W sobotę idziemy na warsztaty psychologiczne organizowane dla par, które stoją przed zabiegiem in vitro.
Chcę bardzo na nie pójść, zapisałam nas w środku nocy, jak tylko zobaczyłam informację o nich. Ale mały diabełek w głowie odciąga mnie na druga stronę i podpowiada, że przecież nikogo nie lubię i wszyscy mają pstro w głowie. Zatykam uszy , tararararara, będę go zagłuszać. Bardzo dobrze zrobi mi spotkanie z parami, które mają problemy podobne do naszych, bo widzę tylko czubek własnego nosa, a to być może przesłania mi coś istotnego.
Nie spodziewam się usłyszeć gotowej odpowiedzi na pytanie, czy lepiej mieć duże oczekiwania czy też bezpieczniej nie czekać na nic. Jak świat stary, nie było na to mądrego. Ale m.in. o tym mają być warsztaty, o nastawieniu do efektów in vitro. Ciekawa jestem, ciekawa…
Dam znać po warsztatach co o nich sądzę.
Policzyłam wczoraj, że łącznie wzięłam już 30 zastrzyków (w ciągu 3 tygodni). Bałam się huśtawki nastrojów po nich (resztę jakoś oboje zniesiemy). Ale nic, nic mi nie jest 🙂