Dziś nie o mnie, dziś w ogóle o in vitro.
To fizycznie trudny etap. Najpierw stymulacja, cholerne zastrzyki. Kto zrobi dziesiątki zastrzyków? Ja jestem, no dobra, ujawnię się – prawdziwą damą: na widok igły robi mi się słabo. Zasłabłam nawet po takim domowym teście na kroplę krwi z palca na jakieś tam przeciwciała. Wszystkie zastrzyki robi mi najlepszy na świecie mąż (wtedy wcale nie boli, serio), nawet, gdy było to w samo południe i musiał przyjechać do mnie do pracy. Chciałabym być twardzielem, bo takie babki się zdarzają, jedną widziałam na własne oczy.
– Zastrzyki zaczęłam robić sobie sama, w pociągu! Kupiliśmy je w ostatniej chwili, wbiegłam do pociągu, bo i tak byłam spóźniona, nie było dużo ludzi, odwróciłam się tyłem do nich i dawaj, nie miałam wyjścia – opowiedziała mi kilka dni temu koleżanka, która właśnie przeszła pierwszą stymulację. Trzymałam się za szczękę, za brzuch, jak to, sama? Chryste, ała, muszę spróbować, boję się.
Boję się nawet otworzyć oczy, gdy mąż mnie zastrzykuje, ale ostatnio otworzyłam pół jednego oka i widziałam jego czoło. W tym tempie za rok może spojrzę na dłonie. Jak Wy to robicie???
Co dalej – obserwujemy czy rosną pęcherzyki.
Ostatnio dowiedziałam się od Misi z bloga, że graniczną liczbą, poniżej której przerywa się stymulację, są dwa pęcherzyki. Nie wiedziałam o tym.
Przerwanie stymulacji z jednej strony wydaje się rozsądne, stymulacja i punkcja są obciążające dla organizmu, powiedzmy sobie szczerze – nie są zdrowe.
Ale z drugiej strony – jak napisała Misia, ponosimy ogromny koszt emocjonalny: „Tragiczne jest to, że tak długą drogę musiałam przejść, żeby odważyć sie na IVF, a teraz gdy już się zdecydowałam, okazuje się, że IVF może wcale nie zdecydować sie na mnie…”
Czy można coś zrobić, aby zwiększyć szansę na większą liczbę pęcherzyków? Może znacie jakieś metody, nie wiem, dieta, żeby uniknąć ryzyka przerwania stymulacji? Żeby ciało bardziej słuchało wezwania do walki?
Ta sama koleżanka, która dzielnie wbiła sobie igłę w brzuch w pociągu, także nie miała szczęścia. Z jej trzech pęcherzyków zapłodnił się jeden. I niestety nie zagnieździł się. Jej lekarz powiedział coś w stylu:
– Jeśli większość pęcherzyków się nie zapłodni, to znaczy, że cały cykl jest słaby. Nie znamy na to sposobu, to po prostu nie ten cykl…
Zmarnowane nerwy i zdrowie – czy można jakoś sobie pomóc, wcześniej coś na to zaradzić?
Pytam, bo dziś myślę o Misi, ale jutro będę myślała o sobie. Podczas operacji, którą przeszłam rok temu, wycięto mi fragmenty obu jajowodów. Takie rzeczy wpływają negatywnie na rezerwę jajnikową. A być może czeka mnie kolejna stymulacja.
Pisałam juz u siebie, ze decydująca role w naszym przypadku odegrała dieta i suplementacja. Przy moim tragicznym Amh odstawiłam gluten i nabiał. Efekty były prawie natychmiastowe; komórki w cyklach poprzedzających stymulację były bardzo ładne. W czasie stymulacji pobrano mi 5 dojrzałych komórek z czego 4 sie zapłodnili. Dwa zarodki podano, dwa są zamrożone. W poprzedniej stymulacji ilośc komórek była podobna, ale szybko przestały sie rozwijać, nic nie mroziliśmy. Dietę konsultowałam z dietetyczka, suplementację z moim lekarzem. Efekt, ciąża bliźniacza. Nie wiem, czy zdołam ja utrzymać. Po wczorajszym krwotoku jestem w szpitalu, ale maluchy dzielnie walczą.
mamatobe, dopiero przeczytałam, ze jesteś w szpitalu, shit… zaglądam do Ciebie, trzymam kciuki – bezradnie tak nic nie wiedzieć…
U nas nawet koty wychodzą z sypialni w czasie zastrzyków. Młodszy raz sie przypatrywał, ale chyba doszedł do przekonania, ze małżonek jest weterynarzem (mały kot dostał niedawno kilka zastrzyków) i lepiej na ten czas sie ukryć w innej części mieszkania, bo nie jest bezpiecznie..
Mamatobe, kocham koty, zazdroszczę 🙂 , ale powiedz jak możesz co u Ciebie w tym szpitalu? Trzymacie się?
W szpitalu bardzo przygnębiająco. Ale krwawienia nie ma a dzis po ataku paniki zażądałam usg przez brzuch. Żeby sprawdzić czy maluchy nadal są ze mną. Zrobili. Maluchy są. Oby tak dalej. Dziękuje za troskę. Sama tez żyje Waszymi wszystkim historiami.
P.S. Czy przed crio miałaś badany poziom progesteronu?
Uff… Maluchy silne. Ty dzielna. Trzymajcie się kochani, wytrzymacjcie, przetrwajcie.
Nie, nie miałam badanego progrsteronu przed crio, miałam po pozytywnej becie. Mój lekarz powtarza, że nadmiar progesteronu nie jest szkodliwy (poza tym, że fizycznie nie czuję się po nim najlepiej), a że przy tej swojej krótkiej ciąży miałam dość niski poziom, nawet przy lekach, teraz po prostu pprzepisuje mi duże dawki, bez badania.
Jak to czytam, to może nie brzmi zbyt rozsądnie…
Witajcie, tez robię to samo 🙂 Opróżniałam ampułki i mieszałam z rozpuszczalnikiem, a moja kotka czekała i miała super zabawę z pustymi ampułkami-łapką przesuwała je na kuchennym blacie 🙂 Super widoki, zawsze mi asystuje, grzecznie siedzi i czeka. Dziewczyny mam juz dziecko i powiem Wam, że one inaczej się wychowują gdy w domu jest zwierzaczek :-)Pozdrawiam i nie djacie sobie wmówić, że ciąża i kot nie ida w parze!!!! Idą jak najbardziej. Moja kotka jako pierwsza wyczuła ciąże, zanim zrobił to test ciążowy. Głowa do góry
ojej jak fajnie, zycze Ci z calego serduszka powodzenia!piszesz o ograniczeniu glutenu i nabiału,uwazasz ze w kazdym przypadku byloby to pomone?Jestem przed stymulacja hormonalna,tak bardzo chce by sie udało…
Iza, a zastrzyki tez robi mi małżonek. Sama robiłam tylko kilka razy, kiedy nie było innego wyjścia. Efekt; zmarnowany zastrzyk (musiałam dokupić nowy), dużo łez i siniaki na brzuchu.
Wydaje mi się, że Ty jednak powiedziałaś szczerą prawdę o zstrzykach – nie da się im zrobić samej.
Iza, pytałam o ten progesteron, bo w tej chwili kliniki nie podają zarodków (ani świeżych, ani mrozaczkow) bez badania progesteronu. Jeśli progesteron jest w danej chwili zbyt wysoki (a np. U osób z obniżona rezerwa jego wyrzut następuje wcześniej niż normalnie) zarówno transfer jak i criotransfer są przekładane. Jestem tego pewna po konsultacjach z naszym lekarzem i lekarzem z kliniki z Białegostoku.
Ok, mamatobe, namówiłaś mnie, zapytam lekarkę przy kolejnej wizycie przed transferem. Lista rzeczy do zapytania zaczyna mi się niebezpiecznie wydłużać.
Wiesz, ja też zapytam mojego lekarza, żeby jeszcze uściślić. W przyszłym tygodniu Ci napiszę jeszcze 🙂 Ale jestem pewna, że dyskusja na ten temat już była.
Mnie nikt nie badał żadnych hormonów ani przed stymulacją, ani w trakcie, ani po. Oczywiście oprócz bety. Sama sobie dorzuciłam przy morfologii.
Mamatobe, rozmawiałyśmy już o weryfikacji progesteronu w komentarzach tutaj, ale raczej PO a nie przed.
Ja się zawiesiłam na tym co napisałaś, że „w tej chwili kliniki nie podają zarodków (ani świeżych, ani mrozaczkow) bez badania progesteronu. Jeśli progesteron jest w danej chwili zbyt wysoki (a np. U osób z obniżona rezerwa jego wyrzut następuje wcześniej niż normalnie) zarówno transfer jak i criotransfer są przekładane”.
Transferów miałam w życiu więcej niż chłopaków (prawie 🙂 ) . Progesteron miałam badany tylko po pozytywym teście. Nigdy przed.
Zgadzam się z mamatobe. U mnie ta sama sytuacja. Chodzę do kliniki w Szczecinie. Mam już córeczkę ze świeżego zarodka … teraz podchodzę do transferu mrozaka na cyklu sztucznym i mam badany progesteron. Jeżeli progesteron będzie powyżej 1 przerywamy podejście do crio.
Dobra, pisz jak na spowiedzi, co z Tobą, z Wami? Jak się czujesz? Jak Maluszki?
Ja jeszcze nie podchodzilam ale juz wiem ze nie bede w stanie robic sobie zastrzykow ale tez watpie by moj kochany przelamal sie to robiac chociaz zaskakuje mnie z kazdym dniem i nowym wyzwaniem 🙂 Kochane trzymam za was wszystkie kciuki oczekujace juz cudu i te ktore o ten cud walcza 🙂 sciskam 🙂
u mnie bylo tak ze zastrzyki robilam sobie sama, malzon na widok igly mdleje. Z kolei ja nie mam nic do igiel nigdy sie ich nie byalam, jak przychodzila pora zastrzyku to nawet bylam podekscytowana.
Bylam na dlugim protokole, 21 dni zastrzykow na wyciszenie i po badaniu, kolejne 16 dni zastrzykow menopuro na hodowle jajeczek. Czesc jajeczek wystrzelila czesc zostala w tyle dlatego tak dlugo sie stymulowalam, pobrano 13 jajeczek z czego 11 bylo dojrzalych. 7 sie zaplodnilo ale tylko 4 dotrwaly do fazy blastocysty. Jeden przetransferowano, trzy zamrozono.
Nie chce brzmiec jak sadomasochistka ale ja wrecz czekalam na godzine zastrzykow. Robilam je zawsze o tej samej porze – zawsze o 19.00 bo podobno to bardzo wazne. Ponadto kazali mi pic conajmniej 2 litry wody juz w trakcie stymulacji i jesc duzo bialka (mleko, sery, ryby, orzechy). Nie jadlam wowczas praktycznie slodyczy bo nie to ze sa w trakcie stumulacji nie wskazane ale juz nawet nie mialam miejsca bylam tak napchana bialkiem. No i jeszcze przed rozpoczeciem calej procedury bralam witaminy dla kobiet ktore staraja sie o poczecie dziecka. Ja jestem zdrowa z normalnym AMH, u nas winna lezala po stronie malzona- slabe nasienie.
Generalnie caly proces mnie nie przerazil, nie chcialabym jednak ponownie przechodzic przez punkcje. Mnie to bolalo, a po punkcji spuchlam i caly brzuch mnie bolal przez pare dni. Nic przyjemnego.
W UK wystarczy jeden pecherzyk zeby dopuscili sie do procedury in vitro, nie ma dolnej granicy.
Moj M kiedys po operacji powiedzial mi ze jestem uzalezniona od bolu wiec Tobie powiem kochana jestes uzalezniona od zastrzykow hehehe Ja w sumie nie wiem teraz moze mnie to przeraza ale jakbym musiala to kto wie, spedzilam 4 miesiace w szpitalu kuta bylam pare razy dziennie, plus zywiona pozaustrojowo prowadzona rurka przez reke kolo serca i wszystko bylo bez znieczulenia i nie zrobilo to na mnie wrazenia wiec moze i z tym dam rade choc moze sie obejde moze uda sie naturalnie jeszcze na to licze…
Dobrze wiedziec ze w UK wystarczy jeden pecherzyk zawsze to wiecej info bo naprawde nie wiem czego sie tu spodziewac, slyszalam wiele nie zaciekawych historii a patrzac na to jaka ja mam opieke to az trudno mi uwierzyc.
Jak sie czujesz Casja?
Izuniu a jaki twoj dalszy plan?
Sciskam
Powiem ci ze czuje sie dobrze, zadnych objawow ciazowych, zadnych zachcianek jedzeniowych, bardziej wrazliwego wechu….no nic kompletnie. W piatek mnie dosc mocno zakulo w brzuchu ale tak ze az mi sie goraco zrobilo, od tego czasu nic. Nie zostaje mi nic innego tylko czekac na pierwszy skan ktory dopiero 16 marca. Do tego czasu zostaje tylko nadzieje ze jest jeszcze na co czekac.
Casja Wierze ze sie niecierpliwisz i pewnie czekasz na te wszystkie symptomy ciazy 🙂 ale z tego co slyszalam to po pewnym czasie mozesz miec ich dosc ;p Napewno wszystko bedzie dobrze 🙂 Trzymam kciuki 🙂
Ja kochana Ewelinko mam przed sobą wiosnę na rowerze, troszkę przerwa będzie u mnie.
Izuniu zycze ci pieknej wiosny, wielu wycieczek i relaksu 🙂 a przepraszam ze spytam przerwa konieczna czy poprostu tak czujesz? Mam nadzieje ze od bloga przerwy nie bedzie 😀
Sciskam :*
Ewelina, lekarka zaproponowała mi scratching endometrium w kolejnym cyklu, a więc wymuszoną przerwę, co przyjęłam nie bez wdzięczności, bo to za dużo emocji, gdy co chwilę transfer, a poczucie uciekającego czasu nie pozwoliło mi samej przekładać transferu. Teraz muszę go przełożyć. W słusznej sprawie, mam nadzieję. Na blogu będzie co nieco o tym scratchingu, jak już będę miała go za sobą. I pewnie znowu więcej o szyciu czy rowerze 🙂
bede musiala o tym poczytac bo pierwszy raz slysze. Mam nadzieje ze to ci poprawi sytuacje a przerwa dobrze zrobi na duszy 🙂 tez wole jak ktos za mnie decyduje kiedy samej ciezko 🙂 trzymaj sie kochana
Casja, nie chcesz, ale jednak brzmisz jak sadomaso, sorry 🙂
moze i tak, jak chcecie moge za was wszystkie sie kluc:-)
Ja mam niestety prawdopodobnie tylko jeden pecherzyk i klinika chce wstrzymac protokol. Jutro kolejne usg i zadecyduja… piszecie ze zmiana diety pomaga na leniwe jajca? Nie wiem nie wiem… juz nic
Wąż, kochana, do starych postów zagląda niewiele osób. Polecam Ci – jesli chcesz, aby dziewczyny podzieliły się doświadczeniami – napisz pod nowym postem, tam zawsze ktoś jest.
Ja niestety za mało wiem, żeby coś doradzać…
Mam nadzieję, ze nie wstrzymają Ci protokołu…
Ewelina, najlepszy na świecie ukochany na pewno da radę 🙂
Oj Iza…. przypomniałaś mi bardzo dokładnie co czeka mnie być może lada dzień… ;]
generalnie stwierdzam, że jestem twardą babką 😉 (choć czasem myślę, ze jest wręcz odwrotnie ;])
szłam długim protokołem, wszystkie zastrzyki robiłam sama. Właściwie nie robiło to na mnie większego wrażenia. Zwyczajnie: siadam wygodnie, nabijam strzykawę, dezynfekuję brzuchol, delikatnie wybieram „fałdkę”, wbijam, pomału strzykam – i po temacie 😉 Jeśli się bierze Gonal w penie, to jest jeszcze prościej. Raz mi się zdarzyło, że robiłam zastrzyk w pracy, ale to było w 11 dpt, gdy już w zasadzie było po temacie…
dlatego wydaje mi się, że tak jak Twoja koleżanka – mogłabym go zrobić gdziekolwiek 😉
gdyby M miałby mi robić zastrzyki – jestem pewna, że dopiero bym się zestresowała 😀
diety żadnej nie miałam, ale starałam się jeść dużo warzyw i owoców. Z suplementów tylko kwas foliowy i tran. Komórki miałam bardzo dobre, klasy A… co z tego skoro żadna nie przetrwała do 5 dnia… 🙁
nie wiem co się stało, że przestały się rozwijać… nie wiedzą też lekarze…
wszystko było tak, jak być powinno, a jednak się nie udało…
po telefonie z labu, że komórki stanęły i nie ma nic do zamrożenia – zrobiło mi się ciemno przed oczami… na myśl, że muszę jeszcze raz wszystko od początku przechodzić przeszedł mnie dreszcz… po punkcji źle się czułam, było mi niedobrze… transfer może nie tyle, że bolał, ale czułam dyskomfort…
także dyskomfort psychiczny… jakiś obcy chłop siedzi między moimi nogami i jakimś cholernym żelastwem umieszcza zarodek w mojej macicy…
ehhhh…
kurna, nie tak to wszystko miało wyglądać… :-/
miały być truskawki, szampan, bita śmietana i dużo miłości…
a jest jak jest.
Los ze mnie zakpił.
no wlasnie mi sie wydaje ze in vitro to taka loteria jednemu da innemu nie da. Nigdy nie wiadomo komu sie uda a komu nie, ale najwazniejsze zeby probowac, poki stracza sil i finansow, to cholernie boli ale nie mozna sie poddawac.
taaaaa……to taka szóstka w totka ;]
jak sie uda to lepiej niz wszystkie szostki razem wziete.
Właśnie, Hania, przecież Ty zaraz zaczynasz stymulację! Jaki protokół będziesz miała? Jak się czujesz?
Iza,
ja ciągle czekam na @, już czuję, że nadchodzi, już brzuch pobolewa, więc pewnie lada moment zacznę antyki. Znowu czeka mnie długi protokół – o tyle, o ile.. ;]
naprawdę nie wierzę, że torbiel wielkości 5,5 cm zmniejszy się choć o milimetr, zwłaszcza, że przed tym cyklem jechałam 2 miesiące na tych samych tabsach. Trochę się boję, że za miesiąc okaże się, że jednak czeka mnie operacja..
Czyli nie zrobią stymulacji jeśli torbiel się nie zmniejszy? Niestety u mnie torbiele endometrialne po stymulacii urosły jeszcze bardziej.
Nie wiem Izuś… każda kolejna ingerencja chirurgiczna drastycznie zmniejsza moje szanse… okaże się za po @..
Witajcie dziewczyny!
Podczytuje Was co jakiś czas i postanowiłam podzielić się krótko informacjami, które mogą Wam pomóc…
Jestem po jednym in vitro. Udało się, ale w bardzo wczesnym stadium poroniłam. Beta urosła kilka razy a potem zaczęła spadać i okres. Teraz mam podejść do drugiego ivf i przypadkowo, przez to że mój lekarz na urlopie trafiłam do innego. I ten zainteresował się, czemu nastąpiło poronienie. Po przejrzeniu naszej opasłej już teczki z badaniami (u nas mąż ma bardzo kiepskie nasienie po chorobie przebytej w dzieciństwie… prawdopodobnie) lekarz zobaczył wynik męża na chromatynę, który jest średni (ani zły ani rewelacja) i powiedział, że często to chromatyna jest temu winna, że zarodki nie chcą się dzielić oraz że ciąża zostaje poroniona na bardzo wczesnym etapie. Pierwszy raz którykolwiek z lekarzy coś takiego zasugerował. Chciał aby mąż przez najbliższe 4 miesiące przeszedł jakąś kurację lekami na poprawienie wyniku tej chromatyny (choć wcześniej czytałam, że na dwoje babka wróżyła – jednym pomaga innym nie). Ale ponieważ ja mam teraz urlop dłuuuugi, relaks i te sprawy, to poprosiłam, czy nie moglibyśmy jednak spróbować drugi raz. Oczywiście mamy nadzieję, ze się uda, ale gdyby (odpukać) nie, to wówczas i tak musimy zrobić sobie przerwę przed kolejnym ivf i wówczas zgłaszamy się do niego i jedziemy z tą kuracją. No więc zgodził się i powiedział, że podchodzimy teraz do drugiego in vitro (krótki protokół cetroide i puregon), i zobaczymy co wyjdzie. W najbliższy wtorek mam 11 dc i wizytę sprawdzającą pęcherzyki. Trzymajcie kciuki dziewczyny:-).
Hania, ile trzeba mieć miłości w sobie żeby tak począć dziecię… walnac dzieciaka po truskawkach i szampanie to nie sztuka:)
Olga,
najpierw parsknęłam śmiechem po przeczytaniu Twoich słów, ale stwierdzam, że jednak masz najprawdziwszą rację 😉
Nie podchodziłam do in vitro – chociaż czuję, że i to przede mną – ale robiłam sobie raz zastrzyk z Ovitrelle, jeden zrobiła mi pielęgniarka, ale obserwując ją stwierdziłam, że to nie może być takie trudne i następnym razem zrobiłam sama. Przyznaję, dziwne uczucie, niby łatwo, ale pojawiła się ta kwestia przelamania się. Jakbym miała teraz przechodzić stymulację chyba też robilabym sama, tak myślę przynajmniej.
Jeśli chodzi o zastrzyki to faktycznie trzeba się przełamać. Ja niedawno musiałam też robić sobie zastrzyki przez kilka miesięcy. Przed pierwszym też robiło mi się słabo. Najpierw poprosiłam męża, ale niestety jego pewność siebie, zupełny brak wahania wywołał u mnie wrażenie, że On na pewno mi tę igłę wbije i się przestraszyłam, kazałam Mu oddać strzykawkę….zostałam sam na sam z igłą….próbowałam wbić przez ponad godzinę, było mi słabo, ale w końcu odważyłam się. Przeżyłam. Drugi zastrzyk zajął mi z 15 minut, trzeci pewnie z 5 a potem to już robiłam je w ciągu kilkunastu sekund. Nie wiem czy to jest jak z jazdą na rowerze ale myślę, że podskórne zastrzyki nie są mi już obce. Jednakże jeżeli miałabym wybór zastrzyk lub lody to wybieram lody 🙂
„Jednakże jeżeli miałabym wybór zastrzyk lub lody to wybieram lody”.
Boskie 🙂
A propos truskawek i szampana przypomnialy mi sie moje jakze romantyczne wyobrazenia o tym jak bedzie wygladalo powolanie do zycia naszego dziecka… Alez bylam naiwna 🙂 Przy IUI nie bylo nawet meza ze mna na sali. Przy podaniu zarodkow na szczescie meza zapraszaja i moze trzymac mnie za glowe (bo reka zajeta), to juz choc troche bardziej ludzkie.
Jesli chodzi o odczucia czysto fizyczne to masakrycznie balam sie klucia i igiel. Najgorsze podczas punkcji bylo dla mnie zalozenie wenflonu. Stymulacja za to przebiegla nie najgorzej. Ale to dlatego, ze jakis rok przed byly szczegolowe monitoringi cyklu, 5 IUI wiec przez jakies 8 miesiecy praktycznie co drugi dzien do polowy cykl mialam pobierana krew na badania hormonalne. Troche sie przyzwyczailam do klucia. Moj maz mial tylko 3 czy 4 razy pobierana krew wiec on jeszcze tego strachu nie przezwyciezyl. I nie mogl nawet patrzec jak wbijam sobie strzykawke z hormonami. Ale zeby nie bylo, ze zostalam z tym sama, to mezu zajal sie strona logistyczna calego przedwsieziecia. Obliczal dawki, pilnowal godzin i przygotowywal mi gotowa do podania strzykawke 🙂
Co do diety to podczas stymulacji nic specjalnego nie stosowalam. Za to w okolicach okolotransferowych pochlanialam ananasa i orzechy.
Marikka, z IUI to zależy nawet nie tyle od kliniki co od lekarza. Ja miałam 3 IUI w jednej klinice i dwa razy męża wpuścili. Przy każdym in vitro oczywiście był także.
Ananas i orzechy mają jakieś magiczne działanie? 🙂
Wg tego co piszą w internetach, to ananas zawiera substancje które maja zwiększyć lepkość ścianek macicy i zarodek ma lepsza szanse się zagnieździć. Orzechy generalnie działają dobrze na endometrium.
Przypomniało mi się, że po punkcji dostałam z kliniki kartkę z wytycznymi dot. także diety. Głównie powszechne zalecenia zdrowego, racjonalnego odżywiania, picia dużej ilości płynów i poszywanie pełnowartościowego białka, co pewnie ma bardziej zapobiegać hiperstymulacji niż, wspomagać zagnieżdżenie.
Płyny, białko – tak jak piszesz, to są „domowe metody”, aby zmniejszyć ryzyko OHSS, co do ananasów i orzechów to dla mnie ciekawostka.
Marikka, po namyśle – nie widzę nic złego w tym, żeby mąż nałuskał mi trochę orzechów. Ananas jest be w smaku 🙂
Ananas be? Toż to najlepszy owoc pod słońcem. Mogłabym zjeść całego na raz ale ma jakieś enzymy, od których cierpnie język 🙂 Notabene po transferze można jeść 2-3 plastry dziennie ale nie więcej, bo większa ilość może powodować skurcze macicy. Za to orzechy można jeść bez ograniczeń (no chyba że kalorycznych ;))
Byłam wczoraj na wizycie. To 6dc i oczywiście jajnikom się śpieszy i wyprodukowały juz spory pęcherzyk. Dlatego antykoncepcje zacznę dopiero od przyszłego cyklu (znowu długi protokół), a punkcja i ewentualny transfer to pewnie dopiero w okolicach maja. Wcześniej zwlekałam z tym drugim podejściem , a jak się tutaj naczytałam o igłach i zastrzykach to już od jutra chciałabym się kłuć, aby tylko szybciej przyniosło to efekt 🙂
Co do ananasa to nie słyszałam, aby wspomagał zagnieżdżanie natomiast jest często używany, aby wspomóc wywołanie skurczów macicy jako jeden z wielu naturalnych sposobów na wywołanie porodu gdy np. ciąża jest przenoszona. Skurcze macicy powoduje zawarta w nim bromelaina (tylko w świeżych owocach). Trochę skurcze macicy i zagnieżdżanie mi się nawzajem wykluczają (?) Co do innych specyfików pomagających w utrzymaniu b.wczesnej ciąży to ja polecam wodę z cytryną/cytrynę. Wydłuża fazę lutealną. Ja przynajmniej to stosowałam 🙂
(jest to również bardzo przydatny „babciny” sposób na przesunięcie @ z różnych powodów)
ja tez słyszałam o orzechach na endometrium i czerwonym winie (to jest najlepsze zalecenie hehe), ale ja też miałam łykać acard na wzrost endometrium, chyba jakoś od 10dc
Jakoś tak ożywiłam się na Twoje porady… Zdecydowanie bardziej mi pasuje smakowo Twój zestaw niż ananas 🙂
Taka mnie refleksja naszła…ludzie w swoim życiu zazwyczaj raz porządnie upadają, MY skutecznie zniechecane, musimy co miesiąc przekonywać się ze być może to był ostatni z upadków i mieć nadzieje, ze w końcu bedzie czas (jak w reklamie kinder czekolady), na bycie w pełni szczęśliwym. mnie już ból nie przeszkadza, to nadzieja zabija.
Mojra, bardzo smutne jest to co napisałaś o nadziei. Trafiło do mnie mocno, za mocno.
Ale sytuacja bez nadziei to już jest piekło, prawda?
Mojra? Robiłaś już test?
Wiem, i nie przepraszam – jak już ustalilas
ucięło resztę komentarza, wiec spamuję, wybacz!
Wiem i nie przepraszam – jak już ustaliłaś 😉 Jakoś się z nadzieją nie lubię, zawiodła w krytycznych momentach na całej lini i nie przejdzie mi przez gardło. Bóg i wiara dla mnie nie istnieją, wiec chyba ta 6 w totka są mi najbliższe. Tamten cykl to już historia, dziś już 2 dc wiec działam już na jego rzecz. Nic to. Co do akupunktury to należę do międzynarodowego forum i dziewczyny na całym świecie mocno polecają, wszystko co nieznane dla naszej głowy jest bodźcem, który daje dodatkową szansę na tą szóstkę.
ps. ja dziś wracam do biegania, żeby w DPO nie wysiadywać jak kura na grzędzie, bo w tamtym cyklu odpuściłam ruch i bardzo źle na głowę zadziałało, oj bardzo. Ja polecam umiarkowany ruch cały czas. Dla higieny. To jak nie zjeść obiadu czekając na sytą kolację, którą odwołano. Tracimy podwójnie. Nie warto głodować 🙂
Mojra, bardzo lubię to co piszesz, bo masz celne uwagi i spostrzeżenia, które są gdzieś w mojej głowie, tylko chyba nie potrafiłam ich sama nazwać.
Co to znaczy DPO? Rozumiem sens całości – oj bardzo obrazowo rozumiem, głód jest be – ale co ten skrót dokładnie oznacza?
Cieszę się, że działasz dalej, jednak też nie chcesz siedzieć w piekle bez nadziei 🙂
DPO = Dni Po Owulacji
Powinnam sama to rozgryźć 🙂
Izunia – dziękuje, ze poruszyłas ten temat, tak trochę w moim imieniu. 🙂 Ostatnie dni były dla mnie dość nerwowe i z niecierpliwością czekam na kolejne podglądanie w piątek.
Moja historia – 2 lata aktywnych starań, 6 nieudanych IUI, niskie AMH, niedoczynność tarczycy Hashimoto, podwyższona prolaktyna, męskie wyniki lekko osłabione, nieudane IUI w Invimed Warszawa, planowane IVF w Artemida Bialystok.
Sytuacja obecna – jestem w trakcie długiego protokołu do mojego pierwszego (i marzylabym ostatniego!) IVF. Przez pierwsze dni brałam Gonapeptyl Daily, a teraz dołączone mam zastrzyki z Gonal F. W poniedziałek byłam na pierwszym podglądaniu (po 3 dniach stymulacji) i niestety byly tylko 3 pęcherzyki. ((( Lekarka nie przerwała cyklu (przy 2 pecherzykach lub mniej przerwalaby), wiec kontynuuje stymulacje do kolejnej kontroli w piątek. Jestem jednak podłamana. Czy ktoś miał podobna sytuacje? Czy ktoś boryka sie z niskim AMH lub słaba responsywnoscia na stymulacje? Byłabym wdzięczna za jakieś informacje. Czy wszystko już stracone czy jeszcze może coś sie doprodukuje?
Poza tym, jak podchodzicie do diety i ewentualnych ćwiczeń w trakcie stymulacji, żeby zapewnić najlepsze warunki dla rozwoju jajeczek? Ja biorę cala masę suplementów na niskie AMH (Q10, DHEA, wit B6, wit B12, Acard, jod, kwasy omega, selen) oraz ogólnie zdrowo sie odżywiam (zero słodyczy, zero fast foodow, jedzenie mało przetworzone, wszystko domowe, unikam jedzenia na mieście). Nie przestrzegam jednak żadnej konkretnej diety. Ćwiczę regularnie (fitness, bieganie), bo to daje mi dużo radości i odskocznia od stresu, chociaż czytałam na innych forach, ze podczas stymulacji nie powinno sie ćwiczyć. Chodzę tez od niedawna na akupunkture, która ma pomagać przy IVF (poleca to nawet najlepszy ośrodek IVF w USA – Colorado).
Jak widać jednak na razie efekty u mnie słabe i bądź tu mądra…
O apkupunkturze słyszałam, ze pomaga. Co do ćwiczeń, mój lekarz absolutnie odradzał, żeby nie popękało to co jest.
Ja pytałam moja lekarke o ćwiczenia i powiedziała, ze „na razie mogę”. Pewnie to dlatego, ze jeszcze jestem na samym początku stymulacji i moje pęcherzyki jeszcze są bardzo małe. Jak podróżne, to pewnie będzie kazała mi przestać. 🙁 Zapytam znowu w piątek, bo to już będzie 7 dzień stymulacji.
Mnie pozwolili tylko spacerować, co oczywiście wywołało bunt!
Ja mam niskie AMH tzn równe 1, mało pęcherzyków antralnych. Miałam czekać z IVF do czerwca aż skończę 35 lat żeby można było pobrać wszystkie komórki, ale po rozmowie z lekarzem zdecydowaliśmy, że pierwszą próbę robimy teraz, bo pewnie i tak więcej niż 6 nie bedzie 🙁
Biorę w zasadzie to co Ty. Wydaje mi się, że zdrowo się odżywiam. Ćwiczenia ostatnio kompletnie olałam. Jedyne co to codziennie zabieram moje 2 psiaki do psiego parku na 1, 5 h. Troche pobiegamy, świeże powietrze. Zaraz wiosna to trochę się poruszam w ogródku. Zobaczymy co przyniesie stymulacja.
No i zaczynam się zastanawiać nad akupunkturą – zaszkodzić chyba nie zaszkodzi 🙂
a ja dziewczynki osobiscie moglabym sie kluc i kluc i chodzic na punkcje i transfery bez przerwy. to wszystko jest dla mnie malo znaczace fizycznie ale nie mam odwagi podejsc do 2 proby in vitro. boje sie strasznie poronienia albo hiperstymulacji. nie wiem czego bardziej. jestem psychicznie slaba bo nie umiem sie zdecydowac na 2 podejscie. ale wiem ze dla was niektórych same zastrzyki to ogromny lek bo kazdy ma inne leki i inny prog bolu. zycze wam wszystkim wytrwalosci i sily kochane!!!
Oczekująca. Nie jesteś psychicznie słaba – jesteś zmęczona, bo przeszłaś w ostatnim czasie więcej niż niejedna kobieta przez całe życie. Masz się czego bać. To nie jest żadna słabość.
Bez tego czasu, który sobie dajesz, kolejne podejście i tak nie miałoby sensu.
A w temacie zastrzyków to ja tez po przełamaniu początkowego strachu ( pierwszy zastrzyk zrobiła mi położna i od razu miałam ciemno przed oczami i prawie zemdlałam!), teraz tez przyznaje sie, ze nawet z ekscytacja wyczekuje godziny kolejnego klucia. 🙂 Nie chodzi tu o sam aspekt zastrzyku, tylko poczucia, ze coś sie dzieje w temacie, który potencjalnie doprowadzi mnie do ciąży. Cieszę sie, ze cis robię, bo najgorzej czuje sie w sytuacjach bezradności, gdy nie mogę zrobić nic.
Zastrzyki robię sama, bo robię je zawsze o 8:00 i 20:00. Rano przed zastrzykiem przez trzy dni w tygodniu ćwiczę, wiec zastrzyk o 8:00 robię sama w łazience na siłowni. 🙂 Mój mąż często pracuje późno wieczorem lub czasem służbowo wyjeżdża, wiec zobowiązanie go do codziennego powrotu na 20:00 byłoby niepotrzebnie stresujące i czasem po prostu niemożliwe. Zdarzyło mi sie tez ze wieczorny zastrzyk robić tez w łazience restauracji, gdy akurat byłam umówiona ze znajomymi. Ogólnie dla mnie to jak lykanie witaminek – wszędzie i o każdej godzinie sobie radzę. 🙂
Nie no nie wierzę, następna 🙂
Ja też kłułam się sama przy Ovitrelle. Jakbym miała zostawić to Mężowi, to byłoby zrobione tak jak wszystko inne, o co go proszę 😉
Kiedyś przez trzy tygodnie podawałam Mamie heparynę w brzuch, bo żadna z moich trzech sióstr się nie odważyła. Chyba wtedy nabrałam wprawy 🙂
Ojjoj, s-mother, widzę małą szpilę wbitą mężowi w bok 🙂 Rozumiem, że w domu Ty podlewasz kwiaty? 🙂
Co do akupunktury, to w klinice zalecono mi dwa zabiegi – pół godziny przed i pół godziny po transferze świeżego zarodka. Coś po tym transferze zaskoczyło (ciąża biochemiczna). Przy kolejnych dwóch criotransferach nie zdecydowaliśmy się już na akupunktura i beta była zerowa. Wiadomo, że mogło być tysiąc przyczyn takiego a nie innego stanu rzeczy. Jednakże przy kolejnym podejściu do IVF prawie na pewno zdecyduję się na akupunkturę. W mojej klinice jest wykonywana przez tę samą panią anestezjolog, która znieczula do punkcji.
Im więcej piszecie o tej akupunkturze tym więcej o tym myślę. Czy to taka moda czy naprawdę pomaga? Wiem, że nie można powiedzieć nic na pewno, ale jest coś takiego jak mądrość tłumu…
Nie wiem czy moda. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się alternatywnej medycyny w miejscu, którym kieruje największy racjonalista o jakim słyszałam. Więc jak mi to zaproponowano to w szoku się zgodziłam (oczywiście za dodatkową opłatą). Przy następnych transferach chciałam być bardziej „racjonalna” :/
Pani doktor, która mnie obkładała mnie igłami, wbijała je w uszy, stopy i dół brzucha, miało to zapewnić odpowiednie ukrwienie macicy.
Myślę, że nie bez znaczenia może być tez fakt, że jeśli nie decyduje się na akupunkturę, to bezpośrednio po podaniu zarodka, trzeba się ubrać i wyjść. Nie ma leżakowania jak po IUI. A jeśli jednak za akupunkturę się dopłaci, to na spokojnie można poleżeć na sali wybudzeń.
Może źle to zabrzmiało, jak napisałam moda – ale prawdą jest, że jestem dość sceptyczna co do wielu sfer życia w ogóle. Ale łamię się coś chyba… 🙂
A już to co napisałaś, że można sobie bezkarnie jeszcze poleżeć, to już w ogóle argument, który nie podlega zadnym ocenom wiary czy niewiary…
Marikka, a to boli?
Po wenflonie juz zadne klucie nie boli 🙂 igly od akupunktury wbijane sa plytko, sa bardzo gietkie i cienkie. Wzielam sobie jedna na pamiatke 🙂 co prawda poleciala gdzies tam mala kropelka krwi przy wyjmowaniu ale pani doktor powiedziala ze to przez to ze mam bardzo cienka skore.
Wlasnie dlatego balabym sie pojsc go jakiegos prywatnego gabinetu akupunktury. Kto wie czy sa tam zachwane standardy sterylnosci.
ja tez slyszalam o dobroczynnym dzialaniu akupunktury, podobno niektore kliniki zalecaja ze niby sie czlowiek odstresowuje i poprawia ukrwienie macicy. Dowiedzialam sie jednak z internetu, moja klinika nic mi nie zasugerowala przez co bylam troche zla. Nic z tego jednak nie wyszlo bo nie moglam znalesc nikogo lokalnie wiec d…pa.
Cwiczyc cwiczylam na 3 mce przed stymulacja a potrem przestalam ale to dlateo ze sie pochorowalam a potem juz sie balam wrocic do cwiczen. Ale rzucilam fajki, co myslalam ze sie nigdy nie wydarzy.
Ale czy ćwiczenia też właśnie nie pomagają na ukrwienie – całego organizmu, a nie tylko macicy? Bo to przecież dotlenienie… ja nie kwestionuję, a jedynie tak sobie spekuluję: czy regularne ćwiczenia przed nie są lepsze niż akupunktura z doskoku?
Ja czytam duzo amerykańskich i brytyjskich forum i doniesień w temacie in vitro,szczególnie właśnie na stronie CCRH i pochodnych (podobno najlepsza na świecie klinika wspomagania płodności). Wszędzie tam piszą o akupunkturze jako dobry dodatek do medycyny zachodniej/klasycznej. Podobno poprawia ukrwienie, pomaga przy enfometrium, produkcji jsjeczek, zagniezdzaniu sie zarodka, czyli ogólnie przy wszystkim. 😉 Zrobiłam rozeznanie i rozmawiałam z dwoma kobietami które wprowadziło akupunkture do Warszawy jako pomoc przy leczeniu niepłodności. Żadna z nich nie mieszka juz w Polsce, ale poleciły mi innych specjalistów w Wsrszawie i tam teraz chodzę. Z tego co wiem to w Warszawie tylko Novum oferuje akupunkture w ramach kliniki. Nie ma tego w Invikcie czy Invimedzie. Nie wiem czy to coś daje…. Na pewno mnie relaksuje i wycisza, a to juz cos! Po serii seansów wyglądało, ze mogę wyprodukować nawet 6-8 jajeczek. Potem miałam przerwę tygodniowa, bo moja akupunkturzystka wyjechała na urlop i na podglądzie juz tylko 3 jajeczka. Teraz wróciłam do seansów i zobaczymy w piątek czy cos to zmieniło.
Misia, ok, nabieram ciekawości, a -pytałam już Marikkę – czy to boli? Bo zaczynam sie nad tym poważnie zastanawiać, w najgorszym razie po prostu nie zaszkodzi może…
Ruda, ja chętnie pospekuluję z Tobą, bo ukrwienie to jedno, endorfiny po ruchu to drugie – w końcu chodzi o to, żeby zminimalizować stres, prawda?
Kiedyś słyszałam, że, powiedzmy, w latach 60-70, sportowczynie celowo zachodziły w ciążę przed ważnymi zawodami (phi, tak po prostu zachodziły, to muszą być legendy), bo zwiększa się wtedy w ogóle wydolność organizmu. Zresztą, sama się czułam świetnie jak byłam w tej swojej krótkiej ciąży. Dla mnie ruch zawsze jest świetny, tylko wszyscy wokoło mnie stopują. Budzi to we mnie wielki bunt 🙁
Iza – nic nie boli ta akupunktura. Trochę jak ugryzienie komara. 🙂
Misia, dobrze, na komary mam takiego elektrycznego killera w domu, może zadziała na panią z igłami 🙂
Ty głuptasie!! 😛
Misia? Misia! Wczoraj miałaś wizytę, jak Twoje pęcherzyki??????
Napisze w komentarzach pod Twoim nowym wpisem. O tej pięknej lali. 🙂
Zaglądam tu, czytam, przetwarzam – wszystko jakimś przypadkiem…
Zrobiłam sobie chyba 150 zastrzyków. Sama. W łazience w pracy!! Najgorsze jest to, że nic nie bolało; absolutnie nic, ale za każdym następnym bałam się coraz bardziej, o ironio!
Miałam małe dawki hormonów, bo mam bardzo wysoką rezerwę…lekarz się bał. Jeździłam na monitoring co 2 dni!! Już mi się szczerze nie chciało… Ale…jeździłam.
Lekarz zaobserwował około 15 pęcherzyków w jednym i drugim jajniku więc już ciśnienie mi się podniosło – i jemu też. Żeby tylko uniknąć przestymulowania i nie odkładać transfer!! Oby nie robić z mrożonych zarodków!! Oby nie, oby nie…
Punkcja jak punkcja. Stres jest. Zawsze jest. Zawsze był i pewnie będzie. Po punkcji czekałam żeby do siebie dojść i…. zemdlałam jakoś tak. Ortostatyczne omdlenie stwierdzono. Podano glukozę, bo to przecież tak długo na czczo. USG raz, drugi, trzeci…a ja mdlałam 🙂
Zabrali mnie do szpitala żeby mnie doprowadzić do ładu i składu. Jakiś przypadkiem dowiedziałam się…że jednak tych pęcherzyków było więcej niż na ostatnim USG…coś koło 40 w jednym i 40 w drugim jajniku. No i jeden nie wytrzymał. Pękł. Cóż, zdarza się. Jako, że słabłam i hemo mi spadała pojechałam na tomografię, bo może zator… A tu jajnik jednak 😉 2 litry krwi w otrzewnej. natychmiast laparo. Ratująca zycie generalnie. Chcieli usunąć ten jajnik, bo wyglądał masakrycznie, ale uratowali.
Z pobranych komórek 22 nadawały się do zapłodnienia. Zapłodniło się 12; 8 udało się zamrozić… Czekają. Jajowodów nie mam. Drugi raz stymulacji nie podołam. Nie dam rady…Lekarz pewnie też się nie podejmie. Też nie da rady 😉 Czekam na okres. I będę próbować. Mam stresa, mam nerwa. Mam wszystko!! A 3 z przodu już coraz krócej będzie…
Trochę pesymistyczny ten wpis, ale trzymam kciuki za Wszystkich!!
O słońce świeci!! Wiosna, wiosna, wiosna…
Boska-ja (ja też 🙂 ), czytam czytam i nie dowierzam, pierwsze słyszę o takiej historii, jak Twoja, krócej byłoby powiedzieć, że w brzuchu wybuchła Ci bomba…
40 pęcherzyków w jednym i drugim, czyli razem 80????!!!
Pff…, nie wiem co powiedzieć. Masakra. Ty jesteś, o ironio, bogini płodności…
I pierwszy raz spotykam kogoś takiego jak ja – bez jajowodów 🙁 przykrość 🙁
Boska moj wpis tez nie byl o zastrzykach a powinien☺czyli oczywiscie tez bylas w szczesliwym 1 czy 2 % powiklan po… nie dziwie sie ze soe boisz. wiadomo iza miala powiklania po laparo z tego co pamiętam. jak sie czlowiek znajdzie w sytuacji ze lekarz mowi nie wiem co sie stalo nie wiem co robic to jest to przerażające i odbiera sily do dalszej walki. ja trz sie waham czy podejsc 2 raz. boje sie ale chyba w maju przystapie. trzeba walczyc do konca!!!
Ja się nie znam na iui, laparo, in vitro… Nie znam się nawet na stymulacji. Ale wiem jak boli, kiedy się nie udaje, a jeszcze bardziej jak udaje się na chwilę…
30.03 mam hsg i siedzę i czekam jak na szpilkach. Słyszałam, że boli. I to będzie jedyne, na czym będę się znać…
Ale podskórnie czuję, że jakieś zastrzyki zrobię sobie sama jak będzie trzeba brać heparynę. Bo lubię pobieranie krwi i generalnie zastrzyki mnie nie ruszają.
Powodzenia!
HSG jest do przeżycia. Wiadomo, że wrażliwośc na ból to kwestia zupełnie indywidualna, u mnie to był taki 2-3 godzinny ból jak trochę silniejszy okres. Następnego dnia poszłam normalnie do pracy.
Wiele zabiegów i operacji za mną, ale nic mnie tak nie bolało jak
HSG (2 razy). Nie to, że chcę Cię przestraszyć. Zakładałam, że skoro HSG jest robione bez znieczulenia tzn że nie boli. Ale te parę sekund podawania kontrastu było dla mnie horrorem – i za pierwszym i za drugim razem po równo, mimo że za drugim razem wiedziałam co mnie czeka 🙂
Na pocieszenie – to tylko parę sekund 🙂 Pozdrawiam i trzymam kciuki
Dzięki. Pocieszam się tym, że będę miała to sono hsg, niby jest mniej bolesne i mniej inwazyjne…
Na pewno to kwestia indywidualna, ale dla mnie sono hcg było absolutnie do przeżycia – kilka sekund bólu (3-5) i po wszystkim. Potem trochę bólu jak na okres w ciagu dnia i pozamiatane. Nie ma sie czego bać. 🙂
Miałam sono hsg. Nic nie bolało 😉 dostałam magiczny zastrzyk i kompletnie nic nie pamiętam 😉 ponoć później rozmawiałam z lekarzem, ale tego TEŻ nie pamiętam 😀
R, kochanie, a masz w znieczuleniu ogólnym czy na „głupim jasiu”? Miałam HSG, to podobno boli tylko przy niedrożnych jajowodach. A nawet wtedy – to już piszę z własnego doświadczenia – ten ból jest bardzo krótki, 2 sekundy. A te badanie jest bardzo ważne. Powinno się je robić obowiązkowo po pewnym okresie leczenia, jak AMH. Powodzenia na HSG, życzę CI bardzo drożnych jajowodów 🙂
Chyba tylko na głupim Jasiu. Nie wiem nawet. Co do drożności, to chyba nie ma z tym u mnie problemu, skoro zaszłam w dwie ciąże bez pomocy… Sama nie wiem, ale chyba przy niedrożnych by się nie udało, tak? Widzicie, nawet na tym się nie znam… 😉
Wg mnie dobrze kombinujesz 🙂
Rozumiem, że nie udało się ich utrzymać? 🙁
Teraz napiszę coś o sobie – ale nie żeby się chwalić, tylko mój przypadek może zainspirować do szukania też innej przyczyny. Ja mam endo 4 stopnia, przez pona 2 lata nie udało mi się zajść w ciążę, próby naturalne (kilka cykli stymulowanych), drożność jajowodów sprawdzili mi w czasie laparoskopii (leczenie endo), jajniki w nie najgorszym jak na endo stanie, AMH też niezłe. Nagle się udaje i poronienie zatrzymane w 6 tc. I wiecie co wychodzi w czasie łyżeczkowania? Podejrzenie macicy dwurożnej – ostatecznie okazało się, że to przegroda, którą w grudniu miałam wycięta. Ale wcześniej nikt tego nie sprawdzał – nie dość, że zaawansowane endo to jeszcze ta przegroda.
Także R, jeśli udało Ci się zajść ale nie udało utrzymać (a tego nie wiem na pewno, bo nie znam Twojej historii), to może warto zrobić też histeroskopię?
Ruda nie, nie udało się. Pierwszego Aniołka mam z 8 tc, drugiego z 10 tc…
Histeroskopia będzie kolejnym krokiem, jeśli hsgpokaże jakiś trop… Mam nadzieję, że coś wyjdzie, bo niczego tak się nie boję jak tego, że okaże się, że to immunologia… A to już jest jak walka z wiatrakami…
Powiedz Kochana w której klinice poddajesz sie in vitro? i u jakiego lekarza?
Z mężem chcemy sie poddać in vitro,ale ciągle mamy dużo pytań i wątpliwości jaka kliknie wybrać i że trafimy na lekarza ,,tyrana”
Monia, ja się leczę w Novum, ale byłam też w Invikcie dłuższy czas. W obu klinikach są fachowcy i lekarze, którzy po prostu mi nie podpasowali, tak po ludzku.
Nie chcę pisać nazwisk lekarzy na forum, tak jak nie chciałabym, żeby ktoś sobie coś pisał o mnie bez mojej wiedzy i zgody. Mogę spróbować Ci coś podpowiedziec na prv , ale to zawsze będą moje subiektywne opinie 🙂
Dziękuję:) Napiszę do Ciebie w najbliższych dniach maila, Będę wdzięczna o odpowiedz w wolnej chwili:)
Po 4 nieudanych IUI zakwalifikowaliśmy się do programu rządowego i zaczynamy działać z IVF, długi protokół. Zastrzyki w brzuch miałam, a to w szpitalu po różnych zabiegach, a to przed IUI. Jestem osobą odważną i wytrzymałą na ból, ale na samą myśl, że mam się sama sobie wbić w brzuchola robi mi się ciepło 🙂 Kiedy zastrzyki były robione przez pielęgniarkę bądź moją mamę przyglądałam się i było spoko. Przed ostatnią inseminacją stwierdziłam, że czas zaufać mężowi (który blednie/zielenieje przy każdym pobieraniu krwi), ale zobowiązał się że chociaż tyle może dla mnie zrobić. No i się udało 🙂 On nie zemdlał, a ja sama nie musiałam się kuć 🙂
Więc myślę, że przy stymulacji też damy radę. A jak będę musiała zrobić zastrzyk w pracy ?!?!?!?!
a nie mozesz wieczorem o jednej porze robic? na przyklad o 20.00?
W IVF jestem nowa. 25 marca wizyta i lekarz rozpisze leki. Te zastrzyki to raz dziennie czy może się zdarzyć że kilka razy? Bo jak raz to zlecę mężusiowi poza godzinami pracy 🙂
mi kazano raz dziennie o stalej porze najlepiej wieczorem. Wybralam godzine 19 ale wtedy wiesz…nie mozesz sobie specjalnie nigdzie wyjsc no chyba ze planujesz sie kluc poza domem. Gdzies nawet przeczytalam ze najlepiej to robic przed 20.00 ale czy jest w tym jakas prawda, nie mam pojecia.
Poczekamy zobaczymy. W razie czego jak na odważną kobietę przystało, wezmę się w garść i sama będę robić 🙂
Yyyy… w pracy może zblednie/zzielenieje jakaś zaprzyjaźniona koleżanka, która utrzyma język za zębami? 🙂
Nie śmiej się z mojego męża 🙂 Będzie problem znajdzie się rada 🙂 Dam znać.
Mi zastrzyki robila mama. Jest pielęgniarką i mieszka obok, gdyby nie to, pewnie robiłabym to sama. Mnie mało rzeczy medycznych rusza, jako dziecko leżąc na echo serca stwierdzilam nawet, że „uwielbiam się leczyć”, czym wywołałam niezłą konsternację u lekarza. Ja przy stymulacji nie brałam żadnych suplementów, ale jadłam bardzo racjonalnie, bo brzuch i tak miałam wielki. Nie ćwiczyłam, bo miałam zabronione… A Mama super ogarniała te zastrzyki, rozpiskę, ulotki, nawet załapała lekarza na błędzie i uparła się, żeby jeden zastrzyk zrobić mi w pupę, a nie w brzuch, mimo takiej instrukcji z kliniki. Gdybym sama robiła zastrzyki, to na pewno musiałabym dokupować menopur, mama nie marnowała ani kropelki, a ja pewnie wylewalabym połowę usuwając powietrze.
Piszecie o hsg. Dla mnie to był najgorszy ból świata. Wolałabym co miesiąc do końca co miesiąc przechodzić poród, niż jeszcze raz w życiu podejść do hsg.
~Kas, a rodziłaś już? 😉
Ok, już mi się przypomniało, że pisałaś, że rodziłaś 🙂 To umówmy się, że jak już kiedyś zajdę, to Ty za mnie urodzisz, co? 🙂
kurde mi nawet nie zaproponowano sprawdzenia droznosci jajowodow. dziwne bo wiem ze w Pl to obowiazkowe. Moja kolezanka miala i potwierdzila ze nic przyjemnego.
hahah, spoko, ja urodziłam i zdziwiona pytałam położnej, czy to już i o co w takim razie tyle krzyku, stwierdzając, że jutro mogę rodzic znow. Gdyby samo zajście w ciążę i donoszenie jej nie było tak problematyczne dla mnie :/
Zasadniczo też dobrze wspominam swój poród. Może dlatego, że wspomina się „po” 😉
hmm… zastrzyki? a to boli? 😉 no dobra bardziej serio. mnie zastrzyki jakoś specjalnie nigdy nie ruszały. oczywiście póki osoba wykonująca je to była osoba wykwalifikowana. u nas sytuacja wyglądała jednak tak, że mój M. będąc na lekach uczulił się na nie w formie tabletkowej. lekarka powiedziała więc, że kolejna seria będzie w zastrzykach i że będziemy je robić w domu. M. jest bardziej wrażliwy i od razu powiedział, że to ja będę musiała mu robić zastrzyki. co skwitowałam „chyba żartujesz”… było to z jakieś 1,5 może rok przed naszym podejściem do IVF. przez ten czas miał przerwę w lekach, przerwę na nasze starania. (które nie wyszły, ale nie o tym mowa). jak zdecydowaliśmy się na IVF wiedziałam, że to ja sama będę musiała robić zastrzyki. bo M. pracował w tym czasie dalej i wracał do domu tylko na weekendy. obserwowałam więc bacznie, jak pielęgniarka przeprowadza całą procedurę przy pierwszym zastrzyku. kolejny miałam zrobić sama w domu o 6 rano. wstałam, wzięłam igłę i pomyślałam, że nikt inny mi nie pomoże. i wbiłam sobie tą pierwszą igłę. poszło ok. więc z następnymi problemu też nie było.
od listopada M. ponownie wrócił na swoje leki… dostał więc je w formie zastrzyków. i robię mu je. raz na tydzień, biorę strzykawkę, zbieram „fałdkę” i wkłuwam igłę. procedura jak każda inna. przynajmniej teraz dla mnie. jak mycie zębów 😉
a skoro już mowa również o dietach – zaczynałyście Dziewczyny dużo szybciej? może się okazać, że ponownie zacznę stymulację i planuję również racjonalniej się odżywiać. czy zmiana bezpośrednio przed/w trakcie nie spowoduje, że organizm nie będzie wiedział „na czym stoi”? czy może się to odbić jakoś negatywnie?
Równoważnio, kiedyś usłyszałam słowa które bardzo mocno mi zapadły w pamięć mianowicie „ciąża jest oznaką zdrowia” co dla mnie oznacza nic innego jak to ze organizm musi byc na tyle stabilny i silny żeby był w stanie wziąć na swoje barki dodatkowego lokatora, myśle ze racjonalne odżywianie brzmi na tyle racjonalnie, ze może przynieść tylko same korzyści, najlepiej natychmiast.
Ja jako weteranka szpitali to jarałam się na myśl o zastrzykach. Za którymś razem dostałam pudełko małych strzykawek z igiełkami. Te które zostały nie użyte nadal mam i się cieszę z własnego zapasu strzykawek.
Najbardziej pokręcone miejsce w którym robiłam sobie zastrzyk? W kiblu na lotnisku, podczas przesiadki z jednego do drugiego samolotu. „Ja rasowy narkoman”.
No nie, następna… Dom wariatów… 🙂
Jesli chodzi o zastrzyki to ja tez moge stwierdzić ze je nawet lubie:) ale to po długim oswajaniu:) najpierw seria chyba miesięczna po laparoskopii,pozniej na pęknięcie pęcherzyka do IUI,w koncu stymulacja. Z tym ze jest jedna zasada,zastrzyk robi maz,ja daje swoj brzuch.sama sobie albo komus…hmmm…to jeszcze chyba nie ten etap. Mam pytanie takie dosyc dziwne…hmmm…tak apropos stymulacji.jeszcze przed punkcji,tak ze 2dni wczesniej,mialam „wyciek”odrobiny bezbarwnej i bezzapachowej cieczy.pomyslalam wtedy ze to jakis pęcherzyk wczesniej pękł. Teraz jestem 2dpt i w zasadzie od poczatku,tj. Od transferu,od czasu do czasu mam taki znikomy „wyciek”.czasem przy okazji razem z rozpuszczonym juz lutinusem,czasem sam plyn.mam tez lekko wzdety brzuch(jakies kilka cm.wiecej w obwodzie)i takie dziwne uczucie „gniecenia”.pobolewa mnie zoladek i generalnie wnętrzności. To sie nasila gdy sie śmieje w głos. Dosyc sporo jem a niewiele oddaje(mysle ze to sprawka luteiny), i tak sobie mysle ze jestem po prostu zapchana, ale juz sama nie wiem o co chodzi:/ moze macie jakies doświadczenia i mozecie mi pomoc rada? Bede wdzieczna.
Margaritka, ja z powodu własnych doświadczeń jestem przewrażliwiona, więc weź poprawkę na moje sugestie. Ale jak piszesz, że w 6 dpt masz uczucie gniecenia (no fajnie, że przy tym wszystkim śmiejesz się w głos), niewiele oddajesz – to dla mnie jest jasny sygnał, że powinnaś bardzo poważnie rozważyć kontrolę USG u lekarza.
Ja gniecenie zwaliłam na dziecinnie lekki obiad, kilka dni później wylądowałam w ciężkim stanie w szpitalu.
Nie zamierzam Cię straszyć.
Ale, kobieto, starasz się o dziecko, zapewne od lat, jedna wizyta u lekarza dla ostrożności to pikuś po tym co musiałaś przejść do tej pory, najwyżej stracisz parę godzin czasu…
Pewnie jutro zadzwonie przynaniej do Kliniki, o ile nie pojade. No wlasnie nie wiem co sie dzieje. Niby nie sa jakies bardzo dokuczliwe te dolegliwości ale tez nue do konca komfortowo sie czuje, a nie chcialam wyjsc na jakas przewrażliwiona. Troche sie zaczelam zastanawiać jak poczytalam Twoj blog i wpisy dziewczyn. Tym bardziej ze pobrali mi 15 komórek, a to juz sporo podobno…Śmieje sie oczywiscie z innych rzeczy, ale te dziwne objawy sie wtedy nasilają. Dzieki za rade, chyba wlasnie takiego kopa potrzebowalam.
Margaritka, dopiero co Casję wysłałyśmy do lekarza, weź no sprawdź co jest grane i po prostu napisz nam, że przesadziłyśmy. Ok?
Hej:) jestem po konsultacji telefonicznej z lekarzem. Poki co mam duzo pic i jesc śliwki,ewentualnie brac cos z apteki wspomagającego przemianę…jesli uczucie gniecenia nie przejdzie mam sie zgłosić w poniedzialek na usg. Lekarz powiedzial ze racEj nic złego sie nie dzieje,ale zeby sie obserwować. Gorzej z tymi „wyciekami”, powiedzial se takie rzeczy raczej nie zwiastują nic dobrego,ale ze czekamy poki co. Kurde dziwna sprawa z tymi wysiekami:( caly mój entuzjazm poszedł €&@@!?,!’lkll<$£*%
Margaritka, fajnie, ze zadzwoniłaś, przynajmniej nie będziesz się gryzła przez resztę weekendu (a ja z Tobą), że trzeba było coś zrobić wcześniej.
Jeszcze wracając do Twojej przemiany materii – ja po progesteronie cierpię, mam z tym problem. Ostatnio kupiłam po prostu czopki glicerynowe – mój lekarz właśnie taka metodę zalecił po transferze. Podziałało. Kupiłam sobie takie dla dzieci, zupełnie wystarczają. Byłabym ostrożna z połykaniem leków po transferze.
Mam nadzieję, że Twoje plamienia to po prostu indywidualna wariacja organizmu, nie potrafię Ci nic mądrego powiedzieć… 🙁 No szkoda, bo stres…
Dzieki za kopa , bo faktycznie jestem spokojniejsza. Na efekty uboczne progesteronu lekarz powiedzial zeby kupic laktuloze, i raz zdazylam juz zazyc. A teraz mysle ze czopki moze byłyby lepsze?…mniej sKodliwe dla dzidz…hmmmm…same stresy:/