Ten rok zabrał mi coś więcej czas. Ten rok nadgryzł wiarę w mojego jedynego boga – miłość męża. Ale wygraliśmy i jesteśmy silniejsi o wiedzę, że nic nie jest dane raz na zawsze, że niedeptane ścieżki zarastają, nawet, jeśli kiedyś były autostradą.
Myślę, że teraz jesteśmy silniejsi.
Powoli sobie uświadamiam, że muszę walczyć nie tylko o dziecko. Muszę walczyć także z obojętnością, która mnie dopada, z zawiścią, z niechęcią, z tym żółtym gorzkim smakiem, który zaczyna mi towarzyszyć nawet po zjedzeniu ciastka. Za chwilę przestanę to dostrzegać.
Ten rok, ten blog, uświadomił mi, że jest nas tysiące, tysiące kobiet z płonącymi z bólu jajnikami i skamieniałymi macicami, które dają tylko echo jak pusta butelka. Każda z nas ze zmarszczonym czołem sama ze swoim wszechświatem. Mijamy się na ulicy, stoimy w jednej kolejce w sklepie, każda zgarbiona ze zgryzoty i każda sama z partnerem w swojej walce, bo pragnienie dziecka jest nie do podzielenia z resztą świata.
Ale jest nas więcej. Jest nas dużo. Świadomość, ze ktoś jeszcze walczy, pomaga.
Ten rok dał mi Aurelię, przyjaciółkę, która skutecznie każe się podnieść, kiedy się rozklejam i która tańczy ze mną, kiedy coś się uda, chociaż nigdy się nie spotkałyśmy. Nie jesteśmy tylko wirtualnymi blogami. Za tymi literami siedzą kobiety z krwi i kości, pracujące, podlewające kwiaty, jeżdżące dżipami i jedzące pomarańcze. Jesteśmy prawdziwe. Dzięki, Aurelio!
Ten rok to trzy inseminacje. O trzeciej nawet nie pisałam na blogu. To był duży kryzys, też ten małżeński, kolejne niepowodzenie w staraniach o dziecko, byłam w takim dole, że ktoś by w końcu wysłał mnie do psychiatryka. W tamtym okresie potrafiłam rozpłakać się na ulicy i zwierzyć obcemu człowiekowi. Uciekać od tej baby! 🙂 Dziś, w porównaniu z lutym, jestem o wiele silniejsza. Bardzo pomogło mi pisanie bloga – i ( o rany, brzmi jak podziękowanie przy rozdaniu Oscarów) Wasze wsparcie… 🙂 Nawet nie wiedziałam, że jestem tak stadnym zwierzęciem. Każdy wpis, każde trzymanie kciuków i życzenia powodzenia, wywoływały uśmiech. Jakby dać dziecku cukierka.
W końcu – kończymy rok z oczekującymi na mnie pięcioma zarodkami. Nie mogłam sobie wymyślić nić bardziej ekscytującego. Jest plan, jest nadzieja, jest szansa.
Z okazji Nowego i Lepszego Roku życzę aby największe marzenie spełniło się jak najszybciej (bo to, że się spełni to jestem pewna, tyko życze tego by już dłużej nie trzeba było czekać). Pozdrawiam
To teraz my czekamy na dobre wiadomości:)
Kochana powodzenia!ja w Ciebie wierzę i w Twoje szczęście,nigdy nie poddawaj się-choćby nie wiem co!!!Uwierz mi i cuda i marzenia spełniają się,terzba tylko gorąco w nie wierzyć!Ja czuję w głębi serca,że uda Ci się!!!
O rany, ale doping 🙂 No teraz to nie może mi się nie udać… 🙂
Dzięki Maju!
Natalia, czekam z Tobą na wyniki!
Ika, gratuluję i dbaj o siebie!
A ja się boję poniedziałku…
U mnie sytuacja jest trochę inna, bo ja mam już pięcioletnią córkę a o drugie dziecko walczymy już 3 lata.
Kochana Izo, aż łza zakręciła się w moim oku, ale to najszczęśliwsza łza tego dnia – co tam dnia- roku! 🙂
Zycze abys doczekala sie upragnionego dziecka. Dziecko to najlepsze co w zyciu moze nas spotkac. Ja mam swoje od 11lat, i uwierz mi ze jestesmy w bardzo podobnej sytuacji. Ty walczysz o dziecko, a ja walcze o byt, miesxkanie, jedzenie dla mojego dziecka. Oprocz walizki ciuchow, plecaka ksiazek i przyborow szkolnych uwierz ze niemamy nic.
Hej Scarlletta. Dzięki za życzenia. Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, w którym żadna z nas nie będzie musiała walczyć o swoje marzenia.