Przychodzi pacjent do kliniki, a tam krzyż :) czyli Pacjencki Monitorning Ośrodków Leczenia Niepłodności

Stowarzyszenie Nasz Bocian opublikowało przeciekawy raport na temat klinik leczenia niepłodności, do których chodzimy; na temat gabinetów z których korzystamy, dostępności lekarzy, którzy nas leczą; pokoi „M”, w których nasi mężowie/partnerzy oddają nasienie; umów, które podpisujemy; psychologów w klinikach, do których nie zawsze mamy pełny dostęp…

Pacjencki Monitorning Ośrodków Leczenia Niepłodności

Czytałam z zapartym tchem, nosiłam go ze sobą (bo miałam przyjemność dostać do rąk własnych – dziękuję Bocianie!) i zaglądałam co chwilę. W autobusie, na pracy, w łóżku. Nasz Bocian się napracował i sprawdził, jak wygląda leczenie w Polsce. Nie oceniał, nie wywoływał po imieniu placówek. Po prostu sprawdził jak jest i podsunął rekomendacje.    

Sprawdziwszy 35 klinik Bocian ogólnie ocenił sytuację słowami „nie jest źle”. Tam gdzie się należało – pochwalił kliniki. Nie umknęło np. uwadze Bociana, że często uwielbiamy swoje pielęgniarki, że rządowa refundacja spełnia swoją rolę, że poprawia się dostęp do informacji oraz infrastruktura (bidet dla pacjentek, parawany za którymi można się rozebrać itp).

Jednak tam gdzie kliniki przewiniły, Bocian punktuje błędy (nie celując imiennie w żadną z placówek). Subiektywnie i wybiórczo cytuję kilka błędów, które raport opisuje.

Statystyki klinik: „89% ciąż”

Kliniki wielokrotnie nie podają metodologii badań. Statystyki wskazujące na kilkudziesięcioprocentowy odsetek ciąż w placówce można wykręcić na wybranej grupie (pacjenci najlepiej rokujący) i podpiąć pod nie wszystkie ciąże, nawet te biochemiczne.   

Refundacja tylko  poniedziałki i środy

O ile informowanie polskich pacjentek o rządowym programie dofinansowania in vitro przebiegło sprawnie i na bardzo dobry poziomie, znalazła się klinika, która przyjęła odmienne zasady. W niej w ramach programu MZ lekarz przyjmuje tylko w poniedziałki i środy…  A w pozostałe dni – odpłatnie.  

Pokoje „M”

Raport wykazał, że większość ośrodków dysponuje oddzielnymi pokojami do oddawania nasienia i zapewnia dyskretną atmosferę, ale zacytował także pacjentów, którzy skarżyli się np. na gazety erotyczne w pokojach „M” z tak posklejanymi kartkami, że strach je było dotykać czy obecność innych pacjentów przy oddawaniu personelowi próbki z nasieniem. Pacjenci donieśli także, że w jednym pokoi „M” wisiał… krzyż (już go zdjęto).

Pacjencki Monitorning Ośrodków Leczenia Niepłodności  (3)

Kontakt z lekarzem: „lekarz nic do mnie nie mówił podczas badania”

Oczywiście to nie jest norma, ale zdarzały się pacjentki, które donosiły, że lekarz nie tłumaczył im procedur. Albo że miał dla nich tylko kilka minut w ciągu których mówił tak szybko, że trzeba było jego wypowiedź nagrać na dyktafon i w domu „rozszyfrować” o co mu chodziło.

Umowa rzecz święta. 229 wątpliwych klauzul

Pod lupę stowarzyszenia trafiło prawie 300 umów, w których łącznie znaleziono 229 zapisów mogących być klauzule niedozwolone. Jednym z najczęściej występujących błędnych zapisów była  „Fikcja doręczenia korespondencji”. Chodzi o uznanie przez kliniki, że wysłanie korespondencji pod ostatnio wskazany adres uznaje się za skutecznie doręczoną. W takiej korespondencji może być np. informacja, że para zapomniała opłacić za zamrożone zarodki i ośrodek przekazuje je do adopcji…
Raport punktuje także niewspółmierność niektórych umów. Z jednej strony wymaga pisemnej zgody pacjentów na przekazanie zarodków do adopcji, z drugiej zawiera w umowach zapisy, że jeśli umowa wygaśnie, może sam rozdysponować zarodki do adopcji. 

Pacjencki Monitorning Ośrodków Leczenia Niepłodności  (2)

Podsumowanie monitoringu budzi nadzieję na przyszłość. Odnotowano m.in.  poprawę jakości pracy ośrodków w stosunku do poprzednich lat. Poprawiła się infrastruktura, jest lepszy dostęp do dyżurnych linii, wzrasta dostęp do psychologów. Ośrodki przestają robić trudności, jeśli chcemy, by towarzyszyła nam bliska osoba. 

Cały raport jest do przeczytania TUTAJ – do czego gorąco zachęcam. Jest napisany w tak żywy i ciekawy sposób, że nawet osoby niezainteresowane dogłębnie tematem połkną to jednym tchem.

0 komentarzy

  1. Ha, wyobraz sobie, ze juz slyszalam o tym raporcie. Wybralam sie dzis rano z okazji sobotniego poranka do przychodni na rutynowe badnia krwi (w ten weekend koncze swoj 10tc! to sie dzieje naprawde!) i w poczekalni w gazecie napotkalam na tenze artykul, ktory zachecil mnie do przeczytania raportu:
    http://www4.rp.pl/Plus-Minus/310029991-Terlikowski-In-vitro-na-czarnym-rynku.html
    Zawsze sie zastanawiam, jak mozna swoim krzywym spojrzeniem tak bardzo wykoslawiac rzeczywistosc ….

  2. Oooo dzięki Iza na informację:* Chętnie przeczytam:)
    Swoją drogą to o korespondencji co napisałaś to aż jeży włos na głowie. Jak sobie pomyślę, że ktos by oddał mój zarodek bez mojej wiedzy, bo korespondencja doszła na stary adres to brrrr….

      1. A daj spokój. Nie spieszy się małej zołzuni:/ Lekarz gadał, gadał, ze będzie wcześniej i nic z tego. CHoć termin ten pierwszy ustalony przez innego gina mam na 8 października. Trzymać kciuki, żebym nie musiał mieć wywoływanego porodu np oksytocytną, bo się strasznie tego boję:/

        1. Lucy, jest czas jeszcze 😉 ja miałam mieć wywoływany od razu po terminie ze względu na nadciśnienie. W dniu terminu miałam się stawić w szpitalu (w piątek 29.08), wieczorem w czwartek się wyszykowałam, przepakowałam torbę i… O 3 zaczęłam mieć skurcze, a w dniu terminu wyznaczonego na 1.wizycie urodziłam 🙂

          1. To może i u mnie się coś ruszy. Mnie się już ładnie rozmiękczyła szyjka i skróciła, a gin kazał leżeć ze względu na duże obrzęki i tez nadciśnienie. Przez to leżenie się szyjka wydłużyła eh…. Trzeba zaraz na piłce poskakać:D

  3. Miałam wczoraj wizytę i dalej wiszę. Endometrium podobno ruszyło i ma 6 mm. Dostało kolejną szansę na poprawę. Jestem na 6 estrofemach dziennie (całe szczęście, że dobrze to znoszę) i czekamy do poniedziałku. Znowu wizyta i badanie progesteronu i estradiolu.
    Będę miała bardzo długi cykl w tym miesiącu. Jak ja nie znoszę takiego zawieszenia, niepewności, czekania. Naprawdę wolałabym mieć transfer, kolejny transfer, stymulację. Działać, a nie tylko czekać.
    W środę popołudniu lekarz powiedział, że endo jest brzydkie i nawet jakby w piątek było sześć i chcieliby robić transfer, to on by nie robił. I co słyszę w piątek? Że ruszyło i ma sześć milimetrów. Mogłoby już zacząć być mniej złośliwie.
    Dobrze, ze nie zdecydował o transferze już, tylko jeszcze czekamy aż urośnie.
    Ale i tak zgłupiałam i mam kompletną sieczkę w głowie.
    Dlatego aż mi się nie chciało wczoraj pisać. Jestem zmęczona.

    1. NAjgorsze jest czekanie i życie w zawieszeniu:/ Współczuję strasznie parom, które muszą teraz czekać w kolejkach np na styczeń na kasę w klinikach:( Tobie znowu własny organizm utrudnia. Trzymam kciuki, żeby endometrium urosło ile trzeba:*

    2. Wezon rzeczywiście kapryśna to Twoje endo. Też bym miała sieczke…
      ja dziewczynki byłam wczoraj na weselu. Trochę poszalelismy z M na parkiecie. Później miałam wyrzuty sumienia ze może to zaszkodziło malenstwu… ale nie mam żadnych plamien, brzuch mnie nie boli w ogóle tak jakoś dobrze się czuję… jutro wizyta serduszkowa…

    3. Hm, a jak wygląda endo wg lekarza z kliniki…grubość ważna a co z wyglądem (ten w środę mówił, że jest brzydkie).
      Jeżeli okaże się w najbliższych dniach, że jednak ruszyło i rośnie i osiągnie grubość akceptowalną do transferu to podejdziesz?

  4. Wezon takie czekanie to jak działanie. Niech Cię to nie stresuje. Dobrze że cos ruszyło. Może zaraz będzie lepiej. To dobry znak. Widać że działa na Ciebie metodą intensywnego pobudzania:)
    Dziewczyny ja mam stracha przed jutrem. Proszę napiszcie jakieś przykłady ze nie bylo żadnych objawów a mimo wszystko wyszło. Bo u mnie nic, nawet powiekszonych piersi ani bóli jak na @.

    1. Ewelka, a jak było poprzednie razy? Wiesz, że każdy objaw może być na tak i na nie. Beta prawdę Ci powie. Ja nie czułam się inaczej. Piersi bolały, ale bolały od początku Lutinusa.
      Ja też jutro wreszcie się dowiem, co ze mną dalej (mam nadzieję). Znowu rano wizyta. Jak to dobrze, że nie muszę być punktualnie w pracy i że do kliniki jedziemy 15 minut, z trochę dłużej. Jarek odstawia Laurę do szkoły na 7:45, ja kończę się szykować, wraca po mnie, ruszamy o 8, szybka wizyta, coś nawet sprawnie idzie ostatnio, nie ma obsuw i na 9 jestem w pracy. Laura we wtorki i czwartki ma długo zajęcia pozalekcyjne, to wtedy odsiadujemy ten czas. Nikt się u nas nie czepia, o której jesteśmy, byle swoje zrobić.

  5. Dziękuję dziewczyny za wsparcie. Jak mi dadzą podejść to podejdę, bo jakoś nie wierzę, że będzie dużo lepiej. Do pierwszego też podeszłam na minimum i udało się. A przecież o mało co mnie nie zakwalifikowali przez to endometrium. Przez trzy cykle przychodziłam i słyszałam, że nic z tego, że się nie nadaję. Brałam estrofem i w trzecim cyklu łaskawie zrobiło się 6 mm i lekarz stwierdził, że spróbujemy. Nie liczę, że będzie więcej.
    Zresztą chciałabym wykorzystać drugą stymulację.

    Ewelka i s-mother, czekam jutro na Wasze wypasione bety. Dawajcie znać od razu.

    Imbirowa, co u Ciebie, wszystko przebiegło zgodnie z planem?

    Ewelina, trzymam kciuki za silne serduszko.

  6. To ja zacznę, niestety ze złymi wieściami. Nic się nie ruszyło, kończymy cykl. Teraz 10 dni mam brać duphaston. Następny cykl spróbujemy na plastrach.
    Strasznie długi będzie ten cykl, nawet w październiku nie zdążę z transferem.
    Jeśli w ogóle się uda, bo możliwe, że to endometrium po tylu przejściach już nie może więcej z siebie dać.
    U mnie przerwa na jakieś dwa tygodnie. Mam się zgłosić na wizytę 2-3 dnia cyklu.

    1. Wężon, nosz kurde, Ciebie to trzeba przez kolano przełożyć chyba…:( Może faktycznie te plastry ruszą Ci to cholerne endometrium. Przykro mi, że musisz czekać…mam nadzieję, że to szybko minie i ani się obejrzysz jak zacznie Ci się kolejny cykl.
      Ja oddałam rano w klinice krew do badania. Zamelduję się Wam tutaj, choć nie liczę zbytnio na nic dobrego.

    2. Wezon nosz cholera… ale wiesz tak sobie myślę że gdybyś podeszła i się nie udało to może miałbyś wyrzuty sumienia ze mogłaś poczekać. Nie wiem już sama. Wszystko jest do kitu… czekaj teraz na @ i czekamy na transfer w przyszłym cyklu !

      1. No oby, oby Iza. Jeśli tylko moje endo przestanie stać okoniem.
        My 21-23 listopada wybieramy się do Brukseli, także ten, tego, może przynajmniej Twoje testowanie szczęśliwie przypadnie w tym terminie. 🙂

  7. Wezon, no masz 🙁
    a co mowil lekarz o samym endometrium, bo grubosc skoro piszesz, ze nie ruszylo, to pewnie jak ostatnio czyli 6mm, a wyglad? Czy sprawa rozbija sie tylko o ta grubosc?
    Moze te plastry Ci pomoga, dobrze o nich tu pisala jedna z dziewczyn.
    Czyli czekanie bezczynne, to czego najbardziej nie lubisz.
    Ech, widzisz, zawsze cos sie ` zesra` mimo, ze i tak ciagle jest pod gorke 🙁

      1. Wężon, u mnie wszystko to co napisałaś, biegam do dr na monitoring (choć ostatnio w kratkę bo i tak wiem kiedy mam owu co do godziny niemalże, i że pęcherzyki pękają), biorę Biosteron 2xdziennie na poprawę jajek (już przestałam nazywać je zbukami bo mojego M.to strasznie wkurzało) i staramy się naturalnie…
        Ponieważ po ostatniej histero z usuwaniem zrostów w lutym nie było 100%pewności co do drożności jajowodów to kilka dni temu robiłam sobie hycosy, żeby sie przekonać czy sa drożne. No i podobno są. A na ostatnim monitoringu miałam dwa ładne pęcherzyki – po jednym na każdym jajniku, mimo, że od 2 lat prawie mój prawy jajnik był nieczynny. A teraz łądny zgrabny pęcherzyk. Może to ten biosteron działa.
        Moje endo ma 6,2 mm 🙂 jak na razie nie zapowiada sie na więcej, ale na każdej wizycie słyszę, że bardzo ładne wiec tego sie trzymam .

        Wiesz, a propos tego Twojego endo tak sobie myślałam, że skoro zaszłaś w ciąże bliźniaczą przy endo 6mm to znaczy że przy tej grubości jest receptywne-a wiec ma wszystkie receptory potrzebne do implantacji i późniejszego utrzymania ciąży. I może być tak, że ono już wiele grubsze nie będzie u Ciebie-miałaś kilka zabiegów na macicy, a każdy z nich w pewien sposób śluzówkę upośledza. Ale jeżeli wtedy było 6mm i Ci sie udało, to dlaczego teraz miałoby sie nie udać przy takiej samej grubości…
        Ponieważ chyba tylko my dwie tutaj jesteśmy te 'ashermanowe’ to jakoś tak bliska jest mi Twoja historia stąd zawsze czekam na wiadomości od Ciebie, bo przekładam Twoje zmagania z endometrium na moje własne.
        I moim zdaniem (a nosa mam do tych spraw jak nikt) Twoje endo jest OK, a że bardziej z tych cienkich niż grubych – co z tego.
        Bądź dobrej myśli.

        1. Bilbao, to może z tych ładnych pęcherzyków coś u Ciebie zaskoczy, na dobre tym razem.
          Moje endo nigdy grubością nie grzeszyło, ale niestety teraz to nie jest to samo endo, co przy zachodzeniu w ciążę. Jeszcze się pogorszyło. Bo już gorzej, niż zakażenie bakteryjne nie mogło być. Z wierzchu zrosty zostały w lipcu usunięte, ale istnieje możliwość, że bakterie zdążyły uszkodzić warstwę podstawną i po prostu nie ma na czym rosnąć.

  8. Lekarz powiedział, że nie będziemy ryzykować przy takim endo – bardzo małe szanse powodzenia. Boję się tylko, że jest trwale uszkodzone i nic z tego nie będzie…
    Bilbao, wyglądu nie komentował, może skoro jest za cienkie, to nie ma co się mu przyglądać.
    O tych plastrach sama wspomniałam, właśnie po komentarzu. Lekarz uważa, że sposób podania, skoro dobrze przyswajam estradiol, nie powinien nic zmienić, ale możemy spróbować. To że to jest to samo, a ja z wchłanianiem nie mam problemów, nie wróży dobrze. Jedyna nadzieja w tym, że endo się jeszcze nie zebrało do kupy po ostatnim zabiegu. W końcu to dopiero dwa miesiące.
    Jeszcze oddałam dzisiaj krew na estradiol i progesteron. Ciekawe, jaki jest estradiol przy wysokich dawkach estrofemu. I czy zadzwoni z wynikiem. Jak będzie mój wynik, to i beta s-mother będzie. 🙂 Tak już 12:30-13:00 są wyniki.

    1. Hej
      Ja kilka miesięcy temu pojechałam na kontrolne usg po histeroskopii diagnostycznej i okazało się mam właśnie za cienkie endo ;( Kazał mi przyjść za 3 dni i wtedy już wszyło było ok. Ale powiedział mi, że jeśli nadal będzie za cienkie to damy mu jakieś 3 cykle żeby samo doszło do siebie, a jeśli nie to wtedy zrobi histeroskopie operacyjną i w jakiś inwazyjny sposób je pobudzi do wzrostu. Ale dokładnie nie wiem co to miało znaczyć.
      Zobaczysz ruszy w następnym cyklu 😉

    1. Niespecjalnie wierzę w późną implantację…myślę, że znów biochemiczna i tyle. Powtórzę badanie pewnie w środę.

      Wolałabym chyba już, żeby było 0, żeby nie dawać mi już złudzeń, żebym mogła znieczulić się papierosem, obalić butelkę wina i zasnąć. Potem obudzić się rano i zrobić plan na kolejny cykl. A w tej sytuacji znów jestem w zawieszeniu, będę czekać na kolejny wynik jak na wyrok i znów ucieknie mi cykl, bo konieczna pewnie będzie przerwa. Chujoza i tyle.

    2. S-mother, kurcze no… Za dużo wiemy, żeby się cieszyć z takiego wyniku. Ale nic jeszcze nie wróżymy. Powtórzysz krew. Nie będziesz dziś palić ani pić wina.
      Trzymasz w napięciu…

        1. S-mother, to była naturalna ciąża i beta po OWULACJI. Zapłodnienie nastąpiło może 2, może 3 dni po owulacji, czyli to była beta powiedzmy z 7 dnia po zapłodnieniu, czyli jeszcze praktycznie przed terminem miesiączki. Takie zarodki to my dostajemy na starcie.
          Twoja beta jest z tydzień starsza.

  9. Wężon przykro mi:/ ale może przez te dwa tygodnie wykorzystasz któryś z alternatywnych sposobów na pobudzenie endo, o których pisały dziewczyny, a może rzeczywiście potrzebujesz jeszcze trochę na regeneracje po zabiegu. W każdym razie myślę o Tobie i trzymam kciuki.

    S-mother rzeczywiście ta beta to wielka niewiadoma, ale zobaczysz w środę. Też mocno trzymam kciuki!

    Ewelka jak tam??

  10. Wężon, przykro mi, strasznie długo to trwało, przeciągnęło cię emocjonalnie pewnie mocno. No ale przynajmniej jest decyzja, koniec tego cyklu, czekanie na kolejny, może lepiej tak, niż przedłużać ten nieudany w nieskończoność. Każdy kolejny cykl oddala w czasie tamto łyżeczkowanie, daje endometrium dodatkowy czas na regenerację, może coś się ruszy. Trzymam kciuki.

    S-mother, ech, co tu napisać. Pozamiatane jeszcze nie jest. Trzeba jeszcze poczekać, żeby się wyjasniło. Szanse, że będzie ok jeszcze są, więc chyba tego trzeba się póki co trzymać,

    Ja dziś idę podglądać mojego guza na usg, czy urósł i kwalifikuje się do biopsji.

    1. Kas dzięki. Mogliśmy skończyć ten cykl wcześniej, ale wiedza, że większe dawki estrofemu też na mnie nie działają jest cenna. Może oszczędziłam kolejnego cyklu, w którym byśmy próbowali większe dawki.
      Tylko niechcący zmieniłam lekarza. Poszłam raz do tego, tak żeby spojrzał na endo i wyznaczył termin na transfer, a jak już zaczął i wie jak to wygląda to dociągnął i dalej mam chodzić do niego. No i nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Może najbliższy cykl pochodzę do niego, a najwyżej potem wrócę do pierwszego, może coś nowego wymyśli.
      Strasznie dużo tego może.

      Czy stan Twojego guza warunkuje podejście do crio? Kiedy chcesz próbować?

      1. Wężon, najpierw muszę ogarnąć, co to w ogóle jest, jak wpływa na moją tarczycę itd. W czwartek mam wizytę u Endo, moje wyniki hormonów tarczycowych są hm… dziwne. Niby w normie, ale jeden na samym jej dole, a drugi na samej górze. Z opisem usg i tymi wynikami pójdę i zobaczę, czego się dowiem. Bez „uregulowania” tematu, boję się podejść do crio, bo co zrobię, jak w ciąży się to rozhula. Na razie trochę odpuściłam temat transferu, skupiam się na tych najbliższych dniach. A co potem… jak Endo się wypowie, wyślę dr D smsa, on ma zadzwonić i powiedzieć, z jakimi mam badaniami przyjść na wizytę no i ruszymy. Ale czy uda się w tym roku? Trudno stwierdzić 🙁 jak się okaże, ze czeka mnie biopsja i po niej inne niefajności, to na pewno nie.

      1. Ja mam zamiar sie zalapac 🙂 na te wiatry 🙂

        Jestescie jedyne, ktorym mogę to napisać/powiedzieć.. bo w realu to raczej tak niezrecznie…

        Nasza ostatnia deska ratunku – prokreacyjny wyjazd. Bardzo spontaniczny 😉 zaplanowany ze 2 tygodnie temu B-)
        Mam nadzieje, ze sie uda.
        Jak dotrwam do testowania – będę robic sikanca w urodziny mojego dziecia. Miloby bylo, gdyby byla podwojna radosc do swietowania w ten dzien.

        Oby ta jesien naprawde byla goraca 🙂
        Jeszcze kilka nas zostalo.

  11. Dziewczyny Drogie,
    Ewelka, super! cieszę się razem z Tobą!

    S-mother, optymistycznie nie jest, ale nie spisuj go jeszcze na straty, czekamy do środy.

    Wężon, dobrze, że kończysz ten niekończący się cykl. To nie był stracony czas. Tak jak napisałaś, jesteś bogatsza o jakąś wiedzę, którą można wykorzystać w następnym cyklu.

    Ja jestem po transferze. Nie mogę jednak napisać, że wszystko poszło zgodnie z planem. Wyglądało to tak: przyjechaliśmy na wyznaczoną godzinę – ja z pęcherzem wypełnionym po brzegi-, byliśmy trochę przed czasem.Po 10 min oczekiwania dowiedzieliśmy się od pani embriolog, że pan doktor nie przekazał do laboratorium informacji, że na dziś mają rozmrozić nasze zarodki i dopiero teraz zaczęli rozmrażać i mamy przyjść za dwie godziny. Pana doktora dziś nie ma, transfer będzie robić pani dr, której wcześniej na oczy nie widziałam. No cóż… Po 2,5 godz. leżałam w gabinecie zabiegowym, mąż nade mną, położna trzyma mi głowicę USG na brzuchu, lekarka działa. Cisza. Przedłużająca się cisza. Na ekranie żadnych zmian. Majstruje tam i majstruje i nic. Ja ze świadomością, że transfer jest bezbolesny, że to jest moment i po wszystkim, zaczynam się denerwować, że coś jest nie tak. Zerkam na męża, on też zdezorientowany. Patrzę pytająco na położną. Nic. One między sobą jakieś porozumiewawcze półsłówka, zero komentarza. Nie chce przeszkadzać, więc o nic nie pytam. Nagle lekarka wstaje i wychodzi. Pytam położną, czy to już? ona, że nie. Aha. Lekarka wraca, pytam, co się dzieje. Zablokowana szyjka macicy. Później się dowiedziałam, że wyszła po inną końcówkę do tej pipetko-rurki z zarodkiem. Wróciła do pracy, miałam wrażenie, że trwa to naprawdę długo. Wkładała, wyjmowała, zabolało mnie. Pytam, czy to normalne. No tak, bo ta szyjka zablokowana, trzeba było się przebić. Coś tam ruszyło się na ekranie. Coś się pojawiło. Zero komentarza. Koniec. Pytam, gdzie ten zarodek? Położna pokazała palcem.
    To tak w skrócie.
    Nie chcę się tu rozwodzić o moich odczuciach i innych spostrzeżeniach, ale po tym dniu moje zaufanie do kliniki zostało nieco nadwątlone. Mam nadzieję, że za dwa tygodnie nie będę już zupełnie o tym myśleć, tylko cieszyć się rosnącą betą…

    1. Imbirowa to są złe dobrego początki! Ja też miałam przeboje na transferze. U mnie lekarz spóźnił się 40 minut gdzie non stop musiałam odsikiwac trochę bo nie mogłam wytrzymać. Później nawet nie byłam w stanie się położyć jak już przyszedł i znowu do łazienki. Zaciskam kciuki. Ps. Gdzie się leczysz?

      1. W Krakowie, klinika A. Kto z Krakowa, wie, o co chodzi. Absolutnie nie chcę im robić antyreklamy, bo zdecydowałam się na tę klinikę po naprawdę wielu pozytywnych opiniach konkretnych namacalnych osób spośród znajomych. Lekarz jest bardzo chwalony, tyle że akurat go nie było… Ten dzień to była wtopa na całej linii… mam nadzieję, że jednorazowa.

    2. Imbirowa, jak tak opisałaś swój transfer, to opowieść jak z fabryki 🙁 Dokładnie tak, jak nie chcemy się czuć w tym całym klinicznym biznesie.
      Niepotrzebne nerwy i stres dla Was. Oby ostatnie!
      Poszłaś na zwolnienie?

        1. Imbirowa mi też zawsze transfer kojarzył się z czymś przyjemnym. No ale powiem Ci że pierwszy raz czytam taką historię. Musiało Cię to kosztować dużo nerwów. A jak to się w ogóle stało że ta szyjki była zablokowana? Czym to jest spowodowane? W każdym razie trzymam kciuki i przesyłam ciążowe fluidy! Kiedy testujesz?

          1. No właśnie ja sama do końca nie wiem, co z tą szyjką było. Zamknięta, zgięta… odniosłam wrażenie, że dla lekarki było to pewne zaskoczenie. Nie była na taką sytuację przygotowana.
            Ciekawa byłam, czy którejś z Was też się coś takiego zdarzyło. Czy Wasze transfery były zawsze błyskawiczne?
            Czytałam później w necie, że zdarza się, że przez zgięcie szyjki nie dochodzi do transferu, trzeba go przekładać i robić pod narkozą. Dziwi mnie to, że lekarze wcześniej nie sprawdzą, czy „droga prosta”, tylko wychodzą takie rzeczy podczas transferu.
            Ewelinaaa, dzięki za ciążowe fluidy, chłonę je w każdej ilości! Testuję w przyszłym tyg. w czwartek. Chyba, że nie wytrzymam, to wcześniej 😉

        2. Imbirowa, mój transfer był nijaki. Bardzo sprawny i bezosobowy. Włożenie zarodków trwało sekundy, tyle co włożenie głowicy USG przy badaniu. Lekarz powiedział dziękuję i poszedł. Partnera przy mnie nie było, nikt nie powiedział, jakie były zarodki, ani nie pokazywał na USG gdzie wylądowały.

          1. Może zmiana lekarza dobrze Ci zrobi, bo tak nie musi to wyglądać. Ja już wspominałam nie raz, że o R. nie mam dobrego zdania. Dwa transfery robił mój JK, jeden MK i było zupeeeełnie inaczej. Obaj lekarze byli delikatni, uważni, próbowali trochę żartować i rozluźniać atmosferę. Życzyli powodzenia na koniec. Widziałam wszystko na USG, lekarz mówił co robi w danej chwili, zwrócił mi nawet uwagę na sam moment „uwolnienia” zarodka. Jakbym miała się czepiać to o brak partnera- w wielu klinikach to już standard.

          2. S-mother, tyle że mój transfer robił D. 🙂 Pierwsze wizyty były u R. ale ostatnia z decyzją, kiedy punkcja i transfer u D. I on robił obie rzeczy. Czyli R. jest taki mój, nie mój, ciągle mnie od niego gdzieś wywiewa.

    3. Imbirowa, aż mi się pięści zaciskają jak czytam takie relacje. Ja mam niestety podobne doświadczenie z pierwszej inseminacji. Ciężko to trawiłam, odbijało mi się tą stalową atmosferą jeszcze przez kilka tygodni. Ale teraz się kochana nie stresuj. Inkubuj sobie tam spokojnie, liczymy tu za chwilę na ładną betę 🙂

    4. U mnie to chyba ta szyjka cały czas jest zablokowana, bo z 4 transferów tylko jeden był ok. Reszta należy do niezbyt przyjemnych chwil. Ale czego się nie zniesie, aby w końcu się udało?!
      W klinice w której jesteśmy, mąż nie jest ze mną podczas transferów i szkoda 🙁

    5. Imbirowa, ja w innej klinice, ale identyczne przeżycia. Transfer próbny – super, rach ciach i po sprawie. Właściwy – tragedia. Grzebali, grzebali, wzięli jakieś szczypce, złapali szyjkę, mało z bólu nie zemdlałam. Ani to przyjemne, ani intymne nie było. Po tym wszystkim jeszcze info, że z 4 zarodków, został jeden, ten który został podany. Właściwie, w całej ten in vitrowej drodze to było najgorsze. A myślałam, że transfer to najprzyjemniejsza część programu…

      1. Rudolot, to Ty miałaś jakiś transfer próbny?! czyli jednak niektórzy sprawdzają wcześniej, czy wszystko gładko idzie? ale jak widać, niewiele te próby chyba dają. Szczypce?! ło matko… to chyba u mnie jednak nie było tak źle…

        1. Dziwi mnie, że lekarze wcześniej w czasie przygotowań do transferu nie sprawdzają kwestii tej szyjki, jej drożności, przebiegu. Przecież to drobiazg, trwa chwilę a można uniknąć przykrych niespodzianek podczas transferu.
          Ja przy naturalnych staraniach już dwukrotnie, po każdym usuwaniu zrostów, prosiłam lekarza do którego chodze na monitoring żeby sprawdził mi drożność szyjki (bo po pierwszym łyżeczkowaniu u mnie była kompletnie zarośnieta i nikt tego nie sprawdził a ja prawie 2 lata się starałam zajść w ciąże).
          U mnie użył cewnika do inseminacji, włożenie go i wyjęcie trwało kilka sekund, i ba, nawet zapłaciłam za to całe 7 złociszy 🙂

  12. Po wizycie. Zobaczyłam dziś malutki pulsujacy punkcik – serduszko mojego dzidziusia 🙂 ma niecały centymetr:) założyli mi też karte ciąży. Nie wierzę że to się dzieje… oby ten cud trwał…

      1. U mnie zakładają kartę po pozytywnym stwierdzeniu bicia serca. Pewnie wszędzie jest inaczej nie ma sie co martwić. Mój M wczoraj stwierdził że uwierzy jak mi dopiero zacznie rosnąć brzuch 🙂

  13. Ewelinaaa, serdecznie gratuluje 🙂 chwilo trwaj i objaw sie malym szkrabkiem za 33 tygodnie 🙂

    Wężon, przykro mi z powodu Twojej wyboistej drogi… czekanie jest najgorsze. Ale uczy cierpliwości. Pozwala przemyslec pewne sprawy, spojrzeć z innej perspektywy (mam dosc czekania, myslenia… itepe ;-)). Ale byc moze rzeczywiscie wszystko dzieje sie „po coś”.

    Bilbao, no wlasnie, jakie kroki u Was? Chyba Wężon o to pytala.

    S-mother, trzymam mocno kciuki!!!!

    1. Asti, pisałam wyżej ale w tej ilości komentarzy (ale się rządzimy na blogu, nie 🙂 ) cieżko czasem znaleźć..
      U nas starania naturalsowe trwają, to 5 cykl. Miałam teraz dwa ładne pechęrzyki, po jednym na każdym jajniku 🙂 i w tym cyklu robiłam też drożność, jest ok.
      Nie nastawiam się, zbyt wiele przeżyłam rozczarowań i cykli kiedy wszystkie znaki na ziemi wskazywały (i mój organizm kierowany podświadomością też), że sie udało a była kicha, poza tym ze mnie to taka optymistka z naciskiem na realistka więc głowa siedzi cicho i odlicza dni do @
      U mnie problemem jest słaba jakość komórek. Jeden z fajniejszych lekarzy jakich miałam przyjemność ostatnio spotkać powiedział mi, że gdybym zdecydowała sie podejść do invitro to tego tematu też w ten sposób nie przeskoczę…i, że nawet po uzyskaniu kilku komórek może nie być czego podać, a nawet jeśli to nic z tego nie będzie. A to lekarz z kliniki leczenia niepłodności, wiec zaskoczył mnie pozytywnie tym, że mnie nie namawiał od razu do siebie do kliniki, tylko wysłuchał historii, obejrzał wyniki i spokojnie pogadaliśmy i przedstawiliśmy własne punkty widzenia.
      Wyluzowałam ostatnio trochę w tym temacie, wiem, że pewnych rzeczy nie przeskoczę, i jakoś mi z tym wyluzowaniem lżej 🙂

      1. Więc trzymam kciuki za dobre komórki. Niech rosną w siłę 🙂

        Ja wyluzowalam ze 2 cykle temu.
        Czytam ze swojego organizmu jak z otwartej książki. Wiem, kiedy mam owu.
        I czekam.
        Udało mi sie nie przeżywać ostatniego okresu. Żal, ze on znowu przyszedl nic nie zmieni przecież…
        Teraz znów starania. Testowanie w urodziny mojego dziecia. O ile wredna @ nie zaskoczy…

        Co do lekarza-pozytywnie zazdroszczę. Rzadko mozna spotkac czlowieka w czlowieku. I normalnie porozmawiac…

        A jest w ogole jakis sposob, żeby popracowac nad jakością komórek?
        Nie jestem w temacie, nie spotkalam się z takim problemem 🙁

        1. asti,
          oh, ale miałabyś niespodziankę w urodziny gdyby się udało 😉
          a widzisz, ja ostatnio w @ też nie wariuję, nie rozpaczam, żadnego beczenia. Jak to mój M. powtarza, to nic nie zmieni, a tylko mi nastrój siada, oczy puchną i jemu też jest przez to smutno i źle…
          Nie czekam już na wielkie szczęście które miało na mnie spłynąć wraz z pojawieniem się dziecka; staram się to szczęście znajdywać w maleńkich rzeczach każdego dnia bo boję się, że przeżyję najlepsze lata swojego życia (mam nadzieję jeszcze trochę mi ich zostało) czekając na coś co może nigdy nie nadejść. Nieszczęśliwa.
          Wiem, że to banały, ale mi z takim podejściem i lepiej i łatwiej.

          A z tą poprawą jakości komórek to generalnie 'kapota’ niestety, choć ja od tego cyklu postanowiłam brać Biosteron, dwie tabletki dziennie, przez 3 cykle. Lekarz powiedział, że nie widzi przeciwwskazań, a on sam ma pozytywne doświadczenia z tym lekiem jeśli chodzi o poprawienie jakości komórek podczas stymulacji.
          Wiec biorę ten Biosteron, leże do góry nogami codziennie coby endometrium ukrwione było lepiej, łykam magnez i acard no i staram się nie myśleć za dużo 🙂

    1. Ewelinko, już i tak w tym roku było dużo bet, stare blogowiczki zaszły w ciążę, pojawiły się niestety nowe. To taka sztafeta, nie możemy być w ciąży wszystkie naraz. Z każdego transferu, z każdego miesiąca którejś się udaje. Jeszcze jest parę wolnych miejsc na ten rok. 🙂

        1. Tak, od wczoraj duphaston, tzn. rano przed wizytą jeszcze wzięłam estrofem, później nie. Teraz dupek 2×1, ale aż 10 dni. I potem też nie wiadomo kiedy okres. 🙁
          Ale już mnie lekko okresowo kręci brzuch.

  14. Przez ten mój straszący estradiol zostanę przynajmniej zapamiętana przez lekarza. Ostatnio też wspomniał, że laboratorium się upiera, że wynik był prawidłowy. I przez weekend, przy braniu dużych dawek estrofemu spadł mi o 2400 jednostek. Lekarz skomentował, że chyba płukanie żołądka zrobiłam.
    Jestem ciekawa, jak moje wczorajsze wyniki, po 6 estrofemach dziennie. Szkoda, że nie mają wyników internetowo.

    1. Wężon, przecież Invimed robi analizy w Synevo- załóż sobie kartę przy kolejnej wizycie, będziesz miała wgląd internetowo 🙂 Ja dostaję sms i maila w momencie publikacji wyniku w sieci. Wczoraj był po 2,5h.

      1. O, dobrze że mówisz. Nigdzie nie widziałam informacji, że tak można i nikt mi nie proponował. Wtedy z betą i teraz z estradiolem dzwonili, a jak wyniki nie są pilne, to jadę odebrać.
        Tak a propos, jak ostatnio w piątek odbierałam wyniki, to na wierzchu była moja grudniowa beta – 324 w 12 dpt. Wtedy nie było wątpliwości, że się udało. I co z tego.
        Zabolało, jak na to spojrzałam, zwłaszcza w kontekście kolejnych nieudanych podejść do podejścia.

          1. Izabela, ten przesąd z serem pleśniowym zawsze podnosi mi ciśnienie. Nie można jeść serów z niepasteryzowanego mleka, bo może w nich być ta groźna bakteria. W POLSCE NIE PRODUKUJE SIĘ SERÓW Z NIEPASTERYZOWANEGO MLEKA.
            Musiałabyś kupić jakiś bardzo drogi francuski.
            Turkiem, Prezydentem itp. możesz delektować się bez przeszkód.

          2. tak tak Wezon, wyjelas mi to z ust, bo mialam o tym pisac 😉 trzeba uwazac natomiast na mleko prosto od krowy z targu, smietany robione domowymi sposobami na jego bazie, dokladnie myc deski i noze po miesie glownie drobiowym. Ale juz sery plesniowe spoko, wystarczy przeczytac etykiete ze robione z mleka pasteryzowanego i mozna szamac;-)

  15. Ja myślałam wczoraj że umrę na zawał. Wieczorem podczas aplikowania luteiny na aplikatorze pojawił się mały jakiś strzepek krwi. Co prawda od pewnego czasu czułam taki nieprzyjemny ból podczas wkladania tego aplikatora bo szyjka chyba rozpulchniona. M zdenerwowany, ja zdenerwowana. Postanowiłam porzucić aplikator. Na ulotce wyczytałam że można posłużyć się palcem wskazującym. Mam nadzieję że coś tam tylko podraznilam i stąd ta krew bo dziś nie mogę o niczym innym myslec. Plamienia co prawda nie ma, na wkladce czysto, ale i tak się denerwuje…

    1. Ewelinaaa, słuszny trop. Ja aplikator wychrzaniłam precz po pierwszej próbie. Proszę, ile razy można ten plastik wkładać, mało męczymy nasze ciało?!

      Oczywiście, że nie masz obowiązku używać aplikatora, lutinus i tak się rozpłynie i wchłonie.

        1. No to jest okropnie uczucie wyplywania. Ale lekarz powiedział że lutinus lepiej się wchłania niż luteina. Od ostatniej wizyty zmienił mi jednak z lutinusa na luteine bo jest refundowana a na tym etapie luteina już wystarczy.
          Iza kiedy Twoja wizyta?

        2. No tak… co lekarz to inna opinia. Ale nam tylko pozostaje mieć nadzieję że wiedzą co robią.
          Wezon a bralas kiedyś progynova? Ma podobno działanie takie jak estrofem. Ja właśnie po tym transferze zamiast estrofemu biorę progynove

          1. Nie brałam Progynovy.
            To suplementowanie progesteronu w ogóle jest na wszelki wypadek, bo nie zaszkodzi. Jak jest prawidłowy poziom, to podnoszenie nic nie zmieni. To zwykła luteina jest przynajmniej tańsza niż Lutinus.

    1. Może wyszło im 300, za duża różnica i rzeczywiście powtarzają.
      Nauczeni na moim przykładzie nie chcą wyskoczyć z jakimś głupim wynikiem. 🙂
      Zaraz zadzwonią, żebyś przyjeżdżała powtórzyć badanie.

      A teściku nie miałaś ochoty zrobić? Tak ani ani? Ja bym chyba nie wytrzymała.

      1. Wężon, nie miałam ochoty zrobić, bo nic mi ta wiedza nie daje. Testy są przecież bardzo czułe, a mnie nie interesuje w tym momencie wynik na poziomie 10 czy nawet tych 25 jednostek bo to by oznaczało jakieś dalsze zawieszenie. A żeby test wypadł jednoznacznie negatywnie, musiałaby beta spaść na łeb, na szyję. Uznałam, że krew „prawdę Ci powie” 🙂
        A inna rzecz, że ja jestem baaaaaardzo cierpliwa (czego negatywnych skutków Pan S. często doświadcza ;))

    1. s-mother, gdyby nie Twoja wcześniejsze historie to można byłoby troszeczkę już świętować, a tak to niestety czekamy nadal….(ale z dużą nadzieją – dzisiaj z co najmniej 157,318741%-ową 🙂

    1. Już 15 dpt. Lekarz mówi „czekamy”. Mam kontynuować leki a w piątek znów powtórzyć betę.
      Fakt- urosła ładnie, jest trzykrotnie wyższa niż ta z poniedziałku, ale na razie nie umiem się cieszyć, bo nadal nisko… To okropne, ale jakbym miała opisać swoje uczucia, to chyba jestem w środku trochę zła, bo znów los usiłuje mnie nakarmić nadzieją. A lepiej się nie dać, niż potem paskudnie wyrzygać…

      1. S-mother, wyobrażam sobie, w jakiej jesteś stresującej sytuacji. Dobrze, że na cierpliwą trafiło. Liczę, że w piątek beta będzie powyżej 100 i będziesz mogła zacząć się cieszyć pełną piersią.

      2. S-mother, a niech to! cały czas niepewność.
        Trafnie napisałaś z tym, że nie chcesz tej nadziei wyrzygać jakby się nie udało wiec sie teraz nie najadasz – muszę zapamiętać 🙂
        wiesz co, ja w temacie bet po transferowych to biegła nie jestem, ale….ale poniuchałam w necie specjalnie i na zagranicznych stronach znalazłam 2 dziewczyny które w dniu 13 po transferze miały bety takie jak Ty (’+’ – 1) i z tych bet urodziły się dzieciaczki.
        Więc – nie karm się tą nadzieją za bardzo ale może troszeczkę chociaż ociupinkę tyci tyci, who knows, może jeszcze będą z tego ludzie 🙂

    1. Wiesz co sobie Ewa Kopacz może w kontekście sondaży przedwyborczych? Wyborców łapie, ale jak nie wygrają, to swoje deklaracje może sobie zakopać.
      Zresztą do tego czerwca pewnie i Ci nowi nic z nim nie zrobią. Problem w tym, co dalej.

    2. Asti, najpier jak Cię przeczytałam, to się podjarałam. Potem mąż tak jak Wężon, wlał mi kubeł zimnej wody…
      Nie wiem, jakie są możliwości prawne, czy są jakiekolwiej, żeby obecny rząd mógł zaklepać coś na rząd kaczek 🙁

  16. Hej dziewczyny jutro idziemy z mężem na pierwszą wizytę wstepną do kliniki N. Staramy sie z mężem od 2 lat i okazalo się ze mąz ma bardzo złe parametry i pomimo rocznego leczenia kwalifikujemy sie tylko do in vitro…Może jakies rady macie dla mnie? Bo powiem szczerze,ze sie troszke denerwuje…

    1. Hej 🙂 teraz stres będzie Ci towarzyszył to jest normalne 🙂 na pocieszenie dodam, że u nas też jest baaardzo duży problem z nasieniem, zaburzenia owulacji a i moje komórki też nie najlepszej jakości:( przeszłam 3 stymulacje i czwarty ostatni transfer się udał. Zero mrozaczkow…
      A więc trzymam kciuki bo zaczynasz ważną podróż, oby była szczęśliwa i doprowadziła do upragnionego celu 🙂

    2. Sza, dzień dobry!
      A ja napiszę trochęna przekór słowom Eweliny 🙂
      Właśnie od jutra trafiasz w dobre ręce, które zdejmą z Ciebie odpowiedzialność.
      Nie, żebym Ci życzyła jakichś klinik. Ale decyzja o oddaniu swojej sprawy w ręce fachowca sprawia, że Ty możesz przestać się stresować i nie daj Boże obwiniać.

      Ktoś, kto doprowadził już do setek, tysięcy ciąż, teraz pochyli się nad Waszym problemem.

      Wiem, że piszę trochę takie bla bla bla – ale tak czułam i czuję nadal.
      Jeśli mąż ma złe parametry nasienia – nic mądrzejszego nie możecie zrobić.

      Powodzenia jutro. Cycki do przodu, głowa do góry i daj znać, Sza, po wizycie!

    3. Sza, zgadzam się ze zdaniem Izy. Dla mnie in vitro było mniej stresujące i męczące niż ciągłe monitoringi cyklu. Na pewno poszło szybciej.
      Miałaś inseminacje? Idziesz zakwalifikować się na program rządowy, czy prywatnie?
      Przyjemniej byłoby począć dziecko we własnej sypialni, ale jak się nie da, to się nie ma co bać ivf. Nic strasznego.
      Daj znać po wizycie.

      1. Jestem juz po wizycie… zalamana to chyba malo powiedziane,od 2 lat zylismy w swiadomosci ze problem jest u męża po czym okazalo sie że problem takze jest u mnie poniewaz mam wodniaka jajowodu! pomimo tego ze mialam wczesniej robione usg i hsg nikt tego nie zauwazyl tzn jeden lekarz do ktorego chodzilam przy usg cyklu powiedzial ze mam plyn ale to od jelita!! i kazal brac mi espumisan wiec tak tez zrobilam(a to bylo rok temu)a dzis sie okazalo ze to nie z jelita tylko wodniak!!! a u męza parametry znacznie sie poprawily i byla szansa na inseminacje…We wtorek mam kolejne usg u innego lekarza tez w N.ktory ma to potwierdzic i bedziemy dzialc dalej… Jestem mega załamana nie wiem co mam myslec,wizja kolejnych miesiecy staran mnie przeraza zwlaszcza ze siostra męża jest w 3 miesiacu :/ A jesli chodzi o samą wizytę to dr.Z to cudowny mily profejsolnalny czlowiek i nie rozumiem dlaczego na znany lekarz okreslany jest jako buc:) dziekuje dziewczyny ,ze jestescie ze mna…samej trudno to wszystko znosic…Pozdrawiam

        1. Sza, większość z nas nigdy nie usłyszała diagnozy…
          Chodzimy latami do lekarzy, szukamy, próbujemy…
          Wiem, ze jesteś załamana. Wodniak może uniemożliwić zajście w ciążę. Być może każą Ci go zoperować – ja miałam podejrzenie wodniaka i takie wskazania.
          Ale spójrz na to w ten sposób – masz diagnozę, kochana! Właśnie nie miesiące leczenia, szukania w ciemno, ale konkretną rzecz do zrobienia…!!!
          Na pewno jutro przyjdzie nowy dzień i spojrzysz na to z innej strony.
          Trzymaj się, ściskam 🙂

        2. Sza, glowa do gory. Iza ma racje.

          Wiecie gdzie jest problem. I byc moze w niedlugim czasie uda sie go rozwiazac.
          Mysle, ze nie chcialabys byc w takiej sytuacji jak ja lub bilbao, ze wszystko jest ok, a ciazy ni widu ni slychu.
          Ze nawet stymulacje, inseminacje, czy in vitro na nic sie zdadza.

          Takze cycki do przodu, glowa do gory i dzialajcie 🙂

    1. Cześć dziewczyny! Podczytuję komentarze w tym wątku i trzymam mocno kciuki za wszystkie bety, niech rosną, szybują, wystrzelają w kosmos:) w granicach normy oczywiście;)

      s-mother nie wiesz czy to będzie można gdzieś obejrzeć po fakcie? bo dopiero przeczytałam i teraz już przepadło, a jestem żywo zainteresowana:)

      Pozdrawiam,
      j@

      1. Właśnie prowadzący powiedział, że relacja będzie dostępna później na stronie kliniki Invimed i na jej kanale YouTube. A teraz możesz po prostu cofnąć nagranie i obejrzeć je od początku 🙂

  17. Jestem jestem:) Beta 92. Rośnie na szczęście. Myślałam że dzisiaj będziemy skakać z radości jak zobaczymy wzrost, a to w zasadzie bardziej była ulga. Mój M sparaliżowany strachem dosłownie. To wszystko takie niepewne, a tak marzyłam o tej chwili. Straszne to… Jak czytałam że inne dziewczyny się boją to myślałam że chciałabym się bać na tym etapie… miałam wrażenie że „beta” nigdy nie będzie dotyczyła mnie… Ale jest we mnie ogromna nadzieja i szczęście, którego jeszcze nie chcę pokazać bo boję się że pęknie jak bańka.
    Dziękuję że pamietalyscie. Wyniki miałam dopiero o 20. W Lux medzie zrobiłam to bezpłatne były:) hihi tzn w abonamencie z którego rzadko korzystam.
    Wcześniej weszłam żeby zobaczyć i ucieszyć się z przyrostu smother! Kochana jest dobrze, rośnie!

  18. Mam się umówić teraz na pecherzykowa do Gamety. W poniedziałek albo środę. Chyba wolę środę bo jak w pon nie będzie pęcherzyka to zejde tam. Może powtórzę jeszcze betę w piątek i spokojnie poczekam na środę.
    Dziewczyny jakiego lekarza polecacie na prowadzenie ciąży w Warszawie? Wiem że to jeszcze dalekosiezne plany, ale chce być przygotowana i umówiona na jakąś wizytę. Chciałabym rodzić w szpitalu Św. Zofii więc może jakiś lekarz stamtąd. W Lux medzie na dobrego lekarza musiałabym pewnie czekać do porodu takie są kolejki, ale jeszcze się zorientuje. Nie będę musiała wtedy płacić za wizyty i badania. A może w 2 miejscach jednocześnie? W szpitalu św. Zofii mam nadzieję że nie patrzą krzywo na ciążę po IVF… bo to taki święty szpital…

  19. Kurcze, cudowne te rosnące bety:))) Dziewczyny, podnosicie na duchu bardzo!!!

    Ja jestem dopiero w czwartym dniu stymulacji, a już dostaję szału, bo nie wiem jak rosną pęcherzyki. Myślałam, że najgorsze będą 2 tygodnie czekania po transferze, ale widzę że to czekanie się nie kończy;P Chyba muszę się uspokoić po prostu i przyjąć, że tak już będzie do końca.

    A może jednak jest jakaś magiczna granica, kiedy kończy się niepokój, a zaczyna czysta radość, że się w końcu udało??

    Pozdrawiam,
    j@

    1. Niepokój juz niestety zostaje, prawdopodobnie na zawsze, nawet jeśli jest przemieszany z radością. Przechodzisz na wyższy level, ciągle martwiąc się żeby zaliczyć bez problemów kolejny. Pocieszajace jest jedynie to, że ten niepokój potrafi czasem zmniejszyć się na tyle, że prawie go nie widać, mimo,.że gdzieś tam się czai.

      1. Eh… Z jednej strony to, że zostaje na zawsze pozbawia złudzeń, ale z drugiej jest w pewien sposób uspokajające. Bo jeśli nie da się czegoś zmienić, to nie ma innego wyjścia, trzeba to zaakceptować. Liczę jednak, na to zmniejszenie i przyczajenie z czasem 😉

  20. Cześć Dziewczyny:) Witam po mojej dłuższej przerwie.
    Po pierwsze bardzo serdecznie gratuluję wszystkich pozytywnych bet, a u niektórych z Was już bijących serduszek!!! Wow! Mam wrażenie, że nie było mnie chwilkę (bo w moim życiu tak ten czas zleciał), a tu tyyyle ciąż, a niektóre z Was już się szykują do rozwiązania…wow! Ewelka!!!Brawo!!! Zmiana kliniki się „opłaciła”. S-mother trzymam kciuki, żeby beta nadal ładnie się namnażała. Jagoda!! No niech mnie, działasz ekspresowo!!!Jak tam mały bąbelek? Iza! ty już za chwilę…już masz te pierwsze po przerwie przeglądy podwozia za sobą… ja czekam do początku listopada i też pomalutku będę się przygotowywać do kolejnego podejścia.
    Jednak jak jest się w tych staraniach to czas jakoś tak dziwnie się ślimaczy, tylko potem nagle się okazuje, że nagle zleciał gdzieś kolejny rok – nie wiadomo gdzie (zwykle jak to ktoś napisał, gdzieś pomiędzy oczekiwaniem na ” te” dni). Mi teraz czas zasuwa, nim się obejrzałam jest prawie połowa października, ale w między czasie mam wrażenie że naprawdę sporo się w moim życiu zadziało, więcej niż w standardowe bezdźwięczne oczekiwania na kolejne transfery. Tylko to poczucie, że czas ucieka a ja czekam…bolesne. Bo wiadomo, że wszystko czemu się teraz oddaje to na chwilę i że zaraz i tak „zasługi” wynikające z zaangażowania w pracę czy cokolwiek innego, zaraz zostaną zapomniane bo przecież już za chwilę znów będę żyć pod dyktando zaleceń z kliniki.
    Drugie primo – Przepraszam za milczenie, doczytałam się, że kilka z Was pytało o mnie i tym bardziej mi głupio, bo jakoś strasznie to moje odpoczywanie od tematu się rozciągnęło w czasie:/ Nawet coś gdzieś napisałam, że żyję, ale pod zupełnie nieaktualnym wpisem. Czasem starałam się nadrobić zaległości:)
    W sierpniu odpoczywałam na wakacjach, miałam cichą nadzieję że wyjątkowo sprzyjający amorom grecki klimat spowoduje, że może coś zaskoczy, tym bardziej, że akurat miałam „te” dni. Nie zaskoczyło, a z końcem sierpnia wpadłam w wir pracy. Najpierw swojej wizażowej, później tej szkonej, później wszystko na przemian. Żeby robić coś konstruktywnego i coś co by mnie cieszyło, zapisałam się na angielski z konkretnym planem zrobienia certyfikatu, więc to też mój pochałaniacz czasu. Wróciłam do szkoły, żeby mieć czas na wizyty w klinice, ale zapomniałam o pewnym czynniku mocno nie sprzyjającym prokreacji -i nie mam tu na myśli stresu wynikającego z odpowiedzialności za cudze dzieci. Chodzi o wszechobecne bakterie, zarazki, choroby oddziecięce i inne syfilisy. Piszę, bo właśnie mnie rozłożyło choróbsko i uziemiona pod kocem, wreszcie mam chwilę na więcej niż zwykłe codzienne obowiązki. Niestety jest już moja druga infekcja od września. Pierwsze przeziębienie bagatelizowałam bo było zamieszanie jak to na początku roku i nie miałam sumienia iść na zwolnienie w 2 czy 3 tygodniu pracy. Chodziłam zakatarzona przez 2 tygodnie. Ledwo się odbiłam od dna (wiecie, jak się funkcjonuje w chorobie?), zaczęłam odsyskiwać siły witalne i bez bólu funkcjonowac w codziennej zapierdalance, i bach! powtórka z rozrywki. Dolegliwości tak męczące, że nie dawały mi spać, a chory i jeszcze niewyspany człowiek, to już przegięcie. Poddałam się i oto „wypoczywam” na zwolnieniu. Zła jak cholera, bo akurat w ten weekend mamy wyjazd z pracy, na który się bardzo cieszyłam i go wyczekiwałam. Odbierałam to jako jedną z moich ostatnich „rozrywek” przed kolejna batalią w walce o dziecko. Teraz czekam, aż dojdę do siebie i mam wziąć szczepionkę na wzmocnienie odporności. Mam nadzieję, że ona coś zmieni, bo szczerze sobie nie wyobrażam leczenie niepłodności będąc ciągle chora na katar, kaszel i gardło:/
    Z mężem też jakoś nie dźwigamy życia bez lekarzy, jak nie realizujemy jednego jedynego celu, to jakoś zupełnie się nie dogadujemy. Wpadam w przerażenie, może coś zatraciliśmy…
    Także jeśli mam podsumować co u mnie, to raczej chujnia z grzybnią…

  21. Margaritka fajnie że się odezwalas! No i dobrze że Ci czas szybko mija. Kochana życzę dużo zdrowka, żeby chorobska już się nie czepialy! No dobrze mi wyszła zmiana kliniki. Zupełnie inne podejście miał dr do mnie. Wszystko bardzo indywidualnie dobrane do mojej osoby. Ale nie będę zapeszac, jutro powtarzam betę. Oby czas do kolejnej stymulacji jeszcze szybciej Tobie mijał. Druga procedura jest lepsza;)

  22. Dobra Margaritka. Świetnie że jesteś. Dzięki, że napisałaś. Ale zaniepokoiło mnie nie to, że przerwa, że katar… Tylko to co napisałaś o mężu – że nie dźwigacie życia bez lekarzy.
    WTF?
    Przecież pierwsze co jest – to Wy. Potem długo długo nic. Na końcu dopiero starania. Bez „Wy” to nie będzie działać. „Wy” nie da się wypełnić niczym, nawet dzieckiem. Wracaj Babo do „Wy”, pociągnij za uszy, ugryź w szyję, wtul nos w obojczyk i zdezyfekuj tę chujnię z grzybnią pocałunkiem, który przeniesie 5 mln pożytecznych bakterii 🙂

    1. Iza, no ja wiem ze to tak działa. Przynajmniej, ze powinno. Dlatego tym bardziej mnie niepokoi ta sytuacja. Czasem wlasnie jak sie chwil oddechu zlapie, to wychodzą choróbska. Po wakacjach dorwała mnie rwa kulszowa. Drugi raz w życiu. Pamietam jak przezywalam, ze wtedy to było zrozumiałe bo byłam na maksa przepracowana a ciało umeczone, ale teraz, po wakacjach? No jak to?! I od kogoś uslyszalam, ze to wcale nie jest dziwne. Ze pewnie mi wyszły stresy i przeżycia ostatnich miesiecy. Ze dopóki żyłam w napięciu i skupiona na zadaniach, nie pozwalałam sobie na słabość czy odreagowanie. Ale ze tak oszukiwać ciała wiecznie sie nie da i ze ono sobie „odbija” „nadgodziny” jak tylko nadarzy sie okazja. Moze nam teraz odbijają sie psychiczne stresy. W trakcie tego wszystkiego nawet nie było czasu myślec o sobie i swoich kosztach. Moze teraz „płacimy” za tecwszystkie stresy i napiecia. A moze cos jest wlasnie nie tak jak trzeba.dlatego mnie to martwi.

      1. Witaj Margaritka. 🙂 Ty też zaraz wracasz do gry, jak Iza.
        Najpierw przyjemniejsze rzeczy – który certyfikat chcesz zrobić? I jaką szczepionkę na odporność chcesz wziąć? My ciągle próbujemy wyprowadzić Laurę z ciągłego kataru.

        A teraz o najważniejszej sprawie:
        Niestety, nie dziwi mnie Wasz kryzys. Na znajomych niepłodnościowych blogach były przypadki rozstań nawet już po szczęśliwym porodzie. Jak za bardzo się walczy, to nagle w pewnym momencie może się okazać, że tylko cel łączy parę. Ludzie rozstają się przecież zaraz po wybudowaniu domu, wyzdrowieniu dziecka z ciężkiej choroby itp. Za bardzo zajmowali się celem, zamiast sobą. Mam nadzieję, że znajdziecie ponownie drogę do siebie. Wykorzystaj resztę przerwy na zrozumienie, co się dzieje w Waszej relacji.
        No i łączę się w poczuciu chujni z grzybnią. Boję się, że już nigdy nie uda mi się podejść do transferu. Że tyle operacji pójdzie na marne.

        1. Wężon, cały czas trzymam kciuki za Twoje endometrium! Jeśli nie teraz, to za chwilę na pewno będzie jak trzeba. Iza już tu fajnie napisała, że przerwa od leczenia robi dobrze. Może po tym co napisałam, nie jestem zbyt dobrym przykładem. Natomiast w kwestii samego leczenia faktycznie można złapać trochę dystansu. Myślę, że moje drugie podejście nie będzie już tak nacechowane emocjami, lękiem i aż tak wielką nadzieją, jak pierwsze. Raczej zadaniowo. Jedyne czego się boję i już zaglądając tutaj zaczyna mnie to paraliżować, to ten dziwny lęk. Lęk przed wszystkim, każdym badaniem, każdym wynikiem, każdą kolejną procedurą. Dobrze wiemy, że tych małych cegiełek do ułożenia, nim w ogóle dojdzie do transferu, jest całe mnóstwo. Wystarczy, że jedna będzie nie taka jak trzeba, i układanka od nowa. To mnie paraliżuje. Z tym, ze ja zawsze byłam hipochondryczką..więc tego…nie przeskoczę tych strachów:/
          Co do naszych nieporozumień, to myślę że wychodzą wszystkie stresy. Na szczęście w tych wszystkich spięciach jest nadal wiele uczucia, gorzej gdyby poza walką o dziecko ni było już nic, zobojętnienie. Tak na pewno nie jest. Niepłodność to po prostu straszna zaraza, która dotyka wielu obszarów. Czasem ciężko to wszystko emocjonalnie wytrzymać. Prawda też jest taka, że mąż od początku był zafiksowany na dziecko a ja układałam sobie życie i plany pod życie rodzinne. Gdy się okazało, że musimy na to czekać i o to walczyć, pojawiły się frustracje, pretensje, rozczarowania. Błąd popełniliśmy wcześniej, pragnąc dziecka bardziej niż siebie, ale gdzieś po drodze zaczęliśmy chyba wreszcie zdawać sobie z tego sprawę. Nie chcemy wpadać w pułapkę uzależnienia od leczenia, ale zabrnęliśmy w tym naszym podporządkowaniu życia pod marzenie, że za późno na wycofanie. My sobie powiedzieliśmy jasno, że korzystamy z kolejnej próby, mrozimy ewentualny nadmiar komórek, bo jeśli chodzi o mnie, to poddam się ostatniej już stymulacji i punkcji(źle to znoszę, poza tym boję się o zdrowie -żyję z czymś w piersi i końskie dawki hormonów temu czemuś nie sprzyjają, poza tym mam skłonność do torbieli jajników- już raz mnie rakiem straszono). Co do adopcji to to jest dla nas jeszcze odległy temat, nie jesteśmy na to gotowi, ale taka myśl się tli. Poruszaliśmy kwestię dawstwa nasienia, gdyby te próby nie przyniosły efektów. Alternatyw jeszcze trochę jest. Nie poddajemy się, a nieporozumienia mam nadzieję, że chwilowe. W końcu życie to nie.je.bajka, to je.bitwa 😉 Kolorowo zawsze nie będzie, ale się kochamy…że może trochę po włosku, to już inna sprawa.
          Co do tych przyjemniejszych rzeczy, to certyfikat CAE docelowo:) Szczepionka nie wiem jak się nazywa, ale jest podawana doustnie. Mam się zgłosić jak wyzdrowieję. Musi być przynajmniej tydzień bez choroby. Ja myślałam za pierwszym razem, że to zwykły katar i że samo przejdzie, ale prawdopodobnie to była infekcja wirusowa, która się na dobre rozchulała. Teraz są zatoki, uszy, gardło. Oskrzela niby czyste, ale coś tam pokasłuję. Warto sprawdzić, co ten ciągły katar u Laury powoduje. Jeśli to jakieś bakterie lub wirusy, to one poza objawiania się katarem sieją spustoszenie w organiźmie. A tak ogólnie, warto stosować tran, suplementowac witaminy, łykać rutonoscorbin, pić wodę z cytryną, ssać propoliskowe lub inne ziołowe tabsy. Koleżanka wspominała mi jeszcze o innych magicznych „wzmacniaczach” odporności, kóre jej małą córeczkę wyprowadziły z ciągłego kataru, ale nie pamiętam:/ Życzę zdrówka Laurze! Ucałuj od cioci:)

          1. U Laury to może być 3 migdał, do wycięcia, lub skrzywienie przegrody. Praktycznie lewą dziurkę ma niedrożną, respirator jej załatwił to skrzywienie.
            Już trzy terminy na wycięcia migdałka miała, ale spadła, bo ma katar. I takie to błędne koło.
            No i zła krzepliwość jej wyszła, musieliśmy iść do hematologa i po szczegółowym badaniu się okazało, że wszystko jednak w porządku.
            Ta szczepionka to może ribomunyl – taka mi się kojarzy w kropelkach.
            CRP jest OK, morfologia ładna, posiewu nie robiliśmy, bo katar wodnisty, Ig też w porządku, więc raczej nie alergia.
            Pozdrowię.

            CAE już mam od dawna. Teraz to bym pewnie Firsta nawet nie zdała, bo skomplikowanych rzeczy nie piszę.

            Mój J. zdecydowanie się nie nadaje do włoskiego małżeństwa. Nie znosi krzyczeć i nie znosi jak się na niego denerwuję. Chyba się tylko raz czy dwa pokłóciliśmy, a tak to tylko czasem na siebie warkniemy. Powtarzam mu – nie krzyczę na Ciebie, tylko na sytuację i wtedy jakoś znosi podniesiony ton.

  23. Kurczę, z tym katarem, migdalkiem i jesienno-zimowymi parchami to przykra sprawa:/ szkoda ze mamy jednak mały wpływ na odpornośc. Mój siostrzeniec jest wcześniakiem i jako dziecko bardzo chorował, głownie na oskrzela. Teraz ma delikatna astmę. Zafiksowała sie na punkcie biegania, wydolność ma super, kondycje tez, ale ciagle pokasłuje:/ i niestety tez często łapią go przeziebienia. Niby zdrowy Chlopak, wysportowany, a cherlawy:/ moze to kwestia wcześniactwa. Przyjaciółka ma bliźniaki, tez wcześniaki i to samo. W tamtym roku brały z 10 razy antybiotyki!!!! I jeden z nich miał usuwany 3migdal, oczywiście bez przesunięcia terminów sie nie obyło:/ ja chyba wrócę do czosnku co wieczór, lepiej mieć posmak w ustach niz chorować.
    Spokojnie usposobionego męża tylko pozazdrościć, ale ponoć każdy ma to na co zasługuje;) czasem mój maz mówi ze jakby był taki układny na jakiego próbuje go wytresować to bym z nim nie wytrzymała. I jakaś prawda w tym jest. On z drugiej strony chciałby więcej uległości z mojej strony a sam mówi ze uwielbia we mnie tego zawadiakę i drapieżnika;) spolegliwe pary sa fajne, aż miło popatrzeć. Te włoskie tez jednak sie w przyrodzie przydają;) można docenić swój spokój i harmonię;)
    Co do angielskiego to masz racje, niestety sie zapomina jak sie nie używa, co mnie dotknęło niestety. Stad ten pomysł z odkształceniem, certyfikatem. Pózniej moze życie tak mi sie ułoży ze bede jednak z tego języka korzystać:) a jak nie to chociaz mam odskocznie teraz. Lubię sie uczyć, sprawia mi to przyjemność. Tylko czasu trochę więcej by sie przydało na pogodzenie wszystkiego:) jak wyzdrowieje ruszam z ćwiczeniami. Raz ze kondycja, dwa moje problemy z kręgosłupem. Chce byc w ciąży to muszę sie przygotować na ten wymagający dla organizmu czas:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *