Marta P.

 

Marta 1983, W. 1983

Od zawsze wiedziałam, czułam potrzebę bycia mamą. Moja najlepsza przyjaciółka, widząc jak bawię się z jej 3 miesięcznym synkiem powiedziała: Jesteś urodzona do bycia mamą. I wtedy pojawiła się w mojej głowie myśl: to nie będzie takie łatwe. To było 6  lat temu. Pewien lekarz powiedział, że za późno zachciało mi się być rodzicem…. Ale przecież życie pisze swoje scenariusze, nie zawsze spełniając nasze wymagania. Nie od razu trafiłam na partnera, z którym chciałabym mieć dzieci.

Z W.  znamy się od podstawówki, po szkole straciliśmy kontakt na 14 lat, ale od czego nasza klasa 😉 i spotkania po latach w gronie kolegów ze szkolnej ławy.

Jesteśmy ze sobą od 4 lat, decyzje o staraniach podjęliśmy w sierpniu 2013 r. Ale pierwszego pół roku nie zaliczamy, przeprowadzka, choroba mojego kochanego dziadziusia- dużo stresu, mało ochoty na bliskość. Przy rutynowej wizycie u gina w przychodni okazuje się, że mam torbiel na prawym jajniku. Zaleca mi od razu tabletki anty na 3 miesiące, a potem operacje. Nie zgadzam się. Nie chce tracić czasu.
Idę do innego lekarza, torbiel obecna, skierowanie do szpitala. Niestety z powodów niezależnych nie zostaję przyjęta na oddział. 
Idę do następnego lekarza- torbiel wchłonięta. W styczniu idę do specjalisty od leczenia niepłodności- jedynego w moim mieście. Kolejna torbiel, wchłania się bez pomocy. 
Robię badania na własną rękę- wychodzi jedynie podwyższona lekko prolaktyna. Biorę bromergon. Owu na obrazie niby ok. I tak się bujamy od @ do @ do sierpnia 2014 r. . 

Zmieniam lekarza, robi mi monitoring cyklu, mam robione HSG- na swoją prośbę, podaję dr kontakt do jego- jak się okazuje kolegi, który robi badanie na NFZ- wszystko ok, Przechodzę 3 cykle na clostilbegycie. Pomijając kolejną torbiel  (z podejrzeniem skórzastej), która się wchłania- efektów brak. Pęcherzyki niby rosną i  pękają. Nasienie W. jak u byka rozpłodowego.

Dajemy sobie czas do stycznia, miesiąc przerwy i w kwietniu udajemy się do nowej kliniki w naszym mieście, filii katowickiej. Trafiamy do dr Mercika- niby wszystko ok, ale gdyby mógł to by nie odpowiedział na dzień dobry. Badanie, recepta, otwarcie i zamknięcie drzwi. Wszystkie badania, których wymaga mam już zrobione, dzięki rozmowom z koleżankami, szukaniu w necie. Czuję się ciągle sama w tym „leczeniu”. Jakbym to ja miała lekarzy prowadzić za rękę. Wyniki świetne, prolaktyna zbijana przez bromergon. Z powodu mięśniaka w jamie macicy, mam zleconą histerografię- jest ok, mięśniak nie odkształca ściany macicy. Robimy kariotyp, z powodu obciążenia genetycznego W. Wychodzi ok.

Ruszamy z menopurem, słabo reaguję, rośnie 1 pęcherzyk, dobija do 18 ledwo zipiąc, dostaję ovitrelle. Pęka. @

Drugi cykl podobnie, rośnie i sam pęka. Chcieliśmy mieć już inseminację, ale była zbyt niepewna. 

Jestem teraz w 12 dc, po stymulacji menopurem. W 2 dc miałam w lewym jajniku pęcherzyk 13 mm, po 3 dawkach menopuru urósł do 16, po kolejnej do 23 mm.  Lekarz odradził inseminacje, mówiąc, że pęcherzyk dziwnie się zachowuje, że często takie bywają puste. Dostałam ovitrelle i czekamy następny cykl. Niecierpliwie. Boję sie, że czas nam się kończy, boję się tych zmian politycznych, nie wiadomo co im do głowy wpadnie. Mamy uzbierane na pierwszy cykl in vitro, na program teraz nie ma co liczyć.

Czuję ulgę, wiem, że ktoś przeczyta moją historię z ciekawością i życzliwością i będzie tak jak ja za Was trzymał za mnie szczerze kciuki. Bo przecież każda szczęśliwie zakończona historia przynosi nadzieję, że teraz moja kolej 🙂 

Pozdrawiam 
Marta

PS: Życzę spełnienia marzeń w nowym roku 🙂

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *