Znalazłam swoje żebra

Dziś nad ranem, gdzieś po piątej, kiedy już nie spały wrony, wymacałam swoje żebra… W końcu wracam…

Woda z brzucha zaczyna powoli ustępować. Oddaje mi oddech.

Wzbraniałam się przed pobytem w szpitalu, wiadomo, nikt tego nie lubi. Ale, pomijając, że była to pilna konieczność, odpoczywam tutaj. Nie sądziłam, że to powiem. Odpoczywam i, za wyjątkiem żywienia, nie mam na co narzekać.

Tak się szczęśliwie złożyło, że jestem sama w pokoju. Mąż przychodzi na długo (pielęgniarki są w porządku i po ludzku podchodzą do sztywnych godzin odwiedzin, które się magicznie rozciągają). I odkrycie. Tutaj, gdzie nie ma rozpraszaczy (komputer, sąsiad, telewizor, papierosek, robienie obiadu, składanie prania, zawsze coś…) bardzo fajnie nam się gada. Nigdy nie mieliśmy problemu z rozmową, ale tutaj jest już tylko treść, jak na czarno białym zdjęciu jest tylko kształt.

Więc ten szpital okazał się sanatorium.

To jednak nie zmienia faktu, że chciałabym już wrócić do domu. Lekarz wczoraj mówił coś o poniedziałku. Dziś dopiero sobota…

***

Dziś nad ranem znalazłam po raz pierwszy od wielu dni swoje żebra. Odzyskuję świadomość rzeczy i zjawisk.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *