– Coś ci opowiem – powiedział kilka wieczorów temu mąż, gdy wyszedł z sypialni synka. – To będzie trochę dziwne.
Oderwałam się na chwilę od niecierpiącego zwłoki robienia kanapek czy czegoś równie pilnego.
– Gdy go usypiam, śpiewam mu „Bieszczadzkie anioły”. I dziś, gdy mu śpiewałem, zapytałem go, gdzie są anioły. Nic mu nie pokazywałem, nic nie mówiłem, a on pokazał róg sufitu nad łóżkiem.
– Ooo – uprzejmie się zdziwiłam, a trochę się zdziwiłam naprawdę, bo mąż jest człowiekiem nauki, a nie wiary.
– Naprawdę. Mówi do nich „łi”.
– To bardzo ładna historia. Naprawdę ładna – powiedziałam i wróciłam do niecierpiącego zwłoki robienia czegoś.
Następnego dnia te anioły mi się przypomniały, pewnie któryś musnął skrzydłem.
– Olo, gdzie są anioły? – zapytałam synka podczas ceremonii przewijania, z palcem w linomagu i pieluchą w zębach .
– Łi! – pomachał ręką w róg sufitu nad łóżeczkiem.
Mimowolnie zrobiłam bliższe oględziny cudownego sufitu, ale oprócz małej pajęczyny niczego tam dostrzec nie potrafiłam. No to wygląda na to, że mamy w domu anioły, te unoszące się nad ludźmi, jak na obrazkach, najprawdziwsze z prawdziwych. Może i prawda, bo jakoś tak wszystko się składa, układa, a nawet jak spada, to miękko, na cztery łapy…
Naprawdę piękna historia. A któż inny może mieszkać wśród takich Aniołów jak Wy?
Iza,w końcu napisałaś! Nie karz nam tak długo czekać na wpis Uwielbiam Was
Nie inaczej
Dzieci widzą więcej. Myślę, że każdy z nas widział, tylko z czasem i „doświadczeniem” zatracamy tę.ukiejetnosc. Niestety. Cudny Olo.
Tak bardzo sie cieszę, że Wam się układa i składa. Że anioły działają. I to bieszczadzkie! Z nostalgią wspominam licealno-studenckie czasy, gdy bylam zagorzałą fanką SDMu 🙂 Uwielbienie do aniołów mi pozostało.
Aha, i cudne zdjęcia, Iza!
Za zgodą Izy zamieszczam pytanie, czy któraś z Was nie chce 3 opakowań bromergonu? Wazny do pazdziernika. Oddam 🙂
Jeśli nikt jeszcze się po niego nie zgłosił to chętnie wezmę ja.
I czuwają nad Wami
Nikt sie nie zgłosił. Napisz na Mbednarska@op.pl dogagamy sie co do przesylki 🙂
Oo, a juz mialam maile wysyłać 🙂
Cześć, czy możecie polecić dobrego specjalistę od endometriozy w Wawie? Będę wdzięczna, bo niestety padło i na mnie
Ja Ci niestety nie pomogę, bo chodzę do zwykłego gina po Visanne, nic więcej nie robię, chciałabym tak dotrwać do menopauzy… Przykro mi, że też męczysz sie z tą zołzą… 🙁
Melduję, że jutro z rana mam OSTATNI w życiu transfer.
Na nic nie liczę, robię co muszę, chcę to mieć już za sobą.
Gaja, spokoju i dystansu… A ja Trzymam kciuki!
Trzymam kciuki i tak strasznie bym chciała żeby się wam udało…
Mój też miał być ostatni…….., a teraz usypiam synka. I Tobie tego życzę!!!!
Ja też kibicuję ❤️
Tyle czasu czekałam na tę wiadomość, a teraz przegapiłam. Nadzieja i tak przyszła, prawda? Bardzo bym chciała, żeby się udało. Bardzo.
Nadzieja jest i wkurza, bo prościej byłoby, jakby jej nie było.
No nic, byle do poniedziałku. Na szczęście mam dużo roboty i nie mam jak za dużo myśleć.
Gaja
Nieustająco, niezmiennie szacun Twardzielko za odwagę i podejmowanie rękawicy kolejny raz.
Mocno zaciśnięte kciuki.
Niech moc będzie z Tobą.
Telepatycznie, garściami przesyłam dobre fluidy.
Ja – stymulacja przed pierwszym in vitro…chyba dopiero zaczynam sobie zdawać sprawę patrząc na dawkowanie, zastrzyki i sugestie pani doktor, że jednak powinnam do psychologa….tak więc znów otworzyłam drzwi do innej krainy, której czasem udaję, że nie ma jak tych drzwi nie otwieram…. przybiegłam w miejsce, gdzie ktoś to rozumie…po sezonie weselnym gdzie znów padły pytania i ledwo powstrzymałam się od napłakania sobie do zupy…
…
Trzymajcie się (trzymajmy się) kobitki!
Ściskam Was wszystkie
Iza, piękne zdjęcie! I historia również. Ja też mam swoje anioły. W moim przypadku aniołami jesteście Wy, dziewczyny z tego blogu – zajrzyjcie do zakładki z historiami. Małe Wieczorątko jest już z nami od połowy maja. A to wszystko dzięki WAM. Ściskamy z Kubusiem :-*
Gratulacje!
U mnie ciąg dalszy… Histeroskopia udana w 50% – bo udało się pobrać wycinek i wyłyżeczkować macicę, ale nie udało się jej obejrzeć, bo przy ujściu szyjki jest mięśniak, który nie pozwolił na wprowadzenie histeroskopu do środka 🙁 nie da się go wyłuszczyć, bo można uszkodzić szyjkę albo bliznę po cc. Lekarz w szpitalu kazał się pospieszyć z drugą ciążą, bo nie wiadomo co będzie dalej z mięśniakiem. 14 idę do swojego ginekologa i ustalamy plan działania. Oby wszystko się udało, bo więcej nie udźwignę… Dalej jestem na L4 🙁
Ja już po prenatalnych. Na razie wszystko ok. Niestety bardzo się stresowałam i wyrzuciłam hormon stresu do macicy jak kałamarnica. Niezła plama
Ponieważ tyle z Was myśli o mnie (co jest niesamowicie miłe!!), daję znać.
7 dpt blastki ekspandowanej (czyli wykluwającej się) i cień cienia na teście (czułym, 10 ug/ml).
Tylko się wkurzyłam. Bo doskonale wiem, że w tym dniu, to już jakby co, to powinna być dobrze widoczna krecha. Na 99% coś lekko zaskoczyło na moment i tyle.
No ale głupia nadzieja nie pozwala odstawić jeszcze leków i każe powtórzyć test albo lecieć na betę…
Że też nic nie może być proste…
Cień cienia to nie jest zła wiadomość. Idź na betę.
Gaju! Przypędziłam, żeby zobaczyć czy są od Ciebie wieści, a tu TAKIE wieści. Mam ciary i trzymam kciuki jeszcze mocniej, żeby ta dobrze widoczna krecha pokazała się za parę dni, a za kilka miesięcy dobrze widoczny brzuch. Idź na betę.
Krew oddana. I teraz dopiero mam stresa. Obstawiam wynik 15-20, które wcale nic nie wyjaśni…
Już 2 razy tak miałam.
Brzuch mnie ciągnie i kłuje jak za każdym razem.
Myślałam wczoraj Iza o Tobie, o blogu, o dziewczynach. Moje bliźniaczki skończyły 3 lata (wyobrażasz to sobie??) i wspominałam, ile tu od was dostałam wsparcia. Nie ogarniam tego pędzącego czasu…
Ps. Apropos historii z posta, mój syn obudził się kiedyś w nocy, wiadomo, krzyki, płacze, bo skóra swędzi. I nagle się uspokoił, pokazał na sufit i powiedział „o pan”. Myślałam, że się posikam ze strachu!
Beta 34,5. 7 dpt 6dniowej blastki. Podobno przepięknej (za każdym razem to mówili).
Za mało żeby się cieszyć, za dużo żeby popłakać. Do tego mocno „ciągnie” mnie w podbrzuszu.
Sprawdzę pojutrze, oby się ostatecznie wyjaśniło.
Grrrrrr…..
PS – to był mój (chyba) 9 transfer…
Pięknie gaju, cudzie trwaj ♡ Niech Twoja cierpliwość wreszcie zostanie nagrodzona :* p.s. też mam taką ostatnia blastke 6 dniowa wykluwajaca się. Ostatnio jakoś straciłam pokładane w niej nadzieje a tu prosze jaki Twój Silacz. Kciuki kochana zaciśnięte z całych sił!
Pamiętam to „ciągnięcie” po transferze… Przypominam sobie o nim z wdzięcznością za każdym razem, kiedy mój dwulatek łobuzuje 🙂 Trzymam za Ciebie kciuki!!!
Zaciskam wszystko co mogę!
Gaju również trzymam kciuki!!! Powodzenia
Gaju,
masz już powtórkowe wyniki?
bHCG w 9 dpt = 91. Rośnie ładnie, ale nadal mam obawy, że trochę mało. Raczej wszystkie tu się chwalą trzycyfrowymi.
No i oczywiście martwię się, czy progesteron 15 to nie za mało?
PS – a tak w ogóle, to chyba to wszystko mi się śni 😉
Ja w 9dpt miałam 52,18, a test sikany w ogóle nic nie pokazał, nawet cienia cienia. I tyle wystarczyło. Trzymam kciuki 🙂
Jutro Twoja beta też będzie trzycyfrowa. Cieszę się tym Twoim wynikiem jak dzika i rozumiem też wszystkie strachy. Ściskam moooocno.
Mi zawsze mówili, że nie jest ważna wielkość wyniku, tylko prawidłowy przyrost. Piękne wiadomości 🙂
Gaja
Ja , blogowa babcia,wierzę ,że będzie dobrze
Długo kazałaś czekać,ale doczekałaś się Ty i my
czekające z Tobą
Wiem jaki to stres,wspieram najmocniej jak potrafię
Gaju, w końcu! Zawsze wchodząc na krotki blog szukałam wiadomości od Ciebie. Podobne mamy doświadczenia. Od dwóch dni jesteś w moich myślach i dzięki Tobie i takiej wiadomości jestem pełna radości.
Nadziejo, Wiaro i Cudzie trwaj!
Czy wiesz, że w chwili obecnej pomagasz wielu osobom -szczególnie mi 🙂 uwierzyć? Buźka!
Gaju, niech beta szybuje❤️ niech to trwa!
Jutro Twoja beta też będzie trzycyfrowa. Cieszę się tym Twoim wynikiem jak dzika i rozumiem też wszystkie strachy. Ściskam moooocno.
Gaja wspaniale, nareszcie marzenia stają się rzeczywistością. Ciągnięcie w brzuchu to objaw tego cudu. Za kilka miesięcy będzie ciągnąć skóra na brzuchu, a za kilkanaście, mała piąstka za twe włosy. Wizualizuj sukces i rośnij.
Trzymam kciuki z moją trzylatką.
Dzięki dziewczyny! Jakby Wasze kciuki i myśli decydowały, to już bym była spokojna do końca 🙂
To strasznie miłe wiedzieć, że ktoś o mnie myśli!
Niestety po tylu latach walki, 2 spadkach bety oraz obumarciu zarodka w 6 tyg. nic nie jest proste…
Każde ukłucie sygnalizuje coś niedobrego, każdy odchyłek od normy przeraża. Tyle rzeczy może pójść nie tak, a może w ogóle pozamaciczna czy jakieś inne cholerstwo?
Normalnie zrobiłoby się test i cieszyło, a nam to nie jest dane.
Pewnie polecę jeszcze na jedną betę, umówiłam się na wizytę za tydzień, i pewnie będą mi się kolana na niej trzęsły.
Z pozytywnych rzeczy – dziś zrobiłam czwartego, ostatniego sikańca do kolekcji, w końcu jest blada kreska, a nie tylko cień 😉
Gaja, jakze ja sie ciesze z Twoich wiadomosci! Czytam Izy posty ale komentarze rzadko bo czasu brak. A tu prosze jakie wiesci!
Historie wszystkie mamy poplatane, ja po 4 transferach mialam 3 ciaze i wszystkie szybko sie skonczyly, potem po tylu latach zaszlam w ciaze naturalnie ale tez szybko sie skonczylo i jak czekalam na krwawienie po 4 poronieniu to ono nigdy nie przyszlo bo okzalo sie ze jestem w ciazy! Dzis synek ma prawie 2 lata:)
Powodzenia zycze i spokoju, bedzie dobrze, ktos kiedys powiedzial ze na koncu bedzie dobrze a jesli nie jest dobrze to znaczy ze to jeszcze nie koniec:) Niechze u Ciebie bedzie koniec i bardzo bardzo dobrze!:)
Trzymam kciuki Gaja! 🙂
Kilka dni nie zagladalam, a tu takie wieści!!!! Gaju trzymam kciuki z całego serca !!!
Gaju, trzymam kciuki!
11 dpt 251,62 🙂 🙂
Cichutko, żeby licho nie widziało, zaczynam się cieszyć 🙂
Piękny TRZYCYFROWY wynik i pięknie przyrasta!
Piękny wynik!!!! Gaju, ciesz się 🙂 Czy możesz napisać na jakich jesteś lekach, czy bierzesz coś na imunologie? Jak myslisz czy coś się zmieniło w porównaniu do poprzednich podejść? Jeśli mozesz to napisz mi proszę. Będę Ci bardzo wdzięczna.
jasne, biorę:
neoparin 4000
encorton 10
2 x Crinone
3x estrofem
dodali mi teraz duphaston, bo progesteron jednak niski był.
jak widać, zestaw podstawowy.
nie wiem, dlaczego teraz „zaskoczyło”.
Złośliwość losu? Kwalifikacje w OA?
Ale spokojnie, jeszcze poczekam z odtrąbieniem sukcesu.
Gaju!!! Tak się cieszę. Tak długo czekałas… Chwilo trwaj a najlepiej kolejne 9 miesięcy!! Zobacz jaki ruch dzięki Tobie zrobił się na blogu!!
Gaju podgladam krótki blog jak i również twoje komętarze juz od bardzo dawna:) Cieszę się że w końcu wyszło słoneczko. Będę trzymać kciuki 🙂 Może zostaniesz ciężarna mamą adoptusia hihi jeśli ośrodki na takie coś się zgadzają;)Pozdrawiam serdecznie
A może stan wyluzowania, nie myślenia,odpuszczenia….powiedzenia ” idę na mój ostatni transfer „.
Dziewczyny, nie jestem tutaj od zawsze i nie znacie mojej historii, aczkolwiek wspieram całym sercem. Jak czytam komentarz Candy przypomina mi się moja ostatnia rozmowa z koleżanka odnośnie zachodzenia w ciążę. Oczywiście koleżanka należy do tej grupy ludzi, w której istnienie ja nie potrafię uwierzyć do dnia dzisiejszego, czyli: postanawiamy mieć dziecko i najdalej za trzy miesiące jestem w ciąży. I właśnie ta oto koleżanka mówi do mnie, że ona wprawdzie nie wie o czym mówi, ale podobno wiele osób mowi, że jak już odpuścisz to zajdziesz w ciąże. Na co ja mówię, że nie wierze w to, że istnieją takie kobiety, które faktycznie odpuszczają. Nie potrafię w to uwierzyć! Bo przecież ostatni transfer, to nie jest odpuszczenie (jak Gaja sama przyznała nadzieja była), kwalifikacja do OA to też nie jest odpuszczenie. Bo przecież ta wieloletnia i trudna walka nie jest walką o zajście w ciąże, tylko walką, aby ktoś powiedział do Ciebie mamo a do Twojego męża/partnera tato. To walka o rodzicielstwo, która na szczęście dla większości kończy się pozytywnie. Iza została wspaniała mama i napewno nie dlatego, że odpuściła. A najbardziej przeraża mnie fakt, że pomimo, że urodziłam najcudowniejsze dziecko świata dzięki im vitro i tak dalej marze o tym, że pewnego pięknego dnia po prostu „spóźni mi się okres”. Dlatego nie potrafię uwierzyć, że ktoś odpuszcza, natomiast potrafię uwierzyć w to, że ktoś z wielkim bólem serca się poddaje bo już nie ma siły walczyć. Jestem ciekawa czy mam choć trochę racji. P.S. Pisząc ten komentarz musiałam wstać do mojego synka 4 razy bo nagle w wieku 7 miesięcy cudownie przestał przesypiać noce i budzi się po 6 razy, jestem umęczona, ale przeszczęśliwa, że jest mi dane wstawać. ❤️
Przeciez jest tak,że zycie bywa zaskujace najbardziej w momencie, gdy o czymś nie myślimy, zapominamy, nie planujemy. Znam wiele kobiet, które po narodzinach pierwszego Dziecka / po latach starań, wizyt w klinikach u lekarzy/ nieoczekiwanie są w ciąży. Często słyszę slowa: ” bo my już o tym nie myslelismy” i wtedy zdarza się cud. Ja sama podchodząc w sumie 9 razy próbowałam nie myśleć, nie planować, nie nadsluchiwac swojego organizmu. Niestety nie potrafilam i nie potrafie osiągnąć tego stanu ” odpuszczenia” . Zawsze pojawiła się myśli, co zrobię, gdy się nie uda…chciałam próbować, próbować choćby miesiąc w . Miec ta pewnosc,że będę jeszcze coś mogła zrobić. W chwili obecnej jestem na etapie myślenia o innej drodze. Po tylu porażkach i braku zagniezdzenie się zarodkow w moim organizmie zastanawiam , czy w innym ciele byłoby inaczej.Mysle o rodzicielstwo zastępczym. Może jest ktoś tutaj, kto ma jakieś doświadczenie lub wiedze w tej kwestii?
Sorry, ale to jest właśnie powielanie stereotypów, które są potem powtarzane przez inne kobiety, innych ludzi.
To nie jest tak, że wyluzowanie jest lekarstwem na niepłodność. Ciąża zmienia organizm kobiety. I prędzej to ciąża jest „lekarstwem” w przypadku drugiego dziecka niż samo niemyślenie.
Ja też słyszałam że mam wyluzować, że mam nie biegać, nie sprzątać i nie podnosić rąk do góry. Pomogła… operacja.
Jeśli stres nie jest jakiś patologiczny ocierający się o stan chorobowy to nie wierzę żeby miał wpływ na ciążę.
Kobiety zachodzą w ciążę w wyniku gwałtów, w czasie wojny, w czasie innych traumatycznych przeżyć. Więc sorry, ale gadanie o luzowaniu w dodatku na tym forum jest trochę słabe. Nie ma wśród nas wyluzowanej staraczki.
Przepraszam mam na mysli Macierzyństwo zastepcze- surogacje
Gaju, gratulacje! Mocno trzymam kciuki, by w końcu teraz wszystko było dobrze!
A co do odpuszczenia myślenia o ciąży. Hmm.. Osobiście znam przypadek pary, która kilka lat bezskutecznie starała się o dziecko. Nawet w końcu umęczeni leczeniem, na rok opuścili wizyty u lekarzy i leki. I co? Ciąży nie było. I gdy już zdecydowali się na inseminację. W zasadzie, koleżanka czekała na okres, by zacząć brać leki. Buum! Zaszła w ciążę. Jak to wytłumaczyć? Nie wiem. Powiedziała, że naprawdę dopiero wtedy, przed wizytą w klinice,przestała wierzyć w to, że zajdzie naturalnie. Nie odpuściła natomiast marzeń o dziecku.
Ja natomiast nigdy nie miałam ciśnienia na ciążę. No taki ze mnie dziwny przypadek 🙂 Ale dziecko chciałam. Marzyłam o tym, odkąd byłam nastolatką. Gdy już wiedzieliśmy że naturalnie nie mamy szans, od razu swoje kroki skierowaliśmy do OA. I ciążę odpuściłam. Wpadka nigdy nam się nie zdarzyła 🙂 I naprawdę nie wierzę, że mogłaby się zdarzyć, bo z takimi wynikami, jakie mamy, to bardziej uwierzyłabym w wygraną w totolotka 🙂 Napiszę jeszcze coś bardzo niepopularnego na tym blogu, bo tu chyba przeważająca większość walczyła lub walczy o przynajmniej dwoje dzieci.
Jesteśmy rodziną 2+1. I o rodzeństwo dla córki nie będziemy się starać. Jest nam dobrze we trójkę. Jeśli chodzi o macierzyństwo, to czuję się spełniona.
I wszystkim tego tutaj życzę 🙂
Ewaja my mamy jedną córeczkę. Więcej nie będzie. Natura dobrze wymyśliła, zr dzieci sie ma wczesniej a nie pozniej. Urodzilam mając 37,5 roku. Siły nie te. Te nocne pobudki, ktore 10 czy 12 lat temu nie mialyby znaczenia teraz po prostu sa ciezkie bardzo
Nigdy się tu nie odzywam, ale teraz nie mogę wysiedzieć cicho 🙂 Gaju, przesyłam Ci najlepsze zyczenia i trzymam kciuki, aby wszystko przebiegało prawidłowo. Śledząc bloga Izy Twoja historia była bliska mojemu sercu i często myślałam o Tobie.
Dziewczyny musze komus napisac bo sie udusze.. po wakacjach mielismy startowac z in vitro.. w poprzednim roku 2 nieudane inseminacje.. potem przerwa wymuszona operacja meza… a tu brak okresu.. kupiony dzisiaj test.. i sa 2 kreski!!!…wiem ze dluga droga przed nami.. ale sa 2!!nie dowierzam
gaju a Twoje wpisy czytałam z rumiencem na twarzy..i czekalam na te wiesci.
trzymam kciuki
Samosiejka gratulacje 🙂
Samosiejko, gratulacje! To prawda, długa droga przed Wami, ale każda zaczyna się od pierwszego kroku, a dwie kreski to bardzo dobry początek.
Gaju, powtarzałaś jeszcze betę czy czekasz?na wizytę? Kiedy lekarz?
Dziewczyny odebralam wyniki beta 596.5, progesteron 26.91
Gratulacje piękny wynik.
U mnie pod górkę, beta 2060 i ani widu pęcherzyka. Martwi mnie to mocno.
Letnio/jesienny wysyp niespodziewanych ciąż na blog. Jakby nie był to blog dotyczący niepłodności i starań można było by napisać, że same wpadki ostatnio u nas 🙂 Samosiejko gratulacje 2 kresek, spokojnej ciąży :-*
Gaju, co mówi lekarz?może wasz okruszek potrzebuje jeszcze chwili żeby się ukazać na usg?
Lekarka uspokaja i każe przyjść pojutrze.
Ale może być pozamaciczna.
Wyczytałam, że pęcherzyk najwcześniej może być widoczny od bety powyżej 2000.ty miałaś ciut więcej ale tylko ciut!!! Przy pozamacicznej beta by ci szalała I nieprzyrastala proporcjonalnie. Jestem pewna że pojutrze zobaczysz okruszka swojego.
Gaju, mam nadzieję, że to tylko mały straszek. Niecierpliwie czekam z Tobą na jutro. Wierzę, że po wizycie będziesz ściskać w ręku pikselowy obraz małego bąbla.
W Hiszpanii przy takiej becie w ogóle nie robi się usg, ja miałam, bo krwawiłam i siedem razy lekarka mi powiedziała, że może nic nie być widać.
Dzieki dziewczyny. Strach znow jest o kazdy kolejny etap. Teraz wyczekuje pierwszego usg..
Gaju, ja mialam pierwsze usg po 6 dniach od bety wynoszacej 1060 (później juz nie robiłam), bylo widać malusi pęcherzyk i chyba nawet bez zarodka wtedy. Zatem wierzę w szczęśliwy rozwoj zdarzen
Gaju i jak?
Chwilowo OK 🙂 Ufff…
Jest pęcherzyk.
Lekarz był tak małomówny, że przez całą wizytę usłyszałam:
1. Robimy usg
2. Jest pęcherzyk na ścianie bocznej
3. W rogu
4. Prawym rogu.
5. recepty wypisać?
Miałam milion pytań, ale nie tym razem…
Gaju, cieszy mnie taka wiadomość! A lekarz? No zwięzły, skurczybyk
😉
Gaju piękna wiadomość!
Rosnij kruszyno, rosnij!!!!!!!
Gaju super wiadomości. U nas też do przodu. Pęcherzyk juz bylo wiadac. Teraz za 2 tyg usg.. i mam nadzieje ze usłyszymy serduszko. A strach i obawy podobne jak w poprzedniej ciazy..
Teoretycznie zaczynam juto 6tc.
I chyba zaliczyłam już z 5 stanów przedzawałowych.
Nie wyobrażam sobie, jak to ma trwać kolejnych 30kilka tygodni…
Wczoraj po południu poleciała krew, dziś beta prawie 8500, czyli prawidłowo.
Jestem jednym kłębkiem nerwów.
A niby jestem twardą babą, co niejedno w życiu przeszła i z niejednym sobie dała radę
Jak Wy dałyście radę przez to przejść ??
Wiem co czujesz. Ja zaczęłam oddychać jak skończyłam 25 tydzień. Wtedy już stwierdziłam, że musi być dobrze skro tak daleko dobrnelismy
Gaju no nie wiem jak inne dziewczyny ale ja sie cala poprzednia ciaze martwiłam do konca…z reszta z ta jest podobnie.. od poczatku juz stres.. tak to chyba juz bywa ..jesteśmy ” skazone” ta cholerna nieplodnoscia.
Gaju dasz radę!! Robisz w szystko co w Twojej mocy a tak naprawdę nie wiele od nas zależy. Plamienia, krwawienia zdarzają się na początku ciazy.sama plamilam cały pierwszy trymestr. Dziewczyny miała różne krwotok i też było dobrze!! Ja sobie obiecałam że nic mi nie zepsuje ciazowego nastroju!! Martwiłem się triche na początku jak plamilam ale potem juz bylo coraz mniej obaw. Za tydzień, może dwa pójdziesz na usg i będzie bić piękne serduszko. Teraz to tylko myśl co to będzie jak jutro zadzwoniła z OA!! Wiesz jak to jest, ciężko pisać o klęsce urodzaju ale trafiłaś szustke w totka 🙂
Gaju, ja plamilam pierwsze 3 tygodnie. Okazalo sie, ze kiepski progesteron (ciałko żółte na usg wyglądało źle), mimo brania sporej dawki. Zwiększyłam na własną rękę, bo lekarka nie chciała sie zgodzić i przeszło. Moze jakis krwiaczek sie oproznil u Ciebie. Pierwszy stres mija po pierwszym trymestrze i badaniach prenatalnych, drugi jak czujesz ruchy. A trzeci to chyba nigdy 🙂 i tego trzeciego Ci życzę.
Ja się bałam całą ciążę. Calutką. Nie uspokoił mnie ani koniec pierwszego trymestru, ani ruchy dziecka, ani zbliżający się termin porodu. Ciąża nie była dla mnie cudownym czasem, była czasem złego samopoczucia i permanentnego niepokoju. Ale przetrwałam i było warto. Bardzo warto! Trzymaj się, Gaju!
Dzięki dziewczyny !
u mnie progesteron też nie za piękny, spadł do 9.
Lekarz w klinice powiedział, że ma być min. 10, no ale o 1 nie będę się kłócić.
Biorę 2xCrinone, to i tak jest podwójna dawka, do tego 3 x 2 duphaston, a on nie wychodzi we krwi.
Nie bardzo jest już co zwiększyć, chyba, że w zastrzykach prolutex.
Plamienie ustało, nie wiem, czy nie powinnam odstawić neoparinu, w końcu rozrzedza krew.
usg za tydzień, oby było tętno.
Gaju, ja neoparin brałam cała ciąże. Nie odstawialabym bez konsultacji z lekarzem…
Ja miałam sporego krwiaka, krwawiłam i brałam clexane bez przerwy przez całą ciążę. Mój hematolog (bardzo kiepski, ale jednak) mówił, że przez pierwszy trymestr chroni dziecko, a potem matkę (ja miałam dodatkowo problemy z krzepliwością). Sama nie odstawiaj.
Gaju, ja plamilam do 15 tc. Pierwsza połowa ciazy to był nieprzerwany, olbrzymi stres, ze w każdej chwili ta ciaza sie skończy. Brałam 3×2 Duphaston, potem jeszcze dodatkowo Prolutex. Nie było juz czego zwiększać. Miałam małego krwiaka, byc moze on był przyczyna plamien, a moze to Fragmin i Acard. Uspokoiłam sie trochę po 21 tc, a teraz wlasnie karmię mojego 17-miesięcznego syna 🙂
Jasne, nic bez lekarza.
Ja nie mam żadnych wskazań do Neoparinu, jest tak w razie „W” tylko.
Gaju
Wieści od Ciebie są jak muzyka dla moich uszu, serio serio 🙂
Czuję się jakbym czytała książkę z kategorii thrilleru albo horroru od paru lat i jakby nagle przyszły końcowe rozdziały i szczęśliwe zakończenie 🙂
Ściskam mocno kciuki za Twój sukces i wytrwałość 🙂
Życzę, żeby przyszedł moment, w którym strach odpuści i będziesz mogła delektować się nową sytuacją 🙂 (chociaż z drugiej strony doskonale rozumiem, to co napisała Niebieska, że czasem nic nie jest w stanie odgonić tego wewnętrznego niepokoju…)
Ja natomiast jestem już po stymulacji i pobraniu oocytów…cieszę się niezmiernie, bo czułam się jakbym chodziła z jakąś tykającą bombą w brzuchu albo co najmniej paroma dodatkowymi organami, które ktoś mi wepchnął tam na siłę 😉
Wyszły z tego 3 blastocysty, które czekają teraz w zamrażarce na naszą dalszą decyzję (bo miałam procedurę z transferem odroczonym)…
Nawet nie wiedziałam o co pytać te panie jak dzwoniły…
Mam jakąś fazę rozważań filozoficznoetycznych…
Na jakiej podstawie wybierają ten jeden z 3, jeśli wszystkie są takie same? (nie wiem nawet jakie są, bo patrz wyżej – nie wiedziałam o co pytać)
A jak będzie coś nie tak, to czy z tamtymi coś jest nie tak i czemu inny nie był wzięty jako pierwszy?
Czuję się jak przytłoczony kosmita i zastanawiam się czy tylko ja mam takie srogie rozkminy…
Zobaczymy co z tego wyjdzie…
PS. Co się dzieje u Wężon i u Pati? Są jakieś wieści?
Z tego co wiem to wybierają najlepiej rokujący jako pierwszy. Jeśli wszystkie są takie same to… losowy. Jeśli z najlepszym się nie uda to o niczym nie przesądza. Było tu już kilka ciąż z nieidealnych zarodków.
Zouza pamiętam to uczucie. Myślałam, że wybuchnę przed punkcją.
3 blastocysty to świetny wynik, oby dalej było jeszcze lepiej!
🙂 🙂 🙂
Całuję Was i Wasze anioły!
Łi 🙂
To teraz mój hit dziewczyny… 33 dzień cyklu, coś okres nie nadciąga tylko jakieś takie plameczki. Coś mówiło kup ten test, a może? 2 kreski o 17 sie ujawnily więc może nie oklamuje 😉 Szok, nawet M nic nie wie jeszcze. Wystraszona jestem po ostatniej historii… cud ? ♡
Gratulacje!
Duże stężenie cudów tu ostatnio, aż zaczynam się bać…
Ana… No Nie gadaj!!!! Widzisz!!! Będzie rodzeństwo dla Kubusia prędzej niż myślałaś 🙂 ale się cieszę 🙂 nie lubię tego powiedzenia aleee „chyba tak musiało być” będziesz miała czas to pisz na messager. Buziakiiii
Chyba jednak cuda zdarzają sie tylko innym. Wczoraj latalam, dzis juz na poziomie podlogi. Znowu dostałam w twarz jakaś nędzna beta. Za często ostatnio…
Ana, spokojnie, co to znaczy nędzna beta? Skoro kreska była, i to po południu? poczekaj, powtórz jutro/pojutrze. Wiem, że łatwo się mówi, ale…
Gaja neoparin jest do rozrzedzenia krwi aby wszystko szło gładko. Przy tak dużej ilości zagęszczaczy krwi ( tych na progesteron) lepiej go nie odstawiaj. Trzymam kciuki za Ciebie i inne walczące.
Iza ja wierzę w te Anioły zawsze myślę że pewnie to moje utracone dzieci pilnuję brata i siostry
Gaju, Ana jak u Was?
Spieszę i ja donieść o swoim cudzie <3 dzisiaj 13 dzień po owulacji, 2 dni temu zrobiłam betę, wyszło 2.61, chciałam sprawdzić czy mam odstawić duphaston. Wynik inny niż zwykle bez ciąży, więc zaczęłam do dzisiaj i powtórzyłam. Jest 19.99 <3<3<3 jestem w ciężkim szoku, bo wiedziałam, że się udało od 1 dnia po owulacji… Cudzie trwaj!
R, oby tak dalej!
U mnie karuzela nastrojów, chwilowo jestem tak na całość wkurzona, że rozniosłabym wszystko.
Miałam nadzieję na tętno (już 31 dpt), a dr z trudem znalazł pęcherzyk. Jest w bardzo niefajnym miejscu, nic nie było widać, niczego się nie dowiedziałam.
Mam przyjść na głodno w poniedziałek, może będzie coś widać.
Normalnie rollercoaster psychiczny.
Ja do 2 września to się psychicznie wykoncze
.. nie dość, że mamy usg serduszkowe.. to jeszcze pierwszy raz synek idzie do przedszkola… chyba ja to najbardziej przeżywam.. mój taki mały, dzielny chłopak .. mój synuś.. a tak szybko dorasta.. co innego jest zostawić Go pod opieka babci..a co innego przedszkole… ale musze byc silna.. by nie wychować emocjonalnej pierdólki.
Pozdrawiam Was Wszystkie.
Przybijam pionę wszystkim Fasolkom:))) Zaroiło się tu od cudów 🙂 GRATULACJE OGROMNE! Trzymam kciuki BAAAAAARDZO MOCNO za wszystkie kolejne kamienie milowe!!!
U mnie mija piąty miesiąc od straty dziecka. Podobno po stracie prawdopodobieństwo zajścia w ciąże rośnie (nie cytujcie mnie, bo badań Wam nie przytoczę, posługuje się obiegowymi opiniami). U nas się to nie sprawdziło. Ciąży brak. Mam wrażenie, że wróciłam do punktu wyjścia. Nie całkiem, bo przecież jest Groszek, a z nim mnóstwo szczęścia i spełnionych marzeń, ale jednak dużo we mnie emocji podobnych do tych z początku walki. Dookoła wszędzie ciąże. Co i raz słyszę o odstresowaniu i innych temu podobnych sposobach na szybkie poczęcie (szlag!). Jak pomyślę ile lat, ile walki, ile siły i co nie bez znaczenia pieniędzy potrzeba było, żeby dojść do Groszka i zestawię to sobie z coraz silniejszym pragnieniem drugiego dziecka to robi mi się słabo… Łzy płyną po policzkach, ciężko wziąć się w garść, a przecież trzeba, bo czas ucieka…
Pochowałam (w sercu) dziecko, pochowałam (na cmentarzu) mamę, nie chcę pochować marzeń (nigdzie). Ale sił brak. Jakieś pomysły skąd je wziąć?
Spoko, spoko nie oczekuję rozwiązań. Po prostu wyję do księżyca, czuję się pokonana i zrezygnowana i pomyślałam, że nikt się nie zagniewa jak to tutaj z siebie wyrzucę… prawda? 🙂
Przykro mi uczuciowa…bardzo. Wiem, że ciężko czerpać siły, ale jest skąd. Z Groszka przecież.
Gaju, ja Cię chyba też nie pocieszę. Mimo że fizycznie w ciąży czułam się super, to psychicznie nie najlepiej. Też plamiłam i strach towarzyszył mi do samego porodu. Ale wszystkie było dobrze i mam nadzieję, że u Ciebie też tak będzie.
Nie wiem już nic. Wg mnie to 7d+5, wg lekarza 7d+0, a do tego CRL 2 mm. Lekarz (naprawdę najlepszy w mieście…) mówi, że najważniejszy jest przyrost, że od środy duża zmiana i że wszystko jest OK. Ucieszyłam się bardzo słysząc to, ale teraz na spokojnie patrzę na zdjęcie, na te 2 mm i dla mnie nic nie jest OK. Nie wiem, co robić, czekać 2 tyg. na następną wizytę?? Wszędzie piszą, że w początkowym okresie zarodki rosną standardowo, dlatego po wielkości można określić wiek ciąży, a ja tu jestem hen, hen poza normą… Zwariuję…
Gaju, sprawdziłam wlasnie moje zdjecia USG i mój syn na etapie 8w miał 1,4 mm. Na początku ciazy był niemal o tydzien za mały w stosunku do wieku ciazy, a od połowy tak nadrabiał, ze urodził się z waga 3660 g.
My po dzisiejszej wizycie…Gaju u mnie jest do tylu 4 dni.. wg okresu 7w+5.. wg crl 7w+ 1. Serduszko bije prawidłowo.. Lekarz nie kazał sie martwic.. Wydaje mi się, musze sprawdzic w papierach, że przy poprzedniej ciąży też tak było.. Nastepne usg w pazdzierniku. Trzymaj sie.
Też na to liczyłam, a tu 2 mm… No nie tak to powinno wyglądać. W ogóle jakoś mało widać, pęcherzyk jest gdzieś z tyłu macicy, no ale aż tak się pomylić w pomiarach się raczej nie da. Powinno być 7-10 mm. Nie wiem co robić, przecież nie wysiedzę tych 2 tygodni… Nie rozumiem tylko, dlaczego doświadczony lekarz mówi, że jest OK…
Ja sobie to tak wyobraziłam, że może ten pęcherzyk widać od krótszego boku. Tak jakby na jajko patrzeć z góry… Wygląda na to, że faktycznie się schował w trudnym do podejrzenia miejscu. Wkurza mnie, że kiedy już się udało, nie możesz się po prostu cieszyć. Dwa tygodnie w ciąży to zawsze wieczność, nawet kiedy wszystko wydaje się być OK. Nieustająco trzymam kciuki za to życie.
A może skonsultuj u innego lekarza, skoro nie daje Ci to spokoju?
Gaju miałam taką sytuację że w 7tyd + 4dni nie miałam zarodka wogole , pusty pęcherzyk. W 8 byłam pewna że dupa że zabieg i kończymy z niewiadomą. Na USG poszłam w 8tyg + 4 i było już wszystko i zarodek i prawidłowo bijące serduszko a miało nic nie być. U mnie tydzień zmieniło dużo. Kochana jak się martwisz podejdź po 3dniach na IP skłam że płacisz że prosisz o USG i porównasz zdjęcia . Ostrzegam że może to uspokoić albo zaniepokoić jeszcze bardziej. Ja biegałam na początku co 3dni żeby szukać zarodka i dlatego byłam pewna że nic nie będzie. Córka nieznośna ,uparta ,hatakterna ale jest. Trzymam kciuki
Agnieszka, Bea33ta, dziękuję za wpisy, niosą nadzieję. Mam koleżankę, która miała już w ręku skierowanie na łyżeczkowanie, ale coś ją tknęło i poszła do innego lekarza, dziś ma córkę 10 lat…
Niebieska, też sobie tak pomyślałam o tym mierzeniu, ale z drugiej strony robi się zawsze kilka zdjęć z różnych stron…
Zapisałam się na usg w klinice, to będzie 8w+1.
Może niepotrzebnie histeryzuję zamiast czekać te przepisane 2 tygodnie… ale same dobrze wiecie, jak to jest.
Do tego muszę wiedzieć do połowy września na czym stoję, czy mogę pójść do pracy, czy szukać zastępstwa, a wszystko od miesiąca jest w zawieszeniu.
Nawet nie umiem powiedzieć do siebie: jestem w ciąży.
Z tymi zdjęciami z różnych stron to wcale nie tak łatwo. Nasza córka np. leżała tak, że lekarka nie mogła jej zmierzyć przezierności karkowej i musiałam wrócić na usg innego dnia.
Do połowy września jeszcze dwa tygodnie, wszystko się wyjaśni i zdążysz znaleźć zastępstwo.
Gaju, nie wiem czy to Cię pocieszy ale ja na pierwszym usg byłam w 6w6d i w ogóle nie mierzyli pęcherzyka, bo podobno na tym etapie nie ma to znaczenia.
Mój cud skończył się szybciej niż się zaczął 🙁 ciąża biochemiczna, beta spadła, przyszedł okres…
Ana…?
Gaju ściskam kciuki, czekam na dobre wiadomości!
R… tak mi przykro… BARDZO!
Przykro mi R, nie tak miało być… ściskam Cie z całych sił :*
U mnie sama nie wiem, jakoś wolę nie wiedzieć. Miałam iść teraz do dr ale chyba pójdę za tydzień. Bet już nie robię. Pierwsza była 42. Dr uznal ze moze po poronieniu bo co to jest. Druga po dwóch dniach 75. Niby ok ale to tak niewiele…Biore luteine. Nic więcej nie poradzę, strach nauczył takiej pokory że siedzę po cichutku i wolę nawet nic nie wiedzieć.
Gaju nieustannie ściskam za Ciebie kciuki :*
Dziewczyny robię reaserch ile komórek jajowych podczas procedury udało się zapłodnić i wyhodować zarodki nadające się do transferu? Czy któraś z Was robiła procedurę na mrożonych jajeczkach?
W ogóle jestem w kropce, nie wiem co robić, może Wy wy coś mi podpowiecie…zdiagnozowano u mnie endometriozę, mam torbiel. Staramy się o 2 dzidzię. W zeszłym miesiącu udało mi się zajść w ciążę w 1 cyklu starań, niestety zakończyło się poronienieniem. U męża słabawe wyniki nasienia. Robić procedurę jak zaleca lekarz (z uwagi na endometriozę, a może to skok na kasę??) czy próbować naturalnie? Co sądzicie?
@Borowka
A endometriozę jakoś leczysz? U mnie dopiero po usunięciu endometriozy (wypalanie ognisk podczas operacji laparo) udało się zajść w ciążę.
Z tego co kojarzę to nadal nie są znane przyczyny i sposób wpływania endometriozy na ciążę (a raczej na brak ciąży). Za to wiadomo na pewno że pogarsza szanse na potomstwo.
Więc na twoim miejscu najpierw powalczyłabym z endometriozą, jednocześnie możecie starać się naturalnie.
A dopiero potem ew. Procedura.
Ja po ogarnięciu endo, zaszłam w ciążę naturalnie.
Dziś 8w+5. Po raz pierwszy widziałam wszystko tak wyraźnie.
Podłużny kształt, coś jak kijanka.
Brak tętna, niecałe 7 mm zamiast książkowych 17.
Krótka to była ciąża.
Zmieściła się w jednym poście Izy.
Nigdy nie pisałam,Kibicowałam. Gaju w czasie swoich 9 letnich starań doczekałam się tylko jednej ciąży…takiej jak piszesz. U mnie od początku tętno zbyt wolne a w 10w brak…rozumiem i jestem tam gdzie na sercu zostanie ci blizna.
Obecnie czekamy na kurs adopcyjny…rok.
Nie wiem, co napisać. Jest mi tak przykro i tak bardzo jestem wściekła na los. Ej, świecie! Tak się nie robi!
:(:(:( bardzo mi przykro 🙁
Przykro mi Gaju…
Tak krążę i krążę od paru dni…weszłam specjalnie, żeby odszukać wieści od Ciebie…i nadal nie wiem co napisać Gaju…
Jest mi masakrycznie przykro…
Chciałabym przekazać coś na miejscu…ale nie jestem w stanie złożyć jakichś sensownych zdań…
Szacun za tę całą cierniową drogę i mam nadzieję, że trafi się jakaś łąka, jakkolwiek i gdziekolwiek by się nie znajdowała.
Hug.
Wiesz… Kiedyś myślałam, ze osoba, ktora przeżyła coś podobnego, będzie wiedziała, co powiedzieć. To nie prawda. Jest mi tak strasznie przykro…
Wrzesień. Kilka lat temu we wrześniu straciłam taką ciążę jak Twoja. W stygnącym po lecie słońcu. W suchych liściach. Pamiętam o tym każdego września.
Nie zapomnisz, ale kiedyś przestanie tak boleć. Ściskam Cię, przytulam z całych sił.
Gaja.. Przytulam bardzo mocno.
Bardzo mi przykro Gaju. Zagladalam tu z nadzieja ze to beda inne wiadomosci:(sciskam Cie mocno…
Gaju.. przytulam Cie mocno..
Gaju, strasznie mi przykro ;-(
Gaju… przykro mi! Wydawać by się mogło, że człowiek „po przejściach” powinien lepiej znać odpowiednie w tej sytuacji słowa, a ja mam wrażenie, że znam ich jeszcze mniej niż wcześniej… Chciałabym napisać coś stosownego… ale wszystko wydaje mi się niestosowne…
Jedyne co przychodzi do głowy to coś co mi bardzo pomogło, głównie w trakcie poronienia, ale pomaga i teraz. Niestety tylko po angielsku, ale może się przyda… Pierwsze to film, który pięknie i zaskakująco uniwersalnie (mam wrażenie) oddaje kipiące w sercu uczucia. Drugie to link to brytyjskiego stowarzyszenia. Dla mnie było skarbnicą wsparcia i przede wszystkim wiedzy…
https://youtu.be/a-Z0IrXDGVA
https://www.miscarriageassociation.org.uk/
Gaja, przykro mi -(
Ana…?
Ciężko R… Beta pokazywała tydzień temu 2500, ładnie. Wczoraj z nadzieja na usg, balam sie patrzec i słyszę tylko o k*** znowu. Mało, pęcherzyk z malutkim farfocelkiem. Powinno być więcej. Nie mam się na nic nastawiac, jak już to na powtórkę z rozrywki. Za tydzień kontrola. Próbuje się opancerzac zeby tam wogole pojsc choc slabo mi idzie… żeby tak nie bolalo. Nie wyobrażam sobie tego znowu.
Gaju do dziś nie umiem Ci nic mądrego napisać…myślami jestem z Toba. Tak strasznie mi przykro
Kurwa! To jest jakiś jebany chichot losu :(:( trzymaj się!
Jak dziś?
Mój dr żeby mnie nie meczyc dluzej we wtorek stwierdził koniec, schodz z lekow. Nie uwierzyłam…bo zobaczyłam mojego Okruszka, wreszcie był taki prawdziwy. Tylko nie pikalo serduszko ;( Poszłam dzis do innego. Mówi jaki ładny, jeszcze zapika. Ale plamie mocno więc wziął popoludniu na lepszy sprzęt. Zadziwiająco ładny ale niestety nie zyje… ♡ nie będzie ;( Muszę przejść na tryb poronny, krwawienia, tabletki i walka by nie lyzeczkowali. Niedobrze mi na sama mysl
Ana, przykro mi.
Artykuły naukowe mają jednak rację – jeśli od samego początku beta jest niska, niskie są szanse. Potwierdzamy to obie.
Oby udało Ci się szybko i bezboleśnie dobrnąć do końca.
U mnie chociaż to było bezproblemowe. 4 dni po odstawieniu leków przyszedł nieco większy okres. Po prostu wszystko wyszło i tyle.
Tylko z głowy nie bardzo chce wyjść.
Dziękuję Wam wszystkim za słowa wsparcia. To było bardzo istotne dla mnie.
Nie mam słów :(:(:( tak strasznie mi przykro, że znowu musisz przez to przechodzić 🙁 trzymaj się!
Cześć. Śmieszne uczucie, ponieważ Wy nie znacie mnie, za to ja Was całkiem dobrze 🙂 śledzę blog już od dawien dawna, w wielu momentach kryzysowych był dla mnie nieocenionym wsparciem – za co chciałabym szczerze podziękować. Wielokrotnie myślałam, że całkowicie zwariowałam i już nie ma dla mnie ratunku… Myślę, że są nas tysiące, tylko wiele „podczytuje” i się nie udziela. Chciałabym krótko opowiedzieć swoją historię, nikogo nie przynudzając ( obiecałam sobie kiedyś, że się z tym uzewnętrznię). 3,5 nie mogłam zajść w ciążę. Pierwszy rok, spokojnie, bez spiny. Później lampka nad głową, że chyba jednak coś jest nie tak. Zaczęło się bieganie po lekarzach ( zwykłych ginekologach). Później znaleźliśmy już specjalistę od leczenia niepłodności ( jednak dalej prywatny gabinet,nie klinika ). Wszystkie badania ok, tarczyca lekko rozjechana, prolaktyna lekko podwyższona, słyszałam, że teoretycznie nie powinno mieć to wpływu, leki dostawałam i sumiennie przyjmowałam (euthyrox, dostinex, letrozol na podkręcenie owulacji ). Po jakimś czasie sono HSG, które przeszłam super, wynik ok. Mąż wielokrotnie badania nasienia, wszystko ok. Miesiące mijały, ciąży brak. W tym czasie wszystkie koleżanki dookoła zachodziły w ciążę bezproblemowo, a ja byłam w coraz gorszej kondycji psychicznej. Pomimo mijających miesięcy, nie znaliśmy odpowiedzi na dręczące nas pytania. Było kiepsko. Strasznie schizowałam. Cały świat kręcił się tylko i wyłącznie wokół naszej niepłodności. Leki, badania, monitoringi, szukanie o co może chodzić i ciągłe zadręczanie się. Po drodze jeszcze przygoda z dietetyczką, żeby popracować nad metabolizmem ( odpowiednia waga, nasycenie organizmu witaminami etc ). Po niespełna 2 kolejnych latach, nasz lekarz stwierdził, że się poddaje i proponuje udać się do kliniki w celu dalszej diagnostyki, co uczyniliśmy w trybie natychmiastowym – i ze względu na już przebytą drogą, zaproponowano nam od razu ivf. Nie mieliśmy z tym żadnego problemu, od razu przystąpiliśmy do działania, choć gdzieś głęboko w sobie ciągle myślałam – jakie cholera ivf ? Przecież niby jesteśmy super zdrowi? Dlaczego nas to spotyka? O co chodzi? Pierwsze podejście średnio udane, pomimo dalej ” super wynikow” ( np AMH 3 ! ) bardzo kiepska odpowiedź na stymulację, tylko 2 zarodki, pierwszy transfer ciążą biochemiczna ( to było bardzo bolesne doświadczenie…) drugi zarodek transfer dwa miesiące później – miał inne plany niż my, niestety nawet się nie zagnieździł. Klinika ciągle nas nakręcała, że ciąża biochemiczna to dobry znak, że mamy duże szanse, że trzeba próbować. Dałam sobie kolejne 3 miesiące i podeszliśmy do drugiej próby, od początku. Tym razem, wyciągając wnioski po pierwszym podejściu, dali mi bardzo duże dawki gonalu, odpowiedź była super ( 16 dojrzałych komórek ) jednak tak mnie wykręciło, że skończyłam w szpitalu z hiperstymulacją i trochę się nacierpiałam. Transfer został odroczony, w między czasie okazało się że 3/4 zarodków umarło w laboratorium, komentarz embriologa ” no czasem tak się właśnie dzieje”. Znowu musiałam odczekać, żeby dojść do siebie, bo czułam się na prawdę wykończona. Kolejny transfer dwie dobrze rokujące blastocysty klasy AA. I…. Nie wiem jak to możliwe – ale jestem w 13 tygodniu ciąży bliźniaczej. Nie wiem co będzie dalej. W mojej głowie jest milion myśli, milion obaw, teraz schizuję chyba jeszcze bardziej niż wcześniej :> Chciałam tylko napisać – nie poddawajcie się. Ja, wielokrotnie traciłam nadzieję. Krzyczałam, tupałam, nienawidziłam świata. Była we mnie straszna gorycz, straszny żal, który aż wyciekał mi uszami. Nie mogłam zrozumieć tego braku sprawiedliwości. Były to ciężkie lata dla mnie i mojego małżeństwa. Teraz patrzę w lustro i sobie myślę – kurcze, serio, będę mamą bliźniaków ? czy to wszystko jest jakiś sen ? Mąż wielokrotnie mi mówił – że to całe ivf i wszystko to, co się dzieje to tylko „wstęp” do dalszej przygody. Naszej życiowej przygody. I miał rację. Przepraszam, że tak dużo się rozpisałam, pozdrawiam wszystkie – życzę dużo samozaparcia i nigdy nie tracenia nadziei !
Anko, Zacięta, moja imienniczko 🙂 gratulacje. Byłam tam gdzie ty, łącznie z mega hiperką i szpitalem. Teraz jestem mamą dwójki, jednej genialnej dziewczynki z in vitro i… Jednego naturalsa 🙂 także uważajcie po tych in vitrowych bliźniakach, bo czasem niemożliwe dzieje się naturalnie! Powodzenia!
Rzadko która z nas się poddaje:)Pozdrawia mama adopcyjna, o ciążę walcząca ponad 7 lat, po 7 transferach in vitro, z których tylko jeden ostatni był udany:) Transfer bez szans, tylko po to, żeby nie zostawiać zamrożonych zarodków i z czystym sumieniem złożyć podanie o drugą adopcję. Powodzenia dla Was!
Trzymam za Waszą trójkę kciuki! Ja też, tak jak i Ty czytam od jakiegoś roku. I też obiecałam sobie, że opiszę tu swoją historię, gdy dojdę do pewnego momentu. Na razie byłam blisko, nawet 3 razy, ale niestety skończyło się przedwcześnie. Nie tracę wiary i mam dzisiaj w sobie dużo spokoju i pokory. Nie obyło się bez pomocy psychiatry i psychologa. Mnie bardzo pomogło. I blog Izy i wszystkie blogowe historie, i komentarze, z których powstałyby ze dwa osobne blogi. Czasem jest tu smutno, czasem wesoło, ale najważniejsze, że człowiek nie czuje się z tym wszystkim sam. Pozdrawiam Was serdecznie!:)
Dziewczyny, potrzebuję porady dla koleżanki…. Czy któraś miała wlewy z osocza? Czy pomaga?…..