Hiperstymulacja jajników. Transfer pod znakiem zapytania :(

No i jednak nie jest tak bajkowo.

Wczoraj od rana czułam się jakby obtłuczona od środka, w brzuchu. Byłam pewna, że po prostu źle spałam. I nawet w najlepszej wierze zrobiłam sobie małą gimnastykę. Potem się okazało, że najlepsze co mogłam zrobić to leżeć.

W południe zjadłam kilka łyżek ryżu. Zatkało mnie jak po wielkiej wyżerce w święta, aż nie mogłam oddychać. Ale nic to, we wszystkim widziałam jakieś wytłumaczenie, ryż jest syty, a ja nie będę panikować.

Od godz. 17 robiłam coraz mniejsze okrążenia wokół telefonu: dzwonić na numer alarmowy do kliniki czy nie robić z siebie wariatki, bo nic mi nie jest. Czułam się coraz gorzej. Od podbrzusza do mostka Dziwny ból. Kłopoty z wzięciem oddechu nie mijały, co chwilę ziewałam, żeby się dotlenić. W ulotkach  z kliniki pisali o duszności. Duszności to ja mam w autobusie miejskim w upalny lipiec. A teraz po prostu nie mogę wziąć porządnego oddechu.

Dwie godziny przed zamknięciem kliniki zadzwoniłam tłumacząc, że chcę się tylko upewnić, że nie ma powodu do obaw. Pielęgniarka mnie wysłuchała i zrugała, że nie biorę NO SPY.

– Same jajniki po punkcji nie dokuczają mi tak, żebym musiała brać leki, i tak biorę bardzo dużo innych – tłumaczę jej, ale czułam, że jest bardzo niezadowolona.

Podała mi do telefonu lekarza i w sumie ten też nie był zbyt czuły

– Dlaczego pani dzwoni dopiero teraz?

– Panie doktorze, nie chcę panikować, nie wiem czy jest powód, żeby robić histerię, chciałam tylko się upewnić, że mam sie nie przejmować…

–  Za ile może pani u mnie być?

***

– Nie spanikowała pani – powiedział lekarz dwie godziny później. – W brzuchu jest płyn, który naciska pani na płuca, a w jajnikach powiekszone torbiele. Jest pani przestymulowana.

Dawno już nie brałam zastrzyków, więc dostałam nowe, Fraxiparine. I lek Dostinex, który uchodzi za niezłego killera i lekarz bał się w okóle mi go dawać, proponował zażywanie u nich od jutra w przychodni, takie ponoć po nim są skutki uboczne. Uznałam jednak, że i tak się kiepsko czuję i nie chcę odkładać leczenia, bo z każdą minutą oddała się ode mnie możliwość transferu… 🙁

Dostinex przeżyłam. Rano kilkuminutowy zawrót głowy, który mógł być po czymkolwiek innym.

Dziś, w sobotę od świtu siedzieliśmy w klinice. Musiałam poleżeć pod kroplówką z elektrolitami. Lekarz ocenił na szczęście, że nie jest ze mną tak źle, żeby hospitalizować. No to uff…

Ale czy będzie transfer? Tego nam nikt dziś nie gwarantuje. Nie wiadomo, czy doprowadzę się do wystarczająco dobrego stanu…

***

Są i świetne wiadomości. Wszystkie pięć zarodków ma się dobrze i ładnie sobie rosną 🙂

2 komentarze

  1. Witaj.Jestem dokładnie 2 tygodnie przed Tobą ze zmaganiem się z niepłodnością.Ogromnie mocno trzymam kciuki za Ciebie i powodznie transferu,mam nadzieję,że Twój stan już sie polepszył.Czekam na koljny wpis i zapraszam do mojego bloga.Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *