(Bardzo) krótkie wahanie i…

Pomimo, że byłam tam dziesiątki (setki?) razy, zawsze odczuwam podobny stres, kiedy czekam przed gabinetem lekarza w klinice niepłodności. Tyle było już niedorzecznych zwrotów akcji, że wiem – nie ma dnia ani godziny, muszę być gotowa na wszystko.
Dziś też, 4-ta (słownie: czwarta) wizyta o świcie w ciągu 6 dni, a my ciągle nie wiemy na czym stoimy.

Znowu przyjechałam 50 minut za wcześnie, czyli znowu stałam pod ZAMKNIĘTĄ kliniką (trzeba coś zrobić, zabić w sobie tę obowiązkowość!).
Znowu bez śniadania (o sorry, dziś wpałaszowałam kanapkę pod drzwiami lekarza).
Znowu strasznie spóźnię się do pracy.
Znowu idę do nowego obcego lekarza, bo mój na urlopie (to już skandal!).

Lekarz nie jest zbyt zadowolony z obrazu USG.
Endometrium nie powala (7 mm), dużo zrostów (przywykłam) i ten pęcherzyk. Ten wielki dziki koń. Pękł, ale zamienił się w torbiel krwotoczoną. Co to dla mnie oznacza? – pytam. To oznacza, że nie wytworzy się duże ciałko żółte i będę produkować mniej progesteronu.
Lekarz uprzedza o mniejszych szansach na powodzenie in vitro. Pyta, czy chcę czekać kolejny miesiąc.

1225641

Już było tak, że ciałko żółte było wielkie, endometrium grube, blastocysta dorodna jak polskie jabłka (ta ostatnia jest trochę słabsza, chyba 3BB) – i co? I nic. Po prostu zróbmy to. Nie chcę czekać, nie mam żadnej gwarancji, że za miesiąc będzie lepiej. Ej, no, jak ma się udać, to się uda.

No to jedziemy – kriotransfer w poniedziałek. Nie planuję wypoczywać do poniedziałku, przeciwnie, zmęczę się i pospotykam z fajnymi ludźmi. Odpocznę potem 🙂

***

Wszystko wskazuje na to, że jutro będę ostatni dzień w starej pracy. Bo zwolnienie po kriotransferze plus resztka urlopu pozwolą mi tam nie wrócić. Od kilku dni wychodząc z fabryki pakuję do torebki osobiste rzeczy z szuflady – wyprowadzam się cichaczem. Kilku osobom, które lubię, powiedziałam co się dzieje. Zdziwienie, kciuki, dopytywanie, czy zrobię pożegnalne piwko. Nie 🙂

91 komentarzy

  1. No. Decyzja jest. Do poniedziałku sendo jeszcze wzrośnie minimalnie. Ciałka żółtego to ja wogóle nie mam…. a nie! Mam przecież! W lodówce i w torbie (w listkach :).
    Jedziemy Mała !

  2. No to 3… 2… 1… i start:)

    Zaciskam kciuki z całej siły!!!

    Rozumiem szybką decyzję – czekanie, przekładanie dla stworzenia idealnych warunków jest mega frustrujące i męczące (to raz), a i tak nigdy nie wiemy czy w kolejnym miesiącu jakiś tam inny czynnik nie stanie okoniem.

    „Jak ma się udać to się uda…” – oby miało się udać, wypalić, zaskoczyć, wystrzelić niczym Apollo 11 :))

    Ściski!!!

  3. A ja dzisiaj dzwoniłam umówić się na wizytę, żeby wszystko przegadać co dalej robimy. I usłyszałam, że najbliższy termin to … 26 listopada. Ja, że to chyba jakiś żart, że jestem po nie udanym 5 transferze, że chcemy się spotkać z prof. że omówić ewentualną histeroskopię i scratching. A pani, że muszę dzwonić wcześniej żeby się umówić, bo są kolejki, ja na to że nie wiedziałam wcześniej, że 5 transfer też się nie uda. I o … wizyta w poniedziałek (ten poniedziałek). Nie ma miejsc a jednak są. K…a nie rozumiem tego.

    PS. TSH 0,69 czyli ok, a wit. D poziom nie wystarczający.

    Kolorowych snów 😉

    Imbirowa ja już zaciskam kciuki za jutrzejszą betę (tylko zrób siku prze pobraniem 😉 )

    1. Marta, jak usłyszeli twoja determinację to i termin się znalazł:) d już zacznij brać. Trzymam estrofem i duphaston oraz dowcipsy o smaku luteiny – w lodówce choć nie trzeba.
      Imbirowa, trzymam kciuki……

    2. Marta, już kiedyś to pisałam. O wit. D. Wiem, że to nie dla każdego dobra rada, a może prawie dla nikogo, ale ja mam dobre wyniki – dziwnie dobre jak na naszą szerokość geograficzną, a nic nie biorę. Prawdopoodbnie to od jedzenia kogla-mogla.
      Dobrze, że się uparłaś i znaleźli Ci termin wizyty szybciej! Zuch dziewczyna 🙂

        1. No w końcu nie wyszłam na jakieś leśne zwierzę! 😀 Uwielbiam kogla i od kiedy się okazało, że to on prawdopodobnie przyczynił się do dobrych wyników wit. D – jem co najmniej kilka razy w miesiącu.

          1. Nunu Iza, raczej nie wolno…a wlasciwie wolno bo przeciez wiadomo ze jak chcesz to zjesz, ale jest ryzyko bo to surowe jednak, a w ciazy chyba lepiej nie ryzykowac jesli naprawde nie trzeba…

          2. Niestety nie powinno sie jesc surowych jaj. Moja lekarka dala mi liste rzeczy, ktore nie powinno sie jesc, miedzy innymi surowe jaja, pasztet niewiadomego pochodzenia, majonez wlasnej roboty ( ze wzgledu na surowe jaja ) watrobke..
            Moja lekarka jest baaardzo ostrozna 😉

          3. Nie wolno ze względu na możliwość zakażenia listeriozą. Baaardzo wstrętne cholerstwo.

            Iza zaciskam wszystko, co mogę, żeby ten transfer okazał się „złotym strzałem”

    1. Iza, ja też myślę, że to dobra decyzja. Nie ma co czekać, tym bardziej, że żadnej pewności nie ma iż w następnym miesiącu coś sie nie przypałęta … a los, jak wiadomo, bywa złośliwy.
      A tak wielu i tak często w idealnych warunkach, tłustych endo, wielkich i dorodnych żółtych ciałkach i nadpodaży naturalnego progesteronu się nie udaje, a jednocześnie tam gdzie do ideału daleko zaskakuje…

      Przed Tobą kolejna bitwa, a Ty jesteś silna i dobrze do niej przygotowana.

      Iza, a teraz wiesz, coś na zachętę 🙂 będziesz pierwszą od lat osobą której informację o dwóch II przyjmę z radością, z entuzjazmem, bez cienia zazdrości. Czekam na ten transfer i na dobry wynik bety razem z Tobą 🙂
      Kciuki @@ zaciśnięte !!!

      1. Bilbao, dzięki. Zyskałaś tutaj opinię chodzącej encyklopedii zdrowia – więc jak Ty uważasz, że lepiej działać, to nie moze być inaczej!
        Tak sobie jeszcze myślę – Twoja zachęta to ten brakujący element układaniki, teraz to już musi pójść… 🙂

  4. Hej Wpadlam powiedziec ze wciaz jestem cichaczem a dzis chce zyczyc powodzenia i trzymam mocno kciuki Niech ten dziwny rok konczy sie dobrymi nowinami 🙂 Sciskam

      1. Milo mi, ja jestem praktycznie codziennie i podczytuje troszke duzo sie tutaj w komentarzach dzieje ;p Ale ja mam daleko do waszych etapow wiec nie mam co sie udzielac ale jestem i trzymam mocno kciuki :*

  5. Kochana sa tez naturalne sposoby na pogrubienie endo, jedno to czerwone winko a wiec w weekend polecam a kolejne to orzchy brazylijskie, po kilka co pare godzin. A dwa dni przed transferem, w trakcie i dwa dni po po 2-3 plastry swierzego annanasa. Ananas pomaga w zagniezdzeniu, juz nie pamietam dokladnie tych jego wlasciwosci ale ja uwazam ze to wlasnie on pomogl mi w dwukrotnym zagniezdzeniu sie zarodkow.
    Wiem ze to co pisze to dla niektorych tylko glupie gadanie, ale polecam poczytac pod poczatku watek na ktorym jestem, dziwczyny duzo pisaly o winku o orzechach itp, http://fajnamama.pl/forum/temat/in-vitro-grupa-wsparcia/?post=2918145#post-2918145
    Pozdrawiam i trzymam kciuki w poniedzialek

    1. W sumie, Anna, co mi szkodzi spróbować… Szczególnie z tym winem 🙂

      Nie uważam, że to tylko głupie gadanie. Uważam, że wszystko w co wierzymy, pomaga. Może naprawdę się skuszę na ananasa, za którym nie przepadam, ale czego się nie robi…

      Szkoda, że endo nie rośnie od oglądania filmów i jedzenia chipsów… 🙂

      1. Musi być świeży. Działa jakaś substancja, którą puszkowanie zabija.
        Jdnocześnie można jeść tylko parę dni i nie za dużo, bo z kolei ananas ma też w sobie coś wywołującego skurcze.

    2. Jakby to było dobrze, gdyby na mnie to działało. W poprzednim cyklu jadłam orzechy, piłam wino, łykałam aspirynę i nawet 6mm nie osiągnęło, a jak nie robiłam teraz nic, bo przerwa, to było ponad 7 mm.

  6. Iza Ty wiesz jak bardzo Ci kibicuje. I wszystkie dziewczyny tutaj. Dobry stadion by się uzbierał:)
    Może poproś o Prolutex. Jeden zastrzyk dziennie i bedziesz miała pewność że się wchłonie. Nic dopchwowego co wycieka. Oprócz tego miałam dupka 3×1.

          1. Ewelka, po namyśle – ja chyba nie chcę kolejnych zastrzyków. niech juz sobie wycieka ten lutinus, to przynajmniej nie powoduje nerwowego popiskiwania u mnie 😀

  7. Melduję się. Zrobiłam dziś po południu betę, bo jutro zaraz po pracy wyjeżdżamy na weekend. I chciałam wiedzieć przed. No i już wiem. Statystyki nie zadziałały tym razem. Zero. I znów weekend na pocieszenie. Ku.. no!
    Dziękuję Wam wszystkim za trzymanie kciuków.
    Zaklinałam rzeczywistość, wierzyłam, że się uda. Nie zamartwiałam się, cieszyłam się na zapas. Objawy inne niż po pierwszym transferze, wszystko tłumaczyłam sobie na plus. I dupa.
    Strasznie się boję, że nie zdążę. Że już zawsze będzie to pieprzone zero 🙁

    Iza, tak więc statystyki działają teraz na Twoją korzyść. Oby Ci się udało!

    1. Imbirowa, smutek 🙁
      Przykro mi, jakby to moje własne niepowodzenie było. Wszystko miało być inaczej.
      Ale wiesz co, Aniele, zrobiłaś? Pokazałaś nam, jakie można mieć podejście. Że można cieszyć się na zapas. Zostało mi to w głowie.

      1. Czizas Wężon troche to słabe co napisałas…walić statystyki,co to za durnota ze jak sie jednej nie udało to się drugiej uda i na odwrót?
        Imbirowa kochana,całym sercem jestem z Tobą,trzymaj się i zaszalej w weekend :*
        Iza bede od samego rana w poniedzialek trzymac kciuki,mysle że Twoje podejscie „co ma byc to bedzie”zdziała cuda i na tescie beda dwie kreseczki :)))

        1. Sza, wyluzuj, nie róbmy tu normalnego bloga i rozliczania z każdego słówka.
          Imbirowa napisała, że statystyki działają na korzyść Izy, a ja to pociągnęłam, w ramach zaklinania rzeczywistości. Oczywiście, że nie ma to żadnego znaczenia, czy którejś z nas się udało, czy nie (no może, im częściej by się udawało, tym większa nadzieja, że procedury coraz skuteczniejsze). Takie samo wróżenie, jak to czy akurat Iza wyjechała, czy lekarz się uśmiechnął i czy podeszłam do recepcji prawą nogą.
          Jesteśmy w tym wszystkim razem, tworzymy wspólnotę, potraktuj to z przymrużeniem oka, a nie oburzeniem.

      2. Kiedyś, często jak czekałam na autobus po szkole, liczyłam jemioły na drzewach na przeciwko przystanku. Taką wróżbę sobie robiłam.
        Jeśli wypadła parzysta liczba – to źle, jak nieparzysta – to dobrze. Albo odwrotnie.
        Potem nawet przeczytałam jedną (bardzo cienką) książkę Karola Junga i on napisał coś takiego, że wszyscy ludzie w sobie mają pierwiastek potrzeby magii w życiu codziennym, wróżenia z fusów, rzucania monetą albo liczenia jemioły. Albo wróżenia swojego szczęścia na czyimś losie właśnie.

        Jeśli któraś z nas mniej lub bardziej żartobliwie liczy statystyki – to robi to dla siebie. Dla własnego czarowania rzeczywistości.

        Mnie też rzuciło się w oczy, jak napisałaś Wężon „miejmy nadzieję, że zadziała to na korzyść Izy”, ale raczej z powodu nagormadzenia sprzeczności w jednym zdaniu – niepowodzenie Imbirowej & moja korzyść.

        Ale wiem o co Ci chodziło i wiem, że to tylko niefortunne ujęcie skrótem myślowym.

        1. Iza, to jest bardzo ciekawe, jak różnie odbieramy słowa pisane i intencje. I to samo, w zależności, od tego co kto napisał.
          Imbirowa napisała: Iza, tak więc statystyki działają teraz na Twoją korzyść.
          Ja tylko pociągnęłam, że jeśli ta porażka ma mieć jakiś sens, to niech to będzie Twoje powodzenie. Nie w sensie, że fajnie, że się nie udało, więcej szans dla Ciebie.
          Dlaczego Sza nie napisała do Imbirowej, że to głupie? Bo Imbirowa napisała to o sobie i jest smutna itd. A to jest to samo zdanie.
          Wiesz, to był taki trochę eksperyment. Zawahałam się pisząc to, ale zostawiłam, bo byłam ciekawa odbioru i czy zostanie to wytknięte nam obu, czy tylko tej chwilowo niezainteresowanej. 😉
          Całe szczęście w tej całej niekomfortowej sytuacji sztucznego zapłodnienia, że nie musimy ze sobą konkurować, nie zmniejszamy sobie szans i powodzenie innych nie ma wpływu na nas, a jeżeli już to tylko pozytywny. Bardziej doświadczeni lekarze z wynikami to skarb dla następnych pacjentek. Ciekawe, czy ktoś się na moim przypadku czegoś nauczył.

    2. Imbirowa szkoda…wiesz dla jednych porażki są dolujace a innych motywują do dalszej walki. Mam nadzieję że Ty już obmyslasz plan dalszego działania?:) kiedy wizyta i konsultacja co dalej?
      Przytulam mocno :*

    3. Imbirowa, przykro mi bardzo:(( pewnie jestes w trakcie weekendowego resetu. Mam nadzieje, ze wraz z nowym tygodniem odnajdziesz w sobie siły do dalszej walki. Wierze gorąco w to, ze każda z nas w końcu, w odpowiednim momencie, bedzie mama:) przytulam Cie mocno!:*

  8. Dzień Dobry. Ale wiadomości od rana. Odliczamy!
    Niezła jesteś z tą punktualnością. To o której wyruszacie z domu? Ja mam o tyle dobrze, że jak Laurę odwieziemy do szkoły o 7:45, to w Invimedzie jesteśmy parę minut po 8 i do pracy dojeżdżamy 10-15 minut później jak zwykle. Bo normalnie to nie udaje mi się wyjść razem z nimi. Jarek odprowadza, wraca robić śniadanie, a ja się szykuję, maluję i wychodzimy 8:15.
    Dobrze, że się zdecydowałaś, nie wiadomo, czy będzie lepiej za miesiąc. Przecież przy transferach po punkcji i przy tych na sztucznym cyklu w ogóle nie ma ciałka żółtego, bo nie było owulacji i się udają. Wiadomo, że lekarz chce zwiększyć szanse, ale bez przesady. Najwyżej więcej wydasz na sztuczny progesteron.

    Robimy Izuś idealną sztafetę. Twój koń padł, a mój rusza. Też odliczam – wczoraj zaczął się cykl, niespodziewanie wcześnie. Cykl 27 dni, idealna długość, dla mnie nietypowa. Zapisałam się na wizytę na przyszły piątek rano. I oczywiście nie może być spokojnie. Już na początku września zarezerwowaliśmy sobie wyjazd weekendowy, z myślą, że jakbym była w ciąży do tego czasu, to najwyżej nie pojadę. I kiedy ten wyjazd – oczywiście w przyszły weekend i poniedziałek. Wizyta w piątek w 9dc, zobaczymy co urośnie, ale lekarz może marudzić, że aż do wtorku przerwa. Mam nadzieję, że do 13dc pęcherzyk nie pęknie i latanie mu nie zaszkodzi.
    Ale nie ma co się martwić na zapas, nie wiadomo, czy coś w ogóle urośnie.
    Trzymajcie kciuki też za mnie, żeby pęcherzyk był. Albo kciuki za Izę, a za mnie dmuchajcie, żeby napompować balonik. 🙂

    1. Wężon, z racji dojazdu do pracy (niemożliwoscią jest tu zaparkować) – jeżdżę do kliniki (i pracy) autobusem. Muszę zarezerwować czas na korki i wziąć pod uwagę, że co najmniej jeden z autobusów się spóźni (jadę z przesiadkami). Więc jak mam np. na 7.50, wychodzę z domu o 6.20. W tym czasie autem byłabym już w Kazimierzu Dolnym 🙂

  9. Iza wspaniale, że się zdecydowałaś, w poniedziałek myślami i sercem będę z Wami. O której masz transfer? Ciałkiem żółtym się nie przejmuj, ja w ogóle nie wytwarzałam progesteronu, a ciąża się utrzymała.

    Imbirowa przykro mi:(:(:( Napisz, co dalej planujesz….

    Wężon u mnie plamienie znacznie się zmniejszyło. Mam nadzieję, że to nie cisza przed burzą, bo poprzednim razem, kiedy ustało na tydzień, skończyło się to wielkim krwotokiem. Wizytę mam 21 i odliczam niecierpliwie.
    A propo Twojego zaplanowanego weekendu, ja leciałam 8dpt i niczemu to nie przeszkodziło, lekarze też raczej nie widzą przeciwskazań samolotowo-okołotransferowych.

    1. U mnie to będzie dopiero 12dc, mam nadzieję, że balonik nie pęknie za wcześnie, jeśli w ogóle się tam zrobi.
      Jagoda, nie pogniewasz się jak poprawię: A PROPOS, nie a propo.

    2. Jagoda, trzymma kciuki, żeby wszystko szło w dobrym kierunku i żadna cisza przed burzą, a łagpodne wody oceanu! Kciuki puszczę tylko na chwilę, w poniedziałek po godz. 14, kiedy będę miała transfer 🙂

  10. Dziewczyny mam już wyniki pappa i wolne beta hcg. Ale pewnie na podstawie samych wyników nie da się nic wywnioskować prawda? Pewnie muszą to jakoś tam wyliczyć… czyli jeszcze czekanie. Chyba nie wytrzymam 🙁

  11. Ewelina,
    niestety interpretacji moze dokonac tylko twoj lekarz po wprowadzeniu danych do systemu. Nie wiem czy Cie to pocieszy czy nie ale jest to tylko statystyka, czyli powie Ci tyle ze iles kobiet z takimi wartosciami mialy zdrowe dzieci a iles chore. cholernie ciezko jest czekac na taka analize wiem, ale czesto jest tak ze nt u dzieci z wadami jest naprawde duzo wyzsze, sa to wartosci nawet w okolicach 8 i wiecej. A i tak jest procent dzieci ktore i z takim nt rodza sie zdrowe. Ale o czym ja tu pisze. calkowicie obiektywnie mysle ze wszystko jest ok!
    Iza,
    lecisz dalej, tak mi sie przypomnialo pewne stwierdzenie ktore nie tak dawno uslyszalam i we mnie uderzylo i chcialabym pozostswic pozytywny slad i u Ciebie, mianowicie: marzenia sie nie spełniają, marzenia sie spełnia! tak jak Ty to robisz!

  12. Iza gratuluję decyzji. Czekanie czy jajeczko idealne, endo milutkie i pulchniutkie, wiatr wschodni…..to nie działa, musi być TO jajeczko, TEN plemniczek i TEN moment – i tak będzie w poniedziałek dla Ciebie – mocno w to wierzę 🙂
    Imbirowa przykro mi szalenie:(

  13. Iza, ja też myślę, że bardzo słusznie zrobiłaś decydując się na najszybszy możliwy termin dopełnienia Waszego szczęścia 🙂 ja na Twoim miejscu też bym tak zrobiła. Nie wiem czy to akurat będzie „w TEN poniedziałek czy później i czy ten dzień będzie z Waszego kalendarza czy nie z Waszego”. Jestem pewna, że patrząc z perspektywy czasu – to nie będzie miało absolutnie żadnego znaczenia. I ten najbliższy poniedziałek bez względu na to czy się uda czy nie – zbliży Was do pokochania małego człowieczka.

    Oczywiście, życzę Ci z całego serca abyś mogła w życiu wracać myślami właśnie do TEGO poniedziałku dziękując za „Małe wielkie szczęście”. Będę w poniedziałek myśleć o Was.

    Dzisiaj nie mogę patrzeć inaczej na ten blog jak przez pryzmat tego co się wydarzyło w Paryżu. Jak pomyślę ile tam zginęło ludzi – zdrowych młodych ludzi którzy wyszli wieczorem np. na zwykłą pizze, może ktoś był w ciąży, może ktoś miał małe dziecko w domu, ile dzieci straciło rodziców – to patrząc z tej perspektywy myślę, że wczoraj wieczorem lepiej było być chorym i mieć „sztuczne serce”, niż być młodym i zdrowym i bawić się wieczorem w Paryżu. Ale to nie chodzi tylko o Paryż, bo jak wiemy można wsiąść do samolotu a pilot go specjalnie rozbije, można być szczęśliwą rodziną mającą dziecko a dziecko wpadnie to kanału i się zabije, bo jakiś głupek nie zamknął dobrze pokrywy, albo można być szczęśliwą żoną w zdrowej ciąży a okazuje się, że mąż ma nieuleczalnego raka….
    Kurcze, pomimo kłopotów, problemów jakie mamy, pomimo trudności w zrealizowaniu naszych najpiękniejszych i najważniejszych marzeń co do posiadania dzieci to warto na co dzień docenić, że wstało słońce, że mamy męża do którego możemy się przytulić, że mamy sprawne ręce i nogi i możemy choćby posprzątać dom w sobotę, że możemy starać się o dziecko – że mamy taką szansę. Wiem, wiem że dużo dzieci z patologicznych rodzin „ląduje na śmietniku”, mnóstwo osób z naszego sąsiedztwa czy rodziny i przyjaciół nie ma żadnych problemów z ciążą czy z kolejną ciążą i nas to przeokropnie boli…. Ale tak naprawdę, czy poprawiłoby nam humor gdyby siostra męża straciła dziecko? Gdyby sąsiadka z dziećmi miała wypadek? Gdyby tych wszystkich ciąż wokół nas nie było? Gdyby wszyscy mieli problemy z płodnością? Nie sądzę.

    W kontekście Paryża dzisiaj to „Śpieszmy się kochać /też młodych i zdrowych/ ludzi, bo tak szybko odchodzą”.

    1. Dziękuję za to co napisałaś o Paryżu. Bo mi słów brakowało. Dowiedziałam się rano (nawet nie z mediów, tylko przez telefon) i wstrząśnięta nadrabiałam zaległości w wiadomościach. Nie wiedziałam, jak wprowadzić tę Francję tutaj, jak oddać Paranom pamięć, kondolencje, ciszę, ale Ty to zrobiłaś i wyrażasz uczucia wielu osób. I jeszcze zrobiłaś wszystko co w swojej mądrej mocy, żeby z tej bezsensownej śmierci popłynęła dla nas jakaś nauka.

      Mnie to też przeraża – ludzie wyszli wieczorem na pizzę…

      Każdego ranka kiedy wychodzę do pracy, serce mi krwawi, że na tyle godzin rozstaję się z mężem. Warto kochać świadomie w każdą sekundę.

      *

      Asia, nawet nie wiesz jakie to miłe, że tyle ludzi, kobiet, tak bezinteresownie nas wspiera i dodaje dobrej energii!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *