Powrót z długiego rejsu do pracy

Im bliżej było tego dnia, tym gwałtowniej rwałam włosy z głowy. Że za wcześnie się umówiłam. Że to niemożliwe. Że się nie rozstanę z synem. Że  go zdradziłam. Że cofnę kijem Wisłę, a do pracy nie wrócę, mimo umowy.

Pożywką dla moich wyrzutów sumienia była bardzo trudna adaptacja synka w żłobku.

Gdy inne dzieci się bawiły, on nadal chlipał w kącie. Opiekunki poświęciły mu bardzo dużo czasu i serca. Często, gdy po niego przychodziłam, któraś z cioć nosiła go na rękach. Pewnego dnia weszłam po niego na salę, a on spał na kolanach żłobkowej pani psycholog. Nie wiedziałam, czy zabrać jej go z ramion, czy czekać, aż się obudzi… Czekałam… Jesteśmy w państwowym żłobku – kadra zrobiła cuda… Oluś potrzebował wielu tygodni, prawie 3 miesięcy, żeby zaufać nowemu miejscu i żeby uwierzyć, że zawsze, zawsze po niego wrócę.

Teraz trudno pójść na spacer obok budynku żłobka. Wyciąga ręce, on chce tam 🙂 !  Gdy niektóre z Was mówiły mi, że dziecko się przyzwyczai, nie wierzyłam, że to nas będzie dotyczyć.

A ja? Poprzyklejałam karnie te włosy wyrwane na przedwiośniu z głowy i bardzo się cieszę z powrotu do pracy. Nie pamiętałam, jak fajne jest wyjście do ludzi. Zapomniałam, jaką przyjemność sprawia mi to, co robię zawodowo. I – śmieszne albo nie – odpoczywam przez te kilka godzin. Siedzę na pupie i jeszcze mi płacą za to siedzenie. Wracam do domu z siłą i cierpliwością, jakie zwykle kończyły mi się koło połowy dnia. Spędzam z synem mniej czasu niż dawniej i to jest nie do odżałowania. Ale jakościowo nadrabiamy oboje. To jest bardzo dobry czas.

Dziś zasnął wcześniej niż zwykle, padnięty, bo po żłobku snuliśmy się po wszystkich okolicznych kałużach. Dawno nie miałam tyle czasu dla siebie wieczorem. Choć kawałek tego wieczoru chcę spędzić z Wami 🙂

92 komentarze

  1. Zatem witam przy spaghetti, dziś bardziej mięsnym niż pomidoriwym. Fajnie, że wszystko się dobrze poukładało. Realizacja i spełnienie w życiu zawodowym też są ważne, fajnie, że czerpiesz z tego i widzisz w tym dobro. A szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, co nie?
    Jednocześnie chciałam po cichutku donieść, że jestem już po punkcji. Pobrano 14 kumulusów, 8 było prawidłowych, 6 zapłodnionych, w niedzielę mieliśmy 5 zygot. Zajrzałam mężowi przez ramię- szukał wózka

  2. Nie zaglądałam tu 3 tyg, dziś klikam krotkiblog.pl a tu wpis! 🙂
    Powodzenia Nataly!
    Iza- marzy mi się taki czas kiedy właśnie zatęsknię za kontaktem z ludźmi i swoją pracą. Aktualnie mam mega przesyt. Pracuję nonstop (poza urlopami) od 11 lat.. Wszystkie koleżanki już zdążyły być na zwolnieniach ciążowych i urlopach macieżyńskich po kilka razy..
    Już nie mogę się doczekać cudownego telefonu 🙂

  3. Aż się chcie napisać „a nie mówiłam” heh
    Ja sobie tłumacze to tak że prędzej czy później dziecko musi wyjść z pod skrzydeł. I super napisałaś o tej nowej jakości spedzanego czasu. Tak naprawdę mało która z nas oddaje się w 100% dziecku. Mamy masę innych domowych obowiązków, chcemy wychodzić do ludzi. A takie popołudnie po żłobku spędzone razem bez gonitwy daje więcej niż cały dzien od rana do wieczora w domowym kieracie. Dobry żłobek nie jest zły. Julka idzie już od sierpnia. Też się trochę martwię ale za razem po cichu odliczam tygodnie… Czekają nas zmiany, chce poszukać jakiejs nowej/lepszej pracy, czas zacząć myśleć o nowym lokum bo ileż można wchodzić na to trzecie piętro 🙂 za wszystkie dziewczyny trzymam kciuki

  4. To jest cudowne uczucie gdy wiesz że Potwór znalazł nowe miejsce dla siebie gdzie jest szczęśliwy, a Ty masz chwilę dla siebie. Julia w sobotę zrobiła dramat u dziadków że nie chce nocować i trzeba było ją odebrać, co pomyślało matczyne serce – no nie, a miało być tak miło. Egoizm do potęgi entej.

  5. Eh, Iza, zazdroszczę…
    My już w połowie kursu, ja zaliczam właśnie dołek emocjonalny. Po prawie rocznym słuchaniu, że każde adoptowane dziecko ma jakąś formę FASD, że zawsze są problemy, że każda para ma kryzys, itp. zastanawiam się, co ja tu robię.
    Kurs jest, jaki jest, i polega głównie na straszeniu.
    Skutecznym, bo naprawdę się boję, i nie wiem, czy chcę ryzykować swoje fajne, ułożone życie we dwójkę.
    Nie chcę spędzić kolejnych 15-20 lat na ciągłej walce emocjonalnej. Nie chcę mieć dziecka w szkole specjalnej. Chcę normalności.
    A normalne (choć brzydko to brzmi) dzieci nie idą do adopcji.
    I wznów jestem wściekła na niesprawiedliwość losu.

    1. Gaja a znasz bloga Czarodziejnasz? Tam jest historia rodziny, którą sadoptowała 3 dzieci. Mają też funpage na Facebooku.
      Dziewczyny macie jakieś doświadczenia z toksoplazmoza we wczesnej ciąży:-( ?

      1. Aga, nie znam, ale już się nawet boję czytać cokolwiek 🙁
        Zastanawiam się nad poważną rozmową z psychologami OA, ale jednocześnie boję się, że ujawnienie swoich strachów i wątpliwości poskutkuje wstrzymaniem procesu.
        Niestety w naszym OA to normalne, na 6 par z kursu chyba 5 jest warunkowo i po większych przebojach.

        1. Gaja rozumiem Twoje obawy. Sąsiedzi niedawno adoptowali chłopca. Całe lata czekali na dziecko, dwa razy odmówili adopcji, chcieli dziecko do 6 lat, nie mieli innych wymagań. Adoptowany chłopiec ma lat 11. Podobno jak go tylko zobaczyli, wiedzieli, że to ich syn. Jest całkiem zdrów, bystry ponad wiek, dobrze się uczy. Ma młodsze rodzeństwo, o które też będą się starać. Są zdrowe dzieci, trzeba tylko poczekać na „swoje”.

    2. Gaja, polecam poczytac blog http://www.pikusincognito.blogspot.com. Autorem jest facet prowadzacy z zona pogotowie rodzinne. Od nich czesto dzieci ida do adopcji. Opisuje sporo (oczywiscie anonimowo) o tych dzieciakach i ich rodzinach biologicznych. Z jego bloga wynika, ze same dzieci w wiekszosci sa zdrowe (przynajmniej pozornie, bo u nich zazwyczaj sa maluszki) tylko potwornie zaniedbane. Co przeraza, to srodowisko z jakiego pochodza (bo, jak zapewne wiesz, do adopcji wcale nie ida sierotki) i mentalnosc rodzicow biologicznych. I to chyba z tym najbardziej trzeba sie liczyc, z historia i nieraz potworna krzywda tych dzieciakow. A efekty jej moga sie za nimi ciagnac przez cale zycie…

      1. A., kojarzę go z FB, rzeczywiście mądrze pisze.
        Ja już sporo (oczywiście teoretycznie wyłącznie) wiem o traumach, zaniedbaniach braku więzi itp. To mnie aż tak nie przeraża, bo to coś, co można przerobić, wyjść na prostą, choć też 100% pewności nie ma.
        Ale uszkodzenia w mózgu nie przejdziesz. I w dodatku dopóki dziecko nie zacznie edukacji nie można być ich pewnym. I nie pocieszają mnie teksty pt. „no to najwyżej pójdzie do szkoły specjalnej”.
        Jestem bardzo zdołowana po szkoleniu (to nie tylko moje odczucie, raczej całej grupy) i z niedowierzaniem czytam, jak ludzie z zachwytem opisują swoje.
        Nasze panie z OA twierdzą wprost „nie będziemy wam wciskać, że miłość wszystko uleczy”. Wg nich część ośrodków , głównie katolickich, ma takie właśnie podejście.

    3. Gaja, nie wiem czy pamiętasz, czy mówiłam. Kilka lat przed adopcją, jeszcze przed in vitro, poszliśmy do OA. Potraktowali nas wtedy identycznie jak Was. Powiedzieli, że nie ma zdrowych dzieci do adopcji, że adopcją pewnie chcemy wyleczyć własne problemy małżeńskie.
      My wtedy nie byliśmy tak wytrwali jak Wy. Zrezygnowaliśmy z kursu. To był katolicki ośrodek. Bardzo żałuję, że tam trafiłam, bo gdybym trafiła gdzie indziej, miałabym już dziecko od jakichś 6 lat…
      Teraz rozumiem, że tamten OA robił za firewall dla najtwardszych, ale nie zgadzam się z metodą zastraszania.
      Pewnie masz tak nawtykane do głowy, że ciężko Ci w to będzie uwierzyć, ale w mojej grupie adopcyjnej (9 par) prawie wszyscy adoptowali już dziecko i żadne nie jest chore. Owszem, z tymi dziećmi trzeba pracować, dużo, bo samotnośc i porzucenie zrobiły ogromne spustoszenia. Ale za efekty wzruszam się każdego dnia…

    4. Gaja są „normalne” dzieci. Mój syn jest normalny, Izy syn jest normalny. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że mój jest zupełnie zdrowy. Ci nie oznacza, że nie ma traumy i że w przyszłości będzie nam łatwo. Z tego co czytam, to praktycznie nikt nie żałuje adopcji, wręcz przeciwnie. Ale jeśli możesz, powiedz o swoich obawach psychologowi.

  6. Rejsem po kałużach w nowy etap:) Iza, zazdroszczę Ci tej świeżości w pracy i energii do macierzyństwa. Mnie już przydałoby się takie zewnętrzne źródło zasilania…
    Nataly, trzymam kciuki za lądowanie!
    Ilo, jeszcze chwilka i zmienisz robotę na mannę na mleku/wodzie/mlekukokosowym…
    Anitt, ty już jesteś w pędzie jak Pędziwiatr Jak jeszcze Julka pójdzie do przedszkola, to już wiatr w żagle
    Gaja, faktycznie, straszą i straszą…A szukasz dobrych ado historii? Bo takie są. I nie każde dziecko ma obciążenia. I nie każde obciążenia rodzinne się realizują na dzieciach… Macie przegadane, na co jesteście w stanie się zgodzić?
    Wiktoria, na jesień ruszacie po 500plus?:) bosko!

    1. Olga82 okazuje się, że poczekam jeszcze dłuuuugo.. 2 dni temu para znajomych zadzwoniła do OA na zwiady jak idą adopcje i usłyszeli, że wydłuża się czas oczekiwania na dziecko bo z powodu 500plus nie ma dzieci do adopcji. I możemy czekać 4 lata lub więcej. To jest jakiś dramat :(((((

  7. Melduję się z blastką na pokładzie. Na chwilę transferu była tylko jedna, zobaczymy czy reszta załogi się rozwinie. Transfer przebiegł szybko i sprawnie, wręcz idealnie. Wzięliśmy embrioglue. Teraz jak na dłoni widzę, jak trudno jest uzyskać choćby jeden zarodek, jest to namacalne…

  8. Cześć wszystkim. Ja trochę z innej beczki, ale postanowiłam, że napiszę. Byłam u mojego „endometriozowego” lekarza. Przeszłam wymagane półtorej roku od operacji leczenie farmakologiczne i w tej chwili jestem na etapie, że mogę odstawić tabletki i starać się naturalnie nawet i… Nie odstawiłam. Powiem Wam szczerze, że nie wiem czy odstawię kiedykolwiek. Po tym co mnie, nas spotkało przerobiłam ze sobą pewne rzeczy, pogodziłam się z przeszłością, a teraz stoję przed wyborem czy podjąć próbę. Bliżej mi do jej nie podjęcia i zdecydowania się na bezdzietne życie. Czemu? Nie mam pojęcia, bo jeszcze 3 lata temu dałabym się pokroić za dziecko. Może chodzi o to, że od czasu zaprzestania starań i odsunięciu tego wszystkiego na bok, zobaczyłam, że potrafimy być szczęśliwi we dwójkę? Etap starań wspominam jako straszną walkę, a teraz moje życie jest dużo lżejsze i przyjemniejsze. Cały czas się waham i nie wiem jaką decyzję ostatecznie podejmę, na razie do września tabletki, co dalej.. zobaczymy. Pozdrawiam Wszystkie 🙂

    1. Wiesz Mondom, choć pragnęłam dziecka za wszelką cenę, też etap leczenia wspominam bardzo źle – psychicznie. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero, gdy przestałam się leczyć, zobaczyłam siebie z boku, siebie inną, nas oboje innych…

  9. Moich patologii ciąg dalszy. Dziś dr stwierdził że obok pęcherzyka ciazowego który siedzi sobie w najlepsze jest też torbiel uwaga poowulacyjna. Wygląda jakbym w tej ciazy która zejść nie chce miała owulacje. Dobrze że nic nie było bo żywa ciaza z martwą moglaby się zejść. Dr patrzy i nie wierzy, tego jeszcze nie widział. Pobrał krew bo jeszcze nie wierzy i będzie dzwonić czy ma rację. Miałam to zakończyć w tym tygodniu, on znowu chce 2 tygodnie czekać… Myślałam że już jestem silna, nic mnie nie ruszy, ale znowu poplakalam się tam jak dziecko. Niedosc ze nieplodna to poronic za cholere nie potrafi. Dno dna chyba już zaliczylam

      1. Ana… Przytulam Cię mocno.

        U mnie też pewne patologie… Po @ w macicy pogrubione endometrium z zatoką wypełnioną płynem. 1.2cm to coś ma. Dzisiaj na teście ciążowym cień drugiej kreski, ale ciąża jest niemożliwa. Wygląda na to, że to „coś” wydziela hcg lub po prostu test był wadliwy. Po kolejnej @ mam się zgłosić na USG. Jeśli „coś” dalej będzie to znowu łyżeczkowanie.

        Do tego zupełnie inna „patologia”, która rozwaliła cały mój poukładany w tym wszystkim świat… Mój brat, który jest rok po rozwodzie, radośnie bzykał się ze swoją byłą żoną i będą mieli drugie dziecko… Pierwsze wpadka, szybki ślub, szybki rozwód a teraz druga wpadka… Płakałam pół poniedziałku i codziennie popijam melisę, bo nerwy mną szarpią…

        Dobrze, że chociaż u dietetyczki dobre efekty, bo już całkiem bym padła…

        1. Ehhh R jak słyszę lyzeczkowanie to już włos mi się jerzy. Ściskam kciuki żeby na usg to coś nie postawiło już po sobie śladu. Ile bym dała żeby moje usg w końcu było czyste. Niech nas obie to ominie :*
          Nataly brawo, gratulacje.

  10. Aga M, wiesz co… odnośnie toksoplazmozy w ciąży, może nie we wczesnej ciąży ale może Ci się to na coś przyda. U mnie w 3 trymestrze wyszedł wynik „watpliwy” igm toxo. Do tej pory nie wiadomo skad się to wzięło. Miałam podwyższone Igm, Igg mi gin nie zlecił(na początku ciąży było ujemne). Powtorzylam badanie Igm po 3 dniach i wzrosło. Gin prowadzący przepisał mi Rovamycine (1 tab co 8 godz) i zlecił dodatkowe badanie Igm Real Time na obecność dna toxoplazmozy. Wynik mialam po 9 dniach – negatywny. We krwi nie było toxo. Zrobilam jeszcze raz Igm i Igg, wyniki byly w normie, wskazywaly, ze toxo nigdy nie przebylam. Pojechałam do lekarza od chorób zakaźnych, który kazał mi odstawić ta Rovamycine (paskudnie się po tym czułam, tabletka po tabletce coraz gorzej). Powiedział ze mogę zrobić jeszcze jedno badanie, które powie ewentualnie czy było zakażenie, jeśli tak, to mniej więcej jak dawno. To już była koncowka ciąży i tego ostatniego badania nie zdążyłam zrobić. Za to po porodzie w szpitalu przebadali maluszka pod kątem toxo. Nic nie wyszło 🙂
    Generalnie wnioski były takie, że gin nie za bardzo się orientowal w tej toxo, lekarz od chorób zakaźnych był o wiele konkretniejszy i ten z kolei powiedział mi, że gin się z tą Rovamycine pospieszyl, wiec Aga M jak masz coś namieszane w wynikach, to spróbuj może udac się do lekarza specjalizującego się w chorobach zakaźnych. Ten lekarz specjalista powiedział mi jeszcze, że ginekolodzy ze szpitala „polozniczego” często dzwonią do niego skonsultować przypadki, bo nie do końca wiedzą co robić w różnych przypadkach.

    Ana86 bardzo mocno Cię przytyłam i jestem z Tobą myślami :*
    R jesteś bardzo dzielna, podziwiam Twoja siłę!
    Gaja, jak Twoje wyniki po tej długiej kuracji? Trzymają się w normie i podejdziecie wkrótce do ostatniego transferu?
    Olga, urodzilas juz?
    Iza, fantastycznie, że udało się Tobie znaleźć tyle radości w powrocie do pracy i wrócić do świata 🙂 Wrocilas ostatecznie na cały etat czy na jakiś zmniejszony wymiar? Iza, cały czas Cię podczytuje, najczęściej do poduszki. Nie raz chciałabym coś napisać ale zasypiam z telefonem w ręce padają na twarz po całym dniu gonienia za czymś. Brakuje mi Twoich częstych wpisow, choć domyślam się jak trudno Tobie wygospodarować czas na bloga.

    Pozdrawiam Wszystkie dziewczyny 🙂

    1. Kaju – nie mam pojęcia jak moje wyniki. Kompletnie się wyłączyłam.
      Ale czas nagli, mam już dość brania HTZ, żeby w ogóle mieć okres…
      Plan na transfer jest na lipiec, niedługo jedziemy na krótki urlop i potem jak najszybciej do kliniki. Mam nadzieję, że obędzie się bez przenoszenia na kolejny miesiąc, bo coś będzie nie tak.

      1. Kaja no i u mnie było podobnie. Po wizycie u lekarza chorób zakaźnych i dodatkowych badaniach wyszło, że już przechowałam toksoplazmozę i odstawiłam Rovamycynę (też czułam się paskudnie). ale strachu było duzo.

  11. Super Iza że znalazłaś czas żeby tu coś napisać często tu zaglądam i myślę co u Was dobrego słychać „wszystko się samo ułoży” zadziałało pozdrowienia ❤️

  12. Dzień dobry wszystkim.
    Nie wiem czy jeszcze ktoś ma mnie w czeluściach swojej pamięci… Więc na szybko kilka zdań.
    Na wstępie ściskam dziewczyny: Ana86 :* nie wiem co napisać. Mam tylko nadzieję, że koniec tej historii już blisko. Masz ogrom siły kochana :*
    Nataly, niech beta szybuje wysoko.
    Iza, cieszę się, że weszła na wyższy poziom 😉 cudowna pracująca mama 🙂
    R mam nadzieję, że wszystko szybko się ułoży.

    A ja generalnie z cooming outem. Ja z tych przypadków raczej cudów. W który sama nie mogę uwierzyć.
    Mając 28 lat, rozmawiając z koleżanką, usłyszałam, że planuje ona 2gie dziecko przed 30.
    My mieszkając kątem u teściów, z ledwo rozpoczynającą się budową… Ale pomyślałam że ja też tak chcę. Rok później nerwowo liczyłam dni płodne i czekałam, który z testów pokaze II kreski. Żaden nie pokazał. Mimo że zaczęła się doba internetow, ja nie wpadłam na to, żeby czytać o niepłodności w necie. Może o leczeniu? Programie rządowym? Nie, przecież nas to nie dotyczy. Kolejne lata upłynęły na myśleniu- nas to nie dotyczy, zaraz będę w ciąży. W 2015r pierwsze monitoringi i cykle stymulowane. Wszystko ok. Ciąży brak. Lekarz kieruje na iui. A dla mnie to jak jakiś cios. Przecież poradzimy sobie! Nie mamy problemu!
    Później jeszcze wizyta w Novum. I pierwsze nieudane iui. Potem chyba kawałek diagnostyki na Karowej w W-wie. Potem iui w invimed. Potem stracony rok na Starynkiewicza w W-wie. Potem jeszcze u zwykłego ginawychodzi polip i zostaje usunięty histeroskopowo. Czekam na ciążę, bo może… po zabiegu…. nic z tego 🙁 beta tylko lekko drgnęła i przyszła powódź jak zwykle.
    Na samym końcu, w tym roku na wiosnę, dostajemy sie do badan klinicznych w Novum w W-wie. Dajemy sobie czas z zajsciem w ciaze do konca kwietnia. Chcemy brac kredyt na ivf. Wiec bad.kliniczne to dla nas jak deszcz z nieba podczas suszy. Wszystko refundowane. Musimy uzupełnić standardowe badania jak do ivf. Udaje mi się umówić wizytę zaraz po miesiaczce, która ma przyjść 😉 dla pewności jeszcze biorę luteine, żeby nic mnie nie zaskoczyło w tym cyklu. Bo okres od wtorku i wizyta we wtorek. A stymulacja jeśli wszystko ok – od 2 lub 3 dnia cyklu.
    W międzyczasie jeszcze mam bóle brzucha. 3 miesiące jadę na tomografie. I dojechać nie mogę. W marcu już mam iść. Mam skierowanie. Męża gonię 3 tygodnie. Ale mu się zachciewa, że nie ma zmiłuj.
    No i mamy. Ten jeden raz. Jeden jedyny. Tuż przed owulacją. Odwołuje tomografie. No bo jak?
    A może się uda? Po 8 latach nadal tak myślę, o głupia ja.
    Jedziemy do novum. Ze 3 dni wcześniej odstawiam luteine, żeby okres był na czas. Jeszcze jadąc na wizytę, gmeram sobie tu i tam, nawet do męża mówię, że śluz jakby lekko różowy. Że okres już za chwilę. Że zaczniemy stymulacje do ivf. Że ciekawe jak to będzie?
    Przed wizytą mąż robi jeszcze badania. Na wizycie mi również Pani robi wymazy. Łącznie zostawiamy prawie 800zl.
    Wracamy z siatką zastrzykow.
    Okresu nie ma.
    Idę na betę. U mnie w miescie, prehistoria. Nie ma labu na miejscu. Wyniki moze o 20. Ale moga tez byc o 2 w nocy. Koleżanka pyta się czy bede mogła zasnac? Spać? No oczywiście, że tak. Śpię jak susel. Rano pierwsze co robię to po wyłączeniu budzika wchodzę na stronę labu i sprawdzam wynik. Ja juz napatrzyłam się na wyniki 0,1 i 0,2 nawet 0,45 się trafiło. Ale nigdy nie było 81.
    Budzę męża, wtykam mu nos w telefon 🙂 on nie wierzy, ja nie wierzę 😉
    Powtórka bety 227.
    Tak, jestem w ciąży. Ona trwa. Raz lepiej raz gorzej, ale jest. Aby dobrze, aby do przodu. Jest gdzieś krwiak, są powracające plamienia. Ale Fasolka rośnie. I ma się dobrze. Widzieliśmy się z nią teraz na prenatalnych. Jest ok.
    Do niedawna nie potrafiłam w to uwierzyć. Dlugo nie potrafilam sie ucieszyć.
    Ten stan nas…. zaskoczył.
    Przecież jechaliśmy na ivf.
    To jakiś Matrix. To w internetach czyta się o cud-ciążach.
    Mamy i my nasz cud.
    Trzymajcie kciuki.

    Iza, bardzo się cieszę, że trafiłam tu, do Ciebie. Wiele się dowiedziałam o sobie, o innych. O postrzeganiu świata. O leczeniu.

    Trzymam za Was wszystkie kciuki. Za wszystkie dobre momenty, happy end, szczęśliwe dni, godziny.
    Niech się spełnią sen o macierzyństwie.
    I ja też poproszę o kciuki. Jeszcze trochę mi zostało.

    Pozdrawiam całym sercem, asti

    1. Tak Iza, dla nas tak. Cud ♡

      Co jeszcze chciałam napisać, o czym trochę z innej strony napisała Mondom.

      Gonilismy króliczka, w wielkim pędzie. Cały czas.
      Wiele razy. Zapominalismy czasem o całym świecie. Bo może to ten cykl, a może to te suplementy, a może inny lekarz? Cuda Boże na kiju, podyktowane czasem brakiem kasy, a czasem brakiem logicznego myślenia.
      Jak już się pokazały te II kreski to najpierw radość, potem wielka obawa, a chwilę później strach. Co plamienia To serce mocniej bije. Jestem mistrzem w oglądaniu papieru. I boję się ciągle.
      Przed każdym usg z deka wpadam w panikę…
      Czy wszystko będzie ok…
      Na razie jest. Oby tak dalej.
      Ivf to miały być nasze ostatnie podrygi w kierunku wiekszej rodziny.
      Życie nas zaskoczyło. Mega pozytywnie. I w najlepszym momencie 🙂

      Trochę skorzystałam z rad dziewczyn: była suplementacja: magnez, wit D, femibion, koenzym q10. Zero mleka. Zero kawy. Ruch.

  13. Dziewczyny, mam takie badania. Czy macie może jakieś doświadczenia z niskim poziomem bety w 12 tygodniu ciąży. Czy warto się tym przejmować, co to może oznaczać? Dodam, ze Na usg prenatalnym wszystko wyglada dobrze. Nie chodzi o mnie, bo ja jak narazie nawet nie myśle o drugiej ciąży, ale moja koleżanka bardzo się martwi, a ja nie wiem co jej powiedzieć, za to większość z was to prawdziwe „weteranki” i skarbnice wiedzy.

    1. Od momentu zobaczenia akcji serca na usg nie warto robić bety. Z resztą ona fizjologicznie zaczyna zwalniać, po czym spada w dalszym okresie ciąży. Po co robić betę w 12 tc?

    2. Kas a to nie wolna beta hcg czasem przy teście pappa? Z tego co kojarzę to na jednym z forów internetowych była ostatnio dziewczyna, której wyszło coś nie do końca ok właśnie w teście pappa, tylko nie pamiętam dokładnie czy to chodziło o niską betę. Oznaczało to wysokie ryzyko porodu przedwczesnego, w 23tc odkleiło jej się łożysko i niestety dziecko przeżyło tylko 12 dni. Powinna wtedy dostać heparynę i mogłoby do tego nie dojść, ale lekarze zbagatelizowali.

  14. Nataly kciuki nadal 🙂

    Ja powtórzyłam test ciążowy wczoraj, wyszedł negatywny. Więc teraz byle do @, we wtorek konsultacja u innego gina niż mój i 17 wizyta u mojego doktorka. Oby nie było już śladu po tym czymś… Niech teraz już wszystko będzie z górki…

    Wczoraj byłam u psychiatry. Chciałam tylko L4, na dłuższy czas, bo ginekolog mi zasugerował odpoczynek dopóki nie będę w ciąży – dostałam na 10 dni. Do tego przepisał mi jakieś leki, których wcale nie zamierzam brać i kazał iść na psychoterapię, której też mi nie potrzeba. Dzisiaj jadę do innej lekarki, bo miałam umówione 2 wizyty i mam nadzieję, że uda mi się umówić z nią tak, że przyjdę 13 tylko po zwolnienie, bo nie ma do niej terminów ani prywatnie ani w przychodni… Jak nie to będę musiała kombinować, do pracy na pewno nie wrócę…

    1. Tego badania nie można interpretować oddzielnie. Ważne są wszystkie 3 parametry: białko PAPP-a, beta-hCG i USG. Koleżanka nie dostała opisu badania? Nikt jej go nie zinterpretował?

  15. R, ja poszłam do psychiatry i na psychoterapię duuużo za późno… Nie popełniaj mojego błędu. Teraz, jak już się lecze dłuższy czas to wiem, że nie warto się opierać. Długo by gadać ale póki nie jesteś w ciąży to bierz co ci psychiatra daje i relaksuje się.

    1. Ja naprawdę nie potrzebuję ani leków ani terapii. Wszystko mam przepracowane w sobie i trzeba mi tylko dalszego odpoczynku od pracy, tym bardziej, że prawdopodobnie nie wrócę tam wcale – mam dość pracy po 10h/dzień (z dojazdem) i tego, że prawie nie widywałam syna. Nadrabiam stracony czas z nim, ale więzi między nami nie odbuduję nigdy… Po pierwszym miesiącu w domu płakałam, że on mnie nadal nie zauważa, dopiero teraz, po ponad 3mcach widzę, że jestem mu potrzebna… I mam dość bycia „korposzczurem”…

  16. Olga, Mała Ania jak się czujecie, wszystko gotowe na wielki moment?
    Asti cudownie, gratulacje.Nie bój się będzie dobrze, najważniejsze że na usg jest ok. Ja plamiłam 7 miesięcy a urodziłam super córcię, tylko drobniutką.
    R, oj znam to uczucie gdy nie nawidzisz własnego rodzeństwa za to że oni mogą mieć kolejne dziecko a Ty nie. Czułam się podle gdy siostra kolejny raz zaciążyła a ja zamiast się cieszyć wyłam w poduszkę. Myślałam, że jestem złym człowiek, a to był tylko żal i tęsknota. Ale męczyło mnie to długo, zwłaszcza gdy straciła to dziecko, obwiniałam o to siebie, że to przez tamto uczucie zazdrości.Irracjonalne, wiem.

    Dziewczyny cieszcie się słońcem i truskawkami 😉

    1. Wiesz, to nawet nie jest nienawiść… To taka ogromna niemoc wobec całej sytuacji, to nie jest chciane dziecko, oni nie są razem, to dziecko będzie tylko cierpiało… I to mnie najbardziej dobija.

  17. Aga M, jak się czujesz? Powtarzalas jeszcze jakieś badania na toxo czy wszystko juz definitywnie potwierdziło brak zakażenia? Stres juz odpuścił?
    Wiesz,jak u mnie wyszły pogmatwane wyniki, to z jednej strony się zdenerwowalam ale z drugiej jakoś tak byłam pewna, że kolejne badania ja wyklucza, bo bardzo uważałam na mycie wszystkiego co jadłam, co robiłam do jedzenia, z żadnymi zwierzętami kontaktu nie miałam. Logika mówiła, że prawdopodobieństwo zachorowania jest bardzo małe. Lekarz zakaźnik mowil, ze wcale nie tak łatwo zarazić się toxoplazmoza.

    1. To prawda. Ja w pierwszej ciąży nie miałam przechorowanej toxo i miałam absolutną paranoję, nie jadłam poza domem, wszystko w rękawiczkach szykowalam, mylam po 5 razy. Wykończyło mnie to i stwierdziłam, że sobie przechoruję przed crio. Półtora roku bez kitu, jadłam niemyte owoce, no wszystkie wykroczenia. Crio, ciąża i co? Nadal brak przeciwciał.

  18. Kaja powtarzam w przyszłym tygodniu i tak trzy razy co trzy tygodnie w instytucie. I wtedy dopiero będzie 100 % pewności. Ale antybiotyk mam odstawiony. Dziś wizyta pi 12 tc więc może się trochę uspokoję…albo i nie. Czekam.

  19. Ana jak u Ciebie?

    Ja się jutro stawiam do szpitala, dzisiaj miałam USG u drugiego gina, niestety to coś dalej jest, pojechałam do swojego prowadzącego, dał mi skierowanie 🙁 także to tyle w temacie. Jedyne co to to, że w sierpniu możemy zacząć starania…

    1. U mnie bez zmian. Czekam na niby okres którego nie widać. Dr dzwonił nalegajac bym wstrzymała do niedzieli. Mam cholernie dość tego odkładania, czuje jak to się skończy. Ale posłucham, znowu przeczekam sobie cichutko, we wtorek pewnie ostateczne usg choć miało być w ten piątek. Pewnie wylyzeczkuja mnie wtedy kiedy powinnam konczyc pierwszy trymestr…
      A jak Ty się czujesz? Już jesteś po? Wyszłaś do domu? sciskam

      1. Wczoraj mnie odesłali do domu, bo za dużo planowych zabiegów mieli. Kazali przyjść na czczo dzisiaj na 7 rano. To poszłam, założyli wenflon, przyjęli na oddział i zrobili badanie. Po czym stwierdzili, że to nie pozostałość po poronieniu tylko albo mięśniak albo lolip. I odesłali do domu ze skierowaniem na histeroskopię diagnostyczną, jutro mam iść się umówić…

  20. Cześć Dziewczyny. Przybyłam do Was znowu walcząc.
    Przypomnę się krótko:
    2 lata naturalnych starań, 5 IUI, 2 ICSI, 5 transferów. Diagnoza: niepłodność idiopatyczna. Beta tylko lekko drgnęła przy świeżych transferach, z krio zawsze beta 0. Dopiero 3 IVF przyniosło w świeżym transferze naszego Cudaczka. Choć bardzo się o niego martwiłam, bo w 9dpt beta zaledwie 47. Nigdzie w internecie nie znalazłam tak niskiej w tym dniu. Kiedyś była podawana tutaj strona jakaś amerykańska, która rysowała statystyczny wykres bety w danym dpt. Mój wynik był najniższy ze wszystkich kiedykolwiek tam zapisanych. Urodził się pod koniec 2016 zdrowy, silny i duży (4,5kg) chłopak. Zostały nam 3 blastki 6-dniowe zamrożone. Gdy Cudaczek rósł cały czas mieliśmy nadzieję, że może jednak teraz bez napinki uda się stworzyć naturalnie dla Niego rodzeństwo. No ale niestety. Nic zupełnie, zero.
    Nadszedł czas na Mrożaki. Nigdy nie było problemów z hormonami, stymulacją, endo. A tym razem mimo, że endo grubaśne, estradiol bardzo niski. Dostałam Sildenafil i estradiol ruszył. Mrożak nr 1 odebrany i miejmy nadzieję, że się rozgaszcza. Choć wielkich nadziei na sukces nie mam, pracuje normalnie, podnoszę ciężary (15kg Cudaczek), nie odpoczywam zbytnio, dieta pozostawia wiele do życzenia (insulinooporność). Poza tym pamiętam, że żaden mrożony transfer do tej pory w ogóle u mnie nie ruszył. Przerażają mnie ilości leków które codziennie TAM aplikuję. CO 2-3 godz. po kilka tabletek. Plus od jutra 3×3 luteina podjęzykowa. Ale czego sie nie robi… Nie wiem czy pozostale 2 mrożaki wźmiemy za jednym transferem czy to jednak rozłożymy. Na pewno jeśli żadne z nich nie zechce zostać, będziemy w przyszłym roku albo za 2 lata myśleć o kolejnym IVF. Ja czuje się spełnioną (i często też zmęczoną) matką mając mojego Cudaczka ale bardzo chciałabym aby miał rodzeństwo, bo to coś czego nie da się zastąpić nawet najlepszym przyjacielem.

  21. Dziewczyny kochane, to się zdarza żeby tabletki na oczyszczenie w ogóle nie powodowały krwawienia? Wczoraj wieczorem byly 2, dziś kolejne 4, zaraz następne. Nic a nic 🙁 Czy jest sens jeszcze brać? Mój dr twierdził że kilka godz, no max kilkanaście i wiadomo czy się rusza. Czyli już mogę uznać że szansa stracona czy dokładać?

    1. Ana mi podawano w szpitalu tabletki chyba 4 dni. Kilka godzin po podaniu zawsze dostawalam goraczki, pojawialy sie tez bole brzucha, ale krwawienia skape. 4 dnia organizm zareagowal bardzo gwaltownie (dostalam wowczas wieksza liczbe tabletek), ale okazalo sie ze wcale nie doszlo do poronienia. Nastepnego dnia szybka decyzja lekarzy o lyzeczkowaniu. Bardzo sie balam i duzo plakalam, ale czulam ze nie dam juz dluzej rady przyjmowac tabletek. Lyzeczkowanie bylo dosc 'brutalne’ bo szyjka byla sztywna/twarda? – w ogole nie zareagowala na leki. Ale 8 miesiecy po lyzeczkowaniu zaszlam naturalnie w ciaze. Wszystko przebieglo dobrze. Trzymam kciuki za Ciebie!

  22. Ana obawiam się, że nie ma to sensu… Dla własnego bezpieczeństwa myślę, że niestety ale czas już u Ciebie na zabieg :(:( wiem jak bardzo tego nie chciałaś, ale moim zdaniem bez tego już się nie obejdzie, a tabletki nie są obojętne. Możesz jeszcze ewentualnie spróbować doodbytniczo (tak mi dawali w szpitalu) i podjęzykowo (tak kiedyś też mi dawali, ale są okropne).

  23. Kochane, dziękuję za kciuki i wielkie wsparcie :* Jutro mialam termin ostatecznego lyzeczkowania. Dziś usg wykazało jednak cud, na tyle czysto żeby nie robić wiekszego bałaganu. Po tygodniu zacietej nierównej walki, który wolałabym wyrzucic z pamieci wiem chociaż że było warto. Endometrium uratowane, oby kiedyś się odwdzieczylo… Psychika przeorana bo za dlugo, język przyparzony od tabletek. Ale dałam radę, dr zadowolony ze upor sie oplacil, tyle czekania, niedlugo walneloby 3 miesiace od transferu. Spakowalam w malym kartoniku test, nadzieje, bol, zdjecia, wszystko, chce pamiętać że był taki Maly Ktos ♡ Teraz czas wstac, otrzepac sie i iść do przodu

    1. Ana, ciesze sie, ze udalo sie uniknac lyzeczkowania. To okropne ile czasu musialas sie meczyc, zeby tego dopiac…
      Jednoczesnie strasznie mi przykro z powodu Twojego malucha. Ja mam juz dwa takie „ktosie”, po ktorych zostaly mi tylko zdjecia testow i usg oraz wspomnienie utraconej nadziei.
      Na szczescie mam tez moje dwa duze Ktosie, ktore zawracaja glowe srednio co 10 minut, kloca sie, wrzeszcza, grymasza przy jedzeniu i dopraszaja o calusy. 😉 Tylko oni trzymaja mnie w pionie…

    2. Ana wojowniczko, cieszę się, że się udało tak jak chciałaś. Oby ta walka okazała się nowym początkiem. Masz już jakiś plan? Co dalej? Masz mrozaki, czy zaczynacie od nowa?

      Ja 23 lipca mam histeroskopię…

      I umówiłam się jednak do psychologa…

      1. Plan, hmm no jakiś mały plan mam. Mamy ostatnią blastke ale jakoś już nie bardzo w nią wierzę po tej akcji teraz, nie mam sily poki co tam wracac. Więc lecimy naturalnie plus ewentualnie jakies wspomagacze dla mnie bo owulacje bywały ciut za slabe. Niby nic nam nie stwierdzili czemu nie możemy, Może trzeba zawalczyc jeszcze o jakiś cud? Obiecalam mojemu Małemu ze rodzeństwo będzie to zawalcze o dotrzymanie slowa, za to że mnie w pionie utrzymal 🙂
        R tak długo musisz czekać na hiteroskopie? Trzymam kciuki niech wszystko wyjdzie dobrze

    1. Gaja! Ale radość! Teraz już „tylko” czekanie. Po takiej drodze to bułka z masłem. Jesteś na najpewniejszej drodze do dziecka, ba, na ostatniej prostej. Gratulacje! Czekamy razem z Tobą.

  24. No to my też się meldujemy! 08.07.19, przyszla na świat nasza druga córka – Zosia.
    Z ciekawostek, poród 12dni po terminie, bo czekałam na akcje do porodu sn.. Do końca bez objawów porodu, w ostatniej chwili poprosilam o cc, pełna złych przeczuć i miałam rację, bo Zosia była 3 razy okrecona pepowiną. Tak więc, z lekka adrenaliną zamykamy pewien etap, zaczynamy nowy

    1. Wow Olga, gratulacje dla całej rodzinki. Instynkt Maminy bezcenny… całe szczęście, że wszystko jest dobrze. Czytam z usmiechem na twarzy takie newsy o nowych, małych ludzikach.. i musze się przyznać bez bicia, że zazdroszcze… chciała bym znów móc ” to ” poczuć.. może kiedyś będzie mi jeszcze dane..
      Pozdrawiam wszystkich odwiedzających bloga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *