Najpierw był obcym człowiekiem – przestraszonym, smutnym, rozpaczliwie zależnym od nas. Rączki miał obce. Skóra nieznana. Zapach też. Był bezbronny i potrzebujący kogoś bliskiego. Ale obcy.
Myliłam się. Raz czy dwa powiedziałam o sobie ciocia.
– Chodź do cioci – wymsknęło mi się, gdy brałam go z łóżeczka jeszcze w domu dziecka.
Nie czułam się z nim związana emocjonalnie. Nie czułam tych wielkich uczuć. Odpowiedzialność, wzruszenie, troska – tak, ale niewiele więcej. Prawdę powiedziawszy, wtedy nawet niezbyt mi się podobał. Gdy tam jeździliśmy, ówcześni opiekunowie mówili „zobaczycie, za kilka dni będziecie płakać, wychodząc, nie będziecie mogli się z nim rozstać”. Jednak minęło kilka dni, a ja nie płakałam. Lubiłam go, ale mogłam się z nim rozstać.
Kiedy przyjechał do domu, zamieniłam się w maszynę do karmienia, prania, usypiania i machania zabawkami przed nosem. Wcześniej chyba wyobrażałam sobie macierzyństwo inaczej – myślałam, że dziecko będzie spało, a ja będę szyć, czytać, pisać książkę i robić decupage na doniczkach.
Byłam zmęczona. Szczęśliwa, ale też osamotniona. Mąż w pracy, a ja nagle wypadłam z rozpędzonego pociągu pełnego ludzi i znalazłam się sama w domu, skupiona jedynie na 60 cm małego człowieka. Uczyłam się go i zajmowało mi to całe dnie. Nie potrafiłam o niczym innym mówić. Wydawało mi się, że przyjaciele już się mną znudzili. Że ja – Iza – zniknęłam, bo taka jest kolej rzeczy. Byłam w stanie, który nazwałam na własny użytek depresją poadopcyjną.
Uczucie rodzi się z czasem, ale pamiętam, gdy to poczułam, choć musiało istnieć już wcześniej. Poczułam coś obsesyjnego.
Kilka tygodni po tym, gdy synek pojawił się w domu, nocowaliśmy u rodziny. Synek jeszcze wtedy wciąż leżał praktycznie bez ruchu, spał tylko na plecach. Nie mógł zasnąć w nieznanym domu. Na zmianę próbowaliśmy go uśpić. Moja kolej. Położyłam się obok niego. Często, gdy go usypiam, szepcę do niego. Obiecuję mu, że już nigdy nie będzie sam, że zawsze będziemy z nim, nawet, jeśli na chwilę wyjdziemy z pokoju. Słuchał mnie, patrząc w sufit, słuchał, po czym nagle obrócił się do mnie. Pierwszy raz w życiu ułożył się na boku. Położył dłoń na moją twarz. Wtulił się, zasnął, poraził mnie prądem…
Dotknął miejsce, o którym nie wiedziałam, że istnieje. Gdzieś w samym środku mnie. Malec, który miał problemy nawet ze złapaniem zabawki, nagle precyzyjnie trafił w najczulszy punkt świata.
To jest mój syn, a ja jestem dla niego. Kocham go tak bardzo, że każde słowo jest za małe.
Iza, pięknie napisane 🙂
Co do uczuć, myślę, że to normalne, również przy biologicznym dziecku, ta wielka miłość nie zawsze się pojawia tak natychmiast, to wszystko dojrzewa, rośnie, w pewnym momencie razi tym prądem i dotyka najczulszego punktu…
Chyba każda matka czuje się na początku jak taka maszynka… Ale warto nią być 🙂
No piękne po prostu.
Łza w oku stanęła ze wzruszenia.
PS. Cudne zdjęcie 🙂
Dzięki, chciałam pokazać Wam troszkę Olutka 🙂
Jesteście niesamowici, cała trójka
Uff, dobrze, że uprzedzasz co może mnie spotkać za niedługo. Tyle lat czekania na dziecko, tyle czasu poświęconego na procedurę adopcyjną, może się wydawać, że jak tylko dostaniemy malucha do domu, to szczęścia nie będzie końca. Ale może się okazać też, że szczęście przyjdzie później. Dobrze to wiedzieć, by się nie obwiniać i szukać dziury w całym.
Dobrze, że już jesteście razem na całego 😉
Ja do ostatniej chwili myslałam, że szczęście na mnie spadnie wiosennym deszczykiem, a nie lawiną mieszanych emocji. Ale niektórym tak się zdarza naprawdę 🙂
Pieknie napisane i cudne uczucia
„Kocham go tak bardzo, że każde słowo jest za małe”
Mama Olka
Iza…. Łzy mi ciekną…
Jesteście piękni…
Ja gdy tylko urodziłam córeczkę, zachwyciłam się nią. Podobnie mój mąż. Brał ją na ręce i płakał z miłości. Gdy teraz oglądamy jej stare zdjęcia (stare! sprzed zaledwie ośmiu miesięcy), nie możemy się nadziwić, że uważaliśmy ją za przepiękną… Więc bywa i tak. Miłość czasem przychodzi od razu. Ale przez pierwsze miesiące nad miłością dominował strach i poczucie braku kompetencji. Tak bardzo płakała…
Iza, niesamowicie napisane 🙂 wzruszające i prawdziwe. Cały czas jestem z Wami i Wam kibicuje!
Aż nie do wiary, że ten czas od stycznia tak szybko zlecial. U nas wrecz galopuje odkąd wróciłam do pracy po macierzynskim. Ostatnio przyspieszył jeszcze z 3 razy. Na niekorzyść. Teraz nasz mały jest chory. Tym razem tylko gorączka. Śpi w łóżeczku, a ja leżę i patrze na niego i zastanawiam się kiedy tak urósł. Nie wiem.
Postanowiliśmy wrócić do gry w klinice. Nie udało się. Przed nami jeszcze jedna próba. Ostatnia. Ta paskudna niepłodność jednak wlazi buciorami w życie nawet jak się wydaje, że się już o niej zapomniało. ..
Gratuluję serdecznie dziewczynom, ktorym sie ostatnio udalo! Gratulacje Ninko! W końcu pojawiła się tu znowu dobra passa!
Gaju, ściskam mocno, smuce się razem z Tobą. Kiedy kolejne podejście?
Olga, zdradzisz kiedy kolejny transfer u Ciebie? Juz po screatchingu? Powiedz mi jeszcze, Wy robicie scretching, bo endometrium słabo rośnie czy z jakichś innych powodów?
cudownie ❤️
Ale się wzruszyłam… Pięknie i szczerze napisałaś o tych uczuciach. Też czułam się czasami bardzo osamotniona z moim hajnidkiem. I wykończona 🙂 Wszystkiego najlepszego dla Was! Rośnij zdrowo, Olutku.
Magiczne uczucie, najpiękniejsze… głębokie, szczere – Jestem bo jesteś!
cytat z Mleka i mód: 'Tak bardzo staram się zrozumieć, jak można wlewać całą duszę, krew i energię w kogoś nie chcąc niczego w zamian. Bedę musiała zaczekać aż zostanę matka’
Tulę Was z całych sił Izka.
Cudownie ujęte w słowach, życzę Wam pełni szczęścia i tyle miłości przez całe życie 🙂 Buziaki dla Olutka i Gapy 😉
Dzień dobry
Na wstępie chciałam się przywitać i serdecznie pozdrowić całą waszą rodzinkę .
Iza twojego bloga czytam od prawie 2 lat ale prędzej nie odważyłam się nic napisać. Czytając o Tobie tyle czasu mam takie wrażenie jakbyśmy się znały. Dziękuję że stworzyłaś takie miejsce dajesz naprawdę dużo siły i nadziei dla starających się par. Twoje teksty sprawiają że łza się w oku kręci. Za jakiś czas postaram się opisać i naszą historię a na razie pozdrawiam wraz z moją 6 miesięczną kruszynką, która słodko sobie śpi.
Dzień dobry Honorata i dzień dobry Kruszynko 🙂 Czekamy na Waszą opowieść!
Wcześniej chyba wyobrażałam sobie macierzyństwo inaczej – myślałam, że dziecko będzie spało, a ja będę szyć, czytać, pisać książkę i robić decupage na doniczkach.
Iza ja myślałam dokładnie tak samo 🙂 moja miłość także rodziła się z każdym dniem a właściwie tygodniem. A teraz tonę w jej oceanie i nie zamierzam sie ratować…
My tymczasem złożyliśmy komplet dokumentów w OA. Stanowczo zatrzasnęłam drzwi klinki. Mam tylko problem z uzyskaniem zaświadczenia od lekarza rodzinnego o tym, że mój stan zdrowia jest prawidłowy bo choruję na Hashimito i niedoczynność. na szczęście w OA przemknęli oko i muszę od endokrynologa dostarczyć zaświadczenie. Swoją drogą złośliwy okazał sie ten mój rodzinny bardzo. I jeszcze za to zainkasował 60 złociszy…ehhh.
No ale nowy rozdział rozpoczynamy powolutku.
Aga, no naprawdę… Choroby tarczycy nie są ŻADNĄ przeszkodą w adopcji. Twoj lekarz jest co najmniej dziwny. Za co, przepraszam, pobral kasę???????? Moj lekarz rodzinny klaskał z radości na wieść o adopcji. Zrobił nam badania ekstra dla własnej wiedzy i dał dobrą opinię.
Dwa razy Ciebie czytałam. Że zatrzasnelas drzwi kliniki. Szacun i do przodu 😉
Iza skasował za zaświadczenie. Bo on mi je w zasadzie podpisał ale przy pytaniu czy mój stan zdrowia jest prawidłowy postawił cymbal znak zapytania z komentarzem do mnie , że jak dają głupie zaświadczenia to będą mieli głupie odpowiedzi. Gdy powiedziałam, że to mi A nie im robi problem stwierdził, że trudno…mieszkam w małej wsi i innego lekarza niestety brak ☹nk gamoń dobrze, że w OA jest cudowna pani dyrektor.
Aga M.,przepraszam że się wtrącam…Musimy uważać,niektórzy lekarze chcą poprostu naciągać ludzi.Ja wprawdzie w innym kraju,ale tez przy certyfikacie zdrowia chcieli kasę,ba za badania musieliśmy zapłacić.I dopiero pani przy kolejnych badaniach uświadomiła nas że jeśli to do adopcji,to jest bezpłatnie!Jak załatwiałam w Polsce odpis aktu urodzenia,to sami mi w urzędzie mówili że jeśli do adopcji to nic nie płacę.Więc myślę,że i zdrowotne sprawy chyba w Polsce też bezpłatnie?A lekarze szukają zarobku….
Aga M – czytam już któryś raz to, co napisałaś.. Uśmiecham się sama do siebie 🙂 Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! Mocno trzymam kciuki, by teraz było juž z górki! Uściski!
Ewa Ty wiesz, że łatwo nie było….
Iza ❤
Mam pytanko do doświadczonych kobiet 🙂 Czy któraś z Was miała problem z przewlekłym nieżytem nosa z powodu brania hormonów lub ciąży? Ja się szpikuję hormonami już od ładnych paru lat i ciągle mam problemy z normalnym oddechem przez nos. Ale to bardziej jakby otworki były pomniejszone niż jakiś tragiczny katar. Alergie mam wykluczone, przeziębiona nie jestem.
Mondom, a to nie jest problem z zatokami?
Ja tak miałam, cały czas katar, cały czas krople aplokowalam do nosa, mąż krzyczał na mnie że już śluzówki nie mam i kupiłam viksy pobrałem je trochę i przeszło
Szczerze mówiąc ja już nie mam pojęcia co to jest. Byłam już chyba u 4 lekarzy i brałam różne leki ze skutkiem zerowym. Muszę się wybrać do laryngologa, ale teraz mam ciężko się wyrwać z pracy. Wyczytałam że powodem mogą być hormony i tak się nad tym zastanawiam.
mondom masz rację. odpowiada za to wzrost estrogenów. na miałam ciągły katar ale taki właśnie z zatkaniem zatok do samego porodu gdzieś od ok połowy ciąży. Koleżanka miała to samo. Nawet na porodówkę poszłam z kroplami do nosa. (można używać tych o niskim stężeniu – dla dzieci). Przeszło mi dopiero gdy po CC dostałam antybiotyk.
Aga M. Ja w chwili obecnej jestem w sztucznej menopauzie. Wziełam 6 zastrzyków Diphereline więc teoretynie poziom estrogenów mam minimalny, ale objawy dokladnie takie jak opisujesz..
Aaaa i dodam jeszcze że jak byłam w listopadzie na operacji i nie było mnie 5 tygodni w domu + głodówka przez spory okres czasu i bycie tylko na kroplówkach to mi przeszło. Stąd było podejrzenie alergii. Wyniki mojej morfologii też się wtedy poprawiły, bo ja zawsze mam WBC na poziomie 4 a po szpitalu podskoczyło na krótki czas do 8.
Mondom, masz leukopenię/neutropenię? Bo to może mieć cholerny wpływ na niepłodność…
Gaju nie stwierdzoną. Byłam u hematologa bo mam mutację genu pai-1 ktory moze powodowac poronienia (jedno za mną) oglądał wyniki ale nic nie stwierdził. Mam endometrioze 4 stopnia. Niby moja odpornosc powinna byc wieksza, ale tak nie jest. Przy in vitro dostalam sterydy na obnizenie odpornosci zeby organizm nie odrzucil zarodka (bo tak ponoc czesto jest przy mojej przypadłosci) i zarodek sie przyjał tyle ze na chwilę.. potem nabawiłam się półpaśca.
Moja hematolog twierdzi, że bardzo duży odsetek jej pacjentek ma problemy z płodnością. Ja widziałam kiedyś artykuł pokazujący zależność między niskimi WBC a poronieniami i wczesną menopauzą (mój przypadek…) Półpaśca też zaliczyłam i mnóstwo innych dziwnych chorób, właśnie ze względu na obniżoną odporność. A zarodki i tak się nie przyjmują…
Gaju a można jakoś to leczyć? Mi wszyscy lekarze zwracają na to uwage, ale w sumiw na granicy normy więc nic nie zalecają. Muszę poczytać w jaki sposób wpływa to na niepłodność, bo Ty pierwsza zwróciłaś na to uwagę. Dziękuję!
No właśnie, nie chcę straszyć, ale ja jestem nadal wściekła na różnych prof. którzy olewali temat. Nie wiem, czy by się udało wcześniej, ale kiedy w końcu ktoś kazał mi zbadać AMH, to już było na wszystko za późno.
Niskie białe krwinki (ja mam z reguły koło 3) mogą świadczyć o nowotworach krwi, uszkodzeniu szpiku itp. Mój nie pracuje zbyt dobrze, ale nic się z tym zrobić nie da. WBC można podwyższyć lekami (accofil), ale nie można ich brać długo. Niektórzy zalecają przed transferem. U mnie nie zadziałało, tzn wbc urosło, ale ciąży nie było. U mnie łączy się to jeszcze z nieprawidłowym profilem cytokin.
Piękne chwile i piękne uczucia się rodzą 🙂
A ja piszę żeby się pożalić..
Jestem w szpitalu i czekam na poród. Moje dzieciątko jest źle ułożone „położenie miednicowe prawe” co w 39 tc nie wróży niczego dobrego. Dziecko waży 3.5 kg i na razie jego waga jest ok do tego typu porodu ale ono caly czas przybiera na wadze i jak już się zacznie poród to będzie za duży ;( to jest mój drugi poród. Pierwszy był naturalny i przez to mogę teraz spróbować rodzić naturalnie ale nikt nawet nie próbuje wywoływać porodu no i siedzę już tak trzecią dobę
A w domu czeka na mnie 18msczny maluszek ;((((((((
Zaraz tu się rozryczę ;((((
Kamila, dobrze Cię rozumiem… Jak ja leżałam na patologii ciąży tuż przed porodem 5 dni to codziennie wylam za moją 18 miesięczną córeczką 🙂 wiem, co czujesz, musisz to przetrwać, nie ma wyjścia!! Trzymam kciuki za poród, oby poszedł szybko i bezproblemowo:) wiem, że łatwo się mówi, ale nie pozostalo Ci nic innego jak wmawianie sobie, że wszystko jest świetnie, dzici zdrowe i że na pewno będzie to mega przyjemny poród wszech czasów!! Daj znać jak już będziesz po:) ściskam mocno!!
Cieszę się, że w końcu przeczytałam tak szczerych parę zdań. Zawsze wydawało mi że kiedy spotkam moje dziecko, łzy popłyną do oczu i poczuje wielką miłość. Tak nie było. Pierwsze podejście nieudane. Czekam na drugi telefon, latwo nie jest. Rodza sie pytania w głowie, czy dziecko nam jest jeszcze dane. Rozmawiam ze znajoma z grupy i okazuje się, że też wielkich uczuć nie było na początku. Trzeba się siebie nauczyć, poznać, więzi nie nawiąże się tak odrazu. Szkoda, że tak mało matek o tym potrafi mówić.
Gaja nie straszysz, sama wyczytałam o możliwych przyczynach takich wyników krwi. Mam takie od zawsze i tylko w tym okresie szpitalnym miałam wyzsze. Dobrego lekarza znaleźć to jak wygrana na loterii.. Moj hematolog opowiadał o żyrafach w afryce jak to nie stosują metody in vitro.. chirurg naczyniowy na moje niewydolne żyły w konczynach patrzył przez sekundę, potem opowiadał jak cudownie wyleczył się z raka dobrymi myslami, a genetyk nie wiedział o jakim genie mowię. O ginekologach mozna by napisać osobną książkę niestety.. przykro mi, że w porę nie trafiłaś do dobrego specjalisty 🙁
Wzruszające Iza… Czekam z niecierpliwością na ten ogrom uczuć
Hey ja miałam cały czas katar w ciąży jednej i drugiej i jak urodziłam ręką odjął. Laryngolog wpisał mi pronasal i to pomagało – kropelki
Hej dziewczyny, nasza córeczka Nina jest juz od tygodnia na świecie:) 55 cm i 3200:)
Dziekuje pieknie za wsparcie, ktore tu dostałam w chwilach zwątpienia tudzież burzy hormonów:) Iza, Tobie jeszcze raz dziekuje za to miejsce bo bardzo mi pomogło. Trafiłam tu przypadkiem ale nic nie dzieje sie przypadkowo:) Przy okazji ucałowania dla Olka:) Trzymam kciuki za wszystkie starające sie o maleństwo. Buziaki i pozdrawiamy cieplo
Sonia, gratulacje!!!!!! Oluś po niemowlęcemu całuje Ninę!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się udało 😉
Soniu gratuluję Ci z całego serca! Ninko witaj na świecie Maleńka
Cześć Iza i Dziewczyny!
Nie było mnie u Was bardzo długo 🙂 Moja Córcia (pierwsze podejście do in vitro i jedyny zarodek) ma już 15 miesięcy 🙂 ale ten czas leci!
Spróbuję nadrobić wpisy, ale … Iza, przede wszystkim najpierw wielkie gratulacje 🙂 czytałam wszystkie Twoje wpisy w starej formie bloga o przygotowywaniach do adopcji i teraz przeniosłam się w czasie i widzę, że macie Syna! Gratuluję!
Gratuluję również wszystkim, którym szczęście dopisało, a za pozostałe trzymam mocno kciuki!
Mały update – ja właśnie wystartowałam do kolejnej procedury. Nie mamy zarodków, więc startuję od zera. Zobaczymy jak tym razem „pójdzie”.
Iza, jaki piękny wpis. I co ważniejsze – niezwykle prawdziwy.
Chcę Ci też powiedzieć, że bardzo rozumiem to, o czym piszesz. Mimo tego, że nie mam – jak wiesz – adoptowanych dzieci. Ale to nie znaczy, że miłość do dziecka spadła mi z nieba – też musiałam w jakimś przedziwnym sensie uczyć się uczucia. Może to jest źle powiedziane, bo przecież kochałam od początku. Ale moje narodzone dziecko było dla mnie nowym „obcym” człowiekiem. Nie mam tu na myśli, że nie darzyłam dzieci uczuciem. Mam jednak na myśli to, że to uczucie dojrzewało, narastało, wzrastało. Rośnie cały czas. Nawet chyba o tym coś napisałam, poszukam…
I to chyba kolejny raz pokazuje tę wielką prawdę, że NIE MA różnicy, skąd jest to dziecko. Z czyjego brzucha. Po prostu.
Całuję Was serdecznie. Niech Wam miłość rośnie pięknie i słodko.
Mam!
https://ziomalkowyswiat.wordpress.com/2012/07/27/ja-nie-chce-wcale-walczyc-z-czasem-wspomnieniami-g-turnau/
Juti, sposób, w jaki opisujesz rodzącą się miłość, przyprawia o ciary. Każde Twoje słowo jest w punkt, wzruszające i prawdziwe. Dziękuję, że przypomniałaś mi o tym pięknym wpisie.
Iza, to normalne.Ja się zakochałam w Julii jak tylko zobaczyłam ją na USG, ale później też były momenty że wydawało mi się że jestem sama i nie dam rady. To ze zmęczenia i strachu. Później jak skończysz macierzyński raz jeszcze będziesz mieć to uczucie, że nic nie wiesz, nie dasz rady, jesteś sama i padasz na twarz. Ale znów Twój SYN dotknie jakiegoś miejsca i wszystko minie. Macierzyństwo jest cudowne…. ale i baaardzo trudne, tylko że o tym nikt nam nie mówi póki się same o tym nie przekonamy. A może nawet mówią tylko nam się wydaje, że w naszym przypadku będzie inaczej i nas te kłopoty nie będą dotyczyć.
Oj, Wiktoria, tak, poruszyłaś ciekawy temat. Mówią, że macierzyństwo jest trudne, ale zwykle wydaje nam się, że nas to nie dotyczy. Podobnie jak to, że zawsze myślałam, patrząc, jak się zachowują inne dzieci (brudzą, płaczą, ciągną za włosy), że moje takie nie będzie. HA HA HA… 🙂
Moje wyobrażenia o macierzyństwie – identyczne.
Moje refleksje na temat tej szczególnej sytuacji matki na urlopie macierzyńskim – identyczne. Ta dziwna sytuacja, kiedy nagle jeseś samotna mimo, że nie sama, że czujesz sie odstawiona na boczny tor, mimo że pełnisz jedną z najważniejszych ról w życiu (jesli nie najważniejszą).
Miłość rodziła się powoli, najpierw było atawistyczne poczucie odpowiedzialności, obowiązek chronienia potomstwa. Teraz, 2,5 roku później dałabym się pokroić w plasterki za moją córkę. Kocham ją jak nikogo innego kiedykolwiek na świcie.
Czytam, jakbym czytała o sobie. Takie uczucia są po prostu uczuciami matki. Matki w ogóle, a nie tylko adopcyjnej matki. Ten proces stawania się matką trzeba przejść, świat wywraca się do góry nogami i trzeba się w tej nowej sytuacji odnaleźć, co dla nikogo nie jest łatwą sytuacją, radosną, ale trudną do przepracowania.
Mam w depozycie 3 zarodki w 5 dobie hodowli.Są to: bl.3BB, bl4BB. Czy wiecie może co to oznacza i czy to dobrze czy nie?
Z tego co pamiętam, to są oznaczenia jakości zarodków, oznaczają je wg ich rozwoju, tzn 5AA jest najlepsze, im niższe oznaczenia tym wolniej/gorszej przebiegał podział komórek. Ale nie ma się tym co sugerować, ja pierwsze dwie blastki dostałam 5AA a trzecią 3BA z 6 doby i ma już 2, 5 roku, gada jak najęta:) poza tym nigdy nie wiesz jakie oznaczenia maja dzieci z „normalnych” ciąż:)
Kamila urodziłaś?
Widzę że 5 dni temu pisałaś że czekasz w szpitalu na poród i tęsknisz za swoim maleństwem, które czeka na Ciebie w domu.
Daj znać co u Ciebie
dziś znajoma wkleiła na fb 🙂 https://www.facebook.com/LodzkieMamy/photos/a.656465054432856.1073741827.348016045277760/1817344725011544/?type=3&theater
to tak w kontekscie co wiktoria napisała i Ruda 🙂
Hej, melduję po czasie. beta wykryto w 10 dniu od transferu do 15 ładnie rosła. Dziś już trochę zasiala mój niepokój. Wynik sprzed dwóch dni 166,a dziś 244, czyli brak wymaganego wzrostu 66%. Przede mną ciężki weekend. Wypróbowalam do tego transferu wszystkie środki ostrożności jakie moglam: scratching, akupunktura od roku, heparyna non stop od transferu, tevagrastim przed crio na wzmocnienie endometrium i teraz raz na tydzień na utrzymanie ciąży, enbrel, tacni i oczywiście standardowe leki po transferze. To moja piąta ciąża i żyje w ciągłym stresie od crio, walczę o każdy dzień…. Niech już będzie poniedziałek…
Nikki trzymam kciuki żeby wszystko było dobrze!
Nikki, przekalkuluj to w jakimś hamerykańskim kalkulatorze na godziny, bo to też jest ważne. Trzymam kciuki za ciebie.
Kaju, przepraszam, że tak późno odpisuje. My scratching robimy standardowo w mojej klinice. Teraz chyba jeszcze będę miała accofil. Czekam na @ i będę się umawiać na scratching. Poki co, mam mega zapchane zatoki i głowę jak w pralce a Helena gila i kaszel…Aty?
Gratulacje Nowe Mamuśki:) Uściski dla bobasów!
Opisałaś dokładnie to co czułam po urodzeniu Ali, słowo w słowo…
A teraz dokładnie półtora roki od tego już wiem ze każdego dnia kocham ją jeszcze mocniej, ze to wszystko wybuchło we mnie pewnie z opóźnionym zapłonem ale oszalałam na jej punkcie i uwielbiam być jej mama i warto było czekać na nią nawet te 5 trudnych lat!
I tak bardzo się cieszę za każdym razem jak do Coebie po cichutku tu wpadam że masz tak samo!!!!
Nadzieja zdasla… Beta 323. Muszę się pogodzić, jakkolwiek trudne to będzie, że nie jestem stworzona do macierzyństwa droga biologiczną…
Przytulam 🙁
Tak mi przykro…
Nikki, przykro mi… 🙁
Nikki, przykro mi:(
Za wcześnie pytać…Masz plan na przyszłość?
Mam jeszcze jeden zarodek zamrozony. Wykorzystam go we wrześniu. Przez miesiac muszę „się oczyścić”. Zamierzamy też przystąpić do adopcji, to chyba już nasza jedyna droga… P. S a wczoraj myślałam o Tobie, że coś zniknęłas
Hej dziewczyny, czytam was od bardzo dawna. Ale dziś mam tak jakoś wyjątkowo smutny dzień i postanowiłam coś napisać od siebie. Mam już 39 lat i bardzo chcę zostać mamą. Ale mój mąż od dawna ma problem z płodnością, a nawet z odbyciem stosunku i nie chce się leczyć na poważnie. Chodzi do lekarza, łyka tabletki ale od prawie 8 lat staramy się począć naturalne i nic z tego nie wychodzi. Niestety każdą moją próba podejścia do tematu kończy się porażką. I jestem zrozpaczona bo nie mam już sił i argumentów do rozmowy. Wiem, że przy jego chorobie i wynikach nie ma szans na poczęcie naturalne, ponieważ nie ma ani prawidłowych, ani ruchliwych i żywych plemników. I oszukuje się próbując nowych specyfików, że to coś pomoże. Ja jestem po wszystkich konsultacjach i wiem, że nasza jedyna droga to próbować zapłodnienia sztucznego. I nie jest to kwestia światopoglądu, pieniędzy czy religii. Nie wiem co robić, bo nie umiem sobie sama z tym poradzić. Może któraś z was miała podobny przypadek?
Patrycja, trudno się radzi „z daleka” i może to być trafione, jak kulą w płot…
Skoro Twój mąż się „leczy” to znaczy, że chce dziecka? A może tylko tak mówi?
Chyba bez pomocy psychologicznej się nie odbędzie… bo to dziwne, że chodzi do lekarza, ale ivf nie chce… Gdzie leży problem?
Może powinnaś go postawić pod ścianą? Albo – albo? Umówić wizytę i powiedzieć „albo idziesz tam ze mną, albo pakuj walizki”? Ty chyba już nie bardzo masz czas na argumenty słowne… Przecież tak naprawdę jego rola w IVF sprowadza się do jednej wizyty/pobrania/punkcji…
Może spróbuj go skontaktować z innym mężczyzną, który ma za sobą takie problemy, ale nie na zasadzie prośby, tylko postaw go przed faktem dokonanym, czyli np. zaproś kogoś takiego do domu i zostaw samych?
Jest też kilka mądrych blogów prowadzonych przez niepłodnych mężczyzn, może jakoś podsuń? Taki „krótki blog wersja męska”?
Patrycja, z Twojego opisu wydaje mi się że twój mąż bardziej niż androloga potrzebuje psychologa.. może powinien pogadać z innym mężczyzną, który podchodził do in vitro? Jak nie ma z kim albo się wstydzi to niech napisze do mnie. Jest kontakt na moim blogu: invitrozpgd.pl. Może rozmowa z innym facetem otworzy mu oczy. Osobiście myślę że nie powinnaś dłużej pozwalać na to jego „leczenie”, bo w końcu będzie za późno. A potem wasz związek może podupaść bo nigdy mu tego nie wybaczysz że straciliście okazję na dziecko.
Pozdrawiam,
Kacper
Mojej koleżanki mąż też nie chce się leczyć, niby chce mieć dziecko, starają się już ok 6 lat i nic.. Ona nabawiła się depresji i nerwicy. On jest niereformowalny, jest tak dumny że nie potrafi pójść do lekarza od leczenia niepłodności. Próbowałam namówić ich na wizytę u psychologa malzenskiego, (my chodziliśmy przez jakiś czas, trafiliśmy na super Panią psycholog i bardzo nam pomogły te spotkania) ale on się nigdzie nie wybiera. Tak samo jak jej tak też Tobie polecam wizytę u takiego psychologa, warto.
Poza tym uważam, że jeśli twój mąż (tak jak mąż mojej koleżanki, często przerabiam z nią ten temat) nie chce się leczyć to tak naprawę podejmuje decyzje o bezdzietnosci za Was dwoje, do czego nie ma prawa.. Zawsze sobie myślę, że wierzę, że bardzo się kochacie to za 15 lat prawdopodobnie nie pogodzisz się z brakiem dziecka i albo wpadniesz w depresję z nerwica albo będziesz mężowi to wypominac do końca życia.
Trzymam za Was mocno kciuki:) naprawdę warto udać się do psychologa.
Dziękuję wszystkim za wsparcie i dobre słowa. Jedziemy teraz na urlop i muszę przemyśleć sobie wszystko jeszcze raz, a może znajdzie się okazja do poważnej rozmowy. Czuję, że pomoc psychologa byłaby nam naprawdę potrzebna, być może nie tylko w tej kwestii. Ciesze się, że jest miejsce, w którym wreszcie można komuś szczere powiedzieć o swoich obawach, tak naprawdę nawet z przyjaciółką trudno o tym wszystkim mówić. Pozdrawiam wszystkich ciepło.
Patrycja udanego urlopu. Czasem taki wyjazd pomaga się zdystansować, spojrzeć z nowej perspektywy i porozmawiać na spokojnie.
Dziewczyny może któraś pomoże, potrzebuje dokładnego składu czopków z viagrą, ma może ktoraś coś? bo u mnie skład nie do odczytania 🙁
SILDENAFIL
Pati ja mam, ale tak samo pismem lekarskim nie do odczytania przez laika… Podejdź do apteki, farmaceutyki zawsze sobie radzą…
To tak już na spokojnie, w kwestii dziewczyn, które mają problem z donoszenie ciąży, może którejś pomoże. Do ostatniego transferu brałam tabcin (2dni przed transferem i potem przez 15 dni). Lek ten z opisu jak się dowiedziałam brany jest przy przeszczepów min nerki, w naszym przypadku ma służyć przyjęciu przez organizm zarodka. Ponadto tevagrastim 4 dni przed transferem i potem co 7 dni. Do tego wszystkiego enbrel. To niestety droga kuracja, gdyż 4 zastrzyki to koszt 1000 zł. Na moim przykładzie śmiem twierdzić, że coś zadziałało z tego wszystkiego, bowiem tylko teraz miałam sytuację, że beta cały czas rosła, słabo bo słabo, ale rosła. Do tej pory zawsze dochodziła z beta do poziomu ok. 4 tygodnia i beta leciała w dół. Zaznaczę jeszcze, że mam zespół antyfosfolipidowy.
Nikki, widzę, że idziemy podobną drogą, ja też ostatnio dostałam leki immuno (tylko accofil zamiast tevagrastimu), i też został nam 1 zarodek planowany na wrzesień.
Ale nie mam już złudzeń i idziemy w stronę adopcji. Co z jednej strony jest łatwiejsze (mówią, że daje 100% szansę na dziecko), a z drugiej im bardziej się zagłębiam w temat (na razie lista lektur) tym bardziej się boję…
Melduję, że 5 lipca na świat przyszła wyczekiwana 3 długie lata Jagódka 🙂
Iza, dopiero teraz zrozumiałam ten wpis. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Gratulacje 🙂 dużo zdrówka dla Waszej córeczki i dla Was 🙂
Dziewczyny mam do oddania za 2 dobre czekolady praktycznie całe (brak 4 szt) opakowanie envarsus (zamiennik clexane). Najlepiej odbiór osobisty w Warszawie. Z racji na krótki termin po otwarciu, do zużycia do 26.08.
Hej dziewczyny.
Wtorkowa histerolaparoskopia potwierdziła to, co wskazało czerwcowe HSG- obustronną niedrożność jajowodów. Od strony macicy widać błony w miejscu, gdzie powinno być ujście jajowodów. Beczałam, bo zabrzmiało jak wyrok. Lekarka zasugerowała in vitro. Pytałam, czy da się to inaczej udrożnić, powiedziała, że nie ma obecnie metod. Macica o gładkich ściankach, jajniki prawidłowe, polipa nie było.
Dlaczego ja? Kiedy to się stało? Co do tego dporowadziło? Jak powiedzieć rodzinie? Może nie mówić? ALe co to da? Tysiąc pytań, zero odpowiedzi. Muszę odpocząć.
Nataly, ja trochę z innej strony to widzę…
Jest to problem ale nie wyrok.
Teraz wiesz o co chodzi, wiesz dlaczego się nie udawało. zobacz jaka straszna jest endometrioza, z jakimi problemami immunologicznymi zmagają się dziewczyny. To już są tematy często nawet z in vitro nie doprzeskoczenia. In vitro to nie koniec świata. To jest tylko jedna z metod poczęcia dziecka. Usiądź na spokojnie z mężem, ustalcie co dalej.
Ja na samym początku nie wtajemniczala bym rodziny… Każdy chce dobrze ale też są różne światopoglądy. Dopuki ktoś nie stanie przed takim wyborem to może tylko pogadać… My w sumie większemu gronu rodziny mówiliśmy dopiero jak się udało. Trochę osób z grona przyjaciół wiedziało w czasie naszych staran.
Pamiętaj też o tym, że nie musisz się tłumaczyć szczegółowo kto, co… Nie możecie mieć dziecka w sposób konwencjonalny/naturalny (nawet nie wiem jakiego słowa użyć bo ivf jest dla mnie też naturalne :-)),i tyle.. Wątpię żeby ktoś miał odwagę i smialość dopytywac…
Napisałam tak, bo na chwilę uzyskania takiej informacji to zabrzmiało dla mnie jak wyrok i nie widziałam innych rozwiązań, plusów diagnozy (reszta jest ok), myślę, że miałam prawo tak czuć, reagować i tak to przeżywać. Na histerolaparo szłam z super nastawieniem, że wszystko odetkają i będzie cacy. Nie zdawałam sobie sprawy, że nie będzie tak różowo. Odtwarzałam w myślach całe moje życie i zastanawiałam się gdzie i kiedy mogło dojść do takich zrostów, dziś nie ma to już znaczenia.
Masz rację, przynajmniej wiem co nie hulało. Powinnam dostrzegać, że nie mam innych (przynajmniej na razie) problemów.
Nie chcę pisać co jeszcze mówiłam i myślałam po wyjściu ze szpitala,bo teraz nie ma to znaczenia, ale mąż skwitował to tak „niedrożność to nie problem, bo jest in vitro, przejąłbym się, jakby się okazało, że masz raka”.
Z tym dopytywaniem i szemraniem to może nie być problemu- mieszkam w baaaardzo małej wsi. Tylko muszę sobie odpowiedzieć na pytanie czy ja mam z tym problem czy chodzi bardziej o to „co ludzie powiedzą”. U mnie w miejscowości jest już para, która ma dziecko dzięki in vitro. Dziecko we wrześniu idzie do czwartej klasy:)
Nataly, masz mądrego męża Póki co, odpocznij, zregeneruj się po laparo i potem siądziecie i wymyślicie, co dalej.
In vitro procz córki, która dzisiaj kończy lat 2, dało mi pojemny tyłek, bo mam opinie wszystkich w dupie
Miscarp, witamy Jagódke Powodzenia na nowej drodze!
Dobre z tym tyłkiem, tylko trzeba większy rozmiar kiecy kupować;)
Pewnie Natay że miałaś prawo spaść z wysokiego konia słysząc taka diagnozę. Ja też spadam z wysokiej kobyly… Poszłam do gina na podgląd po laparoskopi (pco) a ten że piękny pęcherzyk ale zaprasza na iui za 3 dni no spermioiigram jest fatalny…
Twój mąż super to ujął.
Przesyłam same pozytywne myśli i trzymam kciuki.
Najważniejsze, żeby po takim upadku za długo nie leżeć na ziemi;) Pragmatyzm Męża Mego Najpoczciwszego mnie rozwala, ale ktoś w tym związku mus trzeźwo myśleć. Ostatnio coś tam jeszcze mówiłam, to odpowiedział, że „jakby chciał, to by już odszedł, a dalej jest przy mnie, ze mną”. Na razie zbieram siły, myśli i informacje:) Dziś zaszalałam i wypucowałam łazienkę- to nie był dobry pomysł..
Dziewczyny chciałam Was poinformować, że po latach niepowodzeń, kilku miesiącach niepewności, w piątek zostaliśmy rodzicami malej Wiktorii. Przyszła na świat przez cc, jest zdrowa, krzyczy, gania Tatusia z pokoju do pokoju i uśmiecha się pod noskiem. Już jesteśmy w domku i się aklimatyzujemy 🙂
Sweetie, witamy Wiktoria na świecie a Ciebie po tej drugiej stronie tęczy :-*
Gratuluję!
Nataly u mnie również problem z jajowodami-jeden całkiem niedrożny drugim ciężko przechidzuł płyn podczas badań, i becnie jestem prawie 11tc po inv, też mała miejscowiść i wie tylko kilka najbliższych osób tak musi zostać, a ja niemogę uwierzyć ze udało sie za pierwszym razem ten nasz mały osobisty cud, tak wiec głowa do góry i do przodu dacie rade
Nataly, u mnie też jeden jajowód całkiem zapchany, drugi płyn wpuścił i nie wypuścił, zrosty przy ujściu, u męża 0% prawidłowych plemników w morfologii. Po 7 transferach i jednej adopcji najwspanialszego na świecie syna, jestem właśnie w 17 tygodniu ciąży. Co do in vitro, to jeśli ktoś nie pyta, to się nie chwalę, ale jeśli jakieś pytania pojawiają się w rozmowach, to mówię bez oporów. Bo dlaczego nie? Nie mam się czego wstydzić, nie zrobiłam nic złego, skorzystałam po prostu z dostępnego dla mnie leczenia, dzięki któremu po raz drugi zostanę mamę. Tak jak temat adopcji, tak in vitro należy wg mnie odczarowywać, nie chować się, nie ukrywać. To tylko jedna z dróg do rodzicielstwa:) Niestety, chyba najbardziej wyczerpująca psychicznie i fizycznie.
Dziękuję Ci za te słowa:) Może tematy adopcji i in vitro są chowane i ukrywane, bo boimy się, żeby ktoś nas bardziej nie zranił i nie zranił też tych, których kochamy?
W zeszły piątek byłam u lekarza pierwszego kontaktu po kontynuację L4 do pracy. Na karcie informacyjnej jako numer choroby mam wpisaną niepłodność pierwotną (N97). Lekarz przeczytał kartę informacyjną ze szpitala, na której jak byk było napisane, że miałam histerolaparoskopię. Lekarz nie wiedział jaką chorobę wpisać na L4, wpisał niepłodność, bazując na karcie informacyjnej ze szpitala. Potem powiedział, że „nigdy nie wypisywał tak idiotycznego zwolnienia z takiego powodu”. Powiedział, że z niepłodnością można żyć i pracować. Potem niepłodność pomyliła mu się z bezpłodnością. Powiedziałam mu, że moje problemy zdrowotne nie są idiotyczne i są prawdziwe. Wtedy zrobiło mu się głupio i zaczął się tłumaczyć. Nigdy w życiu nie spotkało mnie nic równie przykrego u lekarza- osoby, która składała przysięgę Hipokratesa. Żałuję, że nie pojechałam do szpitala 50 km, żeby mi wypisali zwolnienie. Teraz to już nieważne, ale wtedy zabolało. Pod koniec sierpnia będziemy ładować akumulatory na „pracowitą końcówkę roku”;)
Iza, dzięki Tobie mam teraz wsparcie od fajnych dziewczyn! Dzięki takiej pomocy mam siłę wstać i iść dalej:)
Nataly na szczeście tego kodu nie widac jak zanosisz zwolnienie do pracy 🙂 Lekarz idiota no coz wiecej powiedzieć, trafiają się niestety tacy. Teraz przynajmniej wiesz jakie masz możliwości albo ivf albo adopcja. Obie możliwości to długa droga… ale warto co napewno potwierdzi nasza Iza 🙂