A teraz zmieniam się w zakalec

jestem nieudane suche coś, co miało być ciastkiem, a można sobie co najwyżej zęba złamać.

wyniki badania krwi nadeszły równo z okresem.

wcześniej na zmianę studziliśmy nadmierną nadzieję i robiliśmy jej usta-usta, żeby nie odchodziła. ciągnęliśmy ją i popychaliśmy. chcieliśmy jej i nienawidziliśmy zarazem.

marchew nam się zepsuła.

papieros. życie biegnie dalej.

0 komentarzy

    1. Mojra, nie paliłam dłuższy czas, przystopowałam jeszcze przed transferem. Przez ten czas zdrożały faje, właśnie się w kiosku zdziwiłam. Mam nadzieję, że ominie Cię jeszcze wiele podwyżek. Komuś musi się udać.

        1. Cholerny świat, ~s-mother, strasznie mi przykro… 🙁 Jestem z Tobą, tak jak Ty byłaś ze mną kilka dni temu. Dziś odpoczywamy, jutro bierzemy się w garść, ok?

          1. Dziękuję, Iza. Wczoraj było bardzo źle ze mną… Ale wieczorem, jak zwykle, obiecałam mojemu Mężowi, że dziś będzie dobrze. To już 36 taka obietnica…(dziwię Mu się, że jeszcze mi wierzy:))

            Wróciłam przed dwoma kwadransami z kliniki uzbrojona w Femarę.

      1. No Casja, Ty to już się takimi rzeczami nie możesz denerwować. Świat się kręci. Ktoś idzie dalej, ktoś jeszcze musi poczekać, ja muszę poczekać, Ty się nie denerwujesz, ok?

        1. jak mam sie kurde nie denerwowac jak czytajac twoj post lzy mi sie zakrecily w oczach. Swiat jest niesprawiedliwy dla tyylu z nas. Ja mimo ze mialam pozytywny test i pozytywna bete nie ekscytuje sie za bardzo. Biore na wstrzymanie bo wiem co sie jeszcze moze stac. Staram sie nie denerwowac ale po prostu skreslam dni w kalendarzu. Dopiero jak zobacze cos na usg byc moze sie uspokoje.

          Poki co sciskam cie mocno, rzeczywiscie tort czekoladowy by sie przydal. Zobaczysz kiedys przyjade do Ciebie i bedziemy wino pic, fajke palic a nasze dzieci beda gdzies w parku biegac a my bedziemy sie ze wszystkiego smiac!!!!!

          1. Oj Casja, stać to się może zawsze. Zwariować można, jak się pomyśli. Siostra koleżanki koleżanki parę dni temu urodziła bliźniaki w końcu 7 miesiąca. Wszystko było na badaniach w porządku, a poród się zaczął, bo jeden był już martwy. Na sekcji wyszło, że miał wadę genetyczną, z którą i tak by roku nie dożył. Dobrze, że to był 7 a nie 5 miesiąc i drugi jest w porządku, już wyszli ze szpitala.
            Dziecko może umrzeć przy porodzie, może się ujawnić jakaś paskudna choroba genetyczna, może wyjść autyzm i może dostać raka zaraz po urodzeniu, albo za 8 lat. Może je przejechać samochód, albo głupio się utopi, jak Ci bracia niedawno. Nigdy nie wiemy, co nam pisane i nie ma bezpiecznych dat. Trzeba się cieszyć, jeśli na razie jest dobrze.

          2. to wszystko co piszesz prawda, zawsze juz beda zmartwienia. ale takie jest zycie ze nie wiesz co cie czeka za rogiem i albo przyjmujesz wszystko na klate albo siada ci psychika i ladujesz w psychiatryku albo gorzej…

            w kazdym razie ciezko mi sie cieszyc bo trudno mi uwierzyc ze akurat mnie moglo sie udac za pierwszym razem podczas gdy dziewczyny proboje po 3 – 4.

            naczytalam sie tyle albo o poronieniach albo ze pecherzyk przestal rosnac ze czlowiek naprawde sie wstrzymuje przed reakcja euforii- ot taka reakcja obronna mozgu zeby potem mniej bolalo.

  1. To ten luty jest po prostu do dupy… Nie poddawaj się. Jesteś po prostu jak piernik – potrzebuje więcej czasu niż inne ciastka żeby „dojrzeć’ i stać się miękkim pysznym ciasteczkiem! Myślę że dużo nas tu takich pierników do Ciebie zagląda. Ktoś gdzieś tam zapisał nam dłuższy okres oczekiwania. Musimy być więc twarde. Ale przyjdzie kiedyś taki dzień że zmiękniemy. I wtedy będziemy szczęśliwe!

  2. Kochana piekna istoto. Nie wazne czy jestes ciastkiem czy sucharkiem bez dzemu… jestes i tak jak najlepsza przekaska po dlugiej glodowce. Dla mnie i dla wielu innych. A przede wszystkim dla twojego mezczyzny. Wiesz osmiele sie powiedziec ze nie ma na swiecie kobiet ktore mialyby wszystko bo albo sa szczesliwymi matkami albo szczesliwymi zonami. Bardzo rzadko sielanka jest na 2 plaszczyznach
    Ja ostatnio jak nigdy doceniam swoja wspaniala milosc szargana przez los a i tal coraz silniejsza. Tak jest tez w twoim przypadku. A reszta? Reszta na pewno ma juz swoj wspanialy scenariusz ktory cie zaskoczy i powali wspaniałomyslnoscia. Sciskam z calych sil.

    1. Pieknie powiedziane, to o docenianiu milosci do/od meza. Nie wiem w jakich to okolicznosciach jest pisane, ale mysle ze po wielu burzliwych przejsciach, nadziejach i nastepujacych po nich zawodach i rozczarowaniach.
      Na forum trafilam 2 miesiace temu, przeczytalam od deski do deski i teraz odwiedzam regularnie. Jakze podobne losy do wielu z Was: dlugie proby naturalne, invitro, ciaza i ogrooomna radosc, poronienie w 5 tygodniu, zal do swiata za niesprawiedliwosc, brak nadzieji. I w tym wszystkim moj maz ktory mnie caly czas wspiera. I powtarza ze sie nie poddamy i bedziemy dalej probowac bo jestesmy z tych silnych.
      Nie wiem co bym bez niego zrobila, i bez jego wsparcia i realnego optymizmu.
      Wczoraj (8 tc, ciagle czekam az to co nieuniknione w mojej sytuacji musi sie wydarzyc bo lepiej zeby to bylo naturalnie niz z ingerencja lekarzy) wstalam rano z ogromnym postanowieniem ze bede jeszcze bardziej doceniac kazdy dzien dany mi z nim i z kazdego jeszcze bardziej sie cieszyc.

      Ciagle mam nadzieje ze to ze tak bardzo sie kogos kocha/jest sie tak bardzo przez kogos kochanym nie wyklucza trzeciej osoby do kochania…
      pozdrawiam

      1. Yarzynko. Twoja historia jest odzwierciedleniem mojej. Nie moge uwierzyć ze musisz przezywac to 2 raz. Ja stracilam 2 miesiace temu ciaze w 11 tygodniu po 1 in vitro. Paradoksalnie kiedy przezywalismy ten bol nasza milosc weszla na jakis inny poziom taki wyjatkowy. Ja powoli godze sie z tym że nie bede miec dzieci i jakos nawet mnie juz nie przeraza ta perspektywa. Nie mowie ze juz nie sprobuje…ale nie chce w zyciu walczyc o cos nieosiagalnego. Zeby byc szczesliwym wystarczy pragnac rzeczy ktore mamy lub ktore mozemy miec. Prosta recepta ostatnio sie stosuje i zycie daje mi wiele na innych plaszczyznach. A moze zawsze chcialo mi dawac ale ja bylam otwatra tylko na posiadanie dxiecka. Yarzynko pomimo straty trudno mi sobie wyobrazic twoja kolejna strate. Chociaz moze jesli udaloby mi sie drugi raz nie przezylabym takiego szoku bo nastawilabym sie na taki wariant. Bardzo mi przykro ze stracilas swoj skarb. ALe masz w domu swoj najwiekszy i wyjatkowy

      2. Yarzynko… – mi też nie mieści się w głowie, ze musisz przechodzić przez to jeszcze raz. Przeczytałam Twoje słowa i w jakimś samoobronnym/Ciebieobronnym odruchu pomyślałam, że Ty się pomyliłaś, że to niemożliwe. Sorry, ale po prostu kurwa no…
        Poroniłam w ósmym tygodniu. Czas jest łaskawy, a pamięć dziwna, prawie nie pamiętam jak płakałam, a pamiętam moją tkankę. Prawie nie pamiętam czy bolało, a pamiętam czarny humor – jak żartowaliśmy z mężem, żeby nie zwariować z rozpaczy.

        Gdyby nie mój mąż, gdybyśmy się tak nie kochali, co rano, co chwila od nowa, mądrze, a czasem nawet niemądrze, już dawno bym się poddała.

        Yarzynko – miłość nie jest Ci dana w zamian za coś, w zamian za jakieś inne szczęście. Kochasz, bo potrafisz kochać. Nic się nie wyklucza, wręcz przeciwnie.

        1. Slowa wsparcia, jak zawsze oczekiwane i doceniane, dziekuje. Musze cos sprostowac bo po ponownym przeczytaniu tego co napisalam widze ze to nie jest jasne: udana probe mialam raz i poronienie rowniez. W 5 tygodniu. Na usg tydzien temu pani doktor powiedziala ze kruszynka nie rosnie, potwierdzila wczoraj. Nie mialam krwawienia jeszcze i czekam na to co nieuniknione…Ale bede jeszcze walczyc i czekam az wszystko sie unormuje i bede gotowa do nastepnego transferu…
          Wiesz, musze to zapamietac ze milosc nie zostala nam dana tak o, ze to wynik tego ze obydwoje nad tym pracujemy i wkladamy w to nasze starania. Widzac czesto szklanke do polowy pusta, czesto mysle ze moze wiecej milosci nie bedzie mi dane w zyciu zaswiadczyc, ze moze nie ma miejsca na trzecia ukochana istotke w naszym zyciu. Pamietajac jednak to co powiedzialas, ze to rzecz zapracowana, mocnej wierze ze mozemy sobie wypracowac jeszcze wiecej milosci i ze moze wreszcie sie uda…
          Oczekujacej i Tobie a takze kazdej czekajacej na ta trzecia milosc wliczajac siebie, zycze aby to nastapilo jak najwczesniej albo w w jak najbardziej odpowiednim momencie
          sciskam serdecznie

          1. Yarzynko, Kruszynko… To chyba najtrudniejszy okres – kiedy wiesz, że Okruszek zasypia i nic nie można zrobić, tylko czekać. Wściekłość, smutek, wszystko co napisałaś wcześniej, złość, bezradność, bezsilność. Mi wtedy bardzo pomagała jedna z dziewczyn z bloga, Juti, która pisała do mnie tak dużo, że prawie ze mną była.

            Oczywiście, ani na chwilę nie opuścił mnie (fizycznie tylko na chwilkę, kiedy już naprawdę musiał pojechać do pracy; psychiczne nie odstępował mnie na krok) najlepszy na świecie mąż, wtedy smutny, ale dzielny, silny, troskliwy.

            Wiesz, Yarzynko, na początku, kiedy pisałam Co o tej miłości, że nie jest dana, napisałam dużo więcej – napisałam, że starasz na nią codziennie, że pracujecie na to oboje. Ale potem wymazałam to zdanie. Sama je napisałaś. Tak jest lepiej, już wiem, że rozumiesz, o co chodzi.

      3. Yarzynko. Przepraszam. Zle cie zrozumialam. Chociaz przezylam ten bol 2 miesiace temu nie umiem do niego wrocic. Tak gleboko go schowalam ze zastanawiam sie czy to ns pewno sie wydarzylo. Ale wystarczy niewinny bodziec i wszystko powraca z sila tsunami. Boli jak cholera. Ale jest cos w tym bolu metafizycznego nieokreslonego. Bo milosc do nienarodzonego dziecka jest niewidzialna metafizyczna. Ja po poronieniu juz nidgy nie mysle o nas jak o parze. Mysle jak o naszej trójce. I to jest cos co sprawiło ze juz tak nie pragne. Nie wiem czy chce innego dziecka. Mialam to jedno wyjatkowe i jestem szczesliwa ze dane mi bylo przezyc te 3 miesiace. A ból powoli przestanie rozrywac cialo i dusze. Ja przez pierwsze dwa tygodnie po poronieniu jezdzilam wszedzie z mezem i pisalam pamietnik. To mnie oczyszczalo. Sprobuj pisac pamietnik opisywac to co czujesz. Nawet jesli to irracjonalne. Ja nawet pisalam wiersze do mojej kruszynki. Pomoglo. Bardzo wspojczuje ci tego czasu oczekiwania. Mozna zwariowac. Ale musisz przetrwac.i przetrwasz. Ja po miesiacu doszlam do siebie. Ale kazdy ma swoj indywidualny zegar. Sciskam z calych sil kochana.

    2. Oczekująca, bardzo piękne, bardzo mądre słowa. i pełne miłości. Wierzę, że wszystko co w życiu mamy, osiągamy sami. To, że pięknie kochasz i jesteś pięknie kochana, to nie gwiazdka z nieba, ale Twoja, Wasza dojrzałość, Wasze postrzeganie świata i siebie, codzienna praca nad tym, żeby miłość się nie wypaliła.
      Pozdrawiam Cię, Was oboje.

      1. Iza masz rację. Ale niektorzy szukaja swojej milosci cale zycie i znajduja ja dopiero u progu zycia. Tak podobnie jak my „szukamy” naszych kruszynek. Ja czuje ze odmieni sie twoje zycie nie wiem jak ale czasem jeden dzien w zyciu zmienia wszystko. Moze oto chodzi ze my za bardzo czekamy, planujemy a zycie lubi zaskakiwac, nie lubi gotowych scenariuszy. Ja sie otwarlam na los, codziennie dziekuje za dary zycia i nie moge nadazyc nad pozytywnymi zmianami. Poronienie zmienilo mnie i meza. Zyjemy tu i teraz. Podejmujemy ryzykowne decyzje. Po prostu zaczelismy zyc pelna para. Wierze ze los pokieruje nami tak ze nawet jak nie da nam dziecka znajdzie alternatywe. Wiem ze to brzmi dziwnie ale ja uwolnilam sie od chcenia. Pragnienie przerodzilam tylko w tesknote a z tym spokojnie moge zyc. Masz rację milosc w duzej mierze zalezy od nas. Ale czasem chocby nie wiem jak sie starac jesli ludzie nie sa sobie przeznaczeni nie „zatancza w zyciu razem”. Czasem mysle ze Bog jak widzi ze gdzies jest duzo milosci w domu stwierdza ze tam nie potrzebny jest owoc milosci bo nie potrzeba lacznika na ziemi. Prawdziwa milosc jest wieczna i tylko w to wierze.

        1. Oczekujaca, Iza, dziekuje za komentarze, wiem ze sama musze przez to przejsc (tak jak wszystkie kobiety ktore to spotkalo) ale slowa wspolczucia w takiej sytuacji bardzo pomagaja, dziekuje.

          „Czasem mysle ze Bog jak widzi ze gdzies jest duzo milosci w domu stwierdza ze tam nie potrzebny jest owoc milosci bo nie potrzeba lacznika na ziemi.” – z calym szacunkiem Oczekujaca ale nie, ja sie na to nie zgadzam, nie ma w tym racji, nie mozna tak myslec. Calym moj pierwszy wywod byl o tym:) – to ze mam wspanialy zwiazek, ze maz jest moim najlepszym przyjacielem i moge na niego liczyc, ze sie wspieramy to nie jest zasluga niebios. My to wypracowalismy: przez wlozenie wysilku w znalezienie odpowiedniego partnera, przez nie pojscie na latwizne w wyborach zyciowych, przez czekanie na prawdziwa milosc, wreszcie przez budowanie i ulepszanie zwiazku jak juz zaczelismy byc razem. Dlaczego miano by nam powiedziec ze milosc na ktora ciezko zapracowalismy to jest wszystko na co mozemy liczyc i nie bedzie dla nas wiecej? My tego nie dostalismy, to nie jest dar od losu tylko swiadome wybory i wspolpraca.

          Bedac na etapie lapania nadzieji i szukania optymizmu gdzie tylko sie da, przytocze powiedzenie angielskie, ktore wedlug mnie jest jednym z piekniejszych jakie mozna sobie wyobrazic: Every cloud has a sliver lining: Kazda chmura (ponura, burzowa) ma srebrna/swietlna otoczke. Piekne powiedzenie, i tak latwo sobie wyobrazic ta chmure z cudowna optymistyczna obwodka od slonca ktore sie zza chmury przebija!
          Zycze nam (sobie i wszystkim Wam ktore tego potrzebuja) dostrzezenia tego silver lining jak najszybciej. Pozdrawiam

          1. Iza, dobrze, u mnie dobrze, dziekuje. Jeszcze tylko nastepna proba przez ktora musze przejsc: straszny bol podbrzusza po jednej stronie, nieprzespana z bolu noc, panika ze moze to ciaza pozamaciczna, badania w osrodku: nic nie widac co by wskazywalo na ciaze pozamac, poziom hormonu spada, beda monitorowac. I jeszcze jedne utwierdzenie jakie oparcie mam w K. Lapie sie wszelkich pozytywow jakie moge wynalezc, skupiam na przygotowaniach do egzaminow, planuje egzotyczne wakacje i gotuje pyszne obiady. Bedzie dobrze, musi byc dobrze. Ale jak ktos powiedzial w komentarzach: juz nie pragne tylko czuje tesknote.
            A jak u Ciebie, jak samopoczucie?
            pozdrawiam

          2. Yarzynka, ja zawsze dobrze, aż nudno. Co z tym bólem, co z tą betą i w ogóle cholera co się tam dzieje? 27 lutego napisałaś, ze Kruszynka nie rośnie, nadal czekasz, boli, martwię się o Ciebie! To najtrudniejsza opcja ze wszystkich możliwych, dojść tak daleko i tak wiele mieć do stracenia. Już tęsknić 🙁 Jestem pełna podziwu do spokoju, który od Ciebie bije. Staram się jakoś trzymać Cię za rękę.

  3. Jesteś wspaniałą, kochaną i przesympatyczną Kobietą…
    jesteś moją inspiracją i wsparciem w ciężkich chwilach…
    bardzo żałuję, że nie mieszkasz gdzieś bliżej mnie…
    potrzymałabym Cię za łapkę…
    ale mogę tylko wirtualnie…
    tulę mocno… :*

    1. Dlaczego??? 🙁

      W 100% podpisuje sie pod słowami Hani. Jesteś pełna ciepła, dobroci, talentu i poczucia humoru kobieta. Jesteś moja inspiracja i wsparciem w trudnych chwilach. Jesteś wyjątkowym człowiekiem, który bardzo duzo zmienia w życiu innych. Bez Ciebie, bez tego bloga, byłoby nam niewyobrażalnie trudniej. Jesteś dla nas bardzo ważna.

    2. Haniu, właśnie pomyślałam wczoraj, jak to napisałaś – ludzie przychodzą i odchodzą, a Ty cały czas ze mną…, czekasz, czekamy razem, razem walczymy i razem się nie poddajemy. Jesteś silna, z Tobą czuję się bezpiecznie.

  4. Izuś, przytulam Cię mocno :* Nie jesteś żadnym zakalcem. Dla mnie jesteś najwspanialszym tortem czekoladowym. Przyznam jednak, że wiem co czujesz. Dzisiaj robiłam test i biało… jak na komunii św… :/ I czuję się dokładnie tak jak opisałaś. Jeszcze jutro mam iść na bete. Ale po co ? Jak ja czuję, że nic z tego. Nie chcę tam iść. Żaden biały test nie boli tak bardzo jak te cholerne wyniki z krwi. Bardzo się boję. Ale nie jutra, nawet nie tych wyników, boję się, że to nigdy się nie skończy. A ja już nie mam siły. Dlatego Izuś, proszę Cię bardzo, nie poddawaj się. Bo jeśli Ty się poddasz to i ja to zrobię. Już jakiś czas temu bym to zrobiła ale Ty, Twoje słowa, opisane uczucia, to wszystko dodało mi sił i pojawiła się we mnie iskierka nadziei. Iza wiem, że to boli, ale wypłacz swoje i wracaj tu do nas. Jesteś wyjątkowa, obiecuje Ci to. Ta historia musi mieć szczęśliwe zakończenie. Życzę Ci tego z całego serca :*

    1. Czekoladko, przykro mi, każde słowo, które napisałaś, chwilę wcześniej przeszło mi przez głowę – też boję się, że to nigdy się nie skończy…
      Wczoraj się bałam że to się nigdy nie skończy.
      Dziś wyobraziłam sobie, co się stanie, gdy przestanę się starać.
      Nic.
      Nic się nie stanie, nic się nie wydarzy, nic się nie zmieni. Będzie tylko nic i będzie niczym cały czas. Bez nadziei. Jak piekło.

      Nie poddaję się, nie poddam, nie chcę piekła bez nadziei.

  5. Ch…oinka… Nie, nie, nie… no bo jak tak może być?
    Szkoda tej marchwi – zrób następną… i nie poddawaj się!
    Dziewczyny powyżej napisały już tak wiele pięknych słów – czytaj sobie codziennie przed snem 🙂 Ja tam wierzę, że w końcu będzie dobrze. Że w końcu odnajdziemy swoją drogę. Ten swój przepis na życie 🙂 I nie będzie już zakalców i złamanych zębów 🙂

    1. Równoważna, my obie tak idziemy tą koślawą drogą, nie wydaje Ci się?
      Taaaak, czytam sobie Twoje wpisy i pozostałych dziewczyn przed snem, zawsze ktoś powie coś takiego, że człowiekowi od razu się lepiej robi 🙂

      1. Iza… wydaje mi się, że tak jak obie idziemy tą koślawą drogą, tak i obie ujrzymy w pewnym momencie, za następnym albo jeszcze kolejnym zakrętem, przed sobą prostą drogę i słoneczną polanę 🙂 I już nic nie będzie takie jak dawniej 🙂
        Ja też zaglądam, czytam… Na pisanie na razie brak mi słów… bo nic nie dzieje się tak jak miało… Ale może to jeszcze nie ten ostatni zakręt 😉

  6. Nie na takie wieści czekałam, nie na takie. Ale to dopiero drugi raz, czasem udaje się za 5, czy 10.
    Moja przyjaciółka właśnie jest w 11 tyg. ciąży, po prawie 12 lat starań i niemal 10 latach in vitro. W Novum już jest domownikiem, właściciele tulą i ściskają ją na powitanie i przychodzi czasem na wizyty bez umówienia. Nie wiem, ile miała prób, sama już się pogubiła, 16?, 20? Cztery czy pięć stymulacji z dużą ilością pobranych komórek. W ciążę zachodziła kilka razy, ze cztery nie pojawiło się serce, raz czy dwa było, ale słabe i zaraz przestało bić. Nigdy natomiast nie miała plamień, skurczy itp. Nie mogła poronić mimo martwego płodu, jest więc po kilku łyżeczkowaniach macicy.
    W październiku 2014 po raz kolejny nie zaszła w ciążę, w grudniu była w biochemicznej, a ze styczniowego transferu po raz pierwszy ma prawdziwą szansę. Płód jest duży i silny, w górnych granicach normy i rozmiarów. Zastosowano jakąś nowatorską metodę podnoszenia odporności, żeby organizm nie bał się zarodka, wcześniejsze obniżania odporności, żeby nie miał siły odrzucać nie pomagały.
    A to miał być już absolutnie ostatni transfer, miała dość wszystkiego. Uznała, że skoro nie może utrzymać ciąży z pięknych komórek, które produkuje, połączonych ze wspaniałym nasieniem męża w idealne zarodki najwyższej klasy, to nie ma już szans. Kombinowała, gdzie by tu wyjechać, żeby surogatkę załatwić.
    To pokazuje, że nigdy nie wiadomo, kiedy przestać się starać. I 15 niepowodzeń, nie oznacza, że w końcu się nie uda.
    Inna sprawa, że ma pieniądze, żeby robić sobie kilka płatnych transferów w roku, nie odmawiając sobie niczego. Inaczej to wygląda, kiedy ktoś latami zbiera od jednego IVF do drugiego, zamiast korzystać z życia w tym czasie.

  7. Może za wcześnie na takie pytanie, ale kiedy planujesz następne podejście? Od razu, czy robisz przerwę?
    Jak już pójdę na zwolnienie i będę w domu, to może się spotkamy na żywo?

    1. Wężon, kochanie, podejdę najwcześniej za 2 miesiące z powodu nowej procedury (scratching endometrium), napiszę o tym szerzej jak ogarnę to co się dzieje w tej chwili na blogu, bo się tutaj mocne dyskusje zawiązały.
      Spotkanie – ja zawsze 🙂 W końcu zrobiłam podstronę z kontaktem do mnie – ślesz maila kiedy możesz i się widzimy 🙂

      1. Wiem, co to za procedura. Ta koleżanka z komentarza wyżej, miała i to i nacinanie otoczki zarodka. Pomogło o tyle, że zaszła w biochemiczną. I teraz też to robili, dodając następną procedurę.

  8. Izo Kochana,
    Tak strasznie mi przykro…nie ma slow by wyrazic wspolczucie i zal.Trzymaj sie i przejdz przez ten smutny czas otoczona miloscia Meza.
    Wierze,ze dobro powraca i jeszcze Twoje nie nadeszlo ale jest juz blisko.
    Pozdrawiam serdecznie

  9. dzień dobry, Panie wybaczą, ale dość tych płaczów i lamentów. To nie koniec świata, tylko koniec tej szansy. Będzie następna. Rozwal komplet drogiej porcelany, wypluj płuca na rowerze , albo zlej kibola gołymi pięściami i lecimy dalej. Jest nas więcej i to my jesteśmy te silne. A kto nie wierzy – zasadze mu zdrowego kopa w dupę! o! W kupie siła 😀

  10. Przykro mi 🙁 wszystko, co piękne i dobre napisały juz dziewczyny wcześniej, ja nic mądrzejszego nie wymysle. Ale niezmiennie do Ciebie zaglądam i przesyłam ciepłe myśli. I ofkors trzymam kciuki cały czas 🙂

  11. Kochana i gdzie sprawiedliwosc?? i mowilam ze zabralam Twojego pecha do siebie i co?? ze ten pech to caly moj? Tylko moj?? Nie zgadzam sie!! Przeciez tak nie mozna! Te nieszczecia to za wiele jak na takie malutkie kruche ciasteczkowe osobki jak my!! Kochana sciskam cie mocno wirtualnie 😀

  12. C’est la vie….takie mi przyszły słowa do głowy (dla mnie optymistyczne z Notting Hill). Ja po moim ostatnim wpisie zdążyłam przejechać się karetką do szpitala, zobaczyć jak wygląda całkowicie wiotkie niemowle prawdopodobnie po bezdechu lub czymś neurologicznym – będziemy robić badania. Następnie ze szpitala przyniósł jakiegoś wirusa i dzisiaj od rana wymioty z biegunką na zmianę i co chwilę. Mam nadzieję, że się nie odwodni za bardzo, bo wtedy czeka nas kolejna wycieczka do szpitala. Chyba dlatego piszę c’est la vie – bo Ty będziesz czekać na kolejną próbę dla Nadziei, która ma znów trochę cięższą torebkę, a ja będę czekać na uniknięcie szpitala. Lepiej chyba nie oglądać się wstecz, zresztą jak napisałaś mamy „dziwną pamięć” i co złe i bolesne potrafimy szybko zapomnieć na szczęście 🙂
    To było trzy dni temu jak zastanawiałam się czy ja szybciej dowiozę wiotkiego synka do szpitala czy karetka szybciej przyjedzie….a już ten cały strach odchodzi w niepamięć. Wiem, że moje przeżycia są teraz z zupełnie innej beczki niż Twoje, ale mam poczucie, że jednak wstawanie i pójście dalej z papierosem czy bez ma wspólny mianownik u nas wszystkich. Pomimo wszystko to życie jest piękne, a jak mamy takich wspaniałych mężów to czasem wydaje się, że mamy tego szczęścia nawet za dużo 🙂

    1. Asia, u Ciebie to też nic bez fajerwerków nie wychodzi, prawda? Twoim życiorysem można obdzielić kilka osób.
      Nie potrafię sobie nawet wyobrazić nerwówki, jaką znowu przechodziłaś, a Ty nadal sie uśmiechasz. Jest tak jak piszesz, jest to „pomimo wszystko”.

  13. PS. Moja najlepsza przyjaciółka nie ma męża ani nawet faceta jeszcze (zawsze chciała bardzo mieć rodzinę i dzieci, na marginesie jest inteligentna, ładna i zgrabna 🙂 stuknęło jej właśnie 40 lat i w sumie co ona ma powiedzieć….nawet nie śmie na razie marzyć o dziecku, bo najpierw przydałby się mąż. Ktoś mógłby powiedzieć, że przy Niej to Ty jesteś najszczęśliwszą kobietą na świecie, ale to byłaby nieprawda, bo Ona nie mam pojęcia jak – ale nosi w sobie dużo szczęścia i jeszcze rozdaje innym dużo miłości. Ja ją podziwiam i od 13 lat trzymam dla Niej swoją ślubną sukienkę, która jej się podobała, jedynie co to nie wspominam Jej już o tym tak często bo ta Jej Nadzieja jest chyba przygnieciona 13 bagażami-latami.
    Ktoś tu napisał, że szczęście często jest albo z mężem, albo z dziećmi. Dodaję wariant 3 – ciężko zapracowane szczęście bez męża i dzieci oraz wariant 4 – bo to mój wariant – niczym niezasłużone szczęście wspaniałego męża i 3 wspaniałych dzieciaków.

    1. Staram się zawsze, aby nigdy nie napisać, nigdy nie pomyśleć nawet, że jestem nieszczęśliwa. Historię z suknią ślubna dla Twojej przyjaciółki widzę filmowo – jak wyciągasz ją pewnego dnia, z pajęczynką przy gorsecie, dla swojej przyjaciółki, mówisz, że 13, 14 lat czekała na ten dzień. Ładne. Piękne.
      Asia, gdybym była chamką, zmoderowałabym ten Twój post – wycięłabym ostatnie słowa „niczym niezasłużone szczęście”. Takie słowa wywodzą się z jakiegoś fatum, nie wiem, karmy, że sobie zasłużyliśmy albo sami zawiniliśmy nieszczęść. Wiesz, że to co masz, nie jest „niczym niezasłużone”. Jesteś wspaniałą kobietą, wyobrażam sobie Ciebie piękną i mądrą, która każdego dnia pracowała na to, co ma dobrego. Ściskam ciepło w te miejsca, gdzie jest Ci czasem zimno.

      1. Iza Kochana – dzięki za miłe słowa. Poza kilkoma bardziej czy mniej traumatycznymi przeżyciami to naprawdę w całym moim życiu nic mi nigdy nie brakowało. Zarówno jak byłam dzieckiem jak i teraz żyję dostatnio nie martwiąc się aby wystarczyło do końca miesiąca. Teraz będę brać urlop wychowawczy bez jakichkolwiek rozterek finansowych. Dlatego napisałam, że niezasłużone szczęście, bo nigdy nie musiałam się troszczyć o swój byt i ciepło rodzinne – najpierw robili to rodzice a teraz mąż…Dlatego ja bardzo podziwiam Twoją umiejętność szybkiego „zebrania się do kupy”, pracowitość i obowiązkowość ale najbardziej chyba Twój profesjonalizm i rzetelność w pracy. Podejrzewam też, że znasz się dobrze na tym co robisz i potrzebujesz wyzwań w pracy jak mój mąż. Ja tego nie mam ale mogę przynajmniej popodziwiać :-). Pozdrawiam też cieplutko 🙂

  14. Podczytuje Twojego bloga od dawna, czytam komentarze dziewczyn i caly czas kolacze mi sie po glowie mysl: Dlaczego nie adopcja ? Ja rozumiem wlasne dziecko to wlasne, ale Ja np. nie lubie byc krolikiem doswiadczalnym dla lekarzy, a mam wrazenie ze wlasnie w to zamienila sie ta dzialka medycyny plus jeszcze ogromna maszynka do robienia pieniedzy. Bardzo mi zal ze ci sie nie udalo po raz kolejny Zawsze trzymam kciuki zeby sie udalo i smutno mi kiedy czytam takiego posta jak ten….. ale … naprawde dziewczyny czy czasem sie zastanawialyscie jak te wszystkie stymulacje, leki i inne medyczne sprawy wplyna na wasze zdrowie w przyszlosci ? Przeciez to wszystko nie jest obojetne dla zdrowia. Znajoma para gdzie maz jest lekarzem podeszla tylko raz , wiecej wlasnie ze wzgledow medycznych nie podeszli. Adoptowali i ciesza sie rodzicielstwem od lat, sasiedzi podeszli raz i to samo ciesza sie od lat rodzicielstwem maja syna teraz staraja sie o adopcje coreczki. Znam tez inne pary, ktore adoptowaly i sa szczesliwi, jedna wprost zaluje teraz wszystkich pieniedzy, ktore wydali, bo podchodzli duzo razy i mieli kredyt na leczenie, ktory splacili dopiero rok temu. Kosztem wielu innych wyrzeczen. Wiem, ze temat trudny i dla niektorych nie do przejscia, ale naprawde moze wart rozwazenia. Tyle dzieci czeka w domach dziecka na rodzicow i jak nie znajda ich do pewnego wieku to juz sa skazane na dom dziecka do pelnoletnosci. Tyle rodzicow chce miwc dziecko, a nie moze. Moze to tylko kwestia „spotkania sie” we wlasciwym miejscu i czasie ?

    1. Magda, daleko się potoczyła ta dyskusja, ale nawiązuję do Twojego pierwszego wpisu. Musiałam się z nim przespać, szczerze mówiąc.
      Myślę, że doszło do małego nieporozumienia. Większość z dziewczyn tutaj nie jest w stanie odnaleźć Twoich poprzednich komentarzy (mnie jest łatwiej z poziomu zarządzania blogiem), więc przede wszystkim nie wiedzą, kto pisze i skąd ta opinia, z czego wywodzi się Twoje doświadczenie, a co za tym idzie, jaki masz mandat do oceny – czy raczej propozycji. Staraczki są czułe na takie rzeczy. Ale wiem, że skoro jesteś na blogu, to nie przez przypadek, podziały się historie w Twoim życiu, które sprawiły, że tu jesteś. Masz swój mandat do wypowiadania się w sprawie, zabrakło tylko kilku słów od Ciebie na temat Twojej historii, stąd łatwo mi zrozumieć wzburzenie, jaki wywołałaś.

      Tak, wiem i zgadzam się, że stymulacja nie jest obojętna dla zdrowia. Bywa cholernie niezdrowa.
      Jednak motywacją do adopcji nie może być to, że in vitro jest niezdrowe. Niestety powodem nie może być także to, że jest dużo niekochanych dzieci. Czy zamieniłaś auto na rower, bo jest duża emisja CO2?
      Pewnie dobrze wiesz, że, aby starać się o adopcję, trzeba całkowicie pogodzić się z tym, że nie możesz mieć swojego dziecka. To sprawdzają psycholodzy podczas kwalifikacji. Ale to też mówi serce. Ten, kto akceptuje in vitro, nie przejdzie swojej „żałoby” nie podejmując prób.
      Adopcja to nie jest sprawa rozumu, to sprawa serca. Jak inaczej stworzyć rodzinę?

      Dobrze, że poruszyłaś ten temat, trudny, ważny. W moim odczuciu po prostu ujęłaś go nie z tej strony, z której większość z nas mogłaby to przyjąć. Lepiej dojrzeć do adopcji przez argumenty na „tak”, niż na „nie” czyli tezy, że jesteśmy królikami doświadczalnymi. To wydaje się dyskredytacją naszej walki okupionej wieloma ciężkimi wyborami i pełną świadomością, że ponosimy ryzyko.

      Ktoś bliski, z rodziny, zapytał mnie niedawno, czy się nie boję, że coś mi się stanie przez tę walkę, że mój Mąż zostanie sam. Tak, boję się. Ale walczę o życie, nie o śmierć.

      Znalazłam Twój wpis z czerwca rok temu, gdy pytałaś gdzie jest granica walki. Jest tam, gdzie zostaniemy pokonane.

  15. do Magdy
    przepraszam że się wtrącam, bo nie jestem u siebie, ale droga Magdo pragnę Ci wskazać, że adopcja nie jest zarezerwowana wyłącznie dla ludzi mających problemy. Ty też możesz adoptować. Nie wiem kim jesteś, jaka jest Twoja sytuacja rodzinna, ale domyślam siê że nie masz (nie miałaś albo jeszcze nie wiesz że masz) żadnych problemów z zajściem w ciążę. bo ludzie którzy mają rozumieją innych i nie są tacy „mądrzy” w tych swoich gównianych radach. każda z nas (ja nie mam historii takiej jak autorka bloga ale też długą) nie raz o adopcji pomyślala i ma do niej swój stosunek. ryzyko jakie podejmujemy w związku ze stymulacjami, lekami podejmujemy świadomie. nikt kto naszej drogi nie przeszedl nie wie co czujemy i nie ma najmniejszego prawa nas pouczac czy raczyć nas swoimi pseudo mądrymi czy etycznymi radami. dla mnie adopcja nie wchodzi w rachubę – nie chcę dziecka obcego, w którym nie będę widziała mojego M., w którym mogą ujawnić się liczne nieprawidłowości z okresu płodowego bo matka była alkoholiczką i chlała. nie czarujmy sie – dzieci które można adoptować to nie dzieci studentek które wpadły, ale patologia. dla ciebie na pewno jestem egoistką ale skoro tak, to powiedz dla ilu dzieci z domu dziecka ty stworzylas cieply kochajacy dom? bo jak dla żadnego to racz nikogo z łaski swojej nie pouczać. sorry Iza, ale wku***a mnie takie pierd****nie zawsze. idę bo jestem we wczesnej ciąży po in vitro i nie wolno mi się denerwować.
    za Ciebie Izuś trzymam kciuki. za Magdę zresztą też – za jej powodzenie w adopcji.

    1. A mnie wkurza to że dzieci adoptowane nazywa się patologią! No przepraszam! Ale biologiczne dziecko też kiedyś może pójść złą drogą i być chore!
      Czy adoptowane dzieci blogerek to patologia??!! One potrzebują ogromnie dużo miłości!!Czy one się pchały na świat i czy wybrały sobie rodziców??Nie wiadomo czy nasze biologiczne dziecko kiedyś, w przyszłości nie będzie chore…
      Ja nie zaglądam nikomu do łóżka i nie daje rad bo i sama ich nie oczekuje ale wkurza mnie takie podejście do niewinnych dzieci.
      Autorko bloga przepraszam za ten wpis…jestem tu od dłuższego czasu i ogromnie trzymam kciuki…całym sercem jestem z Tobą aby w końcu „zaświeciło słońce”…

      1. Egi, Ewelina, przestańcie przepraszać za to co piszecie, jest tutaj miejsce na ochy i achy, jest i na powkurwianie się.
        Jest cienka granica między radą, a krytyką, a może nie ma jej wcale, dlatego i jedno i drugie traktujemy podobnie.
        Egi – sugestywne i prawdziwe jest to co napisałaś, że do adopcji to raczej nie dzieci zagubionych studentek. To się przerabia właśnie na szkoleniach adopcyjnych – że będą krew pot i łzy. Ja to akceptuję jako kolejny etap starań, ale tak, dziś boję się ryzyka, podobnie jak tego, że mi kiszki wykręci od hormonów.

  16. Magda podpisuje sie pod tym co napisalas. Wkur… mnie nieprzecietnie rada zaadoptuj!!! Adopcja nie moze byc lekarstwem na nieplodnosc. To wielkie poświęcenie adoptowac dziecko. Trzeba to zrobić z innych pobudek. Trzeba to czuć. Szanuje bardzo ludzi ktorzy adoptuja tych bezdzietnych i tych z dziecmi. Ale ja nigdy nie mialam takich uczuc ani pomyslow. Ja nie chce miec dziecka dla samej idei posiadania. Chce miec owoc milosci mojej i męża. Jeśli nie bede miec to chce prowadzic ciekawe zycie pary bezdzietnej a nie wychowywac czudze dziecko z calym bagazem genetycznym i emocjonalnym. Znam szczesliwe pary z wspanialymi dziecmi z adopcji ale to byla ich misja ich pragnienie zeby dac dom takiemu malenstwu. Sa pary ktore nawet nie probuja in vitro bo od razu chca dziecko adoptowac. To bardzo dobrze ale to droga dla jednostek. Ja nawet nie rozwazalam takiej opcji pomimo 6 lat walki! Bo to dla mnie oczywiste. Matko dlaczego ludzie ktorzy maja dzieci karza adoptowac bezdzietnym. Pragnienie wlasnego dziecka to nie kaprys ktory zastapisz cudzym dzieckiem. Ten kto poznal to uczucie nie daje takich rad!!! Bo kazdy czlowiek walczacy przez.kilka lub kilkanascie lat rozwazyl taka opcje na pewno w glowie!!!

  17. Ewelina – nie nazywam dzieci adoptowanych patologią. one wywodzą się z patologicznycb rodzin i to miałam na myśli. a to jest akurat prawda – nie pochodzą ze zdrowych i niedysfunkcyjnych. też znam ludzi którzy adoptowali, są szczęśliwi, dzieci mają miłość, fajnie się rozwijają i co z tego? czy to oznacza że każdy nadaje się na fajneg rodzica adopcyjnego i skoro nie może być biologicznym to niech będzie adopcyjnym bo w ten sposób też będzie miał dziecko? a taki właśnie jest przekaz Magdy: nie możesz mieć swojego to ZAMIAST TEGO adoptuj. a to nie jest takie proste…

  18. Do Egi, alez Ja nic nie kaze ani sie nie wymadrzam tylko pytam dlaczego nie ? I do Twojej wiadomosci mam problemy z zajsciem w ciaze, dlatego podczytuje tego bloga inaczej bym pewnie na niego nie trafila. Tyle ze Ja na stymulacje in vitro i inne procedury medyczne sie nie zgodze nie ze wzgledow religijnych czy swiatopogladowych ale wlasne medycznych. Bede albo prowadzic fajne zycie bez dzieci, albo dziecko zaadoptuje. Na razie mam problem podobny do przyjaciolki Asi, jakos nie moge znalezc prawdziwej milosci. Wiec po czesci wy wszystkie macie mimo wszystko duzo szczescia. No i jeszcze jedno Egi wybacz ale material genetyczny to jest cos takiego nie do konca zbadanego i rownie dobrze nieprawidlowosci moga byc i u Ciebie i u twojego meza czy u mnie i kogos. Tego nie zbadasz , nie zmienisz i nie przewidzisz. I wkurza mnie z kolei stereotypowe podejscie do tych dzieci takie wlasnie jak Twoje. Zakladajace, ze te dzieci sa gorsze . Kochajacego domu im na razie nie stworze, bo dom i rodzina to dla mnie mama tata i dziecko, a nie mama i dziecko, a na to moglabym teraz sobie pozwolic. Ciagle licz na to ze znajde mezczyzne ktory nie bedzie mial oporow przed adopcja , a jesli trafi sie cudem nasze wlasne to wychowamy wszystkie. Domu im nie stwarzam ale prowadze pogotowie rodzinne i przynajmniej na razie namiastke domu im probuje stwarzac dopoki nie znajda fajnych rodzicow. Dla mnie zycie od procedury do procedury byloby wegetacja a nie zyciem . Ale juz napisalyscie kazdy ma wybor i to jest najwazniejsze. Nie rozumiem tylko oceniania stereotypowego jakie przedstawila Egi. I jeszcze jedno ja bym powiedziala z kolei jak bardzo duzo jest rodzicow uznajacych sie za „normalnych” a jakie patologie w czterech scianach sie odbywaja to juz sie o tym milczy. Czesto ludzi majacych dobre zawody i spolecznie postrzeganych bardzo dobrze. I wiecie co Ja podziwiam rodzicow ktorzy maja odwage oddac dziecko do adopcji, szczegolnie matki. I jeszcze jedno Egi dziecko ksztaltuje sie nie tylko poprzez geny.

    Za wszystkie z Was trzymam kciuki i za wszystkie decyzje, po prostu ciekawilo mnie podejscie ludzi do adopcji, w wiekszosci jest takie jak niektorych do in vitro – niestety. Dla in vitro chcecie zrozumienia to miejcie je tez dl innych rozwiazan. Zwlaszcza ze do konca i tak nie jest sie pewnym czy lekarz nie pomieszal komorek i czy to faktycznie wasz material genetyczny. Moze od razu po urodzeniu testy na rodzicielstwo ? I ciekawi mnie podejscie osob z opiniami tak radykalnymi odnosnie genow jak Egi , co by sie stalo jakby sie okazalo ze ojciec to nie ojciec , a matka to nie matka ? Odrzucilybyscie to dziecko bo geny nie wasze ? Ot hipotetyczne rozwazania ktore jednak sie zdarzaja. Wiem temat trudny i niewygodny.

    Iza nie namawiam do niczego ( o co zostalam posadzona wywolujac temat ) kazdy sam podejmuje decyzje w swoim zyciu , naprawde trzymam za ciebie i Twojego meza kciuki, zeby wam sie udalo . Nie raz sie poplakalam czytajac ze sie jednk nie udaljo. Dlatego trzymam kciuki za Was dalej.

    No i moze jeszcze jakos wytlumacze skad ten temat. Jak lezalas w szpitalu po operacji i dlugo nic nie pisalas , martwilam sie o ciebie czy przezylas nie o to czy bedziesz miec dziecko czy nie tylko o to czy z Twoim zdrowiem i Toba jest wszystko ok. Dlatego kolata mi w takich sytuacjach pytanie dlaczego nie adopcja i gdzie sa granice ingerowania w nature przez lekarzy.

    1. Masz rację Magda, że oczekując akceptacji in vitro, nie można nieakceptować adopcji. Zaboli to co powiem, ale uważam, że podobnie jest z aborcją. Jeśli mam prawo wybrać rodzicielstwo, mam też prawo go nie wybierać. Sumienie mówi mi, że muszę godzić się na obie rzeczy albo żadną.
      Jednak teza, że klinika pomieszała komórki, jest dużo mniej prawdopodobna, niż ta, że żona zdradziła męża i „materiał genetyczny już nie ten”. Zaraz popadniemy w teorie spiskowe i absurdy, że morfologia to też nie z naszej krwi, a w antybyiotykach jest mąka. Tak się nie da żyć na żadnej płaszczyźnie, nie tylko w temacie in vitro.

      Wiem, Magda, że nie odbierasz nikomu prawa do decycji. Poruszyłaś po prostu temat, który uderza w czułe punkty. Adopcja jest tak samo trudna, a chyba trudniejsza nawet, niż in vitro.
      Nie wiedziałam, że sie o mnie martwisz. Przespałam wszystko wtedy.

  19. Ewelina – ja sama też śledzę blogi dziewczyn które adoptowały… są świetne, odnajdują się i super. też kiedyś taka myśl zaświtała mi w głowie…i ja poczułam stanowcze NIE, ja nie chcê, nie umiem, nie potrafię zmierzyć siê z przeszłością dziecka i z tym czym ta przeszłość może się kiedyś objawić. nie każdy się nadaje na rodzica adopcyjnego i nie każdy chce nim być. więc mam gdzieś rady „po co ci in vitro, zastanów się jakie to może mieć konsekwencje, tyle jest dzieci w domach dziecka”. i każdego z takimi radami wysyłam do diabła. zresztą nie tylko ja jak widzę 😉
    zwróć uwagę jeszcze na jedno. dziewczyny które adoptowały są bardziej powściągliwe, także te które się na to nie zdecydowały. każda ci powie „ja się odnalazłam, jestem szczęśliwa, ale każdy musi znaleźć swoją drogê”. te „mądre rady” nie możesz to adoptuj są od tych, którzy w ciążĕ zachodzą jak ja to mówię od lampki wina. i to jest w tym najbardziej wkurzające. wiem od kogo ja takie mądrości słyszałam…
    miłej soboty 🙂

  20. Wszystkie macie racje… bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja kiedys nawet nie chcialam wymawiac slowo in vitro takie mialam radykalne podejscie. Dzis jestem po. Teraz mam takie podejscie do adopcji. Nie wiem moze czlowiek boi sie opcji ktore mu zostaja, czlowiek lubi miec kilka drog a nieplodnosc narzuca tylko dwie. Nie oceniam i nie wiem. Tematy bardzo trudne. Ale jak lezalam w ciazy z ciezka hiperka to ani razu nie pomyslalam ze nie bylo warto. Bo bylo warto. Pomimo straty… Egi nie chce oceniac ale poznasz roznice w pragnieniu swojego dziecka a adoptowanego kiedy spotkasz milosc swojego zycia i będziesz chciala ponad wszystko na swiecie dac mu dziecko!!!

  21. Egi zdrowa i niedysfunkcyjna rodzina jak to okreslasz to jaka wg Ciebie ? Multum dzieci wychowuje sie w takich rodzinach ktore jak napisalas uchodza za ” zdrowe i niedysfunkcyjne” , a rzeczywiatosc jest inna. Aktualnie mam na terapii dziecko sędzi i przedsiebiorcy na duza skale. Skierowane przez pedagoga i wychowawcow ze szkoly. Ogromny deficyt braku uczuc z czego wyniknely inne problemy. Na zewnatrz rodzina postrzegana jako zdrowa i niedysfunkcyjna. Dziecko od strony zdrowotnej, materialnej bardzo zadbane. Emocjonalnie powichrowane juz mocno. Wiec po czym oceniasz dana rodzine jako zdrowa i niedysfunkcyjna ? Serio takich przypadkow rodzin jest w obecnych czasach bardzo duzo. Wiec naprawde wkurza mnie ocenianie dzieci adopcyjnych, bo czasem ta rodzina jak to okreslila niezdrowa i dysfunkcyjna jest madrzejsza od tej niby wlasciwej, ale nie dostrzegajacej problemow i innych rzeczy.

  22. oczekująca – ależ ja właśnie poddałam się in vitro bo chcę dać dziecko jemu i chcę mieć dziecko jego 😉 zostałam chyba pomylona niechcący 😉 i też uważam że było warto i jest warto 🙂

  23. Oczekujaca dokladnie punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Dlatego Ja staram sie nie oceniac nikogo tylko w czarno-bialych barwach nie dostrzegajac kolorow. Nigdy i nigdzie Egi nie napisalam czy nie powiedzialam nikomu nie mozesz-zaadoptuj . Zadalam tylko pytanie dlaczego nie adopcja ? A to jednak roznica. Oczekujaca chyba to o poznaniu roznicy miedzy dzieckiem swoim i adopcyjnym bylo do mnie nie do Egi. O tym ze bede miec problemy z zajsciem w ciaze dowiedziedzialam sie w wieku 20 lat, lekarze pewne rzeczy medycznie spieprzyli. Dlatego teraz mam uraz i im zwyczajnie nie wierze i stad moje podejscie ze do stymulacji i in vitro nie podejde. Juz krolikiem doswiadczalnym bylam wiecej nie bede. Tak czy siak trzymam kciuki za wszystkie wasze decyzje.

    1. Magdo z calym szacunkiem miec swiadomosc ze mozesz miec problemy z zajsciem w ciaze a uslyszec po laparoskopii ze nidgy na pewno nie bedziesz miec naturalnie dzieci to spora roznica. Walczyc kilka lat i probowac wszystkie sposoby od medycyny chinskiej po in vitro a uslyszec od lekarza ze mozesz miec problemy to dwie rozne sytuacje. Nie twierdze ze twoja droga jest latwiejsza twierdze tylko ze inna bo nie zostalas postawiona pod sciana. A ja do lekarzy moglabym juz sie zrazic 6 lat temu ale to tylko ludzie popelniaja bledy jak kazdy. Ale dzieki nim miliony par na swiecie cieszy sie potomstwem.

  24. Magda – dzieci które można adoptować, to te których rodzicom odebrano władzę rodzicielską. komu tę się odbiera to wiemy – alkohol, konkubenci, brud i smród, tak jest najczęściej. i niestety najczêściej taka też była ta ciąża. często nie wiadomo także z kim. nie twierdzę że rodzina sędzi i przedsiĕbiorcy jest ok ale jakoś tego dziecka adoptować nie można. czy może się mylę? trzymaj się tych dzieci do adopcji bo chyba zbaczasz z tematu 😉 nie rozmawiamy tu na temat problemòw rodzin tylko o tym z jakich rodzin biologicznych pochodzą dzieci które mozna adoptowac.

  25. Magdo czy masz diagnoze ktora calkowicie dyskwalifikuje cie zeby miec dzieci naturalnie? Bo ja dopoki jej nie uslyszalam czyli niedroznosc jajowodow to tez sobie myslalam najwyzej adoptuje. Ale realne zderzenie z problemem i rzeczywistoscia to co innego. Wtedy nic nie jest oczywiste i proste. Wtedy nie myslisz zaadoptuje bo wiesz ze to jedyne rozwiazanie poza in vitro. Wczesniej przed diagnoza bylo ono jakas droga awaryjna ale odlegla i raczej nierealna wiec takie gadanie w glowie uspokajalo. Pozdrawiam ps. To moj punkt widzenia i nikogo nie oceniam. A dzieci adopcyjne musza wymagac wiecej troski i opieki bo musisz nadrobic najwazniejsze miesiace dla rozwoju dziecka bo nigdy nie dostajesz dziecka z porodowki.

  26. A jeszcze pytanie do wszystkich ktorzy maja dzieci z in vtro , robicie testy na rodzicielstwo czy nie macie zadnych watpliwosci ze to wasze? Ostatnio ogladalam reportaz o rodzicach ktorzy maja dzieci z in vitro i maja pewne podrzejnia ze nie ich ale testu robic nie beda. Jak to wyglada u was ? Ale duzo zadaje pytan 😉

  27. Mam, dzieci naturalnie miec nie bede, moze udaloby sie przez in vitro skoro nie probuje to nie wiem. Egi na chwile obecna nie wiem jeszcze jak skonczy sie sprawa tego dziecka. Zobaczymy. Oby z korzyscia dla dziecka. Niezaleznie w ktora strone. I jeszcze jedno wladzy rodzicielskiej nie odbiera sie tylko tym rodzinom gdzie panuje brod , smrod , alkohol czy jakas patologia. Zreszta za kazdym odebraniem wladzy rodzicielskiej sie jakas patologia kryje. A ze czasy mamy jakie mamy to i naprawde w bardzo roznych rodzinach to sie zdarza. Uwazasz ze to dziecko, bo jest dzieckiem z takiej rodziny mialoby wieksze szanse na adopcje niz z tej brod smrod i alkohol ? To tak nie dziala 😉 Poza tym jest cale mnostwo dzieci z normalnych rodzin trafiajacych do domow dziecka czy pogotowia rodzinnego , bo stracily rodzicow w wypadkach komunikacyjnych, po chorobach rodzicow takich jak np. rak, coraz czesciej ojcowie oddaja dziecko po tym jak stracili zone w roznych sytuacjach losowych, dzieci ktore stracily jak pisalam rodzicow w wypadkach komunikacyjnych i nie majace bliskiej rodziny ktora chcialaby sie zaopiekowac, ktore stracily matke ktore je sama wychowywala po rozwodzie i ojcowie nie chcieli w takiej sytuacji podjac sie opieki , dzieci ktore stracily matki przy porodzie i ojcowie nie chcieli sie podjac opieki , mimo ze byla wielka milosc i dziecko bylo owocem tej wielkiej milosci , tak tak takie przypadki tez miewam i wiele wiele innych sytuacji za ktorymi kryja sie ludzkie dramaty. Dlatego tak sie oburzylam jak napisalas Egi o genach i rodzinach dzieci adopcyjnych , bo to nie zawsze tak wyglada. Oczekujaca zdarzaja sie przypadki dzieci odbieranych przez rodzicow adopcyjnych z porodowki, sa przypadki ze matka adopcyjna uczestniczyla w porodzie i po porodzie dziecko bylo juz z rodzicami adopcyjnymi. Zawsze jest najlepiej jak dziecko trafia jak najwczesniej do rodzicow adopcyjnych, ale wiadomo nie zawsze tak jest, bo nie zawsze na to pozwala sytuacja prawna. Te dzieci ktore sa w domach dziecka do pelnoletnosci z reguly nie maja uregulowanej sytuacji prawnej i moga liczyc tylko na rodzine zastepcza, a to jednak nie to samo co adopcyjna. Dlatego napisalam ze podziwiam te rodziny jak to okreslila Egi dysfunkcyjne ktore potafia swiadomie podjac decyzje choc bardzo czesto kryje sie za tym duzy dramat tych rodzin. Dla mnie dziecko to dziecko , pomagam wszystkim dzieciom niezaleznie od rodzin z jakich sie wywodza. No i druga sprawa wszystkie znane mi prywatnie rodziny adopcyjne zastrzegaly przy rozpoczeciu procedury adopcji ze chca miec dziecko maks do 1 roku zycia. Jedna dostala prosto z porodowki, druga 2 miesieczne , trzecia polroczne. Wiadomo sa ludzie ktorzy biora starsze dzieci, ale to juz wiadomo wymaga jak napisala oczekujaca wiekszej korekcji pierwszych miesiecy rozwoju dziecka choc sie da ale to juz zalezy od swiadomosci rodzin bioracych te dzieci. Znane mi Zawodowo rodziny adopcyjne braly dzieci w roznym wieku zalezy to w sumie od bardzo wielu czynnikow.

  28. Oczekujaca gdybym nie miala duagnozy i gdybym nie byla szczera z mezczyznami ktorych poznaje pewnie bylabym mezatka;) Coz wiekszosc jak wspomne ze dziecko moge miec z in vitro a i to z niepewnym skutkiem bo roznie z tym moze byc zwyczajnie ucieka 🙂 Ale to chyba nawet dobrze, bo zwyczajnie wiem ze na takich mezczyzn i tak nie moglabym liczyc w roznych zyciowych sytuacjach . Podejrzewam ze u wiekszosci z was bylo inaczej, poznawalyscie mezczyzne , zakochiwalyscie sie , podejmowaliscie decyzje o slubie i zalozeniu rodziny i dopiero jak juz do powiekszania rodziny dochodzilo dowiadywalyscie sie, ze po roku czy dwoch bezowocnych staran jest problem i rozpoczynalyscie walke przy wsparciu meza. U mnie jest inaczej, oczywiscie moglabym potencjalnego kandydata na mezq oszukiwac az do slubu, ale to nie tedy droga i chyba wiekszosc z Was sie ze mna zgodzi ? Prawda ?. Niestety w zyciu nic nie jest czarno biale tak jak i w przypadku dzieci adopcyjnych, ktore jak napisalam wyzej nie zawsze wywodza sie z rodzin dysfunkcyjnych. A ze czesc z Was jest juz matkami, to mysle ze potrafilybyscie mimo wszystko zrozumiec matke ktora np. wychowuje dziecko sama po rozwodzie, choruje na raka nie rokujacego dobrze i szuka sama rodziny adopcyjnej dla swojego dziecka, bo ojciec nie chce, a jej rodzice ( dziadkowie ktorzy bardzo dziecko kochali juz nie zyja), a dalsza rodzina tez nie kwapi sie zeby pomoc. Skrajny przypadek jeden z wielu trafiajacych do mnie. Kazdy przypadek dziecka oddawanego do adopcji jest inny, nie ma dwoch takich samych. Nawet nie wiecie ile razy chcialam takie dziecko wziac. I nadal chce i kiedys wezme, ale chcialabym mu zapewnic dom ktorego np. nie dostal od razu z mama i tata, a nie fundowac dom z tylko matka , bo taki na chwile obecna moglabym dziecku adopcyjnemu zapewnic. Notabene rodziny gdzie tylko matka wychowuje dziecko to tez rodziny dysfunkcyjne 😉 A jak wiele jest par gdzie wielka milosc po latach konczy sie rozwodem ? Egi trzymam za ciebie kciuki, ale prosze nie mysl sterotypami, ktorych tak wiele w naszym spolecznestwie a to na temat adopcji, a to na temat religii, mniejszosci, in vitro i innych.

  29. Magda – nie myślę stereotypami, wiem że w życiu jest różnie, pracuję w miejscu gdzie z problemem adopcji się stykamy i gdzie odbiera się władzę rodzicielską (sąd). nie przeczę że są skrajne sytuacje ale najwięcej jest jednak takich „problemowych”. może po prostu źle odebrałam Twoją intencję ale odebrałam ją jako „skoro nie wychodzi naturalnie przez seks to po co poddawać się tym wszystkim strasznym procedurom skoro można sobie adoptować”. a takie podejście (nota bene także niektórych z mojej najbliższej rodziny; jak powiem że jestem w ciąży z in vitro będzie cyrk, nie zdziwiłabym się gdyby niektórzy nie chcieli nawet się z moim dzieckiem wielce spotykać) działa na mnie jak płachta na byka. to są bardzo trudne sprawy i każdą parę/osobę/decyzję należy traktować odrębnie – każdy ma inne potrzeby, inne motywacje, inne cele. a niestety najczęściej dobre rady „to adoptuj” spotyka się z ust osób, które nie miały żadnego problemu i nie wiedzą ani co to seks na godzinę, ani co to tony leków, ani co to zastrzyki i zabiegi. in vitro nie jest zachcianką jak to niektórzy przedstawiają. jest bardzo stresogennym i bolesnym doświadczeniem. skoro tą drogę wybieramy to mamy w tym swoją motywację. i wiemy dlaczego nie inną.
    możliwe że źle odebrałam Twoją intencję, jeśli tak to sorry 🙂 Tobie również życzę wszystkiego najlepszego i spotkania tego jedynego przede wszystkim 🙂 buziaki 🙂

  30. Egi tez tak mysle, ze zle odebralas moje intencje 😉 Ja tylko chcialam sprowowkowac was do dyskusji takze na ten temat. A sad coz jest niestety niedoskonala instytucja i czasem odbiera prawa rodzicielskie nie tym ludziom co powinien a zostawia tym co powinni byc odebrane. Prawo mamy jakie mamy. I bardzo niedoskonaly system socjalny. A rodzina i jej mysleniem na temat in vitro sie nie przejmuj 🙂 Szkoda nerwow. Chociaz nie powiem mnie procedura in vitro przeraza, szkodliwoscia na moje zdrowie rowniez. Czytalam sporo artykulow zagranicznych medycznych na temat wiekszej zachorowalnosci na raka po stosowaniu lekow do stymulacji itd. Dlatego tez ciekawilo mnie czy jakos ograniczacie czasowo walke, ze ils razy i jednak stop czy tak jak napisala Wężon , ze jej znajoma walczyla 12 lat i tych procedur bylo kilkadziesiat az do skutku ? Fakt miala pieniadze na az tyle prob. Wiekszosc par nie jest az tak bogata wiec albo rzadowy program ograniczany wiekiem , albo kredyty.

  31. Magda – ja jestem leciwa, do programu rządowego weszlam tuz przed 40 🙂 uwazam ze wczesniej zrobilam co moglam – holistycznie uporzadkowalam organizm, hormonalnie pieknie wyregulowany, biegalam, nie palilam, wysypialam sie. uporzadkowalam endometrioze, mialam operacje jajowodu. niestety moj M przeszedl w przeszlosci raka i jego parametry udalo sie podniesc tylko troche. panstwo od „etycznej” naprotechnologii nam cuda obiecywali (dla mnie in vitro bylo zawsze ostatecznoscia, nie wykluczalam ale jak bede miala pewnosc ze zrobilam wszystko co moglam) ale cud jakos przez kilka lat nie nastapil. nastapila za to depresja. i podeszlismy do in vitro. nie zastanawialam sie ile razy to bedzie mialo miejsce, samo by sie wyklarowalo, w zaleznosci od efektow. efekt pierwszego razu byl jak to okreslil lekarz „takie efekty mamy 2-3 razy w roku”. nie musialam miec jakiejs super mocnej stymulacji bo mam ladna rezerwe – 10 w sumie delikatnych zastrzykow. pierwszy transfer najladniejszego zarodka sie nie udal, drugi zaskoczyl. jestem w 8 tyg. wiec jest sukces ale cieszyc w pelni to sie bede po porodzie. wiec trudno mi powiedziec gdzie jest granica, mysle ze kazda ma inna… gdyby mi pierwsze podejscie (z tymi zarodkami) nie wyszlo to szukalabym chyba dalej…moze jakies badania genetyczne czy nie ma jakiegos konfliktu… naprotechnolog rozkladal juz rece (a trzeba im oddac ze hormony, insulinoodpornosc, alergie pokarmowe i caly ten naturalny swiat to oni dokladnie badaja) i jak spytal czy myslalam o adopcji to wiedzialam ze nasze drogi wlasnie sie rozchodza.
    moja przyjaciolka podeszla trzy razy. ani razu nie mieli mrozonych zarodkow, slabo sie dzielily, u niego byly ostre problemy. jak 3 razy wyszlo tak samo to dala sobie spokoj. dla mnie najgorsze w tej procedurze jest to kłucie jajnikow – jakies jest to takie okropne, zawsze mam dreszcze gdy o tym mysle. to dla mnie najgorszy element. i ciesze sie ze wszystko wskazuje na to, ze to klucie jeden raz wystarczy.
    kazda z nas mysle widzi to inaczej…
    buziaki 🙂

  32. Magdo ja tez czytalam o tym ze stymylacja powoduje zwiekszone ryzyko raka. Ale bedac mala dziewczynka bylam w szpitalu u dziadka na oddziale choroby pluc. Na 10 pytanych przeze mnie osob umierajacych na raka pluc tylko 3 palily papaierosy!!! A papierosy podobno powoduja raka pluc. Statystyki a zycie to chyba nie zawsze linia ciagla. Co ma byc to bedzie. Dzis wszystko jest rakotworcze nawet marchewka☺

  33. Ale sie dzis ufzielilam. Przepraszam iza za zasmiecanie bloga☺ ludzie yprawiaja5 sporty ekstramalne. Pija.pala. Niezdrowo sie odżywiają. I narażają swoje zdrowie i zycie codziennie. A ja w tak waznej kwestii zyciowej mam sie bac powiklan. To lepiej wogole nie zachodzic w ciaze bo ona tez jest niebezpieczna. Rozumiem skrajne przypadki kobiety ktora Podchodzila 20 razy do in vitro w tym 7 do stymulacji- to chyba rekordzistka ale moze sie myle. Ale to sa skrajnosci. Wiekszosci z nas nie starczyloby zycia na tyle podejsc☺ iza blog mam w telefonie wiec wchodze na niwgo czesto i za bardzo ci go zasmiecam. Jak sie czujesz? Nie wiem jak sie czujesz… bo nie przeszlam jesCe rozczarowania po nieudanej probie. Mocno cie sciskam.

    1. Oczekująca, kochanie, po pierwsze to ustawię taki automat, który będzie wykasowywał słowo „przepraszam”. Wiesz dobrze, że to jest „nasz” blog i każdy może pisać wszystko – usuwam jedynie komentarze-oferty na sprzedawanie leków z czarnego rynku, bo i takie się tu zdarzają… 🙂
      Zaśmiecaj ten blog na ile Ci baterii w telefonie wystarczy, a potem jeszcze na bezdechu! Zawsze!
      Czuję się dobrze, jak sie pewnie spodziewasz, otrzepałam kolana, żeby nikt nie widział, że leżałam i działam-działam-działam. Będzie nowość. Napiszę wkrótce 🙂

  34. Ja też wtrącę swoje trzy grosze do tej dyskusji. Uważam, że nigdy nie powinno się żadnej rodzinie sugerować/radzić CZY powinna mieć dzieci i ILE powinna mieć dzieci i czy ma próbować biologicznie czy adoptować jeśli są kłopoty z zajściem w ciążę. Uważam, że jest to sprawa wyłącznie pomiędzy mężem i żoną. Ja mam takie odczucia ponieważ jak wspomniałam „na łonie rodziny” że od długiego czasu staramy się o 3 dziecko zostało to przyjęte przez wiele osób z krytyką, bo „mąż tak ciężko chory a wy chcecie jeszcze 3 dziecko”. Jak już byłam w ciąży to słyszałam falę oburzenia części rodziny. Jak słyszałam słowa typu „jak oni sobie poradzą” itp. to do tej pory mam im za złe wtrącanie się, tym bardziej, że od zawsze jesteśmy finansowo niezależni i nigdy nie prosiłam rodziny o żadną pomoc (a nawet jakby, to też nie byłoby nic w tym złego) a jest wręcz przeciwnie – zdarza nam się często fundować rodzince wyjazdy. Więc ostatnie moje słowa brzmiały wręcz: Co Was to obchodzi ile mamy dzieci, to nasza decyzja!!

    Jeżeli chodzi o adopcję to uważam, że nie ma złej czy dobrej decyzji – jest tak jak z pragnieniem kolejnego dziecka biologicznego – albo się pojawi albo nie. Często sami rodzice tego nie wiedzą wcześniej….. Mi się wydaje, że ja absolutnie nigdy nie chciałabym mieć adoptowanego dziecka, ale gdyby życie potoczyło się inaczej to może miałabym też takie pragnienie i rzucałabym rodzince: Co was to obchodzi ile adoptujemy dzieci to nasza decyzja 🙂
    Jedyne co wiem to to, że jest to decyzja której nie można oceniać, jest to indywidualna sprawa każdej rodziny i może zmieniać się w czasie. To czym powinniśmy się kierować to oprócz pragnienia serca to odpowiedzialność, ale tego nie trzeba tutaj nikomu mówić 🙂

    Co do niezdrowych skutków stymulacji to przyszło mi na myśl, że mieszkanie w Krakowie teraz jest o wiele bardziej niezdrowe (rak, astmy, alergie, itd) i to nie tylko dla przyszłej Mamy ale dla całej rodziny i to przez całe lata a nie kilka miesięcy. To, że jacyś tam lekarze nie poddali by się stymulacji to ich prywatna sprawa, którą też należy uszanować. Ja sama studiowałam kiedyś medycynę, mam wielu przyjaciół lekarzy i wiem, że ich praca ma często takie skutki. Moja koleżanka lekarka nie włoży dziecku smoczka który wpadł jej do torebki, nawet nie na ziemię….a inna lekarka z Krakowa zabroniła mi wychodzić z dzieckiem w Krakowie na zewnątrz dopóki nie skończy 5 miesięcy, bo popatrzyła na adres zameldowania w centrum Krakowa….- już jej nie wyprowadzałam z błędu, że mieszkam teraz trochę za Krakowem, bo ponad 360 km 🙂

    1. Asiu masz rację, życie jest ogólnie szkodliwe.
      Ryzyko nie powstrzymuje ludzi przed robieniem sobie kilkudziesięciu operacji plastycznych, żeby zamienić się w Barbie., ani przed piciem na umów w każdym weekend przez kilka lat.
      Myślę, że ryzyko skutków stymulacji jest akceptowalne. Zwłaszcza z widokiem na cel wyższy.

  35. Blog Izy czytam tak jak Oczekujaca w komorce. Zagladam na niego od jakos roku, pierwszy raz napisalam chyba w czerwcu – nie pamietam dokladnie. Teraz kilka reportazy w TV bylo na temat in vitro, kilka artykulow wpadlo mi w oko, plus to co piszecie u Izy. Stad temat. Asia madrze piszesz nic nikomu nie mozna nakazywac. Zreszta Ja jestem buntowniczka z wyboru;) Nie lubie jak ktos mi cos narzuca i nie narzucam innym. Moze nie zawsze potrafie tylo tak sformulowac mysli, zeby byc wlasciwie odebrana. Kontrowersyjne dyskusje wrecz uwielbiam. I tak jak Iza napisala ktos ma prawo do in vitro, ktos do adopcji, ktos do aborcji, ktodo eutanazji ( kolejny kontrowersyjny temat ) i nikt nie powinien tego prawa nikomu innemu odbierac. Dziecko czy poczete naturalnie czy in vitro czy adopcja zawsze Ja wynika z potrzeby serca, pragnien itd. dwojga ludzi. Egi super, ze Ci sie udalo. Szczesliwego przebiegu ciazy i potem porodu 🙂 Ja po cichu licze ze uda m i sie jeszcze spotakac wlasciwego mezczyzne i ze zaloze rodzine taka jaka bedzie nam obojgu pasowala. I ze pokocha mnie za to jaka osoba jestem, a nie czy moge bezproblemowo miec dzieci. Choc nie powiem bywaja chwile zwatpienia, bo jednak lata leca i moge nie zdazyc nawet adoptowac , bo to tez niestety do pewnego wieku, jak i rzadowy program in vitro. Prace mam satysfakcjonujaca, ale chcialabym miec tez cos jeszcze oprocz pracy.

  36. Noż kur….. !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie zaglądałam, bo sama miałam problemy z plamieniem ciąg dalszy, a tu takie przykre wieści.
    Izuniu bardzo mi przykro. Przebolej, cycki do przodu i walcz dalej kochana. MAsz bardzo długą i ciężką drogę, ale finał będzie piękny i walący kupki w pieluchę:* W końcu się ten wredny los znudzi zadręczaniem Was i się odwali. Trzymaj się jakoś kochana;*
    Ja wczoraj byłam u gina i serduszko bija, ale tak mnie te cholerne plamienia stresują, że radości brak. Mam wrażenie, że zaraz ktos mi odbierze szczęscie jak w nie uwierzę

    1. Lucy, przebolałam, do przodu wystawiłam kolana (z cyckami trudno u mnie 😉 ) , już tutaj się nie ma co pochylać nade mną, było minęło. Raportuj tutaj prędziutko czy Ci się te plamienia w końcu skończyły… Co mówi gin?

  37. Czytam Cię już od roku
    Rok temu sama przeżywałam tragedię – 36 tc – ciążą obumarła…Twój blog daje nadzieję, pomaga
    Trzymam za Ciebie kciuki, trzymam kciuki za Was, wstrzymuję oddech kiedy dzieje się coś dobrego, posmutam się, kiedy się nie udaje, kiedy trzeba znów czekać
    I mocno wierzę, że Wam się w końcu uda, więc i Ty nie trać wiary

    1. Sweetie… ale jak to… jak takie rzeczy w ogóle mogą się dziać… 🙁 🙁 🙁 Jak można przeżyć taką historię i nie stracić rozumu… To jedna z tych chwil, gdy nie wiem co mam powiedzieć…
      Sweetie, nam się w końcu uda, nam wszystkim. Nie tracę ani wiary w to ani siły.
      Ty – jesteś tutaj, a więc walczysz?

      1. Nasza Kruszynka była z inseminacji, udało się po czwartej, chodziłam 3 centymetry nad ziemią ze szczęścia, bo 7 lat robiliśmy cuda, żeby ją mieć, i było ok do 32 tc. Niestety kontrola w 36tc wykazała hipotrofię płodu, zanim dojechaliśmy do szpitala nie było już we mnie życia….teraz, rok po tamtym i jedną dwutygodniową ciążę….znów próbujemy, jesteśmy po jednym IUI, jutro kolejne, za każdym razem wierzę, że się uda, każda @ przynosi ze sobą mały koniec świata….nie zwariowałam dzięki mężowi, i dzięki nadziei, że wszystko jeszcze przed nami.
        I Wam się uda Iza, bo chcecie, kochacie się, walczycie

        1. Sweetie, kochany aniele, wczoraj miałaś IUI, jak poszło, jak się czujesz?
          „Za każdym razem wierzę, ze się uda” – silna, dzielna dziewczyna 🙂 Jeszcze się spotkamy na jakims blogu parentingowym, zobaczysz… 🙂

  38. Hej kochana swoja droga tak co do tego papierosa 😛 Kochana sprobuj biorezonansu aparatem BICOM mowie ci kochana to kosztuje jakies 100zl w Polsce a uwalniasz sie od fajek 🙂 Ja juz ponad 3 miesiace bez i wogole mi nie brakuje, a jak wszystko nabralo smaku, czlowiek naprawde nie zdaje sobie sprawy poki nie rzuci 🙂 Chcialabym zeby caly swiat uwolnil sie od fajek bo wiem jak to wciaga ;/ sciskam :*

    1. Wiesz, Ewelina, okazuje się, że ja niczego nie potrzebuję. Potrafię przestać palić po prostu – robiłam to już kilka razy w ciągu ostatnich 6 miesięcy. Chęć pojawia się w głowie, nie w ciele. A kiedy kolejne testy wychodzą na zero, korzystam z tego z nabożnym masochizmem.

      1. Heh znam to tez bylam uzalezniona przede wzystkim umyslem, i te nawyki starszne, ze po jedzeniu, ze do piwa, ze do kawy… I przez dwa tygodnie po rezonansie walczylam z rekami one nie przeszly przez zabieg ;p mialy swoj swiat ;p Podziwiam ze potrafisz tak przestac poprostu 🙂 Pozdrawiam

  39. kochana Izo, podziwiam cie bardzo…patrzylam z boku bo musialam to wszystko przetrawic…a raczej przeplakac…nie napisze nic nowego stwierdzajac ze jestes madra, silna i dzielna kobieta dla ktorej los nie jest za bardzo zyczliwy:( jestes tez chyba przede wszystkim WSPANALYM czlowiekiem,ktory mimo wlasnego bolu i cierpienia zawsze znajdzie slowo pocieszenia i wsparcia dla innych.Chcialabym miec chociaz czastke tej Twojej sily;) Z calego serca wierze ze w koncu zostaniesz za to wszystko wynagrodzona… nie moge nic wiecej dla ciebie zrobic jak tylko Ci przypomniec ze jestem gdybys chciala pogadac , pomilczec…. i moge zrobic cos jeszcze chyba bardziej dla siebie; nie chcialam go do tego mieszac ale co tam;) pomodle sie za Ciebie do takiej jednej swietej co jeszcze nigdy mnie nie zawiodla jak modilam sie za innych nie za siebie…
    Poza tym bede miec miec swoj pierwszy raz w przyszlym tygodniu… i nie wiem jak nie stracic nadziei a jednoczesnie niezbyt sie nastawiac..; czytajac Wasze historie z jednej strony boje sie rozczarowania jesli nie wyjdzie z drugiej tego ze zniknie zaraz po tym jak sie pojawi, nie wiem co gorsze….trzymaj sie Iza jestesmy z Toba… zawsze…

    1. Francuzeczka, siła to jest cząstka kobiecości, a nie jakaś indywidualna moja. Ty też to masz, zajrzyj do kieszeni, do serca, znajdziesz, zobaczysz, już znalazłaś, tylko może jeszcze nie rozpoznałaś tego, co trzymasz w dłoni.
      Nigdy nie doszłabyś tak daleko, gdybyś nie miała swojej siły, otwartości, woli spełniania pragnień.
      Dzięki za to co napisałaś. Ja się nie modlę, ale uważam, że wszystko, w co wierzymy jest skuteczne, więc dla mnie zupełnie wystarcza, że Ty wierzysz. Wspomnij tej świętej, że wiesz, że my razem, ja, Ty… 🙂
      Czytasz nasze historie – zobacz, ile osób odeszło z bloga – to te najlepsze historie. udało się im.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *