuluje serduszka!:)
    Piegusku, współczuje Ci tego stresu z krwawieniem. Dobrze, ze zarodek cały i zdrowy.
    Izabela UK., przykro mi ze sie nie udało:(
    Izabela juz rozpakowana?
    Kas., przykro mi ze łożysko jednak przodujące:( teraz rozumiem Twoje wyjazdowe obawy:( z stnki tez łożysko było przodujące?
    Wezoniku, jak sie sprawy u Ciebie maja?
    Uczuciowa, Iza, trzymam za Was kciuki zaciśnięte aż do białości kostek!:)

    1. Z synkiem bylo normalnie łożysko, bardzo wysoko i na tylnej scianie. Moje ciążę dbają o to, żebym poznala jak najwięcej „patologii” ciążowych i się w nich dokształcała. Wtedy nadciśnienie, teraz najpierw bliźniacza jednokosmówkowa, potem to łożysko, zobaczymy, co jeszcze czeka… Na wyjazd się zdecydowalismy, jest cudownie 🙂 ptaszki śpiewają, słonko świeci, a ja się relaksuję na lezaku z kindlem. W razie w mam do mojego szpitala półtorej godziny.

  55. Dziewczyny, od 3 dni biorę Gonal i Menopur, strasznie psychicznie źle się czuję, po tylu porażkach i z in vitro i innych problemach ze zdrowiem nie potrafię wierzyć, że się uda. Nie mam w sobie spokoju, entuzjazmu, tylko ogromny niepokój, żal i złość 🙁 Nie umiem sobie tego wszystkie przetłumaczyć, emocje biorą górę. Miałam imprezę rodzinną – chrzciny, siedziałam smutna, łzy napływały mi do oczu i ogarniała mnie złość, nie umiem cieszyć się szczęściem innych, czuję wielką niesprawiedliwość i cały czas się zastanawiam dlaczego mnie to spotyka, tyle rzeczy już przeszłam i tylko klęska za klęską… Odizolowałam się od ludzi, bo czuję się jak trędowata, nie mam o czym rozmawiać, albo niektórzy znowu nie mają taktu i mówią rzeczy, że moja kolej albo znowu się litują, chciałabym traktowana jak normalny człowiek, jak przed tymi staraniami, które zniszczyły mi psychikę i tak już bardzo nadszarpniętą przez wcześniejsze przejścia ze zdrowiem do reszty. Mam wrażenie, że każdy tylko patrzy na mnie jakbym była jednym wielkim staraniem o dziecko, w sumie jestem, ale nie opowiadam o tym nikomu, a np. nagle ktoś z rodziny wyskakuje z poradą o adopcji! Złoszczę się na rodziców, bo nie potrafią mnie wesprzeć tak jakbym oczekiwała, tylko mówią banały i dziwią się moim łzom w oczach, bo przecież „inni mają gorzej”… Później znowu mam wyrzuty, że jestem „niedobra” i tak się cały czas szarpię. Czy ze mną jest coś nie tak? Czy te emocje mogą wpłynąć na stymulację? Nie mam już siły…

    1. Meliska, po nieudanym transferze i kilku miesiącach bezowocnych przygotowań do crio, gdzie z powodu hormonów każde podejście musieliśmy przerywać, po wielu rozmowach z Nim zakończonych płaczem, zdecydowałam się na psychologa. Nie obcego z zewnątrz, tylko z kliniki. W niektórych trzy wizyty są darmowe. Mnie już jedna pomogła. Może spróbujesz? Ściskam :*

    2. Meliska – jeśli z Tobą jest coś nie tak to nie jesteś sama, jest nas conajmniej dwie. Stres ma ogromne znaczenie na wszystko. Proszę weź głeboki oddech i powiedz sobie dość. Wystarczająco się to wszystko pieprzy i nie dam się temu. Jeśli masz siłe by podejść do kolejnej procedury to masz jej na tyle dużo, że wystarczy na całą resztę.
      Przeszłam przez trzy nieudane procedury (w tym 5 transferów), jedno poronienie. Od rozwodu byłam dwukrotnie o włos. Nie mam wsparcia w meżu. Zrezygnowałam z pracy. Znienawidziłam siebie i wszystkich w koło. Każda procedur to rozłąka na kontynenty. Masa wydanej kasy, wylanych łez i ciągłu strach i stres, że mąż mnie zostawi. Bo dziecko to warunek.
      I choć nie do końca wierze, że moja historia zakończy się happy endem to wiem, że nie mam na to wpływu. Godze się z tym tylko dlatego, że moge sobie spojrzeć w lustro i powiedzieć zrobiłam wszystko co w mojej mocy.

      We wtorek mam transfer dwoch blastocyst, niesty kiepskiej jakości. Zamrożone w 6 dobie 1BC i 4BC – jakieś doświadczenia z happy endem??

    3. Melisko, do pozytywnego ivf trzeba mieć to coś, co się nazywa szczęście.
      W wielu przypadkach dziewczyny miały super stymulację, wiele komórek pobranych w pickupie, wiele zarodków a i tak żaden się nie przyjmował. Spójrz na to z innej strony – może u Ciebie akurat ta próba będzie owocna. To trochę jak z wygraną w totka – im więcej razy zagrasz, tym masz większe szanse.

    4. Melisko, doskonale rozumiem Twoje emocje i nic nie jest z Tobą nie tak. Myślę, że doszłaś do takiego poziomu smutku, że samej będzie Ci trudno sobie z tym poradzić. Korzystałaś z pomocy psychologa? Mnie się zawsze wydawało, że nic mi to nie da, ale po stracie dziecka za namową rodziny spróbowałam i bardzo mi to pomogło. Ważne, by trafić na kogoś, kto nam podpasuje. Ja trafiłam za drugim razem. Co do bliskich, to nie bądź dla nich zbyt surowa, na pewno bardzo to przeżywają, ale jeśli ktoś nie ma za sobą takich doświadczeń, to nie ma pojęcia, co powiedzieć w takiej sytuacji, nie wie, co chciałybyśmy usłyszeć. Piszesz, że nie opowiadasz nikomu o staraniach, ale może to przyniosłoby Ci ulgę, gdybyś się przed kimś otworzyła, troszkę rozsznurowała. I pewnie okazałoby się, że wokół jest dużo osób z podobnymi problemami. Długie starania sprawiają, że trochę mamy klapki na oczach. Widzimy tylko siebie i pary z dziećmi, a dookoła jest masa innych ludzi. Ja mam np. dwie koleżanki, jedna w moim wieku, od kilku lat samotna, zegar biologiczny tyka, a ona wciąż sama, druga przed 40-ką, mieszka w małej mieścinie z rodzicami. Nie są singielkami z wyboru. Obie cudowne i naprawdę nie wiem, czemu są same. A my, choć bez dzieci, mamy obok siebie wspaniałych facetów, nie spędzamy samotnie jesiennych wieczorów, walentynek itd. No i mamy wciąż szansę, że się uda.

    5. Meliska, jesteś w takiej sytuacji, że zarówno unikanie przy Tobie tematu leczenia czy wałkowanie go jednakowo Cie rozdraźni… Po prostu urosły Ci w środku kolce i kłują przy każdym ruchu… 🙁 Te kolce to niestety bardzo częsty skutek uboczny leczenia niepłodności… Są ostre i powodują ból.
      Każda z nas musi znaleźć sposób, aby je stępić jakoś.
      Najpierw trzeba sobie przetłumaczyć, że nie jesteśmy złe ani nienormalne ani „niedobre”. Pierwszym objawem skutecznego przetłumaczenia sobie, ze z nami wszystko ok, jest to, że kolce zaczynają mięknąć. Nadał kłują, ale niektóre wyginają się przy dotyku.
      Podobnie zachowują się kolce zazdrości – jak dobrze je znam…
      Czasem rozpuszcza je płacz. Czasem kurs szycia. Czasem blog. Czasem nieprzewidywany rozwój spraw w małżeństwie (z happy endem rzecz jasna). Czasem wszystko po troszkę, ważne, aby próbować kilku metod w swoim tempie, w swoim czasie, w swoim smaku.

      Pisałam to już tutaj kiedyś. Od lat nie zadałam sobie pytania (bez odpowiedzi) „dlaczego ja?”.
      Zamiast tego od lat każdego ranka pytam męża (z odpowiedzią) „jak Ci się spało?”.
      Ta mała zmiana być może uratowała mnie przed upadkiem.

      Trzymaj się Meliska, nie jesteś sama, jesteśmy z Tobą.

  56. Melisko, mysle, ze emocje na stymulacje nie wplyna bo leki i tak zrobia swoje ale Twoj stsn emocjonalny jest wazny nie dla stymukacji ale dla Ciebie w ogole. Postaraj sie, nawet na sile, myslec tylko pozytywnie. Twoje emocje sa dla mnie absolutnie zrozumiale ale jesli to tylko mozliwe to postaraj sie cieszyc szczesciem innym bo to wyjscie np sprawdzilo sie u mnie. Zycze innym dobrze, ciesze sie ich kolejnymi dxiecmi (a s ciagu tych 3 lat staran urodzilo sie u moich bliskich 11 nowych dzieciaczkow) i odkad tego sie nauczylam (na poczatku na sile) to mam taki fajny, pozytywny, wew spokoj i przekonanie, ze bedzie dobrze. Bo dobro Melisko, zawsze wraca i do Ciebie tez przyjdzie ten wyczekany cud. Czasami droga jest tylko dluzsza. I zeby nie bylo : ja Ciebie absolutnie rozumiem bo samej zdarzalo mi sie poplakiwac ze zlosci, ze ktos ma 2 i 3 dziecko a wcale nie chcial, wpadl a teraz wyplakuje mi sie w ramie;) Albo gadki kolezanek, ze sie roztyja po ciazy podczas gdy ja w tym czasie marzylam zeby stracic figure na 9 mies. Wszystko z Toba ok. Po prostu leki podrecaja Twoj stan i moze musisz sobie pewne rzeczy jeszcze w glowie ulozyc/przepracowac. Ja wierze, ze bedzie dobrze. Jak pisalam wyzej, jestes w dobrych rekach i glowa do gory:)

  57. Mysle, ze dziewczyny maja racje – jesli czujesz, ze doszlas do sciany to moze warto porozmawiac z psychologiem. Jesli nie pomoze to na pewno nie zaszkodzi. Trzeba walczyc o siebie. Jestem z Toba myslami.

  58. Dziewczyny, zdecydowałam się zmienić klinikę.
    Jakie macie opinie o N na Bocianiej i I na Rakowieckiej w Wawie? Mają ten sam wynik skuteczności w programie rządowym, ale N ma o prawie 700 więcej przeprowadzonych transferów. Chociaż dojazd na Bocianią jest dla mnie koszmarny.
    Polecicie jakiegoś dobrego lekarza z tych klinik? Albo może jakiegoś całkowicie odradzacie?

    1. Ja sie lecze w N u dr.Z i pomimo tego ze jest dosc „chłodny” z kazda kolejna wizyta „łagodnieje”,mega profesjonalny,nie owija w bawełne,delikatny przy badaniu,kazda z Nas ktora leczy sie w N napewno Ci go poleci… Tylko nie wiem ile czasu bedziesz czekala na pierwsza wizyte u niego,bo on ma straaaaaasznie duzo pacjentek… Czasem na monitoring chodzilam do dr Cz. dusza czlowiek 🙂 strasznie mily,smieszny,ale ja tylko chodzialm na monitoring wiec niewiele Ci o nim powiem… Choc na znany lekarz ma duzo zlych opinii. Zwlaszcza wlasnie jesli chodzi o podejscie do pacjenta…a ja mam doskonale zdanie…:)

    2. Czarownica, ja tez chodze do N do dr L i uwazam, ze oni tam msha doskonale ustawione procesy. Wszystko ns miejscu, nic nie trzeba szukac poza klinika, nawet apteka obok;) a czy sa skuteczni to Ci powiem za 2 tyg;))
      Kiedys bylismy w I ale tylko na 1 wizycie u dr D i jakos chemi nie bylo;) Ale, wiadomo, to bardzo indywidualne. Ja tez sie balam dojazdu do N a potem okazalo sie, ze dojezdzam w 20 min obwodnica;)

      1. Ja jestem z i u dr D. Jedna stymulacja, dwa transfery, z pierwszego synek, z drugiego teraz ciąża blizniacza, więc mam o ich skuteczności bardzo dobre zdanie. Dr D uwielbiam, prowadzę też u niego ciążę (tak jak i poprzednią). Wężon i sMother też leczą się w i i raczej na plus opinie. Chyba tylko Paradise jest z nich niezadowolona.

        Ja między transferami miałam dwa lata przerwy i zauważyłam ogromną różnicę w pracy kliniki, kiedy podchodzilam pierwszy raz program startował, raczkował wręcz, nie było tych tłumów, opóźnień, jak prrzy drugim. Teraz program dobiega końca i pewnie od lipca zrobi się spokojniej, więc dla komercyjnych pacjentów lepiej. Ja dzięki I niedługo będę matką trójeczki, więc uważam ich za dobrą klinikę.

    3. Cześć dziewczyny! Czarovnica ja byłam w I na Rakowieckiej u dr R. Miałam oczywiście zastrzeżenia, ale koniec końców efekt był lepszy niż się spodziewałam. My podchodziliśmy komercyjnie, więc nie wiem jak wygląda procedura w ramach programu. Dla nas największy minus to brak konkretnej informacji o kosztach, oczywiście nie wszytko można przewidzieć, ale np. szłam na histeroskopie i dostałam info ile kosztuje zabieg, ale już nikt nie wspomniał o kosztach znieczulania + kroplówki = dodatkowe kilkaset zł. Dr R jest specyficzny, raczej małomówny i zdystansowany, mówi tyle co do następnej wizyty, ale jak zaczniesz dopytywać to wszystko wyjaśni. Miałam jednak poczucie, że on doskonale mnie pamięta, wiec co się dzieje i co robi. W ciążę zaszłam po pierwszym kriotransferze, zaczynam 16 tydz. ciąży bliźniaczej, na razie bez problemów. Mam też dwie znajome, które w N miały 3 nieudane transfery w ramach programu, przeszły na Rakowiecką i są zadowolone, jedna rodzi lada dzień, druga szykuje się do krio. (obie u dr R). Ogólnie byłam zadowolona, szczególnie z dr R, bo on naprawdę wie co robi. Powodzenia:)

    4. Czarovnica ja, tak jak dziewczyny leczę się na Rakowieckiej w I, aktualnie u dr D, wcześniej u K. Generalnie jest okey, poza sporymi opóźnieniami podczas wizyt, no i może niedopowiedzeniami odnośnie niektórych kosztów, które wychodzą w trakcie leczenia. Nie mam porównania z innymi klinikami, ale prawdopodobnie udało nam się osiągnąć efekt, ostatnia beta w 20 dpt 8550.

    5. Czarovnica, ja też byłam przerażona dojazdem do N, ale okazało się, że nawet bez auta daje radę, bo z metra wilanowska autobus jedzie dosłownie kilka minut tam, a odjazdy są co chwilę. No i jest gdzie zaparkować auto jak już wyjazd samochodem.
      Potwierdzam słowa dziewczyn, dr Z. 🙂

    6. Czarownica, ja w I. – wszystkie komórki dojrzałe, wszystkie się zapłodniły, 3 zarodki, wszystkie się przyjęły. Co dalej, to już nie wina kliniki. Za pierwszym razem u dr R. bywały opóźnienia. Drugie podejście u MK i migdy nie było opóźnienia. Często przyjeżdżałam mniej więcej i zawsze najwyżej jedna pacjentka przede mną, przeważnie nawet usiąść nie zdążyłam.
      Jedyny niewielki żal mam o to, że podeszli standardowo i podali mi dwa zarodki za pierwszym razem.

  59. Witam Dziewczyny. Co tam ? Jak się czujecie?
    Moja beta z piątku 605,66 czyli rośnie:-) Cieszę się ale tak na 1/4. W piątek wizyta w klinice i usg…. i tu się zacznie czy jest wszystko ok? Mam pietra jak nie wiem co.
    Pozdrawiam Was wszystkie gorąco

  60. Margaritka, dzięki za pamięć, buziaki.. My juz w domu, Mikuś miał 3100 wagi i 53 cm – nie wiem czy leki zadziałały czy od początku był „normalny”. nie obyło się bez przygód, mój lekarz przewrócił się i trafił do szpitala z pęknięciem podstawy czaszki, na szczęście przytomnie przysłał syna żeby mnie zoperował (cc plus guzek endo na poprzednim cięciu – okazało się wielkości pięści), anestezjolog pół godziny próbował mnie znieczulic w kręgosłup – nie dał rady sie wkłuć, jak zaczęłam mdleć z bólu i straciłam czucie w nodze, to znieczulili mnie ogólnie – może i dobrze, ze względu na rozległość operacji…małemu dostało się trochę znieczulenia i w pierwszej minucie dostał 9 pkt, ale w następnych już 10 i tak do końca. z pośpiechu lekarz podbił mu oko..no ale już siniak schodzi. Tatuś go kangurował zaraz po porodzie, z czego był strasznie dumny. Uciekłam ze szpitala tuz przed babybluesem.

    1. Cudowne wieści Izsbela!:) ciesze sie, ze synek zdrowy!!:))dobrze, ze poród odbył sie zgodnie z planem i byłaś na Komunii. Piszesz o baby bluesie, mam nadzieje ze juz pomalutku wracasz do formy? Ściskam mocno!

  61. Witam. U mnie też raczej dobre wieści. Jestem dzisiaj po wizycie. Okazało się, że jednak zarodek wyleciał w środę. Nie muszę nic więcej brać. Za dwa tygodnie wizyta i oby było czysto. Są skrzepy w szyjce macicy, powinny wylecieć, a endometrium 7 mm.

    Jak widać, do poronień się nadaję. Po tabletkach poszło szybko i prawie bezboleśnie. Moje endo takie marne, to i krwi poza tymi kilkoma godzinami było malutko.

    A i jeszcze powiedział, że wg niego wystarczy odczekać jeden cykl. Po pierwszym normalnym okresie można się starać. Zobaczymy, co na to w klinice powiedzą.
    Niech się doczyści bez problemów i zaczynamy walkę od nowa.

    1. Wężon jaka ulga… okropne to, że życie stawia nas w takiej sytuacji, gdzie życzymy sobie szybkiego, bezbolesnego poronienia…
      …no ale cieszę się, że obyło się bez szpitala.

      Mam nadzieję, że za dwa tygodnie lekarz powie, że już po wszystkim i zaczniesz odliczanie do kolejnego cyklu. Długie czekanie na ten właściwy już zaliczyłaś, więc mam nadzieję, że tym razem pójdzie szybko i gładko! I że w końcu wygrasz tę wyczerpującą walkę!!!

      Ściskam Cię z całych sił!!!

    2. Głupio mi to napisać, ale cieszę się..
      Dobrze, że masz to za sobą, i że udało się w miarę bezboleśnie. Też słyszałam takie opinie, że jak nie było łyżeczkowania to można wznowić próby już po jednym cyklu. Chyba jedyny plus w całym tym syfie.

  62. Iza, już tydzień po transferze minął, kiedy testujesz? Masz tym razem czas na jakiekolwiek przeczucia?

    Ewelinaaa, jak Twoje wyniki? Tną, czy czekają?
    Piegusku, wszystko w porządku?
    Malgorzalka, zaciskasz mocno nogi? Trzymasz szyjkę?
    Sonia, jaki wynik? Ile zarodków i kiedy transfer?
    Sza, jak Twoja owulacja? Wreszcie z dobrej strony?
    Malibuu trzymam kciuki za Twoje jutrzejsze podejście.

    1. Wężon kochana jak zwykle niezawodna o wszystkich pamietasz:)
      Ja nie wiem jak sobie obliczalam ze owu bede miala ok 10 maja,bo w rzeczywistosci wizyte mam za tydzien w poniedzialek 🙂 i sie okaze… drżę na samą mysl… zwłaszcza ze ostatnio urodzil sie dzidzius w najblizszej rodzinie i niestety przyjelismy to z mężem meeeeega zle…
      Wiec chcialabym w koncu chociaz sprobowac!
      Ale widze,ze u Ciebie wszystko dobrze 🙂

      1. Jeszcze tak nie do końca za sobą, jeszcze muszą te resztki skrzepów wypaść.
        No i potem muszę poczekać do pierwszego okresu, to może długo potrwać.
        Za dwa tygodnie kontrola i zobaczymy, cz czysto, potem będę myśleć co dalej.
        Na początku lipca mamy urlop, więc najwcześniej w sierpniu, ale pewnie dopiero po wakacjach.

  63. Witam Dziewczyny, podczytuję Was tutaj od jakiegoś czasu i cieszę się, że jesteście 🙂 Nie cieszy tylko powód dla którego tutaj jesteśmy. No ale cóż … W każdym bądź razie gratuluję wszystkim, którym się udało a za resztę (i za siebie) trzymam kciuki, żeby jak najszybciej się udało.
    Mam też do Was prośbę, głównie do tych z niskim AMH, napiszcie proszę jak byłyście stymulowane do in vitro? Ja właśnie będę podchodzić do drugiej stymulacji.
    Pierwsza jaką miałam polegała na zrobieniu jednego zastrzyku z Elonva 150 i to wszystko. Podobno to jakaś nowość i że niby super. No niestety nie dla każdego a przynajmniej nie dla mnie. Wyhodowałam 3 pęcherzyki ale 1 był dominujący a 2 mniejsze. Lekarz stwierdził, że przerywamy stymulację bo szkoda kasy na punkcję skoro i tak nic z tego nie będzie.
    Ta teraźniejsza stymulacja ma być już bardziej „tradycyjna” i tak od 2 do 6 dc 3×1 Clo a od 3dc do „nie wiem kiedy” 275 j. Gonal. Rany jak ja bym chciała, żeby na tym wyhodować chociaż tyle, żeby mi punkcję chcieli zrobić.
    Co myślicie o takiej stymulacji?

    1. Pitaja, Ahoj, jak niskie masz to amh?
      Nie znam się na stumulacjach, ale Nasze niektore Dziewczyny m?? iały dość precyzyjny system suplementacji, który nie jednej pomógł. Może warto? Szukaj w komentarzach pod postem ,, suple…,, i w komentarzach pod wcześniejszymi od niego postami. Iza pewnie i tak wrzuci Ci linka… albo cytat.
      Nie wiedziałam, że clo łączą z innymi lekami przy stymulacji do punkcji.. kiedy ta druga stymulacja?

    2. Pitaja, nie napisałaś jak niskie masz amh, ale tak czy owak, jesli lekarze planują stymulację, to widzą sens.
      Ja miałam ostatnio krótki protokół na niskim amh (0,9) i miałam 4 pęcherzyki, z czego dwa z komórkami.
      Mój lekarz jednak (był wted na urlopie) uważa, że miałam za małe dawki leków.

      O spopsobach na niskie AMH i poprawę jakości komórek napisało tu wiele osób, np.

      Małgorzalka1984:
      „To co mi pomoglo na poprawe komorki to naturalne mleczko pszczele, korzen macy (taka roslina z peru), spirulina, koenzym Q10 ubichinol (to dzieki Kochanej Bilbao!) i cenne tabletki z usa Belle Vie firmy transfer factor. Nie wiem czy moze probowalas juz takiej suplementacji, ale wiem z wlasnego doswiadczenia, ze ona dziala. Oprocz belle vie zadna z tych rzeczy nie jest bardzo droga.

      Dodatkowo mozna jeszcze sprobowac akupunktury i jogi hormonalnej. To tak jakbys moze chciala czegos niekonwencjonalnego sprobowac”

      Bilbao:
      „mozna zajsc w ciaze z niskim amh, mozna uwierz. Moje ponad 2 lata temu bylo 0.8, teraz lekarz stwierdzil, ze juz nawet nie bedziemy badac bo bedzie razaco niskie.
      Niskie amh swiadczy o niskiej rezerwie jajnikowej, co nie znaczy, ze juz nie owulujesz. Wygasanie czynosci jajnikow to proces ktory trwa dlugo (…)
      Popracuj nad jakoscia jajeczek, poprawa organizmu i jego procesow, Ubichinol i DHEA naprawde moga pomoc, na forach zagranicznych czytalam baaaaardzo obiecujacych wynikach badan i ciazach u kobiet z bardzo niskim amh po suplementacji powyzszymi.”

    3. Pitaja, a jak niskie to AMH? Nie uwazam się za specjalistkę,ale ja mialam tylko 0,2 i 3 lekarzy mówiło mi, że nie ma sensu stymulować wogóle. Podchodziłam tylko na naturalnym cyklu. Bardzo wyczerpująca walka, ale w końcu się udało .

  64. Witam czytam was od dawna ale dopiero drugi raz odważyłam się napisać, pierwszy zaraz po odebraniu fatalnych wyników męża, spodziewaliśmy się że będzie źle ale nie ze beznadziejnie, teraz po wszystkich badaniach jesteśmy umówieni na pierwsza wizytę, być moze pozostanie nam skorzystanie z dawcy ale nie wiem jak do tego podejdziemy boję się strasznie, czy któraś z was korzystała z takiego rozwiązania?

    1. Dżasta, o dawcy mów dopiero jak lekarz wam to zaproponuje. Z nasieniem do ivf to muszą znaleźć te kilka plemniczków choćby, żeby zrobić cisi. Chyba, ze do inseminacji? Tu już muszą być parametry. Do czego chcecie podchodzić?

    2. Dzasta, witaj:) przede wszystkim, choć wiem ze trudno, zachowaj spokój. Tak jak pisze Olga jak wygrzebią tych kilka dobrych plemniczka to juz metoda in vitro daje szanse:) pamietam jak ja odebrałam pierwsze wyniki meza. Siadłam na murku, otworzyłam kopertę i plakalam. I tak przez kilka dni. Wtedy jeszcze nie leczyliśmy sie w klinice a u starszego pana gina, ktory na znanym lekarzu niejednej pomógł zajść w ciaze. Mnie mimo braku podsaw faszerował tabletami typu pabidexamethason a jak zobaczył wyniki meza to przepisał mu pregnal. Niby mnie miało to mega najpłodnic przez 2 miesiące, a jemu poprawić wyniki nasienia, tak zeby po tym czasie zrobic inseminacje. Niestety ja dostałam od kombinacji jego leków depresji a mężowi parametry jeszcze sie drastycznie pogorszyły. Na szczęście ten wspaniały medyk rozłożył ręce i stwierdził ze on nuc nam juz nie pomoże (tak jakby do tamtej pory pomógł) i odesłał. W N.byla jakas akcja bezpłatnych badań nasienia i konsultacji z andrologiem i tak trafiliśmy fo tej kliniki. Najpierw sam androlog, badania, specyfiki na poprawę nasienia. Pozniej ginekolog. Parametry podskoczyły do minimum zeby nic podejść do inseminacji i choć mój lekarz twierdził ze tu in vitro raczej wskazane, to zrobiliśmy 3 próby inse. Ze skutkiem żadnym. Do in vitro czekaliśmy rok, zeby moc skorzystać z programu i w tym czasie maz nadal brak rożne specyfiki, coraz to nowsze wynalazki. Starał sie tez nie palić, nie pic alko. Wyniki troche sie poprawiły, ale nadal niewiele. Pozniej była 1 procedura in vitro, 4 transfery. Nie udało sie, lekarz stwierdził ze to byc moze minę komórki sa slabe. Zaczel wiec suplementowac siebie całym zestawem ktory Iza opisała w osobnym poście, meza Profertilem, maca. Doszło do tego zupełne odstawienie używek i w miarę zdrowa dieta. Nie robiliśmy jyz wyników nasienia, ale spytaliśmy lekarza jaka ba ta próbka oddana do zapłodnienia. Morfologii nie sprawdzali(o s tez zawsze była słaba),ale ilościowo zrobiła sie prawie norma!!! Takich wyników maz nigdy nie mial. Z moich 16 po danych komórek 14 było dojrzałych, co tez dobrze świadczyło o ich jakości. W drugiej procedurze zaszłam w ciaze po pierwszym transferze. Kilka lat wczesniej myślałam, ze to nasienie przekreśla wszystko. Proponuje od razu udać sie do najlepszego specjalisty od męskich spraw, ustalić sensowne leczenie, plan działania. Na szczęście u mężczyzn parametry sa naprawdę zmienne jak humor kobiet. Jesli tylko nie ma anatomicznej przyczyny, to wiele zależy od supli , stylu zycia, diety. Jesli sa wady anatomiczne, to te mo na wyleczyć. Z pewnością droga niepłodności nue jest wymarzoną, ale nawet na jej krańcu można zostać rodzicem, czego z całego serca Wam życzę!!! Głowa do góry !!!

    3. Dżasta, u nas też był dramat nasienny. Gdybyś potrzebowała kogoś z Warszawy, polecam Ci androloga – doktora W. z Bocianiej. Wielka sława,konsultant krajowy andrologii, ściany poobwieszane dyplomami, ale bardzo konsekwentnie prowadził męża. To leczenie miało konkretny przedział czasowy, było przewidywalne, każda wizyta zmierzała do czegoś, nie tracił naszego czasu na wprowadzanie jakichś dodatkowych rozwiązań farmakologicznych, które by nic nie dały. Mój mąż uważa, że on jest specyficzny, ale zawsze powtarza, że każda jego decyzja była sensowna i że mu ufał.

  65. Dzięki Dziewczyny za opinie. Na Was można zawsze liczyć.
    Zdecydowałam się na Rakowiecką.
    Na Bocianiej byłam na początku roku u W. Patrząc organizacyjnie byłam bardzo niezadowolona, bo ponad godzinę czekałam do zabiegowego na zmierzenie ciśnienia i wagi a lekarz czekał w gabinecie na mnie. Z dr W też jakoś chemii nie było. Odniosłam wrażenie takiej taśmowości.

    Wizyta umówiona, chcę jak najszybciej „wrócić do gry”.

    1. Czarovnica, fajnie, ze działasz tak konkretnie.. pamiętam, ze pierwsza wizyte umawialam na leżaka po laparoskopii (stwierdzajacej niedroznosc)i to tylko mnie trzymało przy zdrowych zmysłach. Niech to będzie dla Was autostrada do celu.

    1. Nic.
      Żadnych przeczuć.
      Poza tym, że aktualne okoliczności przyrody są tak piękne, że moim zdaniem idealnie pasują do nowego życia we mnie 🙂
      No ale to marzenia, a nie intuicja…
      Twardych argumentów za powodzeniem tego podejścia, na razie brak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *