Niesforna beta i szpitalne menu

Część I. Beta

Nie spadła. Wzrosła z 2200 w środę do 2500 dziś. W pierwszej chwili się załamałam. Ale potem przyjaciele w wiedzą medyczną (bo niedzielny lekarz przekazał tylko, że jutro USG i będziemy się zastanawiać) posprawdzali wyniki i wytłumaczyli mi, że metotreksat rozkłada białko po 68 godzinach od podania. Beta mogła jeszcze rosnąć przez 3 dni po zastrzyku i zacząć spadać np. wczoraj po południu ze znacznie wyższego poziomu. Aha, to jestem TROCHĘ spokojniejsza, mimo, że niepożądany optymizm sprawił, że oczekiwałam, że beta po prostu zacznie spadać, a nie wolniej rosnąć.

Mam cały czas obrzmiałe piersi, złości mnie to, chcę już moje małe, chude cycki, to gwarancja, że wszystko jest w zwykłej zerowej normie starań…

Część II. Szpitalne menu

Człowiek ma w sobie cząstkę złośliwości – złapałam się na tym, że fotografuję tylko to niedobre jedzenie.

Jak podają dobre, po prostu jem. Gwoli uczciwości, jedzenie nie jest najgorsze, szpitalne kucharki się starają i to widać. Nie podają codziennie rozgotowanego kurczaka, jak miałam w poprzednim szpitalu rok temu.

Ale ta złośliwa cząstka mnie zrobiła zdjęcia takie, a nie inne. Te niedobre. Uwaga, wpis może zawierać drastyczne ujęcia.

Obiad 1 – koszmar z przedszkolnych wspomnień:

Obiad 2 – rozgotowany marchwiowy potop zalewa świat:

Obiad 3 – wszystko bez nazwy:

Był też pulpet, którego wyplułam jak ugryzłam, sorry, nie fotografuje się wyplutego jedzenia.

Poza tym, nie mogę narzekać, naprawdę. Trafiła się nawet bardzo przywozita ogórkowa i grochówka (zjadłam, nim zdążyłam zrobić zdjęcie). Jem tu już 9 dni i coś czuję, że po kilku kolejnych po prostu się wytoczę z nadwagą, bo cały czas coś przeżuwam.

116 komentarzy

  1. Ad1. Kochana po pierwsze melduje sie i myśle ze jesteś juz bliżej niz dalej. Trzymam nadal kciuki silaczko!
    Ad2. W plebiscycie wygrywa zdecydowanie zestaw obiadowy nr 1.
    Przypomina mi sie anegdotka szpitalna z mojego pobytu jak po kilku dniach poczułam sie juz całkiem swobodnie na oddziale i na śniadanie nałożyłam sobie kosteczkę serka topionego do kanapeczki i podkreślam „i” plasterek szynki.. Jak szybko sie okazało był do wyboru suchy chleb z szynka lub z serkiem ale bez szynki. Zwróciłam szynkę.
    PS. pare razy udało mi sie wkręcić pielęgniarkę ze lekarz mówił ze nadal kroplówka mi sie należy i wtedy z jedzenia było sie zwolnionym 😀

    1. Yyy… Mojra, czy dobrze zrozumiałam, że Ty wolałaś kroplówkę od jedzenia? 😀 Swoja drogą tutaj by to nie przeszło. Co lekarz zleci – jest zapisane. Czego zapomną napisać – nie należy Ci się.

      1. yyy..kurde…na to wychodzi… ale mam nadzieje ze wytlumaczy moje wariactwo troche to ze w kazdej chwili mogl zaczac sie porod.. wiec wolalam miec pusty zoladek, ale nie moglam byc kompletnie bez sil..

  2. Heheh ja o dziwo za każdym razem ze szpitala u siebie w mieście wracałam troszkę bardziej „puszysta” 😉 bo kochana babunia przynosiła mi codziennie drugi przepyszny obiadek 🙂

    Czy lekarze mówią ile to Jeszcze może potrwać? Ja osobiście przy poprzedniej „propozycji” lekarza na ip, żeby zostać w szpitalu i dać ciąży większą szansę stwierdziłam, że leżeć mogę równie dobrze w domu i wtedy moje Małe będzie miało największe szanse, więc w te pędy poszłam do swojego lekarza i skorzystałam z l4. Szkoda, że u Ciebie Izuś, ta opcja nie wchodzi w grę… (o leżenie w domu mi chodzi).

    1. R, nie mówią, ile to potrwa, ale zauważ, że za nami weekend, szpitalne oddziały jadą na jałowym biegu w weekend.
      Wiem, że póki beta nie zacznie mieć tendencji spadkowej, nikt mnie sam z siebie nie wypuści. Jestem tutaj, muszę przetrzymać, a nie wyjść i latać codziennie po lekarzach. Co innego Twoja decyzja, jak miałaś leżeć w szpitalu, żeby leżeć, to też bym wolała leżeć w domu. Na psychikę, czyli dla Maluszka, zdrowiej.

  3. Witajcie Dziewczyny,
    piszę pierwszy raz, choć czytam Was od jakiegoś czasu. Trzymam kciuki za Izę (zresztą Ona o tym wie) i za Was wszystkie. Jak łatwo się domyślić nie pojawiłam się tu bez powodu. Mam 38 lat, niedrożne jajowody, obniżoną rezerwę jajnikową. AMH 0,66 (on-line) na wydruku zaokrąglone do 0,7. Jesteśmy w trakcie kwalifikacji do in vitro. Lekarz powiedział nam, że przy takim wyniku AMH kwalifikujemy się do programu, ale leki nie będą refundowane – koszt 3000zł. Granicą jest wynik AMH 0,71. Polecił zrobić badanie w innym laboratorium. Inne odczynniki mogą dać inny wynik. Może skoczy do 0,71. Mieszkam w Krakowie, badanie robiłam w Diagnostyce. Lekarz polecił Hormon-Dia. Mam do Was pytanie, czy macie doświadczenie w tym temacie? czy zdarzyło się, że AMH „wzrosło” przy drugim badaniu? jak tak, to kto i gdzie takie cuda potrafi zdziałać? Osobiście wątpię, że z 0,66 uda mi się skoczyć na 0,71, ale oczywiście zrobię to AMH jeszcze raz. Chciałam tylko wcześniej zapytać Was o zdanie.

    1. Ja znam taką osobę, której po pół roku od zrobienia w Invimdzie AMH i wyniku 0,6 skoczyło w labo w Invikcie do 1,4 jakoś. Teraz już jest zakwalifikowana w Invikcie i zaczyna stymulację Menopurem od jutra;) Warto spróbować gdzie indziej:)
      Coś czytałam też o kwalifikacjach na podstawie badania FSH przeprowadzonego w 2-3 dniu cyklu

      1. Dzięki, Lucy, podniosłaś mnie na duchu. W ciągu miesiąca raczej aż tyle nie skoczy. Ale mnie wystarczy w sumie tylko o,05 jednostki. To może jest szansa.

          1. Izabela, dziękuję za namiar na sanevo.zastanawiam się tylko czy ja aby napewno chce mieć niezafałszowany wynik.i chętnie przygarne 1 z Twoich 14.

          2. Imbirowa, nie myśl w kategoriach zafałszowania. Wyniki w labach po prostu mogą się nieznacznie różnić, nie wiesz, który będzie bliższy prawdy. Jadłaś już dziś kogla mogla? 🙂

          3. Melduję, że zjadłam dziś jajko na miękko i łyknęłam vit.D. Zrobię AMH za parę dni, bo sama jestem ciekawa, jak to jest z tymi røżnicami.

          4. Imbirowa – mnie poprawił sie wynik AMH z 0,6 na 1,1. Chyba tylko w wynikach, bo potem na stymulacje reagowalam jak pacjentka z 0,6 ale na pewno poprawiło to jakość komórek, bo wszystkie w końcu sie tez zaplodnily.

            Ja brałam witaminę D, która jest kluczowa. Brałam tez koenzym Q10 i DHEA. Do tego końska dawkę kwasu foliowego 5mg, witaminę B6 i B12, Acard i jod (to ostatnie na tarczyce). Wyniki AMH podwoiły mi sie po 8 miesiącach, ale podobno poprawa jest już po 3 miesiącach.

            Powodzenia! Nie trać nadziei. Mnie mój wynik całkowicie ściął z nóg i przysporzył wiele przeplakanych nocy, a teraz kończę 13tc po pierwszym podejściu do IVF. Uda Ci sie!

          5. Misiu, bardzo Ci dziękuję! Targają mną różne emocje. W obecnej sytuacji politycznej głównie panika, czy zdążę. Na pewno nie mam czasu, żeby czekać kilka miesięcy na poprawę AMH. Ale dietę już przereorganizowałam, żeby wchłonąć jak najwięcej wit.D. No i trzeba działać. Cieszę się razem z Tobą, że już możesz świętować Dzień Matki!

  4. Witaj, jeszcze nigdy nie przeczytałam całego bloga.. Całego?? Ja nie przeczytałam jeszcze ani jednego bloga a teraz stoję w przedpokoju z tel w ręku który się ładuje. Kochana życzę Wam dużo siły. Jestem po 6 programach invitro w tym 2 udane. Nie trać nadzieji jeszcze będzie pięknie zobaczysz.

    1. Magdalena, jak ja lubię czytać, że in vitro się udaje. Przeszliście 6 programów? Takich od początku, ze stymulacją i punkcją? Boże, kobieto, jaką Ty musisz mieć silną psychikę…
      Dzięki za te słowa. Szybciej stracę na tym zdrowie niż nadzieję.

      1. Tak i nigdy nie udało się mieć mrozaków. Dopiero ostatnim 6stym razem został się jeden blastuś, miał być to nasz ostatni program. No a teraz już za tydzień chyba po niego wrócimy. Jutro więcej napisze bo znów stoję w przedpokoju 🙂 przechrapałam mężowi cały wieczór. Buziakuję kochana.

        1. Magdo, to z 5 transferów nic nie wyszło, a z 6 masz już jedno dziecko i blastusia, czy już dwójkę? Bo napisałaś, że dwa razy się udało.
          Gratuluję i życzę powodzenia z ostatnim transferem.

          1. Mamy 2 wspaniałych dzieci. Na 6 programów 2 były udane (4-ty i 6-ty) i z tego 6-tego (czyli 2-giego udanego) mamy jeszcze blastusia 🙂 Wcześniej mieliśmy 3 inseminacje, 2 laparoskopie(m.in. usuwanie jajowodu), ale jak widać opłaciło się 🙂

        2. Magda, czy Ty jak czytasz to chrapiesz? 🙂
          Im więcej piszesz półsłówkami, tym ciekawiej. Dlaczego musiałaś usnąć jajowody? Wodniaki, endo?

          Wydaje się, że jak z ostatniego cyklu stymulacji udało się z ciążą, to dlaczego nie miałoby się udać ponownie. Czyli za tydzień transfer? Pięknie 🙂 Majowe/czerwcowe dziecko 🙂

          1. Hej hej 🙂
            Odnośnie chrapania, to po przeczytaniu całego bloga i pomiędzy 1 a 2 postem tutaj chrapałam niczym mój mąż 🙂 On się zawsze ze mnie nabija że chrapię, ale przecież to nie prawda. Kazałam mu mnie nagrywać, ale jemu się nie chce. Także dowodów nie ma = brak winy 😉
            Odnośnie 2 sprawy 🙂
            Usunięty prawy jajowód z powodu podejrzeń w „przeszkadzaniu” zagnieżdżeniu się zarodka ( po 1,2,3 czyli po trzech pierwszych nieudanych programach) oraz wodniaku w nim który rósł razem z jajeczkami podczas stymulki. Tak czy siak był niedrożny, to mała strata 😉 Jest jeszcze lewy, ale on też do niczego – niedrożny 🙂 Jest bo jest, ale w kule leci i nic nie przepuszcza 😉

          2. Jajowód srajowód, innymi słowy. Strasznie lichy narząd stworzyła natura…
            Magdalena, nikt Cię za rękę na chrapaniu nie złapał – jesteś niewinna.

          3. Lichy, lichy, a niektórym służy kilkanaście razy bez problemu.
            Nasze takie wybrakowane. Dobrze, że jajniki się nie wypięły.

  5. Iza mam nadzieję, że szybko wyjdziesz i zaczniesz rekonwalescencję połamanego serduszka i duszy:* Wykorzystaj dobrze te pół roku, bo później może być problem z wolnym czasem;)
    JA proponuję Twoje szycie jako temat blogu na pół roku. Dostałam maszynę do szycia pod choinkę i wstyd się przyznać, ze nawet jej nie tknęłam, bo jakoś tak mam lęk. Nigdy nie szyłam. No więc krok po kroku jak coś uszyć:D Albo technika Decoupage, bo tak się tym zainteresowałam ostatnio i nie wiem jak sie za to zabrać:) Tematów masz mnóstwo, a wierne fanki i tak zostaną choć byś pisała ile łyżeczek posłodziłaś kawę dzisiaj;P

    1. Lucy, jesteś boska.
      Ok, decupage robię, umiem i lubię, ale w szpitalu nie mogę wymachiwać pędzlem, więc opiszę kiedy indziej.
      Co do słodzenia kawy – dziś jak codzień, wrzuciłam do automatu 3,5 zł i automat wypluł kawę latte słodką na 1 w skali 0-5, gdzie 0 to najmniej. Dzieje się? 🙂

      1. hahahhaha no i masz temat na dzisiaj:D A dobra chociaż była ta kawa? JA z automatu biorę zawsze nie słodzoną, ale ogólnie kawy to nie słodzę. Jedynie herbatkę zwykłą i to pół łyżeczki. No i widzisz zrobił się temat hihihi

        Co do Decoupage to jak widze jakie cuda w internecie robią to kopara opada 😀 I nigdy nie wiedziałam co i gdzie kupić i dawałam sobie siana z tym więc masz temat jak już dojdziesz do siebie co, gdzie, jak i po co:D
        No i tak po prostu co u CIebie słychać.Zawsze można o czymś poplotkować;*

        A ja poproszę o kciuki jutro po godzinie 15 bo będziemy miały z małą badanie połówkowe i się boję:/ Jakoś mi to za szczęśliwie wszystko poszło ostatnio, aż jak nie u mnie. CHociaż już krwiak mi dopiekł więc może już będzie dobrze:)

        1. Lucy…przepraszam ( sama siebie i innych) ze to powiem na głos, ale jak ja Ci zazdroszczę ze juz jesteś na półmetku, teraz to juz jak z bicza strzelił..kochana wiem jak mozna sie bać tego badania, ale musi byc dobrze! ja osobiście chyba w narkozie je zrobię albo na porządnej dawce relanium..powiem szczerze ze za kazdym razem jak mam usg odwracam głowę..boje sie tego co zobaczę..czy w ogóle jeszcze.. Dopiero jak doktor cos tam powie to nieśmiało zaglądam do kropka. Dzis uświadomiłam sobie ze jestem straszna dla niego, powiedziałam cos strasznego na głos do męża i go zatkało…ale wiem jaka jest rzeczywistość. On tez wie. Wole sama sie krzywdzić niz pozwolić na to losowi(?!?!?) głupia wiem.

          1. No to napisze tu w skrócie. Dzis miałam ostatnie usg w klinice, tam taki sprzęt ze widac tylko ze fika dziecię, serducho bije, ale nic poza tym. Popołudniu idę na kolejna wizytę do mojego doktorka ( posprawdza dokładniej, prenatalne, 3d i inne bajery, obejrzymy od każdej strony malucha) w kazdym razie dzis wybił dokładnie 11t 0d.

          2. 🙂 Moja, to dzis ważny dzień matki, wychodzi na to, że ważny dla wielu z nas.
            Wiesz, że jak się nie będziesz odzywać, będę się martwić czy fikające dziecko na robiło głowicy USG 🙂

        1. Szydełko, druty i haft – to jeszcze przede mną, nie umiem. Ale próbowałam sutasz. Wkurzyłam się, że na zdjęciach takie ładne, a mi jakieś koszmarki wyszły. Może trzeba będzie wrócić do sutaszu poćwiczyć 🙂

    2. Ja też jestem za blogiem o szyciu – dostałam niedawno od Mamy maszynę do szycia i nie wypada mi do niej nie siąść. Narazie chyba sobie poprawię szytą ręcznie sukienkę z polarowego koca, ale generalnie nerwowo przeglądam Burdy szukając modeli z jedną kropką łatwości…
      Uściski!
      Iza
      P.S. Mi też parę tych obiadów się całkiem podoba. Ale ja jestem żarłokiem 🙂

  6. Wybieram kandydatkę nr 1!!! Wygląda, jak kupa po szpinaku, a nie sam szpinak 🙂
    Może Ci przywieźć truskawek? To ostatnio mój dobry sposób na zajadanie smuteczków. Kilogramem zajadłam brak mrozaków, właśnie kończę kolejny po wynikach wyborów prezydenckich.

    1. Na ten wybór to chyba tona truskawek nie pomoże. Jak obecny rząd nie przepchnie ustawy o in vitro za urzędowania Komorowskiego (mają czas do 6.08) to jesteśmy w czarnej dupie 🙁

      1. Ja też chciałabym, żeby tak się stało, ale myślę, że temat jest przegrany…Nawet Nasz Bocian marnie ocenia szanse, bo do komisji sejmowej trafił na razie tylko projekt ustawy, a nie sama ustawa. No, chyba, że rząd i obecny prezydent tak zepną poślady, że zrobią nam jeszcze prezent na „do widzenia”.

      1. Wężon, na razie chyba sobie radzę z tym napięciem:) A może boję się robić test wcześniej, żeby się nie rozczarować? Nie wiem. Dziś minie 9 doba pt, i tak muszę jeszcze poczekać, żeby Ovitrelle nie zafałszowała wyniku.
        Kiedy zaczynasz stymulację? W tym tygodniu masz wizytę, tak?

        1. Ovitrelle działa 10 dni od podania, czyli już nie fałszuje wyniku u Ciebie. Ale jak dajesz radę czekać, to czekaj. Mnie kazali badać 12 dnia betę, czyli przed weekendem spokojnie mogłabyś sprawdzić.

          Nie stymuluję się teraz – podchodzę do crio. W piątek mam wizytę w 13dc i zobaczymy, czy uda się podać w tym cyklu.

  7. ja z reguły nie chodze do wyborów (tylko jak mój mąż kandyduje), ale jak poczytałam wasze obawy o in vitro to poszłam…i dupa. Może nie będzie tak źle.
    a ja z ostatniego pobytu w szpiyalu pamiętam nie do końca ugotowane purre, jakjo na twardo (! – nie w koszulce, nie sadzone) polane sosem chyba chrzanowym. Przy czym żółtko miało więcej koloru zielonego niz żółtego. Mniam.

      1. To się ciesz, że jesteś już w szpitalu. Bo jak Ci inni ze stanem przedzawałowym zaczną zjeżdżać do szpitali, a na porodówki panie z przedwczesnym porodem z nerwów, czy innymi skurczami, to lepiej mieć zaklepaną miejscówkę.
        Ciekawe, czy teraz zrobi się jeszcze większy tłok w klinikach ivf.

      2. Poryczałam się dzisiaj z rana jak zobaczyłam wyniki sondażowe.
        Nie żebym była fanką Komorowskiego, ale… wiadomo.

        Jedno mnie tylko pociesza. Aborcja jest podobno w Polsce nie legalna. A w klinikach w państwach z którymi graniczymy leżą sobie ulotki w j. polskim. Z in vitro też tak będzie, jeśli zmusi do tego sytuacja. Przecież wiadomo że dużo dzieci rodzi się z takich wakacyjnych wyjazdów urlopowych 😉

        1. Ja się poryczałam jeszcze wczoraj. Równo o 22.30 jakaś pielęgniarka z radosnym okrzykiem zawołała na korytarzu to dwusylabowe nazwisko, które niszczy nam przyszłość.

          1. Ja mam co kilka godzin ataki paniki, mój mąż, politolog, uspokaja, wyjaśnia procedury uchwalania ustaw, ale ja i tak jestem chora ze strachu.

          2. Przykra prawda.
            Z trzeciej strony – zbliża się okres unijnych kar za brak uregulowań prawnych w sprawie in vitro. Docisnęło ich po prostu tuż przed terminem.

  8. Ja tez robiłam fotki co „smakowitszych” potraw w szpitalu i wysyłałam mężowi MMS-em. Niestety wszystko było raczej niezjadliwe, ja nie mogłam chodzić a mąż dojeżdżał do mnie od czasu do czasu 200 km 😉 Także generalnie trochę schudłam.
    A w ogóle jest taki blog „szpitalne jedzenie”, gdzie ludzie podsyłają foki, które autor zamieszcza na stronie 😀

    1. Szpital 200 km od domu???? Boże, Ruda… To trochę schudnięcie to sobie wyobrażam. Nie wiem, jak Ty to przetrwałaś. Dla mnie tych kilka godzin z mężem każdego dnia to jedyny sposób, żeby nie zwariować.

      1. Iza, jak ze mną leżała ta dziewczyna, co jej wody odeszły w 20 tyg., to mąż był w domu z bliźniakami i robotą w polu. Matka schorowana, ojciec bez nogi. Odwiedził ją przez te 9 tyg. mąż dwa razy, po godzinie. I nikt inny nie przyjeżdżał. Jakaś przyszywana babcia przywoziła jej jedzenie czasem.
        A ona nie chodziła, żeby nie robić nacisku na szyjkę.
        Leżała tak sama od dwóch miesięcy.

        1. Masakra, Wężon. Ty przyszłaś, poszłaś, a ona została tam do końca ciąży… Jakkolwiek się skończyła…
          Jak człowiek się napatrzy w szpitalu na takie przypadki, posłucha takich historii, to się odechciewa tej ciąży…

  9. Dzień dobry. O której USG? Co właściwie chcą zobaczyć na tym USG, skoro zarodka i tak nie widzieli, a endo było cienkie?
    Kiedy powtórka bety?
    Szpitalne menu typowe. Ja raczej nie korzystałam, Jarek dowoził mi sałatki i zupy.
    Mam koleżankę, która uwielbia takie szpitalne rozgotowane jedzenie. Jak do kogoś przychodzi w odwiedziny, to mu wyjada, albo przynosi domowy obiad w zamian za to szpitalne. Trzy razy rodziła, dwa razy poroniła, więc parę dni w szpitalu spędziła i z rozmarzeniem wspomina kuchnię. To chyba jakieś lekkie zboczenie. 😉

    1. …może jestem zboczona, ale jak patrzę na ten zestaw z buraczkami, to… robię się głodna… ale ja teraz cały czas jestem głodna, także jestem nie obiektywna… 😉

    2. Proszę o podawanie adresów, gdzie mam wysyłać te obiady? W zamian wystarczy paczka paluszków. Ja leżę w szpitalu, a odbija komuś innemu 🙂

      Wężon, update wpisuję już poniżej w nowym wątku.

  10. UPDATE
    Niedzielne decyzje były kompletnie z sufitu.
    Dziś USG nie robimy, bo i tak nic nie wykaże. Nie robimy dziś też bety.
    Jutro robimy rano bHCG i czekam na wynik, na wszelki wypadek na czczo, gdyby beta rosła. Wtedy lekarze zastanowią się nad operacją, na którą nie zamierzam wyrazić zgody.
    Po prostu czekamy.
    W chwilach słabości, myślę sobie, może zrobić ten zabieg i po prostu wyjść do domu… ile jeszcze będę koczowała na tym oddziale… Ale nie, nie, nie, moi lekarze spoza szpitala też to powtarzają, że tylko nie operacja – jestem zbyt pocięta na kolejną…

    Wiem tyle co 5 dni temu – nic. W razie złego będę się domagała kolejnego metotreksatu.

      1. No kurde no..wiem ze nie bardzo masz na cokolwiek wpływ, ale muszę powiedzieć ze jesteś królową cierpliwości i rozsądku!!!! Ja napewno bym sobie krzywdę zrobiła..albo…komuś 😉

        1. Ehh… Mojra, chorobiliwie zaglądam na blog w poszukiwaniu wiesci od Was (pisz, co u Ciebie!). Uciekam (dezercja) raz dziennie na lody (w dresie sobie wychodzę i kapcio-butach, wyglądam prawie jak zwykła dresiara). Czas zajmuje mi też wymyślanie, jak wymknąć sie na peta, żeby nikt nie widział.
          Czytam (też a adopcji…), oglądam jakiś film.
          Generalnie jestem upadłą królową, cierpliwość mi się kończy 🙁

          1. W zasadzie wszystko co złe to tylko w mojej głowie, nic mi sie nie dzieje złego, w normalnych warunkach nie powinnam sie niczym martwić. Zaczyna mi widać brzuch ( to prawda ze kolejne ciaze szybciej sie uzewnętrzniają) i tak trochę próbuje to ukryć, ostatnio nie mogłam sie doczekać brzucha prawie do 20 tc, a teraz wszystko traktuje tak pomacoszemu. Bede żałować, juz to wiem. Ale nie umiem inaczej. Nikt nic nie wie, wiec żyjemy jak gdyby nigdy nic. Jutro mam ostatnia wizytę w klinice niepłodności, zabieram ostatnie lekarstwa i mam tam nie wracać przez najbliższe miesiące..ale dziwnie… Potem wizyta u mojego doktorka, poważniejsze usg i prawdopodobnie nieinwazyjne prenatalne na chorobę ktora zabiła mojego synka..drżę..a jednocześnie jestem spokojna. Pogodziłam sie ze wszystkim co moze mnie spotkać. Moze byc tylko piękniej..

          2. Nie wiem Mojra, czy mam się cieszyć, czy martwić o Ciebie, kiedy piszesz, że pogodziłaś się ze wszystkim, co może Cię spotkać. To uczucie to jest rezygnacja, wiesz? Ja mam to od 2 tygodni.
            Ale wiem, że to mechanizm obronny, po tym co przeszłaś. Być może jedyna słuszna droga.
            Ciekawe jakie to uczucie nie chodzić do kliniki niepłodności. to jest jakieś życie poza kliniką?
            Szkoda, że nie mogę Cię zobaczyć z tym brzuszkiem, który zaczyna być widać 🙂

            Kiedy masz to nieinwazyjne prenetalne? Bo to chyba będzie kolejny krok, po którym choć na chwilę weźmiesz głębszy oddech.

      2. Wężon, jestem w pętli ironii losu, każda z nas tutaj marzy o rosnącej becie.
        Kolejnym razem jak będę miała transfer, poproszę, żebyś pojechała na urlop w przeciwnym kierunku, wypada jakoś Ukraina. Planuj na jesień.

        1. Skoro wywołałaś temat i się nudzisz w szpitalu i tu obsesyjnie zaglądasz (zupełnie jak ja) to Ci w końcu napiszę o wyjeździe to co miałam napisać.

          Do Lizbony mieliśmy lecieć tydzień wcześniej niż polecieliśmy. Jarek w środę nas odprawił przez internet, przygotował drogę z lotniska, trasę wycieczki, znalazł dziewczynę, polkę mieszkającą tam, która oprowadza swoimi ulubionymi trasami i zaklepał oprowadzanie.
          W piątek po pracy wszystkie papiery spakował, ja rzuciłam półgębkiem, to o której lecimy – 22:30? Usłyszałam tak, tak (a ja widziałam godziny lotów tylko przy zastanawianiu się na stronie wizza, jak lecieć, on wszystko załatwiał).
          Spokojnie pojechaliśmy do mamy, zjedliśmy kolację, zostawiliśmy Laurę, Jarek przepakował na wierzch papiery, w ręku miał boarding pass. Wujek nas odwiózł. Weszliśmy na lotnisko równo o 21:30, w końcu godzina przed lotem, skoro jesteśmy odprawieni i nie mamy bagażu do zdania wystarczy aż nadto.
          Weszliśmy do hali i patrzymy na tablicę, czy widać już, do których bramek iść. O 22:30 Lizbony nie ma. Patrzymy wyżej i wyżej, aż w końcu na samej górze jest Lizbona: 21:30 – gate closed.
          Biegiem puściliśmy się przez odprawę osobistą, pusto było i pobiegliśmy do bramki, może będzie miał jakieś opóźnienie i nas wpuszczą. Odlot oczywiście z samego końca lotniska. Niestety już w połowie odległości zobaczyłam kołujący samolot wizz. Tablica tylko to potwierdziła – Lizbona – odleciał.
          I tym sposobem zostaliśmy na lotnisku, ze wszystkim poumawianym na miejscu. Nie spóźniliśmy się na wymyśloną przez nas godzinę, korka nie było, mogliśmy spokojnie wyjść z domu pół godziny wcześniej. Gdyby chociaż Jarek rzucił okiem na bilet przekładając dokumenty u mamy.
          Byliśmy już spakowani, Laura oddana, pojechaliśmy więc do Zamościa.
          A skoro trasa zwiedzania w Lizbonie była opracowana, nastawiliśmy się, to w Zamościu kupiliśmy bilety na następny weekend.
          I tym sposobem byłam na nieplanowanym wyjeździe w terminie Twojego transferu.

          Teraz mam trochę wyrzutów sumienia. Wyszedł zakręcony wyjazd i zakręcona ciąża. Z falstartem. My się pogubiliśmy i Twój zarodek też.
          Następnym razem postaram się bardziej. Jak porządnie zaplanujemy i wykonamy, to transfer pójdzie jak należy.
          Tylko żeby to było na jesieni, to musi się mój transfer nie udać. W ciąży na Ukrainę nie pojadę, nawet dla Ciebie. 😉 Wtedy będę mogła najwyżej rozważyć parę dni w SPA w Polsce.

          1. Wężon, myślałam, ze to się zdarza tylko w filmach… 😀
            Zamość, Lizbona, who cares…
            Wężoniku mój kochany, ja dla Ciebie też wszystko, ale gdybyśmy miały gdzieś razem wyjeżdżać, to wybacz, ale ja organizuję.
            Nie przyznałaś się wcześniej – to dlatego wszystko się tak poprzesuwało u mnie.
            Ok, nie obliczyłam, że Ukraina wypada w Twojej zaawansowanej ciąży, zwracam Ci wolność zatem 🙂

          2. O przepraszam, to mój ukochany organizował. Ja się nie dotykałam do tego wyjazdu, powiedziałam, że nie mam siły nigdzie jechać i nic wymyślać.
            Chętnie się oczywiście dołączę, jak coś zorganizujesz. Najlepiej jakiś wyjazd z dzieciakami. 🙂
            Z tą ciążą to i chciałabym i jestem zrezygnowana. Czuję, że się nie uda. Mówisz, że to rezygnacja?

          3. Nie no, Wężon, na Ciebie to jakaś osobna recepta. Może taka: Ty nie możesz być zrezygnowana zanim zaczniesz.
            U Ciebie to nie jest przeczucie, że się nie uda, tylko obawa że się nie uda. Jakoś lepiej brzmi.
            Mojrę chciałam chyba jakoś nieudolnie przestrzec, z czym mi się kojarzy jej samoobronna postawa.

          4. O tak, obawa, że moje endometrium nie da rady. Już w piątek się dowiem, jakie jest.
            Ja się obawiam najbardziej, że nie spróbuję, że nie ten cykl, nie takie warunki wewnętrzne. Ech…

  11. Ja tam jeśli chodzi o jedzenie zbyt wybredna nie jestem, raczej wciągam wszystko 😛
    Ze swoich pobytów w Bielańskim do dziś z rozrzewnieniem wspominam fasolkę szparagową z bułką tartą… Mniam. Za to moja współlokatorka codziennie wychodziła na pizzę 🙂

    Następna betka na pewno wykaże już tendencję spadkową 🙂 a Ty Kochana trzymaj się tak dalej :*

    1. Magda, Ty to wszystko sama zrobiłaś???
      Z jednem strony jestem trochę skępowana, bo nigdy w życiu nie zrobiłam niczego takiego jak Ty, tak ładnego, żeby bez wstydu pokazywać innym.
      Z drugiej strony siedzę podjarana – jakie to jest zajebiste rękodzieło! Te buciki, zdjecia z muszlami. No i boska żaba z wyłupiastymi oczami
      Odczuwam dumę, że goszczę u siebie na blogu autorkę szydełkowych wariacji 🙂

      Może naprawdę przez te pół roku czekającej mnie przerwy warto popisać trochę o hand-made’ach..

  12. Cześć dziewczynki ;*
    A więc dzidzia zrobiła mamusi wczoraj prezent na 30 urodziny i od razu na początku USG wywaliła tyłeczek i pokazała co ma między nóżkami:D Dziewuszka jak nic heheh Drugi prezencik to taki, że się pozwijała, poskręcała, że jak nie wiedziałam o co chodzi w tej plątaninie nóg i rąk, ale dzięki temu mumusia ma długie nagranie na płycie, bo lekarz miał problem żeby zbadać tego mojego fisia małego 🙂 Zdrowa jak rybka hura….. Najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam na urodziny. Acha waży całe 339 gram a jaka długa to nie wiadomo, bo weź tu zmierz taką sprężynkę pokręconą i wiercącą się.

    MOJRA trzymam bardzo mocno kciuki, żeby tym razem było wszystko dobrze:* WIem jakie to nerwy, ale trzeba wierzyć, ze będzie dobrze, bo co nam zostało?

    CO do robótek ręcznych to ja w tamtym roku się nauczyłam robić na drutach i na szydełku. Nawet fajnie wychodziło. Teraz mnie się marzy zrobienie królika dla mojej kruszyny o takiego http://www.garnstudio.com/lang/pl/pattern.php?id=6617
    No cudny. Tylko czy dam rady to nie wiem albo mnie wcześniej coś nie trafi i walnę królika w kąt? Może spróbuję jak skończę moją nieszczęsną czapkę o tę http://www.kuferart.pl/53902,mietowy-szal-z-czapka-w-warkocze.html . Nie mam do niej wzoru. Tylko zdjęcie co dla żółtodzioba jest nie lada wyzwaniem:) Jeszcze tek głupi ścieg patentowy czy inaczej angielski gdzie nie mogę kawałka spróć, bo przez narzuty nie wiem jak później nałożyć znowu na druty robótkę ;P i tak się męczę z nią, ale uparta jestem jak osioł więc musze ją skończyć 😀

    Wszystkiego najlepszego Mamusie dzieci ziemskich, tych aniołkowych i tych w brzuszkach:)

    1. Lucy, jesteś moj mistrz. JA KCE TAKĄ CZAPKĘ!
      Myślałam, że takich rzeczy nie da się zrobić w domu.
      Strasznie lubię uparte jak osioł osoby, dajesz, kochana, robisz i pokazujesz się w czapce, a córunię z króliku 🙂

        1. No właśnie wychodzi na to, że nie można 🙁 Sama probowałam i nawet z poziomu zarządzania blogiem się nie da 🙁
          Ale Lucy mozna wstawić link do zdjęcia. Możesz mi wysłać zdjęcie, zrobię Ci link na domenie bloga i odeślę, zebyś wstawiła w komentarzu.

    2. Lucy dzięki..mów mi tak jeszcze 🙂 dzis mam prenatalne, wyniki za ok 2 tyg. Dzis juz miałam jedno usg wiec czuje sie spokojniejsza idąc do drugiego doktora wiedząc ze małe fika.
      Gratuluje Ci z całego serca połówkowego!!
      U mnie to był ostatni moment szczęścia, nie uwierzysz ale puścili mnie z niego do domu z myślą ze wszystko jest w porządku…a nie było. Oszukali mnie, nie mieści sie to w głowie, ale inaczej tego nie da sie nazwać jak zatajenie prawdy przez lekarza, nie mogę im tego wybaczyć, i dlatego teraz tak cieżko mi uwierzyć w słowa lekarzy. Jeden błąd zaprogramował moje myślenie.

      1. Mojra Bedzie fikał maluszek dalej. Nie może być inaczej. Już swoje przeszłaś. Wszystkie przeszłyśmy. Dlatego potrafimy się zrozumieć jak nie potrafią osoby z naszego otoczenia często. Mocno trzymam kciuki za Twoją wiercipiętkę mała;*

  13. Dzień dobry. Coś się już rozstrzyga?

    W prezencie na Dzień Matki, życzę Ci, żeby Cię już wypuścili i żebyś mogła znowu odliczać dni do kolejnych starań o bycie matką.

    1. Długo, bo pryszła jakaś gadaczka i gadała i gadała (nic ciekawego).
      A lekarz nawet nie powiedział mi, że mogę negocjować wyjście dziś. Wężon, tyle tu siedziałam, wytrzymam jeszcze te dwa dni. Juz na luzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *