Wiktoria

Cześć,
Jestem po pierwszym transferze, podobno Fasolka była prima sort 4AA.

Zaczęliśmy od podejrzenia guza przysadki, potem okazało się że jest ok i tylko PRL mam wyczesany w kosmos, ale możemy go trochę wziąć w karby.

No więc zaczęłyśmy (tak zaczęłyśmy ja i moja Partnerka – bo nawet nie mogę w tym kraju oficjalnie nazwać jej Żoną, mimo że jest najbliższą mi osobą). Oczywiście terapia Państwa odpadła w naszym wypadku i za wszystko trzeba płacić, nawet leki refundowane nam nie przysługują. Ale co tam Dzidzia warta jest każdej złotówki.

Mamy za sobą 3 inseminacje. Niestety nieudane. Najbardziej bolało po pierwszej. Mózg mówił nie nastawiaj się, nie świruj; serce – tak będziesz Mamą, czuję że jest tam mała istotka. Były mdłości, senność, większe piersi. Wiedziałam, że to nie jest prawda, ale jednak liczyłam. Potem był wynik HCG i świat się skończył. Na krótką chwilę. Mała depresja w grudniu, po 3 razie, bo przecież miały być święta razem. Byłam pusta i wypalona, przyjaciółka dostrzegła, potrząsnęła i jakoś poszło.

Potem wymuszona przerwa, bo nie ma kolejnej próby, bo leków w hurtowni brak, a zapasy w klinice się skończyły. I znowu rozczarowanie.

Lekarz prowadzący uczciwie powiedział koniec z inseminacją idziemy w in vitro, nie ma dalej sensu tego ciągnąć, skuteczność będzie co raz mniejsza, a nie o to nam chodzi.

No więc jesteśmy 14 miesięcy, 3 inseminacje i kilkadziesiąt tysięcy później, już po transferze. Fasolka jest we mnie i się „wgryza”. Mam nadzieję, że mocno i głęboko. Kocham Wampirki. Zostały 4 inne Maluchy, poszły grzecznie spać do lodu, zupełnie jak Walt Disney ;-).

Cieszę się i boję. Marzę o bliźniakach – parce. Cały czas myślę jak to będzie, czy będę musiała zamknąć firmę czy jednak damy radę jeżdżąc na dwa domy 200 km. Co powiedzą rodzice i teściowe –nikt nie wie, że od 14 miesięcy walczymy. Zaakceptują? Będą się cieszyć? Czy powiedzą to nie nasze wnuki? I co w tedy?
A co jeśli się nie uda? Czy dam rade kolejny raz? Czy dam radę bez Malucha?
Co będzie jeśli znienawidzę siebie lub M-Żonkę, za to że jesteśmy same?
Ale nie, tak nie będzie. Będzie Julia i Jakub. Pies ich pokocha, Dziadkowie zwariują, a My będziemy najszczęśliwsze pod słońcem.

Jeszcze 10 dni, nim będzie wszystko wiadomo.

Dziewczyny trzymam za Wszystkie kciuki, za Waszych mężów by znieśli nasze wybuchy płaczu i złości i Nasze fasolki, by Nas pokochały i chciały zostać z Nami na zawsze.

Wiktoria

P.S. To dziwne, ale nagle poczułam, że muszę to napisać i porozmawiać z Wami 😉

35 komentarzy

  1. Wiktoria! Napisałaś swoja historię w najlepszym momencie, tym wyczekanym, kiedy przeszłaś już bardzo długą drogę.
    Mam nadzieję, że zaraz do Ciebie dołączę w oczekiwaniu.

    Pytasz – a co, jeśli rodzina powie „to nie nasze wnuki”. To samo mogą powiedzieć o adoptowanych dzieciaczkach. Moi się na to godzą, pracuję nad nimi i już ich psychicznie nastawiałam, że wnuki mogą być adoptowane – ale nigdy nie nazwałam takich dzieci „nie wasze wnuki”. To zawsze będzie upragnione, oczekiwane dziecko.

    Mnie mój mąż codziennie uczy kochać życie i siebie nawzajem. Tak, abyśmy nikogo nie znienawidzili, jeśli nigdy nie uda nam się z dzieckiem…

    Powodzenia Wiktoria i pisz! Pisz koniecznie 🙂

      1. Z Twojej opowieści między wierszami przebija mądrość, że twoja M-Żonka to również wspaniała osoba. Wyboistą drogę macie. Musi Wam się udać 🙂
        Jak się czujesz, jak znosisz ciągnące się jak smoła czekanie?

  2. Już lepiej, ale czekanie mnie dobija, zwłaszcza że brzuch nadal ciągnie. Chciałabym już mieć betę a tu jeszcze trzeba czekać. Wczoraj poszłam do filharmonii się odprężyć, a tam same dołujące utwory. Niezbyt mi to pomogło 😉

      1. Wygląda, że warto było, bo dzisiejsza beta robiona na cito, po bardzo złym stanie w nocy i brzuchu spuchniętym jak w 5 miesiącu, wyszła że tak. Jutro wizyta u doktora. Mam nadzieję że zdjęcie wyjdzie Nam ładne.

  3. Niestety, nie. Mam początki hiperstymulacji, co oznacza wodę w brzuchu i konieczność jej ściągnięcia jutro rano, bo utrudnia mi oddychanie. Tak więc dobrze zaczęłam, od zwolnienia. Przynajmniej szefowa, czyli ja, się na mnie nie złości.
    A jak u Ciebie?

    1. Wiktoria, wiesz, że przeszłam ostrą hiperkę z tygodniowym pobytem w szpitalu? Cieszę się, ze masz na tyle rozumu, że chodzisz do lekarza na kontrolę, bo ja się wzbraniałam przed szpitalem, a to było bez sensu.
      Hiperka tłumaczy Twoje złe samopoczucie i pozytywna beta 😀

      Ja odpoczywam. Mam zaplanowanych sto rzeczy do zrobienia (przeczytania, posprzątania, uszycia), wiem, że zdołam zrobić może 5 proc. z nich. Perfekcyjnie zajmuję sobie czas oczekiwania. Czuję się dobrze. Jestem niecierpliwa.

      1. Wszystko dla ludzi 😉 Oddycham nareszcie normalnie, ale brzuch nadal jest wielki i po tym jak wczoraj zaczął opadać dzisiaj znowu jest wielki i twardy. A tempo leczenia w Matce Polce mnie dobije, od 4 dni mam zlecone albuminy ale jakoś nie ma ich w szpitalu i pozostają na papierze. Wyników bety nie ma od piątku, w końcu po co. A tu w przyszłą niedzielę ko9munia chrześniaczki. W takim tempie to wyjdę stąd już z niemowlakiem.
        A jakbyś potrzebowała zajęcia to u mnie w domu są okna do umycia, wpadniesz ;-0

        1. Ej!, ja też mam nieumyte! Mam teraz zakaz wysilania się. Jak sie rozejrzeć, to może po nieumytych oknach widać walczących o dzieci…
          Wiktoria, albumina jest droga i nie wszystkie szpitale mają ją na bieżąco, ale to nie wyjaśnia czekania przez 4 dni… Sorry, nie zamierzam Cię straszyć, ale przy hiperce wzrasta gęstość krwi i pojawia się ryzyko zakrzepicy – dostajesz coś przeciwzakrzepowego? Jeśli nie, upomnij się o to.
          Gdyby podali Ci tę albuminę, pewnie wyjdziesz na komunię… Ja dostałam chyba dwie dawki, ale nie pamiętam już dokładnie.
          Musisz pić kilka litrów wody dziennie – ja dochodziłam do 4-5 litrów. Na pewno to wiesz, ale po tym co napisałaś to jakoś zaczynam sie martwić bardziej…

  4. Dzięki dziewczyny,
    Albuminy dotarły i wlano we mnie 6 porcji oraz kilka litrów hse. I nareszcie oddycham jak człowiek, woda z płuc zeszła i został już nie cały litr w brzuchu i spada. Tak więc dzisiaj do domu, ze wskazaniem odpoczywać i jeśli cokolwiek zacznie się dziać powrót bezpośrednio na oddział.
    Betka na wczoraj to 1100 i przyrasta 😉

    nie wiem co jest fajniejsze: oddychanie pełną piersią, czy powrót do domu.

    Pozdrawiam Was serdecznie i miłej majówki.

  5. Cześć Panienki,

    Dzużo czasu minęło i dużo się działo. Po prawie 6 miesiącach walki o malucha, odetchnęłyśmy, mnie zwolniono z aresztu domowego i zaczęłam korzystać z wolności i słońca, na yle na ile pozwalał mi mały potwór, zwany Kubusiem. Jak wyglądało, że już niepsodzianki za nami to Kawaler stwierdził, że jednak chce być dziewczynką i przedstawił się na genetyce jako Julia. Bierzemy i Julkę. Młoda rośnie, a ja z nią, chociaż cały czas mam niedowagę i lekarz się śmieje że brzuch to mam puchlinę głodowa a nie 8 miesiąc 😉
    Syndrom wicia gniazda mi się odezwał, a tu nie ma gdzie wić i z czego, bo opóźnienia w wykończeniu domu i nie ma jak wstawiać mebli. Tak więc nie mamy wózka, łóżeczka, ciuszków, wanienki itd. Ale mamy jedną zabawkę do wózka, której musimy strzec przed psem, bo kudłacz myśli że to dla niego i jak tylko może to kradnie ją sobie na posłanie.
    Jak nie zwariuję z nadmiaru obowiązków to jeszcze przed porodem się odmelduję, a teraz trzymam kciuki za Was, a właściwie za Nas wszystkie, by politycy odczepili się od Naszych brzuchów i serc i pozwolili Nam realizować Nasze pragnienia i się „rozmnażać”.

    Trzymajcie się

    1. Wiktoria, super, że się odezwałaś. Zaraz rodzisz. 🙂
      Co się działo, że piszesz, że 6 miesięcy walki za Wami?

      Masz wielkie szczęście, że udało Ci się za pierwszym razem, bo teraz już byście nie mogły próbować. Co w obecnej sytuacji zrobicie z mrozakami?

      1. Cześć Wężon.
        Co się działo sporo. Najpierw hiperstymulacja, w wersji maxi-cosi – trzymająca przeszło 3 miesiące z „Morzem Bałtyckim” w brzuchu (przynajmniej młoda miała szansę nauczyć się pływać ;-). Potem wielki krwiak, więc znowu hospitalizacja. Jak wyglądało że skończyły się krwawienia i miałam iść do domu znowu krwotoki od początku, a do tego dziwne sfioletowienie ręki, utrata w niej czucia i wielkie żyły na szyji. A więc tomografy, przewożenie do innego szpitala, konsultacje i w końcu diagnoza zakrzepica szyjno-ramienna. Czyli kolejne zastrzyki 2xdziennie aż do porodu. Jak w końcu trafiłyśmy do domu to kolejny miesiąc leżenia plackiem na boku i to w tych koszmarnych upałach i tylko co tydzień kontrole i kolejne usg. Ale jak wkroczyłyśmy w 6 miesiąc to jest ok, nawet do pracy na trochę mogłam wrócić w tym miesiącu. Z tym, że od przyszłego tygodnia idziemy na L4 już do końca, nie będziemy ryzykować. Jeszcze tylko pozbędziemy się jakiejś paskudnej bakterii i będzie git. Czekam z niecierpliwością na wyniki czy antybiotyk w domu pomógł, bo jak nie to znowu szpital na 10 dni by przyjąć zastrzyki. Ale będzie spoko, w szpitalu to doktor zobaczy Nas dopiero na porodówce, nie ma innej opcji.

  6. Ostatni komunikat z frontu.
    Julia pcha się od 2 tygodni na świat, więc Doktorek założył mi pessar by powstrzymać dalsze gwałtowne obkurczanie szyjki macicy i zatrzymać młodą. Tak więc leżę i śpię na zapas, gromadząc siły na nocne wstawania. Młoda ma ponoć duże szanse nawet samodzielnie oddychać, bo płucka są ładnie wykształcone. A z każdym dniem jej szanse by inkubatora nie oglądać i na święta być z Nami przy choince rosną.

    1. Rany, dziewczyny, ale Wy macie przejścia… Julia chce po prostu zobaczyć choinkę.
      Leż, Wiktoria, odpoczywaj, nie wiem, co sie robi, żeby zatrzymac młodą… Czary jakieś trzeba zrobić. Trzymajcie sie dziewczyny!

    1. Tak udało się, jesteśmy razem od 21 grudnia. Julcia urodziła się planowaną cesarką, ma 53 cm i 2860. Groziło nam pozostanie w szpitalu przez święta, bo Maleńka miała złe wyniki CRP ale się udało i na Wigilię wróciłyśmy do naszej stajenki 😉 Zaczynamy budować Nasze wspólne życie, we trzy. Pies ją pokochał i wczoraj chciał zeżreć położną, gdy zbliżała się do Julii 😉

  7. Właśnie przeczytałam w komentarzach pod przed ostatnim postem.
    Gratuluję 🙂 Skutecznie zaciskałaś nogi 🙂 To chyba najlepszy prezent pod choinkę jaki mogłyście sobie wymarzyć. Powodzenia „na nowej drodze życia” 🙂

  8. 5 lat minęło, a my znowu w klinice. Mimo przeciwności losu udało się zdobyć podpis pod zgodą „partnera” na wykorzystanie Mrozaczków, przetrwać szalejący COVID i w zeszły czwartek podeszłyśmy do implantacji 1 blastki 4AA. Zaciskam kciuki by wampirek wgryzł się we mnie na dobre. I staram się sobie tłumaczyć że lekkie ciągnięcie brzucha i mdłości które mam dzisiaj od rana, to nie dowód na to że jestem w ciąży. Strasznie, okrutnie i okropnie chcę by sen stał się jawą.
    Za 4 miesiące będę mieć 39 lat, tak więc ten 1 raz, to nasze ostatnie podejście. Później już nie zaryzykujemy. Pozostałe 3 blastki oddamy do adopcji może kiedyś na ulicy dostrzegę „kopię” naszej Julki i serce mi podpowie, że to nasz Mrozaczek uszczęśliwił inną parę hetero lub homo.
    Ale teraz, cieszę się tym co mam , czyli moimi dziewczynami i tym „ulotnym poczuciem że się udało i znowu jestem w ciąży”. Chwilo trwaj. Najlepiej 9 miesięcy.

  9. We wrześniu po 3 tygodniach straciłyśmy naszego Wampirka. Moje serce pękło i rozsypało się na drobne. Dopiero ostatnio pozwoliłam sobie na płacz, a właściwie na straszny, suchy szloch wstrząsający całym ciałem. Nigdy nie sądziłam, że można płakać suchymi łzami. Można.

    Nasza Julka powiedziała mi Mamusiu Twoje serduszko nie bije, gdy się do mnie przytuliła. Moja trenerka medytacji mówi – teraz go nie słyszysz bo je zamknęłaś by ustrzec przed bólem ,ale jest tam i zacznie bić znowu. Pewnie ma rację. Teraz jednak od 4 miesięcy jest pustka.

    Moja M-żonka chce byśmy podeszły do procedury jeszcze raz, ten faktycznie ostatni raz na wiosnę, bym nigdy nie żałowała, że odpuściłam. Nie wiem. Nie potrafię podjąć decyzji. Boję się że nie udźwignę kolejnej straty i rozczarowania . Jestem EGOISTKĄ.

  10. Mimo, że Iza ogłosiła koniec, to to miejsce jest nadal częścią i mnie i wciąż tu zaglądam. I uzupełniam .

    W październiku dzień przed zabiegiem, okazało się że z transferu nici, bo system nie puszcza danych. Bo „partner” musi przyjechać i zrobić badanie na zakaźne mimo że nie było o tym mowy. Ryk, złość i wkurw. A do tego byłam sama bo moje dziewczynki w Austrii na otwarciu sezonu. Może i lepiej bo Julka nie widziała ja mama wyje. Co bym jej miała powiedzieć. Nic jej nie mówimy że się staramy, bo nie chcę jej robić jej nadziei, że będzie starszą siostrą. I sobie, otwierać kolejnego pola do dyskusji.

    Udało się ogarnąć temat badania wykonane zagranicą mogą być. W związku z tym w kolejnym cyklu podchodzimy. I wiem już jedno, na milion procent.

    Więcej razy nie dam rady. Nie jestem tak silna jak przypuszczałam. Boje się że po kolejnym upadku już się nie podniosę. Ostatni raz i nigdy więcej.

    Co fajniejsze nie mogę sama oddać swoich mrozaczków do adopcji, bo muszę mieć zgodę partnera, nawet gdy nie są one jego bo powstały w innym świecie, w innych czasach. Absurd. Kolejny etap ubezwłasnowalniania kobiet.

    1. Ja tutaj trafilam dopiero po ogloszeniu zamkniecia…tak strasznie zaluje,ze Was tu wszystkich juz nie ma,widzialam jak wszystkie sie wspieralyscie i tak okropnie by mi sie to teraz przydalo…ale z drugiej strony to fajnie,bo znaczy,ze Iza szczesliwa i blog juz niepotrzebny:)
      Wiktoria- trzymam kciuki zeby sie udalo!

  11. I ostatni wpis naszej historii. W listopadzie nie wyszło pierwszy raz leki nie powstrzymały owulacji i dupa, pozamiatane. W grudniu na cito histeroskopia. Czekanie na wyniki. Później znowu covid ;-(
    No i luty wyglądało że jest super i znowu się nie udało. Gdy zobaczyłam wyniki wiedziałam, nawet w którym momencie był koniec. Późnije długo nie mogłam dostać okresu mimo odstawionych leków. i razem z mega bolesną miesiączka, przyszło pożegnanie z marzeniami.
    Byłam długo zła, płakałam po kątach, nie dawałam się dotknąć bo moje ciało przecież jest paskudne skoro, nie chce by ten maluch jednak był. Teraz jestem spokojna, chyba.

    Mam Julkę , mam Żonę i w lesie znalazłam drugiego psa. Jest ok. Moja historia dobiegła kresu po 7 latach. Ostatni Mrozaczek jest ciągle w lądzie za 13 lat , ktoś będzie mógł dać mu dom, bo ja nie mam prawa nim rozporządzać bez mężczyzny u mego boku.

    Dziewczyny trzymam kciuki za Was nadal i brakuje mi Was/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *