Sama w domu. Zdarzenia się zderzają ze sobą

Nie bywam sama. To zwykle mnie nie ma. Dziś sama. Kumuluje się dziwny czas, zdarzenia zderzają się ze sobą, ocierają, rozciągają orbity w jajo.

Trwa moja przerwa, nabieram mocy, ale zdarzenia też nabierają.

Dziś podczytywałam blog mapaszczescia.blog.pl. Z ręką na piersi przyznaję, że zrobiłam to w pracy, bo piątek, piątunio, wszyscy się lenią, facebook na każdym monitorze. Autorka bloga poroniła i, żeby nie zwariować, opisała wszystkie emocje, które jej towarzyszyły, żywo, bez cenzury. Wróciły do mnie wspomnienia, przyduszone uczucia, złość, czułość, nienawiść, płatki pelargoni w malutkim zagłębieniu w ziemi w lesie. Łzy, trochę, troszkę, nie mogę, nie teraz.

Zdzislaw Beksinski, 1979
Zdzisław Beksiński, 1979

Teraz są inne rzeczy, cycki do przodu, bo na klatę muszę wziąć to, co się dzieje gdzieś bardzo blisko.

Wstydliwy problem, krew na wkładce w dwóch miejscach, z przodu i z tyłu, jeden dzień, drugi, trzeci. Odmawiam zaklęcia, ale samo nie chce minąć. Trzeba wziąć dupę w troki i zanieść ją do lekarza.  Ale nie chcę, nie pójdę, mam przerwę, żadnych lekarzy.
Poszłam z koleżanką  w pracy na papierosa. Agata nawija o robocie, o mailach, o bracie, o weekendzie. – Sorry – mówię – nie mogę się w ogóle skupić nad tym, co mówisz, mam problem i myślę tylko o tym. Powiedziałam jej, czerwieniąc się i jąkając, która strona ciała tak zaprząta mi głowę. Agata nabrała powietrza w usta, wbiła we mnie swój zimny wzrok i wycedziła tylko jedno zdanie:
– Wypierdalaj do lekarza.
No to wypierdalam…

Praca. Moja dawniej ukochana praca to teraz taniec lunatyka na rozżażonym węglu. Nie ma dnia, żeby ktoś nie wyszedł w spalonych skarpetach, aż do gaci.
Zaczęła się rewolucja, która nim zje rewolucjonistów, pożre przypadkowych pracowników. Już widziałam jej pozłacaną szczękę od środka.
Jestem po rozmowie w nowym miejscu. Nowe miejsce też mnie nie zachwyca. Będę pracować w weekendy, święta albo do 22. Będę robić rzeczy, pod którymi nigdy się nie podpiszę. Jeśli mnie w ogóle przyjmą, bo nie chcę tego robić za darmo. Ogień.

Jesień będzie gorąca, najgorętsza z wszystkich jesieni na świecie. Jesienią będzie nie tylko transfer. To będzie czas mojej konfrontacji z ludźmi, którzy uczynili mnie niepłodną. Niby ostrzę pazury, a tak naprawdę mam skręt kiszek z nerwów. Chciałabym, ale nie mogę nic więcej napisać. Jeszcze nie teraz.

*

Sama w domu. Wytachałam wzmacniacz na taras. Piszę, palę papierosa, słucham Listy Przebojów Programu III. Świerszcze świerszczą.

Jest ok. Ja to wszystko, co mam zrobić, zrobię. Zrobię dobrze.

0 komentarzy

  1. Iza trzymaj sie tam dzielnie. Ja tez nie bywam sama w domu, wole jak sie ciagle cos dzieje, ale taki czas w samotności tez dobrze robi. Trzeba sie zmierzyć ze swoimi myślami i wszystko sobie poukładać. Laska leć migiem do lekarza, bo to krwawienie za długo trwa. Trzymam kciuki i wiedz, ze cały czas Cie podczytuje ale nie odzywałam sie, bo tez przeżywałam swoje porażki, szpitale i współczujące spojrzenia. Ale nie poddaje sie, walczę dalej i to juz w następnym tygodniu mam kolejny transfer. Ściskam gorąco!!!

    1. Nie narzekam na ten wolny czas, poukładanie myśli jest ok, a że układałam je akurat na blogu, to znak, że blog nadal jest dla mnie osobistym blogiem, a nie tylko tubą informacyjną 🙂
      Maja, daj znać po transferze. Albo nawet przed 🙂

  2. Dla mnie najgorsze w tej całej mojej niepłodności jest udawanie że jest dobrze. Najgorsze jest to, że mój narzeczony wciąż powtarza ” jest dobrze” podczas gdy dobrze nie jest. Wydaje mi się, że mężczyźni nie potrafią tego zrozumieć – nie dociera do nich że macierzyństwo dla kobiety jest tak ważne, bo nie ma nic w świecie piękniejszego niż czucie ruchów swojego dziecka – tego nie zastąpią wycieczki dookoła świata, wielkie mieszkanie czy miska ulubionych słodyczy – to jest dla mnie osobistą tragedią. Czuję się jak nie kobieta – jak coś co nią miało być ale nie wyszło- tyle negatywnych emocji… Też odpuszczam na jakiś czas lekarzy – mam dość rozkładania nóg i słyszenia, że jest źle, że nie ma poprawy… Póki co zdobywam się na odwagę i odwiedzam ciężarną koleżankę – później mam całą noc we łzach ale robię to dla niego bo najchętniej to siedziałabym samotnie w pokoju oglądając seriale. Życie jest do kitu 🙁

    1. AAsia, zły czas, prawda?
      Ile to razy przerabiałam, że nie jestem prawdziwą kobietą. To kolejna rzecz, z którą muszą się zmierzyć niepłodne kobiety…
      Nie pomogę Ci tego pokonać, nie wiem, jakimi słowami. Ale powiem Ci, że kiedy już staniesz ponad tym, że kobiecość to nie tylko płodność, nigdy nie wrócisz do tego problemu, będziesz miała o ten jeden mniej.
      Gratuluję odwagi odwiedzania ciężarnej koleżanki. Też mam z tym problem. Świat i ludzie, kto to może zrozumieć….
      AAsti, przejedz swój zły czas, odpocznij od lekarzy. I idź dalej.

    2. To fakt, że inaczej mężczyźni do tego podchodzą. Ale to też nie jest tak, że mają to gdzieś. Odbierają to na własny sposób, ale są też w staraniach bardziej praktyczni. Zostawiają tą całą otoczkę towarzyszącym nam emocji i na zimno oceniają sytuację.
      Dla mnie pierwszym krokiem wyjścia z tego była rozmowa z psychologiem. Zdanie sobie sprawy, że jest jeszcze jakieś życie niż tylko walka o dziecko. Proces trochę trwał, nie powiem. Ale teraz z perspektywy czasu rozumiem co czuje mój mąż. W dodatku zaczął pisać o tym na naszym blogu.
      Musimy pamiętać, że walka o dziecko to nasze wspólne starania. Im bardziej tworzymy konflikty między sobą tym gorzej. Także może narzeczony wcale nie jest taki „zły”. On jest facetem i nie wymagajmy aby był kobietą. Ważne że jest i wspiera dopóki może. Bo często nie zdajemy sobie sprawy, że my kobiety uprawiając swoje czarnowidztwo zrzucamy na partnera za duży ciężar. Każdy ma swoje granice. I kiedyś nasz ukochany już nie wytrzyma więcej naszego bólu, rozczarowania i narzekań.
      I jeszcze jedno, jedna z ważniejszych rzeczy o której mówiła nam pani psycholog na wspólnej terapii. Najważniejsze jest szczęście, „ja” muszę być szczęśliwa i wtedy nasz związek będzie szczęśliwy i gdy pojawi się dziecko to też będzie szczęśliwe. Jeśli ten układ nie działa, to nic nie pomoże.

      Co do odwiedzania ciężarnej koleżanki. Dziewczyno na prawdę nie masz innych koleżanek? Zajęć jakiś, hobby? To na prawdę jest ok powiedzieć głośno: – Ona jest w ciąży ja nie jestem źle mi z tym. Nie chcę jej widzieć bo mi to sprawia przykrość. To na prawdę nic złego! Masz do tego prawo. Po co się psychicznie maltretować. Cierpienie uszlachetnia? Bzdura!

    3. „nie dociera do nich że macierzyństwo dla kobiety jest tak ważne, bo nie ma nic w świecie piękniejszego niż czucie ruchów swojego dziecka.”
      AAsia, dla Ciebie i dla wielu kobiet to jest najważniejsze. Ale nie dla wszystkich.
      Po takim zdaniu czuję się jak kosmitka.. Bo dla mnie ciąża nigdy nie była najważniejsza. Była stanem, który trzeba przejść, by móc cieszyć się dzieckiem.

      1. Być może jestem kolejną kosmitką, bo owszem, chcę mieć dziecko, ale nie czuję aby to macierzyństwo definiowało mnie jako kobietę czy człowieka. Najważniejsza dla siebie jestem ja, potem rodzina. Być może jak dziecko się urodzi to zmieni się moja perspektywa, nje wykluczam. Ale nigdy dążenie do posiadania dziecka nie mogło wkroczyć pomiędzy mnie i męża, czy rujnować moich przyjaźni.

        1. Nie uwazam zebys byla kosmitka. Tak na prawde masz najbardziej zdrowe pojecie. Bardzo zgubne w staraniach o dziecko jest to, ze staje sie ono celem samym w sobie. Znika nasza osoba, zainteresowania, nie ma nic poza pragnieniem zobaczenia 2 kresek. A wlasnie chodzi o to aby zrozumiec, ze jest jeszcze cos poza tym. I tak jak pisalama wczesniej, jesli my nie bedziemy same szczesliwe ze soba. To nasze dziecko tez nie bedzie szczesliwe. Bardzo wazne jest nie zapominac o sobie.

  3. Hej Izunia,
    dawno mnie nie było, trochę uciekłam od świata starań, in vitro itp… też chcę odpocząć od lekarzy i służby zdrowia, choć to nie do końca możliwe..
    coś mi się wydaje, że Tobie też się to nie uda – maszeruj grzecznie z tymi krwawieniami, w ogóle nie ma dyskusji ;> jeszcze w anemię wpadniesz ;>

    jesteś jedną z najdzielniejszych kobiet jakie „znam” 😉 :*
    ściskam i pozdrawiam 🙂

    P.S. A Trójki nie lubię :/ strasznie smęcą… ;]

  4. Jestes cudowna, ciepłą osobą. Jak nikt inny zasługujesz na dotyk malutkicha dłoni i pierwszy uśmiech maleństwa. Wierzę w to głęboko że bedzie Ci dane to poczuć a wtedy bedzie najczulszą Matką z Mam. Modlę sie o Was. Zobaczysz juz niedługo Marzenia sie spełnią …

    1. Natalia, dzięki. Powiedz, czy to już? Rączki, o których piszesz, możesz już dotknąć?
      Ewa, myślę, że Natalii chodziło o coś innego. Tutaj nie ma przypadkowych osób. Myślimy, czujemy podobnie. Wczoraj w tv trąbili o matce w 8 msc ciąży, która codziennie się upija i jest bezkarna. NIC JEJ NIE MOŻNA ZROBIĆ. Natalii chodziło raczej o takie sytuacje, wiem, że nie trzeba tego rozwijać, każdej z nas nóż się w kieszeni otwiera.

  5. Iza, zrobisz to wszystko najlepiej! Bo jesteś najlepsza! Okropne to życie, jak się sypie to wszystko na raz, i praca i zdrowie…. Może to krwawienie to endometrioza? Albo jakiś totalnie bezczelny hemoroid. Z pracą… Kiedy jest tak źle, że człowiek marzy tylko o ucieczce, to Trzeba uciekać przy pierwszej okazji. Ja tak zwiałam z korpo, wytrzymałam rok i uciekłam w spokojne objęcia szkoły odnajdując sens życia i swój wymarzony zawód, co prawda bardzo krętą drogą, bo dotarłam tam po pracy w totalnie innej dziedzinie, ale się udało. Trzymam kciuki za powodzenie tej rozmowy, za wizytę, za wojnę z lekarzami. Za Ciebie w tym wszystkim, twoją siłę i pierś do przodu!

    A na trójce moje ukochane, jedyne najdroższe Lao Che bije kolejne rekordy 🙂

    Ps. Nieśmiało podłączam się pod gorący listopad. Chcemy wtedy ogarnąć sprawę krio, żeby do grudnia być po.

    1. Kas, stawiam na endo etriozę, bo tam się nica nic innego nie dzieje. Tyle, że biorę od 2 miesięcy Visanne, więc WTF?
      KAs, żeby uciec do szkoły, to trzeba mieć jednak jakieś kierunkowe wykształcenie, czy nie? Ja do szkoły to co najwyżej jako dzwoniec dzwonka na przerwy mogę się przenieść 🙂
      Listopad jest Twój, dajesz 🙂 fajnie, że razem będziemy mieć krio 🙂

      1. No trzeba. Więc tłukę studia za studiami 😉 bo już pracując w szkole, też trzeba, bo awans zawodowy itd. Ale kocham tę pracę, te moje dzieciaki, teraz „z daleka”, bo podjęłam decyzję, że nie wracam po macierzyńskim, zostaję z moim chorusem pilnując jego diety i niedrapania. Na razie na rok, jak to nauczycielka, do kolejnego września, ale kto wie, co przyniesie nam ten transfer. Podchodzę do niego z małymi nadziejami (a może raczej- bez nich), bo przecież ja swój limit szczescia już wyczerpałam.

          1. 🙁 A szkoda, sprawiedliwiej byłoby, gdybyśmy dostawali po równo.

            Póki co odpoczywamy nad morzem, pozwoli ogarniamy roczek (co? Jak? Już? Dopiero u Ciebie pisałam, że mam za chwilę termin!), a ten transfer wydaje się być tak odległy… mąż mówi mi coś o bliźniakach, no bo w końcu zabieramy oba zarodki, a ja tak siedzę w tej dziupli „nic z tego nie będzie”, że aż mi wstyd, że w te nasze zarodki nie wierzę.

  6. Zbieraj siły, ładuj akumulatory… Widzę, że siła i moc będą potrzebne.

    Do lekarza poszła? Bo to chyba nie błahostki…

    Co do samotnosci, w domu szczególnie – cisza, spokój pomagają mi się zresetować. I sprzątanie lub pielenie na dokładkę 😉
    Czasami trzeba takiego oddechu w pojedynkę.

    Iza, w jakiej dziedzinie szukasz pracy? Może udałoby się coś ogarnąc… Może ktos z nas tu zaglądających będzie miał jakąs sensowną propozycję…

    1. Asti, lekarz w poniedziałek, ale wiesz co, nagle przeszło 🙂 normalka, zawsze przechodzi przed lekarzem.
      Dziedzina – media. Muszę to sama ogarnąć, nikt mnie w ciemno nie weźmie.

    1. Dzięki, nie straszysz mnie, sama się już wystraszyłam. Niestety liczę się, że to endo. Biorę visanne od 2 miesięcy, myślałam, że tak lepiej. Teraz nie wiem. Zobaczę, skoro już napisałam, że jest problem, dam znać, jakie jest rozwiązanie.

  7. Hm..a ja od nowa ganiam, po lekarzach, i nogi rozkładam, bo byliśmy w N. i kazali podchodzić do crio, i trzeba monitorować pęchola. Ale on uparty, nawet po pregnylu nie pękł. W poniedziałek jeszcze raz idę na usg i mam chyba jednak dość. Robię to tylko dlatego, że się kończy mi urlop i od końca sierpnia wracam do pracy, a urlopu już mieć nie będę. I od nowa trzeba będzie sie tłumaczyć, załatwiać l4 i szarpać z rzeczywistością, modląc sie by pracy nie stracić. I dziś jestem zła, na to, że nawet do crio po prostu normalnie nie mogę podejść, źe się co chwilę biję ze ścianą, jak kaźda cholera z nas…:(
    I ze wcale nie wiadomo kiedy to się skończy i jak się skończy….
    Aaaa gryzę dziś, mam nadzieję, że mnie za to nie okrzyczysz…musiałam się wyględzić.

    1. KassWarz, do końca sierpnia to mały musi pęknąć przecież.
      U mnie raz yło tak, że pęcherzyk nie wiadomo czy pękł, zaczął się otorbielać, trudno było ocenić, czy komórka wydostała się ze środka. Mimo to lekarz zdecydował się zrobić crio, bona progesteronie i tak były szanse, nawet, gdyby pęcherzy de facto nie pękł. Niestety, na swoje szanse nie trafiliśmy wtedy.

      W ogóle nie pdczułam, żebyś gryzła. Ugryź mocniej.

      1. W pomiedziałek podejdę ma kolejne usg i mam nadzieję go już nie będzie tzn. pęchola, ostatnio miałam tak, że po pregnylu niby tez nie pękł, a potem w N. w 24 dc okazało się, że jednak pękł, że było piekne ciałko żółt. i że cykl jednak zmarnowany. Teraz będę to bardziej pilnować, ale cóż w sumie ja mogę zrobic, i tak zdana jestem na lekarzy tu u mnie, w Krk.

  8. Iza, u ciebie tyle się dzieje.. ! zmiana pracy z powodu aktualnej pracy, czy widzisz się bardziej gdzie indziej? Media -radio?:) robisz porzadki w starych sprawach medycznych? Będę trzymać kciuki za wszystkie nowe myśli i stare sprawy. I zdrowie of kors. Jak temat książki?:) przeczytałabym ją nawet dla twojego stylu literackiego… i filozofii- life by iza.

  9. No i ja sama w domu. Mąż ma nową pracę i popłynął w morze statkiem badawczym.
    A ja? Ile ja mam teraz czasu!!! Mogę szyć, spotkać się z koleżanką, oglądać głupie filmy. Posprzątać mieszkanie i nikt mi po 5 minutach nie nabałagani. Czuję się dobrze. Ostatnie miesiące spędziliśmy 24h razem. Nie wiem jak będą wyglądały kolejne miesiące. On wraca już za tydzień. Jak na razie mi się to podoba. Zawsze byłam samotnikiem i indywidualistką, znowu jestem sama z sobą i sprawia mi to przyjemność.

    Byłam u lekarza pogadać. Dorobiłam się torbieli, ale jakoś nie tragizuję. Podobno sama zniknie. Grudzień objawia się jako termin kolejnego podejścia. Nie wiem tylko czy robienie testu w Wigilię u teściów będzie dobrym pomysłem. Pożyjemy, zobaczymy.
    Idę dalej, cieszę się życiem i korzystam z wolności. Dobrze mi z tym 🙂

    1. Basiu, jaką fajną pracę ma ten Twój Mąż 🙂
      U mnie czasem pojawiają się torbiele czynnościowe. Dostaję orgametrill i znikają.

      Ciesz się życiem i nie martw się testem w wigilię, za daleko planować, żeby się bać!

  10. To i ja się wtrącę ze swoimi trzema groszami – to może być hemoroid Izo ale i niestety także endometrioza w jelitach jak pisała jedna z dziewczyn powyżej. Znam taki przypadek w realu:( Dobrze, że jutro lecisz do doktora – chociaż wiem, że Ci się nie chce. Ja sama mam 'doktorowstręt’ a też jutro lecę i to do całkiem innego niż dotychczas chociaż też od 'podwozia’ – będę miała kolonoskopie 🙁 Jestem w trakcie picia Fortansu (kto przeszedł to wie o czym mówię).
    A co do Lao Che – uwielbiam ich Wojenkę. U mnie w piątkowy wieczór Lista Trójki to pozycja obowiązkowa, a jak Trójka zaczyna smędzić, to przerzucam się na Program1 PR – innych stacji nie słucham i nawet nie mam zaprogramowanych.

    1. Wojenka rządzi! Zadzwoniłam jeszcze w piątek tuż przed 22 do męża, który się imprezował z rodziną, żeby mu powiedzieć, że Lao Che wygrał listę:)

      Bilbao, wlaśnie kolonoskopię oddał mi pod rozwage lekarz w związku z tym krwawieniem. Bez alarmu. Ale sprawdzić. Miałaś juz kolonoskopię? Na „żywca” czy pod narkozą? Opowiesz coś, jeśli możesz?
      W tej przychodni, gdzie chodzę, robią pod narkozą (10 minut, 500 zł), raczej wolałabym to przespać. Chyba, że napiszesz, że to banał…

  11. Ja też miałam nawet przez kilka ostatnich lat podobną sytuację, okres, że tak to ujmę „dubeltowy”. Mam spore ognisko endo na jelicie grubym, którego nie dało się całkiem usunąć w czasie laparoskopii. Lekarz mi powiedział, że ścieli z zewnątrz tyle ile się dało, ale nie podejmował większej ingerencji – bo pewnie naruszyłoby to ścianę jelita, prawdopodobnie nie skończyłoby się na laparoskopii, pojawiłaby się konieczność wyłonienia stomii. Więc zrobił tyle ile mógł, nie narażając mnie na to, a krwawienia niestety nie ustąpiły. Potem staraliśmy się o dziecko, więc leczenia nie było i to trwało. Jakoś nic się nie działo, czasami bałam się, rysowałam czarne scenariusze, ale tak naprawdę – głupio zabrzmi – jakoś się przyzwyczaiłam.

    1. Ruda, wcale to głupio nie brzmi. Endo będzie z nami do końca życia (niech ktoś szybko wynajdzie jakiś lek) i rozwija się kiedy chce. Nie możemy chodzić na operację co roku.
      Nie chodzi mi o unikanie lekarzy, ale dla porządku ogniska endo można by wycinać rok w rok. To wcale nie jest zdrowe.
      Biorę pod uwagę, że u mnie to samo co u Ciebie. Kiedyś, kiedyś się dowiem, a może to tylko nieważny incydent…

  12. ja chętnie pobyłabym sama, ale u mnie nie ma szans. Aktualnie też rozkładam nogi na monitoringu. Tez nie chce pękać. Zostałam u Ogra, jakoś wyrobił się ostatnio – nawet na pytania odpowiada. Owulacja wróciła więc jakiś cel osiągnął. Też mam dość tego jeżdżenia na komendę i rozkładania nóg. Dlaczego faceci tak nie muszą???
    Jesień będzie pracowita i u mnie. Kończę studia podyplomowe (pracuje w szkole – bardzo polecam) pisze pracę, kończę awans, no i nadzieja jakaś kiełkuje, że może…na jesień… Wczoraj bezpardonowo szwagierka (w ciąży) poinformowała mnie, że jej brat tez bedzie miał dziecko (po rocznych staraniach). A chwilę temu rozmawiałam z nią otwarcie..Ehh ludzie chyba kompletnie nie rozumieją co nam to robi…
    I trzymam kciuki za walkę o sprawiedliwość, kurna ruszyć lekarzy… 🙁

    1. Izabela, nigdy nie przestaną otaczać nas osoby, na które można liczyć i osoby, które nie potrafią wczuc się w naszą sytuację. Zawsze będziemy musiały się z tym mierzyć.
      Gratuluje robienia awansu, moim rodzice pracowali jako nauczyciele, wiec trochę wiem, z czym to się wiąże 🙂

      Trzymaj kciuki. Dzięki.

  13. Co tam u doktora? Była?

    Media – dość obszerny temat.

    Na siłę znalazłam radio (polskie) i tv (komercyjna na literki p….t). Oraz jakiś modelnig.. Byc może ze znajomościami…

    Jeśli reflektujesz, żeby gdzieś potrząsnąć tematem – daj znac 🙂

    1. Asti, jesteś kochana. Poruszyło mnie to, co chciałaś dla mnie zrobić.
      No tak, nie sprecyzowałam, jakie media, ale słyszałaś mnie w radio, nie mam tam doświadczenia, w tv tym bardziej nie.
      Ale – jak zaraz przeczytasz w nowym wpisie – jest zajebiście. Poradziłam sobie!!

  14. Witam po urlopie i dłuższym niebycie.
    Czyli będziesz mieć jesień średniowiecza. Oby potem był renesans. 🙂
    Jak tam u lekarza? Byłaś? Poniedziałek już minął.

    Jak jesteśmy przy krwawych tematach, to napiszę, że miałam okres. Chyba taki, który można nazwać okresem. Już nie pamiętam, kiedy tak było. Tampon w dwie godziny. To mnie nastraja optymistycznie.
    Jutro idę wyjmować spiralę, a w piątek do Invimedu na rozmowę o dalszych planach.

    1. Była, była, już napisałam nowy post, żeby wszystko za jednym zamachem wyjaśnić. Jest ok.

      Wężon, cieszę się , że po trudnej jesieni i wiośnie przyszedł prawdziwy okres. Wszystko powoli jakoś się wyjaśnia 🙂

  15. Wiesz Iza, ja też szykuję się do walki. Mój ostatni pracodawca nie złożył jakiegoś tam druku do ZUSu i od kiedy jestem na zwolnieniu (a będzie za chwilę 4 m-ce) nie dostałam ani grosza. Najgorsze, że nijak nie można pracodawcy zmusić, nie ma takiej procedury. Więc czekam. Odwiedzam ZUS raz w miesiącu zapytać co słychać. Piszę maile prosząco- grożące do zakładu pracy. Pozostają bez odpowiedzi. Ratuje nas to, że Pan S. ma spory wkład w domowy budżet, a u niego raczej stabilnie.
    Daj znać koniecznie, co powiedział lekarz w temacie krwawień.

    Transfer za mną, zniosłam go dużo lepiej niż poprzedni, dziękuję Wam za słowa otuchy. Do wczoraj mieliśmy 4 zarodki w klasie I-II, jutro dopiero będzie wiadomo, czy przetrwają do 5 doby i mrożenia. Boję się, że znów będą za słabe…
    Jajniki, pomimo obciążenia, mają się dobrze. Zamrożono nam na przyszłość 20 komórek- tylko dwie nie były dojrzałe. Przynajmniej mamy jakiś punkt zaczepienia, jeśli wyczerpią nam się już możliwości w programie MZ.

    Wężon, witaj po przerwie i gratuluję dobrych znaków!:) Obyś mogła jak najszybciej wrócić do starań. Ja także w piątek jestem u lekarza- muszę trzymać rękę na pulsie, żeby nie nabawić się OHSS.

    1. S-mother, już od paru miesięcy chodzimy do lekarza tego samego dnia. 🙂 Kiedyś w końcu na siebie wpadniemy. Ja idę na 9.
      Trzymam kciuki za udany transfer. Oby to dobre samopoczucie to też był dobry znak. Ale masz kupę komórek w zapasie. 🙂
      No i całkiem szybko podeszłaś do drugiego transferu. Nie musiałaś czekać na pieniądze w programie pół roku.
      Szkoda tylko, że z tym zwolnieniem tak wyszło. Pod tym względem mój pracodawca jest idealny. A czemu cały czas jesteś na zwolnieniu?

      1. Pani Wężon, ja na 10:40, więc chyba znów się miniemy 🙂

        A dlaczego miałabym czekać na pieniądze w programie? Są jakieś perturbacje w temacie? Fakt- ostatnio rozmawiałam z JK, że już przestali przyjmować nowe pary do programu, ale kasa jest. Klinika dostaje limit osób na rok, a nie limit pieniędzy (w przypadku Invimedu to było chyba ok. 750 pacjentek) i ten limit „osobowy” właśnie się wyczerpał plus dochodzi do tego fakt, że program kończy się w czerwcu 2016 i nowi mogą nie zdążyć z niego skorzystać. Tak to przynajmniej zrozumiałam. A dotychczasowi pacjenci są leczeni bez zakłóceń.

    2. S-mother, to strasznie niefajnie Cię wystawił pracodawca – ale to jak zamierzasz walczyć? pracodawcy wiele nie zrobisz, przecież do sądu go nie poślesz. Chyba.

      To dobra decyzja, że zamroziliście komórki. Gdybym wiedziała wcześniej, jak się będzie toczyć leczenie, sama bym to poważnie rozważyła.

      Dbaj o siebie 🙂

      1. Iza, na razie pomaga mi ZUS- przeżywam miłe zaskoczenie tą instytucją, w której pracownicy sami piszą za mnie podania do naczelnika, wklepują do systemu wnioski o kolejne ponaglenia i obiecują, że jeśli nic się nie zmieni, naślą kontrolę w zakładzie 😉

    1. Ewelko, dziękuję. Z tym AMH to strasznie dziwna sprawa, bo przed pierwszą stymulacją wyszło niewiele ponad 2. Mój lekarz twierdzi, że przy takim wyniku nie osiąga się takiej liczby komórek. Kilka postów wcześniej opisywałam swój „przypadek”, w którym nic się nie zgadza i nie trzyma kupy 🙂 Stymuluję się faktycznie jak na zawołanie. Jest również tego ciemna strona – każda seria niestety przybliża mnie do menopauzy, bo pobierają mi przecież komórki, które dojrzewałyby sobie w naturalnym tempie. A jeśli w ciągu ostatnich 3 m-cy wyprodukowałam ich ponad 50…Dlatego decyzja o zamrożeniu jajeczek w tym cyklu była dla nas oczywista.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *