Karolina

Poznaliśmy się z M. 11 lat temu i od tego czasu jesteśmy prawie nierozłączni. Trafiłam na drugą połówkę, wygrałam los na loterii.
Po 8-miu wspólnych latach w końcu byliśmy na tym etapie życia, że zdecydowaliśmy się na ślub. Podczas nocy poślubnej spontanicznie stwierdziliśmy, że od tej pory zaczynamy staranie o dziecko. Zawsze wiedzieliśmy, że chcemy mieć wielką rodzinę, ja jednak podświadomie podejrzewałam, że nie będzie to takie łatwe.

Starania zaczęliśmy od kwietnia 2012 roku. Do lekarza wybrałam się po kilku miesiącach, tak na wszelki wypadek by sprawdził, czy wszystko jest ok. Były więc badania hormonalne, HSG, kilka monitoringów bez leków, a potem z CLO.

Nasienie męża okazało się idealne, u mnie wyszła za wysoka prolaktyna (dostałam bromergon) i oczywiście niedoczynność tarczycy (leczyłam się na nią od około 2009 roku). Po kilku miesiącach lekarka rozłożyła ręce i uczciwie stwierdziła, że zrobiła wszystko co mogła i pomocy należy szukać u kogoś innego.
Znaleźliśmy dobrego ginekologa i innym mieście, kolejne badania, monitoring, kolejne HSG i wszystkie wyniki dobre. Niepłodność idiopatyczna.

W trakcie wakacji 2014 roku podjęliśmy ważną decyzję – nie ma co tracić czasu –bierzemy kredyt i  jedziemy do profesjonalnej kliniki leczenia niepłodności. Padło na położony 230 km od naszego domu Białystok i klinikę Bocian. Pierwszą wizytę mieliśmy we wrześniu. Po kolejnych badaniach i monitoringach cyklu nadszedł czas na inseminację, oczywiście nieudaną.
Zrobiliśmy miesiąc przerwy, musieliśmy złapać oddech. Z okazji świąt doktor dał nam największy prezent – zakwalifikował nas do rządowego In vitro.

Reakcja mojego organizmu na coraz większe dawki leków nie była wzorcowa, wyhodowałam jedynie 3 komórki jajowe, z czego tylko 1 okazała się dojrzała.

W wigilię jechaliśmy na transfer 1 zarodka, kolejnej szansy nie było. W pogodnej atmosferze doktor podał mi komóreczkę mówiąc, że teraz trzeba się tylko modlić. Choć poprzedzone pokonywaniem każdego dnia 500 km do kliniki i z powrotem, to były moje najspokojniejsze święta w życiu, spędzone z Ukochanym Mężem przy niezbyt świątecznych potrawach.

I teraz najważniejsze – czy pierwsze In vitro może się udać? Czy istnieje szansa na ciąże gdy się ma tylko 1 dojrzałą komóreczkę?

Nie dawałam sobie prawa do nadziei, zbyt wiele było porażek, przecież nie mogło się udać przy tylko 1 zarodku… 31 grudnia, jeszcze przed zrobieniem testu dosłownie spłynęło na mnie przeświadczenie, że wszystko będzie dobrze, że już jest dobrze.
Tamten wigilijny transfer się powiódł. Obecnie jestem w 17-tym TC i każdego poranka przed otworzeniem oczu muszę przez chwilę zastanowić się, czy to wszystko było snem, czy może dzieje się naprawdę.

Przepraszam za trochę przydługą opowieść, ale chciałam podzielić się z kimś swoimi odczuciami. Nie umiem rozmawiać o tej chorobie z ludźmi, którzy nie mają pojęcia, z czym się borykamy co miesiąc. Nie będę pisała, że z pewnością się uda, że trzeba wierzyć i się nie poddawać. Przeciwnie – jeśli nie macie już siły zróbcie przerwę, nic na siłę. Nie jesteśmy same, mamy Największe Skarby obok siebie – oddanych Partnerów, którzy przeżywają takie same rozterki i emocje, każdy na swój sposób.
Jestem z Wami całym sercem.

*
Wasze historie

5 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *