1:0 dla ciebie zły losie…

Pojechaliśmy dziś na transfer, a trafiłam pod kroplówkę. Zamiast.

Nasze małe Bąbelki, mogliśmy je zobaczyć zanim trafiły do zamrażarki. Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego przeciwnicy aborcji mówią o dzieciach od chwili poczęcia… Przecież to nasze maleństwa, każde ma po 0,3 mm, jest już zdeterminowana płeć, kolor włosów, oczu…

Niestety, gdybym teraz zaszła w ciążę, powikłania tylko by się nasiliły, zaczynając na 100 proc. od pobytu w szpitalu, jeszcze bardziej bez tchu, na wycięciu jajników kończąc. To jakie ja mam dla zarodka warunki lokalowe…

Było nam bardzo smutno, do ostatniej chwili ważyła się decyzja, czy będzie transfer. Mąż, mój kochany mąż, ubrał się ładnie, prawie świątecznie. Tak bardzo się cieszył… Mnie jest może łatwiej. Jestem tak zryta tymi hormonami i lekami, że kontaktuję połowicznie i z opóźnieniem. Trudno mi było cieszyć się na transfer, kiedy dzień mijał mi głównie na szukaniu pozycji, w której mogę wziąć w miarę bezboleśnie oddech. Czułam, że jest nie tak jak powinno, że tak normalnie nie wygląda in vitro. Wiedziałam nie pesymizmem, ale ciałem.

Kiedy wróciliśmy do domu, mąż rzucił się w wir pracy. Miał zaległą, wiem, ale wiem też, że tego potrzebował, że tam musiał uciec.

Nadal leżę, nadal czuję się wstrętne, mam obwód brzucha podobny do obwodu biustu, a Mąż dba o mnie, dogadza mi, próbuje karmić. I co chwilę ogląda zdjęcie naszych Bąbli. Ustawił je sobie na pulpicie… Jest mu smutno, a ma na głowie jeszcze mnie, zdechlaka, z którym trzeba w nocy chodzić siku, bo słabnie. I dźwiga wszystko bez słowa skargi. Jak ja mu się za to wszystko odwdzięczę, jak ja  mu wynagrodzę…

Stało się, 1:0 dla ciebie zły losie, ale to jeszcze nie koniec! Jak tylko stanę na nogi, za miesiąc, za dwa, za trzy, wracamy do gry.

Nawet, gdybym skądś wiedziała, jak się to potoczy, zrobiłabym tak samo. Nic nas nie zatrzyma.

***

Mąż właśnie wrócił ze sklepu i coś taszczy schowane za plecami. Kuca przy mnie.

– Nie było kwiatków to mam dla ciebie coś innego za to, że wyhodowałaś takie piękne pęcherzyki… – mówi.

I wyciąga zza pleców płatki róży w cukrze… Hmm… Całe dzieciństwo mi stanęło  przed oczami i wszystkie dawne pączki, jakich dziś już nie ma. Jak on wie co ja lubię…

0 komentarzy

  1. Tak mi przykro,miałam nadzieję że uda się przprowadzić transfer,ale może faktycznie nic nie bierze się bez przyczyny i za miesiąc będziecie mieć transfer,który pójdzie gładko a potem będą 2 kreseczki.Życzę Wam szczęścia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *