Przyjeżdża do mnie codziennie, kosztem pracy, kosztem wszystkiego. Nie dojada, nie dosypia, spieszy się do szpitala, a jak tylko wróci do domu, jeszcze w butach dzwoni do mnie zapytać co słychać.
Swoje urodziny spędził ze mną w szpitalu, a potem sam, nie chciał już się z nikim spotykać.
– Wiesz, gdzie trzymam czapki i szaliki, tam schowałam prezent – tyle tylko mnie było z nim w domu, ile znalazł nie do końca przygotowaną niespodzianki, bo nie zdążyłam…
Nigdy nie dowiedziałam się, co to znaczy namawiać Go na badanie. Maszerował bez oporu na wszelkie męskie krępujące badania, trochę zawstydzony, zawsze też ciekawy.
Do mojego ginekologa wchodzi pierwszy, wita się z lekarzem, pyta. Od USG nie można Go odgonić, wszystko chce wiedzieć i widzieć. Nie odpuścił żadnej wizyty, bo chce posłuchać lekarza.
Godzinami snujemy się na tyłach szpitala, po zaniedbanym, zniszczonym parku. Czasem po prostu już tylko siedzimy na pordzewiałej ławce. Opieram głowę o Jego kark, wdycham zapach skóry. Albo wyobrażam sobie, że tak robiłam, bo nawet tutaj czas z Nim leci za szybko i znowu czegoś nie zdążyłam.
Mną zajmują się lekarze, znajomi cały czas domagają się informacji. Mam blog i „swoje dziewczyny” jak mówi o Was. Moja rodzina dzwoni do Męża, jeśli do mnie nie może się dodzwonić. On zawsze mówi, że w porządku, że wszystko im opowie. Dba o wszystkich.
Nigdy nie poddał w wątpliwość sensu tego co robimy – za wyjątkiem tych dni, kiedy bał się o moje życie. Kiedy nam się choć trochę udaje i zarodek żyje we mnie, każdej nocy całuje brzuch. Przykłada do niego swoją zawsze ciepłą dłoń. Kocha w piękniejszy sposób, niż sama kiedykolwiek mogłabym wymyślić.
Wkładam Go pod powieki przed snem, chcę się nasycić Jego obrazem. Jego głos jest w dotyku jak kora drzewa, więc mogę czuć to co mówi, pamiętać mapy słów.
– Wszyscy dzwonią, pytają o ciebie. Całe to leczenie siłą rzeczy koncentruje się wokół ciebie – zaczął wczoraj mówić. Zawahał się… – Nie skarżę się. Nie myśl, że się skarżę. Nie o to mi chodzi. Ale z moimi demonami muszę zmierzyć się sam…
No i znowu mnie wzruszasz, On mnie wzrusza. Dobrze, że macie siebie. Przez te pół roku czekania, które jest przed Tobą może spróbujcie zrobić coś przyjemnego tylko dla siebie, jakiś weekend gdzieś na łonie natury, zadbać o siebie z innym podłożem niż dbacie w ostatnim czasie Szczęściarze:)
Zdecydowanie Ania odpoczniemy trochę od napięcia związanego z leczeniem i może w końcu uda nam się zaplanować jakiś wyjazd, bo do tej pory odkładaliśmy wszystko.
Piękne to, Wasza miłość. Trudna, dojrzała, bolesna, ale też cierpliwa i po prostu piękna.
To prawda, że takie sprawy bardziej kręcą się wokół kobiety. Mój mąż po pierwszej stracie też pytał „dlaczego wszyscy pytają się jak Ty się czujesz a nikt nie pomyśli o mnie?”
U nas też nigdy nie było problemu z badaniem, mąż powiedział „ok, zbadam się, może problem jest po mojej stronie” – i to jest najbardziej męska rzecz, jaką facet może zrobić w niepłodności.
Trzymam za Was kciuki, musi Wam się udać. Taka piękna miłość musi mieć ciąg dalszy!
Mój mąż po pierwszej stracie też pytał „dlaczego wszyscy pytają się jak Ty się czujesz a nikt nie pomyśli o mnie?”
Prawda, że każdy pyta tylko o nas? A prawda jest taka, że my, kobiety, martwimy się głównie o zarodek. Mężowie martwią się o zarodki i o nas. Podwójnie.
Ja kiedyś zastanawiając się nad tym, uznałam, że mój mąż ma trudniej niż ja… Bo uważam, że paradoksalnie łatwiej jest cierpieć, niż przyglądać się cierpieniu najbliższej osoby. I to zawsze on musiał być tym silnym, żebym ja mogła się na nim wesprzeć.
W tym nieszczęściu i trudach niepłodności bez wsparcia męża nie zrobiłabym nic. Los dokopał nam niepłodnością, ale dał nam cudownych towarzyszy tej drogi.
To już wiem skąd w Tobie tyle siły;)
Ja sobie często zadaje pytanie dlaczego takie wspaniałe osoby, które potrafiłyby dać dziecku tyle miłości i byłyby cudownym wzorem dla nich, tych dzieci nie mają. Ja mogę sobie wyobrazić szczęście Waszego Dziecka, patrząc na to jak pięknie opisujesz swoją miłość. Tyle moglibyście mu ofiarować.. Ja tez mam cudownego Męża i często myślę, że może wyczerpałam już limit szczęścia w dniu , kiedy On stanął na mojej drodze. Mam nadzieję, że kiedyś nastąpi dzień kiedy Ty i wszystkie Dziewczyny z bloga będziemy rozmawiać o pieluszkach itp. i ten cały ból pójdzie w zapomnienie…
Nie chcę w takie rzeczy wierzyć, ale aż się prosi, żeby zapytać o to co Ty – czy wyczerpało się już swój limit szczęścia? Ale nie wierzę, że szczęście/nieszczęście można limitować.
kocham cie czytać jesteś lepsza niż Pawlikowska i masz niezwykłego meza☺ ja pamietam po poronieniu poczulam od meza taka milosc do granic możliwości kochania…zawsze za nim szalalam ale w tym czasie ta milosc byla tak wyjatkowa taka jakntwoja kora drzew! maz ktory walczyl o kazdy moj poranek, kazdy usmiech i każda kromke chleba… maz, ktory nie widzial swojego bolu bo moj bol byl najwazniejszy… i słowa ktore kiedys mi powiedział: bylas przez te 11 tygodni najlepszą mama na swiecie i jestes moja prywatna bohaterka ze walczylas tak o to zebysmy mieli dziecko i o to zeby przeżyło… jestes najlepsza zona i dlatego dziecko nie jest mi potrzebne by dopelnic nasza milosc…
oczekująca… to piękne.
Oczekująca, Twój mąż to wspaniały człowiek, podobnie jak Ty. Z taką czułością i miłością o nim piszesz. Liter nam nie wystarcza, żeby pokazać, jakie to mocne uczucia. A jednak widać to.
Oczekująca,Iza,….normalnie brak słów i tylko zazdrościć Wam takiej miłości. Jestem przekonana, że szczęście małżeńskie na taką skalę jak Wasza zdarza się niezbyt często. To chyba tak samo jak dziecko jest jakimś normalnie cudem.
Życzę Wam, Sobie i Wszystkim tutaj żeby ta Wasza jedność, miłość i szczęście przetrwała upływ czasu i wszelkie kryzysy.
W dniu ślubu (kiedy wydawało nam się również, że nasze szczęście sięga zenitu) dostaliśmy z M od znajomego dominikanina takie jedno krótkie życzenie:
„Oby to był najgorszy dzień w Waszym życiu!”
W pierwszej chwili ja nie załapałam i myślę, co on p….szy? Ale dzisiaj, Pomimo i Dzięki wszystkim tym rzeczom które nas spotkały te życzenia ku mojemu ogromnemu zdumieniu spełniają się…
Świetne. Życzenia od dominikania. To też jest szczęście, aby mieć mądrych ludzi wokół siebie. I, aby jak Ty, Asia, zawsze widzieć to co dobre.
Rany, troche jakbym widziala w Twoim opisie swojego kochanego Meza. On tez walczy ze swoimi demonami i strachami, nawet teraz gdy od straty ciazy minelo 8 miesiecy i zaczelismy sie znowu starac – jak ja nie lubie tego slowa – to te strachy towarzysza mu znowu. Poniewaz w mojej bliskiej rodzinie mamy dwa przypadki ciezko, nieuleczalnie chorych dzieci, moj Maz panicznie boi sie, ze nam tez moze sie to przytrafic…a wlasciwie juz przytrafilo gdyz w ciazy ktora stracilam dzidzius byl genetycznie ciezko chory. Ten strach w pewnym momencie byla tak silny, ze po otrzymaniu wynikow badan genetycznych dzieciatka moj M. calkowicie sie wycofal, zamknal i powiedzial, ze on juz nie chce dalej probowac bo ryzyko zbyt wielkie, bo jak sie uda to znowu moze byc chore, i jezeli urodzi sie to jak zyc dalej…musialo minac kilka miesiecy zanim pod moim wplywem, dziesiatkach rozmow i jednoczesnym pragnieniu dziecka jak niczego na swiecie, powiedzielismy sobie ze idziemy do przodu i nie poddajemy sie jeszcze. Ale strach widze w Jego oczach przez caly czas:-(
Bilbao, jak smutno, że tyle strachu – w Was obojgu przecięż… W Mężu, w Tobie… On się boi o dziecko, ale także o Ciebie.
Nie wiem…
Nie wiem co mój M. przeżywa… przeżywał…
Wiem tylko, że cierpiał. Że na lata zamknął się na temat starań.
Wiem że płakał nie raz. Najbardziej gdy zamknęły się za mną drzwi sali operacyjnej. Pamiętam jak później stał tam, w drzwiach sali pooperacyjnej, gdy się budziłam.
Podobno wiele związków rozpada się po utracie dziecka.
Bo jedna strona chce iść na przód, a druga tylko pamiętać.
Przyszedł dzień, gdy zrozumiałam, kto jest kim w naszym związku. On pamięta. Dopiero uczy się z tym żyć.
Dobrze że Ich mamy……
Dziś złożyliśmy papiery w OA. Tak tylko chciałam… to dla mnie ważny dzień. A z nikim prócz M. nie mogę się tym podzielić.
Akuk podziwiam za tą decyzję. To znaczy, że nie dajecie sobie już szansy na biologiczne dziecko/dzieci?
Powiem tak – jesteśmy otwarci na to przyniesie przyszłość…
Serce pęka, kiedy mężczyzna płacze.
Napisałaś, że wiele związków rozpało się po utracie dziecka.
Są też zwiąki, które rozpadają się po latach walki, kiedy w końcu pojawia się dziecko. Bo juz nie trzeba się starać, być silnym, znika cement umacniający związek.
Ale nas to nie dotyczy.
Akuk, zaczynam czytać Twojego bloga. Bardzo Wam kibicuję i podoba mi się to co robicie. Wiem, że się boisz. Głupi by się nie bał.
Dziękuję 🙂
Nie wiem co będzie… nie raz się zawiodłam. Ale cóż, kiedyś muszę przestać pozwalać by strach determinował moje życie i dusił marzenia.
Życzę powodzenia i oby dzidzius jak najszybciej do Was trafił:)
Dziękuję 🙂
Najwspanialszy Mezu Izuni ktory tak dbasz i troszczysz sie o swoja druga polowke, mowiac „swoje dziewczyny” mozesz spokojnie mowic „nasze dziewczyny” bo czytajac piekne slowa Twojej zony jestesmy czesto dla was obojga bo dobrze wiemy jak wielkie sa demony walki dla obojga, moze czasem piszemy bardziej kierunkowo do Izy ale w sercach myslimy i trzymamy kciuki za was oboje… Swoja droga my kobiety naprawde chcemy wam pomoc z waszymi demonami, chcemy je poznac i byc dla was rowniez. 🙂
Piekna jest wasza milosc i wsparcie. Piekne jest jak dojrzale razem przechodzicie przez wszelkie trudnosci. I jakze niesprawiedliwe jest ze tak wspaiali kochajacy ludzie musza przechodzi przez tak pielkielna droge. Serducho moje jest z wami :*
Ewelina, nie jestem pewna, czy chcę się Wami dzielić 😉
Żart, dzięki za te słowa.
Iza, wasza milosc jest piekna, nieludzka wrecz. Dobrze ze macie siebie, tak bardzo i tak mocno.
P.S.- Wy przyjęłyście sie w nazewnictwie mojego meza jako Blastocystki;) wszystkie jestesmy naszymi pragnieniami.
Bardzo mi się podobają Blastocystki!
Bardzo wzruszający wpis Izuś…
Myślę, że chyba za każdą z nas tutaj stoi wspaniały mężczyzna, bo z niepłodnością nie da się chyba walczyć w pojedynkę.
Mężu Izy, to w jaki sposób pisze o Tobie Twoja Żona, świadczy o tym, jak niesamowitym człowiekiem jesteś.
Jestem z Wami całym sercem w tych wszystkich trudnych chwilach. I mocno wierzę w to, że kiedyś i Wy staniecie się wspaniałymi rodzicami.
Dzięki Marta.
Własnie czasem niepłodność jest zrównoważona silnym dobrym związkiem, a czasem nie – w poprzednim poście pojawiły się komentarze o nieudanych związkach. Trochę mnie to skłoniło do napisania tego.
Piękne, Iza, to co piszesz.
Będziecie wspaniałymi rodzicami. Naprawdę w to wierzę.
W tym całym nieszczęściu masz ogromne szczęście.
Bolesne…
Ściskam mocno
Może lepiej nie mieć dziecka z ukochanym mężem niż mieć z niekochanym… Buziaki, Julia.
Iza, zgadzam się z tym w 100%. Tak chyba jest lepiej. Ale Wy na szczęście walczycie o „najlepiej” 🙂
Dzieciom tak naprawdę nie potrzeba specjalnego przytulania i ciągłych słów kocham cie – wydaje mi się, że najważniejsze jest, aby wzrastały patrząc na miłość rodziców. To jest najlepsza rzecz jaką można im dać na ich własne życie. One nie są nigdy naszą własnością, jak urosną odchodzą. Jeżeli nie widziały miłości pomiędzy rodzicami to jest im o wiele trudniej w życiu.
Nie, nie…takimi kategoriami nie myślimy!
Wiem że wszystko się ułoży, choć teraz wydawać by się mogło nieosiągalne. To „papierowe demony”.
Panie Mężu, jesteś dobrym facetem, oby więcej takich. A Ty Żono, dobrą kobietą. Love
Czytając Twój post i wszystkie komentarze nad tym, kktóry teraz piszę ja, uryczałam się jak dziecko… Tyle miłości, pięknych słów, to bardzo cenne, tylko dlaczego tak mocno musimy walczyć o to co innym przychodzi z taką łatwością?!?!
Izuś pytałaś o moją betę – wynik był wczoraj o 21. Stan z czwartku to 113.53… już zaczęłam głaskać się po brzuszku, ale nie potrafię się tak tym cieszyć. Tak bardzo się boję” powtórki z rozrywki”, nie wiem czy mam tyle sił żeby znowu przechodzić przez to co w poprzedniej cp. Betę powtarzam w poniedziałek. Ale dopiero gdy lekarz powie, że ciąża jest tam gdzie być powinna będę spokojniejsza. Kiedy pierwsze usg? Lekarz mówił że 4 tygodnie po inseminacji. To jeszcze dwa tygodnie nerwów i niepewności. 🙁 czemu nie da się tego przyspieszyć..?
Sylwiu… Kochana, masz piękną betę. Wiem, rozumiem, mamy tyle strachów, że one nas nie opuszczają juz nigdy. Ale póki co maleństwo żyje w Tobie. Cicho, szeptem trzymam kciuki.
Więcej zyskasz głaszcząc się po brzuchu, niż się nie głaszcząc…
Pięknie napisałaś o Waszym uczuciu 🙂
Taka miłość nie jest oczywista.
Trochę wynosimy ją z domu. Trochę jest spełnieniem naszych marzeń o księciu z bajki 🙂 Bardzo często taką miłość kształtują wspólne, małżeńskie przeżycia.
Trzeba jej się nauczyć. Wam się to udało 🙂 Cudownie ujęłaś ją w słowa.
Jesteście dla siebie ogromnym wsparciem.
We dwoje żyje się łatwiej. We dwoje świat wygląda piękniej 🙂 We dwoje lżej pokonywać życiowe zakręty.
Życzę Wam z całego serducha, aby ta miłość Wasza się rozmnożyła.
Bardzo na to zasługujecie.
Można napisać „taka miłość się nie zdarza” 🙂
ps. najlepsze życzenia urodzinowe dla najlepszego Męża 🙂
„Taka miłość się nie zdarza” – w pozytywnym sensie oczywiście 🙂
Był kiedyś taki cykl poświęcony wielkim miłościom gdzieś w tvn chyba i w prasie kolorowej; uczuciom silnym, dojrzałym, z przeciwnościami i bez nich….
Tak widzę Wasze wzajemne relacje. Do tego się dojrzewa, ale trzeba też umieć w takiej miłości trwać. Być razem pomimo wszystkiego dookoła.
Asti, odebrałam to co napisałaś w sensie pozytywnym.
My tutaj wszystkie (wszyscy) przepracowaliśmy tę naszą miłość, bo doświadczenie braku dziecka jest zwiazane z doświadczeniem związku bardziej niż inne choroby. Dlatego tak dobrze rozumiesz o czym napisałam 🙂
Mnie przy pierwszym podejściu (gdy zostaliśmy bez zarodków i nie mnie to rozwaliło) otrzeźwił właśnie mąż, uświadomił mi, że on też cierpi,tak jak ja. Ale ja mam jego, rodzinę, przyjaciółkę, internety, a on jest sam. Przy drugim podejściu i poronieniu starałam się więcej uwagi poświęcać też jemu, bo czasem mam wrażenie, że mężczyznom bywa jeszcze trudniej niż nam w tym temacie, oni stoją jakby z boku, a z drugiej strony bardzo blisko….i niestety choćby chcieli (a przecież chcą!) to często nic nie mogą zmienić. Mój mąż w trakcie stymulacji, tych wszystkich wizyty itp. mam wrażenie jest niezastąpiony, jest dla mnie tak dużym oparciem, że w sumie samą mnie to zaskakuje. chciałabym być dla niego takim oparciem właśnie ja
Izuś moja kochana czytam co u Ciebie znów z opóźnieniem.Przy wcześniejszym wpisie mnie też łza zakręciła się w oku.Tak bardzo życzę Ci żeby wszytko dobrze się skończyło i żebyś szybko wróciła do domu…do kochającego męża.
Teraz się martwię o Ciebie.Jak się czujesz po lekach?Ty twardzielka jesteś więc mam nadzieję, że dobrze będzie.
Uściski dla Twojej drugiej połówki.Tak to już jest,że o nim nikt nie pomyśli jak się może czuć.A przecież on też to bardzo przeżywa.Może nawet bardziej.Bo martwi się również o Ciebie.Dobrze że macie siebie nawzajem i że się wspieracie.Wasza miłość musi kiedyś zakiełkować.Przecież macie jej tak dużo że wystarczyłoby dla Was i całej gromadki dzieci.
Myślę o Tobie codziennie.A teraz to chyba zacznę myśleć też o Twoim mężu.Po prostu o Was.
Basiu, kochana, nic się nie martw. Czuję się dobrze. Nic mnie nie boli (to aż mnie trochę martwi), na razie w żaden sposób nie odczuwam tego leku – mam nadzieję, że nie wstrzyknęłi mi jakiegoś placebo.
Masz rację, jak piszesz, że nasze połówki może przeżywają wszystko bardziej, bo martwią się o nas, oj prawda…
Byłam tu codziennie i codziennie czytałam Twoje posty. Nic nie napisałam, bo kompletnie nie wiedziałam, co napisać.. Nie rozumiem, dlaczego tyle spada na jedną osobę.. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak jest Ci ciężko.. I mam olbrzymią nadzieję, że wyczerpałaś już limit nieszczęść i teraz będzie tylko dobrze. Ściskam! :*
Ewa dzień dobry. Jakie ciężko – lalunia dostaje sniadanie do łóżka, pytają, czy boli brzuch, sprzątają łazienkę, sanatorium po prostu.
Tak na serio – dzięki, że napisałaś, że dałaś znać, że jesteś. Nie jest mi tak bardzo źle, bo ja już myslę, co dalej. Co zrobię, jak stąd wyjdę, obliczam możliwe daty kolejnego transferu, nie pogardzę też półrocznym urlopem od leczenia.
Mam nadzieję, ze ten blog zrobi się aż nudny od moich kolejnych powodzeń.
Kochana, pewnie nie jesteś tutaj przypadkiem. Jesteś tu, to znaczy, że pewnie z czymś walczysz i pewnie wygrasz. Prawda?
Widzę, ze mnie nie pamiętasz 🙂 No tak, rzadko u Ciebie piszę.
Walczę. Czekam na trzecie spotkanie w OA 🙂
I masz rację! Wygram. Ty też! 🙂
Ewuś, przepraszam, już widzę, że pisałaś jakiś czas temu. ALe przejrzałam Twoje posty i właściwie nie wiedziałam, że czekasz na spotkanie w OA, więc warto było zapytać 🙂
Izuś, jak tam? Są już wyniki dzisiejszej bety?
Jak się czujesz?
No właśnie Iza, jak się czujesz? Mam nadzieję, że wypuszczą Cię wreszcie do domu.
No są wyniki, nie w pełni zadowalające, w sumie jak dla mnie dość niezadowalające. Beta 2500. Jeszcze tu trochę pokibluję.
Czuję się dobrze, jakby mi wodę wstrzyknęli, a nie chemię. Może cera mi trochę siadła, ale równie dobrze może to być od innej niż przywykłam wody.
Masz chociaz zapas książek? Czym zajac glowe? Moze czegos Ci trzeba? Zrezygnowalam z pracy wiec bede miec sporo wolnego czasu:)
Margarika, dzięki, mam książek i gazet całą szufladę, na szczęście od kilku dni odwazyłam się mieć też laptopa, więc jakis kontakt ze światem także.
Zrezygnowałaś z pracy? 🙂
Zrezygnowalam. Juz w zasadzie minął mi okres wypowiedzenia, od poniedziałku jestem na zaległym urlopie:) wiecej napisze w obiecanym mailu o zmianie pracy. Poki co mam totalnego lenia i ani krzty checi do jakiegokwiek działania. Przespalam caly weekend i mam nadzieje ze od jutra zaczne funkcjonować z nowa siła. Ze ta niemoc weekendowa to z powodu nadmiaru emocji w ostatnich dniach i ze zaraz bedzie lepiej. Takze gdybys miala zostac jeszcze chwile w tym szpitalu i potrzebowala towarzystwa …:)
Margarika, no wiesz, ja przyjmuję całą dobę tutaj, tylko szpital to takie paskudne miejsce… Pamietam, pamiętam, że obiecałaś maila 🙂
Tak tylko zagaduje:) gdyby doskwierają Ci samotność …:) wiesz, w zaistniałej sytuacji korzystajmy poki nas wszystkich nie pozamykaja…:/
Jakbym czytała o swoim mężu. Też to przerabialiśmy. Mąż po jakimś czasie mi wyznał (nie z wyrzutem do kogoś osobiście), że on również cierpi, bo to było również jego dziecko, nikt się nie martwi o niego. Nie ma się komu wygadać, a mi przecież nie będzie, bo jeszcze mnie zmartwi. Po prostu musi poradzić sobie z tym sam.
Tak więc trzymajcie się OBOJE, dobrze, że macie siebie.
Oj tak… już kiedyś też pisałam o Mężu. I kurczę, myślę że trzeba częściej pisać. Bo im jest naprawdę ciężko… Twój Miły czuć że jest wspaniały, to się czyta całym sercem. Szkoda, że nie ma jak uporać się z demonami z czyjąś pomocą… samotne walki są ciężkie.
Pozdrów Męża, wspaniały facet.
Mój mąż się przeziębił. Wczoraj. Spał na kanapie, bo ja biorę Encorton i nie chciał kusić losu. Chciałam sama na niej spać, bo on zasuwa do pracy, a ja zostaje w domu, nie mam dziś żadnych obowiązków, zdążę się wyspać.
J. na to: Ty śpij, odpoczywaj i bąbelkuj się (jestem w trakcie stymulacji), koniec dyskusji. Uległam.
Dziś, odwoziłam go do pracy. Słabo się ubrałam bo nie planowałam wychodzić z auta. Pośpiech, mąż spóźniony na ważne spotkanie. Samochód się zepsuł. Taksówkarz (jedyny w okolicy) pomógł nam zepchnąć go na parking.
Mówię: Bierz taksówkę bo się spóźnisz, ja wrócę tramwajem.
J: Kochanie, wsiadaj, jedź do domu, dbaj o przyszłą matkę mojego dziecka 😉
Ja: Ale ja bym chciała zadbać o Ciebie :* … Uległam.
Żadne moje argumenty nie podziałały;) Bo to JA jestem ciągle najważniejsza. Mam wyrzuty sumienia, bo przecież jemu też jest trudno. I widzę nierównowagę dużą. Bo on niesie swój ciężar i jeszcze wszystkie moje ciężary, których unieść nie daję rady, albo których J. nie chce, żebym nosiła.
Ten post, choć sprzed paru miesięcy, spadł mi dzisiaj z nieba. Jakbym czytała o moim Mężu, choć sama nigdy nie potrafiłabym tak pięknie ubrać tego w słowa. Dziękuję za ten wpis! Może pokażę go mojemu J… chciałabym, żeby wiedział jak bardzo doceniam co dla mnie robi, ile poświęca, ile znosi. I że nie jest SAM.
jestem na tak