Margaritka

Małgorzata, 32 lata, maż M. 34 lata. 5 lat starań, w tym rok, jak bóg przykazał, w małżeńskim łożu. Najpierw spokojnie, po kilku miesiącach już trochę nerwowo, z testami owulacyjnymi, na czas, na telefon, na godzinę. Jeszcze przez nikogo niezamawiane niepłodność zaczęła robić już pierwsze wwierty i osłabiać nasze poczucie kobiecości i męskości.

Gdy po roku poszliśmy do lekarza bezsensownie próbował stosować te naprotechnologiczne mądrości mierząc mi temperaturę i sprawdzając czy śluz rozciąga sie na dwa palce. Dość żenujące było badanie na godzinę po stosunku. Sam stosunek tez. Jakiez było zdziwienie, gdy w moim śluzie lekarz nie odnalazł ani jednego żywego plemnika. A śluz wzór płodności. Na nasze szczęście miły lekarz rozłożył ręce i przyznał ze w tej sytuacji on nam nie pomoże, dzięki Bogu nie marnował więcej naszego cennego czasu. Zalecenie- zbadać nasienie. Nasienie badają kliniki niepłodności, to juz był ostry atak niepłodności na nasze psychiki.

Musieliśmy sie zmierzyć z tym, ze oto musimy wejść do takiego miejsca- my, młodzi bogowie z planami na życie. Z planami w których nie ma miejsca na ułomność płodności. Niestety to miejsce musieliśmy znaleźć, bo wyniki były jednoznaczne- ilość , jakość oraz morfologia nasienia nie dawały nam szans na naturalne poczęcie. Próbowaliśmy wszystkiego przed in vitro. Inseminacji wspieranej seksem przed w trakcie i po owulacji, ziół i przypraw które miały wzmocnić płodność…

Nic sie nie działo. Tak bardzo nie chcieliśmy być niepłodni, ze zaczęłam szukać pomocy poza klinika niepłodności. W szpitalu na wizycie na która czekałam miesiącami pewien lekarz mi powiedział, ze z takim nasieniem męża nie zajdę w ciąże, a jak zajdę to poronię. No cóż, wykrakał mi to, bo po naszych usilnych próbach zaszłam w ciąże, która obumarła. To rozerwało nasze serca. Niepłodność wyrwała nam kawał miecha. Tylko i wyłącznie miłość pomogła nam się dźwignąć, bo pomoc służby zdrowia , na która odprowadzamy składki z Każdej naszej umowy o prace(a mamy ich kilka), nie zrobiła nic, nie zaoferowała żadnego wsparcia psychologicznego.

Nadzieję i jako taka chęć do dalszego życia odnaleźliśmy w klinice, z której tak bardzo chcieliśmy uciec- klinice leczenia niepłodności. Przeszliśmy długa drogę nim zdecydowaliśmy się na on vitro. Nie udało się od razu, mimo pięknie wyglądających zarodków. Niestety 4 z nich nie miały woli życia, choć my tak bardzo to życie chcieliśmy im dać. Na szczęście lekarze wiedza co robić i doskonale zdają sobie sprawę, ze nawet naturalnie zapłodnione komórki w przeważającej większości nie rozwijają się i obumierają w organizmie kobiety.

Mądrzy lekarze nie odbierali nam nadziei i prawa do rodzicielstwa. Powtarzali, ze nam jest trudniej, ale w kocu trafimy na te dobrą komórkę i ten właściwy plemnik, które dadzą nowe życie. Nam się udało. Za 5 razem.

Patrzę na mojego wspaniałego synka i zastanawiam się jakim prawem chcecie odebrać prawo do nadziei milionom kobiet?! To, ze mam dziecko nie znaczy ze jestem zdrowa. Mając dziecko z in vitro mam jeszcze większa determinacje by walczyć o kolejne dzieci, bo na moje szczęście wiem już ze to się możne udać i poznałam rozkoszny smak macierzyństwa. Nie odbierajcie nam prawa do podstawowego prawa człowieka, prawa do bycia rodzicem.My, niepłodni, kochamy nasze dzieci jeszcze nim one sie pojawia, a wyrazem tej miłości jest nierówna walka jaka toczymy każdego dnia z tą małpą niepłodnością. Nie wytrwajcie nam z dłoni broni do walki, złamiecie tym wiele istnień, rodzin, serc. Nie życzę by to były istnienia, rodziny, serca kogoś wam bliskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *