Monisiunia

Moja historia zaczęła się w 2011 roku, kiedy mój przyszły mąż po trzech miesiącach związku stwierdził, że On mógłby mieć ze mną dziecko 🙂 Ja mając wtedy 27 lat stwierdziłam : Czemu nie 🙂 W pierwszym cyklu staraniowym dostałam infekcji, więc poszłam do lekarza. Wyszłam z płaczem i skierowaniem do szpitala w trybie natychmiastowym. Okazało się, że miałam torbiel wielkości grejpfruta. Operacja – wycieli prawe przydatki 🙁 pół roku Visanne, wynik histopatologiczny wykazał tą cholerną endometriozę 🙁

Po pół roku mój facet stwierdził, że jednak poczekajmy z dzieckiem 🙁 po kolejnych trzech miesiącach Visanne w pierwszym cyklu wielkie szczęście 🙂 Dwie kreski na teście ciążowym 🙂 w 11 tc miałam zabieg bo serduszko przestało bić ;(
Zmieniłam lekarza – wyszła niedoczynność tarczycy HASHI.
7 cykli z clo w żadnym pęcherzyk nie pękł :/ (clo+pregnyl)
Dr rozłożył ręce i poradził udać sie do kliniki leczenia niepłodności i przygotowywać się na in vitro.

Tak też zrobiliśmy w 2014 roku.
I podejście, przy pik up okazało się, że mam wodniaka jajowodu, dr podczas pobierania komórek odsączyła go, ale stwierdziła, że trzeba coś z tym zrobić (nie była to moja dr prowadząca)
Z tego podejścia mieliśmy 2 zarodeczki nawet dobrej jakości 🙂 Moja dr prowadząca stwierdziła, że wodniak nie stoi nam na przeszkodzie do transferu :/
No cóż, jak dr tak mówi to ok.
Trzy podejścia w tym cztery zarodki, zero powodzenia 🙁 Przed ostatnim podejściem wyprosiłam skierowanie na usunięcie wodniaka.

Po nieudanych procedurach, poprosiłam o skierowanie na histeroskopie. W tej klinice nie było żadnej inicjatywy ze strony lekarzy. Najważniejsze, że wydaliśmy tam kupe forsy na badania genetyczne. Wszyscy idą tym samym protokołem, musiałam upominać się o leki, (np. Panie DR a w tym podejściu mam brać matypred??? D: a wcześniej Pani brała Ja: Tak, bo mam endometriozę, D: A no to tak). Po prostu taśmociąg, zero zaangażowania.
Po porażce udaliśmy się do innej kliniki, super dr dał skierowanie na badania i zaproponował nam komórkę dawczyni. Procedura bardzo droga 🙁

Po namowie koleżanek pojechaliśmy do innego miasta, do kolejnej kliniki, cudowna Pani dr 🙂 Pobrała cytologię i zleciła kilka badań. My jej przedstawiliśmy naszą wizję czyli adopcja zarodka, Pani dr zgodziła się z nami. Podczas usg okazało się, że podczas pierwszej operacji najprawdopodobniej nie wycieli mi prawego jajowodu podczas operacji w 2011 roku. Po pobraniu opisu operacji ze szpitala, okazało się, że dr miała rację. W między czasie dostałam telefon z kliniki, wynik cytologi nie wyszedł dobrze 🙁 Okazało się, że HPV. Zmieniłam ginekologa na onkologa. Na szczęście udało się wyciąć wszytko z marginesem.
Odczekałam 3 miesiące, zrobiłam hsg wg zaleceń i okazało się, że jest drugi wodniak :/ (Trzy podejścia in vitro w tym 2 z obustronnymi wodniakami, żaden lekarz w klinice tego nie zauważył????)

3 stycznia miałam laparoskopie, z możliwością laparotomii. Po okazało się, że nie jest to prosta sprawa, mam bardzo dużo zrostów i jelita zrośnięte z zrostami. Potrzebny chirurg i dr który się zdecyduje wykonać taka operację. Oczywiście Pani dr już wszytko ustaliła i jest opcja, ale kolejna operacja. Jestem w trakcie ustalania terminu….

Jeden komentarz

  1. Strasznie cię życie doświadczyło Monisiunia, mój mąż ma kuzynkę która choruje na endometrioze, co roku praktycznie przechodzi operacje usuwania czegoś co się utworzyło -polipy, torbiele endometrialne. Usunięty jeden z jajowodów z powodu ciąży pozamacicznej. Mnóstwo zrostów, pierwsza córkę miała z marszu w wieku dwudziestu kilku lat o drugie starali się 9 lat, odpuścili i zaszli naturalnie z mięśniakiem. To daje nadzieję, że nie wolno się poddawać. Mam nadzieję że u Ciebie wszystko dobrze się skończyło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *