Zaraz się zacznie

Testy owulacyjne zabrałam na urlop. Pierwszy test robiłam z takim przejęciem, że zanurzyłam w moczu pasek testu za głęboko. Wyszedł pozytywny. Co, już? Ale to za szybko… Siedzieliśmy w malutkiej miejscowości, wiele kilometrów do najbliższej apteki. Ale tak bardzo nie wierzyłam, że może być już pozytywny wynik, że wyjęłam ze świętych zapasów kolejny test i powtórzyłam. Negatywny. Poniosło mnie za pierwszym razem.

Potem długo długo nic. Kąpię się, pływam, wędkuję, robię testy, nic. Piję zimne piwo, pływam, palę papierosy, robię test nic. Rozwalają mi się japonki, jadę do najbliższego miasta, kupuję cudowne tenisówki (czerwone w białe kropy), robię test, nic. Idę pływać, mąż wyciąga z jeziora ponad półmetrowego szczupaka, robię test, nic. Odwiedza nas rodzina, przychodzi pierwsza na urlopie burza, cholernie brakuje mi japonek, ale tenisówki śliczne, robię test, nic. Nocą gramy na gitarze na pomoście, koleżanka pierwszy raz w życiu widzi spadające gwiazdy, długo śpimy, robię test, jest! Jest! Jak z filmu, dwie równe mocne czerwone krechy.

urlop

Biorę lutinus i luteinę. To już niedługo.

Dziś upał. Wychodzę do pracy, otwieram butelkę tymbarka. Na kapslu napis „Zaraz się zacznie”.

16 komentarzy

  1. Ooo… tydzień temu przechodziłam przez to samo… tyle że u mnie ten pierwszy test był już tym właściwym, powtórka pokazała to samo… mimo iż kilka dni wcześniej niż przypuszczałam. Następnego dnia akcja by pojechać na usg i sprawdzić, czy jest jajo, czy już pękło… A teraz jeszcze z 10 dni oczekiwania…

    Trzymam kciuki, by się udało u Ciebie!

  2. Cześć. 🙂 Znalazłam ten blog niedawno i od razu cały przeczytałam od deski do deski. Trochę sie posmialam, trochę popłakałam, ale przede wszystkim ulżyło mi, ze ktoś inny ma podobne problemy. Niepłodność to temat, o którym nie rozmawia sie przy porannej kawie w biurowej kuchni, a czasem pewnie właśnie wygadać sie to jest to czego potrzeba. Ja od 2 lat staram sie o ciąże i nic. 🙁 Jestem po trzeciej inseminacji, na której wynik teraz oczekuje. Zrobiłam dziś rano test – negatywny. Czekam wiec na głupia małpę M. Pewnie przyjdzie jutro. Niskie AMH nie pomaga, bo zegar tyka. Maź zaczyna sie frustrowac, co tez nie pomaga. Poza tym, uśmiechamy sie od ucha do ucha, bo przecież nie mogę po sobie pokazać, ze coś mi nie wychodzi. Wszystko jest swietnie – super maź, super dom, super praca. 😉
    Trzymam za Ciebie kciuki. Jeśli masz lekarza lub klinikę godna polecenia, to chętnie usłysze. 🙂

    1. Droga ~Misiu, lepiej bym tego nie ujęła, o tych sprawach nie rozmawia się przy porannej kawie w biurowcu, a mój każdy poranek od takiej kawy właśnie się zaczyna. I trzeba się uśmiechać :/
      Zmartwiłaś mnie, że mąż się frustruje. Ja mam w moim całkowite wsparcie, wiemy, że niepłodność to problem PARY, a nie jednej osoby. Dużo rozmawiacie?
      Mam lekarkę, z której jestem teraz bardzo zadowolona, na razie to zadowolenie opieram głównie na relacjach interpersonalnych (strasznie ważnych, mówimy przecież o przykrych sprawach), ale także na dostępności do niej – możliwe są nawet telefony, nie trzeba biegać do kliniki co kilka dni, a na urlopie pilnie musiałam skonsultować się z nią w sobotę po południu i też udało się przez telefon. Jeśli interesuje Cię leczenie w Novum k. Piaseczna, dam Ci znać o kim mówię.

      1. Bardzo chętnie dowiem sie o lekarce z Novum. Ja lecze sie w Invimedzie w Warszawie. Znasz to miejsce? Próbowałaś? Ja z racji nieskuteczności jestem oczywiście średnio zadowolona, ale z drugiej strony trudno tez mieć im to za złe.
        Z mężem rozmawiamy, ale nie bardzo dużo, tylko w odpowiednich momentach. To celowe bo nie chce żeby ten temat zdominował cała nasza codzienność. Plus nie chce wzajemnie dolowac drugiej osoby, kiedy ja akurat mam gorszy dzien, a on widzę, ze jest w dobrym humorze – po prostu nie chce mu go zepsuć. Widzę jednak, ze on tez zaczyna sie frustrowac tymi niepowodzeniami kiedy kolejny miesiąc mowię mu, ze nic z tego. Pod wpływem emocji potrafi palnąć, ze nie wie co dalej, ile tak mozna i ze on nie ma juz siły. Takie słowa to oczywiście dla mnie bol na całego. Potem gdy emocje opadają, on sie reflektuje, przytula i mówi ze walczymy dalej i będzie dobrze, ale wiadomo, ze te negatywne emocje i frustracje sa w nim.
        Nie wiem ile razy jeszcze próbować inseminacji. To juz 3 nieudane podejścia, z czego jedno było zdecydowanie złe przygotowane, bo mój lekarz akurat nie pracował. Boje sie, ze IVF to ostatnia szansa i jak to nie wyjdzie to juz naprawdę koniec. Dopoki nie próbuje z IVF to przynajmniej mam jeszcze jakiś plan rezerwowy.

        1. ~Misia, nigdy, ale to nigdy nie traktuj IVF jako ostatniej szansy. Nie ma czegoś takiego jak ostatnia szansa. To kolejna szansa, ważna szansa, trudna szansa, ale nie ostatnia. Ukręcisz tym na siebie bat. Nie uniesiesz tego psychicznie, a bez Ciebie się nie uda. Jeśli nie akceptujecie adopcji – możesz robić in vitro wiele razy, znam dziewczyny, które robiły po 10 prób (akurat teraz to jest częściowo przynajmniej finansowane). Jak będziesz miała dość prób – dlaczego za kilka lat nie spróbować jeszcze inseminacji? W końcu – nie wiem, w jakiej jesteście sytuacji – może u Was jest jeszcze naturalna możliowść? Jak już wyczerpiecie te wielkie i trudne szanse i przestaniecie walczyć?

          A propos Twojego męża – nigdy nie wiadomo, jak się zachować, kiedy ludzie mają problem. To jak słoń w małym pokoju – udawajmy, że go nie ma. Ale cały czas wciągamy brzuchy, żeby go ominąć, potykamy się o jego trąbę. Rozumiem, że Cię boli ta sytuacja, ale się uśmiechasz, żeby nie martwić męża. On pewnie robi dokładnie to samo. I tak omijacie tego słonia… Z troski o siebie. Sama oceń jakie skutki to może mieć. Ja się staram nie tłamsić emocji. Ale był okres, że dużo płakałam i wiem, że mój mąż mógł mieć mnie dosyć. Teraz nie płaczę – nie dlatego, że coś przed nim ukrywam, ale dlatego, że udało mi się z mężem wszystko przegadać i jakoś sobie poukładać w głowie.

          Bardzo polecam Ci warsztaty psychologiczne w Novum. Myślę, że odpowiedzą na wiele Twoich pytań. Chyba nie trzeba nawet być ich pacjentem, żeby pójść na warsztaty.

          Nazwisko lekarki wyślę Tobie, i każdej kobitce tutaj, która będzie tego potrzebowała, na maila, nie chcę szastać na blogu czyimś nazwiskiem bez jego wiedzy i zgody.
          Invimed to pierwsza klinika, w której wylądowałam, ale byłam tam krótko, trafiłam na złego lekarza, który na pierwszej wizycie od razu in vitro chciał robić. Potem bardzo długo chodziłam do Invicty, z którą się z żalem żegnałam, jak wszedł program rządowy dofinansowania in vitro i wówczas nie obejmował warszawskiej Invicty. Teraz jeżdżę do Novum – to dla mnie daleko od domu, ale jest tam w porządku.

          Ale się rozpisałam… Ściskam CIę, trzymam kciuki i życzę Ci dobrych wyborów 🙂

          1. W zakresie warsztatów psychologicznych w Novum też polecam. Nie trzeba być ich pacjentem, są bezpłatne i bardzo wartościowe. Oboje z M. byliśmy bardzo zadowoleni, mimo iż jadąc na nie byliśmy na początku leczenia (nawet przed podjęciem ostatecznej decyzji o in vitro). Obejmują przede wszystkim komunikację w związku z uwzględnieniem leczenia. (Przynajmniej te na których byliśmy takie były). No i mimo iż są to warsztaty nie ma obowiązku by się odzywać, para pracuje ze sobą.
            Jeśli macie okazję, to polecam. My jechaliśmy ponad 300km, ale warto było.

  3. Trzymam kciuki z całych sił! W brzuchu mój wyczekany synek się przeciąga, czuję, że on też zaciska piąstki za Wasze szczęście! Powodzenia 🙂 To kwestia kilku dni już.

  4. no proszę… właśnie dziś rano zastanawiałam się czy nie zrobić testu owulacyjnego, ale nie chciało mi się sięgnąć na półkę 😉
    jak nie zapomnę, to zrobię jutro – choć zdaje się, że mój telefoniczny kalendarz wskazuje jutro owu 😉 ciekawe czy będzie wiarygodny, sprawdzimy ;>

    super, że działacie, trzymam wszystkie kciuki 😉
    powodzenia 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *