Biała bluzka

Biała bluzka nie jest zwykłą białą bluzką. Jest białą bluzką z „Białej bluzki” Agnieszki Osieckiej.

Szuram nosem po półkach, chyba nie mam tej książki w domu. Co się z nią stało? Może tylko śniło mi się, że ją mam, ale widzę ją przecież, ma błękitno siną okładkę, pachnie kurzem starych kartek.

Bardzo chciałam napisać tu kawałek białej bluzki, ale nigdzie białej nie widzę. Wrzucam na chybił trafił cytat z internetu, który zawsze wszystko wie. Znajduję pierwszy. Znak, nie znak, taki chciał się napisać.

„Jestem rozdrażniona, mam chęć szorować kamieniem po szybie (…)”

„Serce czuliło Mi się nieprzytomnie.”

 

247 komentarzy

    1. Jagoda, to dzianina, ale bardziej szczegółowo nie potrafię powiedzieć. Mam ogromną lukę w wiedzy na temat tkanin :/

      Nie jestem aż tak chuda! Tak wyszło zdjecie z telefonu – zdeformowało. Taki chudzielec to by się pewnie w pół złamał.

      1. Izuś, jeżeli chodzi o moją kolekcję apaszek, szali, chustek, kominów, to jest ich tyle, że M. przestał już liczyć (kiedyś policzył i było coś ponad 50!) . A ciągle pojawiają się nowe!Uwielbiam się owijać przy szyi, wiązać, otulać…Ot, takie niegroźne zboczenie 🙂

        1. No właśnie. Ja po 30-tej chuście też przestałam liczyć. A najbardziej lubię moje trzy arafatki. Ale teraz trochę strach je nosić… Ale noszę i tak 🙂
          Jak kiedyś spotkasz kogoś w arafatce, to pewnie ja 🙂

          1. „m” to mój mąż. pewnego dnia zapierdzieliłam mu małą poduszkę, bo rzucił ją zwierzakowi do zabawy i stwierdziłam, że pewnie jej już nie lubi. I podobnie zakosiłam Mu dwie albo trzy arafatki… 😀

  1. Jest i wyczekiwana biała bluzka! 🙂 Podobuje mnie się:) Iza zarażasz nie tylko wolą walki, ale i tym szyciem. To musi być niezwykle fajne uczucie, włożyć coś, co samemu się zrobiło. Może kiedyś i ja dorosnę do szycia;)
    A tak na marginesie – patrzę i nie wierzę. Marsz PiS-u w rocznicę stanu wojennego i dla poparcia rządzących. Ktoś kiedyś zarzucił taki temat, że nie wiadomo kto na nich głosuje, skoro nikt ze znajomych, ani znajomych znajomych…Teraz mamy ich w TV, możemy popatrzeć;) Wygląda na to, że wcale nie jest ich mniej niż protestujących wczoraj przeciwko łamaniu konstytucji…Jedni i drudzy boją się powtórki stanu wojennego, zniszczenia demokracji, złamania poczucia jedności narodowej…Robi nam się mentalna(póki co) wojna domowa?
    Aktualnie na Placu Trzech Krzyży zrobiła się mała msza, odmawianie modlitw za zmarłych, mówienie o tym, że kiedyś Solidarność też była nielegalna wg.komunistycznego trybunału…Spomiędzy tłumu śmignął mi też transparent o tupolewie.
    Czuję narastające we mnie przerażenie . I czuję, że muszę Wam to pokazać.
    https://www.youtube.com/watch?v=oMLW55ck0Zo
    Kolega wczoraj wrzucił na wall’a.

    1. Margaritka – ten film wart jest osobnego postu! Nie wiem, dlaczego sama o tym nie pomyślałam, maż mi to pokazał kilka dni temu. Dzięki!!
      Demonstracja ze śpiewaniem bogurodziny – wstyd, żenujące.
      Ale najbardziej żenujące jest to, co kaczyński mówi o demonstracji przeciwko łamaniu prawa – że to garstka przekupnych ludzi.
      Jak można tak się afiszować z brakiem szacunku do ludzi, którymi chce zarządzać… ???? Nigdy nie skumam co się dzieje w głowie takiego człowieka.

      1. Przekupnych ludzi najgorszego sortu polaków!;)
        Zrozumieć pewnie nigdy nie zrozumiemy, ale możemy się postarać. Mąż aktualnie czyta pozycję „Jarosław”. Jest przerażony, aczkolwiek zaczyna rozumieć (nie mylić z wyrozumiałością) trochę przyczyny jego politycznego szaleństwa. Ja jeszcze nie czytałam, ale mążu poleca:)

    1. Co do materiału – gdybyś miała chęć – dodam, że nie mogłam sobie z nim poradzić. Wszystkie – WSZYSTKIE – szwy musiałam najpierw podkleić flizeliną. Trzy godzin wycinałam to pałatajstwo …

  2. Drogie Panie (i ukryci Panowie), korzystając z czułego zaproszenia od kogoś fajnego, zaszywam się na dwa dni daleko hen bez internetu, ale z widokami na świat.
    Blog Wasz! 🙂
    Rządźcie!

  3. Bluzka rewelacja – też uwielbiam takie luźno zwisające kominy, a materiał wygląda cudnie, tak zimowo, jakby śnieg spadł 🙂 Gdyby nie fakt, że już 5 lat po ślubie jestem, to na podobną suknię bym się chętnie skusiła 😉

    Książki Osieckiej nie czytałam – ale już po tych dwóch cytatach wnioskuję, że warto – i dodaję do swojej listy 🙂

  4. Jaka cisza w eterze. Wężon, jak tam po weekendzie? Kiedy wizyta?
    Ewelka jak sie czujesz? Plamienia ustały juz całkiem?
    Ja wlasnie dostałam ostatni zastrzyk z ovitrell. We srode punkcja, zgodnie z planem. Ponoć trochę sie juz moje pecherzyki uspokoiły i przystępowały- co by to nie znaczyło. Ponoć poziom hormonów mam bardzo wysoki, ale nie znam szczegółów. Mam pic duuuuzo wody i odpoczywać. Nie wiem Wezon jak Ty po punkcji poszłaś do pracy. Mi w odpowiedzi na taki pomysł pielęgniarka o mało w głowę sie nie popukala. Zaznaczyła, ze w teorii następnego dnia jyz bym mogła, ale zwykle pacjentki biorą zwolnienie aż do dnia testu….sugestia nad wyraz czytelna.
    No to odpoczywam dziewczyny…trzymajcie kciuki za komórki!!!!

    1. No ja trzymam od dawna! Powodzenia w środę! Jejku to już się dzieje!
      U mnie plamienie ustalo ale niestety krwiak się nie zmniejsza. Jest taki sam jak tydzień temu, ale najważniejsze że się nie powiększył i póki co nie zagraża Maluchowi.

      1. Jestes jeszcze w szpitalu czy w domu? NajwaNiejsze ze nie zagraża dziecku, ale oczywiście mógłby sie jyz wchłonąć i przestać wkurzać. Dawaj znac co u Was, jak sie czujesz?

    1. Kas., byłaś oddać krew? O której wyniki? Tak sie zastanawiałam czy sie nie napatoczymy na siebie w punkcie pobrań, bo okazało sie ze mam toxoplazmoze do powtórzenia i dzis musiałam tez spuścić troszkę krwi;) no, ale żadnego rudzielca nie spotkałam;)

        1. Polskie punkty pobrań, chyba w pobliżu nie mamy nic innego? O przychodni nawet nie pomyslałam, nie wiedziałam ze tam badania można robić takie bez skierowania? Nie zdecydowałaś sie na cito? Dobra, to czekamy do 20:) przebieram nożkami;)

          1. No byłam zaraz po Tobie, pare minut po 10;) a miałam pójść wczesniej, ale uznałam ze juz przed sama praca wstapie. Deptamy sobie po marchewkach;) zaglądam ciagle i sprawdzam, czy juz sa wyniki, no bo jak moje to i Twoje:) zreszta bloga tez ciagle odświeżam:)

  5. bluzka śliczna 🙂

    Nie mam komu się wygadać . Wiec jako anonimowa tu osoba czytam komentuje , a teraz sama potrzebuje pomocy .Jesteśmy ze soba ponad 5 lat rok po ślubie , starania o maleństwo zaczęły się 4 lata temu . U mnie ok u męża ok. Sama nie wiem w czym jest problem .Co by tu opowiadać a może od czego zacząć? Poznaliśmy się przypadkiem szybko zamieszkaliśmy razem ,różnica miedzy nami to 11 lat dużo ? mało? w sam raz? jakoś nie myślałam nigdy o tym . Problem jest taki mój maż poucza mnie we wszytskim , nawet gdy rozgotuje ziemniaki w zupieeee jest awantura że on jest perfekcyjny ze ja nie potrafie itp .nie wiem czy ja poprostu ze stesu nie moge zajśc w ciąże a moze to znak że prawie codziennie płacze bo cos mi powiedział. Nie wiem co mam ze sobą. Od niedawna jestesmy na wynajem za granica.Wojna jest prawie codziennie ,a zaraz jak gdyby nigdy nic przychodzi z uśmiechem na twarzy i mów ze to ja zaczelam. Strasznie go kocham nad życie dla niego wszytsko. NIe wiem czy to zachowanie dlatego że nie mamy dziecka czy poprostu tak zawsze juz bedzie?:(

    1. Moniu skoro robiliscie badania i wszystko u Was ok to najprawdopobniej cierpicie na nieplodnosc idiopatyczna,ale sądząc po Twoim wpisie zyjesz w ciąglym stresie,wiesz moj mąż np jest pedantem i np potrafi odkurzyc mieszkanie jeszcze raz bo twierdzi ze ja to zrobilam nie dokladnie,ale ja sie tym nie denerwuje… Mysle ze nie powinnas sie tak wszystkim przejmowac,skoro mąż nie widzi w tym problemu i zaraz po „klotni”chce sie godzic…Moze powinniescie zglosic sie do kliniki nieplodnosci lekarz napewno Wam cos poradzi na brak upragnionego dzidziusia…:) a do męża i jego charakteru musisz sie przyzwyczaic 🙂

    2. Monia wiesz stres na pewno ma wpływ na płodność. Jak kilka razy mój M wyskoczył do mnie z takim tematem to przestałam robić cokolwiek. Powiedziałam że nie posprzatam, nie ugotuje jeśli jeszcze raz coś skomentuje. Po 2 tygodniach mnie przeprosił. Ale za jakiś czas znowu coś powiedział i u mnie znowu taktyka ta sama. Kazalam mu zatrudnić Panią do sprzątania. Takie było nasze docieranie się na początku związku. Nie można na pozwolic na takie komentarze bo później cierpisz. Ja też jestem wrażliwa i wszystko od razu do siebie biore. Teraz jesteśmy naprawdę wspaniałym związkiem.

    3. Moniu chciałabym Ci polecić jedną książkę (jest króciutka i łatwo się ją czyta) „Stanowczo, łagodnie, bez lęku’ autorstwa Marii Król-Fijewskiej. Jako osoba która miała (i nadal miewa) problemy z asertywnością i obroną samej siebie – mogę Ci ją polecić z ręką na sercu. Ta książka otwiera oczy. Nawet w związku, w którym dwie osoby się kochają, może dochodzić do sytuacji w których jedna strona przejmuje inicjatywę i dyktuje warunki (lub też odwraca kota ogonem i mówi że to Ty zaczęłaś). Znalazłam fragment tej książki na jednym z blogów. Mam nadzieję, że nie naruszę żadnych praw autorskich jeśli go tutaj wkleję. Dodam tylko, że książkę można kupić praktycznie wyłącznie przez internet i że jest polecana przez psychoterapeutów:
      „Osoba, która ma kłopoty z wyrażaniem i obroną siebie oraz z realizacją swoich potrzeb, żyje w świecie dramatycznych epizodów. Jest to świat, w którym ludzie nie pozwalają nam, zmuszają, oskarżają nas, lekceważą, pomiatają, krzywdzą, my zaś musimy, powinniśmy, nie jesteśmy w stanie, nie mamy prawa, nie damy rady, nigdy sobie na to nie pozwolimy.
      Jest to świat oskarżycieli i oskarżonych. Świat nasycony obawami.
      Świat człowieka asertywnego wygląda zupełnie inaczej. Jest w nim zdecydowanie mniej lęku. Znikają dawne fabuły dramatyczne (…) dawne problemy, do których człowiek był od lat przyzwyczajony. (Fijewska- Król, 2000, s. 129-130).

      1. Tak, ja też mogę polecić tę książkę:) Wprawdzie z mężem nigdy nie miałam problemów, z którymi nie mogłabym sobie poradzić. Podobnie jak napisała Ewelka, od początku „ustawiałam” te relacje tak, żeby czuć się w naszym związku dobrze. Dużo było docierania, trochę talerzy się stłukło;p ale doszliśmy w końcu do porozumienia w najważniejszych sprawach. Ale ten tytuł przydawał mi się w innych sytuacjach życiowych:)

        Z facetami (co ja mówię, generalnie z ludźmi) jest tak, że dasz palec, a wezmą całą rękę. Nie ze wszystkim na szczęście:) Ale są tacy i jeśli już trafi się na taką osobę, trzeba od razu i konsekwentnie stawiać granice. Inaczej skazujemy się na rolę ofiary:/
        Nie wiem Monia, czy tak jest w Twoim przypadku, trudno to stwierdzić po paru zdaniach, ale wiem jedno. Jeśli teraz nie jest dobrze, to narodziny dziecka sytuacji nie naprawią… Warto ją naprawiać zawczasu, żeby dziecko pojawiło się w kochającej się, wspierającej rodzinie. Oczywiście to nie tak, że starania nie mają wpływu na związek. To też nie tak, że powinniśmy całe życie funkcjonować w jakiejś sielance. Zdarzają się i gorsze okresy. To normalne. Ale jeśli starania powodują, takie napięcie, że codziennie dochodzi do awantur, po których płaczesz, to warto się temu bliżej przyjrzeć, porozmawiać szczerze z mężem, powiedzieć mu to co nam piszesz. A jeśli rozmowy z nim nie będą pomagać, może porozmawiać z kimś bliskim, kto zna Was oboje, doradzi, wesprze. Albo z terapeutą, który pomoże spojrzeć na sprawę z innej perspektywy…
        A co do starań… macie jakiegoś zaufanego lekarza/klinikę specjalizującą się w niepłodności?

    4. Monia, cześć. Wybacz, że odpisuję po tylu dniach. Na szczęście są tu mądre dziewczyny i napisały dużo mądrych rzeczy.
      Ja od siebie dodam jedno. Rzuciło mi się w oczy, kiedy pierwszy i drugi raz przeczytałam Twoje słowa, że zastanawiasz się nad tą różnicą wieku.
      Ona nie jest zła, bo dlaczego miałaby być.
      Ale może te 11 lat powoduje u Ciebie zaniżoną samoocenę, brak pewności siebie.

      Mąż Cię kocha i nie przestanie Cię kochać, jak mu zwrócisz uwagę, żeby zaakceptował rozgotowane ziemniaki.

      Mam nadzieję, że ułożycie sobie te relacje. Bo jak już urodzi się dziecko, napięć może być więcej. Trzymaj sie ciepło i dawaj znać co słychać.

  6. Wow super Margaritka juz blizej jak dalej 🙂
    Kas nie dziwie sie,ale napewno wszystko bedzie pozytywnie 🙂
    Glowa do gory,cycki do przodu i dajecie dziewczynki 🙂
    A ja mam takie pytanie,hm..moze troche dziwne,i od paru dni sie zastanawiam czy nie wyjde na idiotke jak je tu zadam,a mianowicie:
    4 stycznia mam pierwsza wizyte,tzn juz bylam na pierwszej wizycie w N u dr Z i wtedy wlasnie wykryl mi wodniaka,mam porobione badania typu hormony amh cytologie tylko bede musiala zrobic te wszystkie przeciwciala,ale to poczekam az mi je sam doktor zleci.I pytanie moje jest takie jak myslicie ile czasu minie do zaczecia calej”machiny”?

    1. Znając dr Z, to szybciutko. Mówiąc kolokwialnie, on sie w tańcu nie pier…i;) jak po wodniaku juz nie ma śladu, to jeszcze posiewy, infekcyjne i od 2d.c (jesli idziecie krótkim protokołem) jedziecie ze stymulacja:) ale Sza, kochana, poczekaj na wizytę i na to co powie lekarz. Bo my tutaj to sobie co najwyżej z fusów możemy powróżyć;)

    2. Też myślę, że od najbliższego cyklu, zależy w którym dniu będziesz 4 stycznia.
      No i teraz to dużo zależy jeszcze od tego, co będzie z programem. Czy będą już pieniądze, czy w ogóle będą w przyszłym roku.

      1. Dziekuje Wam za odpowiedz 🙂 strasznie mnie tym pocieszylyscie 😉 wiem ze nigdy nic nie wiadomo i tutaj możemy sobie gdybać nie mniej jednak jakoś na sercu mi sie lżej zrobiło;) Wężon ja prywatnie robie… Chciałam napisać co u Ciebie ale wlasnie spojrzałam ze napisałaś na dole 😉 wiec koncze moj wywód i biorę sie do czytania 🙂

          1. no wlasnie taka mam nadzieje ze wszystko juz w porzadku…:) ogolnie to tylko „dolegał”mi ten wodniak,a glownie u męża są problemy,wiec moze luty okaże się dla mnie szczesliwym miesiacem :)))

  7. Droga Izabelo 🙂
    Wczoraj weszłam na Twojego bloga, przeczytałam na szybko, tylko jakoś nie dawał mi ten Twój wpis spokoju :). Widzę drugie dno ? Może nadinterpretuje ? Może chce widzieć Coś więcej ? Pewnie mnie poprawisz :).Na wykroju napis po co mi to ? OA zakreślone w takie ładne kółko ? Ta fizelina przypięta szpilkami ma kształt hehe macicy. Ta twoja biała bluzka to też taki symbol ? Opowiadania Osieckiej wg mnie są poszukiwaniu miłości samotności, walce o ukochanego, próbach odnalezienia się w absurdalnej rzeczywistości. Bohaterka udaje, że sobie radzi pomaga jej siostra, wódka i poczucie humoru, ale widać też jak jej ciężko, jaka jest obolała i pokiereszowana przez życie. Pozwól, że wstawię cytaty „Życie pastwi się nade mną z niebywałym okrucieństwem. W słowach też nie znajduję żadnej pociechy ani przytułku. Suche słowa mi się sypią, sypkie, oddzielne” i drugi „A do kogóż ja mam być przystosowana? Do ciebie, do pana Józka, do jego oszalałej ze strachu matki? Do przepisów z piekła rodem? Czy ja po to zeszłam z drzewa, żeby grać w komórki do wynajęcia? Żeby się mieścić w jakimś Stąd – Dotąd? A może Ja chcę dokonać czegoś wspaniałego, może Ja nie mam zbyt wiele czasu, może ja muszę się liczyć ze stratami?”. Próbuję to jakoś ugryźć. Udanego odpoczynku Iza.

    1. Ewa, bardzo mi się podoba Twoja interpretacja 🙂 Czytałam ją jeszcze w trakcie wyjazdu – tylko warunki kiepskie do odpisywania miałam. Chciałam przemycić trochę podtekstów, ale na pewno nawet w myślach ich tak nie zwerbalizowałam, jak Ty. Imponujesz 🙂
      Nie jestem tak zagubiona, jak opowieść Osieckiej, tak nieszczęśliwa i samotna. Ale każda z nas czasem ma za dużo myśli, uczuć bez nazwy. Każda jest poszukującą czegoś.
      Dawno nie czytałam tej książki. Może mnie zawołała właśnie 🙂

  8. Iza to jeszcze za ten nasz listopad co to miał być k…a szczęśliwy
    „Czułość nieczułość w jednym stały domu. Piszę tylko dlatego, że nie masz dla mnie czasu… A właśnie, że nie! Gwiżdżę na to. Wcale mnie nie obchodzi – masz czas, czy nie masz. Piszę, bo lubię. Jak podrożeją znaczki, będę pisała do kaczki. Taki czarny jest ten listopad, taki zimny, taki obolały od deszczu, od wspomnień, od mokrych rękawiczek – aż strach (…) Boże, spraw, żebym już nie był listopadem, żeby mi nie było tak ciemno wieczorem i tak mglisto nad ranem, i żeby nie bolały mnie wszystkie liście i żeby nie dokuczał mi reumatyzm miłości (…) Tak on sobie płacze ten listopad niewysłuchany. Ta beksa.”
    „(…) byłam cała krucha i skruszona, wszystkie te strzępki dookoła serca trzeszczały mi jak gałązki.”
    „Mnie to jest po prostu wściekle przykro, kiedy w czarny, skotłowany, listopadowy wieczór, siadamy przy telewizji, i czułość usypia pomiędzy nami jak stare zmęczone zwierzę.”

    1. Ewo,
      piękne cytaty.
      Szczęśliwi ludzie nie piszą takich pięknych rzeczy. Szczęście jest samolubne, chce się sobą cieszyć i po prostu żyje. Cierpienie pięknie wybrzmiewa.
      Może stąd się wzięło, że cierpienie uszlachetnia, bo pokażcie mi wielkiego twórcę, który nie cierpiał? Pokażcie mi poród, który nie boli?
      Nas, szarych zjadaczy chleba cierpienie nie uszlachetnia, tylko niszczy, bo nie potrafimy przekuć go w dzieło, przeżuwamy tylko tę gorycz i zaczynamy smakować metalem.

      1. Wężon, ja to sobie Ciebie zapiszę i cytować będę na przyszłość.

        Święte słowa to co napisałaś! Mówią, że co Cię nie zabije to Cię wzmocni… Może być i tak. Ale mogę też stworzyć i sto innych zakończeń tego zdania. Głównie w otoczeniu widzę, że co ludzi nie zabije to ich mocno sponiewiera. Niekoniecznie wychodzą z tego silniejsi, mądrzejsi, szlachetniejsi…

    2. Ewa, dzięki, że przepisałaś kawałeczek książki, zrobiłaś to, co ja chciałam, ale z powodu braku obeszłam się smakiem.
      Może więcej osób sięgnie do Osieckiej teraz.

  9. Dziewczyny jestem, dopiero wczoraj wieczorem wróciliśmy. Moja wizyta w najbliższy poniedziałek 21.12 rano.

    Kas, czekam na Twoją potwierdzającą betę i na Twoje dwie kreski Margom.

    Margaritka, trzymam kciuki za jutro. Mnie nikt o zwolnieniu nie wspominał po punkcji i po transferze, nikt nie zapytał, czy potrzebuje. Chyba jednak wiele z nas nie brało zwolnienia. A po punkcji po prostu świetnie się czułam. Stresowałam się, że nie czuję żadnych z tych objawów, o których prawie wszystkie podchodzące do IVF piszą – żadnych dolegliwości przy stymulacji, żadnych objawów w jajnikach, żadnego napięcia, wzdęcia, kłucia. Bałam się, że nic nie urosło, skoro nic nie czuję. Obudziłam się, poczułam jak młody bóg, jak zwykle po narkozie, poczekałam aż mnie wypuszczą i poszłam do pracy. Punkcja była ok. 10:30, o 13:00 byłam w pracy. Czułam się normalnie, nic mnie nawet nie zakłuło. Żadnego śladu, że coś mi robili. To już po transferze przez jeden dzień czułam, że coś tam się dzieje, a potem też nic.
    Pytałam pod poprzednim wpisem, dlaczego zapłodnienie naturalne jest niemożliwe, skoro raz się udało. Ale to było przed moimi problemami. Chcieliśmy usunąć przegrodę, która mogła powodować w przyszłości poronienia lub przedwczesne porody i od tego wszystko się zaczęło. Po powikłanym usunięciu przegrody porobiły się zrosty i całkowicie zarosły jajowody. Nie są niedrożne, one nie mają ujścia. Od strony macicy wszystko się zasklepiło. Dlatego nie ma szans na naturalne poczęcie.

    Izabela, niestety nie wygrałam w totka, chociaż przydałoby się. Zwłaszcza biorąc pod uwagę pożegnanie z programem. Już teraz nigdzie nie jedziemy aż do ferii. 🙂

    Iza, bluzkę podziwiam, fajnie wyszła, takie lejące się dekolty lubię. Pewnie wściekłabym się gdzieś po drodze, gdybym musiała ją szyć. 🙂
    Za to nie znoszę mieć przy szyi materiałów. Żadnych apaszek, szali itp. Nie wiem, jak to nosić, zawsze źle się zawiąże, źle wygląda, drapie, zjeżdża. Zdecydowanie nie.
    Nawet zimą nie wiem, jak się w to wszystko zamotać i przeważnie nie noszę szalika.

      1. Uczuciowa to jest właśnie problem. Ja nigdy nie brałam zwolnienia z Kliniki, bo u mnie w pracy nikt nie wiedział i chciałam, aby tak pozostało. Ja teraz po transferze byłam u lekarza pierwszego kontaktu, powiedziałam jaka sprawa i wystawił L4.

          1. Na zwolnieniu jest pieczątka przychodni, jak ktoś w kadrach ciekawski to szybko ustali skąd to dokładnie. Jak brałam z N. jakoś nie było, że przychodnia leczenia niepłodności tylko coś innego, ale dla chcącego (ciekawego) nic trudnego. Pomysł z lekarzem pierwszego kontaktu wydaje mi się najlepszy. Bo dla zwykłego ginekologa to raczej za wcześnie.

      2. Jest pieczątka przychodni i lekarza. Ja juz kiedyś swojej dyrekcji powiedziałam ze sie leczymy a i moja przełożona głupia nie jest i jak js zaczęłam uprzedzać ze mnie nie bedzie środa, czwartek albo piątek (ale za jeszxze nie wiem i nie ode mnie to zależy)i ze pózniej za piec dni, to widziałam charakterystyczny błysk w jej oku. Sama czekała na dziecko bardzo długo, nie wnikam czy pomogło in vitro czy naturalnie zaskoczyło, ale takie osoby maja juz inna wrażliwość i wiele mowić im nie trzeba. Także mi dziewczyny nie zależy jaka pieczątka bedzie widnieć. A co do kadr, to żadna kadrowa nie ma prawa informować osób trzecich skąd jest zwolnienie i jakie. Moje zwolnienie kiedy lekarz stwierdził na usg obumarcie ciąży musiało byc ciążowe, no nie maja kategorii „poronienie”, zreszta jeszcze nie poroniłam wtedy, to przyszło za kilka dni. I jak wczesniej, kiedy jeszcze wszystko było ok., wzięłam zwolnienie od zwykłego internisty(miałam mega mdłości i brało mnie przeziębienie), tez powiedziałam ze jestem w ciąży, ale nie chce jeszxze w pracy informować i ze potrzebuje nie ciążowego zwolnienia. Paradoksalnie jak ciąża sie skończyła, musiałam zanieść zwolnienie ciążowe:/ nikt jednak o ciąży nie wiedział, nie szeptał, nie plotkował. Powiedziałam tylko przełożonej co sie stalo.

        1. U mnie kadrowa na kawce przekazała „ploteczki” o mojej ciąży jak tylko dostała ode mnie pierwsze zwolnienie (w kuchni akurat była noja koleżanka, która mi szybko o tym doniosła), nie wiedziałam wtedy, że kod B to ciąża, bo bym poprosiła żeby lekarz nie pisał, to był sam początek. Z perspektywy czasu mam to w d.., ale co się wtedy nawk….. to moje. No i niesmak pozostał :-/

          1. Anulek, bardzo nieprofesjonalna kadrowa. Nie mówi się takich rzeczy. Powinnaś była zwrócić jej uwagę. No i dość istotne też jest, aby samemu zaznaczyć, że kod na zwolnieniu nie jest do oficjalnej wiadomości o ciąży(jeśli nam na tym zależy).

          2. Tak jak napisałam, wtedy nie wiedziałam nic o kodzie, więc nie wpadłam na to, żeby coś zastrzegać. A co do zwrócenia uwagi, pewnie trzeba było, ale szkoda mi było nerwów na głupie gadki, które i tak nic by nie zmieniły. Kadrowa jest „od prezesa” i mimo baaaardzo wielu błędów i pomyłek nadal ma się dobrze i pracuje na tym samym stanowisku. A teraz, po czterech latach, to już nie ma dla mnie znaczenia.

          3. No właśnie dlatego pytałam. Ja nigdy nie brałam zwolnień, teraz akurat i tak nie muszę, ale sytuacja moze się zmienić i byłam ciekawa jak to moze wyglądać. Dokładnie tak się spodziewałam jak piszesz Anulek. Jak znajdę sie w podobnej sytuacji będę już czujniejsza. Dzięki.

    1. Kas, to jest bliźniacza beta, zwłaszcza, że kreska była tak wcześnie!!!! Będziesz miała 3 dzieci. 🙂 komuś w końcu musiało się udać, tyle było niepowodzeń ostatnio. Dobrze, że nie poszłam razem z tobą, bo dwóm na raz się nie udaje. 😉

        1. Kas gratulacje!!Super! Myślę, ze taka beta jak najbardziej może wskazywać na bliźnięta;) Choc ja mialam w 13dpt 2500, ale to było już megaa wysoko! Kiedy masz wizytę?

          1. Wezon – moje Kropki były 5 dniowe!
            Ewelina – z doktorkiem super, umuwilismy się, ze w każdej chwili możemy wrócić;) A u mnie plec taka jak u Ciebie, tylko razy dwa;) Dwoch chłopców:)

    2. Ja znowu ostatnia się wypowiadam… Ale śledzę CIę Kas od kilku dni bardzo wyczekująco. Myślami ze sobą Cię zabrałam, czytałam Cię, cieszyłam się z Tobą gdzies bardzo daleko stąd!
      Zuch dziewczyna!

  10. Kas jaki wynik ! łał…. jak to mowi moja chrześnica 😉
    Dziewczyny dostałam wiadomość z kliniki podchodzimy do trzeciej stymulacji. Muszę wypytać doktorka o ultra długi protokół, czytałam mądre artykuły i tam piszą, że takie wyciszenie trzy miesiące przed zwiększa szanse czterokrotnie na ciąże przy endometriozie, a czuję tę małpę.

    1. Super Ewa, że jeszcze zdążycie.
      Lepiej się czujesz? Masz siłę to zrobić? Może taki bardzo długi protokół da tę chwilę oddechu, ze spokojem, że jednak działasz.

      1. Wężon, jeśli nie podejdę, to będę żałowała, że miałam taką szansę,a się poddałam. Bardzo się boję, nie zastrzyków i innych atrakcji z tym związanych, boję się siebie i o siebie. Teraz zaliczyłam taki dół w którym jeszcze nigdy nie byłam, straszne to miejsce, ale trzymała mnie nadzieja, a teraz już jak nie będzie to się boję, już na zapas myślę o psychologu. Bardzo chcę wierzyć, że marzenia się spełnią. Dla nas wszystkich. Ostatnio dopada mnie myśl, że gdybym nie poroniła, to te święta byłyby wymarzone z wielkim brzuchem, za miesiąc miałabym termin porodu. Tak mam w planach ubrać choinkę i upodlić się winem. A ty jak sobie radzisz ?

        1. Ewo różnie. Zwłaszcza, że teraz rocznica testów. W zeszłe święta z niecierpliwością czekałam na pierwsze USG. Teraz czekam na dobre endo, żeby podejść do transferu.
          Jak znowu usłyszę – w przyszłym cyklu, to będzie ciężko.

          Mamy Laurę, to na pewno pomaga nie przeżywać aż tak boleśnie. Ale przykro jest, nie ukrywam.
          Ostatnia sąsiadka, która zaszła w ciążę już po moim poronieniu, rodzi za tydzień. Te, które miały termin ze mną mają już prawie półroczne dzieci.

          1. Wezon, u mnie tez sie pozbiegaly daty. Dwa lata temu, Nie wiem czy nie 16.12. (Cos w tej okolicy) miałam mieć prenatalne- taki piękny prezent na święta. 11.12 z plemieniem zgłosiłam sie do lekarza, który poinformował mnie o obumarciu ciąży a 13.12 poroniłam. Teraz miałam punkcje, w 2rocznice tamtej straty. Co mogę powiedzieć? Ze dzis jestem bardziej pogodzona z tym co sie stało niz rok temu. Kiedyś chciałam byc w ciąży jak najszybciej, juz teraz, „w zastepstwie”. Teraz czuje sie gotowa na nowe dziecko, pogodziłam sie ze strata tamtego. Potrzeba czasu na wszystko.

          2. Ja rok temu odbierałam wynik bety. 🙁
            Najgorszy jest pierwszy raz bez – po śmierci. Pierwsze święta, wakacje, urlop, urodziny. Nie bez przyczyny żałoba tradycyjnie trwa rok.

          3. Dokładnie Wezoniku. Było tak jak piszesz, najgorsze były te pierwsze daty bez dziecka które juz przyjęliśmy w naszych sercach i które przecież miało byc. Wiem, ze każda z nas przezywa to inaczej, ale specjalnie Ci napisałam, ze ta 2 rocznica od nieszczęścia jest juz trochę inna. Patrząc z perspektywy czasu widzę, ze psychicznie przeżywałam prawdziwy dramat nim sobie to wszystko poukladalam. Czas naprawdę pomógł, zaleczył trochę ta ogromne ranę. Zawsze bede czuć ból z powodu naszego pierwszego dziecka, bede go kochać i tęsknić za nim. Kiedyś myślałam, ze juz w ogóle mogłam nigdy nie zachodzić w ciąże skoro musiałam stracić to dziecko. Ból był tak ogromny, ze nie potrafiłam sie z nim pogodzić, zrozumieć. Powoli zaczynam myślec, ze moze musiałam to wszystko przejść…nie wiem. Mam swojego Aniołka i ufam, ze to on daje nam sile w dalszej walce. Pokazał nam te radość w sercu jaka daje ciąża, oczekiwanie na dziecko. Inaczej bym nie wiedziała. Teraz gdy brakuje mi sil, nieśmiało szukam w pamięci tego uczucia, tej radości ze jest we mnie życie. przypominam sobie męża. Boże! On był wtedy taki szczęśliwy!!!! Chce zeby jeszcze kiedyś był. Wiem, ze możemy nigdy nie mieć dziecka, ale chcemy probowac. Ty tez Wezoniki masz jeszcze czas. Jeszcze jest nadzieja. I kochana, poczytaj o tym oleju z wiesiołka. On dobrze na śluzówkę robi. Moze Ci pomoże?

          4. Piszesz o mężu – to poronienie to był jedyny moment, kiedy Jarek mnie zawiódł. Tzn. wszystko robił w porządku, ale powiedział coś, czego nigdy mu nie zapomnę. Kiedy byłam już po 2 dawkach tabletek, a on wychodził, bo go wyganiali do domu, w końcu poronienie to nie poród, nie musi przy mnie siedzieć, powiedziałam: Pożegnaj się z dziećmi.
            A on zamiast chociaż się zamknąć powiedział: Nie, to nie są dzieci.
            On nie rozumie bólu i nie cierpi. Dla niego ta 15-tygodniowa ciąża to było to samo, co zarodek obumarły na szkiełku. Po prostu nieudane in vitro.

          5. Wezon faceci tacy juz sa. Mój M. bardzo cierpiał. W gabinecie płakaliśmy strasznie obydwoje, pózniej sie mną opiekował jak ronilam, a pózniej ja musiałam nim, bo psychicznie opadł . Mimo to tez niejednokrotnie mówił, ze to jeszxze nie było dziecko, ze z tego mogło byc dziecko. Oni nie rozumieją, dla nas to dzieci nawet juz na szkiełku, a gdy naturalnie zachodzimy, od kiedy sie dowiemy o ciąży. Tak mnie to złościło, ze on tak mówi, ze pokazywałam mu zdjęcia nawet 7-8 tygodniowych płodów, gdzie juz widać wyodrębniona twarz, oczy, paluszki i pytałam czy to jego zdaniem nie jest dziecko. Po jakimś czasie ni stąd ni zowąd przegadaliśmy pół nocy na ten temat. Myślę, że to jest ich pancerz. Wolą tak mowić i myślec o tych nienarodzonych dzieciach bo w innym razie by tego nie dzwigneli. My jesteśmy twardsze, bynajmniej w radzeniu sobie z emocjami.

          6. 9 lat temu patrzyłam z przerażeniem na II na teście ciążowym. Ex patrzył na mnie z jeszcze większym szokiem. Do 10 stycznia cieszyłam się zdjęciem z usg, miałam a pamięci echo serca. Po 10 stycznia wszystko się skończyło. Dla exa wielka ulga – bo przecież dziecko pokrzyżowałoby jego wszystkie plany … Minęło tyle czasu, wtedy dla mnie to był koniec świata. Teraz po kolejnych IUI i I kreską boli prawie tak samo. I to pytanie -prośba córki – Czy ja będę mieć braciszka. Serce mnie boli, bo wiem, że może nie spełnimy jej marzenia-życzenia urodzinowego. Bo na rządowy program już się nie załapiemy. Komercyjnie – nas nie stać. Spróbujemy jeszcze 2-3 IUI i kończymy. Za dużo mnie kosztuje to nerwów, zdrowia. Tylko córki najbardziej mi żal :(((

          7. Dziewczyny nawet nie chcę myśleć co czułyście. Wiem jak to było u Węzon.
            Margaritka, Magda S a dlaczego u Was doszło do poronienia? W którym byłyćcie tyg?

          8. Ewelinaa , zacznę od tego,że w czerwcu 2013r. , po 2 latach starań, usłyszeliśmy ze juz tylko in vitro nam zostało. Zeby skorzystać z programu, musieliśmy jednak mieć udokumentowane 2 lata leczenia w klinice. Mieliśmy wiec rok „wolnego”. Chciałam wykorzystać ten czas na rozbudzenie w nas namiętności, która gdzieś po drodze, przez wieczne podporządkowywanie seksu pod wskazania lekarzy, ulotniła sie. To były nasze prawdziwe miesiące miodowe. I ku mojemu zaskoczeniu, w październiku spóźniała mi sie @.
            Poronienie
            To był 11 tydz. Za kilka dni miałam mieć prenatalne. Kilka dni wczesniej byłam na zwykłym rutynowym badaniu w szpitalu i powiedziałam, że zauważyłam brunatne plamienia. Lekarz powiedział zeby sie nie przejmowac, ze to moze jakiś zaszły krwiaczek. Za kilka dni badanie, to sie wszystko okaze. Powiedział ze gdyby pojawiła sie żywa krew, to wtedy mam sie zglosic. W piątek przed wyjściem do pracy zauważyłam świeża czerwona krew, odrobine, ale zawsze. Zadzwoniliśmy do znajomego lekarza, on zrobił ze mną Krotki wywiad inkasso natychmiast przykechac. W szpitalu zrobił usg i powiedział, ze płód przestał sie rozwijać juz jakies 2-3tyg.temu, ze juz sie odkleja od macicy i w najbliższych dniach pewnie poronię. I tak się stało. Pamiętam jak mówił żebyśmy się nie obwiniali,że nie mielismy na to wpływu. Ze czasem tak sie dzieje, ze maleństwu zabrakło „paliwa” i przestało rosnąć. Przez bardzo długo, zreszta dobrej pory, zastanawia mnie tylko czy nie miało na to wpływu tsh które w ciąży mi skoczyło, ale jakie to ma teraz znaczenie?
            To smutna historia, ale jest juz za mną.
            Wiele z nas tutaj, piszących na tym blogu musiało zmierzyć się ze swoją tragedią. Mimo wszystko nie poddajemy się. To pokazuje jak silne jesteśmy, mimo że delikatne i kruche.

          9. Byłam pod koniec 9 tc.
            Trafiłam na IP na Madalińskiego z poronieniem w toku i zrobili tylko kontrolne usg stwierdzające brak ciąży.
            Przez te kilka tygodni czułam się świetnie, zero mdłości, wymiotów czy senności. Nie znam powodów straty ciąży. Tak bywa. Matka Natura zdecydowała.

    1. Cześć dziewczyny:)
      Jestem juz po, byłam dzis pierwsza na liście. 16 komórek pobranych, nie wiem ile było dojrzałych, jutro sie dowiem pewnie. Czuje sie dobrze, tylko ręka w której miałam wenflon cos mnie boli,nie mogę jej wyprostować i trochę jakby opuchnięte miejsce po igle:/ jajniki nawet bardzo nie bolą, cos tam dają o sobie znac, ale tragedii nie ma. Tylko jestem w szoku ile leków dostałam!!! Poza klasycznym estrofemem, encortonem, lutinusem i luteina, moim stałym letroxem, wit.D i inofolikiem dostałam jeszcze antybiotyk amotaks, dostinex[matko, boja sie hiperki?!:( ], esentiale forte i (o zgrozo!) fraxiparine;( a juz myślałam, miałam nadzieje, ze koniec kłucia. Teraz zastrzyle trwały dosyć długo i juz tak miałam pokluty brzuch, ze nawet od tych hormonkowych zastrzyków robiły mi sie małe krwiaczki. Nigdy wczesniej mi sie to nie zdarzało, mam dość silne naczynia i nawet wlasnie frexiparyna nie robiła na mnie wrażenia, ale teraz juz naprawdę i ja(psychicznie) i moje ciało (fizycznie) mamy dosyć tych iniekcji:/
      Lekarz oczywiście zarzucił „optymistyczne” hasło: „szkoda ze tylko 6 możemy zapładniac, u państwa przydałoby sie więcej.” I tym oto miłym akcentem zakończyła sie nasza wizyta, nawet nie wiem ile mamy dojrzałych komórek z tego okazałego stadka:/ jutro sie wiele wyjaśni. Trzymajcie nadal kciuki za szczęśliwe zaplodnienia!!! To sie dzieje teraz! Ja nawet nie mam siły o tym myślec, zaraz wpadam w przerażenie, ze w ogóle żadnego zarodka nie uda sie uzyskać. Boga nawet nie wiem czy mam prawo prosić o pomoc, skoro ponoć zgrzeszyłam w ogóle próbując sie „sztucznie” zapłodnić. To moze chociaz wasza dobra energia i fluidy i ciepłe myśli pomogą:)

      1. Przesyłam dobrą energię, fluidy, czułości i głaski po obolałym brzucholu:)

        Ja prosiłam, cały czas proszę:) To nie Bóg powiedział, że zgrzeszyłaś tylko władze kościoła (też nie wszystkie) i trochę zapalczywych obywateli naszego kraju. Niewykluczone, że za jakiś czas będą mówić co innego. Koniec końców… Bóg dał ludziom wolną wolę. Zatem to jest sprawa Twojego sumienia, niczyjego innego.

        Rzeczywiście dużo masz tych leków. Nawet nie chce wspominać jak to było. Na szczęście, szybko się to zapomina. Nawet jak coś pójdzie inaczej niż byśmy chciały. A co dopiero jak się uda:))) Wtedy to już w ogóle wspomnienie musi szybko zostawać gdzieś w tyle za nami:) Mam nadzieję, że tym razem tak będzie u Ciebie:* ŚCISKAM!!!

      2. Margaritka biedne te nasze brzuchole 🙁 ale wszystkie jesteśmy z Ciebie dumne że wyhodowalas tyle jajek choć jak wszystkie wiemy nie ilość a jakość 🙂 odpoczywaj teraz i pij bardzo dużo wody.
        A jeśli chodzi o Boga zawsze bez względu na wszystko masz prawo się zwrócić do niego. Ja już od dawna nie byłam w kościele ale wierzę w Boga. Muszę się przyznać że na początku tego roku odmawialam nowennę pompejanska. Prosząc wtedy o zajście w ciążę w tym roku. Na początku września udany transfer. Wtedy jakoś tego nie skojarzylam ale później przyszło mi do głowy że to On to Bóg mi pomógł. Teraz znów odmawiam nowenne tym razem w intencji dzidziusia aby urodziło się zdrowe. Polecam tą modlitwę każdemu kto wierzy w Boga nie w kościół. Choć wymaga bardzo duzo cierpliwości…

        1. Szkoda, że wczesniej nie wiedziałam wczesniej o tej nowennę. Zacząć można zawsze oczywiście, ale życie powstawało wczoraj. Mam nadzueję, że mimo wszystko Bóg tam był…
          Co do ilości/jakości, to chcieliśmy z lekarzem mniej komórek uzyskać, ale mimo delikatnej stymulacji zareagowałam (moje jajniki) dość intensywnie.

      3. Margaritka, ja jestem zdania że bez Boga nie było by in vitro, to On dał człowiekowi umysł i stworzył człowieka który wymyślił in vitro. Skoro to się udaje to także wola Boga. To kościół miesza, jest przeciwny tak jak kilka lat temu był przeciwny przeszczepom np. serca. Powodzenia niech się ładnie komoreczki zapładniają.

  11. Margaritka zapłodnią się i pięknie podzielą, nie ma innej opcji. Gdyby Bóg nie chciał, to wg mnie nie byłoby żadnych dzieci z in vitro. Przecież to Bóg daje dusze tym naszym maluszkom. Takie mam zdanie i koniec 🙂

  12. Dziewczyny, nieocenione są Wasze ciepłe słowa i wsparcie!!! My standardowo nikomu z rodziny o niczym nie mówimy, zeby nie martwić niepotrzebnie, nie robić nadziei. Dzis mój teść ma urodziny…chciałabym, zeby za 9 miesięcy dostał najlepszy z możliwych prezentów! Żebyśmy mogli mu powiedzieć, ze wlasnie w jego urodziny powstało nowe życie!:) w związku z tym, ze jesteśmy takimi zosiami-samosiami w realnym świecie, tym bardziej wszystkie Wy jesteście dla nas przeogromnym wsparciem!!! Każde słowo, każda rada, każda ciepła myśl. …

  13. Ja mam wizytę w poniedziałek, ale generalnie raczej po receptę jadę, niż na usg, bo lekarz powiedział, że to za wcześnie, żeby cokolwiek zobaczyć. Bety też mam nie powtarzać. I powiedział jeszcze, że wynik powyżej 350 może wskazywać na mnogą ciążę, ale absolutnie nie musi. Więc dalej nic nie wiem i w tej niewiedzy przyjdzie mi jeszcze pożyć. Chyba że się gdzieś prywatnie zapiszę na usg.

    1. Kas, o której w poniedziałek? Bo wiesz, ja też tam będę w poniedziałek. 🙂
      Też nie powtarzałam bety, a na usg kazali się zapisać tak po ok. dwóch tygodniach od bety, co najmniej 10 dni. Poszłam 12 dnia i były dwa pęcherzyki bez serc jeszcze. Myślę, że w poniedziałek, tydzień od bety, mógłby zajrzeć. Może pęcherzyk(i) by był. Byś wiedziała ile jest i czy prawidłowo (chociaż przy takiej becie małe niebezpieczeństwo pozamacicznej).

      1. Mam być ok 11, ale nawet się nie zapisuję, więc jak dojadę, tak będę. A ty o ktorej? Pamiętam że i Ty masz wizytę. To mój lekarz słusznie prawi, że po świętach usg, dzięki za Twój komentarz, bo już się wkurzałam. Masz rację, beta wysoka jak na cp, ale jak np jednen zarodek to cp, a drugi w macicy? Wiem, ze się nakręcam, ale cały czas „czuję” tam ból i kurde mam schizę, bo jeszcze wyjeżdżamy w góry na święta i nie chcę być taką tykającą bombą :/ pogadam z nim w pon, może jednak zerknie, czy jajowód nie powiększony.

        1. Ja jak dojadę z samego rana. Odstawiamy Laurę do szkoły i jedziemy.
          Przecież tego jajowodu, w którym była cp już nie masz, to jak miałby się tam zarodek umiejscowić?
          Ale rozumiem, że się boisz. Powiedz lekarzowi, może się zlituje. Jak nic nie będzie widać to trudno, a może jednak coś będzie.

          1. No podobno własnie mam kawałek tego jajowodu, tzn lekarz mi go w czasie operacji sztukował, potem mi opowiadał, że koronkowa robota itd, a z drugiej strony w 2013 na hsg jajowodu nie uwidoczniono, sama już nie wiem. Mówilam wczoraj przez tel ginowi o tym, ze mnie boli. Na moje pytanie, czy zrobi usg, stwierdził, że nawet jak to cp, to i tak nie zobaczy :/

            Dziwne jest to, że boli mnie tylko z jednej strony, gdyby ból był po obu, to jakoś bym to sobie zracjonalizowała. Dwa lata temu tez bolało, ale wtedy zrzucałam to na punkcję 🙁

  14. Kas, gratulacje, wow! Margaritka-współczuję, wytrzymaj jeszcze trochę.
    Ja dzisiaj byłam na wizycie i dopiero wszystko zaczynam. Na początek tabletki anty i za kilka dni wizyta na rozpisanie protokołu. Jestem przerażona (jakoś tak to na mnie wpłynęło) i niby miałam w głowie wszystko poukładane, to teraz się zastanawiam, czy brać w pracy wolne itp.. Jak wszystko pójdzie dobrze, to pod koniec stycznia punkcja i potem transfer.
    W Boga wierzę i ufam, że On daje życie.

  15. Wężon jesteś niesamowita ze swoją pamięcia co kto, kiedy:)
    Niestety nie mam dobrych wieści 9dpt beta < 0,1 odstawiam leki i czekam na @. Po niej wizyta i mam nadzieję na styczniowy transfer ostatniego mrozaczka.

    Kas piękna beta, gratulacje ogromne jak beta:)

    Izo piękna bluzka i jaka musi być satysfakcja że to własnoręczne dzielo;)

  16. Dzięki dziewczyny, popłakaliśmy z mężem, ocieramy łzy i trzeba się powoli podnieść i iść dalej. Choć bolało i boli bardzo, wszystko było idealnie endo jak marzenie, owulacja z ładnego pęchola, transfer poszedł gładko, zarodek miał nacinaną osłonkę by mu jeszcze bardziej ułatwić, cykl wcześniej hsc, które też zwiększa zagnieżdzenie się…mimo tego wszystkiego beta ani drgnęła, nic się tam nie zadziało. Czeka na nas ostatni zarodek, niby ciut „gorszy” od poprzedniego. Święta bedą koszmarem…

      1. Jagoda, to był mój pierwszy transfer, lecz z drugiej stymulacji. Z pierwszej stymulacji, ani jeden z 6 zarodkow nie dotrwał do stadium blastki. Mam nadzieję że w styczniu uda się podejść do kolejnego transferu.

    1. Ja mam wrażenie, że Bóg z nami gra w totka 🙁

      Bardzo jest mi przykro.

      A najgorsze jest to, że to nigdy nie przestaje boleć tak do końca, tylko my zaczynamy normalnie żyć a w sercu wielkie blizny po każdej nie udanej próbie. 🙁 🙁

    2. Przykro mi Margom:(

      Ja chwilę po pierwszym transferze dowiedziałam się, że szwagierka jest w ciąży. Potem miał byc drugi transfer (liczyłam, że może ją „dogonię” jeszcze przed świętami – jakby to jakiś głupi wyścig był…), ale pęcherzyk zastrajkował i postanowił nie pękać. Już chciałam „odwołać” święta w tym roku. Byłam tak smutna, zła i rozczarowana… zrozpaczona wręcz:/
      Ochłonęłam. Pomyslałam, że co roku przecież zakładam, że Wigilia bedzie dramatem no i tak sie ostatecznie dzieje. W tym roku sie nie dam. Trudno… Nie wiem ile jeszcze takich Wigilii przede mną, moze dużo… a może ta jest ostatnią w okrojonym składzie. Mam zrezygnować ze świętowania bo taka mi niedoskonałość przypadła w udziale? Wzięłam się za pieczenie pierniczków, zamarynowalam mięso, uczę się robić śledzie i makowca, słucham kolęd. Nie dla wyczekanej trójki, a dla naszej dwójki. Bez łez wzruszenia (smutku) pewnie się nie obejdzie, ale cieszę się tymi przygotowaniami tak bardzo jak mogę. Chwytam się każdej radosnej chwili i przechowuje jak skarb. I nie robię założeń… Przyjmę to co będzie i będę adekwatnie reagować.
      Nie mam jeszcze do końca pomysłu na łamanie się opłatkiem… Może jakoś sprawnie pójdzie (bez przytyków od rodziców, życzliwych życzeń, które wyciskają łzy, niedelikatnych komentarzy), a jak nie to ustaliliśmy z mężem, że nie będziemy robić dobrej miny do złej gry. Jesli zrobi się zbyt ciezko, pakujemy manatki i wracamy do siebie na grzane wino i pokrzepiające przytulaski.
      Mam nadzieję, że Twoje założenie o koszmarnych świętach się nie spełni. A gdyby nawet, to oby jak najszybciej minęły. Styczeń za pasem. A w styczniu kolejna szansa. Ściskam Cię mocno!

      1. U mnie nie ma specjalnie tradycji świąt. Tzn spotykamy się, ale nie ma szału przygotowań, domowych wypieków itd. Nigdy niczego nie robiłam z mamą. Mama nie robi ciast i pierogów.
        A mnie się samej też nie chce tej tradycji tworzyć, zwłaszcza, że w to nie wierzę.
        To dla mnie wolne dni, spotkanie z rodziną, ostatnio tylko z mamą i oddzielnie tatą, Jarek rodziny nie ma, ale żadnych duchowych wartości w tym nie ma. Nie potrafię uwierzyć w tę opowieść i tyle.
        Dlatego święta nie są dla mnie aż tak trudne, ale nie walczy też we mnie rozpacz z religijną radością. Dni jak dni i tyle.

        1. Takie podejście też ma swoje plusy Wężon. Ta radość i celebrowanie świąt (poza licznymi zaletami) ma swoje wady, bo winduje nadzieję, oczekiwania, że następne święta będą już z Maleństwem. Gdy nie ma tej całej otoczki (duchowej i nie tylko), a jest to po prostu wolny od pracy czas, to moze łatwiej sie nie dołować…

      2. Uczuciowa zazdroszczę podejścia do świąt…
        Ja kiedyś bardzo lubiałam święta, ale to było za nim chciałam mieć dzieci. Lata starań mijały dziecka z roku na rok nadal nie było. Mój mąż ma czworo rodzeństwa, każdy ma już dziecko/dzieci więc tam w święta jest pełna chata dzieci, a życzeń przy opłatku od każdego z jakimś podtekstem, do czasu aż wyszło na jaw że dzieci nie mamy bo nie chcemy, tylko że nie możemy.
        Doszły jeszcze przykre wydarzenia, które miały miejsce przed świętami. Dwa lata temu koniec listopada poronienie, a teraz negatywna beta i nie najlepsze perspektywy na przyszłość.
        Dzień po poronieniu siostra mojego męża urodziła córeczkę, więc nasze poronienie nikogo zbytnio „nie obchodziło” bo narodziło się dziecko i nastała radość.

        1. U mnie podobnie. Był okres, że święta uwielbiałam. Potem ich niecierpiałam. Potem jakaś znieczulica mnie ogarnęła i było mi wszystko jedno:/ I chyba ta znieczulica była najgorsza:/ Nie chcę tak. W zeszłym roku, byłam miesiąc po tym jak straciłam wczesną ciążę. Nie byłam w stanie nawet trochę pozytywnie do nich podejść. Mechanicznie odhaczylam wszystkie elementy Bożego Narodzenia i tyle. Tym razem chcę inaczej. Zobaczymy co mi wyjdzie z tych założeń. Na razie zorganizowalam sobie bardzo owocne i długie przygotowania do świąt. Nawet jesli święta same w sobie okażą się niewypałem, będę miała w pamięci ten długi swiąteczny grudzień. A może wypalą…

  17. Margaritka, masz jakieś wieści z kliniki? Czy powiedzą dopiero przy transferze ile jest zarodków? Jutro transfer, czy czekacie na blastocyty?

    Izo, dwa dni minęły, wracaj.

    Ktoś miał mieć wizytę 16 grudnia, Olga Ty?

    1. Praktycznie prosto z podróży wpadłam w pracę. Z redbullem w ręce, żeby się o własne buty nie potknąć.
      Niestety dziewczyny mój czas się diametralnie skrócił 🙁
      Zwykle wracając wieczorem do domu czytam w drodze co się dzieje na blogu, potem kolacja, kąpiel, spać, budzik.. Weekend w pracy, święta w pracy, sylwek w pracy… A potem nowy rok w pracy…
      Chyba to się nazywa robieniem kariery. Tylko mi nie zależy na karierze…
      Jestem niespokojna jak teraz będzie wyglądała moja najbliższa przyszłość…

  18. Wlasnie dzwonili z kliniki! Z 16 komórek 14 było dojrzałych!:) wszystkie 6 komórek sie zapłodnilo:) do poniedziałku bedą sie rozwijać, przepisowo w programie do 5 doby do blastocysty nie podają zarodków:/ 8 komórek zamrożonych. Pomogły Wasze ciepłe myśli i fluidy!!! Popłakałam sie ze szczęścia!:)

    1. To chyba nie w programie, tylko w ustawie. Przecież ja z programu świeży transfer miałam 2-dniowych, zamrozili blastocytę.
      Super wiadomość, świetny wynik, grzeczne komóreczki. Niech teraz wszystkie zarodki dożyją do 5 dnia. Czyli transfer w poniedziałek?
      A jaki miałaś wynik poprzednio?

  19. No w sumie racja Wezon, ale Ty w programieialas np.2 zarodki podane i więcej niz 6 komórek zapladnianych. No i w 3 dobie. Wydaje mi sie, ze te limity sa zależne tez od wieku pacjentki…nie wiem kurde. Ale Max 6 komórek nam mogli zapładniac podać tylko 1 zarodek na raz i w 5 dobie.

    1. Tak, zapładnianie wszystkich (i tak miałam tylko 7, więc nie na wiele to się zdało) i podawanie 2 to ze względu na wiek. Ale wszystkie miałyśmy transfery w 2 dobie (środa punkcja, piątek transfer). Wszystkie, z którymi rozmawiałam przy punkcji miały transfery za dwa dni.
      Przy ostatniej wizycie lekarz powiedział, że ustawa wymaga 5-dniowych.

      Ale Ci fajnie wyszło – akurat w szkole też przecież wolne do 6 stycznia. Jak się uda, to bierzesz od razu zwolnienie?

  20. Margaritka super wynik, ciesze się bardzo i życzę by jak najwięcej zuchów dotrwało do 5 doby;)

    Dziewczyny ile kosztuje mrożenie nadprogramowych komórek? Wiem ze w każdej klinice inaczej, ale tak orientacyjnie pytam.

  21. Margaritka super wynik 🙂
    dziewczyny to w tej nowej ustawie jest przepis że zawsze muszą być poodane zarodki w 5tej dobie? Nie mogą być już w 2giej lub 3ciej? U mnie byłoby z tym ciężko.

    1. Trzeba by przeczytać. 🙂
      Mnie lekarz powiedział, że zamrażać trzeba 5-dniowe (bo Kas miała dwudniowe mrożone). Myślałam, że to dotyczy tylko zamrażania.
      Margaritka mówi, że podają 5-dniowe (ale Novum zawsze lubiło blastocyty podawać).
      Kto czytał ustawę?

  22. Invicta też podaje tylko w 5 dobie. A w Gamecie stawiają na 3 dniowe swiezaki a zamrazaja blastki. Ja miałam 3 dniowego i jest nadal ze mną już 15 tydzień 🙂 Margaritka cudowny wynik! Dobrze że zamrazacie. My mamy 6 komórek zamrożonych.

  23. Celowalismy co prawda w mniej komórek, zeby wlasnie poszło w jakość a nie ilośc, ale najważniejsze ze prawie wszystkie były dojrzałe. Wydaje mi sie, ze to dobrze rokuje. Ostatnio było 15 ale juz tylko 9 dojrzałych. To jest dopiero mały kroczek, ale dobrze ze w przód a nie tył. Sa komórki, ładnie sie zapłodnily, mamy tez „zabezpieczone” komórki na przyszłość. Teraz czekamy i mamy nadzieje, ze bedą ładnie sie dzielić do tej 5 doby. Najchętniej tez bym juz w 2, czy 3 dobie zabrała mojego kropka, albo i dwa. No, ale ja nawet nie pytam lekarza, nie wnikam w to. Ufam, ze wie co robi.
    Masz racje Wezon, nawet dobrze to sie ułożyło. Co prawda nie zakładałam scenariusza ze wezmę zwolnienie po punkcji, ale w sumie dobrze sie stało. Muszę pic duzo wody, sikam co godzinę albo i cześciej, mam rękę „kontuzjowana” po wenflonie, jajniki trochę pobolewają. W pracy o wodzie moglabym zapomnieć znając życie, nie raz targalam wielka butelkę, która stała na parapecie i czekała na swój czas który nie nadchodził;) duzo zamieszania i pracy przed tymi świetami było, jasełka, ozdoby świąteczne, konkursy. Mam psychiczny komfort, nie muszę ganiać po schodach, bać sie ze wpadnie na ten obolały brzuchol jakiś dzieciak. Mogę sobie pic i sikać ile chce i kiedy chce;) no i ręka mi odpoczywa, nie muszę nią nic robić. Jeszcze przed transferem mogę odpocząć. A pózniej faktycznie. Jedziemy „na gotowe” do rodziców. Nawet nic bardzo nie muszę robić, bo maz sie przejął żebym odpoczywała i zamówiliśmy jedzenie w sprawdzonym miejscu(zeby tak całkiem z pustymi rękoma nie jechać). Moze zrobię jakies ciasta, zobaczymy. Także w Święta odpoczywam na całego!:) miałam szczęście, bo Szkola pełni dyżury normalnie, ale ja tym razem mam wolne!:)

    1. Sza, ustawa w wielu punktach powtórzyła to, co było w programie.
      Kobietom poniżej 35 roku życia podaje się po jednym zarodku. Chyba, że ileś transferów nie wyszło, to można po dwa. Nie wnikałam, bo ja jestem powyżej.
      I zapładnia się 6 komórek – tak było w programie i tak jest w ustawie. Tu też po 35 roku życia zapładnia się wszystkie pobrane.

          1. Ej, mi podali dwa, a juz obowiązywała ustawa, wszystkie punkty realizowane były wg niej. A mam 30 lat i za sobą jeden transfer- udany. Więc chyba nie jest tak do końca.

          2. Oooo no wlasnie kurczę dr Z mówił ze zazwyczaj podawane sa dwa zarodki zeby zwiekszyć szanse stad u mnie to przeświadczenie ze ja tez tak bede miała …,

          3. A ile Ty masz lat Sza?
            Podobno teraz odchodzą od podawania dwóch, bo ciąża bliźniacza to za duże obciążenie jednak. I podobno przy dobrych zarodkach podanie dwóch nie zmienia szans na zagnieżdżenie jednego.

          4. No ale Sza podchodzi w programie, więc nie ma się nad czym zastanawiać.
            Na wizycie możesz zapytać, dlaczego podali Ci dwa i czy teraz też by mogli zamrozić dwa razem? Może chodziło o to, że już je wcześniej mieli razem i podali dwa, bo by się zmarnował?
            Masz okazję, to zapytaj, dlaczego dostałaś dwa.
            Ale w programie przy 1 transferze nie dostanie dwóch.

          5. Nie zmarnował by się, kiedyś pytaliśmy, bo cztery zarodki mamy zamrożone w dwóch parach, to nam powiedzieli, że nawet jak są zamrożone parami to można „wziąć „jeden. Choć nie pamiętam teraz czy są w stanie rozmrozić jeden, chyba nie, zamrażają drugi jeszcze raz.

  24. Ja mam 27 lat. Pewnie masz racje Wężon 🙂 no nic człowiek cały czas sie uczy… A dla mnie to wszystko nowe jest,no bo dopiero zaczynam i nAjwiecej to sie wlasnie dzieki Wam dowiaduje…

    1. sza, wpadłam tylko poprawić co mówiłam. Ty przecież nie w programie!!! Zapytaj po prostu ile mogą Ci podać. Coś mi się wydaje, że ustawa zaostrzyła, ale głowy nie dam, bo nigdy mnie to nie interesowało osobiście.

      1. Haha Wężon widziałam ze sie pomyliłas ale juz nie chciałam poprawiać Cie bo chyba nawet nie wypada 🙂 a to jest różnica miedzy in vitro w programie a prywatnie? Wiem wiem 4 stycznia napewno o wszystko wypytam,musze sobie spisać pytania :)))

        1. Koniecznie spisz, bo na pewno zapomnisz.
          No co Ty, można poprawiać, zwłaszcza, jak ktoś się myli co do Ciebie. 😉 Za dużo tu nas, czasem coś się pokręci.
          Przed ustawą była duża różnica. W programie do 35 r.ż. zapładniali 6 komórek, podawali 1 zarodek. Prywatnie mogłaś robić co chcesz – zapładniać 30, podawać nawet po 3 czasami.
          Teraz ustawa to ograniczyła. Nie wolno zapładniać powyżej 6 nawet prywatnie. A ile podają to nie wiem.

  25. Cześć kochani 🙂 mało piszę bo nie ogarniam dokładnie co i jak u was :)) wstyd normalnie ;)))
    A wy tu już dobrze się znacie :)) ciężko się wchodzi w nowe towarzystwo :))))

    W invimed mi np nie podadzą 2 zarodków. Mam 27 lat. Dopiero po 3 nieudanych procedurach mogą podać 2 w moim wieku…
    Porażka bo mam słabe zarodki 🙁
    1 transfer miałam 2 dniowego zarodka. Resztę trzymali do 5 doby i zamrozili tylko 2.
    Przy crio 1 odpadł zaraz po rozmrożeniu i podali mi ostatniego blastusia.

    Piegusek ja też czekam tylko do małpy i zaczynam brać anty na wyciszenie jajników.
    A w połowie lub pod koniec stycznia punkcja znowu i transfer.

    U mnie bez sensu podawać te 2 dniowe zarodki bo i tak są słabe i do 5 dnia nie docierają…

    Wężon Ty to naprawdę jesteś niesamowita:)
    Wszystko pamiętasz co kto i jak 🙂
    Ja to czytam czytam i nie ogarniam :))))

    Kas gratuluję :* oby beta ślicznie rosła :)))

    Margaritka trzymam kciuki za udany transfer :****

    Wszystkim którym się nie udało współczuję ;( wiem co czujecie 🙁 2 razy już to przechodziłam 🙁
    Jedyne co możemy teraz zrobić to iść do przodu i walczyć dalej 🙂
    Uda się napewno 😉
    Może nie będzie łatwo i szybko, ale warto przez to przejść 🙂

    Iza wracaj do nas i pisz co u Ciebie :))))

  26. Wężon, gdybym była bogata prezeska marzyłabym, żebyś była moja prawa ręką, lewą, głową….:) zastanawiam się czym zajmujesz z się na codzień 🙂
    Kas, piękna beta:)
    Margom, ściskam….dla mnie ten 2gi raz był szczęśliwy.
    Uczuciowa, pięknie napisalaś o świętach. Niech będą dla nas wszystkich..spokojne i czułe. Ps.polecam śledzie z ananasem-robią szał.
    Margaritka, wypasione jajkobranie. I trzymam kciuki za wiszą drużynę.
    Iza, w pracy taki rytm z okazji świat vel nowego, czy cały rok tak?
    Ja melduje: wczoraj byłam na wizycie. Bułek ma 29mm, serce pika, machnął cienką łapką…czułość i miłość. Bylam tam razem z mężem i z wami. Nie pojmuję . Kocham.

    1. Och, pika!!! Pik, pik, pik, pik. Normalnie słyszę to:))) Super!!! Tak się cieszę! Całuję cienką łapkę :* :* :*

      P.S. ananasem mówisz? Ale że jak z ananasem? W oleju? W śmietanie? Aż mi w brzuchu zaburczało, jak zaczęłam wyobrażać sobie rożne warianty;)

  27. Cześć 🙂
    Jesteśmy z Aleksem w domu, spełniam się jako mama, uwielbiam to. Nie zapominam jednak o trzymaniu kciuków za wszystkie Was razem i za każdą z osobna.
    Gratuluję wszystkich dobrych wiadomosc ciążowych i jajkowych 🙂
    Zaciskam piąstki za czekające na coś 🙂
    I powiem Wam, że kiedy rok temu, 14 listopada poroniłam to święta były straszne. Nie potrafiłam opanować łez w kościele, kiedy śpiewane było Lulajże Jezuniu. Siedziałam w ławce ze spuszczoną głową, żeby nikt nie zauważył i modliłam się, żeby się skończyło. A teraz przede mną prawdziwa magia świąt. I z tej okazji życzę, żeby kolejne święta (bo w przypadku tych niestety u większości z Was jest za późno na takie życzenie) były magiczne – z powodu trzymanego w ramionach dziecka, kopiącego w brzuchu, takiegom które jeszcze jest za małe, żeby kopać, albo tego, o którym dopiero co się dowiedziałyście. Wszystkiego naj od świeżo upieczonej mamy :):)

    1. R byłabym nie szczera gdybym powiedziała ze Ci nie zazdroszczę,ale tu na tym blogu ta zazdrość jest specyficzna to zazdrość ktora daje (przynajmniej mi) nadzieje ze mi tez sie uda i ze tez bede mogła podpisać sie „kochająca mama”. Tak wiec kochana spedzAj czas z maluszkiem, upajaj się tą chwilà i odwiedzaj nas czasem :))) buziaczki dla Mamy i synka 🙂

    2. R., piszesz o macierzyństwie, wspaniale się to czyta. Miło słyszeć, że uwielbiasz spełniać się jako mama. Taka błogość w serce płynie…
      Czasem słysząc te wszystkie narzekania moich znajomych mam, myślę sobie „po co mi to wszystko, skoro opieka nad dzieckiem to taka przytłaczająca rzecz”. Widzę jednak, że po raz kolejny potwierdza się zasada, że te kobiety, które walczyły o dziecko, bardziej doceniają macierzyństwo.
      Piszesz o tym Lulajże Jezuniu…jakbym siebie czytała. W tym roku będę mieć choć nadzieję, a nie tylko złamane serce. To już coś:)

      1. Margaritka, to nie tak do końca. Laurę cudem udało się uratować, powinnam się cieszyć, że żyje, a już w ogóle, że jest zupełnie zdrowa i właściwie nie ma z nią problemów.
        A jednak czasem cierpliwość się kończy. Tej wdzięczności za cud nie starcza na całe życie. 🙂
        Nie wyobrażam sobie bycia samotną matką, lub pół samotną, jak kilka z Was i część znajomych. Gdybym to ja w większości miała zajmować się dzieckiem, to bym nie dała rady.
        Już pisałam, że podejrzewam, że jestem mentalnym ojcem, a nie matką. Nie ma we mnie tego ogromnego instynktu opiekuńczego i cierpliwości. Ale ojcowie też mogą chcieć mieć dzieci, prawda? Jak facet się zajmuje dzieckiem godzinę dziennie, a jak jest chore to się boi zbliżyć, to nikt się nie dziwi.

      2. Ja też się czasem boję czy ja temu wszystkiemu podołam… Przez tyle lat, pomogłam wychować tyyyle dzieci, że nie mam już złudzeń, że to bedzie sielanka. Dobrze to (bo jestem lepiej przygotowana) i niedobrze (bo trochę mnie to przytłacza). Dzieci powinny się rodzić „ot tak” i „rach ciach”;p, żeby nie było czasu za dużo na rozważania czy sobie damy radę czy nie…
        Co do świąt… w zeszłym roku siedziałam w kościele z koleżanką w ciąży, kiedy ksiądz mówił o Maryi, Jezusie, narodzinach, błogosławionym stanie… Ledwie powstrzymywałam łzy. Bardzo to było wzruszające. Cały czas myślałam, że ona (z tym maluchem w brzuchu) musi być jeszcze bardziej wzruszona niż ja. Na koniec mowię jej na ucho: „to przecież normalnie o Tobie było kazanie, wzruszające nie?”. Odpowiedziała, że nie zauważyła związku… Ręce mi opadły. Albo ja jestem taka zafiksowana, że wszystko mi sie kojarzy… Albo ona nie docenia tego mega skarbu… Albo… nie wiem co;)
        Niełatwy to czas. Ale piękne Twoje życzenia R! Niech się spełnią nam wszystkim:) To cudowne, że Tobie tak pięknie się spełniły:)

        1. wiecie, tak sobie myślę,że trochę to jest tak z tym wychowywaniem dzieci, jak sobie same wykreujemy. Wiadomo, jedne są mniej problematyczne, inne bardziej, ale i podejścia rodziców sa bardzo rożne. mam co prawda 3 starsze siostry, ale tylko najstarsza ma dzieci, 2 chłopców. Jeden jest juz na studiach, drugi kończy gimnazjum w tym roku-to juz duże chłopy;) trochę wiec zdążyłam zapomnieć jak to jest sie nimi zajmować. Kiedy rodził sie ten starszy, miałam 11 lat. Jego mama jest o 12 lat starsza ode mnie. Równie dobrze mógłby zatem byc moim bratem. Byłam dzieckiem gdy on sie urodził, a spędzałam z nim praktycznie każda wolna chwile. Trochę dlatego, ze u nas w rodzinie za względu na duże rozstrzaly wieku wszystkie wychowywaliśmy sie wzajemnie i tego samego oczekiwano ode mnie gdy siostra urodziła dziecko, a trochę (bardziej) dlatego, ze sama chciałam. Opieka nad chłopakami była dla mnie bardzo naturalna, a uwierzcie, szczególnie ten starszy był bardzo duuuzzzoooo u mojej mamy(czyli i u mnie). Robienie mu jedzenia, wstawanie w nocy, zmienianie pieluch, spacery…to wszystko było tak naturalne i sprawiało mi tyle przyjemności! W ogóle nie traktowałam tego jak przykrego obowiązku. Z młodszym było juz trochę inaczej, gdy sie rodził byłam w liceum, pózniej na studiach, byłam bardziej pochłonięta swoimi obowiązkami i życiem, co nie zmienia faktu, ze gdy tylko mogłam z dzika przyjemnością sie nim zajmowałam. Były trudne chwile, gdy uczyłam sie do matury, a chłopaki non stop mi dokuczali, przeszkadzali. Trochę sie na to buntowałam, ale to był chyba jedyny moment gdy miałam ich dość. Wiem, wiem-opieka na na dochodne, a opieka na bo dzień to co innego. Mimo wszystko, uważam ze rodzicielstwo, dzieci w rodzinie, to najwspanialsza radość.

          1. No i wlasnie przez to, ze juz tak bardzo przywykłam do wygodnego zycia we dwoje i ze moze nazbyt idealizuje rodzicielstwo, bardzo sie boje czy dałabym radę jako mama.

          2. czesc dziewczyny,
            pozwole sobie podlaczyc sie do tego wątku gdyz nie mam śmialosci pod najnowszym postem…
            a czuje sie w obowiazku jak i mam chęć przyniesc rowniez odrobine nadziei czy to na swieta czy tak po prostu na codzien.

            kochane, 4 dni temu i moje zyczenie sie spelnilo, a to znaczy powtarzajac za naszą niezwykłą autorką, że „rzeczy nierealne mogą być realne”…na co wszystkie tak mocno zaslugujecie i pracujecie!! Mimo ze mi sie udalo niestety nie odkrylam zlotego srodka jak zdobyc to czego tak pragniemy, nie mniej jednak czas i tak minie, mozemy nic z nim nie zrobic a za rok zalowac ze nie zaczelismy rok temu. Ja rok temu mialam watpliwosci czy jest sens dalszego zycia, a dzis wiem, ze dalsze zycie jest sensem..

  28. Cześć Dziewczyny, mam do Was prośbę o poradę bo bardzo się martwię a nie mogę skontaktować się z moją lekarką. Nie pisałam o tym wcześniej na forum (nie chciałam zapeszać) ale w weekend dowiedziałam się że jestem w ciąży – beta ponad 800, po dwóch dniach 1670, po kolejnych dwóch dniach 2500 i nagle w środę ustępują mi nagle objawy ciąży (bolesność piersi, uczucie rozciągania w podbrzuszu) i beta zrobiona po czterech dniach daje wynik 2956. Zdaję sobie sprawę że nie jest to dobry wynik. Ale może któraś z Was miała podobnie? Potrzebuję nadziei, choć ta nadzieja teraz może mnie później przybić jeszcze mocniej.

    1. Emenems, niestety, z doświadczenia i słuchu nic Ci nie mogę poradzić.
      Brzmi niestety niepokojąco – może być obumarła, pozamaciczna, albo 1 z bliźniaków, może też nic się nie dzieje i taka Twoja uroda. Najlepiej by było, gdybyś jednak dorwała jakiegoś lekarza. Nawet niekoniecznie swoją, jak się nie da. Może coś będzie widać na USG? Od kiedy możesz być w ciąży?

      1. Wężon, dziś jest 5 tydzień i 3 dzień. Miałam już robione usg w środę i pęcherzyk ciążowy (jeden) był we właściwym miejscu (zrobiła mi się też torbiel krwotoczna, ale lekarz nie kazała się tym przejmować). Moja lekarka odpisała mi niedawno, że tylko usg mogłoby pomoc ustalić czy ciąża rozwija się prawidłowo, ale następne usg mam ustalone na 5 stycznia (podobno serce można by stwierdzić u zarodka dopiero koło 26 grudnia- jedyna nadzieja, że znajdę lekarza który zrobi mi usg po świętach a przed sylwestrem). Lekarka napisała, że nie ma sensu żebym robiła jeszcze bety, ale zapewne nie wytrzymam i w przyszłym tygodniu zrobię. Spadek będzie oznaczał już tylko jedno.

        1. Emenems,
          ja niestety nie napisze Ci nic dobrego bo nie mam takich doswiadcze, choc z serca Ci zycze aby u Ciebie historia miala lepszy koniec.
          U mnie w 5 tygodniu tez widac bylo pecherzyk, ktory w osmym tygodniu gdy poszlam na serduszkowa wizyte okazal sie wchlonac i lekarz zdiagnozowal puste jajo:-(
          Ja wtedy bety nie robilam.
          Niepokojace jest u Ciebie ze ta beta po czterech dniach ma tak maly wzrost. Aczkolwiek na chwile obecna trudno wyrokowac co moze to oznacza. Sprobuj moze jeszcze w poniedzialek lub wtorek zrobic bete jeszcze raz, i bedzie juz wiadomo w ktora strone sytuacja zmierza, i czy rosnie a jesli tak to jak, czy tez nie.

          1. Emenems, zgadzam się z Bilbao. Powtórz betę, skoro i tak ją co chwilę robiłaś. Lekarze zwykle nie każą bet powtarzać. Pewnie dlatego ta lekarka powiedziała, żebyś już jej nie robiła. Jednak skoro już zaczęłaś podglądać i zauważyłaś coś niepokojącego w przyroście bety, to teraz bądź konsekwentna i sprawdź to w poniedziałek. Na pewno rozjaśni Ci to sytuację.

          2. Dziękuję bardzo Dziewczyny. Wiem, że muszę przygotować się na najgorsze. Jeszcze to do mnie nie dociera – rzuciłam się w wir pracy i aż szumi mi w uszach z natłoku zadań. Po półtora roku starań (cykle stymulowane lekami) i po wizycie w klinice N. nagle udało mi się zajść całkiem naturalnie w ciążę (cykl bez stymulacji, tuż przed rozpoczęciem procedury). Najwidoczniej za wcześnie się ucieszyłam.
            Dam znać jak kolejna beta w przyszłym tygodniu. Tak jak sugerujecie- rozjaśni to sytuację. Jeszcze raz dziękuję Wam za odpowiedzi.

          3. Emenems mam nadzieję że beta poszybuje w górę… Nie jest tak że za szybko się ucieszylas. To nie miało wpływu czy byś się cieszyła czy nie. Miałaś prawo do radości po tylu latach walki…

          4. ememems, jeszcze wszystko jest mozliwe, organizm kazdy jest inny, kto wie co pokaze kolejna beta, pewnie wiec dobrze bedzie zachowac mocno umiarkowany optymizm i po prostu gdzies w glebi serduszka miec nadzieje.A zycie jak zawsze pokaze nam swoj wlasny plan.
            Kurde, w takich sytuacjach kiedy ta ciaza naturalna pojawia sie niespodziewanie, gdy mamy juz inne plany na leczenie, to az prosi sie aby ta ciaza sie udala, taki prezent od losu gdy juz czlowiek zalamuje rece.
            Dlaczego akurat gdy po takim czasie leczenia, staran, przed leczeniem w klinice, dlaczego ciaza nie moze przebiegac normalnie, z dobrym wzrostem bety, z prawidlowym usg…
            Gdy mi udalo sie zajsc w ciaze naturalnie wbrew lekarzom a nawet wlasnym nadziejom po tylu latach, operacjach, pomyslalam cud, zdarzyl sie, udalo mi sie.Taka bylam szczesliwa, choc gdzies tam caly czas balam sie za bardzo cieszyc.I co, okazalo sie ze cudu nie bylo, bo w 15 tygodniu bylo juz po ciazy:-(
            Dlaczego te cuda zdarzaja sie zawsze gdzies obok, komus, a nie nam:-(
            ememens, w Twoim przypadku jeszcze nic nie jest pewne na 100% . Zrob ta bete koniecznie, kto wie, moze cud zdarzy sie wlasnie Tobie 🙂

          5. Dziewczyny – co by się nie stało to świadomość, że jesteście, że wesprzecie, że rozumiecie – to jest bezcenne. Dziękuję Wam jeszcze raz bardzo.

          6. Emenems, jest nadzieja:) Trzymam kciuki, wiem jak to jest rozbudzić ją wcześnie, a potem się bać:/ Ale bardzo, bardzo, bardzo mocno Ci życzę, żeby na strachu się skończyło!!! Ja też bym tę betę powtórzyła w poniedziałek. A potem poczekałbym już do wizyty, żeby się nie zadręczać (albo chociaż zadręczać się mniej).
            Swoją szosą… tak jak pisze Ewka, niezależnie od wyniku, to dobra wiadomość, że coś w końcu zaskoczyło… wiem, że przy niepożądanym wyniku bety marne to bedzie pocieszenie, dlatego zaciskam kciuki z całych sił, żeby poszybowała w górę!

    2. Emenems… Przyłączam się do dziewczyn – trzymam kciuki i mam nadzieję, że to nie to, czego najbardziej się boimy.
      Nie rozumiem, dlaczego lekarka odradziła Ci betę. Może chciała oszczędzić Ci nerwów, ale rany boskie, nie ma sposobu, żeby oszczędzić nerwów w takiej sytuacji…
      Jesteśmy z Tobą. To niewielka pomoc, ale nie jesteś sama.

  29. Emenems, cokolwiek sie nie okaże, to i tak dobrze, ze naturalnie zaskoczyło! 1,5 roku to nie tak długo i może wlasnie cos się odblokowało i nawet jesli nie teraz, to są realne szanse, że znowu się uda niedługo.

  30. Olga! Gratulacje!!
    A ja się Wam teraz pochwalę: 12.12 o 9,45 przywitałam na świecie moją Córeczkę!!!Mała śliczna ,zdrowa, wszystko w porządku, już ją całuję po stopkach;)
    Od środy jestem w domu, jeszcze się organizujemy:) Jeszcze Was nie przeczytałam ale obiecuję,że nadrobię:)
    Trzymam kciuki za Was wszystkie, niech Wam też się rodzą takie piękne stópki!

    1. Martka, gratulacje!!!! Kocham takie wspaniałe wieści!!wycałuj małą po stopkach także od wirtualnej cioci!:) wszystkiego dobrego Wam życzę, spełnienia w roli mamy i jak najmniej trosk.

  31. Iza,
    widzę, że trening czyni mistrza 😉
    ostatnio przywiozłam sobie druty i kłębek włóczki od siostry, obejrzałam parę filmików na yt…. i się „zdystansowałam”, bo to wcale nie jest łatwe ;]
    prace manualne nigdy nie należały do moich ulubionych 😉

    a jak tam nowa praca?
    ściskam 🙂

    1. Hania, dopinguje z drutami! Też bardzo bym chciała się nauczyć. Tylko tak sobie myślę, że muszę mieć na to chyba jeszcze jedno życie.
      Nowa praca? Pożarła mnie i cały mój wolny czas. Muszę się jakoś życiowo przeorganizować.

      1. Ja uwielbiam, to jedna z nabardziej relaksujących czynności świata. Ale czasochłonna. W ciąży namiętnie robiłam kocyki dla swojego i okolicznych młodych 😉

        Melduję, że przestał mnie boleć brzuch w miejscu ciąży pozamacicznej, teraz boli z drugiej i za każdym razem jak zaboli, cieszę się jak dzika (tak, jestem psychiczna 😉 ). Ubraliśmy choinkę, wbrew pogodzie próbujemy złapać świateczny nastrój, jedziemy na Krakowskie i w ogole jest dobrze 🙂

    1. Piegusku, tabletki anty to przy długim protokole. Niektóre idą krótkim, niektóre długim. Zastanawiałyśmy się już, od czego zależy decyzja i nie doszłyśmy do wiążących wniosków. 🙂
      Ja szłam krótkim. W pierwszym cyklu po kwalifikacji stymulacja – bez żadnego wyciszania.

  32. No mój lekarz powiedział, że w tej klinice wszyscy idą długim protokołem -taka odgórna procedura (myślałam, że będę mogła krótkim), to pewnie dlatego. Dziękuję za odpowiedź 😉

  33. No właśnie tak też było w Invikcie. Wszyscy długim. W Gamecie się za głowę złapali ze kazali mi iść długim przy wysokim AMH. Jak się łatwo stymulujesz i wysokie Amh to powinien być krótki. A jak nie to długi żeby lepiej się wyciszyć i bardziej pobudzić jajniki do pracy aby uzyskać wystarczającą ilość komórek jajowych.

  34. U mnie cudu mikołajkowego nie będzie.
    25 dc. 14 dni po IUI – jedna wielka tłusta krecha.

    Następny cykl odpada bo lekarz na urlopie w czasie moich dni „płodnych”.
    Może kolejny .. O ile starczy mi sił 🙁
    Boję się, że jeszcze słabiej zareaguję na Menopur. Może lekarz zmieni mi leki do stymulacji?

    Pisałyście o lekach wspomagających – koenzym Q10, inofolic, wiesiołek do owu, omega3. Coś jeszcze?
    A co dla mojej drugiej połowy na polepszenie parametrów? Androvit? Cynk forte?

    Nie byłam przekonana do IVF a teraz jest za późno 🙁
    Na dofinansowanie rządowe już za późno. Komercyjnie nas nie stać 🙁

    1. MagdaS, a gdzie się leczycie? Jesteś pewna ze za późno? Moze jest jakaś szansa, ze Was zakwalifikują? Jesli chodzi o IUI to skuteczność jest bardzo niska, ale probowac oczywiście warto nim sie zdecydujemy na ten ostateczny krok.
      Mój maz bierze profertil, wczesniej wszystkie tam zawarte minerały brał oddzielnie, ale gdzieś wyczytaliśmy o tym profertilu, ze cuda działa i przed kolejna procedura in vitro maz to brał.
      Jesli o mnie chodzi to inofolic, koenzym q10 firmy kaneka(najlepiej w wersji ubichinol-lepiej sie wchłania), wiesiolek, feminizm natal, biomarine1140, wit.D., mleczko pszczele. Dobra na płodność jest jeszcze maca(sproszkowany korzeń). Do tego ograniczyć slodycze(powodują skoki insulinowe, czy cos takiego, co zle wpływa na płodność), jeść duzo nabiału, jajek, warzyw, tłuściutkich rybek. To tak z grubsza. Oczywiście dostosuj wszystko do swoich preferencji żywieniowych i stanu zdrowia.

      1. W Invimedzie, Invicta i Novum zakonczono przyjmowanie pacjentek. Na I polrocze 2016 nie planuja zadnych przyjec 🙁
        Bylismy na wstepnej wizycie w Invimed ale nas odeslano z uwagi na koniecznosc przeprowadzenia HSG i przy najmniej 2 zabiegow IUI.
        Czas minal. Mam do siebie wielki zal ze tyle zwlekalam 🙁

        Nie wiem czy nie sprobowac szczescia w nowym cyklu w Novum. Tylko czy dostane sie do tego lekarza do ktorego chce?
        Czy najpierw sie podkurowac i sprobowac IUI za 3 m.?
        Czas dziala na nasza niekorzysc. Ja mam 38 lat, maz 43 🙁 oprocz nadziei i nerwow nie mam wiele do stracenia 🙁

        ~Margaritka duzo tego wszystkiego. jeszcze z moja insulinoopornoscia :/

        1. No dobrze, a gdzie te inseminacje robisz? W ten klinice nie mogą was wciągnąć na listę? My sie komercyjnie leczyliśmy w Novum i samoistnie wyszła kwalifikacja do programu gdy wykorzystaliśmy juz wszystkie inne opcje.
          Nie poddawajcie sie. Jesli rozważasz w ogóle in vitro, to warto skorzystać teraz, kiedy leki sa refundowane i kosztują 1/3 mniej. Koszt całej procedury jest duży, ale rozciąga sie w czasie. Moze porozmawiajcie o tym ze swoim lekarzem?

        2. Nie musisz brać wszystkiego. To jest moja „top lista”;) korzystałam z rad dziewczyn z bloga, grzebałam w internecie. Poczytaj który suplement na co wplywa i wybierz to, co mogłoby sie sprawdzić u Ciebie.

          1. ~Margaritka

            IUI robiłam u dr Woźniaka. Lata całe przyjmował w Novum. Teraz ma swój prywatny gabinet w Radomiu , skąd pochodzę.

            Kompletnie nie wiem jak ugryźć temat .. :((

            Zadzwonię jeszcze do Bociana w Białymstoku by dopytać o ich warunki. U nich dłuższy czas się leczyłam..

            Co do witamin to mój mąż jest przeciwnikiem ich brania. Pracował przy kampaniach reklamowych w firmach farmaceutycznych. Powiedział, że w suplementach tzw. OCT nie ma połowy dawki tego co powinno mieć działanie lecznicze. Bo wtedy taki specyfik musi być na receptę. Np. Zincas Forte z końską dawką cynku (to mój mąż brał przed IUI z której mamy córkę). Więc te suplementy to o kant d… Ja łykam – bo przynajmniej na głowę mi działa 😛

          2. Magda, nie poddawaj się jeszcze. Może jakoś się załapiesz, może na te tańsze leki, a może jeszcze jakoś uzbieracie na komercyjne podejście.
            Ja też mam 38 lat i jeden zarodek czeka. Jak się nie uda, to na pewno będę jeszcze podchodzić płatnie.

          3. W Bocianie mogę się załapać na refundację leków. Koszt IVF od 4200 do 7000 :/
            Nowy cykl zacznie mi się na dniach, więc nie zdążę tam pojechać.
            Pozostanie mi czekać do połowy stycznia 🙁

  35. dziewczyny, czy któraś z Was jadła ananasa po transferze? Zastanawiam sie, czy by nie spróbować. Tylko juz die gubię, przez ile go trzeba brać i w jakiej ilości? Pomoc mikroskurcze macicy powoduje, a tego nie chcemy…ktoś cos wie?

    1. Margaritka ja jadłam. Najlepiej już od punkcji zacząć. Ale można też w dniu transferu. Zawiera substancje bromeline, która ułatwia zagniezdzanie. Ale max 2 plastry dziennie, bo większa ilość może właśnie spowodować skurcze macicy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *