Aniołów wokół mam

Umówiliśmy się wczoraj z przyjaciółmi. Mieszkają niedaleko i daleko jednocześnie, bo z zasadzie nie ma do nich innej drogi, niż kilka kilometrów na piechotę przez las.

Wieczór. Ciemno. Idziemy. Uparłam się, żeby nie zapalać latarek w lesie, bo oko się do ciemności przyzwyczaja (może zawdzięczam to wieloletniej fascynacji karotką, ale jakoś tam po ciemku widzę, na pewno lepiej niż mój M.). Z latarką to nie przygoda. A mi się przygód chce!

I proszę. Nagle las z prawej zatupotał, zadudnił tuż przed nami, a z lewej zachrumkał ostrzegawczo.
Dzik. Nie, stado dzików. Szacowana liczba waha się pomiędzy 4 a 40 sztuk.

Boję się dzika. A całego stada boję się bardzo!

Zamarliśmy. Wyciągnęliśmy latarki, żeby sprawdzić jaka jest sytuacja. Dziki biegają w krzakach po prawej, po lewej, a jeden wielkości niedźwiedzia (jestem tego pewna) stoi 30 m przed nami. Oczy mu się błyszczą w świetle latarki. Gapi się na nas.

Cofnęliśmy się kilka kroków. Dziki nic. Dlaczego nie uciekają? Co robić? No co robić, nie ma wyjścia. Dzik rozpęda się do 50 km na godzinę, więc uciekanie nie ma sensu. Idziemy. Tupiemy. Szuramy. Hałasujemy. Dyskotekę im robimy. Udajemy, że jesteśmy więksi i że jest nas więcej. Aaaaaaa.. W końcu chrumkanie stawało się coraz cichsze. Las przestał tupać wokół nas. Przeszliśmy.

Z adrenalinką (jest przygoda!) doszliśmy do celu. Wchodzimy do znajomych, przekrzykujemy się jeszcze o tych dzikach, uściski, buziaki, śmiechy, dochodzę do stołu, patrzę… Patrzę i mowę straciłam. Co robią przyjaciele 2 dni przed transferem?

Legenda do zdjęcia: czerwone wino, ananasy i orzechy. Dzień wcześniej pisałyście w komentarzach na blogu porady, co jeść, aby zwiększyć szanse na powodzenie transferu. ONA to przeczytała. Nic nie powiedziała i… czary mary!

Co za kobieta, skąd to wszystko (a to tylko wstęp do kolacji!) w ostaniej chwili wytrzasnęła? Jaki piękny umysł, jakie wielkie serce trzeba mieć, żeby wpaść na tak genialny pomysł!
Byłam na granicy napadu szczęścia i płaczu ze wzruszenia, ale napad szczęścia wygrał.

Są tacy ludzie, którzy tak bardzo nam dobrze życzą, jakby siedzieli w naszej skórze. Śmieją się z nami, płaczą. Jedzą z nami anansy 🙂

Siedzę dziś sama w domu i szczerzę do siebie zęby w uśmiechu. Cokolwiek się stanie.

NIE BĘDĘ SIĘ WIĘCEJ BAŁ. ANIOŁÓW WOKÓŁ MAM.

107 komentarzy

  1. U mnie wygrało wzruszenie! Ale się spłakałam!!! Siadłam do komputera, żeby odkurzyć mojego bloga, a tu taki cudowny przejaw empatii, życzliwości, wielkiego serca… Ciężko mi napisać ten komentarz bez wycieraczek;)

    Mówią, że dobro do nas wraca, a ja myślę, że Ty dużo tego dobra wysyłasz w świat, więc niech do Ciebie wraca w obfitości… tak jak wczoraj! I niech Ci w dzieciach wynagrodzi :*

    P.S. Przygoda wspaniała! Uwielbiam. Zawsze gdy mam do wyboru, asfaltową drogę i krzaczory, wybieram emocjonujący gąszcz:) Żyję dla takich chwil między innymi:)))

  2. Ile my mamy szczescia w życiu. Wychodzimy w piątek wieczorem i wracamy, jak gdyby nigdy nic. Niektórzy nie wracają.
    Wkurza mnie, kiedy słyszę opinie, że deklaracja „wszyscy jesteśmy paryżanami”, to banał.
    Jest kilka podstawowych, silnych, banalnych właśnie uczuć. Strach. Żal. Bezsilność. Współodczuwanie. Dlaczego mam nie czuć tych podstawowych emocji i nie mówić nimi?

    jest mi smutno z powodu tych ludzi, którzy w piątek po pracy poszli spotkać się z przyjaciółmi, poszli na pizzę, na koncert – normalnie żyli, mieli normalne problemy, rodziny, kota, kwiaty do podlania.

    Cieszę się tym co mam. Codziennie.

    1. Zgadzam sie z Toba! Tak jak to napisalas…
      No i pod tym postem musze sie odezwac bo naprawde pozazdroscic takich przyjaciol, niestety teraz takich ludzi to ze swieca szukac, ja nie mialam szczescia do takie bezinteresownosci. Pozdrawiam Ciebie i Twoich przyjaciol 🙂

    2. Iza ja tez staram sie doceniać każdego dnia wszystko to co mam. A mam naprawdę wiele! Nawet zaczęłam upatrywać jakichs sie w tym, ze nie mamy dziecka. I jest ich mnóstwo! I chociaz powtarzam na każdym kroku, ze wolałabym zmieniać pieluchy, to naprawdę doceniam wszystkie te wspaniałe rzeczy, które mogę teraz robić:)

  3. Chciałbym się przywitać z „krzaków” 🙂 .Przeczytałam caly blog hehe. . Dal mi i daje dużo wsparcia, też choruje na endometrioze, też poronilam, a teraz już w następny poniedziałek mam crio transfer. Mocno trzymam kciuki za Ciebie . Pozdrawiam Ewa

    1. Ewa, dzień dobry. Czyżbyś to Ty siedziała w tych krzakach, a nie jakieś dzikie zwierzęta? Musiałaś się nieźle śmiać, jak zasuwałam po lesie 🙂

      Ewuś… To ten poniedziałek – jutro? My razem?

  4. Iza,
    tacy przyjaciele to skarb… 🙂 nie wątpię, że wieczór z nimi był bardzo udany 🙂
    dzików boję się panicznie i na pewno po ciemku nie wybrałabym krzaczorów, oj nie… jakiś czas temu też miałam taką przygodę w biały dzień! koło mojego osiedla! sic! i wierz mi, nie mogłam opanować trzęsących rąk próbując zadzwonić do urzędu miasta, żeby je odłowili… (czy odłowili? wątpię, a jakoś nie miałam chęci czekać, żeby sprawdzić ;]

    patrząc na to, co stało się wczoraj w Paryżu – należy cieszyć się każdym dniem, bo nigdy nie wiadomo… przeraża mnie dzisiejszy świat… boję się fanatyków…

  5. Współczuję wszystkim Paryzanom tej ogromnej tragedii. Nasze bezpieczeństwo zostało wczoraj bardzo nadszarpniete. Czuję jednak trochę poczucie niesprawiedliwości że nikt nie mówil tyle o zabitych ludziach, dzieciach podczas bombardowan Francji na Syrię we wrześniu. Czy o atakach jakie prowadzi USA. To będzie zamknięte koło zemst, bo już Francja zapowiada kolejne ataki, więc będzie następny odwet islamcow. Przerażające to…

    1. Kochana, na pewno nie wykruszyli się wszyscy, jesteśmy zbyt stadnymi ssakami, żeby tak na bezludnej wyspie trwać… Rozejrzyj się i napisz mi, że ktoś wpaniały Ci został… ok? 🙂

  6. Dobry wieczór Iza! Mam nadzieje, ze dobry:) znajomi zrobili Ci piękny prezent przedtransferowy. To najlepszy dowód na ich współodczuwanie i akceptacje dla Waszych działań, zrozumienie…milo, ze takie historie nie tylko w filmach;) kochana, zaciskam kciukaski mocno juz od dzis!!! W poniedziałek nie puszczam!:)
    Tez w pn. ja dzwonię po raz kolejny w ostatnim tygodniu do kliniki, by byc moze wreszcie sie dowiedzieć czy mam brać kolejne Antki czy robić badania do stymulacji…(moze zwolniły sie środki?). Niestety do tej pory albo nie było juz miejsc do mojego lekarza na konsultacje, albo oddzwaniał do mnie po 19, czyli za późno zeby sie czegokolwiek dowiedzieć…trochę tracę cierpliwość do tego mojego lekarza. Jest bardzo zapracowany, ja rozumiem, ale mam jakies nieodparte wrażenie, ze zawsze nasza sprawa jest dla niego ostatnia na liście priorytetów:/ teraz juz trochę lepiej sie komunikuje ale bywało i tak, ze ze łzami w oczach wychodziłam z gabinetu bo był najzwyczajniej w swieci szorstki i nieuprzejmy:/ chyba zadam mu pytanie wprost czy on w ogóle chce nas dalej prowadzić…
    Jedyne co udało mi sie ustalić, to ze przy antkach mogę sie suplementowac a listę mam pokaźna;) (od Malgorzalki84). Juz i tak nie zdążę raczej z 3muesieczna kuracja na poprawienie komórek, ale wydaje mi sie ze przecież to nie zaszkodzi, a na najbliższej punkcji nie kończymy przecież starań. Co o tym sądzicie dziewczyny?

    1. Dobry wieczór Margaritka!
      Wczoraj też był dobry wieczór, w związku z czym nie odpisałam od razu 😉 Zdecydowaliśmy po prostu, że w ten osttani weekend przed transferem troszkę się pospotykamy ze znajomymi, a co!

      Margaritka, podobnie jak Wężon, jestem zdania, że jesli lekarz doprowadza Cię do łez, nie możesz na niego liczyć ani się nawet na poziomie komunikować – to jest mocno obciążający go, stresujący czynnik.
      Albo trzyma Cię przy nim to, że jest cudotwórcą albo… co? Wyobrażam sobie, że na tym etapie, walki o miejsca wolisz próbować rozmawiać z nim, bo nie masz nikogo innego. Ale jak już uda Ci się wsiąść do tego pociągu – może warto zmienić przedział?
      Mój lekarz jest wspaniały i zawsze czuję jego przychylność, troskę, a nawet sympatię. To balsam w tej klinice, w któej wcale nie chcemy być.

      Jeśli masz pewność, ze suplementacja nie wyklucza sie z antkami, to co Ci szkodzi? Nie jestem za połykaniem leków wiadrami, ale Ty masz ważny cel, a przy okazji może pomóc na inne rzeczy – zmęczenie, odporność…

  7. Margaritka myślę że miesiąc-dwa też może zdziałać cuda przy dobrej suplementacji. Zacznij jak najszybciej. Ja też brałam antki i suplementy.
    Jeśli chodzi o Twojego lekarza jeśli tracisz zaufanie to może faktycznie zmień. Tak jak już wspomniałam, czasem nowe spojrzenie może zdziałać cud:)

  8. Iza, twoja dobra energia, którą dajesz tu dziewczynom, wraca do Ciebie w postaci TAKICH przyjaciół. Pozazdrościć tylko 🙂 jak się czujesz z myślą, ze już nie wracasz do tej okropnej pracy? Wielki ciężar z barów?

    Ja dziś dostałam okres, więc to już „ten” cykl!! Kontrola w moje urodziny, gdyby nie to, ze Mikołajki są w niedzielę, to pewnie wtedy byłby transfer, dokładnie tak jak dwa lata temu. Tak pewnie będzie dzień później, jak mi się uda, to termin porodu będę miała dzień później niż z synkiem 🙂 wierzę w takie dobre wróżby 🙂

      1. Wężon, trochę się rozjedziemy przez to, że ja mam długie cykle, owulacja w ostatnich dwóch była ok 20,21.dnia, co nie zmienia faktu, że w podobnym okresie będziemy podchodzić. Może mój monitoring się z twoim transferem pokryje i się spotkamy w poczekalni rozpoznając się po tym, że obie będziemy czytać felietony Izy 😉

        1. Kas, mam pomysł na sztafetę. Mój transfer razem z wynikiem Izy, a twój z moim wynikiem. I potrójne spotkanie z wózeczkami za rok. 🙂
          Ostatnio mam tak, że co wezmę do ręki „chcemy być rodzicami” w poczekalni, to już mnie proszą do gabinetu.

          1. Wężon, być może właśnie złamałaś system – co zrobić, żeby nie tkwić w kolejce pod gabinetem… 🙂 Też spróbuję kolejnym razem zamachać gazetą 😀

            Ja się piszę na to spotkanie z wózkami…

          1. Niestety, zawsze jest jakiś tam procent ryzyka, że coś pójdzie nie tak. W sumie ostatni cykl jest u ciebie niezłym prognostykiem i tego trzeba się trzymać. Dopóki nie wydarzy się coś złego, zawsze trzeba myśleć o pozytywnym rozwiązanuu 😉 Ja z kolei obawiam się jutrzejszych wyników, mam dość długie cykle, boję się, że wrocił mi problem z prolaktyną i to mi przesunie transfer… No zobaczymy, rano mam pobranie, wyniki powinnam mieć na mailu gdzieś do 14.

            Iza ogromne kciuki za jutro!!!!

    1. Kas, dokładnie tak, miałam tak dość tej pracy, że bez najmniejszego wzruszenia sobie stamtąd wyszłam – chociaż są tam ludzie, których bardzo lubię, ale przecież nie rzucam ludzi tylko fabrykę!

      Kas, dostałaś dziś okres. Jak sie uda – wiesz, że ciążę lekarze będą Ci liczyć od dziś? 🙂 Proszę się ładnie do siebie z Mężem uśmiechać i okazywać dużo czułości, to ważny dzień 🙂 To moja dobra wróżba dla Ciebie!

      1. Dziękuję :* ja na wasze jutro wysyłam całe morze pozytywnej energii!! ❤️❤️❤️

        Nie wiedziałam z tym liczeniem ciąży! Myślałam, że stosują zasadę 266 dni od punkcji. Ale w sumie to, co piszesz, ma sens, bo przecież jadę na naturalnym cyklu. W tamtej ciąży co chwilę musiałam wyjaśniać, czemu nie znam daty ostatniej miesiączki,kiedyś na ip z 15 minut lekarz się zastanawiał, co wpisać w sprzęt do usg, żeby nas dobrze wyliczyło. Jak teraz się uda, odejdzie mu ten problem 😛

        Ciekawe, w którym parku będziemy z tymi wózeczkami spacerować, trzeba będzie jakiś środek geograficzny wyznaczyć!

        1. Kas, ja mogę przyjeżdżać na spacery na stare śmieci. 🙂

          Dziwię się Twoim zamieszaniem z liczeniem. Mnie liczyli od miesiączki, normalnie. Przecież żeby zacząć stymulację zaczynasz od okresu, przy sztucznym cyklu też ruszasz od okresu. I liczą ciążę od OM, tak jakby to było naturalne zajście.

          1. No właśnie nie kumam tego chyba, w tamtym in vitro antki zaczęłam 30.10, transfer 6.12. Teraz okres 15.11, a transfer będzie praktycznie identycznie. To ponad dwa tygodnie różnicy. To nie zależy od rodzaju protokołu itp? Z resztą, nieważne, będą mi liczyć od wczoraj, bardzo ładna data 🙂

            Świetny plan ze spacerem tu, trzeba teraz tylko Izę przekabacić, żeby przyjechała z Otwocka 😉 no i jeszcze trzy transfery pozytywne, ale to już pikuś 😉

          2. Poprzednio zaczęłaś antki w moje urodziny, musiało się udać. 😉
            A to na długim protokole nie ma okresu pomiędzy antykami a punkcją? To kiedy zaczynasz się kłuć do stymulacji? Bo w krótkim to stymulacja od 2-3 dnia cyklu.

          3. Teraz mi cos świta, że po antkach czekałam na krwawienie, żeby zacząć zastrzyki. Ale nie pptraktowałam tego, jak nowego cyklu, teraz to ma sens i pasuje czasowo 🙂 dzięki za rozjaśnienie!

            Iza, jestem z tobą myślami!

      1. Iza, wspaniała niespodzianka, sposób aby pokazać, jak bardzo są z Wami w tym wszystkim.
        My też mamy takich wyjątkowych przyjaciół, jedną parę, ale która również poznała piekło wieloletnich starań. Chyba dlatego też tak bardzo współodczuwają nasze emocje, łzy, nadzieje.
        I sms od przyjaciółki o 2 w nocy gdy ja rozpaczałam po mojej stracie a Ona dowiedziała się, o treści „Jadę do Ciebie”.
        Tak, Anioły są wśród nas 🙂

        Iza, wszystkie moje pozytywne myśli jutro o 14.00 będą lecieć do Ciebie. I niech się dzieje!!!

  9. Izuś ja tez jestem na posterunku i bede mocno zaciskać kciukasy. W koncu musi sie udać, ja to wiem! U mnie wlasnie minal 15tc, ale niestety ciaza mi jakos nie służy. Ciagle walczę z mdlosciami i kiepskim samopoczuciem 🙁 każdy obiecuje, ze drugi trymestr ciazy jest najwspanialszy wiec czekam az ja to w koncu odczuje 🙂 przesyłam pozytywna energię :*

    1. Maja, ale fajnie, że masz mdłości od ciąży, a nie z nerwów po nieudanej próbie 🙂 Wiem, że fajnie się gada 🙂 Ale też chcę!
      Dzięki za czuwanie. Może pomogło 🙂

  10. Dzień Dobry. Dzisiaj piękne słońce, na dobrą wróżbę.
    Pewnie wstałaś i już przytupujesz nóżkami, żeby jechać na transfer. Nie stój tylko pod gabinetem lekarza od 9, bo nawet gazeta Ci nie pomoże. 😉
    Trzymam kciuki po 14.

    Kas, za Twoje wyniki i za Twój telefon Margaritka też trzymam kciuki.

    Powodzenia dziewczyny!!

  11. Chciałam Cie zmeczyc, żebyś miała dość, bo teraz to za jakiś rok dasz se wycisk 😉 Mój transfer za tydzień. To Ten dzień już dziś będziecie w trójkę mocno trzymam kciuki. Sierpień to piękny miesiąc na pierwszy spacer. ….

  12. Iza kciuki zaciśnięte!:)
    Wezon, mi miła pani oznajmiła ze mój dr nie ma dzis konsultacji i mimo moich prób wytłumaczenia jej, ze tak sie ze mną umawiał w piątek, spotkałam sie z murem i do widzenia:/

      1. Jeszcze mam chwile do kolejnych antkow, ale powoli żegnam myśl o stymulacji przed 2016:/ moze to i lepiej, bedzie więcej czasu na diecie;)
        Co do lekarza, to on pracuje od rana do nocy dzień w dzień(grafik ma chyba największy wsród lekarzy N.), jest bardzo mocno pożądany przez pacjentki. Wkurzam sie, ale z drugiej strony chłopina nie wie w co ręce wlozyc(jakby to nie zabrzmiało;)). Ta komunikacja juz sie poprawiła, ale naprawdę bardzo dlugo odzywał sie conajmniej oschle:/ złoszczę sie chyba bardziej na sytuacje niz na niego.
        I tak sie zastanawiam czy to ten sam, ale nie sadze, bo gdy Iza miała podglądy jej lekarz był na urlopie. Mój w tym cAsie pracował.

        1. A który to Twój? Bo wiesz, moja B. szczęśliwy transfer miała u doktora Ż., tego co w filmie występował.
          To było myślenie życzeniowe – jedyna zmiana w procedurze, to była zmiana lekarza wprowadzającego zarodki, cały monitoring i leki miała ustawiane przez swoją doktor. I ponieważ doktor już nie wiedziała co można zrobić więcej, to powiedziała, że jedyne co jej przychodzi do głowy to zmiana osoby robiącej transfer – i zadziałało.

          1. Dr. Z. z przychodni N. jest baaaardzo specyficzny, aczkolwiek ja go lubie.Zawsze zadaje mu duzo pytan bo sam jest dosyc powsciagliwy, jakbym ja nie gadala to mam wrazenie ze powiedzialby tylko dzien dobry i dowidzenia.Aczkolwiek jest podobno dobrym lekarze, a to chyba najwazniejsze. Ja do procedury nie podchodzialam, chodze do niego na monitoring tylko i w sumie zawsze udaje mi sie go troche rozgadac….tylko ze na monitoringu wiele do powiedzenia to on nie ma tylko usg, ocena grubosci, wygladu i jajniki.Czy Wasze wizyty tez czasem trwaja 5 minut??Naprawde mam wrazenie ze jestem w gabinecie chwile, fakt monitoring dlugo nie trwa ale tak ogolnie to mam wrazenie ze strasznie tasmowo nas traktuja.

          2. Ja też do niego chodzę i mam podobne wrażenie. Tzn ja go lubię, jest dość specyficzny i chyba do kogoś wrażliwszego mógłby nie trafić. Masz rację, te monitoringi trwają krótko, też nad tym dumałam, że tak krótko, ale z drugiej strony, oceni pęcherzyk, endometrium i tyle – co tu więcej powiedzieć. Jeśli chodzi o atmosferę na wizycie, to oczywiście masz rację, ja też sama sobie ją tworzę, bo on przemawia do mnie raczej oczami, a nie ustami 🙂 Musze mu jednak oddać, że w sytuacji ekstremalnej , gdy coś bardzo nie poszło, zadbał o mnie, widziałam , że mu mega przykro , czułam się zaopiekowana. I to ja go pocieszałam mówiąc , że przyjdą lepsze czasy – sprawiał wrażenie podłamanego naszą porażką .Zgadzam się z tym, że on ma chyba za dużo tych pacjentek. Może być przez poprostu zmęczony ,albo poddenerwowany, co staje się ostatnio widoczne. To mi nie do końca pasuje, bo nasze leczenie jest specyficzne, a nastawienie psychiczne niezmiernie ważne. Co innego iść do internisty z grypą i poczuć się olaną, a co innego to samo przeżywać u lekarza od leczenia niepłodności, kiedy kolejną szansę masz za miesiąc, który wydaje się długi jak 10 lat. Mimo to nadal go lubię i mu ufam. Co do tasmowego traktowania.Duża ta klinka i mnóstwo ludzi. Zauważyłaś, że jak siedzisz pod gabinetem, to pacjenci nigdy się nie powtarzają? I tylko nowi dochodzą, bo widzę jak wypełniają te wstępne ankiety . Ech, smutne to trochę.

          3. Ja mysle ze dr Z.jest zmeczony, pracuje 5 dni w tygodniu od rana do nocy, ja mam najczesciej wizyty wieczorne, wiec jest po calym dniu. I czasem ma humory tez, niestety, niespecjalnie mu sie chce. Ale staram sie do niego nie zrazac. Czy proponowal Ci cos na poprawe jakosci komorek???

          4. Ja rowniez lecze sie u dr.Z.. duzo wlasnie o nim czytalam,ze jest gburem malo mowi itp poszlismy z mało entuzjastycznym nastawieniem…My jestesmy malzenstwem ktore caly czas sie smieje itp i okazalo sie,ze Pan doktor wczul sie w nasz klimat i razem z nami zartowal.Fakt jak mowil o moim wodniaku to duzo sie zastanawial,nie gadal po to zeby gadac wiec siedzielismy w ciszy…ale nigdy nie powiedzialabym ze jest gburrem tak jak o nim pisali w internecie.Jest skupiony na swojej pracy,zanim cos powie to przemysli,ale dzieki temu mam do niego 100% zaufanie i nie zamienilabym go na zadnego innego lekarza 🙂

          5. doktor Z. jak widac jest tutaj popularny;-) tak, ja tez pomimo jego specyficznej naturze ufam mu. On jako pierwszy po 2 latach lazenia po lekarzach zdiagnozowal u mnie zrosty, i mial racje, a wczesniej inni lekarze na meg wypasionych sprzetach twierdzili, ze wszystko jest ok. Uwazam ze ma ogromne doswiadczenie, wprawne oko i to jest dla mnie najwazniejsze. I ciagle pociesza mnie w zwiazku z moim cienkim endo, ze on woli ciensze a ladne i dobrze zbudowane niz grube a zbudowane zle. Wiadomo, idelanie by bylo miec i grube i dobrze zbudowany ale to nie koncert zyczen, niestety. A na wizycie jak bylam gdy powiedzialam mu ze byla ciaza i strata w 15 tygodniu, to dlugo rozmawialismy, on opowiadal o roznych przypadkach z ktorymi mial doczynienia, ja mu sie wywnetrzylam, i niespodziewanie dla mnie samej, na koniec wizyty wzial mnie za obie rece, scisnal w swoich, i powiedzial, ze jestem mega silna kobieta i ze dawno nie spotkal kogos takiego. W jego ustach i przy jego wstrzemiezliwosci w wypowiedziach to bylo naprawde mocne.

          6. U nas z kolei na pierwszej wizycie jak robil z nami wywiad odnosnie calej rodziny to sie strasznie zasmucil i stwierdzil ze pomimo mlodego wieku(ja 27 moj m28 lat) duzo przeszlismy bo ja nie mam obojga juz rodzicow a moj M nie ma taty… I wlasnie tez tak jak wspomnialas jest mega specjalista poniewaz ja mialam mnostwo razy robione usg i nawet hsg i nikt nie widzial wodniaka tylko opisywali ze to płyn w zatoce douglasa z jelita a jemu wystarczyla minuta zeby stwierdzic ze to wodniak.Pozniej zapisal nas do doktora G zeby on potwierdzil wodniaka,a nastepnie wypytal nas czy nie mamy znajomego chirurga i jak mu pwoiedzielismy ze nie..ze my nigdy w szpitalu nie lezelismy ba! nawet nie bylismy to polecil doktora D i przeprosil ze ciagle nas wysyla na konsultacje a wie ze one kosztuja.Więc ujął nas swoja troską:)

          7. Jak ktoś potrzebuje doktora, który tylko głaszcze po głowie i mówi miłe słowa, to rzeczywiście doktor Z. może mu nie przypaść do gustu. My z poczuciem humoru mojego Męża akurat się z panem doktorem dobraliśmy. A co do Jego skuteczności, no cóż, my akurat nie możemy narzekać. Po pierwszych nieudanych próbach w Invimedzie właśnie dzięki doktorowi Z. zostaliśmy rodzicami.

  13. Iza, to ważne, że macie wokół siebie ludzi, którzy wspierają nie tylko słowem, ale takimi, wydawałoby się, banalnymi gestami, które jednak pamięta się bardzo długo i rozczulają. My też spędziliśmy weekend z kimś, kto wie, rozumie i dopinguje.
    Mam nadzieję, że po tym winie i orzechach wyhodowałaś miłe i puchate endo i będzie to ciepły domek na 9 miesięcy. Niech to będzie TEN szczęśliwy dzień dla Was!
    Trzymam kciuki!

  14. Ahoj Dziewczyny, w całym tym szicie niepłodności zyskała na pewno jedno, wiedzę, ze jak padnę, to nie musze zawsze SAMA sie podnosic… … Cud od losu tacy bliscy ludzie. To wzruszające. I Dziki. jako zapowiedź przygody…. Czerwony Kapturku, trzymam kciuki za dzisiaj i twój koszyczek:)
    Dziewczyny, niech cykle tykaja u Was w kierunku transferów, Margarytka, powodzenia z dostaniem się do doktora….
    Imbirowa , jak tam?
    Ja leżę na l4. W sobotę horror- krew jak okres ze śluzówki, w kilku dawkach – w około 40 min, izba, usg, pecherzyk na miejscu, leżeć…. to leżę. Jak wróciłam z izby były tylko brazowe plamienia. Wczoraj i dzisiaj czysto. W środę może zrobię betę.
    Z łóżka trzymam kciuki.

    1. Olga, lez grzecznie i jesli to ma Cie uspokoić, rób betę! Najważniejsze, ze pęcherzyk na miejscu. Niech te straszydła juz nie wracają. Nie wiem o co chodzi z tymi krwawieniami, Jagoda miała to samo. Dziwna sprawa. Nawet nie chce myślec, co musicie przezywać:( za Wasze bąbelki tez cały czas trzymam kciuki a straszydłom mówimy precz!

  15. Iza, trzymam i ja kciuki 🙂

    Chciałoby sie napisać „musi się udać”. Ale jak wiemy tu wszystkie – nic nie musi. Ale mogłoby 🙂 i niech tak będzie 🙂

    Zaklinamy terazniejszosc poprzez rozne wydarzenia. Ja tez zaklinam. Miesiac zaczal sie pozytywnie, dobrymi niespodziewanymi sprawami.
    Niech to co dobre trwa 🙂

    Co do Przyjaciół – pozytywnie zazdroszcze. Tacy ludzie to skarb. I wcale to nie jest oczywista oczywistosc.

    Na blogu malo sie udzielam. Nie mam takich doswiadczen jak wiekszosc z Was. Nie jestem normalna wsrod znajomych, ale tez nie jestem Wasza. Bo jeszcze przed inseminnacjami czy przed in vitro.
    Ostatnio jak chcialam pogadac z kolezanka, to niespodziewanie stwierdzila „zamykamy temat”. I tyle sobie pogadalysmy o mojej nieplodnosci… O tym co mi na sercu lezy… nie wywalilam z siebie nawet polowy tego co gdzies tam w srodku zalega…

    Powodzenia jeszcze raz, kciuki zacisniete 🙂

      1. Mysle o wspomaganiu.
        Tylko mysle.

        Po nowym roku zaczne dzialac. Może.

        W 2016 czeka nas rodzinny wydatek – dziecie idzie do komunii. Koszty.

        A nie oczukujmy sie – inseminacja tez kosztuje.

        Musimy cos odlozyc, zeby wystartowac…

    1. Asti, a mi utknęło w głowie to zdanie, które napisałaś:
      „Nie jestem normalna wsrod znajomych, ale tez nie jestem Wasza”.
      Może nie dość dobrze to postrzegam, nie mam niezbędnego dystansu, ale wydaje mi się, że tu każdy jest „nasz”.
      Że to PRAGNIENIE DZIECKA (zaspokojone czy nie) jest wspólnym mianownikiem, a nie metody leczenia/nieleczenia.

      1. Przypuszczam, że masz rację 🙂 Tak na 99%

        Jednakowoż Twój blog skupia generalnie osoby, że tak napiszę, bardziej doświadczone i poturbowane niż ja. Co nie znaczy, że chciałabym, żeby życie mnie bardziej dotknęło.
        Jest wspólny mianownik (niczym w matmie) – chęć bycia w ciąży, urodzenia dziecka….

        Dziś czara się przelała.
        Ty już wiesz, okres przyszedł, umawiam się do lekarza. Do lekarza, który zawodowo zajmuje się niepłodnością.

        Wylałam dziś może nie morze łez. Ale jakieś jezioro. I nie tyle po pliczkach te łzy płynęły, co gdzieś wewnątrz, w duszy.

        Znalazłam się na jakimś zakręcie. Może to wina tego listopada, który, jak to s-mother pisała, składa się z samych poniedziałków… A może wina tych wszystkich zaklęć i dobrych znaków, które nie zadziałały?
        Dziś wszystko jest do dupy. A ja jestem głębiej niż czarna dupa sięga.
        Jest mi źle. Jestem rozgoryczona. Rozżalona. I nie wiem co jeszcze.
        Może i poszłabym zapalić. Ale 1 listopada rzuciłam fajki.
        I w tej kwestii też jest dupa.

        Myślałam, że mam to już przerobione, że okresy nie robią na mnie wrażenia.
        A przyszedł jeb…ny listopad i wszystko popsuł.

          1. Jesli mam moj nastrój określić przymiotnikiem, bo w sumie to one cos opisuja, określają, to przychodzi mi do glowy tylko jedno slowo.
            Chu….wy.

            Przejdzie mi.

            Mam nadzieję.

      1. 16:30 😉
        Ale tym razem mam zrobioną listę z badaniami, które już miałam, listę badań które Wy podpowiedziałyście 😉 i jeszcze listę z moimi wątpliwościami 😉
        Jestem ciekaw co powie 😉

  16. Iza, czekamy na relacje:-) trzymamy kciukasy:-) oj by się zdziwił, jakbyśmy wszystkie tam z Tobą były:-) ale wsparcie na odległość też bardzo ważne 🙂
    Fajna przygoda, ale tak w oczy z chrumkami, bym się bała hihi 🙂
    A taka przyjaźń to skarb. 🙂 🙂

  17. Trzymam kciuki za Ciebie. Przy takiej energii płynącej od Przyjaciół na pewno będziesz silniejsza. Moi bardzo pomagają. Teraz, gdy mam kryzys przy tym całym leczeniu, to myślę sobie, że gdyby nie One, Przyjaciółki, to przyszedłby on znacznie szybciej. Po każdej wizycie dzwonią, piszą „wsparciowe” smsy, robią tzw: „obchód” :). Mimo, że teraz opadłam z sił i narazie nadzieja zamglona, to nie wiem co by było, gdyby nie było takich super ludzi dookoła. Tego się nie da zrobić we dwójkę. Przynajmniej ja bym chyba nie potrafiła. Tak to…zawsze ktoś jest, kto w myślach trzyma mnie za rękę. Jak jadę na wizytę, jak tam siedzę i drżę w środku z nerwów, jak kolejny raz coś się nie udaje. Ciągle pamiętam dzień, gdy Przyjaciółka ze łzami w oczach mówiła mi, że chciałaby , żebym oddała jej ten ból chociaż na miesiąc, żebym mogła odpoczać. Nigdy tego nie zapomnę. Dlatego ogarniam się, wstaję rano, wydobywam z otchłani siebie resztki nadziei , bo głupio mi przed światem… że ja tu w dole, a mam takich cennych ludzi dookoła, których ktoś inny może nie ma… Czerp radość z tego wsparcia, a ja trzymam za Ciebie kciuki. Życzę Ci jak najlepiej :*

    1. Doti, Iza już pewnie dojeżdża do kliniki, to ja Cię zapytam o Twoją historię. Opowiadałaś już tu o sobie?
      Dobrze, że masz takie wsparcie.
      Ja z kolei porażki wolę przeżywać w samotności, tylko we dwójkę. Nadmierne rzeczywiste zainteresowanie mnie denerwuje, gdy liżę rany, wirtualne można sobie dawkować.

      1. Masz rację, ja też dawkuję, nie lubię za dużo o tym gadać, ale one rozumieją ..pytają tyle, ile trzeba. Chyba już długo się znamy, poprostu wiedzą co kiedy powiedzieć. Mimo to staram się, by niepłodność nie zmieliła też naszej przyjaźni, żeby to nie był w kółko wałkowany temat. Wystarczy, że wypełnia mi każdy dzień. Narazie powiedziałam im już wszystko, więcej nie da się powiedzieć. Też czasem wolę przemilczeć.

        Jeśli chodzi o moją historię, to niezła dupa, jak to mówię:) Mi wygasają jajniki, a mąż ma słabe nasienie. W najgorszym koszmarze bym tego nie wymyśliła, ale to niestety prawda. Próbujemy na naturalnym cyklu, bo w klinice N. taki mają pomysł na takich jak my. Mija 8 miesiąc prób , niewiele z tego wynika. Narazie udało się tylko raz uzyskać zarodek, który nie dał ciąży. A tak to co miesiąc walka o pęcherzyk, z marnym skutkiem. Doktor Z. powiedział mi ostatnio , że czas nadać temu ramy czasowe, że proponuje jeszcze jedną próbę, a później plan B, czyli komórka dawczyni. Do tej pory walczyłam jak mogłam, żeby się trzymać w niezłej formie. Niestety comiesięczne roller coastery nieźle mnie rozjechały. Narazie straciłam nadzieję, że cokolwiek z tego będzie. Postaram się odgruzować.

        O Izie myślę dziś ciepło, żeby poszło wszystko dobrze. Żeby się udało. ..

        1. Doti, hej.
          A jakie masz fsh, amh i ile lat??
          Niestety masz problem z jakoscia komorek, przy wygasajacych jajnikach to standard.
          Ja na razie jestem przed decyzja o invitro i probuje naturalnie ale jak dotad w okresie dwoch lat jedna ciaza ktora okazala sie pustym jajem, i druga z wadami genetycznymi dziecka.
          U nas problem z jakoscia ewidentny plus inne przeszkody natury fizycznej, na chwile obecna usuniete.
          Ja suplementuje sie DHEA podobno poprawia jakosc komorek. Probowalas tego??

          1. Bilbao, przede wszystkim bardzo mi przykro, że u Ciebie tak to się smutno potoczyło 🙁 ech…ta niemoc jest okropna. Jestem pewna, że jeszcze jest nadzieja naturalnie, zawsze zostaje in vitro 🙂

            Jeśli chodzi o moje parametry;), to mam 32 lata, AMH te 8 msc temu 0,2. FSH nie wiem, bo lekarz mi tego nie zleca od dawna, bazuje na tej wiedzy, że mam AMH 0,2 i tyle. Jesli chodzi o leki, to on mi nic nie daje na wsparcie. O tym leku, o którym piszesz, ja nic nie wiem:( W trakcie prób próbował aplikować mi clostibegyt, ale to wogóle nie zadziałało, wiec nie daje żadnych leków. Ja nie wiem, czy to dobrze, ale ja konsultowalam te metode z innymi lekarzami w ramach kliniki N. Podobno tak się robi i tyle, że przy wygasaniu to czysta natura, bo leki drogie a nic nie pomogą . Ze wzgledu na to, ze on sugeruje koniec prób, postanowiliśmy iść na konsultację do kliniki B. Jeśli tam to potwierdzą, to ok, zaczniemy przygotowywac sie do adopcji komórki.

            Twoja historia potwierdza moje obawy, że mój biologiczny wiek tych komórek to 47 lat, a nie 32 …boję się trochę , że na siłę dążymy do posiadania własnego dziecka, ale przeciez nikt nie chce mieć chorego dziecka , tylko zdrowe. Zaczynam mieć wątpliwosci co do sensu zaplodnienia wlasnej komórki:(

          2. Doti, ja amh badane ponad 2 lata temu 0,8 a teraz nie wiem…nie badalam, cykam sie. A mam teaz 39 lat, wtedy 37. Teraz na pewno jest mniejsze.U mnie lekarze stwierdzili ze obie ciaze sa wynikiem wlasnie slabej juz jakosci jajeczek, bo i puste jajo plodowe i zd zdiagnozowane w drugiej to z duzym prawdopodobienstwem nastepstwo slabej jakosci komorek. Sama przegrzebalam temat, i suplementuje sie DHEA, biore sporo magnezu, wit. D – wazna przy staraniach, i wit. E- ta glownie w oleju lnianym. Nic wiecej zrobic nie mozna w takim przypadku, aczkolwiek zawsze, nawet przy tak niskim amh jak Twoj, mozna wyhodowac dobra komorke. A badalas sobie poziom wit. D, wiekszosc z nas ma jej niedobor, a to znowu ma wplyw na wynik amh, falszuje go.
            Wiem ze na blogu dziewczyny tez sie suplementuja i biora rozne kombinacje zeby polepszyc jakosc komorek, sprobuj, a nuz kto wie moze pomoze;-) szkoda ze Twoj lekarz taki bierny, w sumie moglby Ci chociaz o tym DHEA lub Q10 powiedziec….Slyszalam tez, ze akupunktura moze pomoc w poprawie jakosci. Mi co prawda aku bardzo poprawilo endometrium i jego grubosc i wyglad, a z jakoscia no to juz gorze, bo w ciaze co prawda zaszlam ale ze slaym skutkiem. Wiem jakie to wszystko jest trudne i obciazajace, ja przy naturalnych staraniach mam podobnie, licze na kazdy miesiac ze moze tym razem, ale konczy sie jak zawsze…Z nadziei przedokresowej zawsze przechodze w okresowy zal…konczy sie po okresie, potem znowu starania, proba wykrzesania optymistycznego podejscia, nadzieja i znowu historia sie powtarza. Ja staram sie nie poddawac, nie powiem, zebym wierzyla ze sie uda ale przynajmniej probuje i staram sie kazdego miesiaca.
            Z tym dawstwem komorki to jest zawsze jakas opcja. Nielatwa, bo kazdy z nas chcialby dziecko z siebie, ze swoich genow, ze swojej krwii. Ja widze po sobie, ze do kazdej decyzji trzeba dojrzec, przepracowac, przegadac, umiec pozegnac sie z dzieckiem z wlasnej krwii, i przestawic sie na inna opcje. Mam nadzieje, ze uda sie i Tobie dojsc do etapu w ktorym znajdziesz spokoj i przekonanie, ze wiesz co robic dalej i w ktora strone. Ale moze warto jeszcze sprobowac z tymi suplementami, nie masz nic do stracenia.
            Jak to mowia, dopóki kobieta ma macice wszystko zdarzy sie moze. Moja bratowa i siostra urodzily dzieci wpadkowe, w wieku 45 i 46. Ich amh na pewno byly kiepskie, smiem twierdzic ze gorsze niz Twoje. A mimo to..tak wiec sama widzisz. Moze jeszcze nie wszystko stracone;-);-)

          3. Absolutnie Cię rozumiem, bo stosuję podobne metody „wykrzesania” z siebie optymizmu na początku cyklu. Osiągnęłam w tym wprawę, bo po tygodniu zaczynam naprawdę w to wierzyć , że jestem zadowolona z życia  Działa tu chyba zasada machania ogonem – po jakimś czasie przestajesz to kontrolować. Rozumiem też Twoje upadki po porażce. To jest dla mnie kwestia nie do ogarnięcia: Jak tu się cieszyć na tyle, żeby to pomogło organizmowi i głowie , ale nie na tyle, żeby nie spaść z samej góry , jak się nie uda. Jak znajdziesz odpowiedź na to pytanie, to proszę o poradę 😉
            Co do suplementacji, to dzięki za rady. Z wcześniejszych postów wnioskuję, że leczymy się u tego samego lekarza, dr. Z – nie wiem, czemu on mi nic o tym nie mówił. Ja nie jestem chyba z tych, które buszują po necie i czerpią wiedzę od innych internautów. Może naiwnie sądziłam przez cały ten czas, że to lekarz powinien mi przekazać w temacie wszystko, co najważniejsze. Nie przekazal chyba – na następnej wizycie bardziej podrążę temat. Niedobry Z! 😉
            Jesteś bardzooo dzielna, że się nie poddajesz. Bardzo Cię podziwiam, że po takich przeżyciach tak bardzo nie odpuszczasz. Masz rację, cuda w medycynie się zdarzają ,a osoby z Twojej rodziny, o których piszesz, są na to najlepszym przykładem. Ja osobiście jestem za bardzo racjonalna i na ten cud specjalnie nie liczę , ale wiem, że czasem dzieją się rzeczy zaskakujące samych lekarzy.
            Na razie się nie poddaję, jeszcze pewnie trochę powalczę. A Tobie też życzę tego spokoju ducha, co by się nie zdażyło. Myślę, że tego nam najbardziej brakuje…

        2. Doti, cześć.
          Ale to jest przykre, kiedy młodej kobiecie wygasają jajniki… 🙁 Smutno mi z Tobą 🙁

          Biorstwo komórek to jest inna forma adopcji. Nie mogę się na temat biorstwa wypowiadać, bo nie mam doświadczeń, ale mogę od siebie powiedzieć kilka slów o adopcji – od kiedy się z tym pogodziłam, jestem zupełnie innym człowiekiem. Nawet dalsi znajomi mi mówią, że częściej się śmieję i mam więcej energii.

          Decyzja o adopcji zdjęła ze mnie ogromny ciężar – nawet nie wiedziałam, że to cholerstwo było takie ciężkie.

          Doti, nie chciałam gadać o sobie, ale tak wyszło. Chodzi mi o to, ze pozwól sobie zbadać myślami (na razie tylko myślami) jakby wyglądał świat, gdybyście zdecydowali się na komórkę dawczyni. Jak się czujcie w takim świecie? Jakie jest dziecko, jaka Wasza relacja? Jak wygląda świat odgruzowany, bez comiesięcznego roller costera?

          1. Iza, dzięki . Opowiadaj o sobie, bo takie masz doświadczenia, a one nas wszystkie tutaj jakoś łączą. Jak Bilbao napisała, że ma podobny problem do mojego, poczułam ,że mnie rozumie… Razem zawsze trochę łatwiej:)

            Jeśli chodzi o adopcję prenatalną, to zaczynam się z tym oswajać. W sumie mogę powiedzieć, że jestem już dość daleko w tym oswajaniu. Ze względu na to, że jesteśmy w takim momencie przejścia, a ja opadłam z nadziei, postanowiłam udać się do Pani psycholog, żeby uporządkować ten chaos, te smuteczki i bóle z ostatnich lat. Rozmawiałam z nią dość dużo o adopcji komórki dawczyni, nazwałyśmy wiele strachów, rozwiała mi pewne wątpliwości. To, co ważne…podobno ludzie dzielą się na takich, dla których te więzy krwi, geny, powiązania biologiczne w rodzinie mają ogromne znaczenie. Podała przykład osoby, która z bratem ma na pieńku przez lata, nienawidzą się, ale jak przyjdzie co, do czego, to mogą na siebie liczyć, zawsze zadzwonią, odnajdą się na końcu świata. Po drugiej stronie są osoby, które budują głębsze relacje poza rodziną i np. często doświadczają siły tych więzów z osobami, z którymi nie mają wspólnej krwi, a ta – po głębszym zastanowieniu- ma dla nich niewielkie znaczenie. Umiejscowiłam mnie i męża na tej osi, rozmawialiśmy o tym w domu. Czuję, że bycie taką mamą „społeczną” nie byłoby dla mnie chyba aż tak …trudne. Ja akurat, szczęście w nieszczęściu, widzę siebie na samym końcu tej osi w grupie ludzi, dla których geny mają niewielkie znaczenie, na co dzień doświadczam więcej miłości i zrozumienia od przyjaciół niż od niektórych osób z rodziny, dlatego może te doświadczenia tak mnie ukształtowały. Mąż jest bliższy drugiej strony, ale jednocześnie w miarę otwarty na adopcję prenatalną komórki dawczyni. Akurat w naszym przypadku przypuszczam, że łatwiej będzie mu pogodzić się z faktem, że to ja byłabym tą matką „społeczną”, a on ojcem biologicznym, niż na odwrót.
            Także masz rację, ja już o tym myślę, bo ta możliwość staje się coraz bardziej realna. Poza tym uważam, że to wielka decyzja, odpowiedzialność, nie wiem…należy się nad tym jakoś pochylić, postarać się chociaż w małym stopniu przygotować do tego etapu. Może jak to się już stanie, jak skończą się komórki, to po prostu będzie nam łatwiej przejść żałobę po tym wszystkim…przygotować się lepiej do planu B, może nie utonę w rozpaczy, że już koniec .
            Poza tym na tym spotkaniu z panią psycholog odkryłam, że ten świat , kiedy już zapada decyzja o adopcji komórki jest po prostu … łatwiejszy. Roller coaster się kończy. Ta otchłań, brak pewności, to stanie w miejscu, to poczucie ciężaru , które mi towarzyszy codziennie..ciągle widzę siebie jak astronautę zawieszonego w kosmosie, który spędza tam miesiące i lata i tak cholernie ciężko mu się poruszać a każdy krok jest taki trudny i powolny, jakby człowiek miał ołów zamiast stóp. Może po prostu już dość. Dość comiesięcznej niepewności , albo punkcji , kiedy po obudzeniu mówią, że nie było komórek w pęcherzykach, ile można znosić coś takiego ? Nie wiem, czy jestem w stanie już się wycofać totalnie z walki o tą własną komórkę, ale jesteśmy na pewno do tej decyzji bliżej niż dalej. Im częściej oswajam temat adopcji komórki, im więcej o tym wiem, tym z każdym dniem jest mi na tych barkach coraz lżej. Dokładnie tak, jak mówisz !!!!

  18. Ach dziewczyny! Tak psioczyłam a wlasnie dostałam telefon z N.!!! Nie od lekarza co prawda, ale niw wiem czy w tym palcy nie maczał:) miła pani poinformowała mnie o dodatkowej puli środków (bądź zwolnionych- z emocji nie pamietam;)) i zapytała czy jestem zainteresowana stymulacja jeszcze w tym roku. Tak tak tak!!!:) pytała o doen cyklu ale okazuje sie ze na antkach nie ma to znaczenia!:) dziękuje Ci mój dr Z., ze kazałeś mi je brac!:) maja jeszcze dzwonić w ciagu 2 dni. Jutro dzwonię jeszcze raz do mojego dr i byc moze za chwile i ja ruszę:) miałam juz po telefonie chwile zwątpienia, w końcu dopiero co ruszyłam z suplementami, ale co tam! Co ma byc to bedzie! Najwyżej przy następnej stymulacji bede juz po kuracji. A teraz biorę co sie da i wierze, ze tez pomoże:)
    Iza, wierze, ze sie miejsce zwolniło, bo ty juz z kolejki wypadałas;) dzień Twojego transferu i dla mnie jest szczęśliwy!:) jak dobrze pójdzie to faktycznie bedziemy śmigać z wózkami za rok;)
    A z tych mniej miłych rzeczy, dopadają mnie strachy które zwykle towarzysza nam w trakcie procedur, chyba muszę sie nauczyć je wywalać przez okno. Co ma byc to bedzie. W końcu czasem co by sie nie robiło, jest zle a jak sie nic nie robi, wychodzi dobrze- racja?:)

    1. Dallas, dzięki, no doprawy, czułam wokół obecność dobrych ludzi 🙂
      Licz Dallas, w wolniej chwili rzecz jasna, a ja się zajmę zaległymi sprawami (żeby nie zwariować) naprawą auta, papierologą, szyciem jak mi się palec wygoi, odwiedzinami u rodziców, spotkaniami na kawę z niepalącymi koleżankami (palenie pozostało u mnie obiektem drażliwej tęsknoty!) i wogóle mam taaaaakie plany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *