tilda – duży tyłek, małe cycki

w sumie uszyłam siebie, bo – jak w tytule.

już na starcie miałam zamiar ją wyrzucić, bo okazało się, że NIE DA SIĘ wywlec nóg wielkości ołówków z lewej na prawą, ale wówczas włączył się najlepszy-na-świecie-mąż i uratował nie tylko nogi, ale i życie tildy, przewracając je… pałeczkami do ryżu.

zaczęłam ją szyć jeszcze przed transferem  lutym. nie rokowała wcale. mała głowa, serce z waty…

potem był transfer i dupa, wszystko miało być super, a wyszło odwrotnie

dalej – na chwilę porażka, ciężko, ale szybko wstałam. znacie te scenki, głupio-śmieszne filmy ze „Śmiechu warte”, upadłam, ale nic się nie stało, może nikt mnie nie widział.

no laleczko, może nie jesteś ideałem, ale nie możesz chodzić w samych gaciach…

poddawałam się trzy razy. ale ukochany mąż dopingował, nadawał kobiecie kształt. teraz pozostało mi tylko ją uczesać i założyć buty. to jeszcze nie koniec.

poza tym – od pierwszego szwu – szyję ją dla kogoś, kogo bardzo lubię. kogoś, kto zawsze czeka na mnie z sercem na dłoni. śmieje się wtedy, kiedy trzeba, płacze, gdy się łamią mi się skrzydła. pyta. nie udaje, że jest tylko pogoda.

jeszcze nie skończyłam, ale już nie mogłam się doczekać, żeby Wam pokazać, że można pokłuć się nie tylko zastrzykami.

***

smutek jest romantyczny, ale w smutnej kobiecie może się zakochać co najwyżej ksiądz* (*wiedza nabyta przeczuciem oraz w audycji polskiego radia pr 3). pragnę, by mój mąż zakochiwał się we mnie bez opamiętania każdego poranka, nie chcę być smutna, nie będę, mam to co jest tu i teraz, jesteśmy, możemy się dotknąć, możemy się kochać.

nie cofnę życia, nie zrobię przeszłości lepszej, mam wpływ tylko na teraźniejszość. nie zepsuję jej.

118 komentarzy

        1. Czekam na kolejne zdjecia tak bardzo mi sie ta lala podoba. Czuje sie dobrze, nie mam zadnych objawow ciazowych, zadnych mdlosci, zachcianek, bolow glowy, no nic kompletnie. Nie ukrywam ze troche mnie to martwi. Nie wiem czy ta fasolka tam w srodku jeszcze rosnie. Skan mam dopiero za 9 dni, tortura takie czekanie. Kolejny tydzien w pracy…masakra. czasami mam lekka depresje. Nie pisze tu specjalnie o moich zmartwieniach bo po co mam was zameczac pierdolami takimi.

          1. Mojra, nie martw się na zapas – ile jest ciąż tyle przebiegów z objawami czy bez. Na niektóre rzeczy naprawdę nie mamy wplywu, a najlepsze co mozesz zrobić to zadbać o siebie i starać sie nie zamartwiac. Zresztą depresyjnosc to też obiaw, zawirowań hormonalnych na przykład.

          2. Potwierdzam, zgadzam sie z przedmówczynią 😀 I przypomina mi sie słynny cytat ze Shreka: „Hej ja latam!?!”, tak wiec „Ja walczę”! 😀 Przyznam brzmi to niezwykle dumnie spod Twoich klawiszy 🙂
            Casja uszy do góry!!

          3. Casja, wiesz dobrze – wiedziałaś, zanim zaszłaś w ciążę, że każda kobieta przeżywa ciążę inaczej. Może nie wszystkie się tutaj znamy na ciążach, ale mamy wiele do powiedzenia na temat indywidualnego przeżywania pewnych spraw. Spójrz w lustro, pogłaszcz Maluszka przez pępek i przestań go denerwować! 🙂
            Cokolwiek ma się stać to się stanie, Ty możesz zapewnić mu teraz spokój i błogie kołysanie.

          4. co prawda to prawda nie ma co sie na zapas martwic bo sobie mozna tylko humor zepsuc. co do humorow to rzeczywiscie, moze ta mala deprecha czy ostry wkurw ktory mialam wczoraj pracy sa jakimis tam objawami mojej ciazy.

            Wrzuc zdjecia lali jak ja juz skonczyc szyc:-) moze ja tez powinnam sobie znalezc jakies zajecie 🙂

  1. Iza ja cie uwielbiam☺ wiadomo ze mozna sie w tobie zakochac…ja sie zakochalam w twoim postrzeganiu swiata. ja tez moglabym chciec zmienic przeszlosc: ubierac sie cieplej, zdrowo sie odzywiac nie popelniac bledow mlodosci… a przede wszystkim zaczac sie starac o dziecko w wieku np.20 lat a nie 26. Wiemy dobrze ze to i tak nic by nie zmienilo bo kazde zycie zapisane jest na gorze niezaleznie kto je ram na gorze planuje!!! a zycie tez zamierzam jesc wielka lyzka a nie dziubac widelcem… z dzieckiem lub bez…

    1. Oczekująca, dzięki, też Cię uwielbiam 🙂 (to jest uśmiech z rumieńcami!) Twoja uwaga o jedzeniu życia wielką łyżka godna pomnika! Zapamiętam to sobie do końca jedzenia życia 🙂

  2. a ta lalka wyraza tyle uczuc… najpiekniejsza jaka widzialam… jest w niej twoj bol tesknota ale przede wszystkim radosc zycia… twoj maz ma wachlarz zmiennosci w twojej osobie… a to mezczyzni narbardziej kochaja w kobietach zmiennosc i nieprzewidywalnosc…

  3. Nie lubię cudzych blogów, zwykle mnie nudzą, albo rozczarowują (bywa, że mój własny blog również). Jeśli coś mi się jednak spodoba, wracam często. Moja ulubiona blogerka już nie żyje, a ja ciągle wchodzę na jej bloga i choć to może głupie, bardzo tęsknię. Tu zaglądam prawie codziennie. Mądra z Ciebie babeczka.
    A laleczka cudna 🙂 Akurat na dziś świetna dla mnie; poprawił mi się humor po tym jak przeczytałam niechcący opinię szwagierki na mój temat 🙂

    1. Mamatobe, nie zdajesz sobie chyba sprawy, ile dla mnie znaczą takie słowa. Kiedy zaczynałam pisać blog, byłam o krok od szaleństwa, a na pewno od głębokiej depresji – wszystko było bez sensu, życie w całości. Blog mnie uratował na pewno przed jakąś terapią. Nie: pisanie bloga – ale rozmowy na nim, interakcja. A teraz Ty mi piesz, że to jest dla Ciebie w jakiś sposób interesujące. Właśnie dzięki takim osobom jak Ty, to wszystko ma swój niezwykły kształt.
      A szwagierka to co, anonimowe liściki Ci podrzuca czy co? 🙂

      PS. To Chustka, prawda?

      1. Może to będzie trochę łzawe, co napiszę, ale czasem trzeba. Pisz koniecznie, dla siebie i innych. Bo wiele osób odnajduje tu swoją historię, a łatwiej żyje się z poczuciem, że człowiek nie jest sam. Wiele fragmentów Twojego bloga czytałam mężowi, czasem tylko opowiadałam, bo czytać nie byłam w stanie. Oboje odnajdywaliśmy fragmenty naszej własnej, czasem smutnej, czasem zabawnej rzeczywistości. Wiesz pisz koniecznie 🙂
        A szwagierka.. dużo by mówić. Napisała mężowi co myśli na temat mojego podejścia do ciąży. Nie zgodziliśmy się na rodzinny wypad w góry (na tydzień z okazji świąt). Oboje stwierdziliśmy, że po jednym poronieniu, w zagrożonej bliźniaczej ciąży z in vitro, po silnym krwotoku taka eskapada byłaby zbyt ryzykowna. Szwagierka uważa, że jestem histeryczką, nie da się mnie słuchać, bo bezmyślnie opowiadam bzdury, jestem zasłuchana w to co mówi nasz lekarz a mój mąż się na to wszystko zgadza. Część tych wywodów przybliżył mi małżonek, a ze dwa zdania przeczytałam niechcący szukając zdjęcia w komórce męża (nie jestem żoną inwigilującą, ale mojego telefonu nie było, a jego pod ręką.. absolutnie nie spodziewałam się znaleźć czegoś takiego).
        Czasem się śmiejemy, że jestem przewrażliwiona, sama to dostrzegam, ale strach bywa silniejszy od zdrowego rozsądku i zwyczajnie przykro mi, że najbliższe osoby nie potrafią tego zrozumieć.
        P.S. Ta blogerka to Chustka 🙂

        1. sorry ze to powiem ale co za wredna malpa z tej twojej szwagierki, co ona moze wiedziec nie bedac na Twoim miejscu. Jest takie powiedzenie: rob tak zeby Tobie bylo dobrze bo innym nigdy nie dogodzisz i nie bierzesz nawet do glowy. Najwazniejsza jestes tutaj Ty.

          1. Casja, właśnie to jest dla mnie najsmutniejsze. Szwagierkę zawsze lubiłam, myślałam, że z wzajemnością 🙁 A tu taki klops.
            Każdy z nas na swój sposób walczy ze swoimi problemami; ja wybrałam (dość powszechne) tworzenie dystansu. Nie pokazuję ludziom, jak bardzo się boję i jak bardzo niektóre sprawy bolą. A raczej pokazuję nielicznym i jeśli ktoś z tego grona zawodzi, to w moim życiu przez chwilę trwa trzęsienie ziemi. Ale nic to, grunt że małżonek po mojej stronie. A dla czyjegoś widzimisię nie będę ryzykować ciąży, bo choć to dopiero dziewiąty tydzień, to tak daleko jeszcze nigdy nie zaszliśmy (dla mnie każdy sprzeciw to bohaterska decyzja, bo normalnie mam poziom asertywności -50).

          2. teraz wlasnie musisz byc samoloubna bo liczysz sie Ty i twoj maluszek. Ja tez bym sie bala jezdzic na jakies wieksze eskapday w tak wczesnej ciazy. jeszcze sie najezdzicie ale juz z maluszkiem. Moze szwagierka w koncu skuma o co kaman i przeprosi. To nie ty jestes tu egoistka tylko ona. Gratuluje 9tc i trzymam kciuki!!! Generalnie jak sie czujesz? Dolegliwosci cie dosiegly?

          3. Casja, nawet jeśli ona nie przeprosi, to i tak postaram się wyjaśnić sprawę; nie znoszę konfliktów. Poza tym, to zawsze siostra mojego męża więc nie chcę kwasów.
            A czuję się generalnie dobrze. Problemem bywają mdłości, ale głównie dlatego, że krwotok zaczął się w czasie silnych torsji i teraz jakoś irracjonalnie boję się wymiotować 🙂
            A u Ciebie? Też jesteś w ciąży, prawda?

          4. tak. u mnie liczac medycznie to bedzie teraz 6tc i 4 dni, w srode 7 tydzien, ale dowiem sie dokladnie na skanie za tydzien. z tym ze ja nie mam zadnych objawow. u mnie przekonanie ze jestem zaciazona opiera sie na dwoch testach sikanych i jednej becie w 9 dniu po transferze, wszystko mi potwierdza dopiero 16 marca, wiec czekam.

          5. Mamatobe, a ja sobie Ciebie wyobrażam zupełnie inaczej – jako pewną siebie, silną, zdecydowaną kobietę, znającą swoją wartość, dla której aserytwność do drugie w życiu słowo, wypowiedziane tuż po słowie „mama”!

          6. Silna bywam, zwłaszcza jak trzeba walczyć dla kogoś. Teraz trzeba dla maluchów więc jestem w stanie zaryzykować wszystkie konflikty świata 😀

        2. Mamtobe, jak mówisz mi „pisz”, to nie ma tu nic łzawego. Będę pisać 🙂 Choć nie powiem, fajnie byłoby mieć bloga o podróżach i szyciu, ale wtedy nie poznałabym tylu fajnych dziewczyn 🙂
          Bądź przewrażliwiona, bądź histeryczką, bądź hipochondryczką, jedź po bandzie w zachowaniu ostrożności – to Twoje życie. Jakie znaczenie ma reszta?

  4. Do Tild mam mieszane uczucia, są takie specyficzne, niby to brzydkie a ładne. Chodzi mi o Tildy w ogólności. Ale jest jedno co mnie do nich przekonuje – ten ogrom zaangażowania i mrówczej pracy, jaki się wsadza w każdą Tildę, powołując je do życia.
    I zawsze mnie zastanawiało, jak przewlec te konczyny na prawą stronę, nie wpadłabym na pomysł z pałeczkami, pomyślałabym raczej o szydełku. Ja za to uczę się robić entrelac, tak z końcem zimy mnie naszło 😉

    1. Entrelac. Właśnie poznałam nowe słowo. Właśnie je polubiłam 🙂 Jesteś master, jeśli robisz takie rzeczy jakie pokazują obrazki googla na to hasło 🙂
      Z tildami wcześniej dziwiłam się, dlaczego tak mało osób je robi. Teraz się nie dziwię. Pokłóciłyśmy się kilka razy podczas pracy 🙂

      1. E tam, z genialnymi tutorialami z YT to całkiem proste, a żadnym masterem nie jestem, potrafię w miarę równo robić prawe i lewe oczka. A samo słowo jak dla mnie magiczne – a na początku plątałam i mówiłam enterlac 😉

  5. Tilda jest boska,cudowna!
    A cała historia jeszcze lepsza!
    Chyba schodzą ze mnie hormony, bo czytając ją aż się wzruszyłam.
    Szczęściara z tej osoby dla której ją szyjesz…

  6. Laleczka piekna, to piekno polega na tym ze jest prawdziwa,naturalna i uszyta dla Kogos Waznego. Nie potrafie taki pisac jak Ty i tak tworzyc emocji. Wiedz, ze mysle o Tobie i bardzo Tobie/Wam kibicuje.
    Pozdrowienia

    1. Wężon… Dopiero przeczytałam Twój spis sprzed kilku dni u mamytobe… Powiedz, że to nieprawda… Jest mi tak strasznie przykro, przykro jest mojemu mężowi, który podczytuje. Dlaczego tak się dzieje…
      Wiem, że nie można powiedzieć nic mądrego. Po prostu jestem z Tobą. Nie jesteś dla mnie tylko imieniem z bloga, jesteś mi bliska i boli mnie Twoja strata 🙁

      1. Iza, Casja to był grom z jasnego nieba. Odeszły jedne wody znienacka. Zakażenie jakieś. Nie dało się opanować. Musiałam urodzić i ratować siebie. Groziła mi sepsa. A szyjka trzymała. Dostałam osiem dopochwowych tabletek na poronienie. Trwało to dziesięć godzin. Do końca żyły, ale nie czułam, żeby się ruszały kiedy wyjęła je ze mnie położna. Wyniki poprawiły się natychmiast. Dzieci zostawiliśmy w szpitalu do skremowania.

        1. boże.. (który nie istniejesz), nie… tylko nie to…tak strasznie mnie przeszyła ta wiadomość… nie bedę pisać jak sie podnieść po czymś takim, bo pamietam jak bardzo mnie to drażniło..wtedy…ale jakbys chciała kiedyś… czegoś…od kogoś kto już jest troche dalej od tamtego strasznego momentu, to służe, pomocą, wsparciem. wtedy chciałam sie położyć do grobu razem z własnym dzieckiem… teraz, nadal żyje i moge powiedzieć ze znowu walczę, prawda Iza?

          1. czasem sie wlasnie zastanawiam czy Bog wlasciwie istnieje, czy slucha tych naszych prosb i modlitw bo w wiekszosci przypadkow wlasnie nie slucha i wystawia nas na tak ciezkie proby. Dlaczego jedni maja tak ze pyk i jest dziecko a inni musza sie tyle nacierpiec i tyle przejsc w zyciu. Nie chce myslec ze Go nie ma, bo jak strace wiare to co mi pozstanie. Nie zmienia to jednak faktu ze jest tak strasznie ciezko i bolesnie dla tylu z nas tutaj.
            Wezon…bardzo mi przykro, trzymam Cie za reke w myslach bo nic innego chyba nie moge zrobic…

          2. Mojra, poznałam Cię nie tak dawno temu, wtedy, kiedy napisałaś, że jesteś na tym blogu. To było w styczniu. Mam wrażenie, że od tamtej pory mineło dużo czasu, lata. Jesteś jakaś inna, niż wtedy, kiedy zaczęłaś tu pisać. Silniejsza. Wtedy byłaś jakby z gliny… nieruchoma…, dziś wydajesz mi się biec. Jesteś najlepszym przykładem tego, że czas oddala nas od tego strasznego momentu – nawet jeśli w tamtej chwili sądzimy, że już nigdy nie będzie lepiej.

          3. Masz racje zmieniło się. to ze nie chce już być z tym wszystkim sama i to ze pierwsza czynnością każdego poranka nie jest płacz. Zamknięcie drzwi okazało się jednocześnie otworzeniem następnych, innych, nieznanych. Podpisuje się pod tym co napisała równoważnia, nie umiem już żyć bez Waszych opowieści na codzień, choć oczywiście życzyłabym nam wszystkim żebysmy mogły cześciej przezywać te bardziej radosne. Oczekująca Twoje słowa są mi niestety bardzo, bardzo bliskie, i sama pamietam jak mój maż leciał do mnie z końca świata( dosłownie) żeby zdążyć na smierć własnego syna 🙁 okrucieństwo! Ten świat jest nielogiczny.

        2. wezon… nic nie napisze. bo chociaz przezylam strate 4 miesiace temu nie potrafie szukac w sobie tamtych uczuc i nie pamietam co chcialam lub nie chcialam sluchac z ust innych. ale podnioslam sie i doceniam zycie jak nigdy wczesniej. nie pragne juz dziecka tak bardzo a moze juz nie chce…nie wiem. jest mi dobrze teraz tak jak jest. tylko przykro mi ze nie mysle o moim dziecku bo nie potrafie to za trudne. chowam to gleboko i tylko czasem nawiedza mnie w roznych miejscach i chwilach to uczucie tesknoty i jakiejs mistyki której nie ogarniam. ale to nie jest bolesne uczucie jest takie niezwykle. czas pozwala w tym przypadku wrocic do normalnego zycia a nawet smiac sie i zyc pelna para ale nie pozwala tej traumy przezyc w pelni bo jest zbyt ogromna. sciskam cie z calych sil. mam nadzieje ze masz obok siebie meza. ja nigdy nie czulam tak niezwyklej milosci i jednosci jak po stracie naszej kruszynki. ona nas zmienila i polaczyla takim czyms niewidzialnym co dalo nam niesamowite duza sile do wielu zmian pozytywnych w zyciu chociaz przed rownie mocno sie kochalismy. nie cofne czasu i nie chce… ale 4 miesiace temu nie wiedzialam jak wstac rano. dzis wstaje jako inna osoba i wiesz co…z niecierpliwoscia czekam na kazdy poranek. trzymaj sie kochana i wiem ze dzis te slowa nic nie znacza!!!

          1. Wężon, Oczekująca, Mojra… i wiele wiele innych dziewczyn…
            Nie mogę jakoś wyjść z tego otępienia, po tym co się Tobie Wężon przydarzyło. Jest dokładnie tak jak napisała Oczekująca – nawet my, które to przeżyłyśmy, nie znamy dobrych słów, nie ma dobrych słów na jakiekolwiek pocieszenie.
            Jesteś w swojej żałobie i musisz przez nią przejść, pogodzona czy nie, nic nie zmniejszy Twojego bólu.
            Wylałam we wrześniu ocean łez, mój mąż tak strasznie wtedy płakał. Jest tak cholernie niesprawiedliwie, tak cholernie boleśnie.
            Najgorsza jest bezsilność – gdyby można było cokolwiek zrobić, aby temu zapobiec, zrobiłybyśmy wszystko! Na sepsę się umiera, nie chcę sobie nawet wyobrażać jaki dramat musiał się rozgrywać w ostatnie dni u Was…
            Wężon, nie wiem, to tylko litery, ale wydajesz się patrzeć na siebie z boku, piesz o sobie i tych dniach jakby to się wydarzyło komuś innemu, sucho, rzeczowo. Mam nadzieję, że to jest Twoja skuteczna metoda na poradzenie sobie z bólem.

            Przeczytałam Twój post wczoraj. Nie wiedziałam co mam CI napisać. Nie mogłam zasnąć, cały czas mnie bolało z Tobą.

            Ten ogródek, co go będziesz dopieszczać – kto wie, może jesteśmy sąsiadkami. Jak zobaczysz, że ktoś się pastwi nad czosnkiem niedźwiedzim, to mogę być ja.

  7. wiesz Izo ja pamietam z tamtych chwil wszystko przez mgle bylam cbyba w jakims wtrzasie pourazowym. ale jedno pamietam i to mnie paraliżuje: lzy mojego meza… najbardziej bolesny widok na swiecie dla mojego serca…i jego zwatpienie we wszystko co wierzyl. to mnie rozerwalo w srodku. moj cudowny mezczyzna zawsze wiedzacy co powiedzieć, moj wspanialy optymista zalamal sie w ukryciu przede mna zeby opiekowac sie mna, zeby na nowo obudzic we mnie iskre zycia!!! i wskrzesil ogien zycia i kocham go jeszcze bardziej jak szalona.

    1. Jest tak jak napisała Mojra – każdy potrzebuje swojego czasu na żałobę i nie można go przyspieszyć. Nie wolno tego robić. Wspomnienia ciągle żyją i bolą, nie zapomnisz tego bólu, ale kiedyś przestanie Cię tak strasznie piec.
      Nie ma w tej historii nic pięknego, każdy wolałby budować mocniejszy, silniejszy związek podczas szalonych podróży dookoła świata, a nie sprawdzać siłę miłości w cierpieniu.
      Jednak przetrwałyśmy. Świat się walił, ale się nie zawalił. Udźwignęłaś. Pewnego dnia pójdziesz dalej.

      1. sloneczko kazdy ma swoj czas.ale ja w zyciu codziennym jestem rozesmiana wariatka zakochana w mezu i pracy ktora jest jednocześnie moja pasja. tu jestem taka powazna☺ nikt mnie takiej nie zna poza wami. nikt nie zna moich problemow poza wami i naj najblizsza rodzina. dwa swiaty dla mnie. i lubie tez ten z wami☺ fajnie ze was mam

          1. Iza, jestem pewna, że siedzisz w którymś pokoju obok i ślęczysz nad excelem albo power pointem, usiłujesz zmusić swoich współpracowników do większego zaangażowania w twój projekt, jednocześnie wiedząc, że jesteś gdzieś pod koniec listy ich priorytetów… Może czasem śmiejesz się tak jak ja, z korpo języka: te dedlajny, czalendże, asapy, brejstormy, ale podświadomie wiesz, że to wszystko to inna, jakaś alternatywna rzeczywistość, której absurdu nie zrozumie nikt, kto nie doświadczył korpo życia.

          2. ja pracuje w malej rodzinnej firmie i nie wiem czy nie jest to gorsze to pracy w korporacji. W korpo przynajmniej jestes anonimowa, tu sie tak wszystcy interesuja Twoim zyciem ze masakra. A jak powiesz zeby sie odpitolili to obraza majestatu 🙂

          3. Moja firma jest tak pomiędzy. W żadnym wypadku nie korpo, ale też nie rodzinna firemka – prawie 100 osób. Ale i tak wieści się rozchodzą błyskawicznie, tyle że mało kto pyta wprost. Zobaczymy co będzie, jak wrócę do pracy. W sumie jest całkiem spokojnie, żadnych deadlinów i challengów, ale bardzo monotonna, powtarzalna praca. Już myślałam, że sobie od niej odpocznę prawie dwa lata.

          4. Oj, dla mnie powrót do pracy po był najgorszy, już tu kiedyś pisałam – taki cholernie namacalny i przykry dowód na to, że nic się nie zmieniło…

  8. Iza… stworzyłaś tutaj tak bardzo potrzebne każdej z nas miejsce. Wracam, czytam… zatrzymuję się…
    Potem czytam komentarze, pojedyncze historie Dziewczyn… i kolejny „stop”… Każda historia tak bardzo inna, a jednocześnie tak bardzo wszystkie są nasze…
    Dziękuję Tobie za to miejsce, dziękuję Wam Dziewczyny…

  9. Dziewczyny, dziękuję za wszystkie słowa. Też mam wspaniałego faceta, dla którego jestem najważniejsza i mamy jedno dziecko, cudem uratowane. Teraz tym bardziej doceniam, że jest i jest zdrowa. Wtedy wody odeszły mi w 25 tygodniu, z niewiadomych przyczyn.
    Ironia losu – dopiero co przestało mnie przerażać, że to bliźniaki, ucieszyłam się dwa tygodnie temu, że zdrowe i parka. Ostatnio parę rzeczy szło pod górkę – kłopoty z przełączaniem telefonów w pracy, tajemniczo zepsuty samochód i takie tam. Jarek narzekał, że coś wszystko w tym roku idzie opornie, a ja jeszcze przed zeszłym weekendem powiedziałam, żeby nie narzekał, bo najważniejsze idzie dobrze – ciąża rośnie zdrowo.
    Wiecie, jak w takich sytuacjach ciężko znosić ciąże w otoczeniu. A na osiedlu, z 16 segmentów cztery sąsiadki są w ciąży, ja bylam piąta. Już planowałyśmy letnie grupowe spacery z wózkami, wspólną niańkę , żeby odpocząć i oblężenie przedszkola. Będą rodzić od czerwca do września i jeszcze jedna się stara. Jedna jest za ścianą, a z tej strony akurat słychać.
    Będę miała sporo powodów do płaczu tego lata.

    1. Wężon, właściwie się nie znamy, u Izy piszę od niedawna (dłużej podczytuję), ale ścisnęła mnie za serce Twoja sytuacja. Przykro mi bardzo, wiem, że nawet nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. Trzymaj się jakoś, przesyłam tyle pozytywnych fluidów, ile jestem w stanie.

  10. Kochana wezon. mialam rodzic w czerwcu w dzień moich imienin. ironia losu… obiecalam sobie ze juz nigdy nie bede obchodzic moich imienin. ale 4 miesiace pozniej nie mysle juz o tym dniu jak o dniu narodzin mojego dziecka… bo ono nie mialo daty narodzin. nawet nie wiem w którym tygodniu dokladnie bym byla teraz pewnie w koncowce 6… ale to nie wazne bo nie jestem i nie mialam byc w tym miejscu. pamietam jak myslalam :dotrwaj do badan prenatalnych ,dotrwaj, i jak mantra… a 2 dni przed prenatalnymi jak juz bylam prawie spokojna pojechalam do szpitala… ironia losu. kochana zobaczysz ze jak nadejdzie lato nie będziesz myslec w kategoriach teraz bylabym albo robilabym… bo bedziesz zyc chwila obecna i ja dostrzegac… a moze sie myle…kazdy jest inny.

    1. Coś w tym jest oczekująca,ze to myślenie, ” teraz to by było pewnie tak” kiedyś mija, jest przykro owszem cały czas na sama myśl, ze tego nie ma, ale, nawet i to ma jakiś swój określony przebieg.. Aż dojdziesz do momentu ze znów zaczniesz się starać i mieć chęć iść do przodu, ale niestety nie da się odrazu. Bez przeżycia żałoby nie da się pójść do przodu, i każdy potrzebuje inna ilośc czasu, wiec nieprzejmuj się jeśli nie jesteś na coś gotowa, i daj sobie pomoc przede wszystkim mężowi, bo on chce dla Ciebie jak najlepiej i jaknajdelikatniej. Ja nie byłam w stanie wyjsć z domu przez 2 miesiące, tylko tyle co z psem, a i tak się bałam, ze a to pan ochroniarz mnie zagada, a to pani w sklepie, zapyta czy już urodziłam, i jak mały się miewa, a tu gowno prawda… Nikt się o mnie nie upomniał, świat się nie zatrzymał, wszystkim to było obojętne, nikt nigdy o nic nie zapytał. Nie czułam niczyjego wzroku. Czasami to czego się spodziewamy Jest dużo gorsze w naszej wyobraźni. Z tego co Cię czytałam Wezon to jesteś mega silna babka, i masz córeczkę która pewnie nie raz otrze Ci łzy, byś mogła się uśmiechnąć. Dużo, dużo siły i nie przejmuj się światem! Jesteśmy tu dla Ciebie!

  11. Nie sprawdzam bloga przez jeden dzien, a tu takie wieści od Wężon… Myśle o niej od kuedy tylko to przeczytałam dzis rano. Myśle o Was wszystkich i żyje Waszymi historiami. To ogromne wsparcie mieć swiadomosc, ze nie jest sie samemu w tych zmaganiach. Dziękuje ze jesteście, dziewczyny.

    Wieści z mojego frontu.

    W piątek odebraliśmy wyniki badania nasienia MSOME 6600. Podłamaly mnie rezultaty, bo grupa I miała 0%, a grupa II 10%. Na szczęście tego samego dnia miałam wizytę kontrolna i lekarka uspokoiła mnie ze z dwójkami ze możemy powalczyć i te sa tez ok. To badanie było po to, zeby uzasadnić IMSI, które proponowała jako najbardziej odpowiednie moja lekarka. No to mamy uzasadnienie…

    W piątek okazało sie mam 3 komórki wyprodukowane i moze jeszcze jedna dobije, wiec w najlepszym wypadku liczymy na 4 pęcherzyki. Kolejna kontrola u mnie w poniedziałek i wtedy decyzja czy pobieramy w środę czy w czwartek.

    Tak wiec trzymajcie kciuki, zeby te moje 4 pęcherzyki dotrwały i dały radę sie pobrać i zapłodnić i zamienić w zarodki. Staram sie o tym za duzo nie myślec, nie analizować i nie martwić sie. Bo inaczej strach mnie zje. To wszystko dzieje sie trochę samo. Jeszcze miesiąc temu przelamywalam sie psychicznie do pomysłu IVF, a dzis juz prawdopodobnie zrobiłam sobie ostatni zastrzyk.

    1. Misia, 4 pęcherzyki to cztery szanse, myśl o nich z czułością. Nie znam się na badaniach nasienia, o których napisałaś, nie potrafię nic mądrego powiedzieć, ale skoro lekarka uspokaja, to nic więcej nie można dodać. Nie ciągnęłaby Cię na punkcję, gdyby nie widziała powodu.
      Prawda, ile rzeczy dzieje się samo? Kiedy przestajemy się szarpać i po prosu płyniemy z prądem? 🙂

      1. Byłam na kontroli. Czwarty pęcherzyk dobił, wieczorem mamy 4 sztuki i szanse na 4 komórki. Enfometrium 10 – to chyba dobrze?

        Pobieramy w środę rano o 9:00. Dzis wieczorem zastrzyk domięśniowy Pregnyll – ktoś to robił sam/z mężem w domu???

        Ryzyko ze transferu nie będzie w tym cyklu (jesli w ogole będzie co transferować), bo mam za wysoki progesteron i trzeba będzie przełożyć na przyszły cykl. Chyba ze progesteron mi spadnie… Ktoś tak miał?

        1. mi nie badali ani estrogeniu ani progesteronu przed transferem ale mna sie nie sugeruj. U mnie to wogole wszystko bylo inaczej bo ja mialam ivf w UK, takze tego:-)
          nie pomoglam ci specjalnie, ale trzymam kciuki zeby sie udalo!!

  12. Izuniu stworzylas tu u siebie taki kacik dla nas 🙂 Kiedy mamy gwarne tematy mam wrazenie ze wszystkie siedzimy w kawiarence przy soku i szarlotce i przegadujemy ssiebie nawzajem 🙂 A kiedy temat jest trudny jak pod ta cudowna laleczka ( pieknie ci wyszla Izuniu) Kiedy wszystkie sercem jestesmy z Wezon ( wspolczuje ci kochana nawet nie potrafie sobie wyobrazic jaki dramat musialas przejsc i wciaz przechodzisz) wyobrazam sobie ze siedzimy wszystkie wieczorowa pora w czyims salonie z winem ( lub sokiem dla spodziewajacych sie) i wspieramy sie i to uczucie spokoju. Kochane dzieki wam ucze sie od was pokory bo mimo ze mam swoje doswiadczenia ( poza ciazowe) i mam ta cholerna endometrioze to zycie moze mi dokopac jeszcze nie raz ;/ Sciskam was kochane wszystkie 🙂

    1. Ewelina, dzięki, nic nie stworzyłam, to Wy!! 🙂 I też mi się często wydaje, że siedzimy razem i sobie rozmawiamy 🙂
      Ewelina, kochany kociaku :), Ty nie wyciągaj wniosków, że życie Ci jeszcze dokopie, tylko że masz w sobie dość siły, by się za każdym razem podnieść.

  13. Twoja wierna fanka sie melduje 🙂 Droga Izo, co tu dużo pisać… Twoja radośc życia „zaraża”. Może trochę odbiegnę od tematu, ale mam koleżankę (żonę szwagra), która przygotowuje się do in vitro. Osobiście nie znam bardziej zgnębionej, smutnej i poniekąd zgorzkniałej kobiety. Posiadanie dziecka jest Jej naczelnym celem. Z tego też powodu zrezygnowała z pracy (bo częste badania…) a męża traktuje jako dawcę nasienia i maszynkę do zarabiania pieniędzy. Tym bardziej chętnie TU powracam. Do osoby świadomej siebie. Osoby, która docenia to co ma. Kobiety, która potrafi po prostu kochać Życie. Wiedz, że wielu ludzi inspirujesz 🙂 nie będę bredzić po raz kolejny, że napewno Ci się uda. Głaskanie po głowie może i jest przyjemne ale po jakimś czasie zaczyna wkur***….. 😉 „Droga do szczęścia jest ciemna i ciernista, ale oświetla ją nadzieja”. Pozdrawiam i myęlę o Was ciepło- Basia z 14tygodniowym Hubercikiem.

  14. Wężon, przykro mi bardzo. Pierwsza myśl która mi przyszła do głowy to, że jak cudowne jest to, że masz już córeczkę, bo ona z pewnością dopilnuje żeby Mama się nie załamała a jak będziesz na Nią spoglądać to wtedy nie da się nie mieć nadziei na przyszłość widząc taki rozbrykany Cud. To pomaga doceniać nam to co mamy teraz i mam nadzieję, że lato jednak nie będzie deszczowe. Tak jak napisała Basia – niech czas płynie i ten letni niech okaże się dla Was pełen słońca.
    Myślę, że Ty masz dużo pokory i dystansu do życia. Pisałaś niedawno komuś, że nie wiadomo jak potoczy się ciąża, nie wiadomo co zdarzy się przy porodzie a nawet jak wszystko pójdzie dobrze to może być wypadek czy rak – ale cały ten Twój wywód nie był absolutnie skarżeniem się czy zgorzkniałością tylko okrzykiem ku wolności życia chwilą obecną i cieszenia się z tego co mamy. Napisałaś mocno, ale bardzo mądrze że zawsze może się coś stać nawet po bezproblemowej ciąży. Ja dzisiaj wbrew ostatnim wydarzeniom chcę napisać też, że mogą też zdarzyć się w przyszłości piękne zdrowe cuda bez żadnych wypadków….i takiej przyszłości Ci życzę. Cieszę się też bardzo, że Tobie nic się nie stało, że nie zachorowałaś na sepsę i że mąż i córeczka mogą się cieszyć z żony i mamy 🙂 To po tym co Ci groziło trzeba chyba doceniać….życie….

    Mój mały Adaś chodzi do przedszkola z Kubą, któremu niedawno nagle zmarł 30 kilkuletni Tata – właśnie na sepsę. Nie wiadomo dlaczego zachorował, ale lekarze absolutnie nie spodziewali się że umrze. Za każdym razem jak spotykam jego mamę która go odbiera z przedszkola to wymieniam tylko uprzejmości, ona często pyta czy mi nie pomóc, bo skąś tam wie, że mój mąż jest/był bardzo chory. Ja jej dziękuję i jakoś tak mi głupio dodać, że mój mąż pomimo pompy to czuje się wyśmienicie. W sumie to może ja powinnam pytać czy jej nie pomóc….ale boję się poruszyć jakkolwiek temat, że wiem że ona w tak młodym wieku straciła męża a Kuba Tatę. Cieszę się, że Wy możecie razem z Waszą córeczkę wkrótce pójść na lody, bo robi się coraz cieplej….

    P.S. Tilda wygląda przepięknie a ta jej spódnica – czad!!!

  15. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie słowa wsparcia.
    Na pewno nie będę się ukrywać dwa miesiące, bo mam tylko dwa tygodnie zwolnienia.
    Na razie nie jest źle, jestem jakby obok. Rozklejam się, kiedy pod powieki wraca scena, jak położna wyjmuje płody z pochwy i przecina te maleńkie pępowiny. Nie spojrzałam jak wyglądały, bo od razu je zawinęła tak, żebym nie widziała. Teraz mam czasem myśli, że może powinnam je zobaczyć?
    Na pewno doświadczę dużo zainteresowania i współczucia. Sąsiedzko trzymamy się blisko, a i w pracy ostatnio to był główny temat. Moja szefowa cztery razy poroniła ciąże po in vitro, tylko w niższej ciąży.
    Mam odpocząć ze trzy miesiące i mogę próbować dalej. Teraz został jeden zarodek, nie sądzę, żeby się udało drugi raz po rząd. Za dużo szczęścia w nieszczęściu by było. Czyli raczej druga stymulacja za parė miesięcy. Najgorszy będzie strach, bo przecież wszystko było w porządku. Czułam się dobrze, badania ok, ciąża idealna. W szpitalu powiedzieli, że nic nie mogłam zrobić, żeby zapobiec temu, ale niestety, że nie mogę zrobić nic na przyszłość, oprócz wymazów i posiewów na wszelkie możliwe świństwa. To że będzie czysto, nie znaczy, że ciąża będzie bezpieczna. Nawet codzienne posiewy nie dadzą mi bezpieczeństwa. Tak naprawdę nie wiem, co chciało mnie zabić. Z posiewu wyrosła tylko często spotykana w ciąży pałeczka zapalenia płuc, z którą leczoną i nie kobiety chodzą całą ciążę.
    Nie wiem, czy dam radę znieść codzienny strach i bezsilność. To poronienie zabrało mi nie tylko dzieci, ale i nadzieję, że brak złych objawów to dobry objaw. A odejście wód kojarzy mi się nie z porodem, a z koszmarem.

    1. droga Wężon, mam wrażenie, że jestem w Twojej sytuacji tylko rok wcześniej, też mam córkę, którą cudem uratowano, też staramy sie o drugie – nie muszę mówić, że bezskutecznie, do inv chyba nie dojdzie, ale najgorszy ten czas…i te strzykające kości i ta bezradność. Nie wiem co gorsze, nie zachodzić, czy zachodzić na chwilę. czytałam Twoje komentarze u czupurków . Dobrze, że tłuczesz szklaną ścianę, nawet jeśli wiatr wieje w oczy. najgorzej obudować się naokoło, wtedy nie można niczego dotknąć.

      1. Izabelo, dziękuję, że się odezwałaś. Piszesz gdzieś, czy tak jak ja, tylko w komentarzach? Ja kiedyś pisałam. Jest dawno opuszczony blog Wężon i historia mojej córeczki na miniorki.blog.pl.
        A jaka była Twoja historia? Córka też jest wcześniakiem? Z jakiego powodu? Jest zdrowa? Dlaczego teraz nie wychodzi?

        1. nie mam bloga, bo nie mam na to czasu i nie mam też chyba ochoty, pisze w komentarzach tu i u czupurków , ale to jest moje macierzyste łono 🙂 moje dziecko urodziło sie w 36 tyg z wagą 2 kg, miała hipotrofię i zagrażającą zamartwice. Mój lekarz dosłownie w ostatniej chwili zaniósł mnie na stół operacyjny , bo inni lekarze nie interesowali sie mną na oddziale, musiałam czekać, aż mój lekarz wróci na dyżur . Urodziła się lekko przyduszona, ale zdrowa. Wystarczyłoby jednak kilka godzin zwłoki… Przeszłam niedawno szczegółowe badania i oprócz endometriozy (na cięciu ces.) dołożono mi jeszcze PCOS, hiperprolaktynemie i insulinooporność. W sobotę idę do lekarza zobaczyć czy coś się da z tym zrobić. Wyznaczyłam sobie czas na zajście, do 35 rż, czyli jeszcze ponad rok i później spasuje. Za dużo to mnie kosztuje, dosłownie i w przenośni.

  16. Właśnie na Was wpadłam…trochę poczytałam, i okropnie to zabrzmi, ale lepiej mi…tak wiecie, że nie jestem sama, że nie tylko mnie się tak w głowie pie…iczy:)upłakałam się ile wlezie! a obiecałam sobie,że nigdy więcej…Czytam jakby o sobie! u mnie tak samo, albo: „na pewno tym razem się uda bo przecież musi” do na pewno nic z tego bo to by było za piękne żeby się urzeczywistnić”…Moja psiapsiuła zawsze mi powtarza:” jak się ludzie przytulają to prędzej czy później będą z tego dzieci”->bardzo w to dzisiaj wierzę. Muszę.

      1. Ok. Ja raczej z tych powolnych 🙂 tak prawdziwe jest to co tu czytam, we wpisach, komentarzach, że mnie zatyka. Mam głębokie przekonanie, wierze, choć to zabrzmi banalnie, że dopóki się walczy, to się zwycięża..ps. szykuje się na laparo w kwietniu.

          1. laparo niedrożnioro obydwa jajowodziorrro w hsg:)więc diagnostyczna, zeby ewentualnie potwierdzić lub wykluczyć. po czym się zobaczy. towarzyszy mi myśl o adopcji. nie jako ostateczności, ale jako wyborze. a Ty? jakie jest Twoje/Wasze oko w tym temacie?

  17. Dziewczyny, mogę sobie tu trochę ponarzekać? Pożalić się…?
    Jestem po pięciodniowym „kopniaku” Femarą przed kolejną, czwartą już IUI. Podczas dzisiejszego monitoringu usg okazało się, że chyba za mocno mój organizm zareagował na lek, bo „napstrykałam” aż 8 pęcherzyków (6 w zwykle aktywnym jajniku i 2 w tym, który NIGDY K***WA NIE PRACOWAŁ i nagle mu się odwidziało). Zabieg stoi więc pod znakiem zapytania…Wiem, że byłoby to niedopuszczalne ryzyko, doskonale to rozumiem i tego ryzyka nie podejmę, szkoda mi jednak kolejnego cyklu:( Jakaś dziwna jestem, ani w te ani we wte, bez stymulacji idzie jedno jajko i nic z tego nie wynika, po lekach strzelam z jajników jak potłuczona…
    Przy tej zawrotnej liczbie OSIEM chyba będę się bała nawet Męża dotknąć 🙂
    Ech, dupa, dupa, dupa!

    1. Serio OSIEM?? Wszystkie rosną równo? Jestem w szoku. Nie wiedziałam ze femara może tak rozchulac..WOW! Jest szansa ze cześć się wchłonie, zatrzyma itd. Nie martw się kochana. Słyszałam w sumie ze mogą tak jakby po wcześniejszej stymulacji niektóre szybciej dojrzewać, wiec może cześć ruszyła falstartem za szybko, a czesc dobiegla normalnym tempem i tym sposobem na mecie są równo… Chętnie przyjmę cześć od Ciebie w razie co ,bo moje za to chyba siedzą na trybunach i wpierdzielają hot dogi. :/ Ale mi wyszła metafora:P normalnie by Paulo Coelho. :))

      1. Mojra, chyba nikt się nie spodziewał, że Femara aż tak na mnie podziała- nawet mój lekarz (podczas wizyty tłumaczył, że zależy nam tylko na lekkiej stymulacji, max. 2 pęcherzyki). Mam nadzieję, że teraz jajniki trochę przyhamują…w sobotę mam kolejny monitoring i wtedy wszystko się wyklaruje. Może faktycznie dojrzeje tylko część…?

        Paulo Coelho „żondzi”! 😀 Uwielbiam jego „mądrości” w stylu „Jeśli jesteś głodny, nie wahaj się jeść”. Huehue.

    2. Dżizas, ale żniwa… sorry… No, s-mother, to rzeczywiście niech się mąż trzyma z daleka.
      Żarty żartami, ale niech się choć 3 jajeczka zapłodnią – to jest potężne obciążenie dla organizmu… Mając na szali miesiąc czekania a zdrowie…
      Wczoraj słuchałam w radiu tok fm Anny Krawczak z Naszego-Bociana, która komentując projekt ustawy, wspomniała także, że w Europie (moze chodziło tylko o Wielką Brytanię) odchodzi się od inseminacji w ogóle.
      Inseminacja jest tak kosztowna psychicznie i tak relatywnie mało skuteczna (procentowo podobnie lub mniej niż naturalne kochanie się) przy tym wszystkim, że lepiej starać się naturalnie kolejny rok, a potem przejść do in vitro jako procedury skuteczniejszej, nie jako procedury ostatniej szansy, ale po prostu wydajniejszej.

      Wcale nie mówi mi się łatwo, bo sama przeszłam kilka inseminacji i zawsze za każdą Waszą trzymam z całego serca kciuki. Ale z taką opinią spotykam się nie pierwszy raz, im więcej czasu mija (rośnie doświadczenie medycyny z in vitro), tym częściej.
      Przepraszam, s-mother, jeśli napisałam coś przykrego dla Ciebie. I tak trzymam kciuki, żeby, jak napisała Mojra, pęcherzyki same się ułożyły 🙂

      1. Kiedy my trafiliśmy do kliniki, to ginekolog na wstępie powiedział nam własnie to, co napisałaś Iza. Nie wiem, na ile z troski, a na ile z chęci zarobienia większej kasy, ale powiedział, żeby od razu iść w in vitro. No i poszliśmy. Pierwszą wizytę w klinice mieliśmy 13.09, a rok później o tej porze mój synek był już na świecie od dwóch tygodni.

        1. Jak mi ginekolog w klinice ok. 2012 r. powiedział o in vitro, wyszłam obrażona, że myślał, że znalazł frajera, którego naciąga na kasę i wróciłam dopiero po roku. Żałuję tego jak jasna cholera…

          1. Mój lekarz też stoi na takim stanowisku – nie zalecał mi inseminacji, mówiąc, że to nie ma większego sensu – ale być może miał na uwadze mój konkretny przypadek, może są sytuacje, kiedy rokowania przy inseminacji są lepsze, np. problemy z jakością nasienia partnera? Nam lekarz sugerował od razu in vitro – problem jest po mojej stronie a u męża wszystko ok. I pewnie byłabym już po podejściu do in vitro, gdyby nie udało mi się w sierpniu naturalnie, odwlekło wszystkie inne działania w czasie.

          2. Ruda, to kiedy podchodzisz do ivf? Ile już miesięcy jesteś po poronieniu?
            Jak sobie pomyślę, że trzy, cztery miesiące mam odpocząć, został jeden zarodek, czyli druga stymulacja jest bardzo prawdopodobna, to mi się płakać chce, że kolejny rok w plecy.

          3. Poroniłam we wrześniu. Miałam potem odczekać 3 cykle ze staraniami, potem pojechałam na histeroskopię, miałam wyciętą przegrodę i znowu jeden cykl bez starań. Tak naprawdę po poronieniu próbowaliśmy dopiero dwa cykle, może jeszcze 1-2 i decyduję się na IVF – zdaje sobie sprawę, że to tak szybko nie pójdzie.

      2. Iza, mojodrogo, absolutnie nie sprawiłaś mi przykrości! 🙂 Wiem, że wszystko, co tu napisałaś, wynika z chęci pomocy i Twojego ogromnego (niestety) doświadczenia.
        Mój dotychczasowy „plan” walki z niepłodnością wynikał z tego, że nie chciałam od razu brnąć w in vitro (etycznie nie mam wątpliwości, ale bardzo się bałam całej procedury), liczyłam po cichu, że może się uda mniej inwazyjnymi metodami. Bardzo długo nie brałam in vitro pod uwagę. Zrozumiałam, że muszę się zacząć oswajać z tematem po drugiej nieudanej IUI, w grudniu- statystyki mówią jasno, że najskuteczniejsze są 3 pierwsze próby, potem każda kolejna w zasadzie nie ma sensu. Ta, do której miałam teraz podejść, to była w założeniu ostatnia- mój lekarz zasugerował, żeby w odróżnieniu od trzech poprzednich IUI spróbować stymulacji.
        Inna rzecz, że chciałabym dostać dofinansowanie z rządowego programu in vitro- a w przypadku mojej niepłodności idiopatycznej, jak kiedyś już wspomniałaś, trzy próby IUI są wymagane do kwalifikacji.
        Oby do soboty, może uda mi się uśpić pęcherzyki 🙂

        1. Fakt, tkwimy w systemie warunków, aby móc się leczyć dalej, argument nie do podważenia. No i mała-niemała, ale szansa jest zawsze przecież.
          Nie wiem s-mother, może rób tego, czego nie wolno robić przy stymulacji, żeby nie popękały te pęcherzyki za wcześnie 🙂 Wysiłek, gorące kąpiele…
          Paradoks – każda z nas przy in vitro marzy o plus-minus takiej liczbie pęcherzyków właśnie. Ty w swojej sytuacji nie chcesz, invitrówki by się dały pokroić: kilka tabletek Femary, zero zastrzyków i pyk 🙂
          Tak czy owak, Twoje doświadczenie nie pójdzie na marne, bo już wiesz, że bardzo mocno reagujesz na leki i to będzie ważna informacja gdybyś decydowała się robić coś dalej. Ale życzę Ci, byś już nie musiała o tym myśleć po sobocie 🙂 🙂

    3. S-mother to jest ironia losu. Albo za dużo, albo za mało. Boisz się ośmioraczków? Wszystkie by się chyba i tak nie zapłodniły. Współczuję straconego cyklu i życzę bardziej umiarkowanych jajników.

  18. Mój poprzedni lekarz z warszawskiej kliniki zalecał 6 IUI. Posłuchałam go, każda zakończyła się porażką, mam poczucie zmarnowanych pieniędzy, czasu i łez. Z drugiej strony chyba te podejścia dały mi czas konieczny, żeby psychicznie nastawić się na IVF, bo wcześniej nawet nie dopuszczałam tego scenariusza i chciałam wykorzystać mniej inwazyjne metody… Klasyk, czyli chcąc nie chcąc, mądry Polak po szkodzie, ale pewnie te inseminacje były niezbędnym krokiem na mojej drodze do in vitro.

    Zmieniłam lekarza. Moja nowa lekarka jest szkoły odchodzenia od IUI w ogóle (powtarza, że na świecie już co raz mniej się tego stosuje z racji na małe szanse powodzenia, a stres kobiety podobny jak przy IVF). Uważa, że maksymalnie powinno się robić 3 inseminacje – przy moich 6 złapała się za głowę. Trudno, czasu nie cofnę.

    Jeżeli ktoś psychicznie jest gotowy na IVF od razu, to pewnie to jest najlepsze podejście. Jeżeli nie, to inseminacja jest niezbędnym krokiem.

    To moje pięć groszy… 🙂 [od osoby, która jeszcze kilka miesięcy temu w komentarzach tego bloga panicznie bała się in vitro, a teraz jest po pobraniu komórek i żałuje, że nie zrobiła tego wcześniej]

  19. Wieści z mojej strony. Ostatnie 4 doby obfitowały w wydarzenia i całą masę emocji/stresu.

    W poniedziałek na ostatniej wizycie kontrolnej potwierdziło się 4 pęcherzyki, a wieczorem miałam o 21:00 zrobić domięśniowo zastrzyk Pregnyl. O 20:55 okazało się, ze w aptece sprzedano mi złą strzykawkę (do zastrzyków podskórnych, mimo że na recepcie ewidentnie było napisane zastrzyk domięśniowy!). W panice i strachu zrobiłam zastrzyk, a potem uświadomiłam sobie, że przecież taka krótka igła nie przebije się przez tłuszczyk i nie dotarła do mięśnia. 🙁 PANIKA!!! Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej byłam tak zestresowana – właśnie oto po tygodniach przygotowań, wyłożyłam się i schrzaniłam na ostatniej prostej. Koszmar, którego nie radzę nikomu. Paniczny telefon do mojej doktor potwierdził, że nie jest dobrze, że ona nie miała takiego przypadku wcześniej, ale że teraz nie możemy już nic zrobić i że „powinno być OK”. Powinno być OK? To nie jest, co chciałam usłyszeć o północy na 30-kilka godzin przed planowanym pobraniem komórek. Cała noc nieprzespana, nerwy zszargane, internet cały przeszperany w poszukiwaniu podobnych historii…. Trochę uspokoiło mnie, że podobno można Pregnyl stosować zarówno podskórnie jak i domięśniowo, ale nie bardzo, bo przecież moja doktor wyraźnie zaleciła domięśniowo… Myślę, że te doby kosztowały mnie kilka lat życia – taki to był stres, bo w sumie do końca nie było wiadomo, co tam będą w stanie mi pobrać i czy komórki będą dojrzałe, bo Pregnyl to właśnie na dojrzałość, a źle podany jest trudny do przewidzenia jeżeli chodzi o działanie. KOSZMAR – stresuję się nawet teraz, gdy o tym piszę.

    Wczoraj rano o 7:30 stawiłam się na punkcję, wciąż z wielkim znakiem zapytania co z tego będzie i czy w ogóle. Nawet nie bałam się tej pierwszej punkcji, bo głowę miałam zaprzątniętą czym innym (czy nie jestem najgłupszą osobą świata i czy ja w ogóle zasługuję na bycie mamą skoro nie potrafiłam w aptece sprawdzić, czy na pewno dali mi dobrą igłę, itd.).

    Punkcja o 10:00. Pobrali 3 DOJRZAŁE komórki. 🙂 Ten czwarty pęcherzyk był niedojrzały, ale to podobno nie miało nic wspólnego ze źle podanym zastrzykiem, bo on od początku był kwestionowany jako dużo mniejszy niż reszta. Ulżyło mi niewyobrażalnie. Wiem, że 3 komórki to bardzo mało, ale dla mnie te ocalone komóreczki to więcej niż mogłam chcieć i bardzo doceniam, że są. Absolutnie nie myślę, że lepiej byłoby gdyby było ich więcej.

    Teraz czekamy. Ślę im same dobre fluidy, że ładnie się zapładniały i hodowały. W sobotę wstępna data transferu. Wcześniej była mowa, żeby odłożyć na przyszły cykl ze względu na mój wysoki progesteron, ale teraz zmiana podejścia i chyba jednak w tym cyklu.

    Dzielę się moją historią ku przestrodze, ale też ku uspokojeniu, że nawet źle podany zastrzyk trigger może zadziałać. Podobno u mnie na dużą korzyść było to, że jestem szczupła i zastrzyk rozszedł się szybciej niż rozszedłby się podskórnie u osoby otyłej.

    1. Aaaaa, Misia… rany, ale paskudna historia z tym zastrzykiem, aż się po czasie zdenerwowałam… No jak możesz się obwiniać, ze to Twój błąd – jesteś jedna mała, trochę przerażona, nie skontrolujesz całego świata… Najlepiej by było dla Ciebie, gdybyś tego błędu po prostu nie zauważyła – szczęśliwy, kto głupi…

      Jeszcze co do Pregylu – grzebię w pamięci i wydaje mi się, że mi go przed inseminacjami robili w brzuch, podskónie, jak ovitrelle, ale teraz to moje gadanie na nic dla Ciebie

      3 komórki to nie jest bardzo mało, to trzy szanse, Misia, gratuluję 😀 😀

    2. Współczuję stresu! Jak najbardziej rozumiem…Mnie się też takie coś przytrafiło i też myślałam,że wyskoczę z siebie jak się zorientowałam! Piszę o tym, tak na wszelki wypadek, żeby się już nikt więcej nie stresował…Byłam przygotowywana do stymulacji na długim protokole, z leków dostałam gonapeptyl daily, menopur, puregon, encorton i inne które biorę na co dzień. Była to moja pierwsza stymulacja, leków dużo, tu trzeba zrobić mieszanką, tam coś ustawić-przestawić…a do tego rano-wiecie jak to jest, o której bym nie wstała i tak zawsze brakuje mi 5 minut…wtedy też tak było. Na opakowaniach było napisane, żeby leki przechowywać w lodówce, pani w aptece też mi przypominała. Miałam wszystkie leki w jednej reklamóweczce, tylko wyciągałam i chowałam wszystko razem do lodówki. Pewnego pięknego popołudnia wróciłam o 16 z pracy, wchodzę do kuchni i …zdębiałam!! Zostawiłam tą cholerną reklamówkę na stole w kuchni!!! Myślałam,że zemdleję!! Zadzwoniłam do wszystkich znajomych farmaceutów, pytając czy substancja czynna w tych lekach się nie rozłożyła, nikt nic nie wiedział..Przekopałam internet i też nic. Zadzwoniłam do mojego Dr- powiedział, żebym się nie denerwowała, że minęło tylko 8 godz i na pewno nie mam w domu 30 st i żebym brała dalej:)znalazłam informację w starej ulotce gonapeptylu, że kiedyś przechowywano go w temp pokojowej, skład się nie zmienił więc uznałam, że będzie dobrze:) i było-urosło mi 5 jajeczek:)
      Misia-trzymam kciuki żeby ten mały Aniołek szybko się zainstalował:)

  20. Teraz tylko czekanie i mam nadzieje, ze telefon nie bedzie dzwonil. Jak wszystko bedzie OK, to jestesmy umowieni na transfer na sobote o 10:00. Jezeli cos sie bedzie zmienialo, to beda dzwonic…

    W miedzyczasie biore Lutinus, Estrofen i Fraxiparine. To wszystko dodatkowo do suplementów, które brałam wcześniej.

    Trzymam mocno kciuki! Trzymajcie tez proszę. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *